Kilkoro z Was dostawało zawału, część nie wyświetliła rozdziału i ci pewnie pozostali najzdrowsi xD. Ale generalnie żart się w miarę przyjął, bałam się, że zaczniecie mieć mi za złe, albo coś. Dziś powracamy do Elizabeth i dla tych, którym od dawna tego brakowało: Lizz nazwie Sebastiana Sebastianem. Także nie jest tak źle. O imieniu nie zapomni, w końcu używała go już tyle lat...
No a poza tym powiem Wam tylko, że dalej ciężko u mnie z zapasem. Powinnam to zmienić, ale nie lubię pisać, kiedy nie mam weny, a nie mam weny, gdy mam do zrobienia coś inne i tak dalej, i tak dalej... W każdym razem na trzy tygodnie jest, to wystarcza, chociaż wolałabym mieć jakieś 50 stron, żeby móc spokojnie się poopierdzielać w święta, nie myśląc o tym, jak wiele obowiązków zaniedbuję xD. No cóż. Wszystkiego mieć nie można, nie?
Przy okazji, robię nowego arta. Tym razem to już prawie rysowanie xDDDD. Co prawda z pomocą udogodnień programu, no ale się liczy. Efekty mam nadzieję już niedługo, więc obserwujcie fp.
Miłego! :*
=========================
Sebastian
obudził się, słysząc delikatne pukanie do drzwi. Wyostrzone zmysły w sytuacji
zagrożenia, za którą uważał obecny stan ukochanej, działały jeszcze czulej niż
zazwyczaj. Chociaż czuł się niezwykle zmęczony, nie miał najmniejszego
problemu, by się obudzić i bezbłędnie ocenić, że obok pukającej Adrii stał
drugi demon. Niewiele starszy, mężczyzna, zdenerwowany.
Kruk podniósł
się z łóżka, uprzednio zadbawszy o to, by Elizabeth była dobrze przykryta.
Podszedł do drzwi i uchylił je, wciskając klamkę najdelikatniej, jak tylko
potrafił, by nie zbudzić ukochanej zbędnymi dźwiękami.
— Co się stało?
— zapytał bezgłośnie.
— Panie,
przyszedł Samarel. Powiedział, że chciałby porozmawiać — odparła szeptem
służka.
Jej głos dotarł
do uszu nastolatki, która mruknęła coś niewyraźnie pod nosem, na szczęście nie
wybudzając się do reszty. Sebastian skarcił demonicę wzrokiem, po czym wyszedł
z sypialni, nie domykając drzwi do końca i chwyciwszy Samarela za rękę,
pociągnął go na drugi koniec swojego apartamentu, by tam, za dźwiękoszczelnymi
drzwiami, zapytać, co było dla niego tak pilne, że śmiał mu przeszkadzać.
— Panie…
Zostałem wybrany, by bronić królewskiego posiłku podczas wojny. Skoro teraz
dziewczyna znajduje się tutaj, pomyślałem, że może mógłbym pomóc i…
— Chcesz
opiekować się Elizabeth? — przerwał mu zaskoczony Kruk.
Patrzył
podejrzliwie na zdenerwowanego żołnierza, szacując szczerość jego intencji. Nic
jednak nie wskazywało na to, by próbował wykorzystać sytuację dla własnych
korzyści, przynajmniej nie takich, które mogłyby zagrozić królowi.
— Zdaje się, że
cię zaakceptowała — westchnął Michaelis, podpierając podbródek na palcach
prawej dłoni.
Samarel
wzdrygnął się nerwowo, czując na sobie badawczy wzrok króla. Wiedział, że jeden
niewłaściwy ruch, chociaż cień podejrzenia, mogły przeważyć o jego śmierci.
Amon zazwyczaj był rozsądnym i dobrym demonem, nie podejmował decyzji w oparciu
o chwilowe impulsy, ale wszyscy wiedzieli, że po tym, co przeszedł, jego stan
psychiczny nie wrócił jeszcze do normy. Można się było po nim spodziewać wielu
różnych rzeczy, dlatego też młody żołnierz starał się nawet nie oddychać
częściej niż było to niezbędne, aby nie zdenerwować władcy.
— Możemy spróbować.
Potrzebuję kogoś zaufanego, Loki stracił tę pozycję, jest zbyt pochłonięty
żalem, a Anasi chyba by mnie zwyczajnie zabił, gdybym kazał mu niańczyć swoją
ukochaną — oznajmił król, uśmiechając się półgębkiem na wspomnienie pogrążonej
w furii twarzy pajęczego informatora.
— Przysięgam,
że zrobię wszystko, by królewskiemu posiłkowi nic nie zagrażało! — krzyknął
Samarel, padając przed Michaelisem na kolana.
Kruk chwycił
demona za ramię i kazał mu wstać. Zmierzył go wzrokiem po raz kolejny, a potem
potargał jego włosy, sam nie do końca rozumiejąc, dlaczego postąpił w ten
sposób. W młodym dowódcy było coś, co przypominało mu o młodości. Kiedyś też
był taki… pełny entuzjazmu i niezgorzkniały, jednak czasy beztroski już dawno
minęły, a przed nim piętrzyły się coraz wyższe góry problemów, których
skutecznego pokonania nie mógł być już pewny.
— Chodź ze mną.
Przedstawisz się, zobaczymy, jak na ciebie zareaguje. Jeśli dobrze cię
przyjmie, przez pięć próbnych der będziesz jej służył. Jeśli zaś uzna, że nie
jesteś godzien, by trwać u jej boku… Może cię nie zabiję — stwierdził Amon.
Złośliwy
uśmiech na jego twarzy zaniepokoił Samarela. Normalnie uznałby to za żart,
nawet sam w odpowiedzi by się zaśmiał, może nawet odparł coś w podobnej
konwencji, lecz tym razem ograniczył się do pokornego skinięcia głową i
ruszenia za królem piekieł z powrotem pod drzwi jego sypialni, by pouczony o
tym, jak bardzo cicho ma się zachowywać, w towarzystwie przełożonego wszedł do
środka.
— Elizabeth,
kochanie? — szepnął niemal niesłyszanie Kruk, powoli zbliżając się do łóżka.
Pod grubą,
ciemną kołdrą leżała przykryta po same uszy szczupła dziewczyna, która na
dźwięk swojego imienia jęknęła przeciągle i powoli uniosła powieki, zerkając na
demona zaspanym wzrokiem. Rozpoznając w jego obliczu ukochanego, rozpromieniła
się i wtuliła w niego, ściskając go niekontrolowanie z taką siłą, że stęknął
podduszony i ogonem stuknął dziewczynę w głowę.
— Przepraszam,
nie umiem… — westchnęła smętnie nastolatka, odsuwając się od ukochanego.
Para błękitny oczu
momentalnie przeniosła się na stojącego tuż za progiem Samarela. Demon czuł,
jak spojrzenie dziewczyny przeszywa go na wskroś. Uporczywe lustrowanie jego
powierzchowności Lizz podsumowała bliżej nieokreślonym burknięciem, po czym
znów skupiła się na Michaelisie.
— Sebastian, po
co przyprowadziłeś Samarela? Jego nie chcę pić, będę pić tylko twoją krew,
inaczej to będzie… Nieludzkie — powiedziała, ostatnie słowo wypowiadając tak
cicho, że nawet demonom ciężko było mieć stuprocentową pewność, że dobrze usłyszeli.
Było widać, że
chociaż ludzkie dziecko z zewnątrz wygląda całkiem normalnie, biorąc pod uwagę,
co przeszło, to w rzeczywistości zmiana, którą przechodziło i której nikt
jeszcze do końca nie rozumiał, zwyczajnie ją przerażała. Coś, co kiedyś wydawało
jej się złe, brutalne i nieodpowiednie, teraz najwyraźniej miało stać się dla
niej normą – nawet demon miałby problem, by przyjąć coś takiego ze spokojem. A
ona przecież była martwa i wróciła do życia.
— Samarel
wygląda trochę jak Rafael, nie sądzisz? Też ma ciemne włosy i wokół niego czuć
coś takiego… Nie wiem, młodego i beztroskiego, jak od Rafa, gdy był młody —
dodała niecierpliwie Lizz, kiedy Kruk w milczeniu zbierał myśli, by
odpowiedzieć na jej pytanie.
Słysząc jednak
to, co powiedziała, zupełnie zapomniał o tak prozaicznej sprawie, jak
wyjaśnienie przybycia żołnierza, zdecydowanie bardziej interesowało go, skąd
Elizabeth wiedziała, jaki był za młodu Rafael.
— Elizabeth,
czy ty… Skąd ty…
— Widziałam —
przerwała, ratując ukochanego z błędnego koła zająknięć. — Kiedy byłam…
Niemartwa? — dodała, śmiejąc się pod nosem. — Oglądałam film z twojego życia.
Wiesz, widziałam wszystko — wyznała po cicho i przytuliła się do oniemiałego
Sebastiana.
Przeżycie
całych rzeczywistości historii demona sprawiło, że zrozumiała i poznała go
jeszcze lepiej. Zawsze wydawało jej się, że już go doskonale zna, ale po
wszystkim, co zobaczyła, potrafiła bez trudu rozpoznać, kiedy posmutnieje i
będzie potrzebował, by ktoś go przytulił, zanim jeszcze on sam zdołał to sobie
uświadomić. Zaskoczyło go to, ale z chęcią przyjął pieszczotę, która uciszyła
chaos panujący w jego głowie, nim rozkręcił się na dobre.
— Panie? —
wtrącił szeptem Samarel, kiedy kilkuminutowe obserwowanie przytulającej się
pary zaczęło wprawiać go w zakłopotanie.
— Ach, tak,
racja. Panie… Elizabeth, Samarel przyszedł do mnie, by prosić o to, bym
przydzielił go do opieki nad tobą. Pamiętasz go, dlatego chciałbym, żebyś
zdecydowała samodzielnie.
— Ma ładne
oczy. Takie ciemne, dotąd myślałam, że czarne, a one tak naprawdę są tak
brązowe, że aż ciemnogranatowe — stwierdziła, nie zorientowawszy się, że mówiła
nie na temat. — A jego serce bije jak szalone, chociaż wydaje się, że jest
spokojny. Czy ty też zawsze wiedziałeś, gdy próbowałam ukryć zdenerwowanie? To
dlatego nie lubisz kłamać, bo wiesz, że to nie ma sensu? — wypytywała niezwykle
przejęta.
Samarel
zauważył, że zmiana, która nastąpiła w dziewczynie, jedynie pogłębiła jej
olbrzymią chęć poznawania świata. Była wyraźnie zafascynowana nowymi
umiejętnościami i możliwościami, jakie dawały. Chciała wiedzieć wszystko,
najlepiej od razu. Dalej wyczuwał w niej niepewność, jakby spodziewała się, że
może umrzeć w każdej chwili, ale wyglądało na to, że w odróżnieniu do sytuacji
sprzed bitwy, tym razem nie królował w niej żal. Zapewne miała nadzieję, że
badania pokażą, iż król jednak pożarł jej duszę i będzie mogła zostać z nim na
zawsze – a przynajmniej tak wydawało się młodemu żołnierzowi.
— Może się mną
zająć. Bo mnie nie zabije, prawda? Nie mogę teraz umrzeć. Nie wiem, co z moją
duszą — stwierdziła pewnie nastolatka.
Wyciągnęła rękę
do demona, a kiedy ten do niej podszedł, uśmiechnęła się promiennie i kazała mu
usiąść na łóżku. Przysunęła się do niego i zaczęła przyglądać się jego twarzy z
taką namiętnością, że to, co wtedy Samarel uważał za poczucie niezręczności,
teraz uderzyło w niego wielokrotnie spotęgowane.
— Zawstydzony,
zdenerwowany, niepewny. O, a ten mięsień świadczy o… Naprawdę? — zapytała,
odsuwając się nerwowo od demona.
Wpadła w ręce
Michaelisa i wyraźnie zmieszana ukryła się w jego objęciach, dodatkowo
okrywając się kołdrą. Żołnierz nie miał pojęcia, co takiego zrobił, ale
przeraził się na myśl o tym, że nieświadomie postawił swoje życie pod znakiem
zapytania.
— Przepraszam.
Chyba powinienem iść…
— Zostań. Chcę,
żebyś mi pomagał. Skoro Sebastian się zgadza, to można ci zaufać. Potrzebuję
ufać. Nie mam już nikogo… Oni wszyscy myślą, że umarłam, prawda? Tomoko, Tai,
Timmy, Thomas…
— Zostawiłem
listy. Zorganizowałem ciała i pogrzeb. Przykro mi — wyznał smutno Sebastian.
Wiedział, że to
było dla dziewczyny najbardziej bolesne. Była bardzo mocno przywiązana do
najbliższych. Świadomość, że nigdy więcej nie będzie mogła się z nimi
skontaktować, wyraźnie ją niszczyła, nawet w tak krótkim czasie.
— A Tomoko?
Przecież ona zna prawdę. Moglibyśmy…
— Nie możemy.
Nie wiemy, co się z tobą tak naprawdę dzieje. Nie wiem, czy jesteś demonem, czy
będziesz żyć wiecznie, czy może niedługo umrzesz. Przepraszam, ale nie możemy
tego zrobić. Jeśli dasz jej fałszywą nadzieję, później będzie tylko gorzej.
— Jesteś…
okrutny — przyznała gorzko Elizabeth.
Samarel
obserwował ich z boku, przekonany, że dziewczyna będzie miała Krukowi za złe
informacje i sposób ich przekazania, szczególnie że nazwała go okrutnym, co w
ludzkim rozumieniu nie było niczym pozytywnym. Jednak reakcja Lizz zaskoczyła
demona. Znów przytuliła się do ukochanego i tylko przymknęła oczy, próbując
powstrzymać przyspieszone bicie serca.
— Dziękuję —
powiedziała po chwili, co jeszcze bardziej zdziwiło żołnierza. — Jakoś muszę
się z tym pogodzić, prawda? Skoro radzę sobie z tymi głosami i tym wystającym z
pleców, swędzącym kikutem.
— Rośnie ci
ogon?! — krzyknął zaskoczony Samarel.
Natychmiast
zamilkł, zasłaniając dłonią usta i odsunął się nieco w obawie o złość
Michaelisa. Jednak ten, im dłużej przebywał z dziewczyną, tym stawał się
spokojniejszy. W miarę jak Lizz odzyskiwała zmysły i zdawała radzić sobie z
nową rzeczywistością, Amon wydawał się odczuwać ulgę, która pomagała mu się
kontrolować. Ich wzajemne oddziaływanie na siebie wydawało się żołnierzowi
zwyczajnie magiczne.
Elizabeth
parsknęła śmiechem, rozbawiona niezwykle żywą reakcją Samarela. Rozumiała, że
demon mógł uznawać jej ogon za coś, co mogło wydawać się niezwykłe, a nawet
nienormalne, ale mężczyzna, który dotąd jedynie się martwił i ewentualnie na
nią krzyczał, wydał jej się całkiem przyjazdy i uroczy, gdy z takim
zaskoczeniem wpatrywał się w nią wielkimi oczami.
— No, tak.
Rośnie mi, przynajmniej tak powiedział Sebastian i lekarze. Jeśli urośnie taki
długi, jak… Jak ja? — urwała, zerkając pytająco na Kruka.
— Jeśli nie
będzie dłuższy niż dwie długości ciała i nie krótszy niż jedna, będzie można
uznać, że pod względem demonicznych standardów jest zdrowy — odparł Sebastian,
obejmując dziewczynę.
Przy okazji
dyskretnie zerknął na tył jej pleców, gdzie rozcięta z tyłu koszula odsłaniała
bladą skórę i zaczerwieniony, okrągły punkt, z którego środka wyrastał pokryty
równie czerwoną skórą wyrostek. Wydawało mu się, że nieco urósł, ale nie chciał
tego stwierdzać na głos. Mogła to być jedynie jego bujna wyobraźnia podsycona
nadzieją, planował sprawdzić to później, a najlepiej – zostawić to lekarzom,
oni byli w tej sprawie zdecydowanie bardziej obiektywni od niego. Najważniejsze
jednak było to, że swędzące dziewczynę miejsce nie zaogniało się.
— No właśnie.
Więc jeśli tak będzie, to będę miała ogon. Zawsze się zastanawiałam, jakby to
było. W ogóle nad wieloma rzeczami się zastanawiałam, ale… Jakoś nie potrafiłam
o nich mówić. Miałam wrażenie, że jestem związania obowiązkiem dopełnienia
swojej zemsty, a teraz, kiedy mam to już za sobą, czuję się taka wolna…
Chciałabym móc żyć wiecznie u boku Sebastiana i poznawać ten wasz świat. Wydaje
się piękny, chociaż jest trochę mroczny, ale nie boję się go — kontynuowała,
ukazując przed dwójką demonów tę stronę swojego oblicza, którą Michaelis znał
doskonale z jej przeszłości, a która dla Samarela była czymś zupełnie nowym.
Młoda
Elizabeth, dziewczyna ciekawa świata, pełna miłości, ekscytacji, chęci, by
dowiadywać się nowych rzeczy. Otwarta, nie starająca się na siłę ukrywać emocji
i co najważniejsze, a zarazem wzbudzające w Amonie największą radość: nie
stroniąca już tak bardzo od dotyku innych, przynajmniej demonów. Zawsze tego
dla niej pragnął, nawet jeśli miała umrzeć za kilka dni, bo jej stan miałby się
okazać jedynie czymś przejściowym, przynajmniej mogła ponownie poczuć, jak to
jest być wolną od wszystkich ran i blizn, które, dając o sobie znać na każdym
kroku, skutecznie odbierały jej radość życia.
— Samarel? —
zagadnęła nastolatka.
— Tak, pani?
— Proszę… Nie
krzycz, i nie panikuj. Mów mi Elizabeth, dobrze? Może być Lizzy, Lizz, obiedzie
króla, tylko nie pani — poprosiła i skończywszy głęboko nabrała powierza w
płuca i chwyciła ukochanego za rękę. — Kiedy Sebastian będzie się zajmował tymi
ważnymi sprawami, które teraz zaniedbuje z mojego powodu, pokażesz mi to
miejsce? Ten królewski zamek? Chciałabym go poznać, skoro mam tu zostać, a
wiem, że Seba… Amon? Czy mogę mówić Sebastian? — Znów urwała wpół zdania,
bawiąc Kruka niemal do łez swoją dawno zagubioną i wreszcie ponownie odzyskaną
beztroską.
— Możesz mówić do
mnie tak, jak ci się podoba. Tylko proszę, nie planuj Samarelowi każdej sekundy
życia. Pozwól, że najpierw dowiemy się, co dokładnie się z tobą dzieje, dobrze?
— Tak, tak!
Oczywiście, wybacz. Ale… Samarel, pokażesz mi zamek?
— Oczywiście… —
odparł i spojrzał pytająco na władcę.
Nie miał
pojęcia, której z zaproponowanych przez dziewczynę form powinien użyć.
Wszystkie wydawały mu się całkowicie nieodpowiednie, jeśli miał się nimi
zwracać do kogoś, kto właściwie nieoficjalnie przejął status królowej.
„Kochanica króla” przeszło mu przez myśl, ale nie śmiał wypowiedzieć owych słów
na głos.
— Lizz —
dokończyła za niego ciemnowłosa i wyciągnąwszy rękę, poklepała demona po
ramieniu. — Od dziś zostaniesz moim nowym przyjacielem, jeśli zechcesz.
Chociaż… Oni wszyscy teraz pewnie cierpią, nie chciałam tego, więc może to nie
jest dobry pomysł. — Posmutniała, ponownie ukrywając się w ramionach
Sebastiana.
— Kochanie, nie
mów tak. Wszyscy kiedyś umierają, księżniczka z pewnością zrozumiała twoją
decyzję — pocieszał Kruk.
— Jeśli tego
chcesz, Elizabeth, zostanę twoi przyjacielem, to będzie dla mnie zaszczyt —
powiedział pewnie Samarel.
Klęknął przed
dziewczyną, pochylając głowę i oddał jej cześć, a potem podniósł się,
uśmiechając się szeroko.
Ze wszystkich
opowieści o piekle i demonach, zarówno tych ludzkich, jak i tych, których
strzępki poznawała od Sebastiana i Grella, Lizz wykreowała w swojej głowie
obraz tego miejsca. Jednak rzeczywistość przeszła jej oczekiwania. Mieszkające
tu istoty nie były w swym braku emocji aż tak różne od ludzi, podobnie jak jej
ukochany były służący, wierny towarzysz – zachowywali się niemal zupełnie
normalnie. Wprawdzie różnica kulturowa stanowiła dla hrabianki barierę, której
nie potrafiła do końca pokonać, nie rozumiejąc niektórych zachowań i słów
Samarela, to jednak w całościowym ujęciu dzieci ciemności okazywały jej się
znacznie bliższe niż mogła się spodziewać.
Jakie to piękne...wzruszyłam się aż Samarel przyjacielem Lizzie...A to zachowanie Lizzie boskie po prostu zas mnie zaskoczyło...czekam na wiecej i weny zycze
OdpowiedzUsuńHahaha, serio? XD
UsuńNie spodziewałam się, że przy tym rozdziale można się wzruszyć. Ale to dobrze ♡.
Dzięki!
Super rozdział <3 Jaka szkoda, że Lizz już więcej nie zobaczy się z Tomoko, Timmym i całą resztą, smutne to.A może nadejdzie taki dzień, w którym ich wszystkich jeszcze zobaczy? Ciekawe jakby zareagowali na to, że Elizabeth przeżyła i brakuje mi tych rozdziałów z rezydencji, ale te z piekła też bardzo mi się podobają. Jeju, Lizzy w końcu nazwała Sebastiana Sebastianem <3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i do soboty :*
Mnie też ich brakuje, no ale opko idzie dalej, więc inaczej być nie może :P.
UsuńLizz też raczej się więcej z nimi nie spotka. Wyobraź sobie, jak by się czuli, gdyby dowiedzieli się, że ona żyje? A gdyby potem jednak umarła? Bo w końcu nie wiadomo, czy jej nowy stan jest permanentny. Dlatego przynajmniej na razie nie powinna nawet o tym myśleć, bo to byłoby zbyt samolubne :P.
Dziękuję i do zobaczenia! :*
Cały rozdział mogę podsumować tylko w jeden sposób : JESTEM W NIEBIE ^^
OdpowiedzUsuńCiekawe jakby Sebuś opowiedział o jednym dniu ze swojego dzieciństwa np. Bo ten tekst " Tylko proszę, nie planuj Samarelowi każdej sekundy życia." jakby on sam jak był dzieckiem nie chciał wszystkiego od razu poznać.
Dobrze kombinujesz. W sensie, ten tom jest trochę po to, zeby pokazać, jak wygląda to piekło, o którym dotąd nie było wiadomo zbyt wiele. Macie je poznać razem z Lizz. O przeszłości Sebastian też NA PEWNO coś będzie, bo planowalam to od początku. Ale co, jak, kiedy, gdzie i tak dalej... Tego dowiecie się, kiedy to już napiszę i sama się dowiem xD.
UsuńDzięki za komcia i życzę miłego czekania w niebie na sobotnie wpiekłowstąpienie xDDDD.
Cały rozdział uśmiechałam się jak głupi do sera xD. Bardzo mi się podoba ta ciekawska wersja Lizz przez co uśmiech wogóle nie schodził i z twarzy ^^ Czasami gdy wyobrażałam ją sobie widziałam taką małą, ciekawska dziewczynkę.
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz czytam Różę w ciągu dnia i to nie wtedy gdy jadę pociagiem w którym jest pełno ludzi.
Czekam na dalszą część by poznawać piekło wraz z Elizabeth.
0^◇^0)/
Mnie też się taka podoba <3. Bo to taka Lizz bez całego tego ciężaru zemsty, od razu inna osoba. Widać, jaka mogłaby być, gdyby nie przydarzyło jej się to wszystko. Zresztą jest tu podobna do tego dziecka, które pojawiało się w retrospekcjach :P.
UsuńDo zobaczenia! :*
A ja tak wczoraj myśle. "Chmmm, zapomniałam o czymś ważnym, w sobote". No i pewnie że zapomniałam, i rozdziale! Miałam doła, i tak troche,no. W każdym bądź razie, przeczytany! I w końcu, ta Lizzy! Mała ciekawa świata dziewczynka, która mówi, zanim pomyśli! Weny, zdrówka, czasu i do nexta!
OdpowiedzUsuńHahaha, no czasem tak bywa. Gorzej, gdybym ja zapomniała o czymś bardzo ważnym i nie opublikowałabym rozdziału na czasu xD. Kiedyś mi się dni tygodnia pomyliły i opublikowałam go dzień wcześniej :P.
UsuńDzięki i do zobaczenia za tydzień :*.
Od samego początku lubiłam Samarela :D Fajowsko, że można go teraz częściej spotykać w opowiadaniu ^^
OdpowiedzUsuń