Dziwak z dyplomem – 38

Zrobiłam sobie tydzień wakacji i wyświetlenia poleciały na łeb... No cóż. Jak znowu tak będzie, to chyba zawieszę Dziwaka do czasu skończenia Róży, żeby zrobić to na spokojnie. Nie chce mi się ciągnąć na bieżąco dwóch opek, skoro Wam nie zależy xD. No a Róża z wiadomych przyczyn ma pierwszeństwo. No ale jeszcze zobaczymy, może najdzie mnie wena, bo mam chwilowo wolne od pracy.

Miłego! :*

================

— Co ci obiecywał? — zapytałem zagubiony.
Dopiero co wspominałem, że nie jestem w żadnym filmie, ale po tonie głosu blondyna i jego dziwnej tajemniczości, zaczynałem odnosić wrażenie, że jednak w jakimś jestem. On, i najwyraźniej Staw również, wiedzieć o mnie coś, czego ja sam nie wiedziałem – tyle zdążyłem wywnioskować ze słów Gabriela, w końcu nie byłem idiotą, a jedynie niestabilnym psychicznie przegrywem.
— Że o ciebie zadba, ale w jego rozumieniu to wyglądało widocznie inaczej. Masz te tabletki?
— Mam, moment — odpowiedziałem pospiesznie i pognałem do kuchni, by wyciągnąć resztki leku z dna szuflady ze sztućcami.
Wróciłem, położyłem leki na stół i wróciłem na swoje miejsce, od razu chwytając szklankę, po drżeniu zawartości której od razu było widać, jaki byłem zdenerwowany, ale co ja mogłem na to poradzić?
— Pamiętasz swój wypadek? Ten, kiedy zostałeś pobity na klatce schodowej?
— Oczywiście, że pamiętam! Dotąd boję się wejść normlanie do cudzego bloku. Myślisz, że dlaczego mieszkam tu?
— Dziewczyna, za którą wtedy dostałeś, nie była studentką. Była uczennicą liceum, w którym robiłeś praktyki. Skłamała, żebyś chciał się z nią spotkać. A dres, który cię wysłał do szpitala, nie był jej byłym facetem, tylko ojcem. O mało cię wtedy nie zabił. Miałem wstrząśnienie mózgu, złamaną rękę, zwichniętą nogę i byłeś cały poobijany. Zrzucił cię ze schodów. Leżałeś w szpitalu nieprzytomny ponad miesiąc. Lekarze początkowo nie wiedzieli nawet, czy w ogóle się obudzisz… — uciął nagle, jakby doskonale wiedział, że więcej nie zniosę.
Jego słowa dudniły w mojej głowie nieprzyjemnym echem, a z każdym kolejnym uderzeniem wracały do mnie zamglone sceny ze wspomnień. Wizyty u psychologa, zdenerwowane rozmowy przyjaciół przy moim łóżku, niepewność, strach, a w końcu i coś, w co już zupełnie nie chciałem uwierzyć.
— Gabryś… — mruknąłem, ale ten uciszył mnie samym spojrzeniem.
— Miałeś problemy z pamięcią. Wtedy, razem z twoją ciotką, zdecydowaliśmy, że będzie lepiej, jeśli wmówimy ci, że tak naprawdę było inaczej. Czy ty wiesz, jak serce jej się krajało, kiedy chciałeś się zabić, bo uświadomiłeś sobie, co zrobiłeś? Sama się prawie przekręciła. Wszystko wina tej gówniary… Zajęliśmy się tym. No. Ale właśnie tak było. Bzyknąłeś uczennicę, nie studentkę. Za seks ze studentkami nic ci prawnie nie grozi, nie ma nic na ten temat w żadnym prawie, ewentualnie w statucie własnym uczelni, więc możesz przestać się tym zadręczać. No i mam nadzieję, że zrozumiesz…
— Że ja, ja… Co ja zrobiłem?! — wrzasnąłem, upuszczając pełną alkoholu szklankę na podłogę.
Tego się nie spodziewałem. Mogłem zrozumieć, że oszukali mnie dla mojego dobra, to nawet miało sens, nie miałem im za złe. Ale kiedy dotarło do mnie, co takiego zrobiłem… Jak mogłem być takim idiotą?! Nic dziwnego, że chciałem się zabić, jestem zwykłym zwyrodnialcem!
— J-jak wy mnie… jak niby mnie chroniliście?! Nic z tego nie rozumiem!
— Znając Stawa? Zapewne kazał ci nie schizować i poił cię alkoholem, nie wiem. Nie zrobił tego, co było trzeba, a obiecywał mi, że się tobą zajmie. Ty jesteś jak dziecko, naprawdę…
— Nie jestem dzieckiem. Jestem potworem, zboczeńcem… Naprawdę to takie dziwne, że chciałem ze sobą skończyć?!
— A czy ja powiedziałem, że to dziwne? — warknął stanowczo Gabriel.
Wstał i zawisł nade mną, krępując moje ruchy tak, że mogłem już tylko patrzeć mu w oczy, zastanawiając się – nauczony zachowaniem Michała – czy zaraz nie zacznie się do mnie dobierać. On jednak patrzył mi w oczy ze wściekłością i smutkiem, a kiedy się nieco opanowałem, przytulił mnie jak dziecko.
— Powiedziałem, że nie chcieliśmy, żebyś to zrobił. Dalej nie chcemy. Młodej nic nie było, sama tego chciała, dlatego nie wnieśli oskarżenia. My też nie wnieśliśmy. Nawet zjawiła się twoja matka…
— Ja nie mam matki.
— Seba… O tym kiedy indziej. Wyciągnij wnioski, co jest najważniejsze w tej rozmowie? — zapytał rzeczowo, odsuwając się ode mnie.
Zawsze mi tak robił. Nie do końca wiedziałem, na czym to polega i jakim cudem to w ogóle działało, ale za każdym razem odnosił pełen sukces. Uspokajałem się, analizowałem całą konwersację i wyciągałem wnioski a wszystkie emocje zostawały gdzieś w tyle. Gabryś powinien być psychoterapeutą.
— Że za związek ze studentką nic mi nie grozi, że jesteście dobrymi przyjaciółmi, że mam po co żyć i że… To chyba wszystko.
— Właśnie tak, więc teraz się napij, uspokój, weź tabletkę i opowiedz mi o tej swojej studentce.
— I naprawdę mógłbym z nią być? Tak po prostu, nawet jeśli ją uczę? — zapytałem podejrzliwie.
Mimo wszystko nie chciało mi się wierzyć, że to jest aż takie proste. Tyle czasu życia w kłamstwie… Nawet mnie to nie dziwiło, nie szokowało, nie złościło, jakbym cały czas wiedział, że tak było i zdawał sobie sprawę, że z wygody i strachu zwyczajnie dawałem się oszukiwać. Zawsze myślałem, że w takich chwilach ludzie przeżywają większy szok i że ja sam zwyczajnie dostałbym zawału, ale okazało się, że podszedłem do sprawy jak jakiś socjopata. Z jednej strony byłem z siebie dumny, bo nie potrzebowałem tabletki, ale z drugiej to mnie nieco martwiło. Nawet przyjaciel sądził, że bez leków się nie obejdzie.
— No tak. Wiem, ten system nie ma sensu, ale tak właśnie jest. Więc po prostu mi opowiedz, bo jestem ciekaw, kto aż tak cię sobą zainteresował, że odważyłeś się złamać zasady — nalegał.
Wziąłem głęboki oddech, a potem zacząłem mu opowiadać o wszystko po kolei. O naszym pierwszym spotkaniu, o kolejnych. O tym, jak się zachowywała, ja wyglądała, co lubiła, czego nie znosiła. Mówiłem o wszystkim, co się wydarzyło, o każdym smsie, mailu, spojrzeniu, a nawet o tych rzeczach, których żadne z nas nie wypowiedziało i o których tylko myślałem. Nawet nie wiedziałem, że to może być takie przyjemne, ale przez większość opowieści uśmiechałem się i czułem naprawdę dobrze. Świadomość, że ostatecznie nie zrobiłem nic złego, też mi pomagała, a przerażenie, że kiedyś posunąłem się za daleko wcale mi nie doskwierało – w końcu tatuś kibol, znany wcześniej jako były chłopak, chyba wystarczająco mnie ukarał.
— Brzmi, jakby ci naprawdę zależało — podsumował Gabriel.
— Obawiam się, że tak jest. Ale sam widzisz, że dziewczyna traktuje mnie, jak… Sam nie wiem, ale na pewno nie jak materiał na partnera, zresztą wcale jej się nie dziwię.
— A mnie się wydaje, że gdyby miała cię w dupie tak bardzo, jak ci się wydaje, nie wydarzyło by się między wami tyle. Nie słucham codziennie o tym, żeby studentki przychodziły do domu wykładowców ot tak sobie. Więc słuchaj mnie, Sebuś — powiedział poważnie i chwyciwszy mnie za dłonie, dodał: — To bardzo ważne i  musisz zrobić to, co ci powiem. A więc: Przestań być zakompleksionym, przerażonym dzieckiem i stań się mężczyzną. Zaproś ją gdzieś, spotkaj się. Pokaż się z tej lepszej strony. Przecież potrafisz nie być paranoikiem, włóż w to trochę wysiłku.
— A jeśli mi się nie uda?
— To dalej będziesz sam, co to za różnica? Gorzej nie będzie, nie masz nic do stracenia.
— Właściwie masz rację… Ale sam nie dam rady, pomógłbyś mi — jęknąłem, szczeniacko licząc na to, że uda mi się w ten sposób namówić Gabriela, żeby został w mieście.
— To mam dobrą wiadomość! Jakiś czas tu zostanę, więc będziesz miał pełne pole do popisu!
— Od jak dawna o tym wiesz?!
— Od początku, ale uznałem, że powiem ci w odpowiednim momencie. Patrz, jaką masz teraz minę, warto było! — śmiał się wielce z siebie zadowolony.
Nie potrafiłem się na niego złościć, bo za bardzo cieszyło mnie to, że będę miał go blisko. Razem ze Stawem i Gabrysiem, jak za dawnych lat, czułem, że naprawdę będę w stanie wyjść nieco na prostą. Gdyby jeszcze potrafili odbierać ból, już w ogóle byłbym w siódmym niebie, ale nie zamierzałem narzekać.
A jakby tego wszystkiego było mało, dostałem sms!
— Co się tak szczerzysz? Ona do ciebie napisała? — zapytał zaciekawiony Gabriel, kiedy sięgnąłem po telefon i z zapartym tchem czytałem treść smsa.
— Tak, ona. Chce się spotkać. Jutro. Jutro nie mogę, nie wiedziałem, że będę gdzieś wychodził, nie jestem gotowy…
— Seba…
— Nie patrz tak! Jeśli mam się z nią spotkać i chociaż raz nie zachowywać się jak karykatura człowieka, muszę się najpierw do tego przygotować!
— I całe życie tak będziesz? Sebastian, błagam cię…
— Nie całe życie, ale to jeszcze za wcześnie. Zapytam o piątego, na zajęcia wracamy ósmego, więc to jeszcze dobry odstęp czasu. Jutro nie dam rady.
Gabriel chyba nieźle się zirytował moim brakiem pewności siebie, bo wyrwał mi z ręki telefon i zaczął coś wciskać. Gdyby był Stawem, chyba bym się zwyczajnie rozpłakał, ale że był sobą, siedziałem tylko zrezygnowany, by wreszcie sprawdzić, jak bardzo mnie wkopał.
— Ma przyjść do mnie?! Przecież to… to tak, jakbym chciał się z nią… A ona przecież. Gabriel!
— Wyluzuj. To ty, wątpię, żeby spodziewała się po tobie czegoś więcej niż całkowitej klapy. Jeśli w ogóle jej dotkniesz, to wszyscy będą zaskoczeni, znam cię.
— I ty mi próbujesz dodać otuchy? Dzięki…
Trochę z tego żartowaliśmy, trochę rozmawialiśmy poważnie, ale jedno było pewne – Gabryś wpływał na mnie doskonale. Po wiadomości, którą mi przekazał, powinienem już od kilku godzin leżeć w wannie z żyletką w dłoni, użalając się nad tym, że jestem zbyt żałosny, by się zabić. Ja tymczasem umówiłem się na spotkanie z dziewczyną, która z jakiegoś powodu była mną zainteresowana i nawet nie stresowałem się aż tak bardzo. Może to powrót do leków tak dobrze na mnie działał, może to magia Gabriela, ale naprawdę czułem, że jestem w stanie to osiągnąć.
Blondyn pomógł mi posprzątać w domu, bo wstyd się przyznać, ale od sylwestra nie miałem siły i chęci tego zrobić. Wymyśliliśmy, co mógłbym podać do jedzenia, wykopaliśmy z szafy jakieś gry, schowaliśmy pornosy, żeby znów przypadkiem ich nie zobaczyła, a potem do późnej nocy rozmawialiśmy o sprawach bieżących. Przez to wszystko nie wiedziałem nawet, czemu przyjaciel zostanie w mieście i było mi głupio, więc musiałem to naprawić!
Dowiedziałem się, że zwyczajnie wysłali go do Warszawy w ramach jakiegoś projektu badawczego. Właściwie, gdybym nie skupiał się wyłącznie na sobie (przez co czułem się trochę jak Michał), domyśliłbym się, bo to było oczywiste. Ale ja byłem sobą – zeżartym przez stres, nieogarniętym mięczakiem, który ledwo wiązał koniec z końcem, żeby się psychicznie nie rozsypać na dywanie. Same badania brzmiały ciekawie, chętnie wziąłbym w nich udział, jednak dziedzina zupełnie nie wiązała się z moimi i musiałem zrezygnować. Za to pomyślałem, że sam chętnie zdobyłbym jakieś dofinansowanie i zajął się ciekawym projektem. Wtedy naprawdę mógłbym zrobić z call girl prawdziwą asystentkę. Jej pomogłoby to w karierze, mnie w rozwijaniu naszej relacji… Postanowiłem, że ósmego z samego rana pójdę porozmawiać o tym z dziekanem, a jeśli okaże się, że to wchodzi w grę, zamierzałem w trakcie ferii opracować dokładnie pomysł i przestawić go w konkursie na letni semestr.
~*~
Odpisał mi. Nie spodziewałam się w sumie, że to nastąpi, bo, sama nie wiem, zwyczajnie spodziewałam się po nim olania wiadomości, co najwyżej odmowy. Ale on odpisał i na dodatek się zgodził. Prawie utopiłam telefon, gdy przeczytałam treść smsa, chociaż brzmiał trochę tak, jakby pisał go ktoś inny. Stawskiego bym o to nie podejrzewała, a Sebastian chyba nie miał innych znajomych. Nie, żeby go szufladkowała, ale nawet mnie można było zobaczyć z więcej niż jedną osobą w przeciągu całego semestru.
Znów nie mogłam przez to zasnąć. Zastanawiałam się, w co się ubrać, czy jeść coś przed wyjściem, czy nie kupić dodatkowej paczki papierosów, bo i tak zawsze razem paliliśmy takie liczby, że nie zachorowaliśmy na raka tylko dlatego, że jeden zabijał drugiego. Później, kiedy już zdecydowałam, licząc na spokojny sen zaczęłam sobie wyobrażać, jak to będzie. Mieliśmy się spotkać u niego, to brzmiało nieco… zobowiązująco w naszej obecnej sytuacji. Oczywiście znając Sebastiana, zanim do czegokolwiek by doszło, dziesięć razy zdążyłabym przemyśleć co zrobić, zrobić to i zrezygnować, ale mimo wszystko sama świadomość, że on mógł mieć wobec mnie jakiekolwiek plany, zwyczajnie mnie niepokoiła.
Przez ten niepokój i kompletny brak odpowiedniego wzorca zachowania, który pomógłby mi się z tym uporać, zamiast spać, by się wyspać na umówione spotkanie, wierciłam się w bólach w łóżku, nie mogąc pozbyć się natrętnej wizji, która wszelkie inne scenariusze sprowadzała do tego, w którym stawałam się ofiarą jego niepoczytalności z racji stracenia świadomości na rzecz całkowitego oddania się w ręce uśpionego pożądania. Chociaż pewnie jego pożądanie miało się dobrze, skoro pukał się ze Stawskim. Ten wyglądał na takiego, który doskonale się na tym znał.
Jakoś udało mi się dotrwać do rana, ale podobnie jak ostatnim razem, gdy się spotykaliśmy, tak i teraz byłam zmęczona, niezadowolona i na dodatek bolało mnie dosłownie wszystko – tak właśnie działał stres i niewyspanie, nie było na to rady. Ubrałam się, umyłam, nawet nieco uczesałam i spakowałam do torby książkę, którą dostałam od kuzynki. Uznałam, że kiedy zacznę się denerwować, wręczę ją dziwakowi, rozluźniając sytuację idiotycznym żartem. W końcu i tak miałam mu ją dać, więc to był dobry moment. Plan awaryjny, dowcip i okazja, by mu coś dać w jednym. Przy odrobinie szczęścia straci pewność siebie, a ja poczuję się lepiej. No ale tego nie mogłam być pewna, ostatnimi czasy Sebastian zaczynał zachowywać się tak dziwnie i nieobliczalnie, że nie potrafiłam ocenić, jak będzie tym razem.

Przed wyjściem sprawdziłam, czy na pewno wszystko w domu nadaje się, by je zostawić. Zamknięte okna, wyłączona kuchenka, komputer i światła. Zamknęłam drzwi, wcisnęłam klucze do kieszonki torebki i ruszyłam w stronę jego domu jak na skazanie, nie wiedząc, co mnie właściwie czeka. Żeby nie kusić losu, specjalnie ubrałam się tak jak zwykle – czyli byle jak. Przynajmniej mogłam mieć czyste sumienie, że w razie gdyby do czegoś doszło, to będzie tylko i wyłącznie jego wina. Choć wiedziałam, że nie dojdzie, nie miało prawa. I dobrze, bo wcale nie chciałam… Może gdyby nie chodziło o niego i o mnie, nie miałabym nic przeciwko, ale w takiej sytuacji zwyczajnie nie mogłam na to pozwolić. 

1 komentarz:

  1. Yey! Nowy rozdział, you made my day. Dzięki Ci o Wielka, Wspaniała Bogini!

    OdpowiedzUsuń

.