piątek, 21 kwietnia 2017

Tom V, XI

Dzisiejszy rozdział jest nieco dłuższy (biedny zapas na tym ucierpi fatalnie...), ale za to jest niebetowany. Miałam strasznie kiepski wieczór i zwyczajnie nie dałam rady tego ogarnąć. Musicie mi wybaczyć. Nadrobię to na dniach, gdy będę miała trochę czasu.

Miłego! :*

=======================

Rafael nigdy nie był zbyt wylewny. Powściągliwy w okazywaniu emocji manifestował je w postaci subtelnych zmian w mimice twarzy oraz aurze, na którą wyczuleni byli jedynie najwrażliwsi. Do takich właśnie istot należał Grell Sutcliff, co nie uszło uwadze archanioła podczas ich pierwszego spotkania. Dlatego właśnie żniwiarz wzbudził jego zainteresowanie. Szczery, pełny emocji i wrażliwy łączył w sobie siłę i zwinność typową dla bogów śmierci z niezwykle ludzką naturą, której z pewnością by się wyparł, gdyby ktoś go o nią posądził. Na dodatek był zwyczajnie zabawny i głośny, stanowił idealne przeciwieństwo niebiańskiej istoty, która uznała, że tego właśnie potrzebowała.
— Naprawdę?! Will będzie taki zazdrosny! Chodźmy, chodźmy! — ekscytował się Sutcliff.
— Oczywiście. Pozwolisz?
Rafael delikatnie podniósł Grella, przyciskając go do swojej piersi, po czym rozpostarł skrzydła i wzbił się w powietrze, obierając za cel przytulną restaurację na obrzeżach miasta. Jego podekscytowany towarzysz nie zorientował się nawet, że korzystając z porywistego wiatru i wilgotnego powietrza planował pozbyć się z jego twarzy mnóstwa kosmetyków. Plan okazał się całkowitym sukcesem i nim jeszcze anioł wylądował na dachu budynku naprzeciwko celu ich podróży, znikający makijaż odsłonił prawdziwe oblicze Sutcliffa – to właśnie, na które patrząc, Rafael czuł się niezwykle zadowolony. Był ciekaw, jak bardzo Amon nie podzielałby jego zachwytu. Biorąc pod uwagę, że mężczyzna, którym się zainteresował, od dawna uganiał się za Sebastianem, a ten stale go zbywał, uznając za irytującego natręta, zapewne nie szczędziłby sobie słów pogardy wobec jego decyzji. Uznał jednak, że na razie zatrzyma relację z shinigami w tajemnicy.
— Jesteśmy na miejscu — oświadczył dumnie, pomagając Sutcliffowi stanąć o własnych siłach.
Zachwycony szarmanckim zachowaniem bruneta, Grell był cały w skowronkach. Stale się uśmiechał i podskakiwał nerwowo, nie potrafiąc do końca okiełznać zbierających się w nim emocji. Starał się jednak zachowywać jak delikatna dama, wkładając w to jeszcze więcej serca niż zazwyczaj. Sądząc po sposobie, w jaki traktował do Rafael, uznał, że doskonale mu szło.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś szczerze wyraził zainteresowanie jego osobą w tak pozytywnym sensie. Od lat jedyną osobą, która obdarzyła go sympatią, była Elizabeth, której osobiście przez długi czas nie znosił i traktował ją jako rywalkę w walce o serce Sebastiana. Ta walka jednak była z góry skazana na przegraną, dlatego w końcu odpuścił, z ciężkim sercem usuwając się w cień. Nigdy nie sądził, że właśnie ta decyzja tak bardzo zbliży go do szczęścia. Brakowało mu ekscytacji wynikającej z niepewności. Przyjemnego łechtania ego za każdym razem, gdy na jego widok przez usta towarzysza przemykał uśmiech. Ekscytującego dreszczu, gdy wypowiadał jego imię, przysuwając się coraz bliżej, póki nie złączył ich ust w delikatnym pocałunku.
Kiedy Rafael nachylił się nad nim, silnie obejmując go w talii, zdawało mu się, że śnił lub ktoś zwyczajnie z niego kpił. Jednak z każdą chwilą przekonywał się, że archanioł z niego nie kpił, a jego dotyk był prawdziwy. Tak samo jak przyjemne odczucia, które towarzyszyły mu, odkąd tylko zbliżył się do Rafaela.
Anioły, podobnie do demonów, nie musiały jeść. W przeciwieństwie jednak do nich ludzkie potrawy nie oddziaływały negatywnie na ich organizmy, po prostu były zupełnie pozbawione smaku. Dlatego też Rafael zamówił dla siebie niewielką porcję tego samego, co wybrał Grell, by dotrzymać mu towarzystwa. Z doświadczenia i obserwacji ludzi wiedział, że nie lubili, gdy patrzyło się na nich podczas jedzenia, samemu nic nie konsumując. Bogowie śmierci, w odróżnieniu od innych wyższych raz, byli kiedyś ludźmi, dlatego mimo wielu zmian, które zachodziły w nich w procesie zmiany i nauki w akademii, wciąż było w nich wiele ludzkich cech, co w wielu chwilach niezwykle przydawało się każdemu, kto podobnie jak Rafael i Amon zechcieli poświecić nieco czasu, by lepiej poznać ludzką rasę.
Przez cały posiłek Grell uśmiechał się od ucha do ucha, tak mocno, że aż bolały go mięśnie, a nigdy nie mógł narzekać na brak ich wyćwiczenia, ponieważ zwykły wyrażać siebie między innymi poprzez niezwykle bogatą mimikę twarzy. Tym razem jednak nieodparta potrzeba okazywania radości przyprawiła go o permanentny skurcz mięśni, niemal nie pozwalając ani na chwilę, by radość opuściła jego usta. Rafael zaś, jak zwykle zresztą, był zdecydowanie bardziej powściągliwy. Kilka razy uśmiechnął się półgębkiem, kilka razy się zaśmiał, jednak przez większość czasu towarzyszyła mu pozorna obojętność. W głębi siebie zaś przeżywał spotkanie z Grellem nie mniej radośnie, nie mogąc wyjść ze zdziwienia, jak tam intrygujący osobnik przez całe stulecia zdołał ujść jego uwadze.
Nie spędzili zbyt wiele czasu w restauracji. Zazwyczaj samolubny Sutcliff widział, że przebywanie w niej nie sprawia archaniołowi zbytniej przyjemności, dlatego też nie zwlekał z zakończeniem posiłku zwieńczonego przepyszną wuzetką ozdobioną kandyzowaną wisienką. Nie oznaczało to, że czas spędzony w lokalu nie upłynął miło, wychodząc obaj emanowali aurą pełną entuzjazmu, która zarażała wszystkich, którzy ich mijali, widzieli bądź słyszeli. Rudy bóg śmierci nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio w jego życiu gościła tak wielka radość idąca w parze z ekscytacją.
Opuściwszy restaurację, skierował się w ślad za Rafaelem w stronę rzeki. Przez całą drogę opowiadał o sobie aniołowi, a ten nie pozostawał mu dłużny, chociaż i pod tym względem był znacznie mniej skory do wylewności. Grell za to w chwilach milczenia zastanawiał się, jak daleko zdoła się posunąć. Z jednej strony nie chciał na pierwszym spotkaniu pozwalać przedstawicielowi innej nacji na zbyt wiele, jednak z drugiej pragnął pieszczot i bliskości, którym nie potrafił się oprzeć. Dotąd ograniczył się jedynie do chodzenia pod rękę z archaniołem, lecz umysł ciągle podpowiadał mu kolejne wizje możliwych posunięć i ich słodkie konsekwencje.
— Stąd popłyniemy, dalej nie damy rady przedostać się lądem — oświadczył Rafael, wskazując dłonią przystań pełną łodzi.
— Jej! Podróż łódką, gondolą! To takie romantyczne! — ekscytował się shinigami.
— Właśnie tak. To będzie podróż twojego życia — odparł anioł i poprowadził Grella do przystani, gdzie porozmawiawszy z jednym z pracowników, zdołał umówić się z nim, że popłynął łodzią sami.
W zastaw zaoferował człowiekowi błyszczący diament o niezwykłej wartości, dzięki czemu mógłby nawet wykupić cała przystań, lecz wartość tego typu błyskotek była archaniołowi obca, bowiem podobnie do demonów nie przywiązywał wartości do dóbr doczesnych. Zdążył jednak poznać ludzi na tyle dobrze, by wiedzieć, w jaki sposób ich przekupić.
— Rafciu, dokąd płyniemy? Po-wiedz-mi!!! — dopraszał Sutcliff, kiedy Rafael odcumował łódź i począł wiosłować wraz z rzecznym prądem.
— Cierpliwości, Grellu, zapewniam, że to miejsce cię zachwyci.
— No i właśnie dlatego chcę wiedzieć! To zbyt ekscytujące, Rafciu!
Sutcliff jeszcze przez kolejny kwadrans próbował przekonać Rafaela, jednak ten trwał niezłomnie w swym postanowieniu, jedynie uśmiechając się coraz szerzej, w miarę jak zostawiali za sobą miasto i jego przytłumiony blask.
Grell naprawdę zaintrygował go swoim charakterem, dlatego też chciał mu pokazać miejsce, którego nigdy wcześniej nie widział. Nie znał go na tyle dobrze, by móc śmiało zaryzykować i pokazać mu jedną z najpiękniejszych ludzkich lokacji, lecz miał absolutną pewność, że miejsce, do którego zmierzali, znał jedynie z opowieści. Na dodatek miał świadomość, że uczucie, którym Sutcliff darzył niegdyś Sebastiana, nie wypaliło się z nagła, niczym wyschnięte pole podczas silnego wiatru. Był to postępujący proces, po którym w sercu żniwiarza i tak zawsze pozostanie ślad. I właśnie dlatego postanowił pokazać mu wyspę, która w świecie bogów śmierci funkcjonowała  jako legenda, którą opowiadało się niedoświadczonym shinigami, by wystrzegali się popełniania błędu.
Demoniczna wyspa, bo właśnie tam zmierzali niewielką, chwiejną łódką, była czymś, o czego zobaczeniu większość mogła jedynie pomarzyć. Zaledwie kilkoro aniołów miało szansę dostać się tam i to tylko dlatego, że ryzykując życie śledzili całe watahy demonów, które podczas wielkich mordów w ludzkim świecie schodziły się w miejsca podobne do wysepki położonej niedaleko Londynu, by w ciszy i spokoju konsumować zagrabione dusze. Owe miejsce zawsze tętniło niezwykle silną energią, na jego terenie znajdowało się źródło, które pomagało w regeneracji dzieci ciemności. Jednak dotarcie do niego wymagało specjalnych okoliczności, demonicznego zaklęcia oraz krwi, w które Rafael zaopatrzył się odpowiednio wcześnie.
Sam już od jakiegoś czasu planował odwiedzić tę konkretną wyspę. Wiązało się z nią wiele wspomnień, które pragnął odtworzyć i którymi chciał podzielić się z Grellem. W ten sposób zamierzał pokazać mu, że traktował go poważnie, a zarazem chciał przybliżyć towarzyszowi głębię relacji, która łączyła go z Amonem za dawnych czasów. Za młodu, gdy obaj podróżowali przez ludzki świat, poszukując wiedzy i nowych doznań, odwiedzali demoniczną wyspę regularnie, czyniąc z niej swój azyl, miejsce, gdzie mogli spokojnie odpocząć od pozorów i być sobą.
— Rafciu, co tam jest? Ta czarna przestrzeń, widzisz to? — zapytał Grell, wychylając się przez krawędź łodzi, by lepiej dojrzeć wskazywaną dłonią anomalię. — To nie jest ludzkie!
— Masz rację. To demoniczny portal, czeka na nas — wyjaśnił powściągliwie archanioł.
— Demoniczny portal? Ale jak to?! Co?! Rafciu!
— Nie denerwuj się. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Podziwiaj, jest na co popatrzeć — odparł uspokajająca.
Na moment odłożył wiosła i zbliżył się do Sutcliffa, kładąc dłoń na jego ramieniu, a kiedy rudzielec odwrócił się w jego stronę, skradł mu niewinny pocałunek.
— Raf…
— Ufasz mi, prawda?
— Oczywiście, że ci ufam!
— Więc usiądź spokojnie i podziwiaj widoki.
Bóg śmierci pokiwał twierdząco głową i usiadł przodem do kierunku podróży, otwierając szeroko oczy, by nie przegapić nic z tego, co zdaniem Rafaela było warte obserwowania. Grell nie wiedział, co czeka go po drugiej stronie portalu, ale nim zdążył rozwinąć tę niepokojącą myśl, jego umysł całkowicie przyćmiły efekty świetlne, które zaatakowały ich, gdy dziób łodzi zetknął się z portalem. Błyski zdawały się nie poruszać chaotycznie, jakby przekazywały przekraczającym portal jakieś informacje, ale tych shinigami nie potrafił jednoznacznie odczytać. Za to musiał przyznać, że lśniące niczym szlachetne kamienie w pełnym słońcu ściany portalu były niezwykle piękne. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego i równie zapierającego dech w piersi. Był olśniony do tego stopnia, że odjęło mu mowę, co w jego przypadku stanowiło niezwykłą rzadkość. Kiedy zaś błyski zniknęły, a przed oczyma Grella ukazała się skąpana w mroku wysepka, zrozumiał wreszcie, gdzie się znalazł.
— To wyspa demonów! — krzyknął przejęty.
— I to nie byle jaka. Tutaj wraz z Sebastianem spędziłem wiele wartych wspomnień chwil. Chciałbym pokazać ci to miejsce i nieco o nim opowiedzieć. Będziesz pierwszym bogiem śmierci, który postawił stopę na tym demonicznym terenie — odparł dumnie anioł.
— Rafciu, to… Wspaniałe! Jesteś taki szarmancki!
Ostatnie minuty podróży dłużyły się podekscytowanemu shinigami bardziej niż cały dotychczasowy wieczór, który był niejako oczekiwaniem na ten moment. Grell uwielbiał niespodzianki. Właściwie uwielbiał wszystko, co miało związek z nim lub służyło jego przyjemności, a nie było nic równie wspaniałego co przemyślana niespodzianka od seksownego, zainteresowanego nim mężczyzny. To nic, że mężczyzna ten był aniołem i powinien nie wchodzić w bliższe relacje z nim ze zwykłej przyzwoitości. Sutcliff jednak on zawsze lubił szokować i łamać schematy, więc i tym razem nie postąpił inaczej.
Postawiwszy stopę na czarnej, pełnej pyłu, a może raczej prochów, ziemi, bóg śmierci od razu poczuł się inaczej. Energia tętniąca od niezwykłej wyspy była tak silna, że nie mógłby jej przeoczyć, nawet gdyby Rafael właśnie mu się oświadczył. Dodatkowo przedziwny, niezwykle narzucający się zapach, którego młody żniwiarz nie był w stanie przyporządkować do lubianych bądź nie, drażnił jego nozdrza, sprawiając, iż czuł, jakby brakowało mu tchu.
— Powietrze jest tutaj nieco rzadsze, poza tym czuć w nim piekielnym ogniem, ale za chwilę się przyzwyczaisz. Nic ci nie grozi, upewniłem się — wyjaśnił archanioł, poznawszy po lekko zmarszczonym nosie Sutcliffa, nad czym aktualnie główkował.
— Niesamowite. Skąd to wszystko wiesz?
— Wszystko? — zaśmiał się Rafael. — Do jedynie początek. W tym miejscu kryje się wiele tajemnic. Jest chociażby magnesem na dusze. Nie zwykło się o tym mówić nawet pośród piekielnych zastępów, ale bywają sytuacje, w których jeden z nich zwyczajnie gubi posiłek. Wtedy najczęściej go porzuca, bo przyznanie się do porażki godziłoby w jego dobre imię, ale czasem trafi się bardziej wartościowy okaz, z którego żal zrezygnować… Wtedy szukają go w takich miejscach. Jest ich sporo, dlatego czasem to bywa trudne, tym bardziej że dusza sama w sobie nie posiada inteligencji, zresztą, nawet gdyby ją posiadała, nie wiedziałaby, jak ten fakt wykorzystać. Chcę powiedzieć, że dusza nie zawsze zmierza ku najbliższej wyspie — wyjaśnił, nieco zawstydzając się na koniec.
Nie przywykł do tak rozległych tłumaczeń. Zazwyczaj wypowiadał się w zwięzły sposób, przekazując jedynie niezbędne informacje, często zupełnie pomijając własne uczucia, jakoby uważał je za zbędne – dlatego też stosunkowo łatwo było mu zrozumieć podejście piekielnego archiwisty, z którym miał przyjemność spotkać się kilkukrotnie za dawnych czasów.
— Nie miałem pojęcia…
— Wiele jeszcze nie wiesz. Jesteś stosunkowo młody.
Rafael przycumował łódź do niewielkiego, spróchniałego pomostu i chwyciwszy dłoń Grella, zaprowadził go w głąb wyspy. Z pozoru zwyczajnie, kryła w swoim wnętrzu wiele niesamowitych tajemnic, przedziwnych roślin, niespotykanych zjawisk fizycznych, które stały się przedmiotem badań piekielnych uczonych raptem dwie Rzeczywistości wcześniej.
Jednak na tej konkretnej – podlondyńskiej – wyspie, kryło się coś jeszcze. Coś, co nie miało żadnej wartości dla naukowców, wojsk czy nawet większości dzieci ciemności. Niewielkie miejsce zakamuflowane za kwieciem roślin podobnych nieco o czarnego bzu, skryte w gąszczu innych przedstawicieli piekielnej flory: niewielka, nosząca ślady starości, kamienna ławka z wyrytymi na oparciu inicjałami. Sutcliff zbliżył się wraz z przewodnikiem i dokładnie przyjrzał się ogrodowemu meblowi. Wyglądał zwyczajnie, oprócz kilku liter zapisanych dawnym pismem demonów, nie było na niej nic wartego uwagi.
— Co jest tu napisane? — zapytał ciekawsko rudzielec, gładząc opuszkami palców chropowatą skazę oparcia. — Nie znak xerfickiego, tego uczą tylko tych z wywiadu.
— To jest właśnie to, o czym chciałbym ci opowiedzieć. Usiądźmy — poprosił tajemniczo anioł, podając żniwiarzowi dłoń, by pomóc mu usiąść.
Następnie zajął miejsce obok niego, rozsiadł się wygodnie i westchnąwszy z pełnej piersi, przyciągnął do siebie towarzysza. Grell wydał mu się spięty. Był w stanie to zrozumieć, w końcu nie mógł mu do końca ufać, szczególnie w miejscu, w którym żniwiarz był niemal całkowicie bezbronny, nawet mimo faktu, że mógł w każdej chwili przyzwać swoją broń. Chciał jednak, by czuł się swobodnie, dlatego spojrzał mu w oczy, głęboko i onieśmielająco, a potem musnął lekko jego wargi, zapewniając boga śmierci o czystości swoich zamiarów.
— Chciałbym ci opowiedzieć o tym, co łączyło mnie z kimś, kogo doskonale znasz. Z moim rywalem w walce o twoje serce — zaczął, uśmiechając się półgębkiem.
— O Sebusiu?!
— O Amonie, księciu piekła stłamszonym przez ojca. O ciekawej świata istocie, która nie umiała odnaleźć się w rzeczywistości. I o tym, jak znaleźliśmy się na tej wyspie.
— Jak blisko ze sobą jesteście?
— Teraz? — Zastanowił się Rafael. — Ostatnio widzieliśmy się na polu bitwy. Ale kiedyś, Rzeczywistości temu, byliśmy najlepszymi przyjaciółki, chociaż możesz sobie wyobrazić, że ta relacja nie należała ani do najprostszych, ani do najbardziej pochwalanych w środowisku.
— Racja, demon i archanioł… Dziwne, że nie chcieliście się zabijać!
— Z początku chcieliśmy, ale już przy pierwszym spotkaniu zauważyliśmy, że jest w nas coś innego. To było bardzo dawno temu, już nawet dobrze tego nie pamiętam. Byliśmy jeszcze dziećmi. Przez krańcem jednej z Rzeczywistości zorganizowano szczyt wszystkich nacji. Mieliśmy się dogadać w kwestii podziału władzy na wypadek gdyby nowy świat był łatwiejszy do przejęcia… Ogłosiliśmy chwilowy pokój. Dzieci najwyższych rodzin zamknięto w pokoju pod baczną opieką służby i to tam się poznaliśmy. Amon złościł się na kuzynostwo, że naśmiewali się z jego nieudolnej przemiany. Kiedy się do niego zbliżyłem, myślał, że też chcę się śmiać. Nawet miałem taki zamiar, w końcu był tylko nieudolnym, plugawym dzieckiem, ale on naprawdę się tym przejął w ten dziwny sposób, który skojarzył mi się z ludzkim. Był inny niż reszta rówieśników. Oczywiście mi nie uwierzył i skończyło się mordobiciem. Wyszedł z niego ze złamanym ogonem, a ja przetrąciłem skrzydło, ale przy kolejnej okazji było już zupełnie inaczej — opowiedział Rafael, z trudem nabierając powietrza.
Mówienie zwyczajnie go męczyło. Odzwyczaił się i nie do końca potrafił kontrolować oddech podczas dłuższych wypowiedzi. Zwyczajnie wydawało mu się to nienaturalne, ale chciał opowiedzieć Sutcliffowi o jednej z przygód, która powinna rzucić nieco inne światło na sylwetkę nowego króla, słabego króla, demona, którego Grell znienawidził za złe decyzje. Nie chciał na siłę naprawiać wizerunku Amona, wiedział jednak, że był bardzo długo obiektem zainteresowań żniwiarza i chciał, by wiedział o nim coś więcej, nim na zawsze zaszufladkuje demona, podpinając mu krzywdzącą łatkę. Poza tym chciał również, by Sutcliff poznał i jego, a że nie lubił opowiadać o sobie bezpośrednio, przytoczenie wspomnień wydało mu się rozsądną decyzją.
— Więc o czym mi opowiesz? O małym Rafciu i Amonusiu?!
— Nie. Opowiem ci o tym, co się wydarzyło Rzeczywistość temu, gdy na świecie istniały maszyny podobne do tych, którymi za pomocą krwi potraficie namierzać demony. To się kiedyś nazywało elektroniką. Obecnie dopiero się rozwija. Zabawne, że ludzki świat zawsze zatacza niemal identyczny krąg…
— Chcesz powiedzieć, że elektryczność istniała już wcześniej?
— Oczywiście, że tam! Jak myślisz, skąd wzięła się w waszym świecie, kiedy w tym ludzkim Edison dopiero odkrywał żarówkę? Naprawdę nie uczą was takich rzeczy?
— Większość z nas zapomina… — przyznał skruszony Grell. — Mamy jednak coś z ludzi, ograniczone umysły. Tylko ci najstarsi coś pamiętają, część zapisują, ale to wszystko ginie. Prawa ludzi. Nie uczą nas o tym, co dokładnie działo się w poprzednich światach, bo nie potrzebne nam to do pracy. Niby można zrobić specjalny kurs, ale to kilka dodatkowych lat nauki i nie można pracować…
— Rozumiem. Więc tak, w dawnych czasach była już elektryczność. Były nawet bardzo zaawansowane maszyny – nazywane superkomputerami – które potrafiły myśleć. Posiadały wolną wolę, wyglądały jak ludzie, a potem… Któregoś dnia wszystko dosłownie wybuchło. Wtedy umarł Uriel, chociaż nikt szczególnie go nie żałował… — westchnął i zamilkł na chwilę; nie powinien zbaczać na temat swoich braci, był zbyt rozległy, poza tym wiele z informacji było utajonych ze względów bezpieczeństwa.
— I co z tymi superkomputerami?
— Nic, nie tego dotyczyć będzie moja opowieść.
— Rafciuuuu! — jęknął Grell, wtulając się mocniej w ramie archanioła. — Zacznij już, nie mogę się doczekać! Chcę wiedzieć, jacy kiedyś byliście! Tylko nie oszczędzaj pikantnych szczegółów!
— No dobrze. W takim razie… Wszystko zaczęło się dwie rzeczywistości temu, w roku… Około dwa tysiące trzysta dwudziestym…



5 komentarzy:

  1. No coś niesamowitego. Miło, że choć na chwilę odrywasz się od wątku SEBASTIANA ( nwm czemu mam uraz do Amona, nie mogę zaakceptować tego imienia ) i Elizabeth :D Grell i Rafael to ciekawy wątek. No nie mogę się doczekać tej jego opowieści :)

    Ja już jestem po wszystkich egzaminach gimnazjalnych, prawdę mówiąc wyobrażałam je sobie inaczej nwm czemu. Czekam na nexta ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem potrzebna jest jakaś odmiana^^. Wiem, że Amon to nieco oryginalny wybór, wszyscy zawsze stawiają na Rauma, ale ja chciałam być oryginalna xD.
      Historia Rafaela jest, w zasadzie jestem w trakcie jej pisania. To będzie bardzo dziwne doświadczenie, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba^^.
      Dziękuję za komentarz, do zobaczenia za grudzień :*.
      No i gratuluję napisania testu! :D

      Usuń
  2. Przez cały rozdział nie mogłam przestać się uśmiechać i podobnie jak u Grella zaczęły mnie boleć mięśnie. Tak się cieszę, że w końcu i on może doświadczyć prawdziwego szczęścia. Zawszę gdzieś tam mi było go szkoda, że on zawszę taki sam, odrzucony.
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, dlatego w ostatnim tomie tak na dobre zakończenie historii postanowiłam dać mu trochę szczęścia. Niech ma! Szkoda tylko, że wyświetlenia i komcie wskazuja na to, że ludzie nie lubią, gdy jest szczęśliwy :(.
      Do zobaczenia :*

      Usuń
  3. Rafael to spoko ziomek :D Zaakceptował Grella <3 Gdyby wszystkie anioły były takie jak on...ehh! :D Marzenie.

    OdpowiedzUsuń

.