Dziwak z dyplomem – 32

Pochwalę Wam się, bo od tego jest przedmowa, żeby autorka miała poczucie, że kogoś obchodzi jej codzienne życie. Toteż czytajcie:
Załatwiłam sobie praktyki w SBP <3. Załatwiłam sobie spokojne podejście do egzaminu językowego B1 z japońskiego w razie, gdybym nie zaliczyła <3. W zasadzie zostało mi już tylko półtora problemu, ale na to nie mam już wpływu, więc się nie przejmuję xD.
Kończenie studiów tag bardzo <3. Niby się cieszę, bo koniec wiecznych problemów z organizacją, ale z drugiej strony praca i brak wakacji boli. No cóż, ostatnie wakacje życia, trzeba będzie wymyślić jakiś godny sposób na ich spędzenie. Chciałabym do Japonii... TT_TT. No ale taka bogata jeszcze nie jestem :(.

Miłego! :*

===============================

Dojechawszy na miejsce, zostałam po przeciwnej stronie ulicy i ukryłam się w niewielkiej uliczce koło kawiarnio-księgarni. Chciałam zapalić w spokoju, nie narażając się na ewentualne spotkanie kogoś znajomego. Walczyłam ze stresem papierosami i kodeinową tabletką. Po tak kiepsko przespanej nocy stawy bolały mnie zdecydowanie bardziej niż zwykle. Nie dość, że kolana, to jeszcze bark, akurat ten, na którym nosiłam torebkę. Na dodatek palce u rąk tez nieco odmawiały współpracy i czułam się ja asystentka drugiej kategorii wynajęta w ramach akcji pomocy niepełnosprawnym. Właściwie i tak miałam sobie zrobić kategorię, ale dopóki jej nie miałam, chciałam chociaż teoretycznie funkcjonować normalnie. Póki nie będę kaleką oficjalnie, lepiej, żeby wszyscy nie wiedzieli, że nią jestem.
— Kate? — Usłyszałam znajomy głos, a stres, który nagle mnie nawiedził, sprawił, że papieros wypadł mi z ręki.
Wprawdzie zdążyłam go w porę złapać, ale poparzyłam modzel na środkowym palcu lewej ręki. Żar już gorzej nie mógł wybrać…
— Co ty tu robisz tak wcześnie? — zapytałam oskarżycielsko, mierząc bruneta wzrokiem.
— Miałem zapytać o to samo, byliśmy umówieni w południe.
— Byliśmy. Ale nikt mi nie będzie mówił, kiedy mam się zjawić na miejscu. Może chciałam najpierw wypić herbatę w dobrym towarzystwie… — burknęłam, krzywiąc się i ze wszystkich sił okazując niezadowolenie.
Dziwak jednak wydawał się tego nie zauważać. Był nieco zestresowany, poznałam po charakterystycznym tiku: przygryzał delikatnie wnętrze dolnej wargi, ale poza tym doskonale to maskował i uśmiechał się do mnie taki radosny, aż od niego błyszczało jak od powierzchni z reklam środków do czyszczenia kibli. Aż miałam ochotę założyć okulary przeciwsłoneczne, ale nie chciało mi się po nie wracać do domu. Przysłoniłam więc tylko oczy i westchnęłam niechętnie.
— Skoro już tu jesteś, to wejdźmy, profesorze. Jestem naprawdę ciekawa, czemu nie odpowiadał pan na moje smsy służbowe w tak niezwykle ważnej sprawie.
— Z chęcią to pani wyjaśnię, pani Kasiu — odpowiedział, w dalszym ciągu taki pewny siebie.
Co ze mną było nie tak? Dlaczego im dłużej to ludzkie wynaturzenie należało do grona moich dalekich zainteresowań, tym mniej pewnie się czułam? A podobno im lepiej poznaje się ludzi, tym jest łatwiej. Już nawet ubliżanie mu w myślach przestawało mi pomagać. Chciałam się poddać, ale duma mi nie pozwalała. Miałam w sobie jeszcze jakieś jej resztki, a gdyby straciła je przy dziwaku, mogłabym już nigdy ich nie odzyskać.
— Z chęcią posłucham, profesorze. Jeśli dobrze się pan wytłumaczy, może nie będę musiała dalej zachowywać się jak wredna suka.
— Byłbym wielce rad, pani Kasiu.
— Serio, Michaelis, nie mów tak do mnie, bo za siebie nie ręczę — warknęłam w końcu, przydeptując czubek jego buta.
Z jakiegoś powodu „pani Kasiu” rozjuszało mnie bardziej niż gdyby nazywał mnie tą wredną suką. To brzmiało tak ciepło i protekcjonalnie, jakby z góry zakładał, że jest ponad mną. W zasadzie było, zarówno pod względem wykształcenia, wieku, doświadczeń jak i nawet pewności siebie, a to ostatnie bolało mnie najbardziej i nie zapowiadało się, żebym miała się z tym pogodzić. Musiałam więc udawać, na tyle umiejętnie, żeby naprawdę nie wylewać z siebie wszystkich wrednych myśli, którymi się ratowałam. Bo przecież w rzeczywistości… Chciałam powiedzieć, że do twarzy mu w tym golfie, który autentycznie ubóstwiałam i że powinien zapiąć płaszcz, żeby się nie przeziębił, bo wyglądał jak takie urocze chuchro, że każdy silniejszy podmuch wiatru mógłby go zdmuchnąć. Nie, żebym ja i moje suche kości miała zareagować inaczej, ale nie ja tu byłam chwilowo podmiotem! Powracając… Wcale nie myślałam o nim tak źle, jak o nim myślałam. To tylko system obronny, który on skutecznie upośledzał swoim specyficznym sposobem bycia.
— Wybacz, nie wiedziałem, że to cię tak drażni. Jak mam w takim razie mówić?
— Już ci mówiłam. Nic się nie zmieniło od tego czasu.
— Pani call girl? To brzmi idiotycznie — zaśmiał się, lekko zasłaniając usta dłonią.
Taki zniewieściały ten gest… Ale jednak doskonale do niego pasował i zaskakująco nie ujmował mu resztek męskości.
— Dobra, mów, jak chcesz. Tylko powiedz mi… Albo lepiej nie mów, po prostu chodźmy — zrezygnowałam, panikując na samą myśl o tym, że miałabym zadać to pytanie.
„Powiedz mi, dlaczego stajesz się coraz bardziej pewny siebie, a ja zwyczajnie się przy tobie krępuję?” – To nie było pytanie, które powinnam zadawać wykładowcy. Zaraz znowu by mu odwaliło na punkcie dbania o czystość swoje konta i skończylibyśmy na spotkaniu służbowym na dwóch różnych krańcach herbaciarni.
— Zostanę przy Kate, łatwo przechodzi przez usta — stwierdził po chwili.
Nie skomentowałam już, ruszyłam w stronę lokalu, w zasadzie użalając się nad sobą i swoją skomplikowaną, niezwykle spaczoną psychiką. Naprawdę wolałam być tą pewniejszą siebie, no ale cóż. Życie lubiło mnie trollować nie od dzisiaj, czemu tym razem miałoby być inaczej?
~*~
Nie spodziewałem się spotkać Katarzyny na pół godziny przed spotkaniem, na dodatek w tym samym miejscu, które upatrzyłem sobie jako poczekalnię. Widać wbrew wszystkiemu, oprócz wyboru ścieżki kariery, łączyło nas chociaż coś osobistego: słabość do odosobnienia.
Gdy tylko ją zobaczyłem, od razu podszedłem i wdałem się w dialog. Czułem się przy niej dobrze, niezwykle swobodnie. Zapewne wielki wpływ miał na to fakt, że od tygodnia nie widzieliśmy się na uczelni i mój umysł ponownie traktował ją jak zwykłą znajomą. Ponadto zwyczajnie mnie do niej ciągnęło – do mojej pierwszej warszawskiej znajomej, osoby, która z jakiegoś powodu w dalszym ciągu chciała mieć ze mną coś wspólnego. Pomijając moje paranoiczne zachowanie, które nieraz już ją zraniło, powinienem czasem też docenić fakt, że mnie nie odrzuciła. Szczególnie że kiedyś nawet się za mną wstawiła przy znajomych, chociaż pewnie nawet nie wiedziała, że się dowiedziałem. No i nie wydała mnie, mimo że nawet nie mógłbym mieć jej za złe, gdyby to zrobiła. Chyba zaczynam ją zbytnio idealizować. To tylko studentka, opanuj się, idioto. Przerzucałem na nią wszystkie pozytywne emocje, żeby jakoś ukoić ból, który zadał mi Michał, a za który nie powinienem się złościć – taa… Wiedzieć co robić a rzeczywiście to robić to dwie zupełnie inne sprawy, niestety.
Otworzyłem dziewczynie drzwi i pozwoliłem wybrać stolik. Wybrała ten, który sam był wybrał: w samym rogu, za ścianką, niezbyt rzucający się w oczy. Dzięki temu mogliśmy mieć względną swobodę, chociażby dzięki temu, że było to jedno z miejsc w lokalu, którego nie było widać zza szyb. Zajęliśmy miejsca po przeciwnych stronach stołu, każde z nas na swojej kanapie, a potem wybraliśmy pozycje z karty.
Kasia była nieco spięta albo zwyczajnie nie miała nastroju. Sądząc po podkrążonych oczach, raczej nie spała zbyt dobrze. Ciekawe, czy to z mojego powodu? Złapałem się na tym, że chciałem, by tak było. Na szczęście paranoja szybko przywołała mnie do porządku, drąc się wprost w ucho wewnętrzne, że jestem wykładowcą a ona studentką. Dzięki, mózgu, bo przecież wcale nie pamiętałem.
Nie chciałem poć herbaty, ale przejrzawszy menu, doszedłem do wniosku, że w herbaciarni nie będę miał zbyt dużego wyboru. Zdałem się więc na towarzyszkę, która poleciła mi zieloną herbatę z trawą cytrynową, bo jej zdaniem nie przypominała w smaku herbaty. Z tego, co pamiętałem, trawa cytrynowa miała smak podobny do jednego z drinków, które kiedyś nałogowo serwował… ktoś, kogo kiedyś szanowałem, dlatego się zgodziłem. Zamówiłem sobie ten zielony wynalazek a call girl czarną, różaną herbatę z delikatną nuta wanilii. Gdyby ten opis nie dotyczył herbaty, chyba nawet chciałbym spróbować.
— No to powiesz, czemu nie mogłeś powiedzieć mi przez telefon, czemu mnie zlewasz? Czy to jakaś tajemnica? Jesteś tajnym agentem czy paranoikiem? — zapytała Katarzyna, kiedy wróciłem do stołu.
Przynajmniej tym razem nie upierała się, że za siebie zapłaci, choć to chyba nie było zbyt duże pocieszenie w tej sytuacji.
— Chciałem cię zobaczyć — przyznałem szczerze, uśmiechając się do niej i obserwując, jak się złości.
— Jesteś idiotą.
— Paranoikiem również. Wybacz, wolałem powiedzieć ci to osobiście, na wypadek, gdyby mój los nie był ci aż tak obojętny, jak starasz mi się to wmówić — dodałem, sam się sobie dziwiąc, jak niebezpieczną grę rozpocząłem.
Z reguły unikałem rozmów pełnych podtekstów. Czułem się zbyt niepewny, by odpowiednio je zinterpretować i zawsze robiłem to na swoją niekorzyść, a potem się nad sobą użalałem, zarówno dlatego, że po raz kolejny zmieszano mnie z błotem, jak i dlatego, że początkowo tylko tak mi się wydawało. Jednak przy call girl było inaczej. Ona tak swobodnie operowała tego typu środkami przekazu, że nigdy nie miałem wątpliwości, o co jej chodziło. Co więcej, czułem się na siłach odpowiedzieć i czerpałem prawdziwą przyjemność z takich rozmów, choć wcale nie było ich wiele. Przynajmniej udało mi się w końcu zrozumieć, czemu ludzie tak to lubili.
— Byłoby szkoda, gdybyś się zawiódł, nie? Ale skoro już mnie tu pofatygowałeś, to w zamian za herbatę cię wysłucham. Może nawet powiesz coś ciekawego, profesorze.
— Taki właśnie miałem plan. Widzisz, taki masz na mnie wpływ. Sprowadzasz swojego profesora na złą drogę, nie masz wyrzutów sumienia?
— Wyrzuciłam sumienie już dawno temu, przeszkadzało mi się dobrze bawić. W śmieciach znajdzie się jeszcze miejsce na twoją paranoję, jeśli się odważysz — powiedziała ściszonym głosem, wyciągając rękę w moją stronę.
Poczułem się skołowany. Ostatecznie byłem zbyt kiepski w tę grę, a kiedy wyraźnie pokazała, że chce nawiązać ze mną fizyczny kontakt, zwyczajnie spanikowałem. Przecież tego nie lubiła. Jak ja to powinienem rozumieć? Kazała mi wyrzucić paranoję, czy ona sugerowała mi romans? Chciała się ze mną przespać? Przecież ona nawet dotykać ludzi nie lubi! Penisie, kurwa, nikt cię nie pytał o zdanie! Ale poważnie, czego ona chciała? I dlaczego moja ciekawość dorównywała przerażeniu? Tak powinno być, czy jednak jestem pieprzonym dewiantem? Gdzie jest pauza! Muszę poszperać w Internecie i się czegoś o tym dowiedzieć. Albo sms. Michał. Chuj, że się wkurwiłem, napiszę. Nie, no przecież jak to będzie wyglądało…
— Wyluzuj, żartowałam — prychnęła kpiąco, odsuwając się z powrotem wyraźnie niezadowolona.
Zawiodłem ją? Nie byłem pewien, czy naprawdę żartowała, wydawała się poważna. Myślałem, że nie chcę brać w tym udziału… W sumie nie wiedziałem, co myślałem, ale kiedy się odsunęła, coś zakuło mnie w piersi i poczułem ogromny żal. W ostatniej chwili powstrzymałem jej dłoń, przysłaniając ją swoją i spojrzałem głęboko w jej oczy.
— Brzmi kusząco, pokażesz mi, jak to zrobić? — zapytałem, lekko ściskając jej dłoń.
Nie cofnęła jej! Nie uciekła ode mnie! Cieszyłem się jak pryszczaty gówniarz po siedemnastce, który wreszcie zaliczył pierwszą bazę. Tylko co dalej?! Na co ja się właściwie zgodziłem?!
~*~
To mnie zaskoczył. Aż odjęło mi mowę. Znalazłam nieco pewności siebie, uciekając w słowne gry, bo byłam przekonana, że on tego zwyczajnie nie podchwyci, przestraszy się, a na jego niepewności zbuduję swoje poczucie bezpieczeństwa. No i kiedy już myślałam, że wygrałam i zaczęłam wewnętrznie triumfować, chwycił mnie za rękę. Nieprzyjemne uczucie obcości przeszyło mnie na równi z… Sama nie wiedziałam czym, ekscytacją? Zrobiło mi się ciepło i z trudem wciągnęłam powietrze. Na szczęście uratowała mnie kelnerka, przynosząc nasze zamówienie.
Spojrzała na nas, uśmiechnęła się i rozstawiła kubki, czajniczki i pojemniki na zużytą herbatę, a my milczeliśmy, wpatrując się w jej ręce. W końcu jednak sobie poszła i trzeba było coś zrobić. Mogłam udawać, że to się nie wydarzyło. Mogłam go też wyśmiać, ale nie miałam sumienia mu tego zrobić, poza tym wcale nie chciałam. Rozum mówił, żeby to zignorować, ale… serce? – chyba ono, podpowiadało, żebym ciągnęła sprawę dalej. W końcu co mogło się stać? Wiedział o mnie wystarczająco dużo, by wiedzieć, że nie ma prawa choćby próbować zrobić czegokolwiek, na co nie dałabym mu jasnego przyzwolenia.
Pokrzepiona własną logiką i niezbitą pewnością odnośnie przyzwoitości dziwaka ponownie wyciągnęłam do niego rękę.
— Więc chodź tu — poprosiłam, przesuwając się w stronę ściany.
Trochę to było nierozsądne, bo w razie czego nie miałam gdzie uciec, ale… Właściwie co mi szkodziło? Stroniłam od wszelakiej bliskości z ludźmi już tak długo, może najwyższa pora to zmienić? Chociaż trochę. Przecież nie stanie się nic złego, no i nikt nas tu nie zobaczy. Na wszelki wypadek wyciągnęłam papiery na stół, a on spojrzał na mnie, obnażając całą swoją niepewność, wstał i usiadł obok, wciąż trzymając moją dłoń.
Przysunęłam się do niego i przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy. Zawsze sądziłam, że były raczej brązowe, ale w tym świetle z tak bliskiej odległości wyglądały jak prawdziwa, szlachetna, czerwona herbata. Przeszło mi przez myśl, że chciałabym częściej oglądać je z takiej odległości. Idiotyczna zachcianka, ale to pewnie z niedotlenienia. Ciężko mi się oddychało, powietrze zatrzymywało się w moich płucach, z trudem pokonując całą trasę przez mocno bijące serce, jakbym miała dostać zawału. I to ciepło… Nienawidziłam ciepła, ale to było nawet znośne, rozgrzewało moją pierś i uderzało z coraz większą siłą z każdym najdrobniejszym nawet ruchem mięśni twarzy dziwaka.
Przysunęłam się jeszcze bardziej, położyłam rękę na jego piersi i lekko przyciągnęłam go do siebie za ten nieprzeciętnie przyjemny w dotyku sweter (nic dziwnego, że tak go lubił, też bym nie pogardziła).
— Tylko nie ucieknij — szepnęłam, a potem delikatnie musnęłam jego wargi.
Nie wierzyłam w to, co robiłam. Ostatnim razem, kiedy to on mnie pocałował, skończyło się tragedią i ogromną kłótnią, która dotąd dawała o sobie znać. No i wtedy ani trochę nie miałam na to ochoty, ale teraz było inaczej. Ledwie go dotknęłam, a jednak silnie unerwione wargi przekazały impulsy do mózgu, który zalała zapierająca dech w piersi przyjemność. Nie czułam się tak właściwie chyba nigdy.
Początkowo Sebastian nie zareagował, jakby przeżywał szok albo walczył ze sobą, by naprawdę nie uciec, ale po chwili poczułam, jak łapczywie wciąga powietrze, a potem jego usta chwyciły moją dolną wargę, odwzajemniając pocałunek. Tak nieśmiało, jakby wciąż nie był pewien, czy powinien to robić, ale to mi wystarczyło. Przez chwilę mój świat zawirował, wszystko wokół przestało się liczyć i gdyby nawet wysadziło teatr z naprzeciwka, nawet bym nie zauważyła. Profesor Michaelis odwzajemnił mój pocałunek, na dodatek im dłużej trwał, tym bardziej nabierał pewności siebie.
Jedna z jego biernych dotąd rąk ujęła moja twarz, a druga znalazła swoje miejsce w talii. Zacisnęłam rękę na jego swetrze i chwilę jeszcze napawałam się pocałunkiem, w końcu uznając, że nie mogę być taka łatwa. Powoli się od niego odsunęłam, na koniec kładąc dłoń na tej, którą trzymał na moim policzku. Ją również od siebie oddaliłam. Spojrzałam w oczy wykładowcy, na jego pełną wypieków twarz i uśmiech na ustach.
— Dobry początek, dziwaku — pochwaliłam, czując, że jeśli nie odezwę się pierwsza, stracę całą kontrolę nad sytuacją.
Marzyłam teraz już tylko o tym, żeby domyślił się, że ma mnie objąć, ale wiedziałam, że to się nie stanie. Wiedział, jaki miałam stosunek do bliskości, i logicznym było niezakładanie, że nagle to wszystko zmienię. Dlatego nie miałam mu za złe i przytuliłam się sama, opierając głowę na jego ramieniu i splatając nasze palce.
— Sebastian? Powiesz coś, czy odjęło ci mowę? Dalej jesteś mi winien wyjaśnienie. Halo? Profesorze? — mówiłam, próbując do niego dotrzeć.
Wydawało mi się, że nieco odpłynął. Patrzył w stronę okien, jakby w ogóle mnie nie zauważał. Dałam mu więc jeszcze chwilę, by do siebie doszedł. Sama wciąż czułam się dziwnie i byłam pewna, że tym razem znów nie będę mogła zasnąć, bo będę się zastanawiać, co to w ogóle znaczyło. Z jednej strony wolałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie, wtedy nie musielibyśmy nigdy o tym rozmawiać, ale z drugiej lubiłam jasne sytuacje, nawet jeśli wyjaśniały się przez pełne dwuznaczności wymiany zdań.
— Miałem wypadek. Niewielka stłuczka, ale telefon nie przetrwał — wydusił w końcu zobojętniałym głosem.
Sądziłam, że jest w szoku, ale ciężko było nie nastawiać się negatywnie, gdy po czymś, co było dla mnie milowym krokiem w sferze towarzysko-intymnej, on tak po prostu… Po prostu nic. A przecież ostrzegałam, że kiedyś odwdzięczę mu się równie nieodpowiednim zachowaniem, jakim mnie uraczył. Gdyby uznał, że to była zemsta, pewnie byłoby mu łatwiej.
— Rozumiem. Rozgrzeszam, to i tak nie było nic ważnego — westchnęłam, odsuwając się od niego.
Pozbawiony wyrazu ton zwyczajnie mnie zdemotywował. Miałam wrażenie, że żałował tego, co zrobił, a to zwyczajnie mnie dobiło i właściwie miałam ochotę się popłakać. Bo skoro tego nie chciał, to na cholerę oddał pocałunek? On też potrafił myśleć tylko fiutem?! Kretyn, idiota, debil!


2 komentarze:

  1. Monika Lisicka7 czerwca 2017 20:10

    I niech ktoś powie, żer to nie miłość, to nie wiem co mu zrobię. Wali miłością na kilometr.

    Teksty Sebcia cudowne, a tekst Kate na koniec też zwala z krzesła. A ich pocałunek... czekałam na niego, nawet nie wiedząc, że na niego czekam. Wiem, masło maślane.

    Teraz zostało tylko czekać jak to się rozwinie dalej. I nie wiem, który Sebuś podoba mi się bardziej. Sebuś - ciamajda czy Sebuś - pewność siebie :D

    Czekam z niecierpliwością na next. Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zabawne, bo ja czasami też nie wiem, jakiego wolę go bardziej :P. W każdym razie oboje ładnie teraz pojechali, strach się bać, co będzie dalej hahahaha xD.
      No a czy miłość... Pocałunek nie znaczy od razu miłości, nie? :P
      Dzięki za komcia <3.
      Pozdrawiam!

      Usuń

.