Dziwak z dyplomem – 8

Zbliżają się święta, niestety w Dziwaku one będą dopiero za jakiś dłuższy czas, no ale cóż. Nikt nie mówił, że fabuła opka musi trafiać w fabułę prawdziwego życia (to prawie poetyckie xDDDD). Niemniej korzystając z okazji, życzę Wam wszystkim wesołych świąt i inne pasujące do okazji słowa. Bo jestem kiepska w życzenia, więc życzę Wam tego, czego chcielibyście, żebym Wam życzyła, a Szatanowi dodatkowo napisania rozdziału magisterki w Sylwesstra. Na imprezie pewnie będzie ciężko, ale kim jestem, żeby oceniać potencjał samej Pani Piekielnych Czeluści? No właśnie, nikim. A że zależy mi na miejscu w konkretnym kotle z konkretnymi ludźmi, nie mogę wątpić! :P

Tak przy okazji. Ja wiem, że ten rozdział jest dziwny. TO MÓJ MOZG WYMYŚLIŁ A NIE JA, WIĘC MIEJCIE PRETENSJĘ DO NIEGO! xDDDD
To tak dla tych, co lubią przedmowy. Wybaczcie, że niszczę Wam umysły. Loffcie! <3

Miłego! :*

==============================

— Skoro już zapijamy skręty whisky, oświeć mnie, czemu zdzierasz ze mnie hajs, jak kobieta po rozwodzie.
— Bo wzięliśmy rozwód kwartał temu, nie pamiętasz? — parsknął rozbawiony Michał.
Mogłem się domyślać, że to nie był dobry moment na taką rozmowę. Utrudniał mi to niesamowicie, ale nie zamierzałem odpuścić.
— A poważnie?
— Kurwa, Sebuś, czy ty możesz wyluzować? Mało masz? Nigdy ci to nie przeszkadzało, przecież nie zbiedniejesz. Wisisz mi przysługę, pamiętasz?!
Skrzywiłem się. Będzie się tą przysługą wymawiał do końca świata, pieprzony kretyn. Mogłem się spodziewać, że właśnie tak odpowie, ale nie wycofałem się.
— Kiedyś nie wydawałeś połowy mojej wypłaty. Gadaj, co się dzieje, albo z tym skończymy.
— To ja kupuję ci zielsko, zabieram cię na miasto, a ty tak mi się odwdzięczasz?
— Po prostu to wyduś.
Michał podniósł się, podszedł do mnie i wymierzył mi cios w szczękę. Nie bolało. Narkotyki robiły swoje, poza tym uderzył z wyczuciem, ostrzegawczo. Ale nie zraziło mnie to, oddałem mu ciosem w brzuch, a kiedy obalił się na łóżko, rzuciłem się na niego, ratując koc przed przypaleniem.
— Chcesz się bzykać? — zaśmiał się i lubieżnie oblizał usta.
Kolejna rzecz, którą próbował odwrócić moją uwagę. Fakt, że miałem za sobą homoseksualny epizod, pozostał wprawdzie między nami, ale często do tego wracał. Wolałbym już, żeby rozgadał, że jestem, bi, jakie to miało znaczenie?
— Może innym razem. Gadaj, o co ci chodzi z tą forsą.
— No nie bądź taki, przecież widzę, że tego chcesz!
Chwycił mnie za kroczę i korzystając z chwili nieuwagi, obrócił mnie na plecy i unieruchomił. Zaczynałem się martwić, że naprawdę to zrobi. Rozpiął moją koszulę, pochylił się nad klatką piersiową i zaczął oddychać tuż nad nią, póki na mojej skórze nie pojawiła się gęsia skórka. Potem przyssał się mojej szyi i zaczął rozpinać spodnie: najpierw swoje, potem moje.
— Przestań — mruknąłem, udając niewzruszonego, ale nawet nie usłyszał.
Nie wiedziałem już, czy wciąż żartował, czy mówił poważnie. Chociaż bardzo tego nie chciałem, zachowanie Michała zaczęło mnie podniecać. Nie uszło to jego uwadze. Zaśmiał się ponownie i zaczął drażnić mnie kolanem.
— O co chodzi z forsą? — domagałem się odpowiedzi.
— Powiem ci, jeśli dasz mi się bzyknąć. Jak za dawnych lat, co ty na to?
— A rób, co chcesz — westchnąłem zrezygnowany.
Skoro już i tak mi stał, mogliśmy się zabawić. On nikomu nie powie, ja też będę milczał – układ idealny.
Moja zgoda była dla niego czymś w rodzaju dopalacza. Nim się obejrzałem, klęczałem nago na łóżku, wypinając się, by było mu wygodniej. Nie miałem pojęcia, czemu się zgodziłem. Chyba liczyłem na to, że po fakcie chętniej powie mi, co się tak naprawdę działo. No i dawno się do nikogo nie zbliżyłem. Nie przyznawałem się do tego nawet przed sobą, ale samotność chwilami bywała uciążliwa.
Przyjaciel jednak sprawił, że zapomniałem o tym, jak bardzo potrzebowałem czyjegoś dotyku. Jego silne ręce przytrzymywały moje biodra, a coraz gwałtowniejsze ruchy wprawiały moje ciało w spazmatyczne drżenie. Czułem, że się szmacę, ale nie chciałem przestać. Myślałem tylko o tym, by wreszcie dojść i się odprężyć.
— Teraz możemy rozmawiać! — krzyknął Michał, kończąc w moim tyłku.
Nie lubiłem, kiedy to robił, ale nie umiałem go tego oduczyć. Potem śmiał się tylko złośliwie i dokładnie wylizywał odbyt, w międzyczasie napawając się moimi jękami, by potem wypominać mi, że krzyczę jak dziewica. Nie wstydziłem się tego. Miał sprawny język, a jego dłonie potrafiły czynić cuda. Szkoda mi było tylko zaplamionej pościeli. To była moja ulubiona.
— Więc rozmawiajmy, o co chodzi? — westchnąłem, sięgając po papierosa, kiedy zaspokojony dwukrotnie padłem na rozłożony na podłodze koc.
Krople potu łaskotały mnie po żebrach, a klimatyzacja przyjemnie chłodziła przegrzany organizm. Miałem się zrelaksować i z pewnością się udało. Gorzej, że jutro nie będę mógł normalnie usiąść.
— Mam długi u takiego jednego gościa. Te wszystkie bambetle, które mi kupiłeś? Były dla niego. I chce tego więcej. Normalnie zwyczajnie obiłbym mu mordę, ale to delikatna sprawa. Muszę dać mu hajs, nie ma opcji — powiedział, wręczając mi skręta w miejsce papierosa.
Zamurowało mnie. Nie sądziłem, że wkopał się w coś takiego. Niby mogłem się tego po nim spodziewać, ale dotąd jakoś zawsze udawało mu się wyjść z każdej sytuacji obronną ręką. Przecież nie był idiotą. Był doktorem. Światłym człowiekiem myśli, jak on to zrobił?
— Powiedz, ile od ciebie chce. Załatwię to jutro. Ale potem koniec z pasożytnictwem — westchnąłem, zaciągając się marihuaną.
Jednak dobrze, że kupiliśmy jej aż tyle, zapowiadała się długa noc. Nawet nie wiedziałem, jak mu powiem o moim nieistotnym problemie. W obliczu tego, w co się wpierdolił, mój dylemat można było porównać do dziecięcych kłopotów w piaskownicy.
~*~
Dziewczyny wyciągnęły mnie do kina. Nie przepadałam za oglądaniem filmów na dużym ekranie, odkąd skończyłam naście lat i zaczęło mnie doprowadzać do szału zachowanie małoletniej hołoty. Horrory? Śmiali się nerwowo, ukrywając strach, udając, że wcale się nie bali. Filmy akcji? Darli ryje. Wszystkie rodzaje filmów? Żarli coś, szeleścili i bawili się telefonami. Kiedyś jakiś małolat tak mnie wyprowadził z równowagi, że wyrwałam mu telefon i cisnęłam nim na korytarz za siedzeniami. Telefonowi niestety nic się nie stało, a gnój chciał się na mnie drzeć, ale przy pierwszej jego kurwie poparli mnie inni oglądający i w rezultacie mały został wyproszony z sali przez ochronę.
Jednak film zapowiadał się ciekawie – parodia znanego romansu dla starych panien – a spędzanie czasu w towarzystwie jedynych dwóch osób, które potrafiły w pełni zrozumieć moje poczucie humoru, zawsze było dobrym pomysłem.
Poszłyśmy do multikina w Złotych, bo tylko tam mieli film na godzinę, która nam odpowiadała. Siódma wieczorem w piątkowy wieczór: idealny moment, by obejrzeć film, który następnego dnia wypadał z ramówki. Zapewniało nam to prawie pustą salę i święty spokój. Dzięki temu mogłyśmy sobie pozwalać na głośne komentowanie, bo nikomu to nie przeszkadzało.
Szczęście nam sprzyjało. W pomieszczeniu byłyśmy tylko my, ekran i jeden z pracowników, który miał obowiązek pilnować, czy przypadkiem nie nagrywamy filmu. Nie chciałoby mi się. Takie kopie miały tak tragiczną jakość, że czas na jej oglądanie tracili tylko kompletni desperaci albo dzieci, które… Nie wiem, co motywowało. Chyba głupota.
— Gdyby w oryginale był mudżyn, to przynajmniej uwierzyłabym w to, że ma dużego! — parsknęła Eliza, kiedy na ekranie pojawił się główny bohater.
— Ja bym i tak nie uwierzyła, laska za dużo razy to powtarzała. To zbyt podejrzane. Może miał mikropenisa? — odparłam, przegryzając ziarenko popcornu.
Film minął nam w takiej właśnie atmosferze. Nabijałyśmy się wraz z fabułą filmu z oryginalnego dziełka, poziom beki osiągał tak krytyczny poziom, że w połowie filmu musiałam wyjść do łazienki, bo gdybym tego nie zrobiła, mogłoby się to skończyć naprawdę źle.
Po seansie za to poszłyśmy coś zjeść. Nie byłam głodna, ale w dobrym towarzystwie aż żal było nie spróbować nowej oferty w KFC. Uwielbiałam tę knajpę. Kurczak w pikantnej, chemicznej panierce był jednym z moich ulubionych dań, zaraz za herbatą, papierosem i tostami z masłem czosnkowym.
Zamówiłyśmy po zestawie i spędziłyśmy kolejną upojną godzinę, śmiejąc się ze wszystkiego, z czego tylko się dało. A jak z czegoś się nie dawało, to śmiałyśmy się z faktu, że się nie da. Dzięki temu udało mi się na chwilę zapomnieć o upokorzeniu i urażonej dumie, którą sprezentował mi w podzięce zdziwaczały wykładowca.
Dziewczyny próbowały ze mnie wyciągnąć, co się stało. Już pierwszego dnia zauważyły, że zachowanie Michaelisa się zmieniło, ale milczałam jak grób, uznając, że to nic szczególnego. W końcu jednak postanowiłam podzielić się z nimi częścią prawdy, bo całej obiecałam przecież nie wygadać. Opowiedziałam więc o zapalniczce, jego nocowaniu i mojej wizycie u niego. Historia nie do końca trzymała się kupy, bo nie było żadnego powodu, by tak drastycznie się odciął, ale nie naciskały, więc i ja nie siliłam się na kłamstwa. Bo nie lubiłam kłamać, więc tak dla obu stron było lepiej.
Poza tym byłyśmy dorosłe i rozumiałyśmy, że każda z nas ma takie sprawy, o których nie lubi i nie chce rozmawiać. Chęć zaspokojenia ciekawości musiała więc ustąpić akceptacji prywatności drugiej osoby, ale miałyśmy to dobrze obcykane, więc nawet nie było niezręcznie.
Do domu wróciłam po dziesiątej. Szłam z Martą na piechotę przez Chmielną, cudem unikając Czarnego Romana, który ostatnimi czasy zaczepiał każdą dziewczynę, która na niego spojrzała. A że wyróżniał się na tle ludzi w sposób znaczny, niezwrócenie na niego uwagi graniczyło z cudem. Na szczęście skupił się na jakiejś parze, która paliła papierosa na jednej z ławek. Dosiadł się do nich i zaczął coś opowiadać. Zdecydowanie miałyśmy szczęście.
Nie chciało mi się już jeść. Usiadłam do komputera, znalazłam sobie zlecenie i pisałam do pierwszej w nocy. Potem mi zbrzydło. Co za dużo, to niezdrowo, przesadzanie zawsze miało jakieś negatywne konsekwencje.
Znudzona zaczęłam przeglądać Internet. Zanim się obejrzałam, wykorzystywałam zdolności infobrokerskie, które posiadłam w trakcie licencjatu, by dowiedzieć się czegoś więcej o Michaelisie. Często po prostu googlowałam ludzi. Nie, bo mi zależało, nawet nie dlatego, że byli ciekawi. Czasem po prostu chciałam sprawdzić, jak wiele mogę się dowiedzieć.
O Sebastianie Michaelisie było głośno. Konferencje, prace naukowe, wyróżnienia. Za to żadnych zdjęć i prywatnych informacji. Przywykłam do tego, że wykładowcy nie wpisywali prawdziwych danych w profilach na fejsie, ale żeby nigdzie nie było nic? Wyglądało to nieco podejrzanie.
Dowiedziałam się za to, ile miał lat, gdzie znajdowała się alma mater, o której napomknął zdawkowo, opowiadając o incydencie z romansem. Znalazłam kilka jego prac, w tym rozprawę doktorską z japonistyki. Z braku lepszych lektur, zaczęłam ją czytać. Lubiłam czasem z własnej woli potyrać się naukowym bełkotem. Wydawałam się sobie wtedy taka wykształcona i elitarna. Gorzej, że tylko udawałam, że rozumiem, co czytam. Tak naprawdę połowa tego była dla mnie ni mniej ni więcej jak cholerną makareną.
Praca była strasznie długa i szczegółowa, ale poruszała bardzo ciekawy wątek związany ze zwyczajami i językiem ujętymi w świetle psychologicznym – mój ulubiony rodzaj bełkotu. Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy, które zamierzałam wykorzystać na zajęciach, żeby sprawdzając kolejne kolokwium, zachodził w głowę, skąd to wiem i jak bardzo wepchałam mu się w przeszłość. Znając jego paranoiczne skłonności, z pewnością będzie go to dręczyło co najmniej kilka dni. Mały krok na drodze do wielkiej zemsty.
~*~
Tak, jak się spodziewałem, piątkowy wieczór kompletnie mnie zniszczył. Obudziłem się rano na niesamowitym kacu, z kapciem w mordzie, na dodatek z bolącym tyłkiem. Tego ostatniego nie przewidziałem. Gdybym się tego spodziewał, przynajmniej zadbałbym o jakiś dobry lubrykant, tymczasem Michał skorzystał z pierwszego lepszego mazidła, które wpadło mu w ręce. Właśnie tak się kończą imprezy z nim. Zawsze musi się zdarzyć coś nieprzewidywalnego. I nie miałbym nic przeciwko, gdybym nie był zawsze tym, który na tym cierpi.
Rozejrzałem się. Wszędzie stały butelki, a na przypalonym dywanie popielniczka z resztką skręta. Wypaliłem ją, licząc na to, że poprawi mi nastrój. Michała nie było w sypialni. Założyłem, że wylądował w łazience z głową w klozecie, dlatego nie spieszyłem się z wychodzeniem.
Było mi zimno. W nocy musieliśmy odkręcić klimatyzację, bo nawet kot uciekł z łóżka i schował się pod komodą. Patrzył na mnie jakoś dziwnie nienawistnie, jakby oceniał to, co robię.
— Uratowałem ci życie, nie oceniaj — prychnąłem na niego.
Dosyć się już napatrzyłem na ten pełen wyrzutów wzrok. Zasługiwałem na odmianę. Ame syknął cicho, ale wyszedł spod mebla i usiadł mi na kolanach. Zacząłem go głaskać. To poprawiało mi humor dużo lepiej niż zioło. Miałem się położyć i chwilę zrelaksować, ale jak zwykle coś mi przerwało.
— Wstawaj! Zrobiłem śniadanie! Idziemy dziś spłacić mój dług! — oświadczył Michał.
Wyglądał tak rześko, jakby wcale nie chlał całą zeszłą noc. Chciałbym wiedzieć, jak on to robił, ja nie potrafiłem. Jego głos obijał mi się o czaszkę z taką siłą, że aż zaczęło mnie mdlić. Zapach spalonej jajecznicy też się do tego przyczynił.
— Dziś? Zamierzałem leczyć kaca…
— No, dziś, dziś! Sam mówiłeś, i tu cytuję: załatwimy tych skurwieli jutro z samego rana! Rzucimy im hajsem w mordę, a potem zabunkrujemy się tutaj i ich przeczekamy! — odpowiedział, przedrzeźniając mnie.
— Byłem pijany.
— Czyli co, wykręcasz się? Zostawisz przyjaciela w potrzebie? Po wszystkim, co wczoraj dla ciebie zrobiłem?
Cholerny kretyn. Doskonale wiedział, że przy całej swojej obojętności byłem zbyt honorowy, żeby się wycofać. Poza tym, jeśli bym mu nie pomógł, mógłby stracić nie tylko godność, ale i palce. W najgorszym wypadku życie. Nigdy nie byłem mafiozą, ale w telewizji tak to mniej więcej wyglądało. Nie chciałem się przekonywać, na ile to zgodne z prawdą.
— Nie wykręcam się. Daj mi się ogarnąć — westchnąłem, niezgrabnie podnosząc się z łóżka.
Bolał mnie tyłek, w żołądku miałem tsunami, a w głowie trzęsienie ziemi. Tylko wychodzenia z domu było mi trzeba. Czułem, że to nie skończy się dobrze, ale obiecałem, więc nie miałem wyjścia.
Po godzinie udając pewnych siebie ruszyliśmy na spotkanie. Miałem ze sobą torbę pełną pieniędzy, na oczach okulary, bo słońce wybitnie mnie tego dnia irytowało. Michał miał telefon, na który co chwilę nerwowo zerkał. Wyglądaliśmy jak karykatury biznesmenów z jakichś filmów. Nigdy nie byłem szantażowany. Unikałem wszelkich sytuacji, które mogłyby doprowadzić do problemów, z którymi musiałbym się później zmagać. Niewiele wiedziałem więc o takich sprawach.
Kiedy w naszą stronę ruszył jakiś niski, podstarzały mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze, Michał aż podskoczył. Nigdy nie widziałem go tak przerażonego. W cokolwiek się wpakował, będzie mi się odwdzięczał do śmierci! Mężczyzna zabrał nas w ustronne miejsce – ciasną alejkę pomiędzy blokami niedaleko centrum. Nie miała nawet nazwy, to nie wróżyło zbyt dobrze.
Chciałem oddać pieniądze i sobie iść, ale wyczuwszy frajerów, facet zaczął kombinować, jak zedrzeć z nas więcej. Bolał mnie żołądek, chciałem wrócić do domu i dojść do siebie. Słuchanie paplaniny jakiegoś dziada wcale mnie nie kręciło.
— Bierz pieniądze i zostaw nas w spokoju. Następna próba szantażu skończy się zgłoszeniem na policji — westchnąłem znudzony.
Michał nie powiedział, co takiego robił, że się u nich zadłużył, ale szczerze mówiąc, niewiele mnie to obchodziło. Jak trzeba będzie, wyślę go do pierdla. Posiedzi, może zmądrzeje… Kogo ja chciałem oszukać, ojciec i tak by go wyciągnął.
— Odważny nam się trafił! — krzyknął entuzjastycznie mężczyzna.
Nie wiedziałem, jakich „nas” miał na myśli, póki zza rogu nie wyszło trzech barczystych mężczyzn. Zemdliło mnie. Sytuacja do złudzenia przypominała tę na klatce, z tym że tym razem miałem oberwać za dobre serce.
Jeden z karków unieruchomił Michała. Drugi chwycił torbę, rzucił ją do starego i przytrzymywał mnie, podczas gdy trzeci zaczął mnie bić. Dostałem z pięści w głowę, dwa albo trzy razy, a potem kilka w brzuch. Stary uznał, że go rozbawiłem, więc był łaskawy. Michałowi też się oberwało, ale mniej dotkliwie. Albo lepiej to znosił. Niemniej mieliśmy to za sobą. Zapuchnięty ryj stał się moją ceną za wolność przyjaciela. Czy w ogóle było warto?
Lubiłem Michała, ale czasem odnosiłem wrażenie, że jego rodzina wspierała mnie bardziej niż on. Szczególnie ostatnio. Czując ból przy każdym ruchu szczęką, zaczynałem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem. Nawet mi nie podziękował. Zaczynałem rozumieć oburzenie call girl.
Mieliśmy wracać Nowym Światem, ale stan mojej facjaty nie bardzo na to pozwalał. Wybraliśmy więc boczne uliczki, a kiedy wreszcie dotarliśmy do mieszkania, zamknąłem się w łazience i nie wychodziłem z niej dobre dwadzieścia minut, załamując się nad swoim wyglądem. Dlaczego jego nie uderzyli w gębę?! Jak ja się pokażę studentom?!
Chciało mi się płakać, ale do tego poziomu zniżałem się naprawdę rzadko. W końcu byłem mężczyzną, musiałem zachowywać jakieś pozory. Przyjaciel walił w drzwi łazienki, udając zmartwionego. Wyszedłem. Spiorunowałem go wzrokiem i bez słowa poszedłem do sypialni. Tylko chłodna pościel mogła mnie teraz podnieść na duchu.
— Seba, stary… Dzięki za to. Nie tak miało wyjść, ale… — zaczął się tłumaczyć, dosiadając się do mnie.
W dłoni trzymał torebkę z lodem. Wziąłem ją i przyłożyłem do twarzy, a potem kazałem mu przynieść moje leki i fajki. Na rozmowy nie miałem nastroju, chociażby dlatego, że przy każdym słowie bolała mnie twarz.
— Ale wyszło dobrze! Dali mi spokój! Uratowałeś mnie, powinniśmy świętować!
— Załatw mi L4 — warknąłem tylko, odpalając papierosa.
Optymizm mógł sobie schować w dupę. Będzie dobrze, jak nie nabawię się kolejnego bezsensownego lęku. 


5 komentarzy:

  1. Powiem tak, iż to jest zajebiste a opis ich stosunku wow mało co padlam na podłogę z wrażenia nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego opisu to tam mało wiele było - specjalnie zresztą, no skoro to z perspektywy faceta, to takie rozkminianie tego na wszystkie sposoby byłoby nieuatentyczne xD.
      Dzięki! :*

      Usuń
  2. Hmm ... Przyznam szczerze , że rozdział mnie zaskoczył , a takiego obrotu spraw to się w ogóle nie spodziewałam .

    Homoseksualizm był dość niekonwencjonalnym posunięciem , ale wpasował się w sytuację . Tylko współczuje ,że to właśnie Sebastianowi się wtedy najbardziej obrywa . No i trochę mi z tym dziwnie , że jednak utrzymują z Michałem znajomość po tych relacjach , które ich kiedyś łączyły .

    A skoro jesteśmy już przy Michale , to mam mu ochotę dać w mordę za to , że tak wykorzystuje Sebcia . TT-TT Jeśli jest aż tak szanowanym i nietykalnym panem to czemu do kurwy nędzy nie spłaci za siebie długu , tylko wciąż będzie wsadzał swoją chciwą łapę w kieszeń przyjaciela ?! A do tego jeszcze te tłumaczenia ... Ja się załamię psychicznie :( Ale mamy święta , więc udziela mi się ich nastrój i tego raczej nie zrobię .Mi mojego ukochanego dziwaczka szkoda <3

    Rozdział jak zwykle poezja ( tylko , że taka bardziej dramatyczna ). Czekam na kolejny z niecierpliwością . Jestem potwornie ciekawa co zrobi profesor japonistyki jak nie dostanie tego zwolnienia , albo co pocznie Katarzyna , gdy go nie będzie .

    Życzę ci zdrowych ( to przede wszystkim ) , wesołych Świąt Bożego Narodzenia , dużo pysznego jedzenia , wspaniałych przyjaciół , samych sukcesów na studiach oraz hucznego sylwestra i dobrego Nowego roku ! :D

    - Lady Fox -

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bym zapomniała . Dzięki wielki za to , że pomyślałaś o mnie , która tak lubię przedmowy xd

      - Lady Fox -

      Usuń
    2. Hahaha, nie ma za co:P. To tak z okazji świąt xD. Dziękuję za życzenia i również życzę najlepszego! :*
      Zdrowie by mi się przydało, bo z tym ciężko, no ale kto wie, moooożeee :D.
      Cóż, Michał jest specyficzną osobą, ale prawda jest taka, że Sebastian sam się daje. Zresztą on jest kasiasty, nie ukrywa tego, bardziej chodzi mu o zasadę. Postać Michała się jeszcze rozwinie w fabule, wyjdą pkusy i minusy :P.
      A co do wątku homo... MÓJ MÓZG TO WYMYŚLIŁ W NICY, OPĘTAŁ MNIE I SAM TO NAPISAŁ. Ale mój dziwakowy krytyk powiedział, że jest ok, no to tak zostało xD. Generalnie jak na opis seksu (których się brzydzę), to jestem z niego zadowolona, bo wyszedł taki okrojony i zwyczajny, jakby to facet pisał - taki był zamysł i w sumie może idelanie bie jest, ale to pierwszy raz jak piszę coś takiego w takiej narracji, więc i tak nie było źle xD.

      Dzięki za komcia i do zobaczenia w czwartek :*.

      Usuń

.