sobota, 29 lipca 2017

Tom V, XXIV

Trzymajcie kciuki, żeby mi się chciało być produktywną w ten weekend, to może wreszcie coś dla Was napiszę (to znaczy – nadrobię zapas opka). Wyświetlenia dalej słabe, no ale jest jak jest. W sumie to Wam powiem, że im dłużej mam bloga, tym mniej przejmuję się takimi rzeczami. Kiedyś ekscytowałam się każdym nowym wyświetleniem i komentarzem, teraz w zasadzie przejmuję się tylko jakimiś dramatycznymi zmianami. Przez te lata było kilka osób, które często wpadały na bloga, komentowały rozdziały, ja komentowałam ich rozdziały i tak się to jakoś kręciło. Teraz z tych osób nie została już żadna. Może jeszcze czytają, ale na pewno już nie komentują. Smutne to trochę, bo lubiłam mieć taki mały światek w blogosferze, no ale pisząc w tym fandomie nie mogłam się spodziewać dorosłych ludzi, którzy będą trwali przy swoim do końca, więc mnie to nie dziwi. Tak tylko wspominam, bo zbliżająca się do końca Róża napawa taką melancholią... No dobra, koniec xD.

Miłego rozdziału! ;*

==============================

Amon nie czuł się najlepiej z tym, co zrobił. Właściwie częściowo okłamał ukochaną, do pierwszego spotkania miał jeszcze trochę czasu, ale musiał jak najszybciej wyciągnąć prawdę z Anasiego. Domyślał się, o co mu chodziło, czuł, że jeśli zyska wiedzę, którą posiadał informator, nie będzie mógł tego odwrócić, jednak nie mógł po prostu nie zwracać na to uwagi i żyć, jakby nigdy nic. W końcu chodziło o miłość jego życia. Nie powiedział jej jednak, bo potrzebował czasu, by wiedzę, która w niego uderzy, zmienić w coś na tyle przystępnego, by w najgorszym wypadku nie było w stanie zdruzgotać nastolatki. Zbyt wiele razem przeszli, by w chwili, gdy wreszcie miała szansę zaznać szczęścia, mogła to bezpowrotnie stracić. Jej szczery uśmiech był zbyt cenny, żeby ryzykować go bez wyraźnej potrzeby.
Skąpanymi w ciemności korytarzami dotarł do drzwi gabinetu piekielnego skryby. Zapukał kilkukrotnie i odczekał, aż demon pofatyguje się, by osobiście mu otworzyć. Kiedy tak się stało, pewnym krokiem wszedł do środka i od razu skierował się do stolika, na którym informator trzymał krew i dwa kieliszki. Napełnił je trunkiem, postawił na sekretarzyku i rozsiadł się wygodnie na gościnnym fotelu, oczekując, aż jego rozmówca zajmie swoje miejsce.
Przez cały czas mierzył go wzrokiem, jednoznacznie dając do zrozumienia, że mógł spodziewać się poważnej rozmowy. Nie trudno było zauważyć, że Kruk nie był w najlepszym nastroju. Doradca jednak od razu zorientował się, o co mogło chodzić, nie wiedział tylko, co powinien powiedzieć swemu władcy, by zmniejszyć, albo przynajmniej nie spotęgować, jego gniew.
— Co cię do mnie sprowadza, panie?
— Nie pogrywaj ze mną, Pająku. Mów, co wiesz, i tym razem mów prawdę, inaczej przestanę być łaskawy — cedził przez zęby Michaelis.
— Wybacz, panie, ale chyba nie wiem, o czym mówisz.
— Książki, Anasi, książki. Co się dzieje z Elizabeth? Nie jestem idiotą jak ojciec.
— Panie… — zaczął spokojnie kronikarz.
Upił nieco krwi, odstawił szklankę z powrotem na miejsce i spojrzał przeciągle w oczy władcy. Wiedział, że nie ma innego wyjścia i musi wyznać królowi prawdę. Był zbyt zdeterminowany i domyślny, by doradca zdołał zbyć go byle wymówką – miał rację, nie przypominał pod tym względem ojca, z Belialem było zdecydowanie łatwiej.
— Dowiedziałem się czegoś na temat duszy i ciała ludzkiego dziecka. Nie chciałem się tym jednak z tobą dzielić, póki nie znajdę satysfakcjonującego rozwiązania. Sam wiesz, jak bardzo emocje potrafią wziąć nad tobą górę, działałem więc dla dobra całej rasy.
— Ona ma na imię Elizabeth — burknął jedynie Kruk. — Kontynuuj.
— Jej dusza została, jak wiesz, oddzielona od ciała. Nie pożarłeś jej. Sądzę, że ona też zdaje sobie z tego sprawę. Wiem również, że za wszelką cenę chce spełnić swoją obietnicę – typowa, ludzka determinacja. Jednak jest mały problem. Jej dusza już w tej chwili została oddzielona od ciała na zbyt długo. Nie została odpowiednio zabezpieczona, nie będzie możliwe pożarcie jej. Została już zapieczętowana, co gorsza, nie umiemy jej znaleźć. Araksjel i Forkas nad tym pracują. Wiesz, panie, co się w takim razie stanie później?
Groźny wzrok Sebastiana powoli łagodniał, jego twarz nabierała neutralnego wyrazu, który chwilę później zaczął zmieniać się w przerażający smutek. Obserwowanie zmieniającej się mimiki twarzy króla wydało się Anasiemu zjawiskiem szalenie ciekawym, dlatego cały czas bacznie wpatrywał się w ruchy wszystkich mięśni, póki z drobnych szparek nad nosem władcy nie popłynęło kilka łez, których nie udało mu się stłumić. Michaelis wciągnął gwałtownie powietrze, przyłożył kciuk i palec wskazujący w kąciki ust i siorbnąwszy nosem, zaśmiał się nerwowo.
— To znaczy, że ją stracę. Stracę ją, Anasi — powiedział drżącym głosem.
Informator przyglądał się, jak jego król z każdą chwilą zaczyna coraz bardziej tracić nad sobą kontrolę. Sam nie wiedział, jak w rzeczywistości wyglądały uczucia, których doświadczał Michaelis, jednak gwałtowność zmian i siła jego reakcji wskazywały na ogromny trud, którego się podejmował, by zachować chociaż częściowy spokój.
— Dlatego nie chciałem ci mówić. Nie możesz się przed nią zdradzić, póki nie znajdę rozwiązania. Obaj wiemy, że nie chcesz jej stracić.
— Nie mogę jej okłamać. Już raz to zrobiłem, obiecałem sobie, że to się więcej nie powtórzy. Ale jeśli jej powiem, z miejsca ruszy po tę duszę, a ja nie mogę jej tego zabronić. To koniec… — wyjaśnił załamany, ostatnie słowa wyjękując łamiącym się głosem, który drżał wraz z całym ciałem demona.
— Więc wybierz. Jej życie, twoje szczęście i królestwo albo szczerość i koniec szczęścia.
— Nie mam wyboru, Anasi. Nie okłamię jej.
— Rozumiem, to twoja decyzja, panie. Jeśli jednak mógłbym coś zasugerować…
— Mów. I dolej mi tego. Albo nie, daj mi coś mocniejszego, do rana jeszcze czas.
— Poczekaj z tym jeszcze kilka dni — zaczął, sięgając po niewielką buteleczkę z narkotykiem; zalał dno szklanki trunkiem i kontynuował: — Jeśli powiesz jej w takim stanie, oboje będziecie tylko płakać i zachowywać się irracjonalnie. Najpierw się z tym oswój, mamy czas. Dusza w tym stanie będzie się nadawała do spożycia jeszcze przez jakiś czas, więc zanim powiesz dzie… Zanim powiesz Elizabeth prawdę, najpierw sam się z nią uporaj. My w tym czasie spróbujemy znaleźć rozwiązanie. Co o tym sądzisz, panie?
— Sądzę, że… Jesteś dobrym przyjacielem, Anasi — odparł Kruk.
Narkotyk momentalnie go odprężył, sprawił, że stres zniknął, a świat przed jego oczami zmienił barwy na nieco mniej szare i przybijające. Wiedział, że to było jedynie chwilowe rozwiązanie i na niewiele mu się zda, ale na tamten moment nie potrafił inaczej. Ciężar informacji zwyczajnie go przerósł.
— Pozwól, że tu z tobą posiedzę. Jesteś dla mnie dobry. Potrzebuję pomocy, za bardzo ją kocham, żeby stracić ponownie. Nie wiem, czy jestem w stanie sobie z tym poradzić — kontynuował Sebastian.
Podkurczył nogi pod siebie i skulił się na fotelu, zupełnie ignorując niezadowolone spojrzenie archiwisty. Fotel zawsze można było wyczyścić, zresztą był królem, mógł robić, co mu się żywnie podobało. Odkąd objął tron, jeszcze ani razu nie zrobił czegoś samolubnego.. Wypełniał obowiązki, dbał o królestwo, nie nadużywał władzy. Może nie był przykładnym władcą, ale do złego było mu daleko. Uznał więc, że jedno niegodne zachowanie powinno ujść mu płazem.
— Mam dużo pracy, panie… Ale oczywiście, możesz zostać, ile potrzebujesz — odparł Anasi, widząc, że jego argument niewiele wskóra.
Pozwolił się królowi siedzieć ze sobą w jednym pomieszczeniu i szybko zajął się swoimi obowiązkami, choć obecność kogoś, kto cały czas na niego zerkał, skutecznie przeszkadzała mu się skupić. Jako osoba, która ceniła sobie spokój i samotność, nie przywykł do pracy w towarzystwie. Nie mógł jednak zbyć króla, szczególnie gdy ten wyraźnie zawładnięty emocjami, nie myślał racjonalnie. Uznał więc, że męczenie się w towarzystwie Kruka w ogólnym rozrachunku przyniesie więcej korzyści, niż gdyby władca demonów wyszedł w takim stanie i zaczął wyżywać się na poddanych lub – co gorsza – powiedział o wszystkim swojej wybrance.
Narkotyki skutecznie odurzyły Sebastiana. Im dłużej siedział skulony w fotelu, tym stawał się spokojniejszy. Wpatrywał się w kolorowe wzory przed oczami, które pokazywały mu przeróżne obrazy – nawet jego własne halucynacje starały się mu pomóc. Jednak mimo wszystko wciąż ciążyła mu decyzja, którą musiał podjąć. Mógł zachować prawdę dla siebie – tak jak mówił Anasi. To było rozsądne, dobre dla niego, dla Elizabeth i dla królestwa, ale zupełnie sprzeczne z obietnicą złożoną nie tylko nastolatce, ale przede wszystkim samemu sobie. Nie chciał znów brukać się kłamstwem, zbyt wiele przez to cierpieli ci, na których mu zależało. Najrozsądniejsze wydawało się odczekanie i wyznanie prawdy dopiero, gdy informator zdoła znaleźć sposób, by dusza dziewczyny mogła zostać pożarta bez konieczności zabijania ciała jej właściciela, ale Amon doskonale wiedział, że Lizz tak po prostu nie zapomni o sprawie i zapyta go o to, czego się dowiedział, gdy tylko będzie miała ku temu sposobność. Sytuacja zwyczajnie go przerosła. Potrzebował wsparcia, kogoś, albo czegoś, co wskaże mu drogę, ale nie mógł upatrywać tego w osobie Anasiego, doskonale wiedząc, że bez względu na swoje preferencje, kronikarz pozostanie obiektywny.
Nad ranem Kruk postanowił wrócić do domu. Chciał być przy Elizabeth, kiedy ta się obudzi. Liczył na to, że jednak w jakiś sposób uda mu się uniknąć usłyszenia z jej ust tego niewygodnego pytania. Nie był bowiem w stanie po prostu jej okłamać, a na podzielenie się z nią prawdą również nie był gotów. Skoro sam był roztrzęsiony i czuł, jak tonie w zimnej otchłani rozpaczy, jak mógłby być oparciem dla niej? Zasługiwała na to, by ktoś jej pomógł, dlatego też Michaelis musiał poczekać.
Wróciwszy do sypialni, położył się obok ukochanej i delikatnie otulił ją ramionami. Słodki zapach jej skóry, przyjemne ciepło ciała, spokojny oddech i bicie serca – zapamiętywał wszystkie te wrażenia, chcąc na dobre wyryć je w pamięci, by nigdy o nich nie zapomnieć. Nie chciał już więcej martwić się o to, że ją straci. Był pewien, że los wreszcie pozwolił im być razem, zaznać szczęścia – osiągnąć to, do czego tak dążyli i na co zasłużyli.
— Sebastian, dusisz… — jęknęła nastolatka, wiercąc się w jego uścisku.
Demon wzdrygnął się, spojrzał na nią zaskoczony i momentalnie się odsunął, po czym zaczął kilkukrotnie upewniać się, że nic jej się nie stało. Dziewczyna jednak nie miała mu za złe. Uśmiechnęła się i zaspanymi oczami przyjrzała mu dokładnie.
— Biedaku, pracowałeś całą noc? Wyglądasz okropnie. Napij się, musisz mieć siłę, żeby królować — powiedziała łagodnie, podsuwając demonowi nadgarstek do ust.
— Długo ślęczałem nad dokumentami. Przygotowałem dla ciebie materiały do nauki, żebyś mogła poćwiczyć z Samarelem, jeśli uda ci się obudzić moc — wyjaśnił, głaszcząc policzek nastolatki. — Dziękuję, kochanie.
Sebastian wgryzł się delikatnie w rękę dziewczyny i począł powoli sączyć życiodajny nektar, podczas gdy ona głaskała go delikatnie po głowie, przy okazji układając nieco niesforne kosmyki. Rzadko widywała go rozczochranego, zmęczonego i nieidealnego. Z reguły starał się dla niej wyglądać nienagannie. Miała też wrażenie, że coś go trapiło, ale widząc zmęczenie ukochanego, postanowiła na razie nie wypytywać. Obiecał w końcu, że w razie gdyby coś się działo, poinformuje ją, więc mogła mu całkowicie zaufać.
— Będziesz dziś przygotowywał igrzyska? Chciałabym pomóc, jeśli jestem w stanie. W końcu mieszkam tutaj za darmo i właściwie nic nie robię. A już czuję się dobrze, więc pora się przydać.
— Nie musisz nic robić. Jesteś moją księżniczką, twoim zadaniem jest po prostu bycie szczęśliwą.
— Znowu te tytuły… — westchnęła dziewczyna, przez chwilę czując w piersi ukłucie na wspomnienie domniemanych zaręczyn, do których przecież nigdy nie doszło. — Będę szczęśliwa, jeśli będę mogła ci pomóc, dobrze? Nie traktuj mnie już jak człowieka. Zresztą dobrze wiesz, że nie mogę tak po prostu nic nie robić.
— Dlatego właśnie będziesz ćwiczyć — rzekł stanowczo Michaelis. — Bez tej umiejętności na niewiele przydasz się podczas przygotowań. Musiałabyś zająć się noszeniem ciężarów, a to nie jest praca dla demonic twojego pokroju. Skup się na nauce. Jeśli to opanujesz, pomożesz mi bardziej, niż gdybyś samodzielnie przygotowała całą imprezę.
— Tylko tak mówisz, a tak naprawdę po prostu nie chcesz, żebym się przemęczała — burknęła niezadowolona nastolatka. — Niech będzie. To twoje królestwo, twoje zasady. Ale jak będę mogła jakoś pomóc, to poproś. Bo wiesz, że chcę.
— Poproszę, nie martw się. Lizzy… — odpowiedział Sebastian; wplótł palce dłoni pomiędzy kosmyki wrzosowych włosów i delikatnie przysunął do siebie nastolatkę, by wyszeptać jej wprost do ucha: — Bardzo cię kocham.
Po ciele dziewczyny przeszło przyjemne, ciepłe uczucie. Uwielbiała, gdy mówił jej, co czuł, na dodatek tym cudownym, ciepłym głosem, który zawsze działał na nią uspokajająco. Wtuliła się w nieco i odsunąwszy głowę, wpiła się w jego usta, zatracając się w słodkim pocałunku.
W ten sposób Sebastian zdołał ukryć swą niepewność pod pozorami zmęczenia i miłosnego wyznania. Czuł się wprawdzie podle, bo mimo wszystko miał świadomość, że do pewnego stopnia okłamywał Elizabeth, ale starał się pocieszać tym, że podjął najrozsądniejszą decyzję. Musiał się skupić na organizacji igrzysk – miały być wizytówką nowego władcy ukazującą go jako kogoś zupełnie innego niż jego despotyczny ojciec. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, szczególnie że wobec wydarzenia na skalę całego piekła miał jeszcze jeden ważny plan, który był dla niego nawet ważniejszy niż dbanie o swoją pozycje i nastroje poddanych.
Przez kilka kolejnych dni Michaelis realizował swój plan, pilnował przygotowań do igrzysk, podejmował ważne decyzje dotyczące działania całego piekła, organizował spotkania z doradcami, wypełniał dokumenty – całkowicie oddał się pracy króla. Chował się za nią, by nie spędzać zbyt wiele czasu z ukochaną, za bardzo obawiając się, że w końcu zada mu to niewygodne pytanie.
Tymczasem nastolatka robiła coraz większe postępy, rozwijając się jako młody demonom. Trzeciego dnia żmudnych, nieefektywnych ćwiczeń, kiedy w złości rzuciła szklanką w szybę, udało jej się naprawić ją, intuicyjnie korzystając z mocy, gdy Samarel poinformował ją, że stłukła jedno z ulubionych naczyń Kruka. Od tej chwili skupiła się na realizowaniu ćwiczeń, które zlecił jej Amon, a każdego wieczora, kiedy ukochany wracał do domu, pokazywała mu, czego się nauczyła. Szóstego dnia – w przeddzień igrzysk – udało jej się nawet całkowicie przebrać z sukienki w kuszącą bieliznę, która stała się pretekstem do ich kolejnego zbliżenia.
W międzyczasie dziewczyna przeszła również przez szereg przymiarek. Michaelis zlecił krawcowym przygotowanie dla niej całej garderoby zgodnie z jej przyzwyczajeniami, stylem i modą w piekle. Lizz nie wiedziała jednak, że w międzyczasie jedna z demonic miała również przygotować dla niej specjalną kreację na igrzyska – król doskonale to ukrywał, a pracownicom zagroził wygnaniem, jeśli jego ukochana zorientuje się przedwcześnie, co planowały. Dlatego też wszystkie krawcowe dawały z siebie wszystko, by sekret był bezpieczny.
~*~
W końcu nadszedł dzień igrzysk. Dzień, na który Michaelis czekał z niecierpliwością, cały czas walcząc ze sobą, by nie okazywać przed ukochaną, że poznał smutną prawdę na temat jej duszy. Z każdym dniem milczenie stawało się coraz łatwiejsze, a poczucie winy demona, chociaż zdawało się narastać, niezwykle łatwo można było uciszyć, ilekroć widział uśmiech na twarzy ukochanej, kiedy udawało jej się przesunąć ogon dokładnie tam, gdzie chciała, przejść się w obcisłej, piekielnej kreacji w wysokich szpilkach, nie potykając się ani razu czy wpłynąć na materię, zmieniając kwiatek w wazon, czy spodnie w spódnicę. Wszystkie te drobne rzeczy, które zarówno dla króla, jak i wszystkich jego poddanych, były zupełnie naturalne i nawet nie skupiali się, kiedy je wykonywali, dla Elizabeth były czymś zupełnie nowym, co niosło ze sobą ogromne emocje. Jej radość niosła się korytarzami piekielnego zamku, nie docierając jednak w jedno miejsce – do sali tronowej, w której nastolatka jeszcze nie miała okazji być.
Sebastian tłumaczył jej, że to nie jest odpowiednie miejsce dla młodego demona powstałego w tak niesamowity sposób, lecz upartość nastolatki jak zwykle dawała jej siłę, by się nie poddawać. W końcu Kruk uległ, obiecując, że w dzień igrzysk pozwoli jej wejść na chwilę do środka. Nie był wobec niej złośliwy, miał na uwadze jedynie dobro i bezpieczeństwo ukochanej, choć wolał nie tłumaczyć jej, jak groźne mogłoby być coś tak zdawałoby się zwyczajnego, jak przekroczenie progu pomieszczenia.
Jednak dzień igrzysk nadszedł, a Lizz wstała z samego rana, kiedy pierwsze promienie soczyście pomarańczowego słońca nieśmiało przedzierały się poprzez wąskie przestrzenie pomiędzy purpurowymi zasłonami i nie zwlekając ani chwili, przypomniała Amonowi o obietnicy. Król uśmiechnął się do niej i zapewnił, że doskonale pamięta. Najpierw jednak chciał przygotować siebie i swoją wybrankę, by oboje wyglądali odpowiednio elegancko na pierwsze igrzyska pod jego patronatem. 


6 komentarzy:

  1. Ouuu Biedna Lizz...Mam nadzieję że to jednak skończy się szcześliwie..Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy :P. W końcu Róża nigcy nie była idealnym love story, więc można się wszystkiego spodziewać :D.

      Usuń
  2. Świetny rozdział jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Monika Lisicka29 lipca 2017 11:25

    Bosz... czemu to się kończy ? I co ja potem będę czytać ? Okropność.

    Jeśli idzie o Anasiego, myślałam, że będzie gorzej a tu niespotykana łagodność.

    " Nie jestem idiotą jak ojciec " rozwaliło mnie to. Nie chcę wiedzieć co by było, gdyby Belial to usłyszał. A w ogóle to muszę się cofnąć i przeczytać jak on zginął.

    Lizz jest biedna. Jak się w końcu dowie ( o ile to się stanie ) to nie chciałabym być na miejscu Sebusia. Stoczyć rozmowę z rozwścieczoną demonicą, którą kocha. Brr..

    Ciekawe jak będą wyglądać igrzyska ^^ Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorąc pod uwagę, że Sebuś był z Enepsignos, która do najspokojniejszych nie należała, kłótnię raczej dałby radę przeżyć :P. Ale nigdy nie wiadomo, jak Lizz na to zareaguje, więc nie zaszkodzi, jak przyjdzie w zbroi xD.
      No a że się kończy... Ciągnę to opko już ze trzy lata, napisałam koło 1500 stron. Najwyższa pora skończyć, nawet ja to wiem xD. A do czytania zawsze możesz wziąć Dziwaka, albo coś nowego, gdy zaczne tskakowe pisać :P.

      Usuń

.