środa, 20 stycznia 2016

Tom 3, XLIX

Lubię dzisiejszy rozdział, bo jest inny niż te zazwyczaj. Może nie przełamuje całkowicie sztywnej konwencji opka (w porównaniu z Mrokiem narracja tutaj jest niesamowicie poważna :P), ale jest po prostu trochę inny. 
No i śmiechłam, kiedy doczytałam, betując, do pewnego momentu, a to znaczy, że jestem straszliwym narcyzem, albo że naprawdę było zabawnie.
Oceńcie sami :P 

Miłego :* 

=====================

                Blade promienie słońca z trudem przedzierały się przez kotary szczelnie zasłaniające wielkie okno. W ich blasku tańczyły drobinki kurzu, mieniąc się niczym płatki dziewiczego śniegu na srogim mrozie. Wewnątrz utrzymanej w odcieniach błękitu sypialni panował spokój i cisza mącona jedynie cichym odgłosem wciąganego powietrza.
                Kilka zdecydowanych uderzeń w jasne drewno zaburzyło harmonię, budząc z kojącego snu jasnowłosego chłopca. Dziecko obróciło się leniwie na drugi bok, zwracając twarz ku drzwiom i jęknęło ciche „proszę”, dające znak stojącemu na korytarzu kamerdynerowi, że otrzymał pozwolenie, by wkroczyć do środka. Dostojny brunet obdarzył swego niedobudzonego jeszcze pana ciepłym uśmiechem i po cicho podszedł do okna; rozsunął zasłony, wpuszczając do pomieszczenia więcej światła i podwiązał je tak, jak to robiono w pozostałych pomieszczeniach ogromnej posiadłości – wszak on i jego pan byli w tym domostwie zaledwie gośćmi, wypadało więc, by przestrzegali zasad, nawet tych najdrobniejszych.

                – Paniczu, pora wstawać – rzekł niezobowiązująco kamerdyner i podszedł do szafy, by przygotować szlachcicowi ubrania i jednocześnie dać mu chwilę, by pogodził się z myślą o rychłym końcu błogiego lenistwa.
Chłopiec posłusznie przetarł oczy i niechętnie, lecz bez narzekania, usiadł i wbił spojrzenie dwojga wielkich, błękitnych oczy w tył głowy służącego.
                – Lizzy pojechała, prawda? – zapytał smutno, starając się nie zaczynać poranka płaczem, by i cała reszta dnia, zgodnie z tym, czego uczyła go świętej pamięci matka, nie upłynęła w ponurym nastroju.
                ­– Tak, paniczu. Zostawiła jednak paniczowi wiadomość. Leży na szafce. Proszę spojrzeć – odparł anioł.
Po chwili zamknął szafę i podszedł do chłopca, kładąc w nogach łóżka granatowy mundurek, , białe podkolanówki i buty z lekkim obcasie. Timmy zignorował go, przyglądając się koślawym, stawianym w pośpiechu literom, które układając się w kolejne słowa, niosły ze sobą niezwykle radosny przekaz. Kiedy jego wzrok zakończył sakkadowo-fiksacyjną podróż po tekście, odłożył kartkę i z wielkim, szczerym uśmiechem na ustach spojrzał na służącego, czekając aż ten zapyta go o powód niezwykłej radości.
                – Co się stało, paniczu? Czyżby wiadomość od lady Elizabeth tak cię ucieszyła? – zapytał Arthur, zgodnie z oczekiwaniami szlachcica.
                – Lizzy powiedziała, że kiedy wróci wieczorem, to będzie ze mną siedziała tak długo, aż nie zasnę! Wiesz, co to znaczy, Arthurze? – ekscytował się malec.
                – Słucham, paniczu?
                – To znaczy, że po obiedzie idę spać. I będę spał jak najdłużej, więc masz mnie nie budzić! Rozumiesz?
                – Oczywiście, paniczu – odparł anioł, kłaniając się lekko. – Teraz, proszę, pozwól mi zmienić twoje ubranie. Nie może panicz przez cały dzień nosić piżamy, prawda?
                – Tak, oczywiście! Bo to nie wypada! – przytaknął niezwykle radośnie.
Pozwolił Arthurowi się ubrać, samodzielnie wiążąc jasną wstążkę wokół szyi oraz buty. Chociaż służący chciał zrobić to za niego, chłopiec, w ramach ćwiczeń, postanowił poradzić sobie sam. Przez to przygotowania trwały nieco dłużej, lecz dziecko było zbyt zaaferowane sukcesem i zbliżającym się, przemiłym wieczorem z siostrą, by dostrzegać coś niewłaściwego w ociąganiu się z posiłkiem.
                Po śniadaniu kamerdyner przedstawił Timmiemu rozkład jego obowiązków. Nie było ich wiele, jednak dbająca o edukację chłopca ciotka wyraźnie zaznaczyła przed wyjazdem, by Arthur każdego zdania dawał blondynowi zestaw zadań z różnych dziedzin nauki. I tak, tym razem stanęło na francuskiej czytance zwieńczonej pytaniami z nim związanymi oraz na kilku przykładach z podstawowych zagadnień matematyki. Młody szlachcic był zdolnym uczniem, nie miewał problemów z nauką, dlatego kamerdyner z czystym sumieniem zostawił go w bawialni, a sam udał się do kuchni, by wraz z Thomasem zając się przygotowaniami do obiadu.
                Chłopiec posłusznie zajmował się zadaniami, które zlecił mu Arthur. Okazały się łatwiejsze niż się spodziewał i po niespełna godzinie rozwiązana praca leżała złożona na blacie niskiego stołu bawialni. Timmy siedział na drugim końcu pomieszczenia i sam ze sobą odgrywał scenkę z wystawnej kolacji na królewskim dworze. Jednak zabawa samemu była dla niego niewystarczająco absorbująca. Nie teraz, kiedy z taką ogromną ekscytacją czekał na powrót siostry. Starał się ze wszystkich sił, by zachowywać się spokojnie i niczego przypadkiem nie zniszczyć, ale rozpierająca go od wewnątrz ogromna dawka energii napędzanej szczęściem nie pozwalała zwyczajnie siedzieć i bawić się lalkami. Chciał skakać, biegać, krzyczeć. Był środek lata, a on nawet nie miał z kim zagrać z baseball! I chociaż bardzo długo wytrzymał samotnie w bawialni, w końcu znudzony postanowił zabawić się w informatora. Założył na siebie ciemny koc i chodził po całym budynku na palcach, ze szkłem powiększającym w dłoni i zabawkowym stetoskopem na uszach kolejno śledząc poczynania napotkanych służących.
                Zaczął od Jeanny, na którą natknął się w pierwszej kolejności. Dziewczyna nawet nie zwróciła uwagi na skrytego za szafą blondyna zbyt zaabsorbowana czyszczeniem okien. Nuciła pod nosem jakąś piosenkę, której słowa lądowały skrzętnie zapisane w kajeciku młodego szlachcica. Nie przypominał sobie, by kiedyś słyszał ten utwór, dlatego postanowił, że zapyta o to ciotkę i znajdzie nagranie, które zawiera oryginał, a potem dowie się, czemu Jeanny śpiewała akurat ją, bo na pewno miała ku temu powód! Może być to jakiś tajny kod dla zewnętrznych informatorów, a ona była tajną agentką, która tak naprawdę pracowała u Elizabeth, żeby zdobyć jej pieniądze? A może w ten sposób porozumiewała się ze swoim kochankiem, umawiając się na wieczorne schadzki pod gołym niebem? Nie wiedział, ale zdecydowanie zamierzał poznać motyw pokojówki. Nie dopuszczał nawet opcji, by robiła to ot tak, bez żadnego powodu. Nic nie działo się przecież bez przyczyny, kiedy czuwał detektyw Timmy!
                Kiedy dalsze obserwowanie pokojówki wydało się chłopcu pozbawione sensu, równie dyskretnie jak się zjawił, tak zniknął z pomieszczenia, zostawiając niczego nieświadomą Jeanny sam na sam ze swymi sekretami. Wiedząc, że Arthur wraz z Thomasem przygotowują obiad, malec przyczaił się w służbowej części posiadłości, ostrożnie przemierzając kolejne korytarze, by pozostać niezauważonym. Zaskoczony zorientował się, że naprawdę nikt go nie widział. Nawet przez moment nikomu nie przyszło do głowy, że kilkulatek stoi tak blisko, przysłuchując nie w pełni odpowiedniej dla jego młodych uszu rozmowie, którą toczył Thomas, właściwie sam ze sobą, z racji, że kamerdyner szlachcica jedynie potakiwał raz na jakiś czas, zdając się nie mieć najbledszego pojęcia o tym, co wzbudzało w kucharzu tak ogromne emocje, że aż nie mógł się powstrzymać od prostackich przekleństw.
Za to Timmy wiedział doskonale, że ostatnia przegrana ulubionej drużyny bruneta była ogromną klęską zaprzepaszczającą świetnie rozpoczęty sezon, a sędzia meczu najprawdopodobniej został przekupiony przez trenera przeciwnej drużyny. Oczywiście wszystkie informacje, włączając w to obraźliwe porównania pod adresem arbitra, znalazły swe odbicie w notesie. Chłopiec nie znał znaczenia połowy z zapisywanych przez siebie słów, ale i o to zamierzał w odpowiednim czasie zapytać. Jeśli nie ciotkę (bo z jakiegoś powodu wydawało mu się to niewłaściwe), to Lizzy – ona na pewno z chęcią mu to wyjaśni, a może nawet pomoże poznać sekret pokojówki i razem odkryją jakąś wielką tajemnicę! Ekscytacja Timmiego rosła z każdą chwilą.
                W końcu Thomas ucichł poproszony przez Arthura o wyniesienie śmieci i nazbieranie ziół w ogródku. To był moment, który dla młodego detektywa wydał się niesamowicie ważny. To właśnie wtedy, gdy bohaterowie powieści śledzą złoczyńców, a ci zostają sami, wykrzykują w przestrzeń wszelkie swoje tajemnice. I na to właśnie czekał młody szlachcic. W drżącej dłoni trzymał ołówek, lekko dociskając go do kartki, by zacząć notować, kiedy tylko z ust służącego zacznie wypływać potok słów zdradzający, że to on jest tajemnym kochankiem pokojówki. Albo gorzej! Że to on jest winien temu, że co noc słońce przegrywa batalię z księżycem i ginie za horyzontem! Cokolwiek ukrywał Arthur, prawda za chwilę wyjdzie na jaw – tego właśnie oczekiwał. Jakież ogromne było jego zdziwienie, kiedy z ust kamerdynera naprawdę zaczęły płynąć słowa. Chłopiec był tak zaskoczony, że dopiero po chwili zdołał zapisać to, co mówił służący.
                – Gabriel… Gabry… Ga… Ach, zamknij się wreszcie! – wydarł się Arthur, wzbudzając w skrytym za ścianą dziecku przerażenie.
Timmy wyjrzał ostrożnie, by upewnić się, że jego kamerdyner wciąż jest sam. Nie bardzo rozumiał, co właściwie się działo. Przecież nie rozmawiał przez telefon. W pomieszczeniu nie było nikogo innego. Czyżby Arthur był wariatem?
                – Gdybyś dał mi dojść do słowa, już dawno bym ci powiedział. ­– Ponownie rozległ się zirytowany głos bruneta.
Zwinna rączka szlachcica skrzętnie notowała każde kolejne słowo, drżąc z coraz większym lękiem, ilekroć grafit na moment odrywał się od kartki. Koślawe litery stawały się coraz mniej czytelne, mimo to, nie poddawał się. Musiał zebrać wszystkie informacje i koniecznie powiedzieć o tym ciotce. W jego mniemaniu kamerdyner potrzebował pomocy lekarza. Nikt z dorosłych nie rozmawia sam ze sobą w taki sposób, to było dziwne i nienormalne i okropne i nie powinien tego robić, bo przecież tylko dzieci mają zmyślonych przyjaciół, a Arthur zdecydowanie nie był dzieckiem!
                – Skoro wreszcie raczyłeś się uspokoić… To się stanie jutro. Wszystko dokładnie zaplanowałem. Tak, tak. Mówiłem, że sobie poradzę, trochę więcej wiary, bracie.
                – O co chodzi… – szepnął niemal bezgłośnie podopieczny anioła.
Z każdym słowem coraz mniej rozumiał. Im dłużej służący mówił, tym większy mętlik tworzył się w małej, jasnej główce, która rozpaczliwie próbowała cokolwiek zrozumieć. Głos kamerdynera brzmiał strasznie chłodno i wyniośle – zupełnie nie przypominał głosu Arthura. I te słowa, i kim był Gabriel? Timmy nie wiedział, że lokaj miał przyjaciela o takim imieniu. Nie wiedział nawet, że on w ogóle ma jakichkolwiek znajomych! Odkąd zjawił się w jego domu, ani razu nie wyszedł z posiadłości w prywatnych celach. Nigdy nie opuścił jego boku i nawet półsłowem nie wspomniał o nikim, kogo chłopiec by nie znał. Zdążył przywyknąć, że ciemnowłosy, dostojny służący nie zna innego świata poza nim i jego rodziną, a teraz nagle okazuje się, że miał jakiegoś zmyślonego przyjaciela, który jedynie go denerwował.
                – Zgodnie z planem. Jutro, kiedy ziści się ich plan, co do sekundy. Tak, by mógł być wdzięczny. Ależ oczywiście, że jestem pewien, wszystko już przygotowałem. Wystarczy kropla. Nie. Nie sądzę. Nie musisz się o to martwić – kontynuował Arthur.
Timmy notował tak szybko, że w pewnym momencie ołówek wypadł mu z dłoni i potoczył się do wnętrza kuchni, prawie pod same nogi anioła. Ten spojrzał na oprawiony drewnem grafit, podszedł do niego i pochylił się, chwytając go w dłoń. Zza framugi dostrzegł kawałek ciemnego koca, którym okrywał się jego pan.
                – Wybacz, zostałem zdemaskowany przez mego pana – powiedział po raz ostatni w przestrzeń i pewnym krokiem ruszył w miejsce kryjówki Timmiego.
Chłopiec próbował uciec, ale anioł chwycił róg koca, zanim zdążył zniknąć na zakrętem korytarza. Pisk dziecka dał mu do zrozumienia, że musiał przysłuchiwać się rozmowie. Ołówek, notes w jego ręce i cała ta dziecinna konspiracja – nie bez powodu Michał był archaniołem, takie infantylne gierki były dla niego aż nazbyt oczywiste. Wiedział jednak, że Timmy jest inteligentnym i dociekliwym dzieckiem, jeżeli więc nie rozegra tego odpowiednio, może pójść i opowiedzieć o wszystkim siostrze, a to mogłoby skomplikować nieco jego plany. Wystarczy, że Gabriel siedzi jak na szpilkach i wiecznie się na wszystkich wydziera, bo niezwykle go boli, że tym razem to nie on zstąpił na ziemię. Jakby to rzeczywiście był jakiś zaszczyt…
                – Przyłapałeś mnie, paniczu – powiedział ciepło Arthur, uśmiechając się do przestraszonego chłopca.
                – Oczywiście, że tak! Jestem wspaniałym detektywem, a ty musisz iść do lekarza! Dorośli nie powinni mieć zmyślonych przyjaciół, nawet ja już nie mam, bo ciocia nie pozwoliła – wyjaśnił dobitnie swój punkt widzenia, machając nogami, by wyrwać się z uścisku kamerdynera.
                – Proszę wybaczyć, nie sądziłem, że ta gra okaże się dla panicza aż taka prosta. Nie doceniłem cię – kontynuował anioł, niezwykle spokojnym tonem.
Postawił swego pana z powrotem na podłogę i klęknął przed nim, nisko pochylając głowę.
                – Co to znaczy? – zdziwił się malec. – Chcesz powiedzieć, że to wszystko zmyśliłeś?
                – Przepraszam, powinienem się bardziej postarać. Obiecuję, że więcej się panicz nie zawiedzie.
                – Ale… To nie wyglądało jak gra! Arthurze, nie kłam! – krzyknął zdezorientowany Timmy.
Wyjaśnienie anioła miało sens, lecz chłopcu nie chciało się wierzyć, że tak doskonale odegrał swoją rolę. Dotąd nigdy nie wczuwał się w spotkania herbaciane, Szalonego Kapelusznika, złoczyńcę, który próbował okraść ich dom, a nawet w wielkiego księcia. Szlachcic był pewien, że przy wszystkich swoich niezwykłych umiejętnościach, jego kamerdyner zwyczajnie nie potrafi odgrywać ról, jednak tym razem… To było coś zupełnie innego – tak niesamowicie realistyczne, jakby działo się naprawdę.
                Anioł widział, że ludzkie dziecko niedowierza jego słowom. Nie martwił się jednak, w najgorszym wypadku mógł zwyczajnie wyczyścić mu pamięć – tak samo, jak zrobił po niefortunnej wizycie Timmiego w piwnicy. Jednak wolał się do tego nie uciekać. Był archaniołem, posiadał ogromną moc i inteligencję, ale kompletnie nie radził sobie z ludźmi, a w szczególności z ich szczeniętami. Potrafił się nimi opiekować, postępował według wskazań swojej tymczasowej pracodawczyni, ale tak naprawdę nie rozumiał motywów targających chłopcem, a jego pokrętny sposób rozumowania, dziwaczna psychika i niezwykła spostrzegawczość w najmniej istotnych sytuacjach, zwyczajnie przekraczała jego kompetencje, nie wspominając nawet, że najzwyczajniej w świecie doprowadzała go do szału. Dlatego też korzystał z okazji, by lepiej go zrozumieć. Nie mógł przecież pozwolić, żeby Gabriel wypominał mu przez kolejne tysiąc lat, że wykiwało go jakieś dziecko. Chełpiłby się swoją wyższością wynikającą jedynie z tego, że bywał w ludzkim świecie częściej, i puszyłby pióra za każdym razem, gdy którykolwiek z aniołów chociaż wspomniałby o wyprawie Michała. Tak, zdecydowanie musiał poradzić sobie z ludzkim szczenięciem w tradycyjny sposób.
                – To dlatego, że ukrywałem swoje umiejętności właśnie na tę chwilę. Schlebia mi, że jest panicz aż tak zaskoczony – wyjaśnił Arthur.
Podejrzliwy wzrok chłopca z każdą chwilą, w miarę, jak łączył kolejne fakty, stawał się coraz bardziej ufny. W końcu Timmy wyciągnął swój notesik i przeczytał kamerdynerowi wszystko, co się tam znajdowało. Brunet z niesmakiem słuchał, jak kilkuletnie dziecko klnie jak szewc, ale postanowił na razie się do tego nie odnosić, nie chcąc zaburzyć korzystnego dla siebie procesu myślowego młodego szlachcica.
                – Czy to znaczy, że wszystkie trzy historie są ze sobą połączone? – zapytał w konkluzji Timmy głosem zdradzającym ogromną nadzieję.
                – Ależ oczywiście. Jak zwykle mnie panicz przejrzał.
                – Ale dalej nie rozumiem, o co chodziło…
                – Dlatego powinien panicz wrócić do pokoju i się nad tym zastanowić. I proszę nikomu o tym nie mówić, to nasza tajemnica. Jeśli ktoś paniczowi pomoże, nie zasłuży panicz na nagrodę – przestrzegł mężczyzna, lekko marszcząc brwi.
                – Nagrodę?! Nagrodę niespodziankę?! – dopytywał pogrążony w euforii blondynek.
                – Tak, ale tylko jeśli sam panicz rozwiąże zagadkę.
Timmy skinął głową na znak, że rozumie i bez chwili zwłoki pobiegł do pokoju zabaw. Znalazł kartki, ołówek i kredki i zaczął dokładnie rozrysowywać wszystko, co zaobserwował.
                Anioł był z siebie dumny. Udało mu się przechytrzyć dziecko. Nie miał nawet problemu z nagrodą – wystarczyło, że przygotuje lodowy deser, czym w pełni zaspokoi pragnienia małego pana. Rozwiązanie zagadki również nie było przeszkodą. By trafić w gusta dziecka, wystarczyło przyznać w pewnej chwili, że ma rację. Teoria, którą wymyśli, nie musi mieć sensu. I tak się nie zorientuje. Najważniejsze, by nie powiedział o niczym Elizabeth, a póki za wyjawienie informacji o grze grozi mu utrata nagrody, na pewno tego nie zrobi. Timmy kochał niespodzianki ponad życie. Chociaż mógł mieć wszystko, czego zapragnął, w każdej chwili, najbardziej lubił to, czego się nie spodziewał.
                Dumny z siebie Arthur nie cieszył się zwycięstwem nad ludzkim dzieckiem zbyt długo. Ledwie powrócił do przygotowywania obiadu, kiedy do kuchni wrócił Thomas i ponownie zaczął narzekać na wynik poprzedniego meczu. Ach, gdyby tylko zabijanie nie związanych ze sprawą śmiertelników nie kłóciło się z boskimi zasadami. Archanioł wyobrażał sobie, jak za delikatnym dotknięciem czoła mężczyzny posyła go w wieczny sen i wreszcie w ciszy skupia się na obowiązkach. Niestety rzeczywistość, szczególnie ta ziemska, znacznie różniła się od jego wyobrażeń, czy potrzeb. Kucharz był częścią służby Elizabeth, osobą, którą darzył sympatią jego pan, a na dodatek w żaden sposób nie dało się go uznać za istotnego w sprawie, na której się skupiał, dlatego też zwyczajnie był zmuszony cierpliwie wysłuchiwać kolejnych, przerywanych co chwilę przekleństwami, lamentów niezadowolonego człowieka. Pocieszał się jedynie tym, że w ciągu najbliższych kilku godzin uda mu się uwolnić z tego domu, wrócić do posiadłości panicza Thimotiego i niedługo potem odejść w niewyjaśnionych okolicznościach i powrócić na niebiańskie łono, zaznając wszelkich wygód wiecznego życia po tej lepszej ze stron. 

6 komentarzy:

  1. Timmy klnie jak szewc XDDD Padłam. Ubolewam, że od jakiegoś czasu znów nie ma Sebiego w roli głównej, ale cóż, trza wytrzymać.
    Te tajemnice służby. Jenny i jej tajne sygnały. W sumie, trochę zdziwił mnie fakt, że taki maluch już łączy wszystko z tajemnymi kochankami. Arthur, tak, on pasuje do tego z pewnością ^^
    No Thomas rzucający kurwami i innymi w związku z meczem... Padłam znów i nie wstaję. Ale Arthur, mój ulubieniec. Było wstać z tej ziemi, bo teraz leżę i gniję. On ma wymyślonego przyjaciela. Słodko. Mały, samotny aniołek. Ale gdy detektyw Timmy jest na posterunku... XDDDDD Dobra, dajcie chwilę, muszę się pozbierać.
    Mały wredny skrzydlaty. Co on se wyobraża. Demon nie kłamie, a anioł to szuja. Chyba większość społeczeństwa modli się nie do tej strony. Nienawidzę gnoja, ale chyba kogoś muszę, skoro ułaskawiłam Enepsi.
    Kurcze, jednak nie potrzebuję Seby tak często. Ale nie pogardzilabym ;)
    Gniję nadal. Pozdrowienia z podłogi ~♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo bo Thomas to prosty człowiek jest i jak każdy prodty człowiek, czasem sobie pozwala. Szczególnie jak się ważą losy czegoś tak ważnego jak mecz! XD
      W ogóle w tym zdaniu o detektywnie Timmim wpadł mi rym hahaha xD
      A dzieciak jest inteligetny i widać, że czyta bardzo dojrzałe jak na swój wiek książki, więc i motyw kochanków mu nieobcy.
      Za to o Sebusia się nie martw - on nadciąga, tylko ma opóźnienia jak polskie pkp xD

      Usuń
    2. Przestań, bo ja się nie pozbieram z tej podłogi XDDDD
      Ja się w tym momencie utożsamiam z Thomasem^^
      Dobra, koniec, bo to pisanie dziwne jest (No ale wypada odpowiedzieć xD)

      Usuń
  2. Konbanwa Nami-senpai!!!
    Przepraszam za to, że mnie nie było, ale musiałam skupić się na nauce. Rozdział wspaniały i niesamowity coś długo nie było Sebastiana nie sądzisz? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i bardzo serdecznie pozdrawiam ciebie*kłaniam się bardzo nisko*
    Sayonara Nami-senpai!!!
    Luna Sakamaki

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. Nie wydaje mi się, by mieli "nagrania piosenek", ale mogę się mylić.
    2. Timmy. Ile on ma lat, gówniarz, który nie odrósł od podłogi a i u niego kochankowie w głowie. Na miejscu Arthura, dorzuciłabym mu karną czytankę.
    3. "potok słów zdradzający, że to on jest tajemnym kochankiem pokojówki. Albo gorzej! Że to on jest winien temu, że co noc słońce przegrywa batalię z księżycem i ginie za horyzontem!" Jezzzzuuuu T_T tak, chcesz mi wmówić, że on wierzy, że Arthur jest kochankiem Jeanny, ale nie wie, że noc zawdzięczamy obrotowemu ruchowi ziemi wokół własnej osi? A jeszcze przed chwilą chwaliłaś go za inteligencję, gdy wspominałaś o zadaniach. Nie zna znaczenia przekleństw, nie wie, czemu noc staje się dniem, ale wie, kim są kochankowie. No podpadłaś mi po całej linii, Nami. Postać wewnętrznie niespójna.
    Gabryś *_* Magia imienia, od razu kibicuję mu mode on. Chociażby był szują i ostatnim padalcem. I to noszenie się bardziej od Michała <3
    Spodobał mi się sposób na wykiwanie Timmiego, aczkolwiek uważam, że Arthur właśnie zrobił swój błąd, mianowicie taki, że nie zniszczył notatek Timmiego. W rękach wielki osób przebywających w rezydencji, byłyby bardzo ważną poszlaką. I w dodatku teraz to dziecko narysuje to, co zobaczyło, tworząc w ten sposób kopię zapasową bardzo ważnej informacji. Coś czuję, że właśnie o rysunku Arthur zapomni i to go wpędzi w kozi róg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te wszystkie niespójności, pomysły Timmiego na to, co i dlaczego się dzieje, były po to, żeby pokazać całe spektrum jego przemyśleć. Bo w tej części narrator opisuje sytuację z perspektywy dziecka. A dziecko ma wybujałą wyobraźnie i wymyśla sobie niestworzone rzeczy, żeby było zabawniej, żeby coś się działo, żeby była magia. Stąd podejrzenie, że oni są razem, które zupełnie przeczy temu kolejnemu, skrajnie bezsensownemu.
      A że nie wie, o przekleństwach - czyta poważniejsze książki, ale ciotka (a wiemy, jaka ona jest :P) bardzo pilnuje jego edukacji, zachowania itp. Nie pozwoliłaby, żeby poznał przekleństwa w takim wieku, bo to nie jest język, którym powinien się kiedykolwiek posługiwać. Czuje, że nie są one dobrymi słowami, bo poznaje po emocjach i sposobie, w jaki wymawia je Thomas, ale nie może być pewien, bo zwyczajnie nie miał z nimi kontaktu - a jak się nie zna jakiejś idei, to ciężko przyporządkować do niej jakieś elementy, a Timmy przeklinania w takiej formie, jaką uskutecznił Thomas, nie zna :P
      Kochankowie znowu są popularnym tematem, który przewija się nawet w dziennikach, tylko po to, żeby podnieść zainteresowanie nimi, więc nic dziwnego, że ten motyw nie jest mu obcy, zresztą na tym punkcie jest wyczulony już od dawna. Widać to chociażby wtedy, kiedy dziwi się, że Sebastian wychodzi z Tomoko, skoro to Lizzy coś do niego czuje.
      Skoro w XIX wieku mieli nagrania muzyki i jakieś przemowy ponagrywane, to i piosenki mogłyby być. Nawet, jeśli nie ma o tym oficjalnych informacji - no to przecież jak widać same możliwości istniały, a że to fikcja, to jak najbardziej może być :P
      Btw, Timmy ma ze 5-6 lat (tak, nie pamiętam <3), mój brat w tyk wieku miał już za sobą jedną dziewczynę :P
      No, a co do Arthura... Sam się przyznał, że nie radzi sobie z dziećmi. Nie przewidział wszystkiego, bo widocznie był bardziej zajęty tym, że irytuje go Gabryś. ^^

      Usuń

.