Dziwak z Dyplomem – 49

Tydzień temu rozdziału nie było, ale za to to doskonale zrobiło autorce (czyli mnie xDDDD). Wymyśliłam ciekawy wątek, udało mi się już mniej więcej zaplanować fabułę do końca, no i wiem, że będzie mi się chciało pisać kolejny rozdział. A pojawi się w dniu, kiedy będę bronić pracy magisterskiej. Także za tydzień mi kibicujcie. Loffcie <3.

Miłego! :*

===============================

Jego wypowiedź uderzyła we mnie tak, jakby ktoś zrzucił mnie z czwartego piętra twarzą na chodnik. Jak to on chciał, żebym spędzała z nim weekendy, co to w ogóle miało znaczyć?! Przecież my się ledwo znaliśmy, zaledwie kilka miesięcy, no i… Wszyscy wokół byli tacy dorośli, odważni do tych zmian, gotowi, ale ja się taka nie czułam. Miałam moje mikromieszkanko, moje zabawki, elektronikę, pracę, poczucie bezpieczeństwa i nie zależało mi na tym, żeby nagle zmieniać się w osobę, która układa sobie dorosłe życie. Przerażało mnie to zwyczajnie…
Z drugiej strony, jakby się tak nad tym zastanowić, było m niezwykle miło, że dziwak czuł do mnie na tyle silne uczucia, by wpadło mu do głowy coś takiego. Bo on, chociaż był kompletną życiową sierotą, udawał dorosłego znacznie lepiej ode mnie. Ja ledwo PIT wypełniałam, a gdy przyszło mi zapłacić pierwszy raz za mieszkanie, prawie zemdlałam, wypełniając dane do przelewu.
Patrzyłam zszokowana na zdenerwowaną postać przede mną. Z każdą chwilą milczenia – którą nieświadomie przeciągałam jeszcze bardziej – coraz bardziej posępniał. Z jego ust znikało napięcie, blask ustępował miejsca ciemnemu cieniowi, a wyprostowana sylwetka ponownie skuliła się, jakby próbowała przekazać, że zamknął się w sobie. Chyba to spieprzyłam, bo wyglądało na to, że zmienił zdanie. Nie, żebym wiedziała, co chciałam odpowiedzieć, ale świadomość, że jedna z opcji odpadła, nim zdążyłam ją przemyśleć, zwyczajnie bolała.
— W weekendy? — wydusiłam w końcu, za wzorem polityków powtarzając pytanie, by zyskać jeszcze odrobinę czasu do namysłu. — Wiesz, nie spodziewałam się czegoś takiego. No i masz rację, że to szybko i ja chyba nie jestem gotowa, żeby zaczynać dorosłe życie na poważnie. No i to by cię strasznie ograniczało, bo nie jesteś raczej z tych, którzy by mi robili imprezę za drzwiami, no i…
— Wystarczy, zrozumiałem — westchnął tak ponuro, że nie pozostało mi nic innego, jak nerwowo szarpnąć go w swoją stronę, zanim sobie pójdzie, nie wysłuchawszy mnie do końca.
— Nie powiedziałam, że nie chcę. Bo tak naprawdę, chociaż wszystko mówi, że powinnam odmówić, ja chyba… sądzę… Że tego chcę — wyznałam w końcu, dziwiąc się swojej decyzji nie mniej niż swoje herbacianych oczu, których źrenice zdawały się delikatnie drżeć z zaskoczenia.
— T-ty… Jeszcze raz. Rozumiesz, że mówimy o tym, żebyś zostawała u mnie na noc w weekendy? Spanie w jednym domu, wspólne gotowanie, mieszkanie, tak?
— A co mogłam zrozumieć? Nie jestem retardem, wiesz? Jestem tylko kaleką, więc może mi nie ciśnij, bo zmienię zdanie…
— Przepraszam. Po prostu nie spodziewałem się, że się zgodzisz.
— To po co pytałeś? Mogę zmienić zdanie, jeśli ci to nie na rękę. — To nic, że pewnie zapłakałabym się z zażenowania na śmierć, nie mogłam mu zabronić zmiany zdania.
— Przypływ odwagi, euforii, jakieś hormony?
— Czyli palnąłeś pod wpływem chwili. To chyba jednak kiepski pomysł i ja naprawdę sobie pójdę, zanim przypadkiem mi się oświadczysz i oddasz swój majątek, bo jak się ockniesz, będę mieć same problemy — prychnęłam zdenerwowana, zbierając się do wyjścia, jakbym wcale nie zaczynała od niego wychodzić za każdym razem, gdy działo się coś, co nie było mi na rękę. Normalnie jakbym go szantażowała, a ja nawet tego nie planowałam, to się jakoś tak samo… Przerażające.
— Nie! — krzyknął stanowczo, chwytając mnie za ręce. Złączył nadgarstki i zacisnął je w takim silnym uścisku o jaki go nawet nie podejrzewałam. Widać naprawdę mu zależało, skoro wykrzesał z siebie tyle sił i odwagi. — Nie idź. Naprawdę chcę z tobą zamieszkać, najchętniej na stałe, ale to byłby przesadnie duży krok, rozumiem to. Mam już dość upijania się, włóczenia po barach, bzykania kogo popadnie i pozwalania Michałowi robić z mojej dupy lądowiska dla swoich rakiet. Chcę się ustatkować!
— Wcale nie chciałam słuchać o tym, jak Stawski posuwa cię w tyłek, wiesz? — prychnęłam, odwracając od niego głowę. Był bi, tak, skumałam, nie musiał tego wiecznie podkreślać. W ogóle jakie życie na mnie czekało z tym człowiekiem? Nie, żebym podejmowała decyzję wiążącą na całe życie, ale, do chuja pana, mam być zazdrosna o kobiety I O MEŻCZYZN jednocześnie? Chyba nie potrafię, to zbyt wiele… Żebym jeszcze była jakaś ładna czy wybitnie elokwentna, czy popularna, czy bogata, czy gdyby było we mnie chociaż jedno coś, co naprawdę przykuwało uwagę, ale ja byłam w gruncie rzeczy do bólu zwyczajna. Trochę bardziej inteligentna niż znajomi wokół, trochę pieprznięta na punkcie kilku spraw, ale daleko było mi do tego wyjątkowego płatka śniegu, do bycia którym wszyscy tak zatwardziale dążyli. Może i chciałabym nim być, ale wiedziałam, że to zbyt ckliwe i niemożliwe. Takie rzeczy tylko w głupich opowiadaniach dla nastolatek, takim płatkiem można być tylko dla jednej osoby i wcale nie uważałam, że miałabym mieć na tyle dużo szczęścia, by stać się nim dla Sebastiana – jednej z niewielu osób, której bliskość mnie nie odpychała. A może…? Może jednak zasłużyłam na tę odrobinę szczęścia?
— Kasiu?
— Co?
— Chyba się zagapiłaś. Pytałem, czy to bardzo przeszkadza ci w byciu blisko mnie. Nie zbliżam się już do niego, do nikogo innego. Michał sam mi proponował, ale odmówiłem ze względu na ciebie. To tylko słowa i możesz mi nie wierzyć, bo dlaczego byś miała, ale odkąd zrobiłaś dla mnie to… wtedy… nawet nie myślałem o tym, by robić to z kimś innym — wyznał szczerze, czego nawet nie musiałam specjalnie dociekać, bo Michaelis po prostu nie kłamał. Czasem owijał w bawełnę, czasem jego słowa były zupełnie sprzeczne z tym, co sądził, ale całym sobą tak bardzo pokazywał, jak było naprawdę, jakby robił to specjalnie, bo był zwyczajnie zbyt nieśmiały, by pewne rzeczy zwerbalizować. A w takich chwilach jak ta, wyglądało na to, że jego słowa w pełni popierały czyny, przez co był tak szczery, że aż komiczny.
— Wierzę ci. Po prostu… Jeśli mamy stworzyć, no wiesz, związek, czy co to ma w sumie być, bo nie wiem, to ja… Wątpię, czy dam radę być zazdrosna o facetów i kobiety na raz. A dlaczego miałabym ci się nie znudzić za miesiąc, skoro dotąd interesowałam cię w zasadzie tylko dlatego, że byłam złośliwa, nie śliniłam się na twój widok i tak wyszło, że poznałeś mnie zanim zaczął się rok akademicki. To naprawdę twoim zdaniem wystarczająca podstawa, żeby stworzyć wartościową więź?
~*~
Czasem, gdy Kasia coś mówiła, odnosiłem wrażenie, że starała się na siłę pokazać się w najgorszym możliwym świetle. Widać sądziła, że jeśli kogoś nie zrazi nawet wtedy, może mu zaufać. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie, widząc zaskoczenie na jej twarzy, gdy skomentowałem ostatnią wypowiedź uśmiechem i ponadprzeciętnie pewnym siebie szarpnięciem zakończonym przytuleniem jej.
— Odkąd cię poznałem, jesteś w mojej głowie. To dopiero brzmi ckliwie i żałośnie, nie sądzisz? Ale tak było. Początkowo sądziłem, że zwyczajnie było mi głupio. Później, że to dlatego, że okazałaś się być moją studentką, a taki pech mógł spotkać tylko mnie. Potem wszystko się uspokoiło i myślałem, że jednak to tylko chwilowa fascynacja, ale wróciło. Zawsze wraca, z jakiegoś powodu mnie intrygujesz, ciekawisz, chcę, żebyś była szczęśliwa, no i… uwielbiam, gdy się czerwienisz i tłumisz uśmiech, gdy wstyd ci przyznać, że jest ci dobrze — odpowiedziałem, pod koniec z trudem obnażając swoje spostrzeżenia.
Czasami bałem się, że mówiąc ludziom wprost, co o nich myślę i jakie ich przyzwyczajenia zauważyłem, zbytnio odsłonię swoją strukturę myślową i dam komuś przepis na zrozumienie mnie – co z niewiadomego powodu fatalnie mnie przerażało. Dochodził do tego jeszcze element braku pewności siebie: w końcu zawsze istniała szansa, że źle odebrałem sygnały i błędnie je zinterpretowałem, a potem przypisałem do nich cały wzór i w gruncie rzeczy zaraz się okaże, że zupełnie kogoś nie znam. Jednak w przypadku call girl było zupełnie inaczej. Chyba jeszcze nigdy nie miałem takiej pewności swojej racji, by wygłosić ją tym tonem. Stanowczym, pewnym… mniej więcej. Przynajmniej tak brzmiałem w swojej głowie, bo w rzeczywistości było już nieco inaczej, ale pracowałem nad zmianami! Ostatnio było ich mnóstwo a radziłem sobie wybitnie dobrze!
— To wszystko brzmi głupio — mruknęła sceptycznie, a ja na chwilę zamarłem zupełnie. Dopiero po chwili zauważyłem ten znajomy rumieniec i uśmiech skrywany jak nigdy aż do nienaturalnego stopnia, kiedy mrużyła oczy i ściągała brwi, a na jej czule pojawiały się urocze wgłębienia. — Ale skoro mówisz poważnie, to spróbujmy. Najwyżej zrezygnujemy, tak?
— Albo posuniemy się o krok dalej. Ale na nic nie naciskam, w sumie nie powinienem nawet, ale wiesz, co mam na myśli.
— Wiem. Wybacz, że nie jestem gotowa założyć z tobą rodziny, pewnie tak byłoby dla ciebie lepiej…
— Hej, Kate! — krzyknąłem, patrząc na nią poważnie.
— Czemu Kate?
— Bo mi się podoba, jak brzmi. Dopóki nie zabronisz, będę tak mówił. Ale mniejsza! Posłuchaj mnie, dobrze? — mówiłem poważnie, pewnym siebie głosem wzmaganym przez desperację. Nie wyobrażałem sobie, że to stracę, nim w ogóle tego spróbuję. — Zostań dziś na noc. Jeśli potrzebujesz czegoś z domu, pójdziemy razem. Potem w piątek przyjdziesz znowu, lepiej przygotowana, weźmiesz swoje rzeczy, żeby ci było bardziej komfortowo, no i zobaczymy, co z tego będzie. Nie muszę mieć dziecka w tej dekadzie, rozumiesz? Nic się nie stanie.
— Nie rozumiem.
— Czego? — Załamywałem się w duchu.
— Czemu tobie w ogóle tak na mnie zależy. Mam wrażenie, że ledwo się znamy, a ty się tak starasz. I ja właściwie też, to dziwne, nie przywykłam. Ale do domu chcę iść sama — oświadczyła już nieco spokojniej.
Na tym nasza rozmowa się skończyła. Domyśliłem się, że nie chciała na siłę ciągać mnie po klatkach schodowych, do których chyba już nigdy się nie przekonam, ale nie chciała powiedzieć tego na głos, więc spasowałem. Uznałem, że te kilka godzin przerwy nawet dobrze nam zrobi, da czas, żebyśmy ułożyli to sobie w głowach. Oczywiście od razu napisałem do Gabrysia, żeby zaciągnął ze sobą Michała do Costy na Nowym Świecie. Były tam co prawda trzy różne, ale Michał wiedział, którą lubiłem najbardziej i mogłem być spokojny o to, że do niej właśnie trafią.
Razem z Kasią wyszliśmy z domu wspólnie. Żegnając się pod klatką, wręczyłem jej zapasowy pęczek kluczy i oddaliłem się czym prędzej, zanim zdążyła to w jakikolwiek sposób skomentować. Właściwie, gdy to robiłem, nie byłem pewien, jaki cel mi przyświecał. Dopiero idąc w stronę kawiarni, zorientowałem się, że chciałem dać jej możliwość pobycia w domu samej, licząc na to, że w ten sposób szybciej przekona się do tego, by ze mną zamieszkać. Idiotyczny pomysł, ale co mi szkodziło? Mogła zwyczajnie nie skorzystać z kluczy, to nie był przymus – raczej możliwość. A mnie przynajmniej pozostawała nadzieja.
Pod kawiarnią zjawiłem się przed przyjaciółmi. Zerknąłem do środka, przywitałem się z obsługą, ale kiedy zobaczyłem, że nasze ulubione miejsce jest wolne, wyszedłem z powrotem i zapaliłem papierosa, prosząc jedynie młodego chłopaka  obsługi, by zarezerwował mi stolik na kwadrans. Nie lubiłem siedzieć gdzie indziej. Moje ulubione miejsce miało dostęp do kontaktu, okno wychodzące na wewnętrzne podwórko naprzeciwko, ścianę za plecami i znajdowało się w idealnym miejscu, tak, że powietrze delikatnie mnie chłodziło, ale nigdy na tyle, by było zimno. Rzadko udawało mi się znaleźć tak dobre miejsce, więc chętnie korzystałem. Poza tym ceniłem ten lokal z jeszcze jednego powodu. Nigdy o tym nie wspomniałem, ale nie bez przyczyny lubiłem tu przychodzić. Na samym początku mojej przygody, kiedy jeszcze wszystko było strasznie nowe, niepewne i przerażające, trafiłem tu przypadkiem, myląc kawiarnię z tą z końca ulicy, gdzie miałem spotkać się ze stawem. Było zimno, byłem głodny, ale nie potrafiłem wybrać niczego z menu. Ten sam młody chłopak, który uczynnie zarezerwował mi stolik, wyjmował kanapki, rozkładał je dla mnie, bym mógł zobaczyć składniki, a potem nawet zabrał mnie na teren kuchni, gdy odpowiednio się ubrałem. Wiedziałem więc, że jedzenie, które tutaj podawali, było przygotowywane w dobrych warunkach, z dobrych składników i bez dodatku niczego, co mogłoby mnie zabić. Było to jedno z niewielu miejsce na świecie, gdzie potrafiłem po prostu wejść, zamówić coś do jedzenia, zjeść to i ani przez chwilę nie zastanawiać się, czy przypadkiem się nie zatruję.
Michał z Gabrielem zjawili się chwilę przed tym, jak dopaliłem papierosa. Przywitaliśmy się, dopaliłem i weszliśmy do środka. Od razu zamówiliśmy to, na co mieliśmy ochotę: trzy ciasteczkowe kawy na ciepło, Michał dwie tortille śródziemnomorskie, Gabriel czekoladowy blok, a ja sałatkę z makaronem i oliwkami. Zajęliśmy zarezerwowane miejsce, rozsiedliśmy się i czekaliśmy spokojnie na zamówienie. Mieliśmy taki zwyczaj, że w kawiarni nie zaczynaliśmy poruszać żadnych konkretnych tematów, dopóki nie przynoszono nam jedzenia. Dopiero wtedy, gdy mogliśmy ukryć niezręczne milczenie pod pozorem przeżuwania lub chować skrępowanie malujące się na twarzy a wysokimi szklankami bądź filiżankami, zaczynaliśmy poważne tematy.
Tym razem było tak samo. Kiedy jedzenie znalazło się na stole i upewniliśmy się, że jest tak samo smacznego jak zwykle, Staw w końcu się złamał.
— Opowiadaj, Sebciu! Obaj dobrze wiemy, że masz co!
— Nie mam co, nie zamierzam ci się spowiadać ze swojego życia.
— Ooooo, ktoś zamoczył! Gabciu, zapisz w kalendarzu! Sebuś zanurzył się w kobiecie!
— Zamknij gębę, idioto, jesteśmy w kawiarni a nie w tanim barze — strofował go Gabriel, ale Michał niewiele sobie z tego robił.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak wyprowadzić go z błędu i opowiedzieć, co właściwie się stało. Było ciężko, bo nazwy kobiecych genitaliów brzmiały okropnie, bez względu na to, na jaką wariację się decydowałem. Jednak udało mi się jakoś przebrnąć przez tę seksualną część, potem została ta sprawa, która była dla mnie znacznie bardziej istotna: wspólne mieszkanie.
— Sebastian… — zaczął zszokowany Gabryś. — Jestem z ciebie naprawdę dumny! Zgodziła się, to niesamowite. Chyba jeszcze nigdy nie proponowałeś tego żadnej kobiecie, mężczyźnie też nie, nie w tym znaczeniu. To wielka rzecz!
— Dziękuję, Gabryś! Naprawdę się cieszę. Nie sądziłem, że ona naprawdę się zgodzi…
— Bull shit, Sherlock! — wciął się Staw. — Gadasz bzdury. Wszyscy doskonale wiedzą, że ty nigdy nie podejmujesz ryzyka. Wiedziałeś, że się zgodzi i tyle!
— Nie wiedziałem…
— No, jak uważasz. — Michał spojrzał porozumiewawczo na Gabriela, który starał się dyskretnie dać mu znać, żeby odpuścił.
— Naprawdę uważacie, że tak robię? To straszne! — przeraziłem się, widząc, że Gabriel zgadzał się ze Stawem.
— Naprawdę, Sebastianie, przykro mi, ale tak jest. Jeśli nie musisz, nigdy nie robisz czegoś, czego sukcesu nie jesteś pewien. Z tą dziewczyną… Kasią, jest nieco inaczej, ale dalej poruszasz się na granicy swojej strefy komfortu. Nie uważam, że jest w tym coś złego, ale jednak kiedyś będziesz musiał zaryzykować.
— Kiedyś, dobra? Na razie za bardzo mi zależy, żeby ją stracić przez jakiś idiotyzm. Dałem jej klucze do mieszkania, żeby mogła się z nim oswoić w samotności. Czy to nie było odważne? Przecież może się przez to zrazić… — opowiadałem, próbować bronić resztki swojej męskości.
— Żadne ryzyko. To oczywiste, że skorzysta. Leci na ciebie od samego początku, ale ty jak zwykle masz jakieś problemy. Poza tym ona jest zwyczajnie wredna, nie wiem, co w niej widzisz.
— Bo rzecz w tym, drogi Stawie, że ona wcale nie jest wredna. Chowa się tylko za maską pozorów, żeby nie dać się poznać, tak jak ja. Dlatego ją rozumiem. Poza tym… Łączy nas jeszcze coś, istotnego, przez co doskonale się rozumiemy.
— Co takiego? — Michał nie chciał dać za wygraną, ale ja nie miałem najmniejszego zamiaru dzielić się z nim sekretami Kasi. Jeśli się nie zorientował sam – jego strata.
— Daruj sobie, Michał, nie musimy wiedzieć wszystkiego, to nie telenowela — prychnął Gabryś, wymownie przewracając oczami i uśmiechnął się do mnie półgębkiem. Zrozumiał, chociaż on!


1 komentarz:

  1. Od dawna czytam twoje opowiadanie jednak jakoś nigdy nie wychodziłam z ukrycia. A więc - Uwielbiam twoje opowiadanie, podoba się mi bardzo charakter bohaterów, który nie jest taki typowy dla różnych ff. Tak samo pomysł ze studiami, ich historia i tym, że Sebastian nie jest jakiś wielce idealny 💛 Rozdział na rozdział jest coraz lepszy i ciekawszy ciągle niecierpliwie czekam na kolejne linijki tekstu z ich historią. Życzę Ci dużo weny do tego, motywacji oraz obrony pracy 💛

    OdpowiedzUsuń

.