Dziwak z dyplomem – 41

Wyobraźnie sobie, że tak bardzo nie mam zapasu, że we wtorek wieczorem, po całym dniu kończenia magisterki, dopisywałam końcówkę, żebym w ogóle mogła Wam wrzucić więcej niż 3 strony xD. Mam nadzieję, że to dopisane trzyma się kupy, nie miałam już czasu, żeby nad tym posiedzieć porządniej. Ale! Skończyłam pisać te paskudną pracę. Teraz będę czekała na odpowiedź od promotorki (a że praca ma 206 stron, to trochę jej się zejdzie xD), od pracy dalej mam wolne, więc powinno się udać nadrobić chociaż odrobinę.
Trzymajcie kciuki i dajcie znać, co sądzicie o rozdziale, bo ostatnio posucha z odpowiedziami i nie wiem, czy jeszcze Wam się podoba, czy już pora zbliżać się do zamierzonego końca xD.

Miłego! :*

============================

— Wszystko w porządku? Trzęsiesz się — usłyszałam głos, który irytująco wszedł mi w tok myślowy, sprawiając, że po wielkiej, odkrywczej rozkminie, którą prowadziłam sama ze sobą, pozostało jedynie wrażenie, że odkryłam coś niesamowitego, co przez tego skrajnego idiotę bezpowrotnie straciłam.
Ale jak to bywało, gdy było się w odmiennych stanach świadomości, po chwili przestałam się przejmować. Wybuchłam śmiechem, lekko uderzyłam go w ramię, a niesiona siłą ruchu, wpadłam w jego ramiona i ułożyłam się w nich wygodnie, nagle całkowicie nie rozumiejąc, jaki widziałam w tym wcześniej problem. Zresztą on zachowywał się tak samo. Nie odsunął się, nie zaczął wyjąkiwać nieskładnego bełkotu, tylko objął się i gdybym nie była kompletnie zjarana, dałabym sobie głowę uciąć, że był niezwykle zadowolony.
— Teraz już się nie trzęsę, bo mnie trzymasz jak miseczka galaretkę, żeby nie drżała. Jesteś moją miseczką, a ja jestem galaretką. Poziomkową, dobrze? Lubię poziomki, ty je lubisz?
— Mówiąc szczerze, to jedne z moich ulubionych owoców — przyznał nieco skrępowany i patrzył w moje oczy tak długo, że zaczęłam czuć jakieś niezręczne oczekiwanie, nie wiedziałam tylko na co.
Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale się nie dawało. Było coś takiego w ludziach, jakaś intuicja, zdolność mózgu do rozróżniania pewnych sygnałów, pomijając świadomość, która sprawiała, że w takich chwilach doskonale wiedziało się, co się zaraz wydarzy, a jednak żyło się w niepewności, bo nikt ani nic na to wcześniej nie wskazywało – a przynajmniej nie dało się jednoznacznie wskazać elementów odpowiedzialnych za to dziwne wrażenie. I właśnie tak się teraz czułam, desperacko chwytając się ostatniej deski ratunku w postaci logicznego myślenia, starając się wbrew ludzkiej naturze doszukać się tych oznak, by mieć pewność, że mózg dobrze odszyfrował intencje profesora.
~*~
Staw by mi pewnie nie uwierzył, Gabryś… Zapewne po odpowiednio długotrwałym zapewnianiu, że niczego nie planowałem, bo on potrafił odróżnić moją prawdziwą desperację od desperackiego wciskania innym kitu. Ale sądzę, że byłoby ciężko, gdybym próbował przekonać wszystkich, że dałem jej ten niewielki, plastikowy woreczek tylko z dobrego serca i chęci ulżenia dziewczynie w bólu. Bo nim się obejrzałem, zaczęliśmy zachowywać się… Zdecydowanie zbyt poufale. Gdyby nie rewelacje, które zrzucił na mnie Gabriel raptem kilkadziesiąt godzin wcześniej, już dawno zszedłbym na zawał i pośmiertnie przypięto by mi łatkę ćpuna.
Ale się nie denerwowałem. Jak na siebie byłem niesamowicie spokojny i z nieukrywanym zadowoleniem wpatrywałem się w lekko zarumienioną twarz dziewczyny i lekko mętny wzrok, który w towarzystwie zupełnej ulgi na jej twarzy – o której wtedy dowiedziałem się, że widzę ją po raz pierwszy – tworzył niesamowicie uroczy, satysfakcjonujący (ze względu na mój wkład w jego osiągniecie) wyraz twarzy sprawiający, że nie mogłem nie poczuć się lepiej.
Z każdą chwilą, gdy tak na nią patrzyłem, odnosiłem wrażenie, że odległość między nami coraz bardziej się zmniejsza, a jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Zbyt pewnie siebie, jak na ofiarę losu, którą byłem, objąłem ją w pasie, drugą ręką lekko pieszcząc zaróżowiony policzek. Pochyliłem się nad dziewczyną jeszcze bardziej, walcząc z nagłą potrzebą wydania z siebie westchnienia typowego dla cnotliwych dziewic ze szkół katolickich, i angażując wszelkie pokłady pewności siebie, odwagi, uciszania poczucia winy i normalności, odważyłem się delikatnie musnąć jej wargi.
Na wszelki wypadek odsunąłem się zaraz po tym gorszącym każdego z obserwatorów, gdybyśmy tylko jakichś mieli, akcie, badawczo analizując zmiany jej wyrazu twarzy. Zaskoczenie, niedowierzanie, ale nie szok, brak oburzenia, obrzydzenia czy innych emocji, które skutkowałyby czerwonym odciskiem dłoni na moim policzku albo pozwem sądowym dostarczonym w niezwykle wyrafinowany sposób (dlatego nigdy nie podawałem komuś swojego nazwiska, póki nie miałem absolutnej pewności, kim był i jak bardzo mógł mi zaszkodzić).
— Przepraszam… Nie chciałem cię, no, nie chciałem zrobić czegoś eee… Nieodpowiedniego — wydukałem, załamując się nad swoją elokwencją; mnie to by nawet kilogram zielska nie pomógł w kontaktach międzyludzkich.
— Nie masz za co. — Usłyszałem nienaturalnie słodki głos, aż musiałem przypatrzyć się, by mieć pewność, że wydobywał się z jej ciała. — Chcę jeszcze raz — dodała.
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, pchnęła mnie na oparcie kanapy i oparła się o moją pierś tak, że jako kaleka i słabeusz nie miałem zbytnio szansy się wyswobodzić. Na szczęście wcale nie chciałem i gdy tylko jej ciepłe wargi ponownie złączyły się z moimi, instynkt wziął nade mną górę, ręce objęły ją, zmuszając, by przesunęła się na moje kolana, a usta nurzały się w coraz głębszych pocałunkach pełnych niesamowitej pasji i czegoś, czego nie potrafiłem nazwać. Może to było typowe dla kobiet, a może tylko dla tej jednej, ale w prostej pieszczocie, jaką uskutecznialiśmy, było coś tak niezwykłego, że właściwie kręciło mnie bardziej niż przygodny numerek z Krisem, a byłem pewien, że on był doskonałą odskocznią od monotonii życia przeplatanego beznamiętnymi stosunkami ze Stawem.
Nie planowałem robić niczego więcej. Chociaż może zdolności społeczne były… W zasadzie to prawie ich nie było, pamięć miałem wystarczająco dobrą, by nie zapomnieć, że ona nie lubiła być dotykana. Dlatego też nie napierałem na nią, nie próbowałem niczego nowego, cieszyłem się tym, co miałem, bo nieco zbyt koścista dziewczyna w moich ramionach wydawała się taka efemeryczna i potrzebująca ciepła i bliskości, że nie mógłbym zrobić nic, by ją zranić. Przynajmniej nie świadomie, bo wbrew własnej woli zapewne nie jedno byłbym w stanie spieprzyć. Ale udawało mi się tego unikać, a jej zadowolenie dawało mi tak dużą satysfakcję, że zaczęła powoli wypełniać dziury w moim sercu, choć pewnie nie na długo, bo było ich zbyt wiele.
— Obiecaj, że nikomu nie powiesz — szepnęła nagle do mojego ucha, odrywając się od ust.
Przywarła do mnie całym ciałem, jej ręce zanurkowały gdzieś pomiędzy nas, a ja zszokowany wpatrywałem się przed siebie, czekając na jakieś wyjaśnienia.
— Nic nikomu nie powiem, możesz być spokojna. Nie jestem duszą towarzystwa, zauważyłaś już chyba.
— Więc zamknij się już i powiedz, że tego pragniesz — odparła tak… podniecająco, że sam już nie wiedziałem, o co chodziło.
Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś, kto nie daje się na co dzień w ogóle dotykać, pod wpływem czegoś, co nawet nie wpływało na zachowanie tak bardzo, otworzyła się do tego stopnia, by to ze mną zrobić. Ze Stawem – zrozumiałym, ale ze mną?
Wahałem się, co powinienem odpowiedzieć. Nie chciałem, by wytykała mi później, że ją wykorzystałem, bo kobiety robiły tak zawsze, a przecież oboje paliliśmy i jeśli ktoś robił coś nieodpowiedniego, to nie byłem ja. To ona na mnie siedzi i grzebie mi przy rozporku, nie ma szans, żeby obróciła to przeciwko mnie!
— Oczywiście, że pragnę. Chyba czujesz… — mruknąłem, upewniając się, że ruch w okolicy krocza, który czułem przez ostatnich kilkadziesiąt sekund, nie był jedynie złudzeniem czy nieplanowanym działaniem, a w pełni przemyślanym zachowaniem mającym prowadzić do… Jakiegoś efektu.
Na moją odpowiedź zareagowała chichotem, który nie skojarzył mi się zbyt dobrze. Nie zauważyła jednak mojej skwaszonej miny, jakby w ogóle nie przeszło jej przez myśl, że mogła mnie tym urazić. Za to skupiła się na spodniach. Ściągnęła je ze mnie, sama lądując na kolanach tuż przede mną. Nie musiałem nawet komentować w myśli widoku, jaki mi to zapewniło. Młoda, urocza studentka, która z jakiegoś powodu chciała mieć ze mną coś wspólnego, a tuż przed nią mój nabrzmiały penis, który co chwilę poruszał się lekko, zdradzając zniecierpliwienie.
Wciąż nie byłem pewien, co zamierzała zrobić. Nie potrafiłem uwierzyć, że po prostu sprawi mi przyjemność, to się wydawało niemożliwe i z jakiegoś powodu… Nieodpowiednie. Kiedy jednak poczułem chłodne palce oplatające moje przyrodzenie, nie mogłem dłużej oszukiwać się, że zaraz spróbuje mi go urwać, zbyt czule się do tego zabrała, a ja – wstyd się przyznać – już wtedy jęknąłem pod nosem i poczułem, że jeśli tak dalej pójdzie, dojdę zanim ona w ogóle zrobi coś konkretnego.
— Proszę się rozluźnić, profesorze, w takich warunkach ciężko będzie się panu skupić — powiedziała ciepłym głosem, przesuwając jedną z rąk po moim udzie.
Zgodnie z poleceniem westchnąłem głośno, wypuszczając z siebie powietrze wraz z całym napięciem i odciąłem się od wszelkich myśli, skupiając tylko na własnej męskości i kobiecie, która właśnie się nad nią nachylała. A te jej usta… Takie delikatne, ciepłe, wilgotne. I ta dłoń, tak czule i nieudolnie poruszająca się na mnie, zdradzając, że chociaż grała pewną siebie, nie miała pojęcia, co i jak właściwie powinna robić.
Przygryzłem wargę, żeby nie robić z siebie niewyżytego, spragnionego wrażeń frajera – zresztą tego mogła się domyślić i bez dodatkowych efektów dźwiękowych – i ze wszystkich sił starałem się opóźnić moment dojścia. Nie wiedziałem, czy mam skończyć w niej, czy dać znać, żeby tego nie robić. Nie powiedziała mi, a sam się nie znałem. Zignorowałem to, uznałem, że powinna wiedzieć, co robi, skoro się na to zdecydowała.
— Ach… włóż go głębiej — jęknąłem, pozbawiając się wszelkich hamulców.
Położyłem dłoń na jej głowie i nie czując, by stawiała opór, lekko dopychałem ją w swoją stronę, by poczuć, jak połyka go w całości, ciepłym powietrzem z nosa dmuchając wprost na moje podbrzusze. Kiedy robił to Michał, nie czułem się tak dobrze. Kasia dawała mi poczucie wyjątkowości, które sprawiało, że każdy jej drobny gest, spotęgowany tym, co o niej wiedziałem, dawał szalenie dużo przyjemności. Wyobrażałem sobie, że staję przed nią nagi, pozwalając, by zrobiła ze mną wszystko, na co tylko miała ochotę. Bez względu na to, co by wybrała, zrobiłbym wszystko, by znów poczuć się tak, jak teraz…
— Ale tego dużo. — Usłyszałem, powoli wracając do rzeczywistości.
Mruknąłem coś nieskładnego pod nosem i leniwie otworzyłem szerzej oczy, by zobaczyć, jak skąpana w nasieniu ociera twarz i patrzy na mnie jeszcze bardziej zarumieniona, niepewna, urocza… Chyba się w niej zakochałem.
— Wybacz, to dlatego, że byłaś taka…
— Nie kończ tego zdania, bo oboje spalimy się ze wstydu. Stało się, to się stało, nie warto drążyć.
Ach, no tak. Znów ten system obronny, złośliwości, głupie żarty, udawane niezadowolenie. Nagle wszystkie nabrały dla mnie sensu, a ona wydawała się tak prosta i oczywista do zrozumienia, choć na co dzień była jedną wielką zagadką. Jakbym złamał najtrudniejszy z szyfrów Enigmy, zyskując dostęp do jej największych sekretów.
Pochyliłem się, dwa razy ruszając penisem, by raz jeszcze poczuć wtórny dreszcz przyjemności, a potem chwyciłem ją pod ramiona i jakimś nieludzkim wysiłkiem podniosłem i posadziłem sobie z powrotem na kolanach, uważając tym razem, by przypadkiem nie dźgnąć ją penisem w zadek, bo jeszcze dorobiłaby sobie do tego teorię. A na do było dla nas zdecydowanie zbyt wcześnie, szczególnie że byliśmy zaledwie znajomymi… W sumie sam nie wiedziałem, kim my jesteśmy, poza tym że dwójką zjaranych ludzi w jednym pomieszczeniu.
— Następnym razem ci się odwdzięczę. Mogę?
~*~
Nie, nie oszalałam. Początkowo nawet tak myślałam, ale potem przypomniałam sobie, o czym myślałam w okolicach sylwestra. Chciałam zacząć nowe życie, zmienić coś i otworzyć się, żeby chociaż trochę ułatwić sobie egzystencję, no to to zrobiłam. Z kim bym miała, jeśli nie z dziwakiem? Był niepewny siebie, całkowici pozbawiony przebojowości, nie miał zbyt wielu znajomych, którym mógłby się chwalić i generalnie nie przerastał mnie aż tak pewnością siebie.
Skutecznie ukrywałam sama przed sobą fakt, że tak naprawdę chciałam to zrobić, bo mnie do niego ciągnęło. Nie umiałam tego przed sobą przyznać, odnosiłam wrażenie, że odczuwanie czegoś takiego było… uwłaczające, choć w rzeczywistości nie miałam żadnego rozsądnego powodu, by tak myśleć. Powodu, by mu obciągać, też nie miałam, ale nie żałowałam. Jego dotyk był znacznie łatwiejszy do zniesienia niż większość innych. Pewnie dlatego, że to ja go zazwyczaj inicjowałam. Jednak nie to było najważniejsze. Sebastian po prostu dawał mi dziwnego rodzaju poczucie, co że, co przy nim i z nim robię, pozostanie między nami, nie stanie się głównym tematem rozmów połowy miasta i że on to docenia i widzi w tym coś więcej niż prosty akt cielesny. Pić jednak nie zamierzałam dalej, na to czułam się niegotowa, paskudne wino raz w roku wystarczało zupełnie.
— Czemu następnym razem? Dziś nie możesz? — zapytałam, patrząc zadziornie w jego oczy. — Wstydzisz się?
— Nie… Właściwie to tak, ale myślałem, że nie będziesz chciała. To dotykanie.
— To seks oralny, wiem, nie jestem głupia. Ale jak już zaczęliśmy, to skończmy — odparłam pewnie, choć w rzeczywistości traciłam tę pewność coraz bardziej.
Może miał rację, proponując, że zrobi to następnym razem. Widocznie udało mu się z przebłysku zrozumieć mnie lepiej niż sama siebie rozumiałam. Poza tym, on był taki wygolony, jakby każdego dnia spodziewał się tego, że ktoś będzie oglądał go nago. Ja tak nie robiłam, bo… To bolało, było niewygodne, zajmowało dużo czasu i nie miała dla kogo tego robić. Dlatego nie nosiłam może w majtkach jakiejś dżungli, ale do gładkości niemowlęcej skóry też mi brakowało i nie wiedziałam, jak on na to zareaguje. Ani czy powinnam mu o tym powiedzieć, bo kiedy myślałam, jak to zrobić, nie przychodziło mi do głowy nic rozsądnego.


4 komentarze:

  1. Jasny gwint, co tu się... idzę, że akcja zaczyna nabierać tempa :3 Mihihihi. Ciekawe co będzie dalej... i jak zareaguje Staw ? No i Gabryś. W ogóle on się jeszcze pojawi ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w czemu miałby się nie pojawiać? Przecież ma zostać w mieście na jakiś czas. Czytaj uważnie...

      Usuń
  2. Ta galaretka i miseczka przywiodła mi na myśl piosenkę PSY: "You'll be my curry, I'll your rice".
    Zanim jeszcze, chciałam się trochę poskarżyć. Marta z Elizą są nijakie. Po prostu przywołujesz je, aby Kasia miała z kim przejść się bądź odreagować, ale nie wyróżniają się niczym szczególnym. Nawet więcej uwagi poświęciłaś epizodowemu Krisowi w "Sylwestrze z jedynką" (ewentualnie trójką napaleńców).
    Cnotliwych dziewic ze szkół katolickich? AHAHAHAHHAHAHAHAHH tam to dopiero kurestwo się szerzy, bez przeproszenia.
    No ciekawe, czy jak oboje wytrzeźwieją, to nadal będą tacy zachwyceni. Ale dobrze, Sebuń przynajmniej powraca do społeczeństwa, Kasia też.
    Czekam na otrzeźwienie. I sprawozdanie Gabunia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No one nie muszą być wyraziste, ich bladość jest intencjonalna. Zauważ, że ze strony Kate nikt, oprócz Dziwaka i rodziny, do której pojechała na święta, nie został jakoś dobrze uwypuklony. To ma swój powód, zresztą nie trudno domyślić się jaki. Za to postaci, które spotyka Sebastian, mają charaktery i to też ma swój powód. To opko nie jest aż takie głupie i proste jak się wydaje xD. Tylko trzeba czytać uważnie i się czasem zastanowić, a nie brać tak jak leci xD.

      Usuń

.