piątek, 9 czerwca 2017

Tom V, XVIII

W środę byłam w Escape Roomie, gdzie trzeba było dobrze znać rzymskie liczby, żeby rozwiązać jedną z zagadek. Na szczęście Nami lubi w rzymskie litery i dzięki Róży czuje się w tym swobodnie, toteż nam się udało :P. Nie będę mówić, gdzie to było, bo wtedy psułabym zabawę innym, ale polecam takie miejsca, doskonała rozrywka i szansa, żeby trochę ruszyć głową! :D
A poza tym w środę miałam ostatnie zajęcia na studiach w życiu. Były straszne. Wycieczka na drugi koniec miasta i powrót do domu po 21, naprawdę miło. No ale dzień się skończył i w zasadzie dalej to do mnie nie dotarło. Nigdy więcej nauki, denerwowania się egzaminami, liczenia nieobecności i całej masy abstrakcyjnych problemów. Ale praca pewnie nie będzie lepsza :P.
No to dziś mi wyszła taka nieco autobiograficzna przedmowa, więc na koniec pytanie do Was:

Róża, jak wiecie, dobiega końca. O czym byście chcieli przeczytać kolejne opowiadanie mojego autorstwa? Czekam na propozycje :).

===========================

Opuścił salę obraz w doskonałym nastroju i bezzwłocznie skierował się do apartamentu. Kiedy chwycił klamkę, poczuł niepokój, ale zignorował go, tłumacząc sobie, że to zwyczajny stres. Kiedy jednak wszedł do sypialni, przekonał się, że nie miał racji. Elizabeth siedziała zwinięta na krześle, trzęsąc się lekko i łkając pod nosem. Podszedł do niej powoli i zdenerwowany zapytał najciszej, jak tylko w owej sytuacji był w stanie, o jej samopoczucie. Nie odpowiedziała.
— Elizabeth? — powtórzył, martwiąc się coraz bardziej, a w głowie już układał kolejność wymyślnych tortur, którymi zamierzał pokazać Samarelowi, jak kończy się doprowadzanie jego wybranki do łez.
— Nic mi nie jest… — mruknęła w końcu, powolnie podnosząc głowę. — Po prostu mi smutno — przyznała zawstydzona.
Demon ujął jej twarz w delikatnym uścisku i otarł spływające po policzkach łzy. Przekrwione oczy dziewczyny świadczyły o tym, że płakała już dłuższy czas. Serce Sebastiana zabiło boleśnie, a oddech przyspieszył nieznacznie, odkrywając przed dziewczyną zdenerwowanie, które nieudolnie starał się ukryć.
— Nie martw się. Po prostu przeżywam zmiany. Płacz jest dobry, pozwala wrócić do równowagi emocjonalnej — odpowiedziała, wciąż nie wykazując ani odrobiny entuzjazmu.
— Czy Samarel powiedział ci coś przykrego? Mam go ukarać?
— Nie, Samarel był miły. To ja… Po prostu tęsknię za Tomoko i… no i tutaj nie ma nic, co mogłabym nazwać swoim. Wszystko jest nowe i inne i wszyscy patrzą na mnie jak na wyrzutka. I prosiłam, żebyś wrócił, ale kontrakt już nie działa, a ty pracowałeś. Nie przyzwyczaiłam się, nie miałam, jak sobie z tym poradzić — wyrzuciła z siebie niemal na jednym oddechu, z trudem panując nad drżeniem spuchniętych warg.
— Dlatego chcę pokazać ci dziś jedno miejsce. Sądzę, że ono może ci pomóc. Enepsignos zawsze tam przychodziła, kiedy potrzebowała się wyciszyć i uspokoić. Myślę, że tobie też pomoże.
— Chcesz, żebym zmieniła się w twoją zmarłą żonę? — zapytała niechętnie Elizabeth.
Głęboko ukryta zazdrość ujrzała światło dzienne i chociaż na co dzień Lizz nie zachowywała się w ten sposób, bo demon nie dawał jej ku temu powodów, była już w tak rozchwianym emocjonalnie stanie, że mówiła wszystko, co pomyślała, zanim zastanowiła się, czy to w ogóle miało sens. Na szczęście Amon był wyrozumiały i cierpliwie wysłuchał tego, co nastolatka miała do powiedzenia, a potem przytulił ją i zapewnił, że ona zawsze była dla niego najważniejsza i nigdy niczego by w niej nie zmienił.
— Nie denerwuj się. Pomogę ci się przebrać i się przejdziemy, co ty na to? — zapytał, pomagając dziewczynie się podnieść.
Kiedy zdejmował z niej nieświeże ubranie, zauważył, że jej ogon znacznie urósł. Zaniepokojony wprawnym okiem zmierzył jego długość, po czym odetchnął z ulgą, ciesząc się, że nie był zbyt długi. Jednak jego nagły przyrost dalej wydawał mu się co najmniej niecodzienny.
— Lizz… — zaczął, czując się nad wyraz nieswojo, zwracając się do niej w taki sposób; przez całe lata zwykł nazywać ją panienką, ewentualnie Elizabeth i sporadycznie, dosłownie kilkukrotnie Lizzy, zaś Lizz zarezerwowana była dla pozostałych służących.
— Tak, kochanie? — zapytała, uśmiechając się na dźwięk swojego imienia; w dalszym ciągu gdy je wypowiadał w dowolnej formie, jej serce przyspieszało i robiło jej się przyjemnie ciepło.
— Próbowałaś ruszać ogonem?
— Próbowałam. Anasi prosił, żebym sprawdziła, czy mogę. Wydawał nie zdenerwowany, że tak nagle urósł i miałam wrażenie, że coś jest nie tak, bo nie mogłam nim odpowiednio władać. Boję się trochę… — przyznała zmartwiona nastolatka.
Popatrzyła na Sebastiana szeroko otwartymi oczami, a rozszerzone źrenice świadczyły zarówno o przyjemności, jaką czerpała, widząc go, jak i o zdenerwowaniu, które towarzyszyło jej na myśl o ogonie. Wszyscy wokół za bardzo się nim przejmowali. Nie umiała pozostać beztroska, by z typowo dziecięcą ignorancją nie zważać na problem. Zbyt wiele przeszła i za dużo potrafiła ujrzeć na twarzach innych, by móc to bagatelizować.
— Jestem pewien, że wszystko jest w porządku. Gdyby działo się coś złego, Anasi, Forkas albo Araksjel daliby mi znać. W końcu jestem królem, prawda? — Pocieszał ją Sebastian.
Pogłaskał delikatnie ogon, który wzdrygnął się nieznacznie pod jego palcami. Dobry znak – pomyślał, uśmiechając się pod nosem. Kontrolowanie ogona było dla demonów czymś zupełnie naturalnym, ale dla człowieka, który pierwszy raz miał z nim do czynienia dopiero po kilkunastu latach życia, mogło stanowić to problem. Nie spodziewał się, że kiedy wypustka osiągnie odpowiednią długość, nagle stanie się równie użyteczna co ręce dziewczyny, zresztą był pewien, że nikt na to nie liczył. Wszyscy zwyczajnie obawiali się tego, co mogło się stać z dziewczyną i co mogłaby zrobić. Głęboko zakorzeniony w demonach lęk był całkowicie wytłumaczalny i pewnie to jego dostrzegła Elizabeth na twarzy informatora. Bądź co bądź on też był tylko demonem, daleko mu było to doskonałości.
— Spróbuj nim poruszyć. Obojętnie jak, nie rób niczego konkretnego, po prostu się nim baw. Ruszaj do rytmu jakiejś melodii, to bez znaczenia. I nie denerwuj się, jeśli nie poruszy się tak, jak chciałaś. To zupełnie nowa kończyna, musi minąć trochę czasu, zanim się przyzwyczaisz — wytłumaczył spokojnie demon.
Na szczęście niejednego już w swoim życiu uczył, a samą Elizabeth znał od dziecka i dobrze wiedział, jak powinien się zachowywać, by czuła się pewnie. Potrzebowała jedynie wsparcia, kogoś, kto nie będzie się martwił, by nie mogła dostrzec żadnych niepokojących oznak. Zbyt dobrze potrafiła odczytywać takie sygnały i chociaż zazwyczaj działało to na jej korzyść, w niektórych sytuacjach przysparzało niepotrzebnych zmartwień.
Dokładnie przyjrzawszy się wyrazowi twarzy demona, nastolatka pokiwała twierdząco głową, a potem chwyciła Sebastiana za rękę i nieśmiało zaczęła ruszać ogonem. Sądząc po wyrazie jej twarzy, nie poruszał się tak, jakby tego chciała, ale najważniejsze było to, że wykonywanie gestów nową kończyną nie sprawiało jej bólu. Same ruchy również były płynne i naturalne, wyglądało więc na to, że potrzebowała jedynie odrobiny praktyki.
— Doskonale. Ruszasz nim, wszystko jest w porządku. Teraz możesz spróbować poruszać do rytmu. Włączę muzykę. I nie martw się, jeśli kierunek ruchów nie będzie odpowiedni, teraz chodzi tylko o rytmikę, dobrze? — zapytał Sebastian.
Wstał, włączył muzykę i wrócił do ukochanej. Początkowo nie potrafiła nadążyć są wartkim tempem muzyki, lecz kiedy Amon dołączył swój ogon i tuż obok tego Lizz zaczął podrygiwać w tym muzyki, dziewczyna ośmieliła się i po kilku minutach prób udało jej się wprawiać ogon w odpowiadające melodii, przypadkowe ruchy.
— Ruszam nim, widzisz? Ruszam do rytmu! Jesteś wspaniałym nauczycielem! — zachwycała się, czerpiąc ogromną satysfakcję z czegoś tak prostego w mniemaniu Sebastiana, że zwyczajnie zaczął się śmiać.
Dziewczyna zaczerwieniła się zawstydzona, ale nie przerwała ćwiczeń. Muzyka wprawiała ją w dobry nastrój, a mały sukces dodatkowo zapewniał, że wszystko było w porządku. Smutki i zmartwienia powoli odchodziły w niepamięć i zanim się obejrzeli, oboje z demonem tańczyli po całej sypialni, śmiejąc się beztrosko dokładnie w taki sposób, o jakim zawsze marzyli. Kiedy melodia ucichła, postanowili ruszyć na dalszą część wycieczki. Biblioteka zamkowa, ogród i smocze zagrody nie mogły czekać wiecznie.
~*~
Grell patrzył zszokowany na Rafaela, nie mogąc uwierzyć w opowieść, której właśnie wysłuchał. Wydawało mu się, że archanioł opowiada jaką fantastyczną historię rodem z umysłów chorych psychicznie ludzi, jednak to zupełnie do niego nie pasowało. Poza tym był zupełnie poważny, choć czasem uśmiechał się, wspominając co zabawniejsze i bardziej żenujące momenty dawnych dziejów.
— Od tamtego czasu często tu przychodziliśmy. I może cię to zdziwi, mnie zdziwiło bardzo, ale to był ostatni raz, kiedy Amon stracił nad sobą kontrolę. Od tego czasu nauczył się być odpowiedzialny. Wszyscy kiedyś dorastają… — podsumował Rafael i objąwszy Grella, przyciągnął go do siebie i pocałował.
Czerwonowłosy miał zupełny mętlik w głowie. Z jednej strony koniecznie chciał zapytać o całe mnóstwo szczegółów, które archanioł pominął w swojej opowieści, jednak z drugiej, przyjemność płynąca z pocałunku była zbyt duża i ekscytująca, by chciał ją stracić. Poza tym dalej nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak on zwrócił na niego uwagę. Po wszystkim, co przeszedł, był nawet skłonny założyć, że to tylko nowy sposób Sebastiana, żeby z niego zakpić i zmusić, by dał sobie z nim spokój.
— Rafciu, czekaj! — krzyknął w końcu, odsuwając się od towarzysza. — Chcesz powiedzieć, że skradzione dusze znajdują się w tych… jak im tam, w tych kieszeniach?
— Kieszonkowych wymiarach — poprawił go Rafael.
— Mniejsza o to, to niesamowite! Wiesz, co będzie, gdy powiem o tym Willowi? Obstawimy wszystkie takie miejsca! Odsetek skradzionych dusz spadnie, a ja dostanę awans i własny gabinet! Jesteś wielki, Rafciu! — cieszył się rudzielec, jak zwykle okazale gestykulując i niemal uderzając bruneta w twarz.
— Nie możesz nikomu powiedzieć. — Zagrzmiał zdecydowany, groźny niemal, głos archanioła. — Amon powiedział mi o tym w zaufaniu, tak samo, jak ja tobie. Jeśli wydasz ich sekret, zachwiejesz odwieczną równowagę. Kradzież dusz jest zła, ale tak samo, jak zwierzęta zabijają się nawzajem, tak demony kradną dusze, a wy – shinigami – próbujecie ich powstrzymać. Gdyby jedna ze stron zyskała zbyt dużą przewagę…
— A czy nie do tego miało prowadzić przejęcie piekła przez twojego brata? — zdziwił się Sutcliff.
— Tak, dokładnie tak miało być. Ale moi bracia nie zważają na równowagę. Pragną władzy i liczą na to, że dzięki ich zwycięstwu przy następnej Rzeczywistości demony zostaną zniszczone przez boga.
— A ty nie chcesz się ich pozbyć? Sebuś aż tak zakręcił ci w głowie?
— Nie w tym rzecz. Świat jest taki, jaki jest, nie bez powodu. Ktoś kiedyś stworzył go właśnie tak. Ktoś potężniejszy niż wszystko, co znane. Nie sądzę, byśmy powinni to zmieniać.
— To dlaczego walczyłeś po stronie braci? — dociekał bóg śmierci, wtulając się w ramię Rafela.
Mógłby słuchać godzinami, gdy mówił tym swoim poważnym głosem, przez większość czasu zachowując kamienny wyraz twarzy, jakby odrobina zabawy mogła przynieść jakieś wielkie nieszczęście. Uwielbiał to w nim tak samo, jak w Sebastianie i Willu, jednak w przeciwieństwie do nich, Rafael uwielbiał też coś w nim.
— Nie chcę sprzeciwiać się Gabrielowi. Nie widzę powodu. Nie jestem fanem zmian i tego nie popieram, ale jestem wierny swoim, więc jeśli dowódca wyda rozkaz, wykonam go — odparł niechętnie brunet.
Grell wyczuł, że rozmowa zaczęła schodzić na zły tor, dlatego podniósł się lekko i wpił się w usta Rafaela. Tym razem jednak nie zamierzał poprzestać tylko na tym. Chciał odwrócić uwagę towarzysza od niewygodnego tematu i przy okazji sam pragnął zaznać szczęścia. Archanioł bez trudu odczytał jego intencje, a kiedy żniwiarz tęsknie domagał się kolejnych pocałunków, zaśmiał się pod nosem i posadził go sobie na kolanach, planując w pełni sprostać oczekiwaniom rudzielca i spełnić wszystkie jego pragnienia.
Lubił go. Na mówienie o głębszym uczuciu było wprawdzie zbyt wcześnie, jednak zdecydowanie mógł stwierdzić, że Grell działał na niego w pozytywny sposób. Nie należał do osób, które potrzebowałyby zapewnień, by zwyczajnie się zabawić. Czekał ze względu na boga śmierci, który wydawał mu się pod tym względem nieco bardziej staroświecki, jednak zaskoczył go ponownie, przejmując inicjatywę. Tak rozpoczął się pierwszy prawdziwy związek Sutcliffa oparty na wzajemnym szacunku, stale budowanym zaufaniu i przede wszystkim cieple, którego od zawsze brakowało młodemu bogu śmierci.
Odkąd zjawili się na wyspie demonów po raz pierwszy, stała się ona ich stałym miejscem spotkań, do którego chętnie wracali, by w spokoju i pewności, że nikt niepożądanych ich nie odnajdzie, oddawali się przyjemności płynącej ze wspólnych aktywności, zarówno fizycznych jak i umysłowych. Długie rozmowy na temat spraw bieżących, opowieści z przeszłości, sprawozdania z codziennego życia poprzeplatane gorącymi pieszczotami i leniwym wpatrywaniem się w niebo stanowiły spełnienie marzeń rudego mężczyzny, zaś dla Rafaela powoli stawały się czymś niezwykle ważnym, niemal na równi istotnym co dawna znajomość z Krukiem, która przez wzgląd na różnice rasowe prędzej czy później musiała się rozluźnić, pozostawiając po sobie jedynie zdawkowe przywitania i tysiące wspomnień.
~*~
— Dowiedzieliście się czegoś?! — Anasi wparował jak burza do jednego z laboratoriów w podziemiach piekielnego zamku, gdzie Forkas i Araksjel zajmowali się eksperymentami.
Od kilku dni próbowali pozyskać urządzenie, które bogowie śmierci wykorzystywali do odszukiwania demonów na podstawie ich więzi z ludźmi. Kiedy w końcu udało im się takową maszynę znaleźć, musieli ją naprawić, a kiedy i na tej płaszczyźnie odnieśli sukces, rozpoczęła się najtrudniejsza część ich zadania – mozolne testy i próby przerobienia nieznanej technologii na własny użytek. Nie trudno było się domyślić, że praca jedynie we dwie osoby mogła być frustrująca, jednak lekarze – a raczej naukowcy, gdyż specjalizowali się w wielu różnych dziedzinach (zresztą jak wszyscy uczeni w piekle) – znali powagę sytuacji i doskonale wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na dodatkowe utrudnienia.
Kiedy piekielny skryba zjawił się w laboratorium, byli właśnie w trakcie jednego z testów mającego na celu sprawdzenie, czy najnowsze zmiany w systemie maszyny pozwalają na lokalizowanie istot innych niż demony. Symulacja przeprowadzana w odseparowanej przestrzeni miała za zadanie zminimalizować ingerencję środowiska zewnętrznego, by dać możliwie najbardziej miarodajny wynik.
— Jesteś w samą porę, testujemy pierwsze zmiany — poinformował go entuzjastycznie Araksjel.
Machnął na informatora ogonem, a kiedy ten dołączył do niego przy konsoli do testów, naukowiec przesunął wajchę, która wysłała sygnał wprost do urządzenia. Niewielka sferyczna kupka elektroniki o niezwykle skomplikowanej technologii zabrzęczała kilkukrotnie, obróciła się wokół siebie, by po chwili unieść się w powietrzu i zacząć wydawać z siebie tonalne sygnały, za pomocą których przekazywała informacje.
— Co to mówi? — zapytał doradca, zerkając na wykres piknięć drukowany na bieżąco przez jedną z maszyn znajdujących się po prawicy Araksjela.
Uczony spojrzał na Forkasa, który podszedł do maszyny, chwycił wydruk i przez chwilę dumał nad nim, po czym chwycił pióro i nakreślił na kartce kilka linii i znaków. Potem przyjrzał im się równie dokładnie co pierwszemu arkuszowi, zerknął do wnętrza odizolowanej szybą przestrzeni, a potem przeniósł wzrok na informatora.
— To mówi, że obiekt, którego miało szukać, znajduje się w Japonii — oświadczył śmiertelnie poważnie.
Przez moment Anasi żył jeszcze nadzieją, że obiekt rzeczywiście znalazł się w wskazanym miejscu, jednak miny lekarzy szybko pozbawiły go złudzeń.
— Może to dlatego, że jest w piekle? Skoro to urządzenie bogów śmierci do szukania demonów w ludzkim świecie, być może działa tylko tam. Pracujcie dalej i nikomu ani słowa — stwierdził niezadowolony doradca.
Wyciągnął swój podręczny notes, sporządził krótką notatkę, a potem wypuścił z ręka kilka pająków, którym kazał pilnować postępów w badaniach. Sam natomiast udał się z powrotem na zamek, by przeczesać zasoby piekielnej biblioteki z nadzieją na odnalezienie jakiegoś pomocnego źródła. Czasu było coraz mniej i miał świadomość, że w końcu będzie musiał przekazać informacje Amonowi. Nie mógł ich trzymać dla siebie. Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw, a wtedy straciłby nie tylko zaufanie króla, ale przede wszystkim swoją opinię w środowisku, a cała jego spuścizna obiektywnych informacji poszłaby na marne.


6 komentarzy:

  1. Coraz ciekawiej sie dzieje..A im ciekawiej tym pewniej zbliza się do finału..Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Monika Lisicka10 czerwca 2017 14:57

    Wow... chwila moment. Co tu się dzieje ? Początek jest jasny i przejrzysty, złość i zazdrość Lizzy na wspomnienie o Enepignos urocze ale później zaczyna się pomieszane z poplątaniem. Jaka maszyna, czego ma szukać, czemu wskazuje Japonię ? Czy oni mówią o Lizzy ? I co takiego prędziej czy później Anasi musi powiedzieć Sebastianowi ? Same tajemnice

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz zacząć uważniej czytać, bo tu nie ma żadnej tajemnicy.
      Anasi dowiedział się przecież, że Lizz może umrzeć i to tego nie chce powiedzieć Sebie. To małe elektroniczne coś, to technologia bogów śmierci, zresztą nawet w tekście jest napisane, że może pokazuje Japonię, bo w piekle nie działa, jak należy. Skupiaj się trochę, jak czytasz... TT_TT. Także tajemnic tu zero. A Lizz zazdrosna - fakt, trochę musi czasem xD.

      Usuń
  3. Emmm trochę mnie nie było! Przepraszam! Wychowawczyni znowu mnie "poprosiła" o prowadzenie lekcjii z młodszymi uczniami. A na moje pytanie o czym ma być lekcja odpowiedziała:
    - Wymyśl coś!
    Ale już przeczytałam ten rozdział-biorę się za następny;)

    OdpowiedzUsuń

.