Młody szlachcic dokończył spokojnie posiłek, umilając go
sobie oglądaniem serialu, jednak tym razem nie mógł w spokoju cieszyć się
pełnymi krwi scenami. Jakieś irytujące uczucie wewnątrz jego zimnego serca cały czas dawało o sobie znać, skutecznie
odbierając chłopakowi przyjemność z seansu. Nie był pewien, czym było to
niezwykłe uczucie, dopóki nie skończył curry. Kiedy odstawił talerz na stolik
do kawy i sięgnął po pilota, by z powrotem przełączyć ekran na wejście, do
którego podłączona była konsola, otworzył usta, by zawołać Sebastiana, aby ten
podał mu deser i uświadomił sobie, że przecież mężczyzny nie było obok niego.
Przecież się pokłócili i służący poszedł na dach. Gdy sobie o tym przypomniał,
zrozumiał, że to nękające go uczucie było poczuciem winy – zupełnie mu dotąd
obcym, za to niezwykle denerwującym. Nie podobało mu się, że odczuwa coś
takiego. Nie powinien mieć wyrzutów sumienia ze względu na służącego,
szczególnie tak kiepskiego jak Michaelis. Ale jednak je czuł i wiedział, że
musi coś z tym zrobić, bo inaczej natrętne wrażenie emocjonalne nie odejdzie.
Niechętnie
podniósł się od stołu, chwycił talerz i zaniósł go do kuchni, po czym wrzucił
do umywalki. Poczucie winy poczuciem winy, ale nie będzie robił czegoś tak
uwłaczającego godności szlachcica, jak zmywanie. To zdecydowanie był obowiązek
Sebastiana, bez względu na to czy Ciel zachował się odpowiednio, czy też nie,
nie było powodu, by zwalniać lokaja z obowiązków. W końcu Phantomhive miał
swoją dumę, a moczenie rąk w wodzie pełnej resztek jedzenia znacznie by ją
nadszarpnęło. Dlatego też prychnął pod nosem na swoje idiotyczne myśli i ruszył
po schodach, by porozmawiać z Michaelisem. Nie miał pojęcia, co powinien mu
powiedzieć. Nie przywykł do przyznawania się do winy ani do przepraszania, a już
na pewno nie do szczerego okazywania skruchy. Będąc członkiem szlachty, nie raz
stawał w sytuacji, w której był zmuszony do używania odpowiednich słów, jednak
pośród zasad etykiety nie było żadnej wzmianki o szczerości wypowiedzi, a
jedynie o sprawianiu wrażenia, że właśnie taka była. Wobec powyższego Ciel od
najmłodszych lat ćwiczył aktorstwo, chociaż wtedy jeszcze nie spodziewał się,
że wykorzysta te umiejętności, by zarobić i zdobyć jeszcze większą sławę i
rozgłos.
Jednak żadne pieniądze nie były w
stanie zrobić za niego tego, czego właśnie planował się podjąć. Po raz pierwszy
od lat, o ile w ogóle kiedykolwiek wcześniej mu się to zdarzyło, zamierzał
przeprosić Sebastiana za swój irracjonalny wyskok. Wiedział, że właśnie w ten
sposób powinien postąpić, ale znał Michaelisa na tyle dobrze, by domyślić się
jego reakcji, a sama myśl o niej wzbudzała w chłopaku zażenowanie. Zastanawiał
się czy mężczyzna ograniczy się do cichego popłakiwania, czy – tak jak wtedy,
gdy Ciel kupił mu prezent urodzinowy – zacznie łkać i zawodzić z radości.
Sebastian
był bowiem osobą niezwykle wylewną. Czując się pewnie i nie musząc udawać
kogoś, kim nie był, z chęcią okazywał emocje, szczególnie te pozytywne.
Uwielbiał doceniać każdą drobnostkę, w której upatrywał wyrazu sympatii ze
strony hrabiego, nie zdając sobie sprawy, że w dużej części przypadków chłopak
nawet nie robił tego intencjonalnie, a w pozostałych jego główną pobudką było
zapewnienie sobie świętego spokoju. Za każdym razem, kiedy Ciel robił coś, co
normalny człowiek uważał za zwyczajne – chociażby sam zaniósł swoje ubrania do
kosza na pranie – Michaelis cieszył się, jakby ten zrobił to dla niego ze
szczerej chęci pomocy, a nie dlatego, że
szlachcic akurat przebierał się w łazience i zostawienie rzeczy gdzie indziej
byłoby zbyt kłopotliwe. Nawet kiedy Phantomhive’owi wymsknęło się niewyraźne
„dziękuję”, brunet miał w zwyczaju komentować zachowanie chłopaka, ekscytując
się tym jednym słowem, wynosząc je do rangi niezwykłego zaszczytu. Stąd też
hrabia wiedział, że kiedy przeprosi służącego, ten wpadnie w taką euforię, iż
wszyscy mieszkańcy okolicznych domów będą się zastanawiali, cóż takiego
niezwykłego mogło się wydarzyć, że tak hucznie to świętują.
Kiedy
Ciel wdrapał się po schodach na dach, zastał Sebastiana opartego o balustradę posępnie
przyglądającego się przechodniom. Wyglądał tak, jakby zastanawiał się czy nie
powinien skoczyć. Na szczęście Phantomhive wiedział, że jego wierny lokaj był
mu zbyt oddany, by porzucić go w taki sposób – byłoby to dla niego hańbą i nie
wykluczone, że powróciłby z zaświatów tylko po to, by nawiedzać chłopaka do
końca jego życia, w kółko przepraszając za swoje rażące uchybienie. Samo
wyobrażenie wpółtransparetnego służącego sprawiło, że po karku Ciela przeszedł
nieprzyjemny dreszcz. Prychnął pod nosem i zbliżył się do Michaelisa, opierając
się o nagrzaną, metalową barierkę tuż obok niego.
–
Zaniedbujesz swoje obowiązki, Sebastianie – zaczął szlachcic.
Brunet momentalnie wyczuł, że w głosie jego pana brakowało
typowego zacięcia, co, biorąc pod uwagę sytuację mającą miejsce niespełna
godzinę temu, było niesamowicie dziwne. Zamierzał zapytać nastolatka, czy nic
mu nie jest – obawiając się, że kęs ostrego curry zaszkodził mu aż tak, że nie
był nawet w stanie okazywać złości i pogardy – ale nie miał okazji, ponieważ
chłopak wyprzedził go, odchrząkując ciężko, czym zasygnalizował, że zaraz coś
powie. „Zaraz” rozciągnęło się jednak w czasie na dobrą minutę, która dla
dumnego hrabiego zdawała się trwać nie sześćdziesiąt, a raczej sześć tysięcy sekund.
W końcu jednak poukładał myśli i zwrócił się do służącego:
– To
curry nie było aż takie złe – wydusił z siebie z heroicznym wręcz wysiłkiem. –
Prze… ja… Cholera, przeprszm – dodał, odwracając głowę.
Kiedy poczuł na sobie wzrok Sebastiana, poruszył się nerwowo
i natychmiast dodał:
– Nawet
nie próbuj beczeć, bo będziesz spał na wycieraczce, jak pies, którym jesteś!
Suchy ton ostatniej wypowiedzi hrabiego sprawił, że służący
poczuł niesamowitą ulgę. Przez chwilę milczał, analizując w myślach to, co się
przed chwilą wydarzyło i oceniając, jak duża była szansa na to, że zasnął, a to
wszystko było tylko snem. Wydała mi się niezwykle duża, dlatego profilaktycznie
uszczypnął się kilka razy w rękę, a kiedy i to nie sprawiło, że powrócił do
szarej rzeczywistości, przemógł się i delikatnie ścisnął skórę na podbródku – w
niewidocznym miejscu, gdyby przypadkiem miało mu zostać zaczerwienienie
kalające jego nieskazitelnie gładką, wolną od wszelkich niedoskonałości twarz. Okazało
się jednak, że nie był to sen. W tym momencie do oczy Michaelisa napłynęły łzy,
które z całych sił starał się powstrzymać, jednak na niewiele się to zdało, bo
kiedy tylko Ciel obdarzył go spojrzeniem dwojga wielkich, błękitnych oczu,
mężczyzna nie był w stanie dłużej ze sobą walczyć.
– Pani…
Ciel, dziękuję! – krzyknął i w przypływie emocji rzucił się na chłopaka,
przytulając go, niczym stęskniona matka witająca wracającego z wojny syna.
Hrabia chciał odepchnąć od siebie
bruneta, nakrzyczeć na niego i najchętniej dotkliwie wbić mu łokieć w wątrobę,
ale silny uścisk Michaelisa skutecznie uniemożliwiał mu jakikolwiek ruch. Z
trudem dawał radę oddychać, krzyczenie było więc daleko poza jego zasięgiem.
Dlatego stał bez ruchu, zastanawiając się, ile łez wyleje Sebastian, zanim
zorientuje się, że właśnie nieświadomie próbuje zabić swojego ukochanego pana. Umysł
mężczyzny był jednak całkowicie odurzony euforią, nie myślał trzeźwo, zamiast
tego jedynie przytulając do siebie szlachcica. Zauważył, że coś jest nie tak
dopiero wtedy, gdy nastolatek zaczął rozpaczliwie wić się w jego objęciach,
próbując złapać oddech. Brunet natychmiast wypuścił Ciela i padł przed nim na
kolana, przepraszając za swoje karygodne zachowanie.
Phantomhive
pokasływał przez chwilę, nie słuchając nawet tego, co bełkotał jego kamerdyner.
Kiedy udało mu się uregulować oddech, spojrzał na Michaelisa i wyciągnął do
niego rękę.
–
Zamknij się już i chodź na dół. Musimy zjeść deser – powiedział głosem
obrażonego dziecka, ukrywając pod pozorną złością zwyczajne zażenowanie, z
którym nie potrafił sobie inaczej poradzić.
Jego służący jak zwykle zareagował zbyt emocjonalnie,
wzbudzając zainteresowanie wszystkich przechodniów, do których uszu dotarł jego
szloch. Dlatego też Phantomhive zniknął wewnątrz budynku najszybciej, jak było
to możliwe, by zminimalizować szanse na to, że jeden z paparazzich uwieczni na
zdjęciu tę przeraźliwie wstydliwą scenę. Przekupienie reportera byłoby
niezwykle kłopotliwe. Tego typu ludzie zazwyczaj bardziej cenili sobie sławę za
wykonanie odpowiedniego odzierającego z intymności zdjęcia, niźli zapłatę
kilkukrotnie przekraczającą zysk, jaki mogło przynieść.
Nastolatek
był na siebie zły. Nie przemyślał tej decyzji. Pozwolił, by emocje wzięły nad
nim górę, przysłaniając zdrowy rozsądek, przez co – właściwie niepotrzebnie –
naraził się na prawdopodobne komplikacje. Chciał wyżyć się na służącym, ale
patrząc, jak mężczyzna radośnie schodzi po schodach, głos utkwił mu w gardle,
nie pozwalając, by z ust nastolatka wydobyły się kolejne, przykre słowa. Czyżby
jednak nie był tak zepsuty, jak mu się wydawało? Nie podobało mu się, że ktoś
tak – w gruncie rzeczy – bezużyteczny miał tak ogromny wpływ na jego życie.
Choć Ciel pomiatał nim i deptał jego godność na każdym kroku, były sytuacje,
kiedy wiedział, że nie może posunąć się dalej, bo wtedy naprawdę dogłębnie
zraniłby Michaelisa. I właśnie ta niewidzialna bariera – granica, której nie
zdobył się przekroczyć – wzbudzała w nim niepokój. Dotąd doskonale znał sam
siebie, wiedział jaki jest i na ile go stać, ale z wiekiem, w miarę upływu lat
wspólnej znajomości pomiędzy Phantomhivem i jego niekompetentnym kamerdynerem,
łącząca ich więź stawała się coraz bardziej zażyła i nastolatkowi zaczęło się
wydawać, że go ograniczała.
Kiedy
Sebastian pobiegł do lodówki, aby przygotować deser, Cielowi przemknęło nawet
przez myśl, by w tej chwili zwyczajnie zwolnić służącego i ponownie odzyskać
całkowitą kontrolę nad swoimi poczynaniami, ale znów poczuł w sercu dziwny
ucisk, powstrzymujący przez podjęciem decyzji, która wydawała mu się słuszna.
Cokolwiek przejmowało nad nim władze, na pewno musiało być kompletnie
idiotyczne, bo chłonny, analityczny umysł młodego hrabiego twierdził, że
trzymanie bruneta dłużej, przyniesie jedynie kolejne problemy, na dodatek
zupełnie nowej natury, z którą dotąd chłopak nie miał do czynienia.
– Ciel,
oto twój truskawkowy deser! – krzyknął radośnie Michaelis, stawiając przed
chłopcem talerzyk z lodowym, różowo-białym kawałkiem ciasta, ozdobionym zewsząd
połówkami truskawek.
Jego głos wyrwał Phantomhive’a z zamyślenia. Nastolatek spojrzał
nieprzytomnie na deser, chwycił w dłoń srebrną łyżeczkę ozdobioną jego
rodzinnym herbem i niema włożył kawałek ciasta do ust, kiedy oprzytomniał i z
irytacją wypuścił sztuciec z dłoni.
–
Sebastian! – warknął oschle, mierząc kamerdynera groźnym spojrzeniem.
– Co
się stało, Ciel? Nie smakuje ci deser? – zapytał beztrosko brunet, uśmiechając
się ciepło do swego pana.
– Co ja
ci kazałem zamówić?! Miały być lody! LO-DY! LODY! Czego nie zrozumiałeś?!
Czekolada to takie skomplikowane słowo?! – wydzierał się tak samo głośno, jak
godzinę wcześniej.
Michaelis spojrzał na talerzyk, potem przeniósł wzrok na
swego pana i ponownie posmutniał. Odłożył łyżeczkę i wstał od stołu, kierując
się w stronę łazienki, w której chciał przeczekać złość szlachcica i poradzić
sobie z kolejną falą przykrych uczuć.
– Stój,
kretynie… Nie kazałem ci nigdzie iść. Siadaj i zjedz ze mną to ciasto. Nie jest
takie złe. Tym razem ci się udało – dodał naprędce Ciel, zatrzymując
kamerdynera wpół kroku.
Jego zrezygnowany wyraz twarzy ponownie ugodził zamarznięte
serce młodego hrabiego. Nie chciał, by ten zamykał się w łazience i łkał po
cichu, albo zwyczajnie wpatrywał się godzinami w swoje odbicie w lustrze,
wmawiając sobie, że jest tym idealnym demonem. Tak, Ciel doskonale zdawał sobie
sprawę, czemu Sebastian zwlekał ze zdejmowaniem soczewek. Udawał jednak, że nie
ma o tym pojęcia, bo gdyby wyszło na jaw, że miał tego świadomość, jego opinia
pozbawionego serca, zimnego drania znacznie by ucierpiała. Zależało mu na tym,
by nikt nie wiedział, że potrafi współczuć. Uważał to uczucie za oznakę
słabości, która w skrajnych wypadkach mogła prowadzić do nieprzemyślanych,
zgubnych decyzji – zresztą dokładnie tak, jak to, na co pozwolił sobie na
dachu. Dlatego właśnie dusił w sobie zbędne emocje, nie czując potrzeby nie
tylko okazywania ich lecz również samego ich posiadania. Wobec Michaelisa nie
potrafił jednak być tak krytyczny. Ciężko było mu to przyznać nawet przed samym
sobą, ale żywił wobec kamerdynera niewytłumaczalną nawet dla samego siebie
sympatię. W końcu mieszkali razem już kilka lat, brunet doskonale znał
przyzwyczajenia szlachcica i chociaż mało było obowiązków, które potrafił
spełnić tak, jak się tego od niego oczekiwało, posiadał ten przedziwny dar
poprawiania szlachcicowi nastroju. Samą swoją obecnością sprawiał, że Ciel czuł
się… mniej samotny, i chociaż zabrzmiałoby to skrajnie głupio, dlatego nawet
nie pomyślał tego w formie zdania, Sebastian był dla niego oparciem.
Michalis
momentalnie się zatrzymał. Przez chwilę tkwił tak, nie wiedząc czy powinien się
ruszyć, ale w końcu zdecydował się obrócić, by kątem oka spojrzeć na swego pana
i ocenić jego nastrój. Zdenerwowany, ale nie wściekły – uznał po chwili i postanowił
wrócić do stołu. Nie jadł jednak, jedynie obserwował Ciela i każdy jego ruch,
oczywiście niezbyt namolnie, by go nie zirytować. Dopiero gdy chłopak znacząco
skinął na niego głową, chwycił srebrną łyżeczkę i powrócił do konsumpcji
deseru, który – jego skromnym zdaniem – był naprawdę smaczny.
–
Przepraszam. Następnym razem na pewno się nie pomylę – mruknął zakłopotany
Sebastian, a na jego usta ponownie wstąpił promienny uśmiech.
–
Następnym razem sam zamówię jedzenie – odparł oschle Phantomhive i wepchnął do
ust kolejną truskawkę pokryta bitą śmietaną z różową posypką.
– Nie
mogę na to pozwolić. To rola kamerdy…
– Więc
ci to zapiszę. Chcę jeść to, na co mam ochotę, a nie to, co ubzdura ci się, że
chcę zjeść – przerwał mu chłopak, doskonale wiedząc, co zamierzał powiedzieć.
Sebastianowi wydawało się, że uwspółcześniając powiedzonka
odgrywanej przez siebie postaci i włączając je do swojego słownika, uda mu się
brzmieć bardziej profesjonalnie i oszukać… chyba tylko siebie, bo szlachcic
nigdy nie dałby się nabrać na to, że nie jest aż taką beznadziejną ofiara losu.
Prawda była jednak brutalna, a brzmiała ona następująco: Bez względu na to, jak
bardzo kamerdyner nie starałby się uchodzić za profesjonalnego, jeśli nie ma
się umiejętności, pozory zawsze będą tylko pozorami.
Po
skończonym deserze Michaelis zajął się sprzątaniem, a Ciel oddawał się
niezwykle pasjonującemu zajęciu, jakim było oglądanie telewizji i pełne
premedytacji ignorowanie obowiązków. Szlachcic obawiał się o nadchodzącą lekcję
tańca. Jako jedyne zajęcia z młodą, znaną tancerką nie odbywały się
korespondencyjnie, co oznaczało, że faktycznie musiał na nie uczęszczać.
Oczywiście robił to w towarzystwie wiernego służącego, który nieraz brał czynny
udział w lekcji, by swoją urzekającą powierzchownością i całkowitym brakiem
wyczucia rytmu odwracał uwagę instruktorki od leniącego się hrabiego. Pod tym
względem, jak i pod wieloma innymi, Ciel był dokładną kopią postaci, którą
odgrywa w Kuroshitsuji, a niechęć do tańca była jedną z najwierniejszych oznak
jego podobieństwa. Był chorowity, nie uprawiał żadnego sportu i nie przepadał
za aktywnością fizyczną, przez co nie posiadał zwinności i wyczucia, nie
potrafił także się rozluźnić, przez co wiecznie słyszał, że tańczy zbyt
sztywno. Nie obchodziło go to jednak, nie pragnął zostać wielkim tancerzem.
Uczęszczał na lekcje, bo tego wymagał od niego wuj, twierdząc, że każdy
mężczyzna z wyższych sfer powinien być w stanie uraczyć swoją towarzyszkę
tańcem. Tylko czy Ciel rzeczywiście chciał mieć partnerkę? Bez względu na to
czy w grę wchodził partnerka do tańca, czy raczej życiowa, Phantomhive nie
gonił za związkami. W przeciwieństwie do swoich rówieśników, wolał skupić się
na sobie, a kobiety były dla niego raczej irytującymi kreatorkami irytującego
chaosu, aniżeli istotami, które miałyby dawać mu szczęście, o zakładaniu
rodziny nie wspominając.
Służący
krzątał się po mieszkaniu, sprawiając, że Ciel nie był w stanie zbyt długo
skupić myśli na jednym temacie, ale właściwie za to był mu w tej chwili
wdzięczny. Zbyt daleko idące rozważania, szczególnie wieczorem, nie przynosiły
niczego dobrego. Potrafiły skutecznie spędzić sen z jego powiek, a przecież nie
mógł sobie pozwolić na to, by pojawić się na planie niewyspany i z worami pod
oczami. Nie lubił makijażu, a maskowanie ciemnych oznak zmęczenia na twarzy
wymagało więcej różnego rodzaju specyfików, niż kiedykolwiek przypuszczał.
–
Sebastian, chodź tu – zaczepił służącego, kiedy ten kolejny raz przeszedł za
jego plecami.
Brunet zaniósł zebrane z podłogi pogniecione dokumenty i
posłusznie podszedł do swego pana, stając przy jego prawym boku.
–
Słucham, Ciel? Potrzebujesz czegoś? – zapytał ciepło Michaelis.
–
Przełóż lekcję tańca na przyszły tydzień. Powiedz tej irytującej kobiecie, że w
tym tygodniu musimy kręcić w weekend – polecił twardo.
–
Chciałbym, ale to niemożliwe. Twój wuj dzwonił do mnie dzisiaj rano i
powiedział, że jeśli się nie zjawisz, osobiście odwiedzi nas tutaj – wyjaśnił
zmartwiony brunet i nachylił się nad swoim panem, by strzepnąć z jego ramienia
zbędną nitkę.
Ciel machnął ręką, odganiając służącego, i przypadkiem
musnął jego dłoń. Spojrzał na nią przez chwilę, a potem odchrząknął i w
skupieniu zaczął przyglądać się wyświetlaczowi dekodera.
– W
takim razie przygotuj kąpiel. Jestem zmęczony – oznajmił, ucinając konwersację.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy next? ;3
OdpowiedzUsuń