sobota, 22 lipca 2017

Tom V, XXIII

No to wracamy po przerwie! Mam nadzieję, że rozdział będzie miał się lepiej niż ten Dziwaka, bo tam wyświetlenia ledwie przekroczyły 150 :O. No ale cóż, uroki wakacji, nie?
Przez te dwa tygodnie praktycznie nic nie napisałam... Mam zapasu Róży na dwa rozdziały, to jest straszne, no ale nie poradzę. Najwyżej pod koniec zrezygnuję z regularności, ale miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Lato zawsze źle na mnie działa, tęsknię za zimą :(.
No, ale nic, jest jak jest! Damy radę, nie?^^

Miłego! :*

===========================

Jego zdaniem powinna spać co najmniej osiem godzin, wciąż przyzwyczajała się do nowego stanu rzeczy. Była demonem, jej ciało i umysł się zmieniły, ale świadomość i przyzwyczajenia z poprzedniego życia zostawały. Mimo że w rzeczywistości nie potrzebowała snu, czuła inaczej i póki naturalnie się od tego nie odzwyczai, nie było sensu wymuszać zmian. Była bezpieczna, a Amon zamierzał stanąć na wysokości zadania, by zapewnić jej możliwie najlepsze warunki do rozwoju i przyzwyczajania się do nowego życia. Dobry start to podstawa dobrej przyszłości. Jej dobry start już raz został zniszczony, tym razem miało być inaczej.
— To ja teraz wstanę i zaraz ci napiszę te literki, dobrze? Tylko one są strasznie niewygodne do pisania, zupełnie inne niż wszystkie, które dotąd widziałam.
— Domyślam się. Pisanie w xerfickim w oryginalnym alfabecie to zmora wszystkich młodych arystokratów. Ale ty wiesz, jak to jest, prawda? Niektórych rzeczy nie można ominąć. Tego też się nauczysz, zawsze sprawiasz, że jestem z ciebie dumny.
— Dziękuję! Jesteś taki kochany! Kto by pomyślał, że w ogóle potrafisz. Byłam pewna, że napędza cię tylko złośliwość.
— Widzisz, życie potrafi zaskoczyć — odparł, rezygnując z odwdzięczania się uszczypliwą uwagą.
Zamiast tego podniósł się z łóżka, sięgnął po kartkę z alfabetem i drugą czystą, by dziewczyna mogła przepisać mu to, co zobaczyła na grzbietach książek przy stoliku Anasiego. Podał dziewczynie niezbędne akcesoria, a ona przez chwilę mruczała coś pod nosem, najprawdopodobniej odtwarzając w wyobraźni zobaczone wcześniej obrazy, i po chwili zaczęła kreślić koślawe, niezgrabne litery, które składały się w kolejne słowa niosące ze sobą niezwykle niepokojący przekaz.
Kiedy Lizz skończyła, wręczyła Sebastianowi kartkę, sama nie rozumiejąc, co właściwie napisała.
— Wybacz, chyba coś pokręciłam, bo to mi zupełnie nic nie mówi… — mruknęła, widząc jego nietęgą minę.
— Nie, nie, skądże. Napisałaś wszystko dobrze. Po prostu tytuły zapisano w innym języku. Sprytny starzec, nie wpadłbym na to — odpowiedział Michaelis, gorączkowo wiodąc wzrokiem tam i z powrotem po kilku linijkach tekstu.
— To w piekle też jest wiele języków? Myślałam, że macie tylko ten jeden, którym po prostu mówię, chociaż nie zdaję sobie z tego sprawy…
— W teorii mamy jeden język. Ale tak samo, jak w ludzkim świecie istnieje gwara i inne odłamy danego języka, tak i w piekle. W tym wypadku do zapisania tytułu użyto po prostu bardzo wczesnej wersji. Czegoś jak wasz staroangielski, tylko jeszcze bardziej odmiennego od obecnej wersji. Na szczęście się tego uczyłem, jak wszyscy z królewskiej rodziny. Dziękuję, to mi bardzo pomoże — wyjaśnił i odłożywszy zapiski na stół, przytulił się do dziewczyny i pocałował ją w czoło.
— Nie rozumiem, czemu aż tak interesuje cię, co on czyta. Czy to ma jakiś związek ze mną?
— Nie musisz się tym przejmować, kochanie. Po prostu lubię mieć go na oku.
Nastolatka odsunęła się od demona, gwałtownie go od siebie odpychając. Spojrzała głęboko w jego oczy, dokładnie przyjrzała się twarzy, gestom i sylwetce, a potem skrzywiła się z odrazą i odsunęła się jeszcze dalej.
— Próbujesz mnie okłamać, Sebastianie?
— Nie próbuję. Nie mam pojęcia, po co to czyta ani co planuje. Dlatego nie zamierzam niepotrzebnie cię niepokoić. Gdy dowiem się, o co tak naprawdę chodzi, wyjaśnię ci sytuację. Dobrze? — odpowiedział spokojnie, starając się ukryć wszelkie emocje, by tylko nie domyśliła się, że czytane przez Anasiego książki zdecydowanie miały z nią jakiś związek.
Nie wiedział jednak jaki. Nie potrafił ocenić, czy działo się z nią coś złego, czy groziło jej niebezpieczeństwo i jaki interes miał informator w tym, by ukrywać prawdę przed królem, któremu przysięgał wierność. Nigdy dotąd nie zachowywał się w taki sposób wobec nikogo, komu podlegał, dlatego też Anom zwyczajnie spanikował.
— No dobrze. Ale jak tylko się dowiesz, to mi powiedz. Nie chcę żyć w niewiedzy tylko dlatego, że próbujesz mnie bronić, to się nie sprawdza. Poza tym zawsze mogłabym pomóc. Jestem słabym demonem, ale demonem, nie człowiekiem. A ty dalej patrzysz na mnie jak na człowieka, twoi poddani nazywają mnie ludzkim dzieckiem albo obiadem króla. Rozumiem, że dla nich to normlane, ale ty powinieneś być ponad to, nieprawdaż? — powiedziała, zadziornie patrząc demonowi w oczy.
— Racja. Dziękuję, że mi to uprzytomniłaś. Pewnie minie jeszcze sporo czasu, zanim zacznę traktować cię jak demona, ale chyba mi się nie dziwisz?
— Nie dziwię, ale wymagam czegoś więcej. Poza tym… Czemu oni wszyscy sugerują, że… No… — jąkała się, czując nagły napływ wstydu na myśl o tym, o czym chciała powiedzieć.
Wiedziała jednak, że jeśli przemilczy intrygujący ją temat, nie wyniknie z tego nic dobrego, a nawet odwrotnie – mogło to poskutkować wieloma nieprzyjemnościami.
— Słucham, kochanie?
— Już kilka razy słyszałam sugestię, że my, ty i ja, że… No że jestem twoją narzeczoną! — wyrzuciła z siebie w końcu, a potem cała zaczerwieniona ukryła twarz w dłoniach. — Ja wiem, że mi się nie oświadczyłeś. Nawet mi na tym nie zależy. Znaczy pewnie zależy, ale w tej chwili nie o to chodzi. Po prostu nie rozumiem.
— Wiesz… — zaczął ciepłym tonem, ze wszystkich sił starając się nie roześmiać. — Straciłem żonę. Pochowałem ją niedawno. Dla was, ludzi, coś takiego oznacza wycofanie się z życia towarzyskiego na długi czas, jeśli nie na zawsze. Dla demonów to po prostu kolejny etap. Jedną zamieniamy na drugą, bo król powinien mieć swoją królową, to wzmacnia pozycję władcy. Założyli więc, że skoro zabrałem cię tutaj, nie pożarłem i traktuję jak swoją królową, to nią zostaniesz. Ale to bardzo odpowiedzialna funkcja — wyjaśnił, a Elizabeth patrzyła na niego przejęta, nie wiedząc, która część wypowiedzi bardziej ją dziwiła. — Ale nie musisz się martwić, nie będę cię tym obarczał. Dam ci czas i przestrzeń, żebyś mogła spokojnie się rozwijać i dostosować do nowej sytuacji.
— Ale może ja chcę zostać twoją żoną, co?          ! — krzyknęła urażona nastolatka.
Odsunęła się od niego i skrzywiła, lecz Michaelis nie przejął się zbytnio wybuchową reakcją dziewczyny. Znacznie bardziej zachwyciło go, że po raz kolejny zmysły nie zareagowały na jej krzyk, to oznaczało, że zaczynała się przyzwyczajać – szybko, jak przystało na hrabinę rodu Roseblack.
— Chciałabyś być moją żoną? Korci cię, żeby zasmakować władzy z tytułu królowej piekła?
— Nie! Nie obchodzi mnie władza i inne dobra. Po prostu cię kocham, no i… Jeśli oni uważają, że tak powinno być, to ja nie mam nic przeciwko. I tak spędzimy razem wieczność, jak długo by ona nie trwała. Więc… Chyba nie tak powinny wyglądać oświadczyny.
Nastolatka momentalnie osowiała. Spuściła głowę i wtuliła się w poduszkę, czując się zwyczajnie głupio z tym wszystkim, co właśnie powiedziała. Została wychowana na zupełnie innych zasadach. To mężczyzna powinien się oświadczyć, zdobywając wcześniej błogosławieństwo ojca  narzeczonej. Jej ojciec wprawdzie nie żył, a najbliżej do niego było Jamesowi, który nigdy by się nie zgodził, zresztą i tak nie mogła się z nim zobaczyć, ale gdyby chociaż to Sebastian wyszedł z propozycją jako pierwszy, miałoby to sens. Tymczasem jednak przejęła męską rolę, na dodatek niemal oświadczając się w tak prostacki sposób, że w jej biografii miał odznaczać się ogromną skazą.
— Zapomnij o tym. Jestem zmęczona, to wszystko. Muszę się wyspać… — mruknęła po chwili i zakopała się w pościeli, ignorując pytania i poszturchiwania Michaelisa.
Amon uznał, że w takim razie lepiej zostawić dziewczynę w spokoju. Temat wyraźnie wzbudzał w niej wiele emocji, z którymi nie umiała sobie jeszcze poradzić. Wiedział, że będzie lepiej, jeśli najpierw na spokojnie sama się z tym rozprawi, a dopiero potem wrócą do rozmowy.
A co on sam myślał o małżeństwie z Lizz? Ciężko było mu powiedzieć. Nigdy nawet nie brał takiej możliwości pod uwagę, nie potrafił sobie tego wyobrazić – szczególnie w piekle, gdzie wraz z tytułem otrzymywało się również szereg nowych obowiązków, z którymi nastolatka mogłaby sobie nie poradzić na tak wczesnym etapie. Jeśli ślub, to najprędzej za kilka ludzkich lat, chociaż zaręczyć mogliby się wcześniej… Kochał ją – tego jednego był pewien. Lecz czy sama miłość i kobiecy wyraz ogromnego pragnienia tłumionego wstydem były wystarczającymi pobudkami, by prosić ją o rękę?
Elizabeth zasnęła stosunkowo szybko, a Sebastian w tym czasie usiadł z księgą, którą znalazł dla niego Anasi, by dokształcić się w kwestii manipulowania materią. Dla niego było to tak oczywiste i naturalne, że nie był nawet pewien, w jaki sposób powinien zabrać się za tłumaczenie dziewczynie, jak to zrobić. Nie wiedział nawet, czy będzie w stanie to zrobić, w końcu była pierwszym takim przypadkiem w historii, nie było do niej podręczników. Dlatego z każdą kolejną stronicą zapisaną oczywistościami Amon coraz bardziej przekonywał się, że w zachowaniu Anasiego nie było nic dziwnego. Gdyby nie chodziło o niego, pewnie sam z niezdrową ciekawością śledziłby losy pierwszego człowieka, który stał się demonem i nie skąpiłby sobie zapisków, niczym naukowiec obserwujący obiekt badawczy.
Godziny upływały spokojnie. Nastolatka spała, oddychając spokojnie i nieprzerwanie. Regenerowała siły i tylko jej ogon, reagując na senne marzenia, podrygiwał co jakiś czas, obijając się o nogi zaczytanego demona. W księdze nie znalazł zbyt wiele wskazówek. Zakładkami zaznaczył jedynie strony, na których znajdowały się konkretne opisy samej istoty manipulacji oraz kilka technik tworzenia podstawowych przedmiotów kok po kroku. Nigdzie jednak nie znalazł nawet wzmianki o obudzeniu w sobie tej niezwykłej z ludzkiego punktu widzenia umiejętności. Nie spodziewał się właściwie, że coś takiego znajdzie, w końcu to tak, jakby miał tłumaczyć komuś, jak się oddycha. Po prostu się to robi, ciało doskonale wiedziało samo, jak się za to zabrać, nie potrzebowało przygotowań, nauk i treningów.
Naprawdę chciał sprawić, by jej życzenie się spełniło, pomóc jej się usamodzielnić, by czuła się pewniej w nowym miejscu i powoli odnajdywała się w tej zupełnie odmiennej rzeczywistości. Miał nadzieję, że z czasem moc zjawi się sama, a wtedy teoria, którą zamierzał jej wyłożyć, pomoże w szybszym opanowaniu umiejętności. W przeciwnym wypadku będzie musiała obejść się bez tego, zrezygnować i nauczyć się funkcjonowania w świecie, gdzie wszyscy to potrafili, jako jedyna, która nie była w stanie tego osiągnąć. Wiedział, że prawdopodobnie będzie to dla niej ciężkie, a uczucie wyobcowania dodatkowo ją przytłoczy i chociaż chciał dla niej jak najlepiej, po tym, co przeszła, wierzył, że zdoła sobie poradzić. W końcu niepełnosprawni żyli w społeczeństwie i jakoś udawało im się uszczknąć namiastki szczęścia.
Do rana zdołał wymyślić kilka ćwiczeń, które mogłyby pomóc dziewczynie w zrozumieniu, czym jest moc, ewentualnie w jej obudzeniu, chociaż nie spodziewał się po nich cudu. Kilka praktycznych, na wypadek, gdyby jednak posiadła taką umiejętność, też przygotował. Wszystko ładnie złożone i podpisane zostawił w kopercie, którą zamierzał wręczyć Samarelowi. Ranek jednak zaczął od wrócenia do łóżka i przekomarzania się z ogonem śpiącej dziewczyny, który wydawał się żyć własnym życiem, za nic mając sobie odpoczynek właścicielki.
Kiedy Elizabeth oddychała spokojnie, śliniąc się w poduszkę, niesforna wypustka co chwilę dźgała demona w bok, a kiedy ją chwycił, wierciła się, by się wykręcić. Osiągnąwszy to, uderzyła go w twarz, a głośne plaśnięcie zbudziło nastolatkę ze snu.
— Sebastian, czemu ty mi nie dajesz spać? Co robisz? — zapytała niezadowolona głosem przepełnionym oburzeniem.
Odwróciła się do niego, a jej oczy mimowolnie błysnęły szkarłatem. Nie zauważyła tego, nie potrafiła jeszcze tak dobrze kontrolować nowych odruchów – ogon był na to najlepszym dowodem. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że czerwona smuga, która coraz wyraźniej malowała się na obliczu jej ukochanego, była zasługą niczego innego, jak nowej części ciała dziewczyny.
— Spoliczkowałaś mnie przez sen. Wybacz, że nie wygłuszyłem sobie skóry, to się już więcej nie powtórzy — odgryzł się, wskazując palcem piekący policzek.
— Nieprawda, spałam. Poza tym nic mnie nie szczypie, a gdybym cię spoliczkowała, to by tak było.
— No dobrze, w takim razie: twój ogon mnie spoliczkował. I nawet nie przeprosił! Powinnaś go lepiej wychować.
— Co ty mówisz? Naprawdę?! — krzyknęła zaskoczona. — Sebastian, nie żartuj sobie ze mnie! Ogon można wychować? On ma własną świadomość? Dlatego tak kiepsko idzie mi kontrolowanie go? Jest silniejszy ode mnie? Da się coś na to poradzić? Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu? Ej! Ej! Nie śmiej się! O co chodzi? — zarzucała go pytaniami, coraz bardziej się denerwując.
Sebastian nie był w stanie zachować powagi, słysząc o samoświadomym ogonie, który miałby wygrać z jej umysłem. Wiedział, że czuła się zagubiona i była podatna na sugestie, ale coś takiego zwyczajnie przekraczało granice absurdu. Nie wytrzymał więc. Śmiał się w najlepsze, a kiedy nieco się uspokoił, przytulił do siebie nastolatkę i pogłaskał ją po głowie.
— No już, nie złość się na mnie. Przepraszam. Nie, ogony nie mają własnej świadomości. Wiesz, że ludzie mają w sobie taki mechanizm, który sprawia, że nie ruszają się przez sen? Inaczej podczas przeżywania snów, robilibyście bardzo dużo głupich rzeczy.
— No tak, a kiedy jest z nim coś nie tak, to się lunatykuje. Wiem, czytałam o tym — przytaknęła, kiwając głową.
— No właśnie. Na twój ogon widocznie to jeszcze nie działa. Pewnie niedługo zacznie, ale do tego czasu pewnie nie raz mi się dostanie. Całą noc mnie zaczepiał, a ja kompletowałem dla ciebie zestawy ćwiczeń, żebyś miała szansę nauczyć się manipulacji materią. Muszę dzisiaj załatwić kilka ważnych spraw, więc spędzisz dzień z Samarelem, dlatego chciałem, żebyś miała zajęcie.
Dziewczyna westchnęła ciężko pod nosem, słysząc tłumaczenie Michaelisa. Po cichu liczyła na to, że po całym dniu narad będzie miał dzień wolnego. Wyglądało jednak na to, że się pomyliła, a demon, który niegdyś całe dnie poświęcał sprzątaniu i dbaniu o posiadłość, teraz zajęty był znacznie ważniejszymi sprawami. Co ciekawsze, Amon doskonale odnajdywał się w każdej roli. Jego naturalizm, do którego kiedyś było Lizz tak tęskno, przekładał się nie tylko na prozaiczne czynności. Demon całym sobą, każdym gestem, słowem, mimiką, zwyczajnie idealnie pasował do sytuacji, w jakiej się znajdował. Nic dziwnego, że wiedźma chciała jej go odebrać, nic dziwnego, że nawet Tomoko była nim zainteresowana.
— Jesteś piękny… — westchnęła, dopiero po chwili orientując się, że jej wyznanie nie miało żadnego związku z tym, o czym przed chwilą rozmawiali.
— Dziękuję, ty też jesteś piękna. I obiecuję ci, że w dniu igrzysk spędzimy razem cały dzień. Do tego czasu musisz to jakoś znosić. Jestem królem, to mój obowiązek.
— A jeśli go zaniedbasz, to będzie to moja wina i wtedy będę w niebezpieczeństwie… Wiem przecież — odpowiedziała zrezygnowana. — W takim razie pośpię sobie jeszcze chwilę. Powiedz Samarelowi, że może mnie obudzić. Po prostu nie chcę siedzieć sama, dobrze?
— Oczywiście — odparł niemal służebniczym tonem, po czym ucałował ukochaną w czoło, przełożył kopertę w widoczne miejsce i ruszył do drzwi.
Zatrzymał się w progu, trzymając dłoń na klamce i odwróciwszy się raz jeszcze w stronę nastolatki, zapewnił ją:
— Lizzy… Wrócę dziś wcześniej.
Nastolatka jednak nie odpowiedziała. Ukryła twarz w burzy lekko falowanych, fioletowych włosach będących w takim samym nieładzie co pościel, w którą się zawinęła i z zamkniętymi oczami liczyła owce, mając nadzieję, że naprawdę uda jej się zasnąć.
Było jej zwyczajnie przykro. Rozumiała obowiązki Kruka, jego ważną rolę w piekle i tę mniej istotną, która przypadła jej. Problemem nie było niezrozumienie, zazdrość, złość, czy dziecinność – zwyczajnie bez niego czuła się samotna i nie do końca potrafiła sobie z tym poradzić. To okropne uczucie – o którym myślała, że towarzyszyło jej całe życie – stało się naprawdę uciążliwe dopiero wtedy, gdy straciła swoją druga naturę, przyjaciół, dom, rodzinę, a nawet tożsamość rasową. 


3 komentarze:

  1. Monika Lisicka22 lipca 2017 11:00

    Matko :( Biedna Lizz. No płakać mi się chce. A mam pytanie; czy podczas wybierania imienia dla głównej bohaterki kierowałaś się czymś konkretnym czy wizięłaś pierwsze imię z brzegu a fakt, że tak samo ma na imię narzeczona Ciela nie ma tu nic do rzeczy ;)

    Ale by było fajnie jakby Lizzy z Kuroshitsuji była taka jak Lizzy tutaj a nie taka.. cukierkowata. Eh marzenia.

    Komentarz nie długi bo po prostu rozdział jest zbyt głęboki aby go opisać szczegółowo. Powiem tylko, że Anasi będzie miał nie lada niespodziankę gdy król poprosi go o wyjaśnienia.

    Do nexta ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, biedny Anasi, aż mi go trochę żal :P. A wybierając imię... Cóż. Ja jestem kiepska w iniona, fatalna wręcz. To mi się jakoś spodobało, szczególnie ze względu na formę "Lizz", dlatego postanowiłam go użyć. A że się pokrywa z tą pudrową kreaturą... Bywa xD. Nie miało to dla mnie większego znaczenia, a imię mi pasowało, więc zostało. Nie było w nim też żadnego głębokiego podtekstu :P.

      Usuń
  2. Lucky Club Casino Site - Live Dealer Casino Games
    Lucky Club Casino is the most well-known online gaming platform on the market. The website is powered by a global network of 🏆 Lucky Club Casino: Play Here!⭐Rating: 3.8 / 5.0🎲 Total number of luckyclub games: 1000+

    OdpowiedzUsuń

.