sobota, 1 kwietnia 2017

Tom V, VIII

Okay. Mam ważną informację. Przynajmniej tak mi się wydaje, że jest ważna.
Ostatnio nie mam czasu na pisanie Róży, zresztą weny też nie mam, a nie zapowiada się, że którekolwiek z powyższych miało się pojawić, dlatego też zdecydowałam, że dzisiejszy rozdział będzie ostatnim w karierze Róży. Tak wyszło TT_TT.

Miłego mimo wszystko :*

==================================

Ceremonia pogrzebowa Elizabeth i Sebastiana odbyła się w kościele w Londynie. Na mszy zjawiło się całe mnóstwo ludzi, którzy co chwilę składali kondolencję Jamesowi, Tomoko i Timiemu, powielając te same słowa i zachowując się tak, jakby doskonale znali hrabiankę. Księżniczka nie mogła tego znieść. Zakłamane twarze bogaczy, którzy liczyli na wpływy w firmie zmarłem Roseblack, doprowadzały Japonkę do szału. Nawet Timmy, choć nie do końca rozumiał ich zachowanie, bezbłędnie wyczuwał, jak nieszczerzy i interesowni byli w swoich słowach.
Smutek chłopca był tak wielki, że kiedy w końcu wybuchł, na cały głos wykrzykując jednemu z biznesmenów to, co myślał, nawet hrabina Rennel nie zaczęła go upominać. Przytuliła do siebie blondyna, a potem zaprowadziła go na tyły kościoła, by mógł się spokojnie wypłakać. Niechcianym gościem zajął się za to Jem, jednoznacznie dając mu do zrozumienia, że jego wszelkie nadzieje na skorzystanie na śmierci Roseblack bezpowrotnie przepadły.
Ciała przeniesiono z kościoła na teren posiadłości należącej do zmarłem hrabianki. Tam miała zostać pochowana na rodzinnym cmentarzu wraz z ukochanym kamerdynerem u boku. Pod nieobecność nowej pani domu: Tomoko, służący zajęli się przygotowywaniem stypy dla gości. Wraz z wynajętą obsługą zadbali o wystrój, posiłki i napoje. Do ceremonii pogrzebowej dołączyli dopiero pod Londynem, by oddać ostatni hołd zmarłem szlachciance – przyjaciółce, która stworzyła im bezpieczną przystań, dała dom, w którym mogli spokojnie żyć, a także rodzinę, która trwała dalej, mimo że zabrakło jej dwóch członków, którzy najsilniej dbały o ich wzajemne więzi.
Na cmentarzu było już znacznie mniej osób. Zjawili się tam jedynie członkowie rodziny i bliżsi znajomi zmarłej. Nikt, oprócz księżniczki, nie zwrócił nawet uwagi, że pośród wszystkich gości nie było ani jednej osoby, która przyszłaby pożegnać Sebastiana. Ten fakt wydał się dziewczynie niezwykle przykry, ale nic nie mogła z tym zrobić. Fakt, że demon tak naprawdę nie odszedł, nie musiał oznaczać, że miał zostać tak po prostu zapomniany. Wszyscy zdawali się pamiętać tylko o jej przyjaciółce i chociaż dla niej utrata Lizz była największym przeżyciem, to empatia nie pozwoliła jej pozostać obojętną wobec emocjonalnej pustki zebranych względem kamerdynera.
Goście kolejno mówili kilka słów, żegnając się ze zmarłą, wyrażając nadzieję, że jej dusza zajmie ważną pozycję w niebie. Ich słowa coraz bardziej denerwowały Tomoko. Każdy kolejny wywód działał na nią coraz gorej i gdyby nie stojący obok James, który w gorszych momentach przytulał ją do siebie, choć nie w pełni rozumiał jej reakcje, zapewne zachowałaby się nie lepiej niż Timmy w kościele.
W końcu przyszła i jej kolej. Powoli wystąpiła z gruby ubranych na czarno sylwetek i stanąwszy przed drewnianą mównicą, spojrzała na dwie trumny: jedną lakierowaną, z wysokojakościowego drewna, z dodatkami ze szlachetnych metali, całą pokrytą zdobieniami, i na drugą: prostą, tanią, która pod wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych już zaczynała nosić pierwsze ślady zużycia.
— To niesprawiedliwe… — zaczęła Tomoko, drżącym głosem cedząc słowa przez zęby. — Oni nie żyją — dodała, zerkając na zebranych. — Elizabeth Roseblack, moja najbliższa, najukochańsza przyjaciółka, nie żyje. Po tych wszystkich wspólnych latach, miałam nadzieję, że wreszcie będziemy blisko siebie, ale los i tak nas rozdzielił. Umarła, ale… Nie mam jej za złe. Za to mam za złe wam. Jesteście tacy puści. Dlaczego żadne z was nawet na niego nie patrzy? — zapytała, uniósłszy głos i rozdygotaną, bladą ręką odzianą w koronkową, żałobną rękawiczkę, wskazała trumnę kamerdynera. — On był dla niej najważniejszy na świecie, wiedzieliście o tym? Ktokolwiek z was w ogóle zauważył, że nie był tylko służącym? Że dla niej był kimś, bez kogo nie potrafiła normalnie funkcjonować? Jak możecie mówić, że tak dobrze ją znaliście, skoro nie wiecie nawet tyle? Nikt z was nie miał w sobie nawet tej odrobiny przyzwoitości, żeby powiedzieć o nim jedno zdanie. Jesteście… Straszni — skończyła, czując, że nie zdoła wydusić nic więcej.
Odeszła od mównicy i ruszyła w kierunku Jamesa, ale zachwiała się na nogach, niemal upadając na trawie. Kiedy zobaczył to Tai, podszedł do niej, chwycił księżniczkę pod ramię i pomógł jej wrócić na miejsce. Do końca ceremonii stał tuż obok niej, dalej użyczając swego ramienia, by mogła się na nim wesprzeć i wypłakać, kiedy trumna ze szczątkami jej przyjaciółki i jej ukochanego powoli zanurzała się w ziemi, kończąc najpiękniejszy rozdział życia Japonki.
Wiedziała, że Lizzy nie chciałaby, żeby w ten sposób przeżywała jej śmierć. Kazałaby jej się uspokoić, wziąć w garść i żyć normalnie, a gdyby zobaczyła ją w tym stanie, byłaby niezmiernie smutna. Ale nie miała siły, by się tym przejmować. Nie potrafiła się oszukiwać, że Elizabeth jest gdzieś tam, w niebie, i patrzy z góry na jej życie, obserwuje, jak dorasta, zmienia się, zakłada rodzinę, a w końcu starzeje i do niej dołącza. Wiedziała, że kiedy hrabianka umarła, Sebastian pożarł jej duszę, a to znaczyło, że zwyczajnie zniknęła. Nie miała prawa dalej żyć, nic już nie mogło jej przywrócić i nawet nadzieja, że spotkają się po śmierci, była niczym więcej jak zwykłą ułudą. Nie wiedziała, czy będzie w stanie sobie z tym poradzić.
~*~
Elizabeth spała strasznie niespokojnie. Przez cały czas się wierciła, pociła i co jakiś czas krzyczała przez sen. Sebastian obawiał się, że mogła mieć gorączkę, jednak ani na ludzkie ani na demoniczne standardy nic na to nie wskazywało. W dalszym ciągu nie był pewien, w jaki sposób powinien ją traktować. Lekarze mówili, że właściwie stała się czymś pośrednim pomiędzy człowiekiem i demonem. Nie wiedzieli jednak, czy jest to postępujący proces, czy jest odwracalny i jakie są jego konsekwencje. Nieznajomość tego typu sytuacji sprawiała, że nastolatka stała się medyczną zagadką, którą Forkas i Araksjel chcieli rozwiązać ze wszystkich sił, jednak ich pobudki nieco  martwiły króla.
Nie liczyło się dla nich samo dobro i zdrowie dziewczyny. Na pierwszym miejscu stanęło pragnienie zrozumienia tego, co działo się z ciałem nowej istoty, dla której nie wymyślili jeszcze nawet roboczego imienia. Kruk liczył na to, że kiedy przebadają krew i dowiedzą się czegoś więcej, będą mogli odpowiedzieć na jego pytania, a on przywoła ich do porządku i wreszcie będzie mógł zmusić do tego, by pomogli jego pani, a nie badali ją jak jakieś dziwaczne wynaturzenie, którym de facto była.
— Sebastian… — Demon usłyszał słaby, znajomy głos.
Spojrzał na Lizz i uśmiechnął się ciepło, delikatnie ujmując jej dłoń.
— Jestem tutaj. Śniło ci się coś złego? Chcesz się napić? Jesteś głodna? — Zaczął wypytywać, nie potrafiąc się powstrzymać.
Świadomość, że mimo tego, co było im pisane, oboje w dalszym ciągu żyli, dostając od opatrzności dodatkowy czas, sprawiał, że król nie chciał tracić ani chwili. Pragnął zrobić z nią wszystko na raz. Zabrać do gorących źródeł, odpowiedzieć na każde jej pytanie, pozwolić dokładnie obejrzeć się w demonicznej formie, która od jej przebudzenia zdawała się nie robić na nastolatce żadnego wrażenia. Był gotów spełnić każdą jej zachciankę, jeśli tylko dałoby mu to pewność, że nie odejdzie w każdej chwili. Nie mógł być jednak pewny, że jej obecny stan nie był jedynie chwilowy, bał się spuścić ją z oka.
— Dużo mówisz, a ja za wolno myślę. Ciszej… — poprosiła rozkojarzona.
Rozejrzała się półprzytomnie po sypialni, a kiedy uświadomiła sobie, gdzie jest, mruknęła pod nosem i przyciągnęła rękę Michaelisa do swoich ust. Spojrzała pytająco w jego oczy, a kiedy delikatnie skinął głową, wgryzła się w jego nadgarstek i po raz kolejny zaczęła sączyć krew.
Sebastian przyglądał się z zafascynowaniem, jak strużki krwi powoli wydostają się kącikami jej ust, spływając po bladej skórze, póki nie ginęły w dekolcie świeżej koszuli nocnej, w którą przebrał dziewczynę, gdy zostali sami. Jej błękitne oczy co jakiś czas błyskały nieśmiało szkarłatem, za każdym razem skutkując coraz silniejszym ssaniem. W końcu działania nastolatki sprawiły, że Amon westchnął cicho z podniecenia, karcąc się za tak nieodpowiednie myśli. Nie mógł jednak ich okiełznać, to była dla niego zupełnie naturalna reakcja, choć nie oznaczała, że planował rzucić się na ukochaną, by spełnić swoje potrzeby. Nie był zwierzęciem, potrafił kontrolować instynkty.
— Jesteś taki smaczny… — mruknęła Lizz, odsuwając się nieco od dłoni Sebastiana.
Oblizała usta, uśmiechnęła się do niego, a potem zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się we wszystko wokół. Nieskończoność życia demona, którą miała szanse oglądać, kiedy była w stanie, którego nie umiała określić, sprawiła, że bycie demonem stało jej się niesamowicie bliskie. Instynktownie wiedziała, gdzie powinna ugryźć i jak wsłuchiwać się w otoczenie. Wyczulone zmysły straszliwie dawały jej się we znaki i poskramianie ich nie było nawet w pięciu procentach tak łatwe, jak naturalne było to dla Kruka, jednak sam fakt, iż wiedziała, jak powinna się zachowywać, by osiągnąć cel, pomagał jej choć odrobinę się uspokoić. W innym wypadku oszalałaby od natłoku bodźców, niepewności, stresu i drżenia, które było wtórną reakcją na wszystkie przeżycia.
— Amon — zaczęła, z dumą wymawiając prawdziwe imię ukochanego. — Ładnie brzmi. Ale ja nie o tym… Coś wyrasta mi z pleców. To chyba jakaś krosta albo guz, albo… Sprawdzisz? — poprosiła, niezgrabnie próbując się obrócić.
Chociaż kiedy skupiała się na czymś bardzo mocno, była w stanie komunikować się i całkiem jasno myśleć, to jednak osłabiony organizm utrudniał jej poruszanie się. Kiedy pierwsze emocje nieco opadły i dziewczyna wiedziała już, że naprawdę istnieje, a ten, który siedzi tuż obok niej, jest Sebastianek z krwi i kości, poziom adrenaliny w jej ciele spadł i do głosu doszedł ból i zmęczenie, których nie umiała pokonać.
— Kochanie… — zaczął ostrożnie demon. — To, co wyrasta w twoich pleców, to ogon.
— Co? — zdziwiła się, sięgając ręką za siebie.
Pomacała obolałą, podłużną wypustkę u podstawy pleców i zszokowana przyznała, że to coś, co tam miała, było smukłe i nieco dłuższe niż zapamiętała, gdy była świadoma poprzednio. Przestraszyła się. Ignorując ból, chwyciła wyrostek i z całej siły irracjonalnie próbowała go wyrwać, sycząc przez żeby z bólu. Sebastian chwycił ją za ręce unieruchomił je, każąc dziewczynie się uspokoić i nie szarpać, by nie zrobiła sobie krzywdy. Z siłą, którą posiadła, gdyby tylko nie była tak wycieńczona, z pewnością zdołałaby skutecznie przeprowadzić amatorską amputację.
— Spokojnie. To ogon. Nie denerwuj się. W ciągu kilku tygodni osiągnie maksymalną długość. Będzie unerwiony, jak reszta twoich kończyn, będziesz mogła go używać jak ręki. Nie denerwuj się i nie próbuj go wyrywać, mogłabyś zrobić sobie wielką krzywdę — tłumaczył spokojnie, póki dziewczyna nie przestała stawiać oporu.
Potem puścił ją i pomógł położyć się tak, by nie naciskać na rosnący ogon.
— Jeśli chcesz, pójdę po lek, nasmaruję go i wymasuję, to powinno pomóc na ból.
— Nie… teraz — burknęła niechętnie. — Czy ja... Jestem demonem? — zapytała niezwykle rzeczowo.
Właściwie Amon byłby zdziwiony, gdyby o to nie zapytała. W końcu nie była głupia, jak na człowieka była nawet niezwykle inteligentna, dlatego tym bardziej w jej pytaniu nie było niczego, czego nie mógł się spodziewać. Liczył jednak na to, że kiedy zacznie wypytywać, będzie już w stanie udzielić odpowiedzi, jednak wciąż jego wiedza byłą zbyt ograniczona.
— Nie wiem. Nie zrobili jeszcze wszystkich badań.
— Umarłam. Zabrałeś mi duszę i zmartwychwstałam jako demon? — Nie dawała za wygraną. — To znaczy, że udało nam się oszukać kontrakt?
— Nie, to tak nie działa. Porozmawiamy o tym, kiedy dowiem się czegoś więcej.
— Sebastian! — krzyknęła Lizz, momentalnie kuląc się z bólu.
Zapomniała, że jej własny krzyk będzie równie bolesny dla uszu, co wszystkie inne dźwięki, choć musiała przyznać, że chwilowe ogłuszenie pozwolił przez moment odpocząć od irytującego dźwięku bicia serc, stukotu obcasów i dobiegających z daleka głosów i krzyków, które słyszała przez cały czas, chociaż z uporem maniaka starała się je ignorować.
— Nie chcę cię okłamywać. Dopóki nie poznam diagnozy lekarzy, wiem właściwie tyle samo, co ty. Może nawet mniej. Nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi — wyjaśnił pewnie demon, całym sobą okazując, że nie zamierza ustąpić.
Lizzy zrezygnowała. Rzadko dawała za wygraną, ale nie czuła się jeszcze na siłach, by dyskutować z Amonem. Wciąż czuła się nieco niepewnie, była zmęczona, spłoszona i nie umiała odnaleźć się w sytuacji. Wszystko, co robiła, było wynikiem spontanicznych reakcji, które starała się okiełznywać z niewystarczająco zadowalającym skutkiem. Potrzebowała czasu. Czasu, odpoczynku i poczucia bezpieczeństwa.
— Chodź — westchnęła, ciągnąc demona na łóżko.
Kiedy usiadł na materacu obok niej, dźwignęła się ostatkami sił i wtuliła w niego, układając głowę na jednym z kolan demona.
— Czy kiedyś będzie cicho? Oczy i uszy strasznie mnie bolą. A każdy twój dotyk jest taki… ekscytujący. To minie, prawda? — zapytała pełna nadziei, zamykając oczy i zatykając dłońmi uszy, by nieco sobie ulżyć.
— Obawiam się, że nie. To nigdy nie mija. Po postu z czasem uczysz się to ignorować. Obiecuję, że przywykniesz. Znam cię, wiem, że dasz sobie radę — zapewnił Sebastian, delikatnie głaszcząc ją po głowie.
Nie odpowiedziała. On zresztą też już nic nie dodał. Nastolatka potrzebowała snu, a król demonów odpowiedzi i pewności, że będzie mógł zostawić ją na chwilę z kimś zaufanym, by wypełnić obowiązek wobec królestwa. Wiedział, że najbliższe dry, a nawet składające się z nich mandry będą niezwykle ciężkie i ogromnym wyzwaniem będzie dla niego pogodzenie życia prywatnego z obowiązkami władcy, ale musiał podołać, by zapewnić hrabiance bezpieczeństwo.
~*~
Anasi siedział w swoim gabinecie, od kilkunastu ostatnich cykli poświęcając się ciągłej, nieprzerwanej pracy. Zabezpieczył drzwi zaklęciem i wygłuszył je tak, by nie docierały do niego żadne bodźce z zewnątrz. Dzięki temu, pogrążając się w spisywaniu szczegółowego sprawozdania z wystąpienia króla, udało mu się wyciszyć i odciąć od emocjonalnej sfery życia, ponownie osiągając idealną harmonię i równowagę wewnętrzną. Wiedział, że przebywanie blisko króla i jego exczłowieka nie wpływało na niego pozytywnie, jednak mimo to nie zamierzał zrezygnować. Cała sprawa zbytnio go fascynowała. Zorientował się nawet, że ostatnie zapiski, wbrew temu do czego przywykł, w większości skupiały się na sprawach związanych z Krukiem, jedynie zdawkowo napomykając o mnóstwie innych sytuacji, które z perspektywy kogoś innego mogłyby mieć równie wielkie znaczenie, co zmartwychwstanie władcy w jego oczach.
Dlatego też starał się nadrobić braki i powrócić do dawnej świetności. Starsze wpisy uzupełniał o erraty wielkości kilkudziesięciu stronicowych broszur, w których dopowiadał o wszystkim, co pominął wcześniej. Każdy wyraz twarzy każdego z poddanych, zmniejszony ruch na rynku w trakcie przemowy, reakcje zwierząt, warunki pogodowe – wszystko, co miało tak ogromną wartość, a co w chwili uniesienia wydawało mu się całkowicie zbędne, zasługiwało na to, by odnaleźć swoje miejsce w kolejnym tomie piekielnej kroniki.
Niestety pracę pajęczego władcy przerwało pukanie do drzwi. Zorientował się, widząc delikatnie drżącą, poluzowaną klamkę, która jako jedyna zdradzała ingerencję kogoś z zewnątrz. Informator był już zmęczony ciągłymi wizytami. Zaczynał tęsknić za czasami, kiedy przesiadywał w swej samotni mandrami i nikomu nawet nie przeszło przez myśl, by mu przeszkadzać. Jednak sytuacja się zmieniła, a najgorsze było to, że kronikarz czuł powinność reagowania na wszelkie zawołania – w każdej chwili bowiem mógł być potrzebny królowi, a wobec niego czuł ponadprzeciętne oddanie, którego nie potrafił do końca pojąć.
Demon zdjął zaklęcie i niechętnie zaprosił gościa do środka. Przez drzwi wszedł do pomieszczenia zdenerwowany Loki. Widząc go, Anasi skrzywił się jeszcze bardziej, nie widząc powodu, by marnować czas na niepokornego generała.
— W czym mogę pomóc, generale? — zapytał ironicznie, wskazując blondynowi fotel po drugiej stronie sekretarzyka.
— Dziękuję. — Loki zajął miejsce i nerwowo powiódł wzrokiem po wnętrzu.
W gabinecie Anasiego zdarzyło mu się być zaledwie kilka razy, a w porównaniu do całej reszty piekielnej rasy i tak mógł poszczycić się jednym z najwyższych osiągnięć na tym polu. Pracownia informatora była jednym z tych miejsc, których nie zwykło się odwiedzać. Nie dość, że właściciel stronił od towarzystwa, to sama okolica ulokowania pomieszczenia, a także jego wnętrze, nie napawały żadnymi pozytywnymi cechami nawet jak na standardy brutalnego, pełnego śmierci piekła.
— Nie wiem, czy będę w stanie dalej pełnić swoją funkcję. Chciałem skonsultować to z tobą, zanim powiem o tym królowi. Dosyć narobiłem mu problemów ostatnim razem — wyjaśnił zdenerwowany żołnierz.
— Chodzi o Enepsignos?
Loki pokiwał twierdząco głową.
— Jesteś demonem. Nie możesz pozwolić na to, żeby uczucia do drugiego demona stanęły nad obowiązkami. Zostałem dowódcą nie bez powodu. Jeśli zrezygnujesz, prawdopodobnie każą cię zabić — wyjaśnił obojętnie Anasi, w międzyczasie notując coś na jednej z luźnych kartek walających się po blacie.
Nie takiej reakcji spodziewał się Loki. Właściwie nie wiedział, czego oczekiwał, ale wydawało mu się, że informator wykaże chociaż odrobinę zainteresowania. Tymczasem ten przyjął jego wiadomość tak, jakby nie znaczyła absolutnie nic, a odpowiedź, chociaż niezwykle rzeczowa i sensowna, brzmiała tak lakonicznie, jakby mówili o czymś zupełnie nieistotnym.
— Nie potrafię. Cały czas go obwiniam. Jeśli mnie zabiją, przynajmniej to wszystko się skończy. Nie mam nic przeciwko.
Anasi odłożył pióro i zerknął na Lokiego. Westchnął pod nosem, a potem powiódł wzrokiem po świeżo nakreślonych literach.
— Więc idź powiedzieć o tym Amonowi i nie zawracaj mi głowy. Zacznę szukać kogoś na twoje miejsce, kiedy tu skończę — odpowiedział i machnął nonszalancko ręką, tym samym wypraszając demona w potrzebie za drzwi.
Generał nie zamierzał się stawiać. Zrozumiał, że Anasi był ostatnią osobą, która mogłaby mu pomóc. Nie był pewien, czemu poszedł akurat do niego. Od śmierci Enepsignos wątpił w każdą swoją decyzję, nawet tak prozaiczną jak wybór krwi do zaspokojenia swego pragnienia.
Powoli ruszył korytarzem, okrężną drogą kierując się pod drzwi Kruka. Kiedy jednak tam dotarł, okazało się, że nie był jedynym, który miał sprawę do władcy. U progu wpadł na Samarela — jednego ze swych podwładnych, którego Amon wyznaczył do ochrony swojej ukochanej podczas bitwy. Młody żołnierz wydawał się równie zestresowany co generał. Skłonił się przed nim i przepuścił go, stwierdzając, że wróci później, jednak Loki chwycił go za ramię i kazał wyjaśnić, w jakiej sprawie przyszedł.
— Chciałem dowiedzieć się, jak czuje się ta jego… Człowiek króla, panie generale.
Zdziwiony dowódca uniósł lewą brew i spojrzał podejrzliwie na podwładnego.
— Po co?
— Miałem nadzieję…
— Że król mianuje cię do jej ochrony i awansujesz. Sprytnie, młody, sprytnie — dokończył za Samarela i rozbawiony poklepał go po plecach. — Idź, przyszedłem towarzysko, to może poczekać. Powodzenia — dodał i pospiesznie zniknął za rokiem korytarza.
Oparł się plecami o ściągnę, tonąc w ciemnej mgle i odpychając niedbale jednego ze snujących się w ciemności niższych, który niósł kosz z owocami do królewskiej kuchni. Powoli osunął się na podłogę i zasłonił dłońmi twarz. Czuł się zagubiony. Brak Enepsignos odczuwał niemal na każdym kroku. Nie wiedział nawet, że była dla niego taka ważna. Nie miał pojęcia, dopóki jej nie stracił, a kiedy już tak się stało i uświadomił sobie, ile naprawdę dla niego znaczyła, nic już nie mógł z tym zrobić. Samarel właściwie uchronił go przed samobójstwem. Wydawało mu się, że to jedyne wyjście, lecz kiedy na moment wróciła mu jasność umysłu, zdał sobie sprawę, że każde rozwiązanie było lepsze od tchórzliwej ucieczki w niepamięć.

========================

PRIMA APRILIS!!! xDDDD
Nie kończę Róży, spokojnie :*. 
Ale nie miałam pomysłu na inny dowcip tego dnia, więc wyszło tak. Mam nadzieję, że nikt nie dostał zawału ze strachu albo z radości :P. Loffcie <3.

PS Nie mówcie innym, niech też to przeżyją :P.


12 komentarzy:

  1. Jezu już chcialamplakac niezle wrkecenie he he..Roża jak zawsze genialna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no musiałam walnąć jakimś żartem, nie byłabym sobą xD.

      Usuń
  2. Monika Lisicka1 kwietnia 2017 11:08

    Jak dobrze, że jednak zostajesz. Myślałam, że dostanę zawału tym bardziej, że już początek był taki jak na zakończenie tomu.

    Rozdział super. Wątpliwości Elizabeth, Lokiego, Sebastiana. Tylko czemu ona ciągle mówi Amon ? Niech go w końcu zacznie nazywać jak dawniej bo aż mnie skręca jak widzę to Amon wypływające z jej ust. Nie brzmi wtedy jak nasza kochana, stara Lizzy. :(

    Do nexta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo się zmieniła, więc to musi być widać. Zresztą wróci do Sebastiana, spokojnie. Ona tylko dalej jest w szoku po tym, co sę stało. Imię, którym nazywa demona, jest teraz jej najmniejszym zmartwieniem xD.

      Usuń
  3. O cholera! Ja prawie zawału dostałam! No cóz ja czekam na następny i... NIECH LOKI OGARNIE SWOJĄ DUPĘ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahaha xD. Zua autorka przyprawia czytelników o zawał. Już widzę te nagłówki xD.
      Do zobaczenia :*.

      Usuń
  4. Jezu już myślałam, że to koniec Róży, jak przeczytałam, że to ostatni rozdział to normalnie zasmuciłam się, ja chyba bym depresji dostała jakby to było prawdą.Tak poza tym pozostało jeszcze kilka spraw niewyjaśnionych jak np.co się stało z duszą Lizzy i dlaczego przeżyła.I skąd na pogrzebie wzięły się ciała Sebastiana i Lizz ? Przecież oni żyją. Chyba, że są one fałszywe. No cóż, czekam na więcej.
    Do zobaczenia ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, wybacz :*. Ale jakiś żart trzeba było zrobić, a już tyle ze mną jesteście, że założyłam, że mi ten dowcip wybaczycie. No i wybaczyliście <3. A to w sumie jedyny, jaki dziś zrobiłam xD.
      Na koniec jeszcze zbyt wcześnie, trzeba jeszcze trochę pociągnąć fabułę, żeby zakończenie, które wymyśliłam, miało sens. Ale czuję, że już naprawdę jestem gotowa, żeby skończyć to opowiadanie. Będzie mi go brakowało i pewnie się popłaczę i będę mieć depresję, ale generalnie czuję, że do tego dorastam. A to dobrze, bo przecież nie mogę pisać w nieskończoność xD.
      Do zobaczenia! :*

      Usuń
  5. Jezu, serce mi stanło!!!!! Ale w sumie, masz jeszcze zapas, więc byś nie skończyła teraz, tylko jakby się ten zapas skończył, nie? Takie moje rozkminy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, słuszna uwaga :D. Ale w pierszej chwili każdy się nabiera. Myślenie przychodzi dopiero później :P. Sama się dałam wkręcić w głupi dowcip dziś, chociaż powinnam od razu ogarnąć xD.

      Usuń
  6. Jezu, serce mi stanło!!!!! Ale w sumie, masz jeszcze zapas, więc byś nie skończyła teraz, tylko jakby się ten zapas skończył, nie? Takie moje rozkminy....

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jak zwykle - świetny. <3
    A co do Twojego żarciku na początku... JEZU ZAWAŁ XD Miałam takiego mindfuck'a... Czytam ten rozdział 20 maja i nie zwróciłam uwagi na datę publikacji tego rozdziału XD Przez myśl mi nie przeszło, że to może być prima aprilis :D

    OdpowiedzUsuń

.