środa, 13 stycznia 2016

Tom 3, XLVII

Tak opornie mi szła beta, bo ledwo żyję, a jeszcze sobie jutro kolosa wymyślili. Hahaha, już się uczę, taaag (y). 
No, ale z samego rozdziału jestem zadowolona.
Więc oby i Wam się podobał.

Miłego :* 

=====================

                Czerwona trawa powiewała lekko na wietrze, którego delikatne pchnięcia podnosiły w górę kolejne tumany ciemnego dymu skąpanych w granacie kwiatów. Mroczne smugi rozpylały się po całym terenie, otulając kostki Enepsignos i w całości pochłaniając jej stopy odziane w wysokie, białe buty na stylizowanej szpilce. Kobieta wpatrywała się w malowniczy pejzaż piekielnych barw, napełniając substytut duszy przyjemną, kojącą ciemnością. Panujący na dachu spokój przerwały nagle rozpaczliwe skrzeki jakiegoś ptaka. Demonica zobaczyła jedynie lekko opadające na czerwony dywan, czarne piórko. Ponad jej głową kilka kolczastych macek ruszało się entuzjastycznie, odprawiając taniec zwycięstwa. Ptasie wołanie o pomoc po chwili ucichło, wieńcząc błagania przeciągłym, bezdusznie stłumionym jękiem, w którego dźwięku kobieta dostrzegła coś na wzór przepięknej melodii. Chciała zamknąć te kilka zniekształconych nut, zapisać je na zawsze i uczynić akompaniamentem swego życia, tak niesamowicie autentycznym, cierpiętniczym głosem zwierzęcia, które w jednej chwili, orientując się, że nie ma już dla niego ratunku, w pełni straciło nadzieję, a wraz z nią jego głos umilkł na zawsze.
                Kiedy śpiew śmierci ucichł i dachem znów zawładnął jedynie świst chłodnego wiatru, do uszu kobiety dotarł nowy, niezidentyfikowany dźwięk. Jakby czyjś głos z oddali próbował ją wołać. Rozejrzała się badawczo, rzucając mrożące krew w żyłach spojrzenie jednemu z burgundowych krzewów. Następnie powiodła wzrokiem po suchych pniach i gałęziach, które spływały finezyjną mieszanką czerwieni, żółci, granatów i fioletów roślinności zawzięcie walczącej o każdą, najmniejszą nawet przestrzeń, by przysposobić ją sobie i zagrzać miejsce na dłużej w zaledwie cieniu dawnej świetności ogromnych drzew.
                Nie dostrzegłszy źródła dźwięku, Enepsignos podniosła się z onyksowej ławy i powoli poczęła kroczyć drawitową ścieżką w głąb ogrodu, delikatnie smagając cienkimi, długimi palcami granatowe liście rozpościerających się wzdłuż niej krzewów, których srebrny blask mienił się w oczach przyszłej królowej, tworząc złudne wrażenie, jakby płynęła łodzią po oceanie, narzucając swą wolę wzburzonym falom. Ciemne, jak nocne niebo, płaczące wierzby poruszały się niepokojąco, szumiąc niczym porywisty żywioł ponad pienistymi bałwanami wzburzonego morza. W symfonii dźwięków ponownie usłyszała cichy jęk swego imienia. Kolejne, badawcze spojrzenia – mordercze macki wijące się wokół truchła olbrzymiego ptaka witały ją zbrukanym krwią kamieniem, spod którego wyrastały, po lewej stronie wtórowały im imitacje czerwonych róż, pod złudą delikatnych płatków ukrywające dwa szeregi ostrych jak brzytwy zębów – kwieciste piranie, jak nazywała je matka Enepsignos. Zaś po prawicy błękitnej księżnej, spośród kamieni nieśmiało wyłaniały się podłużne łodygi obrośnięte setkami ostrych jak brzytwy, malachitowych liści przełamanych w barwie siecią złotych, półprzezroczystych żyłek, w których wnętrzu tętniła szkarłatna ciecz. Ułożone w stos kamienie u swego zwieńczenia spływały lawą, która żwawym strumieniem tańczyła pomiędzy niewielkimi głazami, ginąc w onyksowym, wąskim korycie, które przecinało kolejne partie ogrodu, uwydatniając jego geometryczny charakter.
                Niezwykłe piękno piekielnego cudu natury nie odkryło jednak przed Enepsignos źródła efemerycznego dźwięku. Ostatni ton szumiał w jej uszach, do złudzenia imitując przyjemny, ciepły głos jej ukochanego. Ktokolwiek z niej kpi, ktokolwiek dopuścił się tak bestialskiego czynu, powinien uciekać ile sił w nogach, póki jeszcze go nie zdemaskowała i miał na czym uciekać. W wyobraźni wizualizowała sobie, jak powoli wyrywa żartownisiowi wszystkie kończyny, pastwiąc się nad każdą, by zadać mu jak największe cierpienie. Po chwili, rozmazana twarz przybrała rysy Azazela, a intensywnie czerwone włosy demona poczęły płonąć pod naciskiem wściekłego wzroku przyszłej królowej.
                – Enepsi. ­­– Usłyszała dużo wyraźniej.
Wyrwana z uspokajającego świata brutalnej fantazji ponownie rozejrzała się wokół, nigdzie nie dostrzegając żywego ducha.
                – Przestań ze mnie kpić! – wrzasnęła, tupiąc tak mocno, że drawitowy chodnik ugiął się pod jej stopami.
Kilka płytek pękło wpół, a spomiędzy nich momentalnie wyłoniły się świeże źdźbła trawy, otulając krzemienie miękkimi listkami. Rozwścieczona kobieta rozpostarła złożone za plecami, lodowe skrzydła i zamaszystym ruchem strzeliła z nich ostro zakończonymi soplami, które poczęły rozbijać się o kamień, zamrażać pomniejsze krzewy i taranować młode gałązki spływające ametystowymi pąkami nieśmiało wyłaniającymi się spośród aksamitnych, czarnych liści.
                – Enepsi, uspokój się, to ja… – mruknął lekko zniesmaczony głos.
Dopiero wtedy demonica zorientowała się, że nie dobiegał z ogrodu, a z wnętrza jej umysłu. Ktoś porozumiewał się z nią telepatycznie. Jego głos był niesamowicie zniekształcony, znała tylko kilka osób, które potrafiły kontaktować się w ten sposób, i tylko jedną z nich, która chciałaby z nią rozmawiać.
                – Ukochany! – krzyknęła, chwiejąc się z wrażenia.
Złożyła skrzydła i podeszła do najbliższej onyksowej ławy, którą zewsząd otaczały iglaki koloru doprowadzonego do topnienia metalu. Drżała lekko pogrążona w euforii. Wreszcie mogła opowiedzieć mu o tym, co dzieje się w piekle, prosić go o radę, powrót, wskazówki. Nim jednak była w stanie zwerbalizować jakąś sensowną wypowiedź, Sebastian odezwał się ponownie.
                – Nie mam wiele czasu. Posłuchaj, anioł, który trzyma mnie w niewoli, to tak naprawdę Michał. Losy rzeczywistości wiszą na włosku. Archanioł chce zawiązać z nami przymierze na czas nadchodzącej batalii, a kiedy ta dobiegnie końca, skłonny jest renegocjować dawny pakt – opowiedział pospiesznie król, nie siląc się na zbędne szczegóły.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili Arthur może zorientować się, że coś było nie tak. Wiedział również, że nie ma wystarczająco sił, by utrzymać kontakt z Enepsignos dłużej, niż przez kilka minut. Musiał skupić się  na tym, co w tej chwili liczyło się najbardziej, czyli na wymianie informacjami. Wiedział, że może na niej polegać i kiedy usłyszy, o jak wysokiej stawce mowa, upora się z emocjami, odepchnie je i wraz z nim dojdzie do najlepszych wniosków.
                – Anasi doniósł, że siedmioro z poddanych zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Doradcy naciskają, bym podjęła radykalne działania. Na razie jedynie zarządziłam patrole wojskowych i wniosłam obowiązek meldunku, ale z poważniejszymi krokami czekałam na ciebie, Kruku – zrewanżowała się kobieta, niechętnie zastępując imię ukochanego jednym z jego licznych przydomków.
Nie rozumiała dlaczego tak bardzo starał się odciąć od swego prawdziwego oblicza, ale z szacunku i miłości postanowiła respektować jego decyzję. Do czasu aż cała ta sytuacja nie dobiegnie końca, będzie wytrwale podążać za jego wolą, w pełni ukazując jak bardzo jest mu oddana i jak wielkie pokłada w nim nadzieje. Nie zamierzała pozwolić, by się na niej zawiódł. Teraz, po setkach lat, kiedy w końcu jej się oświadczył, za cel postawiła sobie udowodnienie nowemu królowi, że podjął dobrą decyzję.
                – Dobrze postąpiłaś, ukochana. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin muszę dać Michałowi odpowiedź. Zamierzam przystać na jego warunki, zatem niedługo wrócę do królestwa. Do tego czasu, proszę, utrzymuj wszystko w ryzach. Ufam, że pióro dało ci odpowiednią władzę, nie powinnaś więc mieć żadnych problemów. Proszę cię też, przekaż Anasiemu to, o czym ci powiedziałem i proś o dyskrecję. Nie chciałbym, by Azazel zaczął kłapać dziobem na prawo i lewo…
                – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym rozszarpać tego śmiecia na strzępy – burknęła demonica. – Oczywiście, mój królu, natychmiast się tym zajmę. Czekam na ciebie z utęsknieniem. Mam nadzieję, że już niedługo dołączysz do mnie w łożu… – powiedziała dużo spokojniej, uśmiechając się na myśl o wszystkim, co pragnęła z nim zrobić, kiedy wreszcie wróci.
Wyobrażała sobie, jak przypina go do łóżka, jak korzysta ze swych ostrzy, by wydobyć z niego wszelkie wspomnienia na swój temat, przyjemnie drażniąc ego wizjami tęsknoty, z którą zmagał się, będąc z dala od niej. Uwielbiała odnajdywać się w jego myślach, owiana tajemnicą, lekko rozmazana. Ach! On tak doskonale potrafił oddać jej istotę nawet w myślach, tak idealnie odczytywał, jak uwielbiała być nieprzejednana i tak wiernie trzymał się tego, by sprawić jej przyjemność, wiedząc, że z ciekawości zerknie w głąb jego umysłu i przemierzy jego odmęty, goniąc za tymi obrazami. I jak zwykle się nie zawiedzie.
                – Oczywiście, Enepsignos. Już niedługo. Wytrzymaj jeszcze chwilę. – Słodki głos demona ukoił jej drżące serce.
Napawała się każdym dźwiękiem, wiodąc wzorkiem po mrocznym ogrodzie, odnajdując tętniące życiem, ogniste serce. Znów czuła się jak ten płomień dający życiem wszystkiemu wokół. Niczym najcudowniejszy klejnot, największy skarb – to ona, przyszła królowa, pędziła królewską machinę ku chwale. Na jej barkach spoczęła ta ogromna odpowiedzialność, którą przyjęła z pokorą i niezwykłą radością, niemal płacząc ze wzruszenia. Jej przyszły mąż cenił ją na tyle, by bez chwili zwłoki przekazać tak ważne informacje. Powierzył jej swoje królestwo bez żadnych wątpliwości.
                – Dziękuję, kochany…
                – Wierzę w ciebie, moja królowo. Niedługo się spotkamy – pożegnał ją demon.
Przez chwilę jeszcze słyszała w głowie echo jego słów. Moja królowo – rzekł z taką lekkością, a serce demonicy zalało przyjemne ciepło. Klatka piersiowa unosiła się miarowo w skutek głębokich oddechów pełnych ekscytacji. Enepsi nie mogła się już doczekać, kiedy Sebastian zstąpi do swego królestwa i przy akompaniamencie piekielnych trąb, krocząc zamkowymi korytarzami, przepełni go duma na widok tego, jak doskonale poradziła sobie, dzierżąc władzę. A potem, w dźwiękach chwalebnych pieśni, na publicznym forum ogłosi ją swą żoną, a wtedy wszyscy oprawcy demonicy zostaną strąceni do najczarniejszego lochu, w piekle nastąpi przewrót i wreszcie ten plugawy, skorumpowany świat nabierze nowego kształtu podkreślanego tysiącem tonów błękitu świadczącego o jej władzy.
                Wspomnienie głosu demona do reszty ucichło, zostawiając Enepsi samotną pośród palety ciemnych barw piekielnego ogrodu. Kobieta uśmiechnęła się błogo, wstała i ostrożnie stąpając do drawitowych kostkach, podeszła do ametystowego drzewa, ogrzewając dłonie w płomieniu Wiecznego Ognia.
                – Kiedy mój król wróci, nic już nie będzie takie samo. Tylko ty i ten ogród zostaniecie niezmienione, a cała reszta… To piękne, czarne niebo po raz pierwszy ujrzy tak niebywały cud. Obiecuję ci, będziesz ze mnie dumny – mówiła czule do płomienia, póki ten nie zadrżał nienaturalnie, jakby próbował jej odpowiedzieć.
                Przyszłą królową przepełniał przyjemny spokój i duma. Wiedziała, co musi zrobić, wiedziała też, że to, czego już dokonała, było właściwe. Czuła potęgę; aprobata ukochanego podsycała jej pouczcie własnej wartości, sprawiając, że w wyobraźni widziała się jako niezwykły, oślepiający, wręcz, majestat, wyniesiony na piedestał piekielnej chwały, a wszyscy, którzy szydzili z niej przez całe wieki, spalali się w czystym blasku jej jestestwa, nie dając żadnego świadectwa swego istnienie, nawet kupki popiołu, jaką zwykły pozostawiać po sobie zwłoki niższych.
                Przez kolejny kwadrans, upewniwszy się, że nikt na nią nie patrzy, Enepsi zaczęła tańczyć pośród potępionych roślin, napawając się szumem wiatru, płaczem wierzb, przeraźliwym krzykiem kolejnych, zbłąkanych ptaszysk. Obracała się, delikatnie pląsając po złoto-brązowych kamieniach, a jej zwiewna, półprzezroczysta suknia sunęła za nią, unoszona przez piekielną bryzą. Gdyby ktoś spojrzał na nią z boku, nigdy nie dostrzegłby w kobiecie demona, mrocznej istoty żądnej śmierci. Przypominała leśną boginię zimy, która swym lekkim tańcem zdawała się usypiać wszystko wokół. Spod skrzydeł przyszłej królowej wydobywał się lśniący pył, tańcząc wokół swojej pani, jedynie potęgując skojarzenia z zimą, jakie przywodziła na myśl.
                W końcu jednak spontaniczny wybuch radości dobiegł końca, a kobieta ponownie przywdziała maskę poważnej, wzbudzającej trwogę księżnej i dumnym, groźnym krokiem powróciła na zamek, by zanieść wiadomość do tego, który sprawował pieczę nad wszelkimi księgami w piekle. Anasi, jeden z najrozsądniejszych demonów, jakich znała ta jałowa kraina; jedyny godzien zaufania na tyle, by poznać plany przyszłego władcy, przekupny i zawsze trwający przy tym, kto dzierżył władzę, jednak właśnie to sprawiało, że można było mu ufać. Nie dbał o pieniądze, wszak tych miał pod dostatkiem, gardził obłudą i tanimi sztuczkami. Spokój i dumę odnajdywał w prowadzeniu spisów, statystyk, w kierowaniu rzeszą pajęczych informatorów. To właśnie wiedza i porządek były jego rajem, a to z kolei zapewniał mu władna podziemia. Bez względu na to, kim był.
                Enepsignos dotarła do drzwi jednego z gabinetów na drugim piętrze. Na końcu korytarza, tuż obok schodów prowadzących do jednej z wieżyczek strażniczych, spokojny demon oddawał się w swoim sanktuarium relaksacyjnemu uzupełnianiu statystyk. Nie interesowały go podburzone nastroje demonów na zamku, strajkujący pod bramami niżsi, a nawet bankiet, który organizowano na wieczór, w celu uspokojenia napiętej atmosfery panującej pośród wyższych. Przyszła królowa miała na nim wygłosić oficjalny apel do podwładnych, w którym wyjaśni jak ma się sytuacja w królestwie i czemu podjęła tak, zdawałoby się, stanowcze działania. Jednak Anasi miał swoje zdanie, znał wszystkie fakty i nie widział żadnego powodu, by niepotrzebnie się ekscytować. W jego życiu królował spokój i równowaga. Nie lubił się wtrącać, zwracać uwagi, ani udzielać w życiu towarzyskim w stopniu większym, niż było to wskazane. Lubił myśleć, a do produktywnego myślenia niezbędny był spokój. Dlatego też jego gabinet był wygłuszony od wewnątrz, drzwi zamknięte na cztery zamki, do których niezwykle kunsztowne klucze posiadał tylko on. Posiadał również okno z lustra weneckiego zniechęcające potencjalnych podglądaczy będące w jego mniemaniu niezbędnym wyposażeniem prywatnego sanktuarium uczonego. Długo na nie nalegał, ale kiedy udało mu się je otrzymać, Belial nie pożałował swej decyzji. Produktywność wiekowego demona znacznie wzrosła, sytuacja w królestwie ustabilizowała się i można było zapomnieć o jakichkolwiek kradzieżach z królewskiego skarbca. A nawet gdyby komuś jakimś cudem udało się oszukać genialnego demona, jego wierne sługi w ciągu kilku godzin doniosłyby, gdzie, kiedy i w jakiej części spieniężone zostały skradzione dobra.
                Kilka zniecierpliwionych uderzeń w ciężkie, hebanowe drzwi zakłóciło jego spokój. Demon westchnął ciężko i niechętnie machnął ręką, by przy pomocy magii otworzyć drzwi, przeklinając w duchu, że znów ktoś burzy jego spokój. Enepsignos przekroczyła próg kryjówki Anasiego i z trzaskiem zamknęła za sobą wrota, by przykuć uwagę ekonomisty.
                ­­– Słucham cię, pani – mruknął, leniwie podnosząc głowę znad opasłej księgi.
                – Król ma dla ciebie wiadomość – oświadczyła, siadając na blacie biurka, przy którym pracował demon.
Słysząc słowa demonicy, Anasi wetknął trzymane w dłoni pióro do kałamarza. Nic nie irytowało go tak, jak kleksy na pergaminie – najwyraźniejsze oznaki braku kunsztu pisarza. Demon  bowiem zwykł wolne chwile spędzać na pisaniu powieści, a może raczej wspomnień piekła, opisywanych oczami samej mrocznej krainy. Dzieło niezwykle kuriozalne, lecz, jak mawiali nieliczni, którzy dostąpili zaszczytu zapoznania się z zaledwie kawalątkiem pracy doradcy, genialne w swym kunszcie i niesamowicie trafne. Obiektywizm, jakim samotnik szczycił się w królestwie, dawał mu doskonałe warunki do spisania dziejów podziemia, nie opierając się na własnych odczuciach, czy pisząc pod tego, kto zapłaci więcej.

2 komentarze:

  1. I nastał ten moment, kiedy skomentuję kolejny odcinek, taaak <3 Zwłoka okropna, ale uwierz na słowo: bhp w połączeniu z fizjologia i rp bywa zabójcze.
    Pierwsze, na co zwrócę uwagę: czerwona trawa, która tak namiętnie kojarzy mi się z wodorostami <3 krasnorosty, brunatnice, zielenice, wiesz, o czym mówię, prawda? ;) Wychodzi na to, że mają fikoerytrynę i fikocyjaninę, czyli tak jakby są na wcześniejszym etapie rozwoju niż rośliny na ziemi i nie mają tyle światła do dyspozycji aby mieć wykształcony w tkankach chorofil.
    Tak, co ja piszę xd Ale pierwszego dnia tak genialnych rozkmin bym nie miała, a wiem, że je uwielbiasz. Głupotę trzeba miarkować.
    O się przyczepię początku xd
    Substytut duszy, to pogardliwe określenie na ich pustkę, czy jednak zakładasz, że coś tam maja atawistycznego (biologia again)?
    Ej, nie rozumiem Enepsi w pewnym momencie. Chce uczynić krzyk umierającego ptaka swoim mottem, czyli:
    - nie ma dla niego ratunku
    - straciło nadzieję
    - wraz z nim umilknie jego głos
    No ale (dafuq) ONA JEST NARZECZONĄ KRÓLA PIEKIEŁ. Przed chwilą jarała się i obnosiła piórkiem zaręczynowym (Yolo, swag, hejce was bo będę królową?), a teraz ma depresję. Przecież ma nadzieję na to, że zostanie królową, ma ambicje zmienić piekło, chce spędzić swoje życie przy boku Sebastiana... Naprawdę gubię się. Czy ona ma jakieś wątpliwości, czy skrywasz przed nami coś, o czym jeszcze opowiesz?
    Nie wiedziałam, że ma białe buty. Kupiłam biały lakier do pazurków. Przypadek? xd
    Śpiew śmierci ucichł. Wiesz, niezbyt mi się to podoba, i postaram się powiedzieć, dlaczego. Śmierć z założenia jest obezwładniająca pustką, nicością, a więc i ciszą. Jak może cisza ucichnąć? Trochę nielogicznie.
    Sama mówiłaś, że WSZYSTKO JEST TRUJĄCE, a tymczasem Enepsi #yoloswag2 tyca sobie listki i nic się nie dzieje. Żadnego trującego pyłu, nic? Chciałabym jakieś wyjaśnienie, co to za roślina.
    (Zboczenie meine: z niewiadomych przyczyn, gdy próbuję złożyć do kupy żółć, czerwień, fiolet i czerń i to widzę cukierki).
    Myślenie poszło się ... Khy khy khy.
    SEBAAAAAAAAAASTIAAAAAAAAAAAAN <3
    Enepsi rzucająca lodem mrrrrrr. Enepsi bardzo zła i bardzo uroczo tupiąca nóżkami <3 Enepsi niebieska <3
    "koloru doprowadzonego do topnienia metalu". Wiesz, mało precyzyjne, bo to jest zależne chyba od metalu. Tak mi się zdaje.
    Ale z wrażenia siedzę na krześle.
    Ahahahhahahahhah xd
    Czekaj, czekaj, najważniejsze informacje, tak? Wymiana najważniejszych informacji.
    1. Królestwo się wali i trzeba się wykazać sztuką dyplomacji.
    2. Zaginieni poddani.
    A Enepsi mówi nam, że: "Czekam na ciebie z utęsknieniem. Mam nadzieję, że już niedługo dołączysz do mnie w łożu…"
    Przepraszam, w tym momencie po prostu zgniłam ze śmiechu, bo moje serduszko jest zamrożone i kpię z czegoś takiego jak miłość.
    ( Jak to brzmi O.O )
    Wow, coś ciekawego <3 "plugawy, skorumpowany świat". Skoro skorumpowany, to musieli mieć jakąś walutę przekazywania sobie dóbr, a ja nie wiem, co to takiego! To chodzi o dusze? Dla demonów mają jakąś wartość, mogliby jakoś się o nie targować. Jeszcze z wcześniejszych źródeł wiemy, że pieniądze nie mają dla nich żadnego znaczenia, przynajmniej ludzkie.
    Proszę, rozwiń ten wątek, chcę widzieć skorumpowanego Azazela! ( a skoro jego ojciec jest w więzieniu, to na pewno musi coś kręcić na lewo i na prawo, aby "wszystkiego chuj nie strzelił").
    Jeeej, Enepsigos tańcząca ze szczęścia *^* CHCĘ TO ZOBACZYĆ, CHCĘ TAŃCZYĆ RAZEM Z NIĄ!
    I chcę przeczytać kiedyś Side Story: Dzieje Piekła wg Anasiego :* Zrobisz kiedyś taki specjał?
    Koniec na ten rozdział. Jeszcze dzisiejszy ^^ yay ^^
    Ej, też mi się podobał oprócz piekielnego ogrodu, z którym mam kuriozalne skojarzenia, ale to ja, a skojarzenia są wypadkową zepsucia umysłowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie Side Story to całkiem niezły pomysł - jak będzie mi się chciało kiedyś starać, to może napiszę, ale podrobić język Anasiego byłoby... Ciężko. Nie umiem pisać obiektywnie, bo jak bardzo nie miałabym wylane na wszystko, jestem człowiekiem, a to sprawia, że zawsze będę subiektywna, no. Filozofia tag bardzo (y)
      Enepsi chce uczynić pieśń ptaka swoim soundtrackiem, bo to jest piekło. Dla niej te dźwięki są przyjemne. Nie postrzega ich jako rozpaczliwego błagania, czegoś, co przywodzi złe skojarzenia, a jako naprawę piękną melodię. A znowu jej wątpliwości są bardzo naturalne - ona vs. banda demonów, którzy szydzili z niej przez całe życie, a teraz muszą jej słuchać. Wszyscy, oprócz Anasiego, tylko czekają, aż popełni błąd, żeby móc kpić z niej ponownie. To, że ma władze i to, że Sebastian jej ufa, to powód do radości, ale niezwykła odpowiedzialność mimo wszystko jest przytłaczająca. Tym bardziej, że okazuje się, że ma na barkach więcej, niż tylko "a porozkazuję Wam póki Seba nie wróci, bo mogę", tylko od jej decyzji może zależeć całe istnienie piekła, no.
      No i chciałam przy okazji pokazać, jak ona ślepo wierzy w jego miłość, stąd ta część o tym, co lubi w jego wspomnieniach (widać niezbyt jasno wyjaśniona, że ON NIE UKRYWA JEJ, BO JĄ ZNA, TYLKO MA NA NIĄ WYLANE, a ona biedna myśli, że tak doskonale ją rozumie - tragizm postaci zbyt delikatnie zasugerowany TT_TT) i ta, gdzie do najważniejszych rzeczy wtrąca tekst o łóżku.
      Substytut duszy - bo duszy nie mają, ale tak, zakładam, że COŚ tam jest. Jakieś metafizyczne trociny im się przydadzą do wypchania.
      Co prawda wszystko w ogrodzie niesie śmierć, winorośle były paraliżujące, ale to nie znaczy, że macnięcie każdego listka w każdej części ogrodu przynosi śmierć. Ona bywa tam często i dokładnie wie, na ile może sobie pozwolić, żeby nie zginąć :P
      O a śpiew śmierci - to wszystkie te skrzeki tego biednego ptaka, czy w ogóle czegokolwiek, co właśnie umiera. Określenie odnosi się do dźwięków, jakie wydaje z siebie istota (no, tutaj ptak) kiedy umiera. Sama śmierć nie jest cicha, bo śmierć jest procesem. Dopiero nieżycie (jezu, jak to brzmi xD) jest stanem ciszy. Śmierć to umieranie, martwość to cisza. No, mam nadzieję, że rozumiesz - ilość śmierci w śmierci, czyli jej śmierciowatość (miałaś filozofię, prawda? xD_. Za wcześnie na takie rozkminy.
      A o korupcji piekła jeszcze będzie. O samym piekle jeszcze będzie, więc wszystko się wyjaśni - mniej lub bardziej, bo po co wyjaśniać wszystko, skoro można jedynie zasugerować, żeby czytelnik się domyślił, a całość wydawała się bardziej tajemnicza. Tag, sposób myślenia tag bardzo (y)

      Usuń

.