Pochwalę Wam się, bo od tego jest przedmowa, żeby autorka miała poczucie, że kogoś obchodzi jej codzienne życie. Toteż czytajcie:
Załatwiłam sobie praktyki w SBP <3. Załatwiłam sobie spokojne podejście do egzaminu językowego B1 z japońskiego w razie, gdybym nie zaliczyła <3. W zasadzie zostało mi już tylko półtora problemu, ale na to nie mam już wpływu, więc się nie przejmuję xD.
Kończenie studiów tag bardzo <3. Niby się cieszę, bo koniec wiecznych problemów z organizacją, ale z drugiej strony praca i brak wakacji boli. No cóż, ostatnie wakacje życia, trzeba będzie wymyślić jakiś godny sposób na ich spędzenie. Chciałabym do Japonii... TT_TT. No ale taka bogata jeszcze nie jestem :(.
Miłego! :*
===============================
Dojechawszy na
miejsce, zostałam po przeciwnej stronie ulicy i ukryłam się w niewielkiej
uliczce koło kawiarnio-księgarni. Chciałam zapalić w spokoju, nie narażając się
na ewentualne spotkanie kogoś znajomego. Walczyłam ze stresem papierosami i
kodeinową tabletką. Po tak kiepsko przespanej nocy stawy bolały mnie
zdecydowanie bardziej niż zwykle. Nie dość, że kolana, to jeszcze bark, akurat
ten, na którym nosiłam torebkę. Na dodatek palce u rąk tez nieco odmawiały
współpracy i czułam się ja asystentka drugiej kategorii wynajęta w ramach akcji
pomocy niepełnosprawnym. Właściwie i tak miałam sobie zrobić kategorię, ale
dopóki jej nie miałam, chciałam chociaż teoretycznie funkcjonować normalnie.
Póki nie będę kaleką oficjalnie, lepiej, żeby wszyscy nie wiedzieli, że nią
jestem.
— Kate? —
Usłyszałam znajomy głos, a stres, który nagle mnie nawiedził, sprawił, że
papieros wypadł mi z ręki.
Wprawdzie
zdążyłam go w porę złapać, ale poparzyłam modzel na środkowym palcu lewej ręki.
Żar już gorzej nie mógł wybrać…
— Co ty tu
robisz tak wcześnie? — zapytałam oskarżycielsko, mierząc bruneta wzrokiem.
— Miałem
zapytać o to samo, byliśmy umówieni w południe.
— Byliśmy. Ale
nikt mi nie będzie mówił, kiedy mam się zjawić na miejscu. Może chciałam
najpierw wypić herbatę w dobrym towarzystwie… — burknęłam, krzywiąc się i ze
wszystkich sił okazując niezadowolenie.
Dziwak jednak
wydawał się tego nie zauważać. Był nieco zestresowany, poznałam po
charakterystycznym tiku: przygryzał delikatnie wnętrze dolnej wargi, ale poza
tym doskonale to maskował i uśmiechał się do mnie taki radosny, aż od niego
błyszczało jak od powierzchni z reklam środków do czyszczenia kibli. Aż miałam
ochotę założyć okulary przeciwsłoneczne, ale nie chciało mi się po nie wracać
do domu. Przysłoniłam więc tylko oczy i westchnęłam niechętnie.
— Skoro już tu
jesteś, to wejdźmy, profesorze. Jestem naprawdę ciekawa, czemu nie odpowiadał
pan na moje smsy służbowe w tak niezwykle ważnej sprawie.
— Z chęcią to
pani wyjaśnię, pani Kasiu — odpowiedział, w dalszym ciągu taki pewny siebie.
Co ze mną było
nie tak? Dlaczego im dłużej to ludzkie wynaturzenie należało do grona moich
dalekich zainteresowań, tym mniej pewnie się czułam? A podobno im lepiej poznaje
się ludzi, tym jest łatwiej. Już nawet ubliżanie mu w myślach przestawało mi
pomagać. Chciałam się poddać, ale duma mi nie pozwalała. Miałam w sobie jeszcze
jakieś jej resztki, a gdyby straciła je przy dziwaku, mogłabym już nigdy ich
nie odzyskać.
— Z chęcią
posłucham, profesorze. Jeśli dobrze się pan wytłumaczy, może nie będę musiała
dalej zachowywać się jak wredna suka.
— Byłbym wielce
rad, pani Kasiu.
— Serio,
Michaelis, nie mów tak do mnie, bo za siebie nie ręczę — warknęłam w końcu,
przydeptując czubek jego buta.
Z jakiegoś
powodu „pani Kasiu” rozjuszało mnie bardziej niż gdyby nazywał mnie tą wredną
suką. To brzmiało tak ciepło i protekcjonalnie, jakby z góry zakładał, że jest
ponad mną. W zasadzie było, zarówno pod względem wykształcenia, wieku, doświadczeń
jak i nawet pewności siebie, a to ostatnie bolało mnie najbardziej i nie
zapowiadało się, żebym miała się z tym pogodzić. Musiałam więc udawać, na tyle
umiejętnie, żeby naprawdę nie wylewać z siebie wszystkich wrednych myśli,
którymi się ratowałam. Bo przecież w rzeczywistości… Chciałam powiedzieć, że do
twarzy mu w tym golfie, który autentycznie ubóstwiałam i że powinien zapiąć
płaszcz, żeby się nie przeziębił, bo wyglądał jak takie urocze chuchro, że
każdy silniejszy podmuch wiatru mógłby go zdmuchnąć. Nie, żebym ja i moje suche
kości miała zareagować inaczej, ale nie ja tu byłam chwilowo podmiotem!
Powracając… Wcale nie myślałam o nim tak źle, jak o nim myślałam. To tylko
system obronny, który on skutecznie upośledzał swoim specyficznym sposobem bycia.
— Wybacz, nie
wiedziałem, że to cię tak drażni. Jak mam w takim razie mówić?
— Już ci
mówiłam. Nic się nie zmieniło od tego czasu.
— Pani call
girl? To brzmi idiotycznie — zaśmiał się, lekko zasłaniając usta dłonią.
Taki
zniewieściały ten gest… Ale jednak doskonale do niego pasował i zaskakująco nie
ujmował mu resztek męskości.
— Dobra, mów,
jak chcesz. Tylko powiedz mi… Albo lepiej nie mów, po prostu chodźmy —
zrezygnowałam, panikując na samą myśl o tym, że miałabym zadać to pytanie.
„Powiedz mi, dlaczego
stajesz się coraz bardziej pewny siebie, a ja zwyczajnie się przy tobie
krępuję?” – To nie było pytanie, które powinnam zadawać wykładowcy. Zaraz znowu
by mu odwaliło na punkcie dbania o czystość swoje konta i skończylibyśmy na
spotkaniu służbowym na dwóch różnych krańcach herbaciarni.
— Zostanę przy
Kate, łatwo przechodzi przez usta — stwierdził po chwili.
Nie
skomentowałam już, ruszyłam w stronę lokalu, w zasadzie użalając się nad sobą i
swoją skomplikowaną, niezwykle spaczoną psychiką. Naprawdę wolałam być tą
pewniejszą siebie, no ale cóż. Życie lubiło mnie trollować nie od dzisiaj,
czemu tym razem miałoby być inaczej?
~*~
Nie
spodziewałem się spotkać Katarzyny na pół godziny przed spotkaniem, na dodatek
w tym samym miejscu, które upatrzyłem sobie jako poczekalnię. Widać wbrew
wszystkiemu, oprócz wyboru ścieżki kariery, łączyło nas chociaż coś osobistego:
słabość do odosobnienia.
Gdy tylko ją
zobaczyłem, od razu podszedłem i wdałem się w dialog. Czułem się przy niej
dobrze, niezwykle swobodnie. Zapewne wielki wpływ miał na to fakt, że od
tygodnia nie widzieliśmy się na uczelni i mój umysł ponownie traktował ją jak
zwykłą znajomą. Ponadto zwyczajnie mnie do niej ciągnęło – do mojej pierwszej
warszawskiej znajomej, osoby, która z jakiegoś powodu w dalszym ciągu chciała
mieć ze mną coś wspólnego. Pomijając moje paranoiczne zachowanie, które nieraz
już ją zraniło, powinienem czasem też docenić fakt, że mnie nie odrzuciła.
Szczególnie że kiedyś nawet się za mną wstawiła przy znajomych, chociaż pewnie
nawet nie wiedziała, że się dowiedziałem. No i nie wydała mnie, mimo że nawet
nie mógłbym mieć jej za złe, gdyby to zrobiła. Chyba zaczynam ją zbytnio idealizować. To tylko studentka, opanuj się,
idioto. Przerzucałem na nią wszystkie pozytywne emocje, żeby jakoś ukoić
ból, który zadał mi Michał, a za który nie powinienem się złościć – taa…
Wiedzieć co robić a rzeczywiście to robić to dwie zupełnie inne sprawy,
niestety.
Otworzyłem
dziewczynie drzwi i pozwoliłem wybrać stolik. Wybrała ten, który sam był
wybrał: w samym rogu, za ścianką, niezbyt rzucający się w oczy. Dzięki temu
mogliśmy mieć względną swobodę, chociażby dzięki temu, że było to jedno z
miejsc w lokalu, którego nie było widać zza szyb. Zajęliśmy miejsca po
przeciwnych stronach stołu, każde z nas na swojej kanapie, a potem wybraliśmy
pozycje z karty.
Kasia była
nieco spięta albo zwyczajnie nie miała nastroju. Sądząc po podkrążonych oczach,
raczej nie spała zbyt dobrze. Ciekawe, czy to z mojego powodu? Złapałem się na
tym, że chciałem, by tak było. Na szczęście paranoja szybko przywołała mnie do
porządku, drąc się wprost w ucho wewnętrzne, że jestem wykładowcą a ona
studentką. Dzięki, mózgu, bo przecież wcale nie pamiętałem.
Nie chciałem
poć herbaty, ale przejrzawszy menu, doszedłem do wniosku, że w herbaciarni nie
będę miał zbyt dużego wyboru. Zdałem się więc na towarzyszkę, która poleciła mi
zieloną herbatę z trawą cytrynową, bo jej zdaniem nie przypominała w smaku
herbaty. Z tego, co pamiętałem, trawa cytrynowa miała smak podobny do jednego z
drinków, które kiedyś nałogowo serwował… ktoś, kogo kiedyś szanowałem, dlatego
się zgodziłem. Zamówiłem sobie ten zielony wynalazek a call girl czarną, różaną
herbatę z delikatną nuta wanilii. Gdyby ten opis nie dotyczył herbaty, chyba
nawet chciałbym spróbować.
— No to powiesz,
czemu nie mogłeś powiedzieć mi przez telefon, czemu mnie zlewasz? Czy to jakaś
tajemnica? Jesteś tajnym agentem czy paranoikiem? — zapytała Katarzyna, kiedy
wróciłem do stołu.
Przynajmniej
tym razem nie upierała się, że za siebie zapłaci, choć to chyba nie było zbyt
duże pocieszenie w tej sytuacji.
— Chciałem cię
zobaczyć — przyznałem szczerze, uśmiechając się do niej i obserwując, jak się
złości.
— Jesteś
idiotą.
— Paranoikiem
również. Wybacz, wolałem powiedzieć ci to osobiście, na wypadek, gdyby mój los
nie był ci aż tak obojętny, jak starasz mi się to wmówić — dodałem, sam się
sobie dziwiąc, jak niebezpieczną grę rozpocząłem.
Z reguły
unikałem rozmów pełnych podtekstów. Czułem się zbyt niepewny, by odpowiednio je
zinterpretować i zawsze robiłem to na swoją niekorzyść, a potem się nad sobą
użalałem, zarówno dlatego, że po raz kolejny zmieszano mnie z błotem, jak i
dlatego, że początkowo tylko tak mi się wydawało. Jednak przy call girl było
inaczej. Ona tak swobodnie operowała tego typu środkami przekazu, że nigdy nie
miałem wątpliwości, o co jej chodziło. Co więcej, czułem się na siłach
odpowiedzieć i czerpałem prawdziwą przyjemność z takich rozmów, choć wcale nie
było ich wiele. Przynajmniej udało mi się w końcu zrozumieć, czemu ludzie tak to
lubili.
— Byłoby
szkoda, gdybyś się zawiódł, nie? Ale skoro już mnie tu pofatygowałeś, to w
zamian za herbatę cię wysłucham. Może nawet powiesz coś ciekawego, profesorze.
— Taki właśnie
miałem plan. Widzisz, taki masz na mnie wpływ. Sprowadzasz swojego profesora na
złą drogę, nie masz wyrzutów sumienia?
— Wyrzuciłam
sumienie już dawno temu, przeszkadzało mi się dobrze bawić. W śmieciach
znajdzie się jeszcze miejsce na twoją paranoję, jeśli się odważysz —
powiedziała ściszonym głosem, wyciągając rękę w moją stronę.
Poczułem się
skołowany. Ostatecznie byłem zbyt kiepski w tę grę, a kiedy wyraźnie pokazała,
że chce nawiązać ze mną fizyczny kontakt, zwyczajnie spanikowałem. Przecież
tego nie lubiła. Jak ja to powinienem
rozumieć? Kazała mi wyrzucić paranoję, czy ona sugerowała mi romans? Chciała
się ze mną przespać? Przecież ona nawet dotykać ludzi nie lubi! Penisie, kurwa,
nikt cię nie pytał o zdanie! Ale poważnie, czego ona chciała? I dlaczego moja
ciekawość dorównywała przerażeniu? Tak powinno być, czy jednak jestem
pieprzonym dewiantem? Gdzie jest pauza! Muszę poszperać w Internecie i się
czegoś o tym dowiedzieć. Albo sms. Michał. Chuj, że się wkurwiłem, napiszę.
Nie, no przecież jak to będzie wyglądało…
— Wyluzuj,
żartowałam — prychnęła kpiąco, odsuwając się z powrotem wyraźnie niezadowolona.
Zawiodłem ją?
Nie byłem pewien, czy naprawdę żartowała, wydawała się poważna. Myślałem, że
nie chcę brać w tym udziału… W sumie nie wiedziałem, co myślałem, ale kiedy się
odsunęła, coś zakuło mnie w piersi i poczułem ogromny żal. W ostatniej chwili
powstrzymałem jej dłoń, przysłaniając ją swoją i spojrzałem głęboko w jej oczy.
— Brzmi
kusząco, pokażesz mi, jak to zrobić? — zapytałem, lekko ściskając jej dłoń.
Nie cofnęła
jej! Nie uciekła ode mnie! Cieszyłem się jak pryszczaty gówniarz po
siedemnastce, który wreszcie zaliczył pierwszą bazę. Tylko co dalej?! Na co ja
się właściwie zgodziłem?!
~*~
To mnie
zaskoczył. Aż odjęło mi mowę. Znalazłam nieco pewności siebie, uciekając w
słowne gry, bo byłam przekonana, że on tego zwyczajnie nie podchwyci,
przestraszy się, a na jego niepewności zbuduję swoje poczucie bezpieczeństwa.
No i kiedy już myślałam, że wygrałam i zaczęłam wewnętrznie triumfować, chwycił
mnie za rękę. Nieprzyjemne uczucie obcości przeszyło mnie na równi z… Sama nie
wiedziałam czym, ekscytacją? Zrobiło mi się ciepło i z trudem wciągnęłam
powietrze. Na szczęście uratowała mnie kelnerka, przynosząc nasze zamówienie.
Spojrzała na
nas, uśmiechnęła się i rozstawiła kubki, czajniczki i pojemniki na zużytą
herbatę, a my milczeliśmy, wpatrując się w jej ręce. W końcu jednak sobie
poszła i trzeba było coś zrobić. Mogłam udawać, że to się nie wydarzyło. Mogłam
go też wyśmiać, ale nie miałam sumienia mu tego zrobić, poza tym wcale nie
chciałam. Rozum mówił, żeby to zignorować, ale… serce? – chyba ono,
podpowiadało, żebym ciągnęła sprawę dalej. W końcu co mogło się stać? Wiedział
o mnie wystarczająco dużo, by wiedzieć, że nie ma prawa choćby próbować zrobić
czegokolwiek, na co nie dałabym mu jasnego przyzwolenia.
Pokrzepiona własną
logiką i niezbitą pewnością odnośnie przyzwoitości dziwaka ponownie wyciągnęłam
do niego rękę.
— Więc chodź tu
— poprosiłam, przesuwając się w stronę ściany.
Trochę to było nierozsądne, bo w razie czego
nie miałam gdzie uciec, ale… Właściwie co mi szkodziło? Stroniłam od wszelakiej
bliskości z ludźmi już tak długo, może najwyższa pora to zmienić? Chociaż
trochę. Przecież nie stanie się nic złego, no i nikt nas tu nie zobaczy. Na
wszelki wypadek wyciągnęłam papiery na stół, a on spojrzał na mnie, obnażając
całą swoją niepewność, wstał i usiadł obok, wciąż trzymając moją dłoń.
Przysunęłam się
do niego i przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy. Zawsze sądziłam, że były
raczej brązowe, ale w tym świetle z tak bliskiej odległości wyglądały jak
prawdziwa, szlachetna, czerwona herbata. Przeszło mi przez myśl, że chciałabym
częściej oglądać je z takiej odległości. Idiotyczna zachcianka, ale to pewnie z
niedotlenienia. Ciężko mi się oddychało, powietrze zatrzymywało się w moich
płucach, z trudem pokonując całą trasę przez mocno bijące serce, jakbym miała
dostać zawału. I to ciepło… Nienawidziłam ciepła, ale to było nawet znośne,
rozgrzewało moją pierś i uderzało z coraz większą siłą z każdym najdrobniejszym
nawet ruchem mięśni twarzy dziwaka.
Przysunęłam się
jeszcze bardziej, położyłam rękę na jego piersi i lekko przyciągnęłam go do
siebie za ten nieprzeciętnie przyjemny w dotyku sweter (nic dziwnego, że tak go
lubił, też bym nie pogardziła).
— Tylko nie
ucieknij — szepnęłam, a potem delikatnie musnęłam jego wargi.
Nie wierzyłam w
to, co robiłam. Ostatnim razem, kiedy to on mnie pocałował, skończyło się
tragedią i ogromną kłótnią, która dotąd dawała o sobie znać. No i wtedy ani
trochę nie miałam na to ochoty, ale teraz było inaczej. Ledwie go dotknęłam, a
jednak silnie unerwione wargi przekazały impulsy do mózgu, który zalała
zapierająca dech w piersi przyjemność. Nie czułam się tak właściwie chyba
nigdy.
Początkowo
Sebastian nie zareagował, jakby przeżywał szok albo walczył ze sobą, by
naprawdę nie uciec, ale po chwili poczułam, jak łapczywie wciąga powietrze, a
potem jego usta chwyciły moją dolną wargę, odwzajemniając pocałunek. Tak
nieśmiało, jakby wciąż nie był pewien, czy powinien to robić, ale to mi
wystarczyło. Przez chwilę mój świat zawirował, wszystko wokół przestało się
liczyć i gdyby nawet wysadziło teatr z naprzeciwka, nawet bym nie zauważyła.
Profesor Michaelis odwzajemnił mój pocałunek, na dodatek im dłużej trwał, tym
bardziej nabierał pewności siebie.
Jedna z jego
biernych dotąd rąk ujęła moja twarz, a druga znalazła swoje miejsce w talii. Zacisnęłam
rękę na jego swetrze i chwilę jeszcze napawałam się pocałunkiem, w końcu
uznając, że nie mogę być taka łatwa. Powoli się od niego odsunęłam, na koniec
kładąc dłoń na tej, którą trzymał na moim policzku. Ją również od siebie
oddaliłam. Spojrzałam w oczy wykładowcy, na jego pełną wypieków twarz i uśmiech
na ustach.
— Dobry
początek, dziwaku — pochwaliłam, czując, że jeśli nie odezwę się pierwsza,
stracę całą kontrolę nad sytuacją.
Marzyłam teraz
już tylko o tym, żeby domyślił się, że ma mnie objąć, ale wiedziałam, że to się
nie stanie. Wiedział, jaki miałam stosunek do bliskości, i logicznym było
niezakładanie, że nagle to wszystko zmienię. Dlatego nie miałam mu za złe i
przytuliłam się sama, opierając głowę na jego ramieniu i splatając nasze palce.
— Sebastian?
Powiesz coś, czy odjęło ci mowę? Dalej jesteś mi winien wyjaśnienie. Halo?
Profesorze? — mówiłam, próbując do niego dotrzeć.
Wydawało mi
się, że nieco odpłynął. Patrzył w stronę okien, jakby w ogóle mnie nie zauważał.
Dałam mu więc jeszcze chwilę, by do siebie doszedł. Sama wciąż czułam się
dziwnie i byłam pewna, że tym razem znów nie będę mogła zasnąć, bo będę się
zastanawiać, co to w ogóle znaczyło. Z jednej strony wolałabym, żeby ta chwila
trwała wiecznie, wtedy nie musielibyśmy nigdy o tym rozmawiać, ale z drugiej
lubiłam jasne sytuacje, nawet jeśli wyjaśniały się przez pełne dwuznaczności
wymiany zdań.
— Miałem
wypadek. Niewielka stłuczka, ale telefon nie przetrwał — wydusił w końcu
zobojętniałym głosem.
Sądziłam, że
jest w szoku, ale ciężko było nie nastawiać się negatywnie, gdy po czymś, co
było dla mnie milowym krokiem w sferze towarzysko-intymnej, on tak po prostu…
Po prostu nic. A przecież ostrzegałam, że kiedyś odwdzięczę mu się równie
nieodpowiednim zachowaniem, jakim mnie uraczył. Gdyby uznał, że to była zemsta,
pewnie byłoby mu łatwiej.
— Rozumiem.
Rozgrzeszam, to i tak nie było nic ważnego — westchnęłam, odsuwając się od
niego.
Pozbawiony
wyrazu ton zwyczajnie mnie zdemotywował. Miałam wrażenie, że żałował tego, co
zrobił, a to zwyczajnie mnie dobiło i właściwie miałam ochotę się popłakać. Bo
skoro tego nie chciał, to na cholerę oddał pocałunek? On też potrafił myśleć
tylko fiutem?! Kretyn, idiota, debil!
I niech ktoś powie, żer to nie miłość, to nie wiem co mu zrobię. Wali miłością na kilometr.
OdpowiedzUsuńTeksty Sebcia cudowne, a tekst Kate na koniec też zwala z krzesła. A ich pocałunek... czekałam na niego, nawet nie wiedząc, że na niego czekam. Wiem, masło maślane.
Teraz zostało tylko czekać jak to się rozwinie dalej. I nie wiem, który Sebuś podoba mi się bardziej. Sebuś - ciamajda czy Sebuś - pewność siebie :D
Czekam z niecierpliwością na next. Buziaczki
To zabawne, bo ja czasami też nie wiem, jakiego wolę go bardziej :P. W każdym razie oboje ładnie teraz pojechali, strach się bać, co będzie dalej hahahaha xD.
UsuńNo a czy miłość... Pocałunek nie znaczy od razu miłości, nie? :P
Dzięki za komcia <3.
Pozdrawiam!