środa, 10 lutego 2016

Tom 3, LV

Wiem, że powtarzam to już od jakiegoś czasu, ale teraz mówię poważnie:
Jesteśmy bardzo blisko końca tego tomu. Sądzę, że w ciągu dwóch-trzech tygodni się już zakończy.
Ale nie bójcie się! Będzie jeszcze czwarty i piąty tom. I na piątym powinnam historię zakończyć. Taki jest plan na tę chwilę, ale kto wie. Początkowo miały być trzy tomy, potem cztery, ale zawsze mam problem z rozstawaniem się z postaciami czegoś, co było mi bliskie. Wiem jednak, że coś ciągnięte na siłę, nie ma prawa być dobre (Patrzcie: House, Chirurdzy, Supernatural - każdy inny serial, który ma więcej sezonów niż zakładano, bo poleciał na hajs). Ja komercyjnie tego opowiadania nie piszę, więc na pewno nie zacznę wymyślać jakichś bzdur "byle ciągnąć historię", więc mam nadzieję, że jakość nie spadnie. Są, co prawda, części, które pisze mi się lepiej i takie, z którymi mam problem (sceny akcji - bo mnie takie nudzą xD), ale myślę, że to, co planuję jeszcze stworzyć, będzie Wam się podobało.

Jednocześnie przypomnę tylko, że im więcej głosów od Was w komentarzach, im więcej opinii, wytykania błędów, domysłów i pomysłów na fabułę, tym opowiadanie ma szansę stać się lepsze. Niejednokrotnie korzystałam już z motywów (albo mnie one natchnęły), które ktoś przedstawił w komentarzach, więc w zasadzie każdy komentujący może czuć, że ma wkład w tę historię. I to jest piękne, dzięki Wam <3

Koniec paplaniny, bo miło być krótko TT_TT

Miłego :* 

=============================

Lizz stanęła jak wryta, przyglądając się konturowi czegoś, czego nigdy nie spodziewała się zobaczyć. Powoli postawiła kilka kolejnych kroków. U jej boku kroczył Jamie, coraz mocniej zaciskając palce na rączce lampy. Wnętrze magazynu wypełniał tak niesamowicie sugestywny, drażniący nozdrza odór, że nim jeszcze jasna poświata w pełni odkryła szkaradną niespodziankę, byli pewni, co za chwilę ujrzą.

                Chłopak posunął się o kolejne dwa metry do przodu, a wtedy kurtyna ciemności opadła w zupełności, odkrywając przerażające dzieło Kolekcjonera. Na grubym, metalowym pręcie tkwiło sztywno odrażające dzieło sztuki. Kawałki ciał ofiar mordercy, porozcinane i pozszywane ze sobą wedle chorego zamysłu potwora, prezentowały dumnie podobiznę ludzkiej, kobiecej twarzy, w której po chwili Elizabeth doszukała się odwzorowania samej siebie. Kończyny, z których stworzone zostało jej popiersie, były w różnym stanie rozkładu Pleśniejące zwłoki, po których spływała jakaś gęsta ciecz, której istoty nie chcieli poznać, robaki wyjadające mięso, blizny i szwy – wszystko zdawało się znajdować w odpowiednim miejscu, w idealnym stanie, dokładnie tak, jakby każdy centymetr makabrycznej podobizny został dokładnie zaplanowany; by każda ofiara została zabita właśnie tego konkretnego dnia, o tej konkretnej godzinie i w takim miejscu, by wszystkie możliwe czynniki wpłynęły na rozkład zwłok tak, jak tego pragnął. Robaki na ustach sprawiały wrażenie, jakby te ciągle się poruszały niemo opowiadając tragiczną historię śmierci ofiar, które stały się częścią składową pomnika. Imitacja włosów z cienkiego, półprzeźroczystego materiału narzuconego na rozkładającą się skórę zarosła jakąś naroślą, tworząc wrażenie, jakby naprawdę była jej częścią. Niebywały kunszt, z jakim stworzono to makabryczne dzieło, wzbudzał w dwójce przyjaciół przerażające uczucie uznania potęgujące strach i odrazę, którymi powoli napełniały się ich serca.
                Elizabeth patrzyła zatrwożona na prezent, który zostawił dla niej zabójca. Dzieło niosło ze sobą jasny przekaz – ten, którego przez roztargnienie tak długo nie dostrzegła. Może gdyby zorientowała się wcześniej, chociaż połowa z tych kobiet wciąż by żyła.
                – Nie podchodź, chłopaczku – odezwało się popiersie hrabianki.
Jamie i Elizabeth zadrżeli z zaskoczenia. Blondyn cofnął się nieznacznie, patrząc porozumiewawczo na przyjaciółkę, a potem próbował odnaleźć wzrokiem Gilberta, jednak nigdzie w pobliżu nie było go widać.
                – Zawiodłaś mnie. Sądziłem, że dotrzesz tu znacznie wcześniej. Zostawiłem ci tyle wskazówek – odezwał się ponownie głos z wnętrza potwornego dzieła.
Lizz wyciągnęła przed siebie rękę i zbliżając się powoli do źródła dźwięku, próbowała wsunąć dłoń pomiędzy wargi swojej podobizny, jednak obezwładniający smród ciał, pełzające po zwłokach białe robaki i zdenerwowanie, które pulsowało w jej głowie wraz z każdym uderzeniem serca, uniemożliwiały jej kontrolowanie rozedrganej kończyny.
                – Nie radzę. Jeśli to zrobisz, on umrze – oświadczył głos.
Hrabianka zamarła na chwilę w bezruchu, by następnie odwrócić się przez ramię, wyrwana ze stanu odrętwienia odgłosem szamotaniny. Ujrzała Jamiego skrępowanego przez Gilberta. Brunet patrzył na nią wyzutym z emocji wzrokiem. Jego ciemne oczy zdawało się zasnuwać bielmo, lecz Elizabeth doskonale wiedziała, co powodowało ten stan. Znała go zbyt dobrze, by pomylić go z czymkolwiek innym. Dziesiątki wyrazów twarzy, podobnych do tego, przez całe życie towarzyszyły jej w koszmarach, nie pozwalając zapomnieć o straszliwej przeszłości.
                – Nie ruszaj się – rozkazał Kolekcjoner, wciąż ukrywając swoje oblicze, ograniczając kontakt ze szlachcianką do przemawiania poprzez trupie popiersie.
Elizabeth posłusznie stała w miejscu, obserwując jak Gilbert związuje przyjaciela, który tak bezgranicznie ufał mu przez te wszystkie lata.
                – Co robisz?! Gil! Co ty odpierdalasz?! Zostaw mnie! – wydzierał się James, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co się tak naprawdę działo.
Skąd mógł wiedzieć? Nie było go tam, nie przeżył tego, co oni. Tajemnicza przeszłość Gilberta, jego sposób bycia i aura, jaką wokół siebie roztaczał od początku nie podobały się fioletowowłosej, lecz nie sądziła, że prawda mogła być aż tak mroczna. Łudziła się, że to jedynie zbieg okoliczności, a z racji ogromnego zaufania, jakim Jamie darzył nieznajomego, zepchnęła obawy w odmęty świadomości, tłumacząc sobie podejrzliwość zwyczajnym przewrażliwieniem.
                – Te blizny – mruknęła hrabianka, kiedy brunet przywiązywał Jamesa do jednej z podtrzymujących sufit kolumn.
Po raz pierwszy widziała jego odsłonięte ręce w całej okazałości i teraz już doskonale zdawała sobie sprawę, dlaczego tak było. Długie, ciemne blizny ciągnące się przez całe jego przedramiona przywoływały przed oczami dziewczyny obrazy z przeszłości. Wszystkich chłopców traktowano w ten sposób. Smagano batem, raniono nożami – jakby uważano, że przemocą wymuszą na nich odpowiednią reakcję. Jednak dzieci, których nie karmiono gnijącymi zwłokami, nie miały w sobie tyle siły. Ich rany nie leczyły się tak szybko, praktycznie w ogóle się nie leczyły. Wychudzeni chłopcy leżeli w swoich klatkach, oddychając z niesamowitym trudem. Świst wciąganego przez nich powietrza potrafił dotąd nawiedzać Lizz w koszmarach wraz z tym ostatnim, samotnym dźwiękiem rezygnacji, po którym następowała głucha cisza.
                – Nie zrozum mnie źle – zaczął Gilbert, powoli zbliżając się do Elizabeth.
Jego oczy wciąż pozostawały pozbawione wyrazu. Szedł w jej stronę lekko zgarbiony, jakby ktoś inny kontrolował jego ciało, podczas gdy sam właściciel nieszczęśliwie zachował świadomość.
                – Czy ty też…? – zaczęła, lecz głos utknął jej w gardle.
                – Nie miałem tyle szczęścia, co ty. Byłem sierotą. Wcześniejsze eksperymenty wyglądały zupełnie inaczej. Nie udałem się – prychnął z kpiną.
Jego ruchy wciąż wydawały się nienaturalne i sztywne. Twarz nie wyrażała nic, jedynie usta poruszały się, uwalniając z ciała chłopaka kolejne dźwięki, lecz bardziej niż człowieka, przypominał teraz makabryczne dzieło sztuki znajdujące się za plecami szlachcianki. Gilbert wyciągnął z kieszeni nóż i powolnie zbliżając się do Elizabeth, wymuszał na niej, by się cofała.
                – Nie robię tego dla nich, robię to dla siebie. – Zaczął tłumaczyć.
Doskonale zdawał sobie sprawę, co robi, dlaczego to robi i co otrzyma w zamian. Nie był zwykłą marionetką, czy tępym gnojkiem, jak jego współwięźniowie. Uciekł, wydostał się, a kiedy go odnaleźli, poszedł na układ. Kilka miesięcy wcześniej, kiedy wraz z Jamesem pracowali na zlecenie jednego z prywaciarzy, dopadli go w jakiejś ciemnej uliczce i zagrozili, że pozbawią życia nie tylko jego, ale również jego towarzysza, jeżeli nie przystanie na ich warunki. Nie miał wyjścia. Poza tym zaoferowali mu wolność. Mieli raz na zawsze wymazać jego nazwisko z dokumentacji i pozwolić dożyć swego wieku w spokoju. Nie ufał im, ale stojąc przed decyzją o utracie życia lub zyskaniu pozornej wolności, wybór był oczywisty. Przystał więc na postawione warunki i z bólem serca, który okazał się dużo łatwiejszy do stłumienia, niż nawet jemu mogło się wydawać, oszukiwał przyjaciela, prowadząc go prosto w to miejsce. By skłonił Elizabeth do rozwiązania tej sprawy, by zwrócił jej uwagę na zabójcę, by wszyscy znaleźli się w tym miejscu, w tym czasie, by raz na zawsze pozbyć się tej, która stanowić mogła zagrożenie. Jednej z nielicznych, którzy przetrwali eksperyment. Jednej z kilkorga, u których otrzymano pożądany efekt.
                – Ten, który się ze mną spotkał, obiecał mi wolność. Do stracenia miałem życie, wiec chyba sama rozumiesz – mówił dalej.
Wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny i uniósł ostrze noża na wysokość jej tętnicy szyjnej.
                – Zdradziłeś przyjaciela. Nie masz honoru – warknęłam hrabianka. – Sprzeniewierzyłeś lata przyjaźni w imię zapewnienia od kogoś, kto zgotował ci taki los?!
                – Mówiłem: zawsze robię to, co przynosi mi najwięcej korzyści.
                – Jesteś podłym śmieciem! – krzyczała, intuicyjnie się od niego odsuwając.
Chłopak westchnął. To była pierwsza ludzka reakcja, jaką okazał odkąd przekroczyli mury magazynu.
                – Powiedział mi, że cię szuka – zaśmiał się brunet.
Jego twarz coraz bardziej nabierała ludzkiego wyrazu, a oczy zaczynały pałać obłędem. Wydawało się, że darzy Elizabeth ogromnym żalem i nienawiścią, chociaż nie potrafiła pojąć, dlaczego. Przecież oboje byli jedynie ofiarami podłych eksperymentów organizacji, której wciąż nie mogła się pozbyć. Zaczynała rozumieć, czemu. Wszystkie poszlaki, które wraz z Sebastianem udawało jej się zebrać, nie bez przyczyny okazywały się jedynie ślepymi tropami. To niemożliwe, by zwykli ludzie byli w stanie przechytrzyć demona. Ten, kto stał na czele tego wszystkiego, musiał być kimś więcej.
                – Powiedział, że jeśli cię tu sprowadzę i sprawię, że staniesz, o, właśnie tutaj – uśmiechnął się w nieludzki, szkaradny wręcz sposób, jakby na siłę walcząc z zastygłą twarzą, by na nowo nadać jej wyraz – to cię zabije, a wtedy ja odzyskam wolność – wyjaśnił, kiedy dziewczyna uderzyła plecami w pozszywane ze sobą zwłoki, przewracając całą konstrukcję.
Wtedy oboje usłyszeli jakiś zgrzyt. Przewracająca się rzeźba przywiązana była liną, która w momencie pchnięcia szarpnęła za dźwignię, do której była przymocowana, otwierając zapadnię przy suficie. Z góry zaczęła spadać sterta gruzu. Jeden z kamieni uderzył szlachciankę w bark, przewracając ją na ziemię. Po wnętrzu magazynu rozniosło się echo opętańczego śmiechu. Z drugiego końca pomieszczenia wyłoniła się odziana w czarny płaszcz z kapturem postać. Ściągnęła z głowy materiał, obnażając przed Gilbertem i Elizabeth znajomą, pokrytą bliznami twarz jednego z tych, którzy torturowali ich w dzieciństwie. Dziewczyna chciała uciec, lecz kolejny kamień runął wprost na jej nogi. Krzyknęła przeraźliwie, czując niesamowity ból łamiących się kości.
                – Zginiesz tak, jak przystało na śmiecie podobne do ciebie, powoli, w męczarniach – wycharczał mężczyzna.
Po chwili wyciągnął pistolet i bez wahania wycelował w Gilberta, oddając strzał, nim ten zdążył zorientować się, co właściwie się stało. Poczuł, jak pocisk przeszywa jego serce. Osłupiały wpatrywał się w twarz swego oprawcy, póki nie opadł na podłogę, na zawsze żegnając się z życiem.
                James bezskutecznie próbował się wyszarpnąć. Związany i zakneblowany mógł jedynie przyglądać się całej sytuacji. Jego oczy zaszły łzami bezradności. Najlepszy przyjaciel zdradził go w tak bestialski sposób, jednak to był jeszcze w stanie zrozumieć. Chęć wolności zawsze była dla Gilberta niesamowicie ważna. Wiedział, że wlokła się za nim straszliwa przeszłość, padająca cieniem na jego charakter, zachowanie i podejście do życia. Nie sądził jednak, że cokolwiek go spotkało, miało związek z tym, co przeszła Elizabeth. Wciąż nie miał pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło, lecz pałający desperackim pragnieniem wolności Gil uświadomił mu, że traumatyczne przeżycia z dzieciństwa nie były jedynie wyolbrzymionymi przygodami, a prawdziwymi torturami, które miażdżyły delikatną psychikę dziecka. Nie mógł sobie wybaczyć, że tak łatwo dał się omamić, nie dostrzegając, w jak trudnej sytuacji znalazł się jego towarzysz. Teraz był już całkowicie bezsilny. Mógł jedynie patrzeć, jak ciało jego druha spływa krwią, a przyjaciółka z dzieciństwa ginie pod gruzami, podczas gdy ten, którego zwali Kolekcjonerem, śmieje się opętańczo, obserwując jej cierpienie.
~*~
                Sebastian poczuł palący ból na skórze lewej dłoni. Jego pani była w niebezpieczeństwie. Archanioł miał rację. Spóźnił się. Kiedy znalazł się wewnątrz magazynu, zobaczył jedynie spadający z sufitu gruz, przesypujący się przez ogromną klapę poddasza. Ujrzał zasypywaną kamieniami Elizabeth, związanego chłopaka, którego głos słyszał niejednokrotnie wewnątrz posiadłości, zakrwawione zwłoki drugiego, młodego chłopaka i znajomą twarz mężczyzny, którego zapamiętał sprzed lat. Jednego z tych, którzy ze szczególnym okrucieństwem znęcali się nad zamkniętymi w lochu dziećmi.
                W ułamku sekundy podjął decyzję – ratować Elizabeth. Rzucił się w jej stronę, rozbijając rękami kolejne spadające kamienie. Wydobył ją spod gruzów i wziął na ręce. Zszokowana nawet się do niego nie odezwała, nie krzyknęła, nie zareagowała. Dopiero, kiedy odskoczył na bok, a krawat demona smagnął ją w twarz, ocknęła się z letargu. Spojrzała w oczy demona wzrokiem tak niesamowicie przepełnionym bólem, strachem i żalem, ale jednocześnie szczęściem i determinacją, że poczuł ukłucie w sercu. Hrabianka otworzyła usta i z trudem wyciągnęła rękę, wskazując Kolekcjonera.
                – Rozkaz… Zabij go – wydusiła ciężko.
Jej ręka opadła bezwładnie wzdłuż ciała Sebastiana. Była wykończona, cudem zachowywała świadomość, póki nie ujrzała, jak oczy demona rozbłyskają krwistą czerwienią.
                – Yes, my lady – odparł posłusznie i delikatnie ułożył szlachciankę na podłodze tuż obok Jamesa, który z przerażeniem przyglądał się niespodziewanemu obrotowi wydarzeń.
Sebastian spojrzał na odzianego w czerń mężczyznę. Na jego ustach pojawił się uśmiech pełen satysfakcji. Wyszczerzył kły, a potem, przygryzając koniuszek rękawiczki, ściągnął ją z dłoni, obnażając lśniące ametystowym blaskiem znamię kontraktu. Jego postać zasnuł mrok, z którego zaczęły wyłaniać się czarne pióra, które wirując w powietrzu, powoli opadały na podłogę.
                Z nieludzką prędkością rzucił się na przerażonego mężczyznę, wyciągając w jego stronę szponiastą dłoń. Zacisnął ją na szyi oprawcy i przytwierdził go do ściany, mierząc wściekłym wzrokiem.
                – Pamiętam cię – powiedział tak spokojnie, że Kolekcjoner zadrżał z przerażenia.
W obliczu rychłej śmierci z rąk piekielnej istoty, jego pęcherz nie wytrzymał. Z nogawki spodni spłynęła strużka moczu, wzbudzając w demonie niesamowite obrzydzenie.
                – Podniosłeś rękę na moją panią. Czeka cię kara – dodał Sebastian i wbił pazury w brzuch mężczyzny.
Wyszarpnął jego jelita, pozwalając, by cała zawartość żołądka zaczęła wylewać się z jego ciała. Człowiek wrzeszczał z bólu i przerażenia. Począł błagać o litość, lecz Michaelis jedynie wyrwał mu język. Wiedział, że jego koniec jest bliski. Pochylił się nad nim i szepnął:
                – Będę czekał na ciebie w piekle.
Potem odsunął się, by przez moment napawać się spojrzeniem Kolekcjonera. Żałosne, ludzkie ścierwo, które pozwoliło sobie targnąć się na życie jego panienki. Śmieć, który śmiał kłaść na niej dłonie, kiedy była zaledwie dzieckiem. Kretyn, który dał się przekupić aniołowi. Powinien wiedzieć, jak skończy. Czemu jednak tak bardzo chciał zabić Elizabeth? Czyżby aż tak obawiał się jej zemsty? Dlaczego on w ogóle żył? Przecież tamtego dnia demon pozbył się ich wszystkich. Żałował, że nie mógł zadać tych wszystkich pytań, jednak dostał wyraźny rozkaz. Siła słów jego pani, przyjemne ciepło ogarniające całe ciało i dawka energii, która rozbudzała mordercze instynkty zmuszały go do działania. 

4 komentarze:

  1. Ostatni akapit ma wyrównanie do środka. Trzeba to poprawić.
    Checkpointy Sebastiana:
    1. łypnąć oczkami ( i'm sexy and i know it)
    2. Wyszczerzyć kły ( i'm too sexy for my love)
    3. Zdjąć zębami rękawiczkę, żeby wszyscy zdążyli się postać ze strachu (y)
    Rozdział miał być brutalny, a ja jak zwykle robię sobie jaja. Ale trudno, inaczej nie potrafię.
    Jakoś mi umknęło, gdzie powiesiłaś Jamiego. Na początku wspomniałaś coś o suficie, potem Sebastian kładzie ją na podłodze... W każdym bądź razie, Jamie głupi, głuuupiś, oj głupiś ( feel llike Maciek nad Maćkami z pana Tadeusza i jego elokwentna wypowiedź nie mniej jednak doskonale oddająca stan rzeczy).
    Propsy za makabryczną podobiznę Lizz ^^ to było coś, czego się nie spodziewałam.
    I sądzę, że Michałowi jest to bez różnicy, czy Lizz umrze, czy przeżyje. Dostał to, co chciał, wysłużył się dziewczyną jak pionkiem, pytanie teraz, jak się wysłuży Timmim. Bo to jasne, że to wykorzysta, to tylko kwestia czasu.
    No i Sebastian <3 zaśpiewał mi sto lat, ale nie wkupi się w łaski, więc też powiem, co myślę. Z żołądka leciał kwas solny o stężeniu +/- 2 pH, czyli popalił tą drogę, którą płynął. Ciekawe, jak potem Sebastian myje ręce po tych ofiarach. Czym je dezynfekuje xd To byłoby dobre pytanie na fp, nie sądzisz?
    Było dobrze, chcę więcej, a teraz idę dumać nad własnym xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tak, ale bie rozmawiajmy o tym, to ma być tajemnica xD.
      Jezu, odpowiadanie z rana na komcia jest ponad moje siły, bi mózg mi jeszcze śpi, a oczy płaczą :P
      Michał się nia wysłużył - dokładnie tak. Tak samo jak wszystkimi innymi w koło, cholerny manipulator. No nie lubię go strasznie, a muszę o nim pisać. Smuteczek.
      Sebastian i jego mycie rąk... Skoro poradził sobie z gazem musztardowym, tk i kwas żołądkowy mu nie straszny. Bo to demon i on może. On jest jak te pszczoły, które wg praw fizyki mają zbyt małe i wątłe skrzydła, żeby latać, a jednak o tym nje wiedzą i lecą. Tu jest podobbie, z tym że ten demkn uważa, że może kozaczyć jak nadczłowiek (którym w sumie jest, ale ciiiichoooo).
      A ten akapit wygląda strasznie. Nigdy coś takiego mi się nie zrobiło. Dzięki. WYŚRODKOWANIE JEST NIEDOSTĘPNE W TEKSTACH CIĄGŁYCH.
      Jamie siedział przywiązany do kolumny, na podłodze :P
      I loffki za propsy, starałam się. Chociaż nawet po becie nie jestem zadowolona z efektu, ale jeszcze kiedyś to ładnie opiszę <3

      Usuń
  2. Ajaj Sebus zabijający ponownie z rozkazu swojej Elizabeth 🖤 Moje serduszko sie raduje ❤️😂 i Elizabeth go (Sebastiana) nie opierniczyla. Jest Progres 👍🏻 (Wiem, ze była w opłakanym stanie, no ale...No.😂)

    OdpowiedzUsuń
  3. O i jeszcze dopisze, ze mimo podejrzanego zachowania Gilberta, nie podejrzewałam go. Mega miałam zaskok, jak Lizzy zobaczyla swojego przyjaciela z dzieciństwa związanego przez zdradzieckiego Gilberta, który i tak umarł. (Hihi, bo go nie lubiłam wiec sie w sumie ucieszyłam.)

    OdpowiedzUsuń

.