Wracałem do
domu z uczelni, śmiejąc się pod nosem, ilekroć przypominałem sobie zdeterminowany
wyraz twarzy call girl, kiedy wyrwała się z zapewnieniem, że zjawi się na
dyżurze. Gdybym był bardziej pewny siebie, byłbym nawet skłonny uwierzyć, że to
był jedynie pretekst, by się ze mną spotkać. Widywałem już jej prace. Nie były
to może najlepsze i najbardziej dopracowane projekty, jakie miałem okazje
widzieć, ale nie mogłem też powiedzieć, by czegoś im brakowało, na czwórkę
zasługiwała w pełni. Dziwnym byłoby więc, gdyby miała przychodzić po pomoc,
szczególnie że odniosłem już nie raz wrażenie, że nie lubi o nią prosić, póki
nie zostanie postawiona w naprawdę podbramkowej sytuacji. Jednak moja pesymistyczna,
neurotyczna natura nie dopuszczała do mnie pozytywnego scenariusza.
Mimo to jej
zachowanie wywoływało uśmiech na mojej twarzy, a obecność dwójki przyjaciół w
domu dodawała otuchy. Z Michałem i Gabrysiem czułem się niemal tak samo, jak w
liceum – w tych czasach, gdy jeszcze życie nie skopało mnie do reszty i
cokolwiek sobą reprezentowałem. Mogłem wrócić do domu, wymienić się z nimi
spostrzeżeniami, pośmiać się z niczego, zrelaksować i przez chwilę nie czuć się
jak ostatni przegryw, który może rozmawiać jedynie z kotem, bo poza tym nikt
nie chce mieć z nim nic do czynienia. Bardzo potrzebowałem tej świadomości.
Pozornie na co dzień nie potrzebowałem towarzystwa, ale jedynie to sobie
wmawiałem. Tak naprawdę zawsze mi na nim należało, tylko nigdy nie potrafiłem
samodzielnie tego uzyskać. Tak, jakbym był zwyczajnie niezdolny to
nieodstraszania od siebie ludzi…
Po powrocie do
domu musiałem przygotować się na kolejny dzień zajęć. Miałem do sprawdzenia
obszerne prace domowe z japońskiego, które kazałem wysłać sobie mailem, by nie
musieć rozczytywać koślawych krzaczków ledwie przypominających prawidłowe
znaki. Jednak tuż po wejściu do domu zostałem napadnięty przez znajomych i
zmuszony, by opowiedzieć im o całym dniu i relacji z Kasią podczas lekcji. Moja
opowieść sprawiła, że obaj potwierdzili domniemania w sprawie jej przyjścia na
dyżur, co jedynie wprawiło mnie w doskonały nastrój. Zjedliśmy coś, wypiliśmy
po drinku, i kiedy oni oglądali coś w telewizji, ja wziąłem się za pracę.
Nie miałem
zbytnich problemów, nic mnie nie denerwowało, ból był umiarkowanie mało
uprzykrzający życie i mogłem swobodnie skupić się na swoim życiu. Cały czas za
to czekałem na piątkowe spotkanie. Pomijając już nawet fakt, że naprawdę
fascynował mnie ten piknik i chciałem miło spędzić czas otoczony kulturą, która
wpływała na mnie uspokajająco, to jeszcze liczyłem na to, że uda mi się jakoś
zbliżyć do Kasi, może porozmawiać otwarcie albo chociaż zrozumieć, co dokładnie
stało się poprzednio. Nie obiecywałem sobie zbyt wiele, ale to nie oznaczało,
że na to nie czekałem.
Oczekiwanie na
piątkowe popołudnie stawało się coraz trudniejsze, jednak jakoś udało mi się
dotrwać. Z call girl umówiłem się już na miejscu, przy wybranym stoisku,
żebyśmy łatwo mogli się znaleźć i naturalnie zainicjować przypadkowe spotkanie.
Wolałem mimo wszystko nie zaczynać od jawnego zabierania studentki na randki,
potrzebowałem czasu, żeby się z tym oswoić, no i zyskać pewność, że naprawdę
nie ma w tym nic złego. Tyle lat żyłem w przekonaniu, że właśnie za to mi się
oberwało, a kiedy okazało się, że to nieprawda, nie umiałem ot tak zmienić
sposobu myślenia. Do wszystkiego trzeba dojść z czasem, zdawałem sobie z tego
sprawę i w zasadzie byłem zadowolony z efektów, jakie dotąd przynosiły moje
starania.
Dzikie tłumy na
terenie budynku wprawiały mnie w zagubienie. Zupełnie zapomniałem o tym, że
poza mną i Kate będą tu również inni ludzie. Miejsce, w którym mieliśmy się
spotkać, znajdowało się gdzieś w samym środku, na dodatek trzeba było wejść na
górę, a klatka schodowa napawała mnie lękiem, podobnie jak dzikie tłumy, które
co chwilę mnie potrącały, przepychały i nie miały nawet krzty szacunku dla
mojej przestrzeni intymnej. Poczułem się zagrożony, zaczynałem wątpić w
zasadność tego spotkania, nie wspominając już nawet o tym, że z pewnością miało
się okazać porażką. Nadmiar bodźców z otoczenia sprawiał, że kręciło mi się w
głowie, wewnątrz czaszki dudniły głosy, nie mogłem skupić wzroku na niczym
konkretnym, bo ciągle ktoś przechodził i odwracał moją uwagę.
Uciekłem
stamtąd. Wyszedłem z budynku i ukryłem się na jego tyłach, w części, która
prawdopodobnie nie była dostępna dla zwykłych ludzi, ale tylko tam było pusto i
spokojnie. I cholernie zimno. Stanąłem w jakimś śmierdzącym szczynami zaułku,
odpaliłem papierosa i poczułem się kompletnie przybity. Zawiodłem, a jeszcze
nawet na dobre nie udało mi się wejść. Co ja sobie wyobrażałem? Że nagle
magicznie przestawi mi się jakaś lampka w głowie i będę w stanie być kimś
zupełnie innym? Zresztą call girl zapewne domyśliła się, że stchórzyłem.
Spóźniałem się już pięć minut i za nic w świecie nie byłem gotowy, by tam wejść
i dotrzeć na miejsce, nie wspominając o spotkaniu się z nią, rozmawianiu i
mijaniu ludzi, walcząc z paranoją, że wszyscy się na mnie gapią, oceniają i
donoszą do władz wydziału, że jednak zachowuję się nieodpowiednio.
Zrezygnowałem,
osunąłem się po ścianie do przysiadu i wyciągnąwszy telefon z kieszeni płaszcza,
zacząłem konstruować nieporadne przeprosimy. Nie wstydziłem się nawet przyznać
przed nią, że zawiodłem, to było oczywiste, po prostu uświadamiałem jej, jak
bardzo byłem zgubiony. Może wyciągnie wnioski i ze mnie zrezygnuje, tak byłoby
dla niej zdecydowanie lepiej.
~*~
Długo
zastanawiałam się, w co powinnam się ubrać. W zamkniętych pomieszczeniach
szybko robiło mi się gorąco, przez co potem źle się czułam, dlatego nie
chciałam zakładać zbyt wielu warstw, ale z kolei nie chciałam też marznąć. Na
szczęście okazało się, że na terenie budynku udostępniają szatnię, więc mój
problem rozwiązał się sam.
Na miejscu
byłam oczywiście dużo za wcześniej, jak to ja – dając sobie całkowitą pewność,
że za żadne skarby świata się nie spóźnię. Przeszłam się pobieżnie po całym
terenie, zaznaczając na mapce ciekawsze stoiska, a potem udałam się na miejsce
spotkania. Sądziłam, że dziwak mógł już być na miejscu, jak wtedy, gdy
umówiliśmy się w kawiarni, ale tym razem go nie było. Uznałam, że może
zwyczajnie miał jeszcze coś do załatwienia i starając się nie myśleć o tym, że
mnie wystawił, czekałam, grając w jakaś idiotyczną, japońską grę na telefonie,
póki nie przerwało mi powiadomienie o smsie. Wiedziałam od kogo był, bo tego
typu wiadomości dostałam tylko od operatora, reklam, lekarzy albo od
Sebastiana.
Nie zdziwiła
mnie też zbytnio treść wiadomości. Po literówkach i chaotycznym doborze
słownictwa zorientowałam się, że był zdenerwowany. Pewnie dopadł go atak
paniki. Zrobiło mi się przykro, bo naprawdę miałam nadzieję, że spędzimy miło
czas, włócząc się pomiędzy alejkami zastawionymi śmieciami z Japonii, ale
wyglądało na to, że nic z tego nie będzie. Mogło być i tak, powinnam być
przygotowana na taką ewentualność.
Zapytałam go,
gdzie jest. Po kilku minutach podał swoją lokalizację, dodając, żebym lepiej
zostawiła go w spokoju i poszła się bawić, ale nie miałam najmniejszego zamiaru
tego robić. Umówiłam się z nim, więc będę zwiedzać z nim albo wcale. Od niego
zależało, czy zamierzał pokonać swój lęk, czy poddać się jak słabe, przerażone
dziecko. Zdecydowana, że uda mi się pomóc mu zwalczyć strach, wyszłam z budynku
i ruszyłam według wskazówek na miejsce.
— Sebastian? —
krzyknęłam, nie widząc go nigdzie w pobliżu.
— Mówiłem,
żebyś mnie zignorowała. Psuję ci zabawę. — Usłyszałam za plecami głos
dochodzący ze ściany.
Dopiero po
chwili zorientowałam się, że niemal siedział na ziemi, skulony wpatrując się w
wyświetlacz telefonu. Podeszłam do niego i kucnęłam obok, chociaż wiedziałam,
że wstawanie będzie istną torturą.
— Atak paniki?
— Na to
wygląda. Nie sądziłem, że zawiodę.
— Też się nie
spodziewałam, skoro tak chętnie się na to zgodziłeś, ale przecież to nie koniec
świata, nie? — zapytałam, wyciągając z kieszeni jakiś bubel, który kupiłam po
drodze do niego na jednym ze stoisk z amuletami. — Powinna teraz nawyzywać się
o żałosnych tchórzy, tak?
— Zdecydowanie
powinnaś.
— Pewnie tak.
Ale zamiast tego, mam coś dla ciebie.
Podałam mu
błyszczący amulecik, mający przynosić szczęście i dodawać odwagi. Idealnie do
niego pasował, powinien dodać mu otuchy. Michaelis spojrzał jednak na niego z
powątpiewaniem, powoli przeradzającym się w zdziwienie, żeby na koniec
uśmiechnąć się pod nosem i schować go do kieszeni.
— Dziękuję,
może jak będę go nosił przy sobie, pomoże mi się zmienić?
— Wątpię, to
tylko głupi naszyjnik, ale pomyślałam, że poprawi ci nastrój. Chciałam się tam
przejść, zaznaczyłam na mapie kilka miejsc, zobacz.
~*~
Dziewczyna była
dla mnie zdecydowanie zbyt wyrozumiała. Nie złościła się, nie krzyczała,
jedynie otwarcie okazywała, że ją zawiodłem, ale byłbym idiotą, którym wymagał
od niej jakiejkolwiek innej reakcji. Wziąłem do ręki mapkę, na której
pozakreślała kilka punktów. Nie było ich dużo, większość na parterze i nawet
blisko siebie… Zastanawiałem się, czy istnieje szansa, żebym dał radę tam pójść
i przejść się po tym paskudnie pełnym ludzi kompleksie, żeby sprawić jej
przyjemność. Kiedy była obok, czułem się pewniej.
— Wiesz, ja…
— Wcale nie
chcesz wchodzić do środka, rozumiem — przerwała mi, opierając głowę na moim
ramieniu.
Zachwiałem się
przez moment, ale szybko odzyskałem równowagę, czując się przez moment jak jej
wsparcie. Chciałbym kiedyś naprawdę być nim dla kogoś. Stać się osobą, na którą
można liczyć, która umie pomóc i z którą zwyczajnie chce się przebywać…
Niestety byłem tylko sobą.
— Chcę tam z
tobą iść. Umówiliśmy się, jestem ci to winien — oświadczyłem, zrywając się na
równe nogi, aż przez moment zmroczyło mnie z bólu.
Kasia dalej
kucała. Widziałem, że chciała się podnieść, ale coś ją powstrzymywało. Na
szczęście przy całej swojej żałosności, nie byłem głupi, więc domyśliłem się, o
co chodziło. Znalazłem byle pretekst, żeby zostawić ją na chwilę samą, by mogła
podnieść się na własnych warunkach, a sam jeszcze raz dokładnie przestudiowałem
mapkę, rysując wyciągniętym z wewnętrznej kieszeni płaszcza długopisem
najkrótszą drogę pomiędzy stoiskami.
Nie zamierzałem
sobie wmawiać, że dam radę przejść wszystko, że w ogóle wytrzymam tam więcej
niż pół godziny, ale ten jej drobny gest w postaci wisiorka sprawił, że
poczułem, iż powinienem dać z siebie wszystko. Przecież musiałem być w stanie
to zrobić, to nic takiego, tylko ludzie i pomieszczenie, a jej naprawdę na tym
zależało, podczas gdy mi zależało na tym, żeby sprawić jej przyjemność.
Chciałem raz stanąć na wysokości zadania, jak prawdziwy mężczyzna.
— Więc chcesz
tam wejść, czy pójdziemy gdzieś indziej? Może w jakieś spokojne miejsce? Tu
blisko jest jakaś kawiarnia, nie powinno być tłoku, co ty na to? — Usłyszałem
lekko zbolały głos tuż za sobą.
Kiedy się
odwróciłem, call girl uśmiechnęła się do mnie, podeszła bliżej i objęła mnie i
próbowała sprawić, żebym poczuł się lepiej. I po części tak było, ale jednak
mimo wszystko towarzyszyło mi poczucie, że kompletnie zawiodłem. Miałem być
mężczyzną, starałem się podołać wyzwaniu, które wcale nie było takie trudne,
ale jak zwykle okazywało się, że nawet pozytywne podejście mi nie pomoże,
jestem przegrany, niezależnie od wszystkiego.
— Nie.
Obiecałem ci piknik z kulturą japońską, więc chociaż na chwilę tam wejdźmy —
postanowiłem twardo wbrew wszystkiemu, co podpowiadało mi ciało i umysł.
— Naprawdę nie
musimy, to tylko event dla mangozjebów, nic specjalnego.
— Po prostu tam
ze mną chodź — dodałem zirytowany, ciągnąc ją za rękę.
To była moja
chwila. Adrenalina czy zwykła upartość – nie wiedziałem, co mną kierowało, ale
nie chciałem znów wszystkiego przekreślić. Jeśli chcesz być mężczyzną, musisz
czasem się tak zachować. Mężczyźni przezwyciężają swój strach, więc weź się w
garść i po prostu tam wejdź!
~*~
W drodze po
Sebastiana zdążyłam się już pogodzić z tym, że z pikniku nic nie wyjdzie, nie
było to też coś aż tak niesamowicie ważnego, żebym musiała koniecznie to
zaliczyć, bo inaczej nie będę mogła normlanie funkcjonować, dlatego nie
chciałam napierać. Skoro mieliśmy się spotykać, stworzyć jakąś więź, która być
może miała być zabarwiona romantycznie, musiałam akceptować jego wady,
problemy, obawy i całą resztę. Doskonale o tym wiedziałam, bo skoro sama tego
wymagałam, byłam zobowiązana, by dać odczuć to samo i jemu.
Ale jednak
Michaelis się uparł. Z jakiegoś powodu zachowywał się tak, jakby moje pójście
mu na rękę w rzeczywistości było rzuceniem rękawicy, jakbym mówiła „nie jesteś
w stanie podołać”, a on uparcie starał się udowodnić, że to nieprawda. Nie
byłam pewna, czy powinniśmy tam wejść, ale skoro tak się zawziął, chyba nie
wypadało mi odmówić. Pozwoliłam więc chwycić się za rękę i wciągnąć na teren
głośnej hali, gdzie krzyki polskich dzieci mieszały się z japońskimi
konwersacjami ludzi, którzy przyszli tu dziś, by poczuć się bliżej swojej
ojczyzny.
Oboje byliśmy
niepewnie, nieco olśnieni natłokiem rożnych bodźców, niesamowitościami wystaw,
dźwiękami muzyki, tłumami. Nie mogłam powiedzieć, że czułam się komfortowo, ale
mimo wszystkie niezwykle mi zaimponowało, że dziwak się przełamał i jednak
zdołał wejść do środka. Silny ucisk na mojej dłoni, który tak bardzo przeczył
wszelkim zasadom bezpieczeństwa, jakich dotąd przestrzegał, świadczył o tym, że
Sebastian również czuł się źle. Ale mimo to oboje kroczyliśmy jedną z ciasnych
uliczek pomiędzy stoiskami, kierując się do jednego z tych, które zaznaczyłam
na mapce.
Sprzedawali tam
kaligrafię. Można było poprosić o napisanie konkretnego, stosunkowo krótkiego
hasła, które mistrz kaligrafii zapisywał na specjalnej kartce za pomocą
specjalnego pędzla i tuszu. Widziałam to wiele razy, ale nigdy nie odważyłam
się skorzystać. No i nie wiedziałam, co miałabym zlecić do napisania. Tym razem
jednak wiedziałam i kiedy podeszliśmy, zapisałam hasło na karteczce i podałam
kaligrafowi. Chciałam zrobić Michaelisowi niespodziankę, pomyślałam, że byłoby
mu miło.
Kilka minut
później moja kartka była gotowa. Zapakowano mi ją w odpowiedni sposób, żeby się
nie zniszczyła, zapłaciłam, a potem z zacieszem na japie wręczyłam
towarzyszowi.
— Co tam
napisałaś? — zapytał, nieśmiało zerkając do wnętrza opakowania.
— Wyjmij i
przeczytaj.
— Bądź silny? —
powiedział nieprzekonany. — Spodziewałem się czegoś…
— Wyznania
miłości? Nie pochlebiaj sobie, głupku. Na razie ledwo cię znam —
odpowiedziałam, sprowadzając go na ziemię.
Jak dotąd tylko
znał moje sekrety i słabości, tylko mu obciągnęłam, nie łączyło nas
wystarczająco dużo, żebym miała od razu wyznawać mu miłość. Nie zwykłam się
zakochiwać, myśl o tym, jak bardzo mogłabym się uzależnić od drugiej osoby za
bardzo mnie przerażała. Wolałam z tym poczekać, w ogóle dowiedzieć się, czy ja
rzeczywiście coś czułam.
— Nie do końca
o to mi chodziło. Mniejsza z tym, dziękuję. To miłe. Chcesz, żebym wymyślił coś
dla ciebie?
— Jeśli ty
chcesz, to wymyśl, ale nie musisz. Nie zrobiłam tego po to, żebyś się
odwdzięczał, tylko żeby było ci miło, więc nie musisz się czuć zobowiązany —
wyjaśniłam, bo on chyba nie do końca wiedział, jak zareagować, faceci.
— W takim razie
spasuję. Chodźmy dalej, jeszcze pięć stoisk. Z tego, co wiem o takich wydarzeniach,
trzeba szybko odwiedzać stoiska, jeśli chce się kupić to, czego się chce, w
przeciwnym wypadku nic już nie zostanie.
— A skąd masz
taką wiedzę? — zapytałam zaciekawiona, chwytając go za dłoń; jego rękawiczki
były przyjemne w dotyku i czułam przez nie ciepło jego ciała.
— Sprawdziłem w
internecie… — przyznał niechętnie. — Chciałem mieć pewność, że będę
przygotowany, żeby nie stchórzyć tak jak zwykle, ale sama widzisz… Wybacz,
naprawdę chciałem cię tu zabrać. Po tamtej sytuacji czuję się trochę zagubiony,
chciałem ci udowodnić, że możesz na mnie liczyć.
— Sebastian… —
mruknęłam, nie dowierzając własnym uszom.
Chociaż w jego
sposobie rozumowania było mnóstwo głupot i niepotrzebnie wyolbrzymiał sytuację
tak, jakby naprawdę stało się coś poważnego, samo jego podejście i ta honorowa
postawa były takie… rozczulające. On, pan podwójny profesor, do którego
potajemnie śliniła się cała banda studentek, chciał, żeby, czuła się dobrze.
Dbał o moje uczucia, traktował mnie jak człowieka, istotę obdarzoną uczuciami i
wcale nie uważał, by to było zbędne. Musiałam przyznać, że mi to imponowało.
Rzadko miałam okazję czuć się w czyichś oczach wyjątkowa, warta uwagi. Mało kto
tak naprawdę szanował moje uczucia, z reguły jedynie powierzchownie, żebym nie
była zła, gdy będzie czegoś chcieć, a tu taka niespodzianka…
Sebuś taki honorowy <3 Tak przy okazji, bardzo chaotyczny rozdział i w sunie krótki. Pewnie przez to, ze bardzo często zmieniałaś punkt widzenia i były bardzo krótkie fragmenty. Za to Sebus koniecznie musi kupić Kasi coś uroczego. Chociaż czy ten talizman przypadkiem nie powinien byc bardziej breloczkiem? Cos mi sue teraz ubzdurało, ze nazwałaś go naszyjnikiem.
OdpowiedzUsuńPodkreśliło ci na biało cały rozdział.
Pieprze to podkreślenie. Nie mam pojęcia, skąd ono się bierze, to już się robi nie do zniesienia -_-.
UsuńA rozdział chaotyczny, bo pisałam go wczoraj od rana, czując się, jak ci wiadomo, tak źle, że poszłam do wanny w środku dnia xD. Więc ja to się cieszę, że w ogóle coś powstało xD.
A z tego, co pamiętam, to go nie nazwałam breloczkiem, tylko jakoś mniej konkretnie, a dopiero potem uściśliłam, że to wisiorek, ale w sumie mogę się mylić xD.
Coraz bardziej słodkooo QwQ
OdpowiedzUsuńCieszę się <3.
Usuń