Zbliżają się święta, niestety w Dziwaku one będą dopiero za jakiś dłuższy czas, no ale cóż. Nikt nie mówił, że fabuła opka musi trafiać w fabułę prawdziwego życia (to prawie poetyckie xDDDD). Niemniej korzystając z okazji, życzę Wam wszystkim wesołych świąt i inne pasujące do okazji słowa. Bo jestem kiepska w życzenia, więc życzę Wam tego, czego chcielibyście, żebym Wam życzyła, a Szatanowi dodatkowo napisania rozdziału magisterki w Sylwesstra. Na imprezie pewnie będzie ciężko, ale kim jestem, żeby oceniać potencjał samej Pani Piekielnych Czeluści? No właśnie, nikim. A że zależy mi na miejscu w konkretnym kotle z konkretnymi ludźmi, nie mogę wątpić! :P
Tak przy okazji. Ja wiem, że ten rozdział jest dziwny. TO MÓJ MOZG WYMYŚLIŁ A NIE JA, WIĘC MIEJCIE PRETENSJĘ DO NIEGO! xDDDD
To tak dla tych, co lubią przedmowy. Wybaczcie, że niszczę Wam umysły. Loffcie! <3
Miłego! :*
==============================
— Skoro już
zapijamy skręty whisky, oświeć mnie, czemu zdzierasz ze mnie hajs, jak kobieta
po rozwodzie.
— Bo wzięliśmy
rozwód kwartał temu, nie pamiętasz? — parsknął rozbawiony Michał.
Mogłem się
domyślać, że to nie był dobry moment na taką rozmowę. Utrudniał mi to
niesamowicie, ale nie zamierzałem odpuścić.
— A poważnie?
— Kurwa, Sebuś,
czy ty możesz wyluzować? Mało masz? Nigdy ci to nie przeszkadzało, przecież nie
zbiedniejesz. Wisisz mi przysługę, pamiętasz?!
Skrzywiłem się.
Będzie się tą przysługą wymawiał do końca
świata, pieprzony kretyn. Mogłem się spodziewać, że właśnie tak odpowie,
ale nie wycofałem się.
— Kiedyś nie
wydawałeś połowy mojej wypłaty. Gadaj, co się dzieje, albo z tym skończymy.
— To ja kupuję
ci zielsko, zabieram cię na miasto, a ty tak mi się odwdzięczasz?
— Po prostu to
wyduś.
Michał podniósł
się, podszedł do mnie i wymierzył mi cios w szczękę. Nie bolało. Narkotyki
robiły swoje, poza tym uderzył z wyczuciem, ostrzegawczo. Ale nie zraziło mnie
to, oddałem mu ciosem w brzuch, a kiedy obalił się na łóżko, rzuciłem się na
niego, ratując koc przed przypaleniem.
— Chcesz się
bzykać? — zaśmiał się i lubieżnie oblizał usta.
Kolejna rzecz,
którą próbował odwrócić moją uwagę. Fakt, że miałem za sobą homoseksualny
epizod, pozostał wprawdzie między nami, ale często do tego wracał. Wolałbym
już, żeby rozgadał, że jestem, bi, jakie to miało znaczenie?
— Może innym
razem. Gadaj, o co ci chodzi z tą forsą.
— No nie bądź
taki, przecież widzę, że tego chcesz!
Chwycił mnie za
kroczę i korzystając z chwili nieuwagi, obrócił mnie na plecy i unieruchomił.
Zaczynałem się martwić, że naprawdę to zrobi. Rozpiął moją koszulę, pochylił
się nad klatką piersiową i zaczął oddychać tuż nad nią, póki na mojej skórze
nie pojawiła się gęsia skórka. Potem przyssał się mojej szyi i zaczął rozpinać
spodnie: najpierw swoje, potem moje.
— Przestań —
mruknąłem, udając niewzruszonego, ale nawet nie usłyszał.
Nie wiedziałem
już, czy wciąż żartował, czy mówił poważnie. Chociaż bardzo tego nie chciałem,
zachowanie Michała zaczęło mnie podniecać. Nie uszło to jego uwadze. Zaśmiał
się ponownie i zaczął drażnić mnie kolanem.
— O co chodzi z
forsą? — domagałem się odpowiedzi.
— Powiem ci,
jeśli dasz mi się bzyknąć. Jak za dawnych lat, co ty na to?
— A rób, co
chcesz — westchnąłem zrezygnowany.
Skoro już i tak
mi stał, mogliśmy się zabawić. On nikomu nie powie, ja też będę milczał – układ
idealny.
Moja zgoda była
dla niego czymś w rodzaju dopalacza. Nim się obejrzałem, klęczałem nago na
łóżku, wypinając się, by było mu wygodniej. Nie miałem pojęcia, czemu się
zgodziłem. Chyba liczyłem na to, że po fakcie chętniej powie mi, co się tak
naprawdę działo. No i dawno się do nikogo nie zbliżyłem. Nie przyznawałem się
do tego nawet przed sobą, ale samotność chwilami bywała uciążliwa.
Przyjaciel
jednak sprawił, że zapomniałem o tym, jak bardzo potrzebowałem czyjegoś dotyku.
Jego silne ręce przytrzymywały moje biodra, a coraz gwałtowniejsze ruchy
wprawiały moje ciało w spazmatyczne drżenie. Czułem, że się szmacę, ale nie
chciałem przestać. Myślałem tylko o tym, by wreszcie dojść i się odprężyć.
— Teraz możemy
rozmawiać! — krzyknął Michał, kończąc w moim tyłku.
Nie lubiłem,
kiedy to robił, ale nie umiałem go tego oduczyć. Potem śmiał się tylko
złośliwie i dokładnie wylizywał odbyt, w międzyczasie napawając się moimi jękami,
by potem wypominać mi, że krzyczę jak dziewica. Nie wstydziłem się tego. Miał
sprawny język, a jego dłonie potrafiły czynić cuda. Szkoda mi było tylko
zaplamionej pościeli. To była moja ulubiona.
— Więc
rozmawiajmy, o co chodzi? — westchnąłem, sięgając po papierosa, kiedy
zaspokojony dwukrotnie padłem na rozłożony na podłodze koc.
Krople potu
łaskotały mnie po żebrach, a klimatyzacja przyjemnie chłodziła przegrzany
organizm. Miałem się zrelaksować i z pewnością się udało. Gorzej, że jutro nie
będę mógł normalnie usiąść.
— Mam długi u
takiego jednego gościa. Te wszystkie bambetle, które mi kupiłeś? Były dla niego.
I chce tego więcej. Normalnie zwyczajnie obiłbym mu mordę, ale to delikatna
sprawa. Muszę dać mu hajs, nie ma opcji — powiedział, wręczając mi skręta w
miejsce papierosa.
Zamurowało
mnie. Nie sądziłem, że wkopał się w coś takiego. Niby mogłem się tego po nim
spodziewać, ale dotąd jakoś zawsze udawało mu się wyjść z każdej sytuacji
obronną ręką. Przecież nie był idiotą. Był doktorem. Światłym człowiekiem
myśli, jak on to zrobił?
— Powiedz, ile
od ciebie chce. Załatwię to jutro. Ale potem koniec z pasożytnictwem —
westchnąłem, zaciągając się marihuaną.
Jednak dobrze,
że kupiliśmy jej aż tyle, zapowiadała się długa noc. Nawet nie wiedziałem, jak
mu powiem o moim nieistotnym problemie. W obliczu tego, w co się wpierdolił,
mój dylemat można było porównać do dziecięcych kłopotów w piaskownicy.
~*~
Dziewczyny
wyciągnęły mnie do kina. Nie przepadałam za oglądaniem filmów na dużym ekranie,
odkąd skończyłam naście lat i zaczęło mnie doprowadzać do szału zachowanie
małoletniej hołoty. Horrory? Śmiali się nerwowo, ukrywając strach, udając, że
wcale się nie bali. Filmy akcji? Darli ryje. Wszystkie rodzaje filmów? Żarli
coś, szeleścili i bawili się telefonami. Kiedyś jakiś małolat tak mnie
wyprowadził z równowagi, że wyrwałam mu telefon i cisnęłam nim na korytarz za
siedzeniami. Telefonowi niestety nic się nie stało, a gnój chciał się na mnie
drzeć, ale przy pierwszej jego kurwie poparli mnie inni oglądający i w
rezultacie mały został wyproszony z sali przez ochronę.
Jednak film
zapowiadał się ciekawie – parodia znanego romansu dla starych panien – a
spędzanie czasu w towarzystwie jedynych dwóch osób, które potrafiły w pełni
zrozumieć moje poczucie humoru, zawsze było dobrym pomysłem.
Poszłyśmy do multikina
w Złotych, bo tylko tam mieli film na godzinę, która nam odpowiadała. Siódma
wieczorem w piątkowy wieczór: idealny moment, by obejrzeć film, który
następnego dnia wypadał z ramówki. Zapewniało nam to prawie pustą salę i święty
spokój. Dzięki temu mogłyśmy sobie pozwalać na głośne komentowanie, bo nikomu
to nie przeszkadzało.
Szczęście nam
sprzyjało. W pomieszczeniu byłyśmy tylko my, ekran i jeden z pracowników, który
miał obowiązek pilnować, czy przypadkiem nie nagrywamy filmu. Nie chciałoby mi
się. Takie kopie miały tak tragiczną jakość, że czas na jej oglądanie tracili
tylko kompletni desperaci albo dzieci, które… Nie wiem, co motywowało. Chyba
głupota.
— Gdyby w
oryginale był mudżyn, to przynajmniej uwierzyłabym w to, że ma dużego! —
parsknęła Eliza, kiedy na ekranie pojawił się główny bohater.
— Ja bym i tak
nie uwierzyła, laska za dużo razy to powtarzała. To zbyt podejrzane. Może miał
mikropenisa? — odparłam, przegryzając ziarenko popcornu.
Film minął nam
w takiej właśnie atmosferze. Nabijałyśmy się wraz z fabułą filmu z oryginalnego
dziełka, poziom beki osiągał tak krytyczny poziom, że w połowie filmu musiałam
wyjść do łazienki, bo gdybym tego nie zrobiła, mogłoby się to skończyć naprawdę
źle.
Po seansie za
to poszłyśmy coś zjeść. Nie byłam głodna, ale w dobrym towarzystwie aż żal było
nie spróbować nowej oferty w KFC. Uwielbiałam tę knajpę. Kurczak w pikantnej,
chemicznej panierce był jednym z moich ulubionych dań, zaraz za herbatą,
papierosem i tostami z masłem czosnkowym.
Zamówiłyśmy po
zestawie i spędziłyśmy kolejną upojną godzinę, śmiejąc się ze wszystkiego, z
czego tylko się dało. A jak z czegoś się nie dawało, to śmiałyśmy się z faktu,
że się nie da. Dzięki temu udało mi się na chwilę zapomnieć o upokorzeniu i
urażonej dumie, którą sprezentował mi w podzięce zdziwaczały wykładowca.
Dziewczyny
próbowały ze mnie wyciągnąć, co się stało. Już pierwszego dnia zauważyły, że
zachowanie Michaelisa się zmieniło, ale milczałam jak grób, uznając, że to nic
szczególnego. W końcu jednak postanowiłam podzielić się z nimi częścią prawdy,
bo całej obiecałam przecież nie wygadać. Opowiedziałam więc o zapalniczce, jego
nocowaniu i mojej wizycie u niego. Historia nie do końca trzymała się kupy, bo
nie było żadnego powodu, by tak drastycznie się odciął, ale nie naciskały, więc
i ja nie siliłam się na kłamstwa. Bo nie lubiłam kłamać, więc tak dla obu stron
było lepiej.
Poza tym
byłyśmy dorosłe i rozumiałyśmy, że każda z nas ma takie sprawy, o których nie
lubi i nie chce rozmawiać. Chęć zaspokojenia ciekawości musiała więc ustąpić
akceptacji prywatności drugiej osoby, ale miałyśmy to dobrze obcykane, więc
nawet nie było niezręcznie.
Do domu
wróciłam po dziesiątej. Szłam z Martą na piechotę przez Chmielną, cudem
unikając Czarnego Romana, który ostatnimi czasy zaczepiał każdą dziewczynę,
która na niego spojrzała. A że wyróżniał się na tle ludzi w sposób znaczny,
niezwrócenie na niego uwagi graniczyło z cudem. Na szczęście skupił się na
jakiejś parze, która paliła papierosa na jednej z ławek. Dosiadł się do nich i
zaczął coś opowiadać. Zdecydowanie miałyśmy szczęście.
Nie chciało mi
się już jeść. Usiadłam do komputera, znalazłam sobie zlecenie i pisałam do
pierwszej w nocy. Potem mi zbrzydło. Co za dużo, to niezdrowo, przesadzanie
zawsze miało jakieś negatywne konsekwencje.
Znudzona
zaczęłam przeglądać Internet. Zanim się obejrzałam, wykorzystywałam zdolności
infobrokerskie, które posiadłam w trakcie licencjatu, by dowiedzieć się czegoś
więcej o Michaelisie. Często po prostu googlowałam ludzi. Nie, bo mi zależało,
nawet nie dlatego, że byli ciekawi. Czasem po prostu chciałam sprawdzić, jak
wiele mogę się dowiedzieć.
O Sebastianie
Michaelisie było głośno. Konferencje, prace naukowe, wyróżnienia. Za to żadnych
zdjęć i prywatnych informacji. Przywykłam do tego, że wykładowcy nie wpisywali
prawdziwych danych w profilach na fejsie, ale żeby nigdzie nie było nic?
Wyglądało to nieco podejrzanie.
Dowiedziałam
się za to, ile miał lat, gdzie znajdowała się alma mater, o której napomknął
zdawkowo, opowiadając o incydencie z romansem. Znalazłam kilka jego prac, w tym
rozprawę doktorską z japonistyki. Z braku lepszych lektur, zaczęłam ją czytać.
Lubiłam czasem z własnej woli potyrać się naukowym bełkotem. Wydawałam się
sobie wtedy taka wykształcona i elitarna. Gorzej, że tylko udawałam, że rozumiem,
co czytam. Tak naprawdę połowa tego była dla mnie ni mniej ni więcej jak
cholerną makareną.
Praca była
strasznie długa i szczegółowa, ale poruszała bardzo ciekawy wątek związany ze
zwyczajami i językiem ujętymi w świetle psychologicznym – mój ulubiony rodzaj
bełkotu. Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy, które zamierzałam wykorzystać
na zajęciach, żeby sprawdzając kolejne kolokwium, zachodził w głowę, skąd to
wiem i jak bardzo wepchałam mu się w przeszłość. Znając jego paranoiczne
skłonności, z pewnością będzie go to dręczyło co najmniej kilka dni. Mały krok
na drodze do wielkiej zemsty.
~*~
Tak, jak się
spodziewałem, piątkowy wieczór kompletnie mnie zniszczył. Obudziłem się rano na
niesamowitym kacu, z kapciem w mordzie, na dodatek z bolącym tyłkiem. Tego
ostatniego nie przewidziałem. Gdybym się tego spodziewał, przynajmniej
zadbałbym o jakiś dobry lubrykant, tymczasem Michał skorzystał z pierwszego
lepszego mazidła, które wpadło mu w ręce. Właśnie tak się kończą imprezy z nim.
Zawsze musi się zdarzyć coś nieprzewidywalnego. I nie miałbym nic przeciwko,
gdybym nie był zawsze tym, który na tym cierpi.
Rozejrzałem
się. Wszędzie stały butelki, a na przypalonym dywanie popielniczka z resztką
skręta. Wypaliłem ją, licząc na to, że poprawi mi nastrój. Michała nie było w
sypialni. Założyłem, że wylądował w łazience z głową w klozecie, dlatego nie
spieszyłem się z wychodzeniem.
Było mi zimno.
W nocy musieliśmy odkręcić klimatyzację, bo nawet kot uciekł z łóżka i schował
się pod komodą. Patrzył na mnie jakoś dziwnie nienawistnie, jakby oceniał to,
co robię.
— Uratowałem ci
życie, nie oceniaj — prychnąłem na niego.
Dosyć się już
napatrzyłem na ten pełen wyrzutów wzrok. Zasługiwałem na odmianę. Ame syknął
cicho, ale wyszedł spod mebla i usiadł mi na kolanach. Zacząłem go głaskać. To
poprawiało mi humor dużo lepiej niż zioło. Miałem się położyć i chwilę
zrelaksować, ale jak zwykle coś mi przerwało.
— Wstawaj!
Zrobiłem śniadanie! Idziemy dziś spłacić mój dług! — oświadczył Michał.
Wyglądał tak
rześko, jakby wcale nie chlał całą zeszłą noc. Chciałbym wiedzieć, jak on to
robił, ja nie potrafiłem. Jego głos obijał mi się o czaszkę z taką siłą, że aż
zaczęło mnie mdlić. Zapach spalonej jajecznicy też się do tego przyczynił.
— Dziś?
Zamierzałem leczyć kaca…
— No, dziś,
dziś! Sam mówiłeś, i tu cytuję: załatwimy tych skurwieli jutro z samego rana!
Rzucimy im hajsem w mordę, a potem zabunkrujemy się tutaj i ich przeczekamy! —
odpowiedział, przedrzeźniając mnie.
— Byłem pijany.
— Czyli co,
wykręcasz się? Zostawisz przyjaciela w potrzebie? Po wszystkim, co wczoraj dla
ciebie zrobiłem?
Cholerny
kretyn. Doskonale wiedział, że przy całej swojej obojętności byłem zbyt
honorowy, żeby się wycofać. Poza tym, jeśli bym mu nie pomógł, mógłby stracić
nie tylko godność, ale i palce. W najgorszym wypadku życie. Nigdy nie byłem
mafiozą, ale w telewizji tak to mniej więcej wyglądało. Nie chciałem się
przekonywać, na ile to zgodne z prawdą.
— Nie wykręcam
się. Daj mi się ogarnąć — westchnąłem, niezgrabnie podnosząc się z łóżka.
Bolał mnie
tyłek, w żołądku miałem tsunami, a w głowie trzęsienie ziemi. Tylko wychodzenia
z domu było mi trzeba. Czułem, że to nie skończy się dobrze, ale obiecałem,
więc nie miałem wyjścia.
Po godzinie udając
pewnych siebie ruszyliśmy na spotkanie. Miałem ze sobą torbę pełną pieniędzy,
na oczach okulary, bo słońce wybitnie mnie tego dnia irytowało. Michał miał
telefon, na który co chwilę nerwowo zerkał. Wyglądaliśmy jak karykatury
biznesmenów z jakichś filmów. Nigdy nie byłem szantażowany. Unikałem wszelkich
sytuacji, które mogłyby doprowadzić do problemów, z którymi musiałbym się
później zmagać. Niewiele wiedziałem więc o takich sprawach.
Kiedy w naszą
stronę ruszył jakiś niski, podstarzały mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze,
Michał aż podskoczył. Nigdy nie widziałem go tak przerażonego. W cokolwiek się
wpakował, będzie mi się odwdzięczał do śmierci! Mężczyzna zabrał nas w ustronne
miejsce – ciasną alejkę pomiędzy blokami niedaleko centrum. Nie miała nawet
nazwy, to nie wróżyło zbyt dobrze.
Chciałem oddać
pieniądze i sobie iść, ale wyczuwszy frajerów, facet zaczął kombinować, jak
zedrzeć z nas więcej. Bolał mnie żołądek, chciałem wrócić do domu i dojść do
siebie. Słuchanie paplaniny jakiegoś dziada wcale mnie nie kręciło.
— Bierz
pieniądze i zostaw nas w spokoju. Następna próba szantażu skończy się
zgłoszeniem na policji — westchnąłem znudzony.
Michał nie
powiedział, co takiego robił, że się u nich zadłużył, ale szczerze mówiąc,
niewiele mnie to obchodziło. Jak trzeba będzie, wyślę go do pierdla. Posiedzi,
może zmądrzeje… Kogo ja chciałem oszukać, ojciec i tak by go wyciągnął.
— Odważny nam
się trafił! — krzyknął entuzjastycznie mężczyzna.
Nie wiedziałem,
jakich „nas” miał na myśli, póki zza rogu nie wyszło trzech barczystych
mężczyzn. Zemdliło mnie. Sytuacja do złudzenia przypominała tę na klatce, z tym
że tym razem miałem oberwać za dobre serce.
Jeden z karków
unieruchomił Michała. Drugi chwycił torbę, rzucił ją do starego i przytrzymywał
mnie, podczas gdy trzeci zaczął mnie bić. Dostałem z pięści w głowę, dwa albo trzy
razy, a potem kilka w brzuch. Stary uznał, że go rozbawiłem, więc był łaskawy.
Michałowi też się oberwało, ale mniej dotkliwie. Albo lepiej to znosił.
Niemniej mieliśmy to za sobą. Zapuchnięty ryj stał się moją ceną za wolność
przyjaciela. Czy w ogóle było warto?
Lubiłem
Michała, ale czasem odnosiłem wrażenie, że jego rodzina wspierała mnie bardziej
niż on. Szczególnie ostatnio. Czując ból przy każdym ruchu szczęką, zaczynałem
się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem. Nawet mi nie podziękował. Zaczynałem rozumieć
oburzenie call girl.
Mieliśmy wracać
Nowym Światem, ale stan mojej facjaty nie bardzo na to pozwalał. Wybraliśmy
więc boczne uliczki, a kiedy wreszcie dotarliśmy do mieszkania, zamknąłem się w
łazience i nie wychodziłem z niej dobre dwadzieścia minut, załamując się nad
swoim wyglądem. Dlaczego jego nie
uderzyli w gębę?! Jak ja się pokażę
studentom?!
Chciało mi się
płakać, ale do tego poziomu zniżałem się naprawdę rzadko. W końcu byłem
mężczyzną, musiałem zachowywać jakieś pozory. Przyjaciel walił w drzwi
łazienki, udając zmartwionego. Wyszedłem. Spiorunowałem go wzrokiem i bez słowa
poszedłem do sypialni. Tylko chłodna pościel mogła mnie teraz podnieść na
duchu.
— Seba, stary…
Dzięki za to. Nie tak miało wyjść, ale… — zaczął się tłumaczyć, dosiadając się
do mnie.
W dłoni trzymał
torebkę z lodem. Wziąłem ją i przyłożyłem do twarzy, a potem kazałem mu
przynieść moje leki i fajki. Na rozmowy nie miałem nastroju, chociażby dlatego,
że przy każdym słowie bolała mnie twarz.
— Ale wyszło
dobrze! Dali mi spokój! Uratowałeś mnie, powinniśmy świętować!
— Załatw mi L4
— warknąłem tylko, odpalając papierosa.
Optymizm mógł
sobie schować w dupę. Będzie dobrze, jak nie nabawię się kolejnego
bezsensownego lęku.
Powiem tak, iż to jest zajebiste a opis ich stosunku wow mało co padlam na podłogę z wrażenia nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńTego opisu to tam mało wiele było - specjalnie zresztą, no skoro to z perspektywy faceta, to takie rozkminianie tego na wszystkie sposoby byłoby nieuatentyczne xD.
UsuńDzięki! :*
Hmm ... Przyznam szczerze , że rozdział mnie zaskoczył , a takiego obrotu spraw to się w ogóle nie spodziewałam .
OdpowiedzUsuńHomoseksualizm był dość niekonwencjonalnym posunięciem , ale wpasował się w sytuację . Tylko współczuje ,że to właśnie Sebastianowi się wtedy najbardziej obrywa . No i trochę mi z tym dziwnie , że jednak utrzymują z Michałem znajomość po tych relacjach , które ich kiedyś łączyły .
A skoro jesteśmy już przy Michale , to mam mu ochotę dać w mordę za to , że tak wykorzystuje Sebcia . TT-TT Jeśli jest aż tak szanowanym i nietykalnym panem to czemu do kurwy nędzy nie spłaci za siebie długu , tylko wciąż będzie wsadzał swoją chciwą łapę w kieszeń przyjaciela ?! A do tego jeszcze te tłumaczenia ... Ja się załamię psychicznie :( Ale mamy święta , więc udziela mi się ich nastrój i tego raczej nie zrobię .Mi mojego ukochanego dziwaczka szkoda <3
Rozdział jak zwykle poezja ( tylko , że taka bardziej dramatyczna ). Czekam na kolejny z niecierpliwością . Jestem potwornie ciekawa co zrobi profesor japonistyki jak nie dostanie tego zwolnienia , albo co pocznie Katarzyna , gdy go nie będzie .
Życzę ci zdrowych ( to przede wszystkim ) , wesołych Świąt Bożego Narodzenia , dużo pysznego jedzenia , wspaniałych przyjaciół , samych sukcesów na studiach oraz hucznego sylwestra i dobrego Nowego roku ! :D
- Lady Fox -
I bym zapomniała . Dzięki wielki za to , że pomyślałaś o mnie , która tak lubię przedmowy xd
Usuń- Lady Fox -
Hahaha, nie ma za co:P. To tak z okazji świąt xD. Dziękuję za życzenia i również życzę najlepszego! :*
UsuńZdrowie by mi się przydało, bo z tym ciężko, no ale kto wie, moooożeee :D.
Cóż, Michał jest specyficzną osobą, ale prawda jest taka, że Sebastian sam się daje. Zresztą on jest kasiasty, nie ukrywa tego, bardziej chodzi mu o zasadę. Postać Michała się jeszcze rozwinie w fabule, wyjdą pkusy i minusy :P.
A co do wątku homo... MÓJ MÓZG TO WYMYŚLIŁ W NICY, OPĘTAŁ MNIE I SAM TO NAPISAŁ. Ale mój dziwakowy krytyk powiedział, że jest ok, no to tak zostało xD. Generalnie jak na opis seksu (których się brzydzę), to jestem z niego zadowolona, bo wyszedł taki okrojony i zwyczajny, jakby to facet pisał - taki był zamysł i w sumie może idelanie bie jest, ale to pierwszy raz jak piszę coś takiego w takiej narracji, więc i tak nie było źle xD.
Dzięki za komcia i do zobaczenia w czwartek :*.