sobota, 27 stycznia 2018

Tom V, LXIX

Rozdział miał być tydzień temu, ale ze względu na problemy z pewną dziewuchą, która groziła mi śmiercią, zwyczajnie się nie wyrobiłam. Wybaczcie TT_TT.

Z nowości: od 1.02.2018 zaczynam pracę, więc nie wiem, jak to będzie z rozdziałami i kolorowaniami. Będę pisać i kolorować, gdy będę miała czas, także daty i godziny publikacji rozdziałów mogą ulec zmianie – będę o tym informować tutaj albo na FP, bo sama jeszcze nie wiem, jak to będzie. W każdym razie przewiduję rozdział Dziwaka w najbliższą środę, ale Róży w sobotę prawdopodobnie znowu nie będzie. Wiem, że to irytujące, ale nikt mi nie płaci za pisanie opka, więc nie mogę go stawiać na pierwszym miejscu :P.

Poza tym organizuję małe wydarzenie z okazji walentynek, do którego robię teraz sporo kolorowań. Obserwujcie więc stronę, mam nadzieję, że Wam się to spodoba. Będą Wasze ulubione postaci, na które mogliście głosować w ankiecie na grupie mojej strony. Jeśli jeszcze Was tam nie ma, to serdecznie zapraszam: 
https://www.facebook.com/groups/309442889529717/?ref=bookmarks


A teraz życzę wszystkim miłej lektury i wspaniałego weekendu! :*

Poniższa wiadomość jest czysto informacyjna, możecie ją zignorować, skierowana jest tylko do jednej osoby.

Przy okazji oświadczam, iż osoba, która groziła mi śmiercią (oraz jej wszystkie konta fake, strony, konta na profilach gdziekolwiek w Internecie), NIE MA ABSOLUTNIE ŻADNEGO PRAWA do wykorzystania w JAKIKOLWIEK SPOSÓB KTÓREJKOLWIEK z moich prac, bez względu na to, czy będzie to informacja na Facebooku, zabawa, grafika, kolorowanie, opowiadanie, pomysł na postać czy cokolwiek innego, co stworzyłam osobiście lub do czego mam jakiekolwiek prawa autorskie. Nieuszanowanie mojego prawa do zabraniania udostępniania mojej twórczości grozi sankcjami karnymi. Pozostali mogą wykorzystywać moje prace zgodnie z obowiązującym prawem i tak długo, jak będziecie oznaczać autora :*. Wybaczcie, że Wam tak tutaj spamuję, ale gdzieś trzeba mieć w razie czego dowód, bo niektórzy zwyczajnie nie powinni mieć dostępu do internetu, a po kradzieży mojego posta na temat zmian na Facebooku (co było już absolutnym szczytem żałosności) muszę się ubezpieczać.


===================================

Nastolatka wtuliła się mocno w ukochanego, przekazując w uścisku całą miłość, wdzięczność i radość, które zrodziły się w dzień dzięki jego gestowi. Brakowało jej zamknięcia, nie miała okazji się pożegnać i chociaż wiedziała, że Sebastian zrobił to w jej imieniu, zdanie, Elizabeth to wciąż było zbyt mało. Chciała dać przyjaciołom nadzieję, powiedzieć, by za nią nie płakali, bo sama, choć w zupełnie innej postaci, w dalszym ciągu istniała, jedynie równolegle z nimi. Czasem zastanawiała się, czy gdyby odrzuciła obietnicę i postanowiła żyć dalej, Amon pozwoliłby jej wrócić do przyjaciół przynajmniej raz, by mogła osobiście wyjaśnić im sytuację. Nie odważyła się jednak spytać, doskonale zdając sobie sprawę, iż w sytuacji, w jakiej się znaleźli, król demonów byłby w stanie nagiąć wszelkie zasady, tak długo, jak prowadziłoby to do zmiany jej decyzji. Pytanie o to nie byłoby więc w porządku ani względem Sebastiana, ani jej samej. Niektórych spraw nie da się zamknąć, musiała się z tym pogodzić.
— Jutro… będziemy na miejscu? — zapytała w końcu, przerywając błogą ciszę. Krótki moment radości wydawał się nazbyt optymistyczny, jakby zaczynała tlić się w nim nadzieja, na którą żadne z nich nie mogło sobie pozwolić.
— To prawda. Jutro wszystko się skończy. Nie sądziłem, że to nadciągnie tak szybko. Myślałem… że będziesz chciała tu trochę zostać — wyznał ciężko Michaelis. Uciekł wzrokiem, wbijając spojrzenie z parę eleganckich, solidnych butów o grubych szwach, którymi Samarel nerwowo stukał jednym o drugi, przestępując z nogi na nogę, usilnie starając się nie wtrącić, by wywrzeszczeć w twarz parze zakochanych, co czuł, zmuszając ich do podjęcia dobrej decyzji. W jego mniemaniu król powinien zamknąć ukochaną w lochu, dać jej czas na przemyślenia i wypuścić, gdy zmieni zdanie. Sam przynajmniej zachowałby się właśnie w taki sposób, choć rozumiał, że kiedy w grę wchodziły emocje, nie było to najlepsze rozwiązanie. Istot czujących nie należało zmuszać, to zawsze niosło ze sobą tragiczne w skutkach, długofalowe konsekwencje.
— Chciałabym zrobić coś zabawnego. Zjechać z poręczy po schodach, zjeść ogromny deser, śpiewać w wannie i… kochać się z tobą raz jeszcze, nim to wszystko zniknie. To zbyt samolubne? — Elizabeth przyłożyła dłoń do policzka narzeczonego, by zmusić go na spojrzenie na nią. — Jesteśmy narzeczeństwem, należy nam się ostatnia wspólna noc, byś nigdy mnie nie zapomniał. To jest samolubne, wiem o tym, ale…
— Rozumiem, nie zapomnę o tobie nawet gdybym chciał — przerwał Kruk. — Przygotuję kąpiel, wymyślę piekielny deser, z poręczy możemy zjechać nawet teraz, tylko chciałbym… — uciął, niepewnie patrząc w błękitne oczy ukochanej. — Chciałbym odrobinę twojej krwi, na pamiątkę. Potrzebuję czegoś, co będzie mi o tobie przypominało… — wyznał łamiącym się głosem.
Czuł, jak do jego oczu wzbierają łzy, którym nie potrafił się opierać. Siła smutku i pożerającej substytut jego duszy rozpaczy była nie do udźwignięcia nawet dla samego króla dzieci ciemności. Ponownie uciekł wzrokiem, odsuwając się od dziewczyny drżącymi rękoma. Przez chwilę jeszcze stał w miejscu, wpatrując się w ostre czubki swoich szpilek, póki nie odwrócił się na pięcie, wychodząc z obserwatorium pod pretekstem wypolerowania poręczy, by lepiej się po niej zjeżdżało.
Gdy wyszedł, Lizz przysiadła na schodku katedry, z której przed chwilą obserwowali niebo, wzdychając z rezygnacją. Im dłużej żyła w tej sytuacji, im bardziej zbliżał się ostatni dzień, tym trudniej było jej podtrzymywać decyzję, która zwyczajnie trafiła sens. Początkowo myślała, że tak będzie lepiej, tak powinno być, że uczciwość i wierność kontraktowi jest ważniejsza od uczuć dwóch jednostek, chodziło o podtrzymanie idei, pokazanie poddanym, jak ważny był król, skoro własna narzeczona zrezygnowała dla niego z życia. Choć po chwili uświadomiła sobie, że nie byłaby nawet pierwszą. Przecież Amon miał już swoją piekielną królową, ona się nawet nie umywała do tej roli.
— Samarel, czy ja dobrze robię? Chciałam być uczciwa, pokazać poddanych, że królowi należy się szacunek. Dotrzymać obietnicy, by Sebastian wiedział, jak bardzo go kocham. Wiem, że to właściwa decyzja, więc dlaczego to się staje takie trudne?
— Chciałbym umieć ci wyjaśnić, ludzkie dziecko — przyznał żołnierz, podchodząc bliżej niej. — Dla mnie twój czyn jest głupi. Król nie chce, żebyś odeszła i wyraził to bardziej niż jasno. Sprzeciwiając się jego woli, okazujesz brak szacunku, choć rozumiem, że próbujesz pozostać wierna obietnicy. Niemniej z mojego punktu widzenia, dobrą decyzją byłaby ta, która zapewniłaby szczęście, czymkolwiek ono jest.
Lizz spojrzała na Samarela. Wyznanie tak otwarcie swojego zdania po raz kolejny, na dodatek w takiej a nie innej sytuacji, imponował nastolatce. Potrafił bronić swojego zdania, nawet jeśli wiedział, że mogłoby się to źle skończyć. Nic wszak nie stało na przeszkodzie, by nastolatka zażyczyła sobie przed śmiercią końca życia piekielnego dowódcy. Jednak zależało mu na królu na tyle, by zaryzykował w imię wyższego doba – dobra królestwa.
— Szczęście… — mruknęła, kładąc dłoń na piersi demona. — Jest wtedy, gdy czujesz tu przyjemne ciepło na czyjąś myśl. Gdy uśmiechasz się bez powodu, wszystko wydaje się mieć piękniejsze kolory niż zwykle, za to problemy… nawet jeśli są duże, masz wrażenie, że wszystkiemu podołasz, bo wierzysz w siebie, swoje życie i bliskich, którzy cię wspierają — wyjaśniła, uśmiechając się do niego.
Przez moment wpatrywali się w siebie, póki z głębi biblioteki nie dobiegł do ich uszu głośny huk. Natychmiast poderwali się na równe nogi, biegnąć w stronę źródła dźwięku, by na podłodze pomiędzy rzeźbami zobaczyć Sebastiana zalanego wodą.
— Sebastian? Co się stało? — zapytała Lizz, klękając na jednym kolanie przy ukochanym, by ocenić, czy coś sobie zrobił i potrzebuje krwi.
— Wdepnąłem w miskę, nic nadzwyczajnego, zdarza się. Poręcz jest gotowa, więc w każdej chwili możemy zjeżdżać — odparł niechętnie, tonem głosu wyrażającym urazę, lecz nastolatka postanowiła to zignorować. Wdawanie się w kolejną jałową dyskusję na temat jej decyzji nie zdawało się mieć żadnego sensu. Zamiast tego pomogła narzeczonemu wstać, zebrała porozrzucane szmaty i korzystając z niedawno opanowanej mocy, sprawiła, że rozlana woda posłusznie wróciła do miski.
— Udało się! — ucieszyła się, po chwili zachwiawszy się na nogach. Manipulacja materią wciąż była dla niej bardzo wyczerpująca. Żałowała, że nie będzie miała okazji opanować jej do perfekcji, bo było tak wiele rzeczy, które jeszcze mogłaby zrobić.
— Brawo, kochanie. Doskonale sobie poradziłaś! — pochwalił Amon, w którego chwilowo wstąpiła dawka optymizmu.
— Ał, coś mnie ugryzło! — jęknął Samarel, rujnując podniosłą chwilę radości zakochanych, skupiając na sobie ich spojrzenie.
~*~
Anasi siedział w swoim gabinecie. Jak każdego dnia o tej samej porze, popijał właśnie jedną z trzech dziennych dawek krwi, które miały mu zapewnić idealną trzeźwość umysłu niezbędną do produktywnej, dobrej pracy. Z wygodnego fotela zerkał przez okno gabinetu wychodzące na dziedziniec, na którym grupa młodych demonów ponownie bawiła się w coś, czego demon osobiście nie popierał. Tym razem żądni przygód młodzieńcy nie ograniczyli się do demonicznego psa. Znaleźli małą piekielną małpkę, która zamierzali rozszarpać na strzępy kłami, ucząc się wgryzania w odpowiednie punkty, z których najmniejszym wysiłkiem mogli pobrać największe dawki krwi.
Widok młodych nie napawał go jednak ani obrzydzeniem, ani entuzjazmem. Był mu zupełnie obojętny, jak przez całą wieczność, z czego zawsze był niezwykle dumny. Jednak apatia towarzysząca mu przez kilka ostatnich dni sprawiała, że czuł się niekompletny, jakby w jego wnętrzu zabrakło czegoś bardzo ważnego. Nie rozumiał, co to było, a może raczej: nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli. Raz stracony obiektywizm nigdy nie może zostać odzyskany. Subiektywne spojrzenie na każdą ze spraw było zbyt kuszące, emocjonujące, pozostawiające setki nowych rozwiązań i spojrzeń na sprawę. Dopiero poczuwszy, jak to jest mieć prywatne odczucia wobec danej sprawy, zrozumiał, jak ograniczone, choć niezbędne, było jego spojrzenie na to, co go otaczało. Wszystkie przeżycia, które ostatnimi czasy wspominał, stawały się czymś zupełnie nowym, głębszym, ciekawszym. Widział przed sobą nieograniczone możliwości, źródła informacji, których wcześniej nie uznałby za wartościowe, jednak stając po drugiej stronie balustrady, pojął, jak wielkie znaczenie dla sprawy miały uczucia.
Nie mógł powiedzieć, by była to czyjaś zasługa, choć początkowo winą za utratę obiektywizmu obarczał Elizabeth. Szybko jednak zrozumiał, że przenosił na nią winę nie ze względu na to, że faktycznie taka była prawda, lecz dlatego, że po raz pierwszy zdarzyło mu się poczuć w ten sposób za jej sprawą. W końcu pojął, że w rzeczywistości powinien być wdzięczny ludzkiemu dziecku, które przewróciło życie królestwa do góry nogami, nie mając nawet dosyć siły, by zabić któregokolwiek z nich. Uświadomienie sobie przenoszenia uczuć stało się nowym punktem zwrotnym w życiu Anasiego. Nowa wiedza zdawała się przydatna, lecz nowa sytuacja pozbawiała go poczucia bezpieczeństwa i pewności, że to, co robił, było ważne i miało sens. Nie uważał jednak, że warto wracać do dawnego spojrzenia. Musiał nauczyć się odróżniać własne opinie od faktów, zostawiając te pierwsze dla siebie i osób, z którymi chciałby je omówić.
I właśnie wtedy, gdy zdał sobie z tego sprawę, poczuł samotność. Po raz pierwszy odkąd powstały pierwsze demony, odkąd rozpoczął długą podróż od pozbawionego świadomości własnej egzystencji potwora, po jednostkę z daleko rozwiniętą inteligencją, czuł coś takiego. Wcześniej podróżował sam, a jego sojusz z Belialem miał typowo praktyczne zastosowanie. Nie potrzebował przyjaciół, znajomych, przypadkowych towarzyszy – nie było mu to potrzebne, bo pozbawiony był tego, co było motorem napędowym dla innych do nawiązywania bliższych relacji: prywatnej opinii. To właśnie wymiana myśli, emocji i doświadczeń była potrzebą tak silną, że nawet pośród wyzutego z emocji społeczeństwa odciskała na nim swoje piętno. Uświadomienie sobie tych, zdawałoby się, oczywistych faktów była dla pajęczego informatora ciężkim ciosem, a nieobecność króla i jego wybranki, która pośrednio pomogła mu to zrozumieć, zwyczajnie go smuciła. Pragnął – on, wiecznie neutralny obserwator – pragnął, by jego król znów był szczęśliwy, by dziecięcy śmiech nastolatki wypełniał korytarze, a w samym piękne znów nastały czasy spokoju i pewności.
— Panie? — Zza drzwi usłyszał podekscytowany głos jednego z naukowców. Wyrwany z zamyślenia stęknął ciężko i odwrócił fotel z powrotem w stronę blatu. Wysoką szklankę z krwią odstawił na podstawkę, a dopiero potem odpieczętował drzwi, pozwalając demonowi wejść do środka.
— Słucham, Kaahel, co się stało? — zapytał spokojnie, wskazując młodzieńcowi w białym kitlu siedzenie. Ten jednak pokręcił nerwowo głową, podszedł do biurka i położył na nim plik dokumentów.
— Co to jest?
— Wyniki najnowszych badań. Odkryliśmy coś nowego. Proszę spojrzeć — odparł Kaheel, przewracając kartki na stronę, na której znajdowała się informacja na tyle niezwykła, by wstrząsnąć naukowcami do tego stopnia, by musieli konsultować ją z informatorem.
— To badania…?
— Tak, proszę spojrzeć na te dane. Jeśli się nie mylę, w ten sposób moglibyśmy ostatecznie zabezpieczyć Podwalinę.
— Jesteś pewien? Jeśli to prawda, trzeba natychmiast przekazać tę informację królowi! — Anasi uniósł głos. Z jego rąk wypełzło kilka pająków. Demon pokazał im akapit tekstu, a potem kazał gnać do piekielnej biblioteki, by zdążyć na czas przekazać wieści.
— Musimy zrobić jeszcze kilka badań, nie jesteśmy pewni, jak to dokładnie działa, ale jeśli taka dawka wystarcza, by na odległość wzbudzić w nim drgania…
— Jeśli go chwyci, będzie w stanie zabezpieczyć podwalinę. Ale to kosztowne, straci mnóstwo sił. Poza tym rytuał należy powtarzać, to nic nie da.
— Da… To znaczy, to możliwe, panie. Jednak, by tak było… — wtrącił niepewnie naukowiec, lecz Anasi przerwał mu uniesieniem dłoni.
— Pająki dostarczą królowi informacje, decyzja należy do niego. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak to działa, nie bez powodu od pokoleń trzymamy go pod kluczem — wyjaśnił tonem jednoznacznie ucinającym niewygodny temat. — Wracaj do pracy, gdy tylko będę miał wieści od króla, przekażę je wam. Jeśli to ma się udać, musicie pracować szybko, nie zostało wiele czasu.
Gdy tylko Kaahel wyszedł, Anasi zanurzył pióro w atramencie i zaczął zapisywać to, co stało się chwilę temu, uznając, iż może być to kolejny kluczowy moment w życiu nie tylko demonów, ale i całego świata. Bez kolejnych zagrożeń rzeczywistości miały szansę rozwijać się w swoim naturalnym tempie, nie przyspieszane wahaniami energii mającymi wpływ na pracę kamienia. Znaczyło to, że nie tylko czas ludzi przed kolejnymi zmianami miał się wydłużyć, pozwalając im odkrywać coraz to nowe technologie i cudy, które niejednokrotnie przydawały się również istotom ponadnaturalnym, ale też odwieczna walka o kontrolę nad kamieniem straci sens. Potrzebna była tylko odpowiednia osoba, która, podobnie jak przed wiekami zrobił to jeden z anielskich wysłanników, aktywuje jego moc i ustawi osłonę. Undertaker ani żaden wyznawca jego chorych idei nie miałby szans przejąć Podwaliny. Osłona chroniłaby również przez przedostawaniem się zaburzających pracę energii. Pomysł wydawał się genialny. Jedynym mankamentem był czynnik demoniczny, lecz piekielny skryba wierzył, że tym razem zostanie podjęta najlepsza decyzja.

2 komentarze:

  1. Po przeczytaniu ostatnich dwóch rozdziałów już nawet nie wiem, czy mam wściekać się na Lizz czy tulać Sebusia :(. Pomijając fakt, że po części rozumiem jej postępowanie, no kurde, denerwuje mnie bardziej niż Maksi. Jak słyszę, że Sebek ma płakać, to i mnie niewiele do tego brakuje :(.
    Chociaż i tak najbardziej szkoda mi Darka, kochany demonek znów go opuścił xD. Co teraz ma robić to samotne kociątko?
    Dobra, teraz to już nawet sama nie wiem, co pisać. Kilka dni temu, kiedy przeczytałam te rozdziały mogłabym referat tworzyć w komentarzu, ale byłam zbyt zajęta :|.
    Ogólnie to widziałam kilka małych błędów, jak napisanie wyrazu w złej formie. Nie pamiętam teraz tylko jakie :P.
    To ja może pojaram się tutaj Anasim xD. Pomijając Sebusia, jest moją ulubioną postacią. Taki mądry, bezuczuciowy i inteligenty ♥. Tylko czekać, aż Lizz zrezygnuje ze swojej decyzji i poczytam sobie bez nerwów jarając się jeszcze bardziej. Przynajmniej już nie mam sąsiadów na karku, więc mogę xD.
    W ogóle teraz mam rozkminę, kto byłby tą osobą, która miałaby ustawić osłonę tej Podwalinie, czy jak to szło xD. Nie wiem, czy to byłby jakiś random czy jednak ktoś bardziej znaczący. Parę wyobrażeń mam na ten temat, lecz jeśli mam być szczera, nie chciałabym, aby żadne z nich się spełniło, chociaż może... Niee.
    Dobra, bo zacznę pisać bez sensu i nie na temat, a nie chcę śmiecić xD. Pójdę się teraz pouczyć i poczytać, bo nie mam czym zapełnić czasu.
    Mam nadzieję, że najbliższy rozdział będę mogła skomentować od razu po przeczytaniu, bo jak ma być tak jak teraz, to wcale nie poczytam xD.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

.