sobota, 17 czerwca 2017

Tom V, XIX

Od poniedziałku zaliczeniaaaaaa. Niech ten przyszły tydzień już minie. Chcę wakacje przeplatane praktykami i święty spokój od martwienia się ocenami, dopóki nie dostanę odpowiedzi w sprawie pracy od promotorki i nie będę musiała pisać dalej xD.
No, a poza tym oczy nie bolą, więc przedmowy jakiejś pokaźnej nie będzie, wybaczcie. 

Miłego! :*

=============================

Dlatego też bez chwili zwłoki ruszył do skarbnicy wiedzy, żywiąc nadzieję, że w podręcznym księgozbiorze uda mu się znaleźć odpowiedź. W przeciwnym wypadku musiałby udać się do prawdziwej Piekielnej Biblioteki – tej, która niczym wyklęta kraina znajdowała się na samym skraju piekła, w miejscu mroźnym i niedostępnym, zapomnianym niemal przez wszystkich, z wyjątkiem garstki pozbawionych ignorancji mieszkańców demonicznego świata.
Udawszy się na miejsce, chwycił jeden z podłużnych wózków na książki i zanurkował pomiędzy regałami, przedzierając się przez różnorodną tematykę, póki nie odnalazł odpowiedniego symbolu. Zostawił wózek przed regałami i wszedł pomiędzy nie, po czym ponownie wypuścił z rękawa kilka pająków, którym powiedział, czego dokładnie miały szukać. Nie musiał się obawiać, że ingerencja jego podwładnych będzie komuś przeszkadzały. Demony nie zwykły czytać. Posiadały niezbędną wiedzę z zakresu historii piekła, militariów, biologii a także wiedzę na temat ludzi – w dawce niezbędnej, by potrafić ich uwieść i pozyskać nowe dusze. Wszystko ponadto większości dzieci ciemności było zbędne, a w wolnych chwilach zdecydowanie bardziej woleli ćwiczyć sztuki walki niźli siedzieć w zakurzonym pomieszczeniu nad pożółkłymi kartami zwojów i kodeksów.
Pająki rozpełzły się po półkach, podczas gdy ich zwierzchnik spokojnie wiódł wzrokiem po kolejnych grzbietach, krzywiąc się z niesmakiem na widok każdego odwrotnie wydrukowanego, nie rozumiejąc, jak coś takiego jak podstawy abstrakcyjnego myślenia potrafiło przerosnąć nawet demony, by nie potrafiły w wyobraźni wywnioskować, w którą stronę powinny być zapisane litery, by położone na czwartej stronie okładki dały się swobodnie odczytać. Widać niektóre rzeczy były zbyt wielkim wyzwaniem nie tylko dla ludzi, ale nawet dla znacznie bardziej rozwiniętych od nich ras.
Sam wybrał kilka pozycji i odniósłszy je na wózek, ruszył do pająków, które wyglądały do niego z regałów, oznaczając sobą odpowiednie książki. Wyciągnął również i je, przejrzał pobieżnie i część z nich odłożył na miejsce, uznając, że się nie przydadzą. Resztą dołączył do poprzednich i pchając przed sobą wózek, przeniósł się do jednego ze stanowisk znajdującego się w samym rogu pomieszczenia, zewsząd zastawionego regałami tak, że istniała jedynie niewielka szansa, że ktoś go zauważy. Wydarzenia ostatnich czasów zmieniły wiele w jego zachowaniu, ale w dalszym ciągu stronił od towarzystwa i nie zamierzał w żaden sposób tego zmieniać.
Zająwszy ulubione miejsce, demon zanurzył się w lekturze ksiąg, które, jak miał na dzieję, miały mu pomóc w rozwikłaniu zagadki zniknięcia duszy dziewczyny. Wiedział, że gdzieś musiała być, trzeba było tylko dowiedzieć się, jak ją znaleźć, a im dłużej trwały poszukiwania, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, że Amonowi uda się ją pożreć bez konieczności ponownego umiejscowienia w ciele. Czas działał więc na niekorzyść sprawy, a informacji jak na złość wcale nie przybywało. Informator miał więc nadzieję, że może uda mu się chociaż znaleźć coś, co zdoła spowolnić proces rozkładu duszy, bądź go odwrócić. Wiedział, że tylko w taki sposób zdołałby zapewnić królowi szczęście.
Niestety kolejne zakurzone, pożółkłe karty ksiąg nie przynosiły wraz ze sobą nic więcej poza narastającą frustracją i kolejną porcją pleśni, która zdążyła się zagnieździć i dobrze rozwinąć pomiędzy stronicami długo nieprzeglądanych ksiąg. Dotykanie niektórych z nich wprawiało Anasiego w obrzydzenie i frustrację. Miał ochotę krzyczeć, rzucać kodeksami i zabić tego, który odpowiedzialny za dbanie o bibliotekę, tak bardzo zaniedbał jeden ze swoich najważniejszych obowiązków. Chociaż niektóre księgi były tak zagrzybiałe, że ciężko było odczytać zawarte na ich łamach treści, nie miało to zbyt dużego znaczenia, bowiem piekielny skryba zdołał się zorientować, że odpowiedzi na stawiane przez niego pytania nie było w podręcznym księgozbiorze. Wyglądało więc na to, że niezbędna będzie wizyta w prawdziwej Piekielnej Bibliotece.
Miał już wstać, odstawić wózek do innych, na których zalegały pokryte warstwą szarej pierzyny tomiszcze, ale nim podniósł się z siedzenia, usłyszał czyjeś kroki. Jedne spokojne, dostojne i zdecydowane, miarowo stukające ostrymi obcasami w nieludzko rytmiczny sposób. Drugie zaś szybkie, niecierpliwie i wypełniające korytarze czytelni pełnym ekscytacji chaosem. Informator zrezygnował więc ze swojego planu, czując nieodpartą chęć zaobserwowania naturalnego zachowania dwójki intruzów. Ich ciche głosy były dowodem na to, że należeli do tej nielicznej grupy ceniących sobie tradycję i powagę skarbnicy wiedzy dzieci ciemności. Rozmowy, chociaż pozbawione barwy głosu, Anasi bez trudu zdołał rozpoznać i przyporządkować dwójce obiektów, którym przypisywał ostatnimi czasy nadmierne zainteresowanie. Król Amon i jego ludzie dziecko: Elizabeth, zjawili się w opustoszałej części zamku, by wspólnie odkrywać piękno piekielnej krainy.
Chociaż dziewczyna starała się, jak umiała najbardziej, pozostawanie w ciszy nie wychodziło jej najlepiej i choć każdy gwałtowny ruch skutkujący ostrym dźwiękiem przypłacała piskiem potęgującym dodatkowo ból uszy, nieustępliwie parła dalej, starając się kontrolować spontaniczne podrygi ogona. Król kroczył tuż za nią, wciąż z taką samą pewnością i spokojem stawiając kolejne kroki, jakby był zaledwie jej opiekunem i nie potrafił przeżywać piękna w tak samo huczny sposób. W rzeczywistości jednak jego serce napełniała radość, ilekroć nastolatka z pasją komentowała rodzaje obwolut, podział skórzanych opraw, rodzaje papieru i dziwaczną klasyfikację ksiąg na półce, której zrozumienie zajęło jej zaledwie kwadrans. Było widać, że chociaż na tematy czysto związane z literaturą nie potrafiła wypowiadać się nazbyt biegle, pod względami technicznymi znała się na księgach doskonale. Ciekawe zainteresowanie – przeszło przez myśl Anasiemu, by po chwili złapać się na tym, że na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
Wciąż jednak pozostawał w ukryciu, czekając, aż podróżujący pośród fizycznych ucieleśnień wiedzy w końcu dotrą w najciemniejszy kąt biblioteki, gdzie na niego natrafią. Jak w życiu, tak i tu lubował się w ustronnych terenach, ukrywając się i pozostając poza centrum zainteresowania. Gdy jednak ekspresyjne kroki stawały się głośniejsze, czuł dreszczyk emocji i zaczynał wyobrażać sobie zaskoczoną minę dziecka, gdy na niego natrafi. Wyciągnął podręczny notes i sporządził krótką notkę, zaznaczając, że w historii piekła zdarzył się człowiek, którego księgozbiór zafascynował bardziej niż niejednego, wydawałoby się bogatszego w wiedzę i bardziej oświeconego, członka piekielnej społeczności.
— Aa! — krzyknęła Elizabeth, by skulić się i ponownie jęknąć z bólu.
Nim zdołała się wyprostować i dokładnie przyjrzeć temu, co wzbudziło w niej tak nagłą reakcję, dołączył do niej zaalarmowany demon. Na jego twarzy wyraźnie było widać zmartwienie, kiedy jednak w półmroku dostrzegł wynurzające się z kaptura znajome rysy informatora, zaśmiał się bezgłośnie i chwycił w locie ogon dziewczyny, nim wycelował prosto w nos kronikarza.
— To Anasi, nie masz się czego bać. — Uspokoił ją Kruk, a kiedy się podniosła, objął ramieniem i uśmiechnął się do podwładnego. — Co tu robisz? — zapytał zaciekawiony.
Zaczął zerkać za postać demona, by przyjrzeć się tytułom ksiąg, jednak Anasi sprytnie zasłaniał je przed nim, robiąc to w tak naturalny sposób, że król nawet przez chwilę nie pomyślał, że mógłby ukrywać przed nim tytuły intencjonalnie.
— Przepraszam, nie spodziewałam się, że ktoś tu będzie. Sebastian mówił, że tu prawie zawsze jest pusto — przeprosiła nastolatka, a potem odsunęła się w tył, by nie przeszkadzać im w rozmowie.
— Nie szkodzi, Elizabeth, to po prostu jeden z tych rzadkich razów — odparł Anasi. — Przyszedłem coś sprawić, panie. Jak wiesz, mam wiele obowiązków. Jednak co bardziej intrygujące, co ciebie sprowadza w te strony zamku?
— Chciałem pokazać Lizz okolicę, później zabieram ją do ogrodu. Myślałem jeszcze o smoczej zagrodzie, ale dziś ją czyszczą, więc może skraj lasu arbon? Jak sądzisz, to nie będzie zbyt ekstremalne?
— Nie wiem, panie, ale wierzę w twój rozsądek.
Podczas gdy demony rozmawiały w niezwykle oficjalny sposób, który przypominał nastolatce o setkach zakłamanych ludzi, z którymi zmuszona była niegdyś współpracować, oddaliła się od rozmawiających, by jeszcze trochę pokręcić się po bibliotece. Podeszła również do stołu Anasiego. Odczytała kilka tytułów ksiąg, innych zaś nie była w stanie, ponieważ zapisane były w xerfickim, którego dziewczyna nie miała prawa znać. Wprawdzie bycie demonem otwierało jej umysł na znajomość wszystkich języków świata, jednak nieznajome litery wciąż stanowiły problem, którego nie dało się obejść inaczej, niż poprzez nauczyczenie się go. Usiadła wiec przy stole i zaczęła śledzić kolejne wiersze liter, próbując odnaleźć w nich prawidłowość. Okazało się jednak, że znaki w xerfickim nie odpowiadały tym z alfabetu łacińskiego, dlatego na razie się poddała, zapamiętując jedynie kolejność dziwacznych liter na okładkach, by później przerysować je i zapytać Sebastiana, co oznaczały.
— Lizz, Anasi przejdzie się z nami do ogrodu, nie masz nic przeciwko? — zapytał Sebastian, wychylając się nieco w tył, by dojrzeć dziewczynę pomiędzy dwoma masywnymi regałami zapomnianych ksiąg o białej magii poprzedniej Rzeczywistości.
— Myślałam, że Anasi nie wychodzi na zewnątrz. Ma taką popękaną skórę, myślałam, że to od światła… Ale jeśli chce, to chętnie — odpowiedziała dziewczyna, podbiegając do nich w nieludzko szybkim tempie. — Widziałeś! Prawie jak ty!
— Widziałem. Coraz lepiej sobie radzisz, ale pozwól, że trenować będziemy dopiero za kilka dni, gdy nauczysz się kontrolować ogon i kiedy pobudzone zmysły przestaną ci dokuczać.
— I nauczysz mnie, jak robić sobie ubrania? Prosiłam Samarela, ale mówił, że nie wie, czy będę umiała, i sam zrobił mi sukienkę.
— Samarel przebrał cię w ten sposób? — zapytał Michaelis, wpatrując się w nastolatkę z ogromną powagą, której przyczyny nie potrafiła określić.
— No tak. Chciałam konkretną sukienkę, żeby ci się podobała, więc ją dla mnie zrobił.
— Powiedz mu, że to był pierwszy i ostatni raz, gdy to zrobił. Inaczej… wyciągnę konsekwencje — zagrzmiał stanowczo Amon.
— Co on takiego zrobił? — Niczego nieświadoma Lizz za nic nie potrafiła zrozumieć wzburzenia ukochanego ani tym bardziej rozbawienia piekielnego skryby, który chichocząc pod nosem zapisywał coś w notesie. — Powiedz.
— Żeby coś stworzyć, trzeba coś zniszczyć. Nasze twory nie biorą się z powietrza, po prostu manipulujemy materią, ale musimy jakąś posiadać, by móc ją zmienić, rozumiesz? — tłumaczył spokojnie Sebastian.
Wyciągnął rękę, położył na niej pióro, które wyrwał z dłoni Anasiego i powoli zdematerializował je, by zmienić w jabłko. Przyjrzał mu się, zacisnął w dłoni, a potem podsunął nastolatce, by mogła mu się przyjrzeć i ocenić, że nie było tylko złudzeniem.
— To znaczy, że… — urwała w środku zdania, przerzucając jabłko z ręki do ręki. — Że Samarel musiał mnie rozebrać, żeby mnie ubrać, o to ci chodzi? Dlatego jesteś zły? — zapytała w końcu, a jej głos wyrażał ogrom zdziwienia względem niewspółmiernej jej zdaniem reakcji demona.
— No… Właściwie… To tak — odparł zawstydzony, momentalnie się czerwienią i uciekając wzrokiem.
Sądził, że to było dla niej oczywiste, że pragnie chronić jej czystość, zachowywać idealne ciało ukochanej jedynie dla siebie. Pod tym względem, podobnie jak inni mężczyźni, był niezwykle zachłanny i lubił mieć ściśle wyznaczone terytorium. Nie podobało mu się, że ktoś obcy widział ją nago, dotykał jej ciała – nawet jeśli tylko rozszczepioną materią i jedynie przez moment, by spełnić jej prośbę. Tylko on miał do tego prawo i nie chciał się nim dzielić z nikim innym. Powinien był powiedzieć o tym wcześniej, chyba naprawdę nie miał powodu do zazdrości – zastanawiał się w myślach.
— Nie musisz być zazdrosny. Twoje czary-mary lubię najbardziej. Nauczysz mnie tak robić? Wtedy nie musiałabym nikogo prosić, a jeśli mamy tu żyć już zawsze, chciałabym umieć robić takie rzeczy, podobno wszystkie demony to potrafią.
— Cóż… — Sebastian spojrzał pytająco na Anasiego, który wzruszył tylko ramionami, korzystając ze swej roli obiektywnego obserwatora, który nie zamierzał się wtrącać. — Mogę spróbować, chociaż nigdy tego nie robiłem. Z ogonem się udało, z tym może też… Lizz, daj sobie czas, dobrze? Nie musisz się uczyć wszystkiego na raz, mamy przed sobą całą wieczność — poprosił, wzdychając ciężko.
Pragnął spędzić noc w łóżku, leżąc obok ukochanej, oplatając ją ramionami, by zapewnić bezpieczeństwo i spokój podczas snu. Wyglądało jednak na to, że przy samozaparciu dziewczyny będzie zmuszony całą noc studiować odpowiednie księgi, by nauczyć ją jednej z podstawowych demonicznych umiejętności.
— Anasi, znajdziesz mi jakąś książkę? — poprosił, chwytając nastolatkę za rękę.
— Oczywiście, panie. Odniosę te i za chwilę dołączę. Proszę poczekać na mnie przed wejściem.
— Anasi? Mów do Sebastiana po imieniu, kiedy jesteśmy we trójkę, dobrze? — poprosiła Lizz, uśmiechając się serdecznie do informatora.
Ten skinął tylko głową, zgarnął opasłe tomiszcze na wózek i ruszył pomiędzy regały, by znaleźć poradnik dla króla i przy okazji porozkładać księgi na miejsce, by w żaden sposób Amon nie dowiedział się, co czytał, i nie połączył faktów zbyt wcześnie.
Gdy dołączył do Elizabeth i Sebastiana, stali przed drzwiami, ćwicząc synchroniczne ruchy ogonem. W porównaniu do poranka, kiedy Anasi poprosił ją, by spróbowała nim ruszyć, poczyniła spore postępy, chociaż w dalszym ciągu ogon w większości ruszał się według własnego widzimisię, a przy co bardziej zamaszystych ruchach widocznie sprawiał dziewczynie ból. Jednak nie narzekała. Ignorowała nieprzyjemne uczucie i dawała z siebie wszystko, by wykonać polecenie Kruka.
— Możemy iść — oświadczył kronikarz, wskazując dłonią kierunek.
Lizz chwyciła Sebastiana za rękę i żwawym krokiem, tym samym, który informator słyszał spomiędzy regałów, wyrwała naprzód, co chwilę ponaglając dwójkę towarzyszy. Jej ogromna niecierpliwość została nagrodzona przepięknym widokiem, kiedy tylko znaleźli się na dachu. Zachwycona wydała z siebie przeciągły jęk, a potem spojrzała pytająco na Kruka. Gdy ten skinął głową, wypuściła jego dłoń i pobiegła jedną z alejek prosto w stronę samego serca ogrodu, z wnętrza którego dostrzegała jasny błysk.
— Tylko uważaj, żebyś nie zeszła ze ścieżki, te rośliny mogą cię zabić — pouczył Michaelis.
Wraz z Anasim przeszedł kawałek w głąb roślinności i usiadł na jednej z ławek. Cały czas obserwował bacznie swoją ukochaną, w każdej chwili gotów ruszyć jej na ratunek, gdyby przypadkiem nie usłuchała jego ostrzeżenia, jednak z ulgą uznał, że Elizabeth całkowicie mu ufała i nawet nie próbowała sprawdzać, czy jedynie nie żartował. Tak wiele się zmieniło, odkąd się poznaliśmy… – pomyślał, uśmiechając się pod nosem.
Doradca przyglądał się uważnie królowi i ponownie zapisał coś w notesie. Widząc niezadowolone spojrzenie swego pana, uznał, że zrobił dość notatek, a resztę istotnych rzeczy będzie musiał zapamiętać – jak za starych, dobrych czasów.
— Piszesz moją biografię, czy co? — mruknął Michaelis, zwracając na chwilę wzrok ku kieszeni Anasiego, z której wypełzło kilka pająków, wymieniając się z tymi, które chwilę wcześniej do niej weszły.
— W rzeczy samej, panie. Jesteś pierwszym władcą, który pokochał, na dodatek ludzkie dziecko. To jedno z najważniejszych wydarzeń z piekielnej historii.
— Wolałbym jednak, żebyś nie opisywał każdej sekundy mojego życia. Nie podoba mi się ta inwigilacja. Nie będę musiał prosić dwa razy, prawda? — odparł Kruk, a jego oczy błysnęły złowrogo.
Chociaż w rzeczywistości nie był w stanie zagrozić Anasiemu, niepisana umowa pomiędzy nim i innymi władcami sprawiała, że pozostawał uległy. Przyjął więc groźbę do wiadomości, a rozbawienie, które wywołała, z uprzejmości zostawił dla siebie.


5 komentarzy:

  1. Hej:)
    Może tego nie widać do komentarzach ,ale uwielbiam twoja serię czarnej róży masz ciekawy stylistke pisania.Twoje opowiadania czytam z zapartym tchem:)
    .Zawsze sprawdzam w sobotę rano czy na blogu jest twoje nowe opowiadanie. Fajnie ze lizzy i Sebastianowi zaczęło się układac kibicuje im:)
    A jak nie masz pomyslu na opowiadanie to mam na myśli jedno takie anime Inu in boku SS polubiłam te anime,i zrobiło mi się smutno jak się dowiedzialam że nie będzie kontynuacji tej seri,wiec fajnie by było jak byś to jakoś przelała w formie opowiadania na bloga.
    No cóż ale już cię nie zamęczam :D sama poztanowisz o czym napiszesz następne opwowiadanie:)
    Pozdrawiam gorąco:D
    Choi hyu Sun

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :)
      Cieszę się, że Ci się podoba, włożyłam sporo serca w to opowiadanie. Co do następnego: planuję zostać w fandomie Kuroshitsuji. Inu x Boku jakoś mnie nie porwało. Było spoko, ale ten jej agent miał do siebie za mało szacunku i nieco mnie to bolało. NO a kontynuacji nie ma, bo autorka (swoją drogą dobra znajoma Toboso-sensie) umarła :(.

      Usuń
  2. Monika Lisicka17 czerwca 2017 14:57

    Nwm czemu, ale nie potrafię się powstrzymać od śmiechu. Lizz wywołuje uśmiech za każdym razem a zachowanie Sebastiana na wiadomość o " wybryku " Samarela było dość... w sumie to zrozumiałe ale jednak...

    A ja wiem gdzie może być dusza Lizz ^^ Nie bez powodu była wzmianka o tych wyspach gdzie demony odnajdują zbłąkane dusze. Wystarczy dodać dwa fakty do siebie i wychodzi wynik. Myślę, że dusza naszej młodej demonicy jest na jednej z takich wysp.

    Czekam na nexta ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że ktoś czasem jeszcze myśli, jak czyta to moje opko xD. Ostatnio po komentarzach zaczynałam się zastanawiać, czy w ogóle jest sens dalej pisać, skoro ludzie nie widzą tego, co oczywiste TT_TT. NO ale trzeba dopisać do końca, nie ma rady :P.
      No a Lizz odkrywa w sobie te tłumione pokłady dziecinności, na którego nie mogła i nie umiała sobie dotąd pozwolić. Teraz czuje się wolna, bezpieczna i ma przed sobą przyszłość, więc korzysta :P.
      Dzięki za komcia i do zobaczenia za tydzień!

      Usuń
  3. Jestem znowu!! I jak w poprzedniej części się wypowiedziałam, tak tutaj mam tylko jedno do powiedzenia: Weny, zdrówka, czasu i do nexta!! :)

    OdpowiedzUsuń

.