środa, 3 lutego 2016

Tom 3, LIII

Dziś pół strony więcej niż zwykle, bo jakoś tak nie bardzo miałam, gdzie uciąć. A że piszę tekst zwarty i nie dzielę go na rozdziały, bo tak mi wygodniej, to jest jak jest.
Pochwalę Wam się, że mam dotąd trzy 5, dwie 4.5, dwie 4, jedna 3 i jedną 2 do poprawy.
Chwalę się, bo takich dobrych ocen to ja nie miałam od... Wielu lat, bo nigdy mi na tym nie zależało.
No, to tyle.

Miłego i zapraszam również do zakładki z tłumaczeniami :* 

============

Spokojny sen przerwany irytującym, metalicznym dźwiękiem. Kilka nerwowych ruchów. Czyjś głos w słuchawce. Głośne bicie serca i krzyk. Spełniły się najgorsze obawy. Słońce ledwie zdołało wyłonić się zza horyzontu, kiedy telefon z Yardu przyniósł ze sobą tragiczne wieści. Kolejne dwie kobiety znaleziono martwe, ułożone jedna na drugiej, tuż przed drzwiami komisariatu. Nie wiadomo, jak to się stało, nikt nie dostrzegł, kto je tam umieścił. W jednej chwili ich nie było, a już w następnej stały się największą londyńską sensacją. Nie była to nawet żadna z przesłuchiwanych kobiet. Czyżby popełnili błąd? Jak mogło do tego dojść?!

                Elizabeth krzyczała na Gilberta, szarpiąc Jamesa za rękaw koszuli. Musieli natychmiast wyruszyć. Nie obchodziło jej, że spali niespełna sześć godzin. Musieli jak najszybciej dostać się do miasta, zbadać ofiary, dowiedzieć się, gdzie popełnili błąd. Stracili właśnie jedyną, sensowną poszlakę. Nie mieli pojęcia, co dalej planował Kolekcjoner. Komisarz wspomniał jedynie o wiadomości, którą znaleziono przy kolejnych zwłokach, nie był jednak w stanie powiedzieć nic więcej nieświadomy znaczenia tego, na co patrzył.
                Kilka minut od niesamowicie nerwowego przebudzenia, cała trójka była już w drodze do Londynu. Wewnątrz wozu panowała niezwykle napięta atmosfera. Powoził Gilbert, a Jamie siedział naprzeciwko przyjaciółki, która mierzyła groźnym wzrokiem ankietę, próbując zrozumieć, co i jak przegapiła.
                – On musiał o tym wiedzieć – warknęła po raz kolejny w ciągu ostatnich minut i zgniótłszy kartkę, cisnęła nią w przeciwległą ścianę, nie ważąc na przyjaciela, który ledwie uniknął ciosu.
                – Lizz, proszę… – Bezskutecznie próbował ją uspokoić, co kończyło się jedynie kolejnym, karcącym spojrzeniem i ponowną analizą pogniecionego kwestionariusza.
                – To któryś z policjantów, albo jedno z nas. Nie ma innego wyjścia! Musiał o tym wiedzieć i wybrać kogoś spoza badanych – krzyczała, nerwowo mnąc skrawek papieru.
                – Zastanów się, o czym mówisz. Jeden z nas? Może to ty, tylko o tym nie pamiętasz? – zakpił blondyn, wyrywając z dłoni hrabianki nieszczęsną kartkę, zanim zniszczyła ją doszczętnie.
Nie wiedział nawet, jak felernego użył doboru słów. Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana, czując, że serce za moment wyskoczy jej z piersi. Co, jeśli miał rację? Co, jeśli naprawdę to zrobiła i zapomniała, tak samo, jak zapomniała o setkach ludzi, których wymordowała przed laty?!
                – Niemożliwe, to nie mogłam być ja… – mruknęła nieprzytomnie, chwytając się siedzenia.
Wszystko wokół niej wirowała. Czuła, że się gubi, że za moment zupełnie zatraci się w rozpaczy i przerażeniu. Czemu nie było z nią Sebastiana? Dlaczego pozwoliła mu gnić w lochu? Powinien być tuż obok, kroczyć za nią w milczeniu, niczym cień, najlepiej niewidoczny dla nikogo prócz niej. Powinien odpowiadać na jej pytania, służyć radą i odwodzić od tak skrajnie bezsensownych lęków. Przecież gdyby to ona zamordowała te kobiety, demon na pewno w jakiś sposób dałby jej to do zrozumienia.
                Pochyliła się, ukrywając twarz w dłoniach i, nie zważając na pytania zaalarmowanego jej nietypowym zachowaniem Jamiego, analizowała w myślach wszystkie rozmowy, które odbyła z demonem, odkąd przyzwała go z powrotem do ludzkiego świata. Pośród mnóstwa słów i wyznań nie dostrzegła niczego, co mogłoby wskazywać na jej ingerencje w morderstwach. Żadnej aluzji, idiotycznego żartu, czy choćby dwuznacznego skinienia głową. Jedyne, co od początku pokazywał jej Sebastian, to swoje oddanie i szczerość uczucia, któremu całkowicie zaprzeczył przed byłym królem piekieł, i w którym to zaprzeczeniu żył przez całe pół roku, doprowadzając do wyniszczenia psychiki tej, którą podobno tak niesamowicie kochał.
                Kiwała się w przód i w tył, próbując na siłę odnaleźć jakiś błąd w swoim rozumowaniu. Cokolwiek, co mogłaby podważyć, by wmówić sobie winę. Dopiero, kiedy i to nie poskutkowało, mogła odetchnąć z ulgą. Uniosła głowę i spojrzała w oczy przyjaciela, który przyglądał jej się, nie wiedząc, czy powinien się odzywać, czy na wszelki wypadek lepiej milczeć, by przypadkiem nie wywołać u niej kolejnego, dziwacznego napadu.
                – Wybacz, zamyśliłam się – mruknęła zdawkowo, wiedząc, że i tak nie zrozumiałby, co się z nią działo, chociażby z tego powodu, że droga do Londynu była o kilka godzin za krótka, by zdążyła nakreślić całą sytuację.
                – Jesteś pewna?
                – Tak. Jestem pewna. Nie zrobiłam tego i nie mam pojęcia, kto to był – odparła pewniej, lecz w jej głosie słychać było wyraźnie niesamowity zawód.
Z jej winy umarły dwie kolejne kobiety, i chociaż była to straszliwa tragedia, nie to było głównym powodem jej zmartwienia. Przegrała – po raz kolejny dała się wykiwać przebiegłemu zabójcy. Od początku miała wrażenie, że z tą sprawą było coś nie tak. Wszelkie dowody zbyt dobrze do siebie pasowały, zarazem rozgryzienie ich wzajemnego powiązania było nazbyt skomplikowane. Ktoś dużo wcześniej zaplanował dokładny przebieg wydarzeń, a teraz jedynie odtwarzał go, doskonale wiedząc, co się wydarzy. Jakby oglądał ponownie ten sam film – bez żadnych uczuć, bez miejsca na niepowodzenie, zwyczajnie pwotarzał kolejne kroki. Kim więc musiał być, by znać tak doskonale wszystkich w stolicy? By wiedzieć, jak zachowa się komisarz, by przewidzieć przybycie Jamiego i Gila? Kim był, by tak dokładnie przejrzeć ją? Zabójca czytał z nich, jak z otwartych ksiąfg, to nie była nawet kwestia kreta – ten przekazałby Kolekcjonerowi informacje na temat ich postępowania, ale nie byłby w stanie przewidzieć reakcji emocjonalnych, które miały kluczowe znaczenie przy wyborze jednej z kilku możliwych opcji.
Każdej decyzji zawsze towarzyszyło kilka rozwiązań, a każdemu z nich inne konsekwencje, które z kolei prowadziły do kolejnych decyzji i kolejnych możliwości. W ten sposób powstawało nieskończenie wiele ścieżek niemożliwych do przewidzenia dla zwykłego człowieka, jednak Elizabeth była niemal pewna, że ten kto zwał siebie Kolekcjonerem, lub mu pomagał, potrafił płynnie poruszać się po sieci równoległych ścieżek życia, przewidując scenariusze i dostrzegając tę z dróg, którą wybierze zarówno ona, jak i jej towarzysze. Nie była w stanie pojąć, jak to było możliwe, lecz jedno było pewne – nie doceniła go. Kolekcjoner znacznie różnił się od kryminalistów, z którymi miała dotąd do czynienia. Była niemal pewna, że nie był człowiekiem. Żałowała jedynie, że nie miała możliwości potwierdzenia tego. Wszyscy, którzy mogliby rozwiać jej wątpliwości, zostali w rezydencji, z której wybiegła, jak się okazało, zbyt pochopnie. 
Kiedy dotarli na komisariat, bez zbędnych uprzejmości wtargnęli do gabinetu, w którego wnętrzu siwiejący mężczyzna głowił się nad rozwiązaniem tajemniczej zagadki. Kiedy weszli, darował sobie nawet skomentowanie ich całkowitego braku kultury, od razu przechodząc do sedna sprawy.
– To znaleziono przy ciałach ofiar. Każda z nich trzymała jeden koniec kartki. Nie mam pojęcia, co to może być – wytłumaczył pochmurnie, przesuwając notatkę po blacie w kierunku gości.
Elizabeth spojrzała na nią i wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Jamesem i Gilbertem.
                – To wiadomość zapisana kodem Morse’a – stwierdził po chwili Gil, przysiadając na blacie koło teczek z aktami ze sprawy.
                – Niemożliwe, sprawdzaliśmy to. Wiadomość nie ma żadnego sensu – odparł zrezygnowany mężczyzna.
Z szuflady biurka wyciągnął kolejną kartę, na której niedbale zapisano odkodowaną wiadomość. Rzeczywiście, przekaz był zupełnie pozbawiony sensu. Wyglądał jak stek przypadkowych liter i cyfr, jakby ktoś dla zabawy wystukał jakiś rytm, chcąc z nich zadrwić.
                – Niemożliwe. To nie ma sensu! – uniósł się James, uderzając dłońmi w drewniany blat.
Pochylił głowę i zacisnąwszy zęby, zaczął cedzić przez nie zebrane dotąd informacje, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Hrabianka wzięła kartkę do ręki i zaczęła bacznie jej się przyglądać, obracając ją we wszystkie strony w poszukiwaniu jakiegoś ukrytego przesłania, sposobu do odkodowania wiadomości – czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że notatka jest czymś więcej, niż idiotycznym dowcipem górującego zabójcy. Nie mogła bowiem uwierzyć, że ktoś tak skrupulatny ryzykowałby w tak głupi sposób jedynie dla żartu.
                – Co to za papier? – zapytała po chwili, patrząc na materiał pod światło, łudząc się, że pozostawiono na nim filigran, jednak nie dostrzegła niczego, poza kilkoma źle przemielonymi kawałkami materiału, które zagubiły się pomiędzy włóknami.
                – Zwykła celulozówka, sprawdzaliśmy to, ślepy trop – skomentował komisarz, z każdym słowem tracą resztki nadziei.
                – Cholerne nowoczesne maszyny – zaklęła nastolatka. – Jeszcze nie tak dawno temu nie było czegoś takiego jak nieoznakowany papier.
                – Odchodzimy od sedna sprawy – zauważył Gilbert. – Skoro nie dowiemy się niczego z papieru, a zwłoki jak zwykle nie noszą żadnych istotnych poszlak, musimy skupić się na wiadomości. Powinniśmy prześledzić poczynania Kolekcjonera od tyłu, skoro próbując go dogonić, nie udało nam się powstrzymać morderstw.
                – Czekaj! – krzyknęła nagle Elizabeth. – Co ty powiedziałeś?! – Spojrzała uważnie na bruneta, który zmieszał się lekko i odwrócił spojrzenie, nie mogąc znieść lustrującego wzroku zdenerwowanej nastolatki.
                – Powiedziałem, że powinniśmy prześledzić ponownie poczynania Kolekcjonera.
                – Nie to!
                – Że nie udało nam się go dogonić…? – mruknął nieprzekonany.
                – Od tyłu. Mówisz, żeby spojrzeć od tyłu. A gdyby tak… – ucięła wypowiedź i rozejrzała się po blacie.
Po chwili wyrwała z rąk komisarza pióro i skupiając na sobie wzrok pozostałych, zaczęła stawiać kolejne, niewyraźne, z pośpiechu i zdenerwowania piszącej, litery, które ułożyły się w zawierającą sens wiadomość. Kiedy skończyła pisać, odłożyła pióro i przeczytała wiadomość.
                – „Chyba nie myślałaś, że w chwili mego wschodu pozwolę ci zepchnąć mnie w zimne głębiny porażki? Doprawdy, zatrważająca ignorancja. Skoro jednak tak bardzo pragniesz się ze mną spotkać. Zostawiłem dla ciebie niespodziankę.” I tutaj kilka liczb – odczytała i odłożyła notatkę.
                – Te liczby to godzina i? – mruknął Gilbert, wyraźnie gubiąc się w sytuacji.
                – I numer budynku w East Endzie – wyjaśniła Lizz.
                – O siódmej… Ale skąd wiedziałaś, że chodzi o East End? – zapytał zaciekawiony James.
                – A słyszałeś, by ktoś normalny kiedykolwiek silił się w telegramie na tak kwiecisty język? Chwila jego wschodu – to jest oczywiste. Za to głębiny odnoszą się do konkretnej ulicy tuż przy rzece. Numer i godzina są oczywiste, potrzebny jest pierwiastek kwadratowy, który sugeruje podwójny stop z ostatniego wersu wiadomości, sam zresztą się zorientowałeś – wytłumaczyła, na co blondyn przytaknął, całkowicie zgadzając się z jej interpretacją.
Komisarz wraz z Gilbertem przysłuchiwali się w milczeniu, patrząc na nich i próbując ukrywać, że nie bardzo rozumieją, co się właściwie dzieje. O ile Gil wiedział, że pewnie w końcu doszedłby do rozwiązania, o tyle wąsaty mężczyzna był całkowicie zszokowany. Nad tą notatką ślęczało kilkoro jego najlepszych ludzi. Nie dość, że nie wpadli na tak proste rozwiązanie jak odczytanie kodu znaków od końca, to nie sądził też, by był w stanie w tak krótkim czasie wydobyć z telegramu niezbędne informacje.
                – To jedynie potwierdza moje obawy – powiedział poważnie, spoglądając w oczy hrabianki. – Kimkolwiek jest tej niezwykły zabójca, chce zwrócić twoją uwagę. Nie powinnaś iść w to miejsce – dodał z nutą zmartwienia w głosie.
Dziewczyna doceniała w prawdzie jego troskę, lecz skrzywiła się lekko, słysząc tak absurdalną sugestię. Oczywistym było, że Kolekcjoner szykuje pułapkę. Jeśli jednak nie uda się tam ona, ten, komu przypadnie wątpliwy zaszczyt zajęcia jej miejsca, może nie dożyć nawet dotarcia do odpowiednich drzwi. Zabójca był bowiem niesamowicie przebiegły, doskonały w tym, co robił. Wręcz nieludzko idealny. Jeśli chciał, by to ona odkryła jego plan, od dawna był zabezpieczony na każdą ewentualność.
                Elizabeth uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny i odgarnęła opadające na twarz włosy.
                – Jeżeli tam nie pójdę, straci pan ludzi. Kimkolwiek jest Kolekcjoner, chce mnie i doskonale wie, jaką podejmiemy decyzję. Nie ma znaczenia, czy pójdę tam ja, czy wyśle pan tam wszystkie jednostki w mieście, on i tak już się zabezpieczył – wyjaśniła, ku zdziwieniu zarówno komisarza, jak dwójki przyjaciół.
W jej głosie słychać był zarówno ciekawość na myśl o poznaniu niuansów sprawy, jak i rezygnację wobec całkowitej bezradności, która wzbudzała w niej strach. Znów nawiedziły ją bolesne myśli, przekrzykujące się w głowie, ubliżające, jak słaba i głupia okazała się po raz kolejny. Przyznała im rację i usilnie próbowała zepchnąć w odmęty świadomości, starając się nie pogrążać.
                – Nie możesz iść sama – zaoponował James.
                – Racja, powinniśmy iść z tobą. Nie określił w żaden sposób, że masz przyjść bez obstawy, więc… – mruknął Gilbert, swoją niebywałą wręcz chęcią zbędnego pakowania się w kłopot przykuwając wzrok przyjaciela. – Nie zamierzam słuchać przez kilka najbliższych lat, jak sobie wytykasz, że gdybyśmy z nią poleźli, to może by nie zginęła! – wyjaśnił wzburzony, czerwieniąc się z zakłopotania.
Tak naprawdę chciał mieć oko na całą sytuację. Intrygowała go i nie zamierzał przepuścić szansy zobaczenia na własne oczy, co takiego szykował Kolekcjoner, a także, jak skończy się cała ta sprawa. Nie znaczyło to, że zamierzał udawać heroicznego bohatera i zasłaniać swoim ciałem kogokolwiek – jego życie było dla niego priorytetem i nie zamierzał tego ukrywać, ani tym bardziej postępować brew sobie, lecz jako dodatkowa osoba mógł się przydać. W taki, albo inny sposób; wszystko zależało od rozwoju wydarzeń.
                Po ustaleniu sposobu działania i zebraniu drużyny, która miała udać się na miejsce, James, Gilbert i Elizabeth opuścili posterunek. Pod bramą czekało na nich trzech mężczyzn – oficerów w cywilnych strojach, by mniej rzucać się w oczy. Lizz w towarzystwie trojki funkcjonariuszy weszła do wnętrza wozu, a James dołączył do przyjaciela, by wskazać mu drogę. Nikt nie rozmawiał. Ani wewnątrz karocy, ani na zewnątrz. Padło jedynie kilka prostych wskazówek z ust Jamesa. Nikomu nie było do śmiechu, a podejmowanie poważniejszych tematów mogłoby zająć myśli, odwieść je od tego, co było teraz najważniejsze. Postanowili więc skupić się na mentalnym przygotowaniu do tego, co miało ich spotkać. Nie mieli nawet zbyt wiele czasu, bo po niespełna półgodzinnej jeździe miejskimi uliczkami powóz zatrzymał się dwie przecznice przed docelowym miejscem.
                Elizabeth zachichotała pod nosem. Widząc na sobie pytające spojrzenia funkcjonariuszy, pospieszyła z wyjaśnieniem:
                – Nie ma znaczenia, czy będziemy silić się na dyskrecję, czy zatrzymamy się tuż pod drzwiami opuszczonego magazynu, on i tak wszystko zaplanował – mruknęła i wysiadła z wozu, powoli dołączając do przyjaciół.
Czuła się niesamowicie niepewna. Nie wiedziała, czemu aż tak przywiązała się do myśli o niezwykłych zdolnościach Kolekcjonera, ale instynkt podpowiadał jej, że to jedynie, sensowne wyjaśnienie. Żaden złoczyńca, o którym kiedykolwiek miała okazję słyszeć, a na tym polu orientowała się doskonale, nie był w stanie osiągnąć takiej perfekcji. Na temat tego zabójcy nie posiadali żadnych informacji: imienia, płci, pochodzenia, sensownej teorii, planu działania, znajomości chociaż jednej z jego słabości. Absolutnie nic, czarna plama. Nie wiedziała, co czeka ją za drzwiami budynku, a to jedynie sprawiało, że kręciło jej się w głowie, a dłonie drżały lekko, nawet kiedy zirytowana zacisnęła je w pięści i wetknęła w kieszenie marynarki niedbale zarzuconej na ramiona, gdy opuszczała posiadłość. Najgorsze było jednak przeczucie, że cokolwiek się za chwilę wydarzy, dalekie będzie od szczęśliwego zakończenia, na które wszyscy liczyli. Obawiała się wręcz, że nie uda im się wyjść z tego cało.
                James uśmiechnął się pokrzepiająco do strutej przyjaciółki. Gdyby nie jej uraz do dotyku, objąłby ją teraz, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Widział, że się denerwowała, była wyraźnie zmartwiona. Chociaż nie chciał tego przyznać, jej stres udzielał się również jemu. Jedynym, który zdawał się zachowywać zimną krew, był Gilbert, lecz w jego przypadku stres mógł być nie mniejszy niż  pozostałej dwójki, jedynie lepiej ukrywany pod pozorami marudnego zachowania.
                – Jeżeli zrobi się gorąco, masz uciekać – powiedziała stanowczo Elizabeth, patrząc w oczy blondyna. – Ty i ten twój przyjaciel. Macie nie pakować się w kłopoty, jasne? – Nieznoszący sprzeciwu głos dziewczyny próbował wywrzeć na chłopaku posłuszeństwo.
On jednak nie zamierzał ustąpić. Nie porzuci przyjaciółki, bez względu na konsekwencje. Jeżeli coś miało zagrażać jej, tak samo zagrażało i jemu. Był za to spokojny o Gilberta, już dawno temu opracowali plan na tego typu sytuacje. Właściwie, nie tyle plan, co zwyczajną umowę – staną w swojej obronie, ale jeśli jeden będzie na przegranej pozycji, z której nie da się go w żaden sposób wyciągnąć, drugi miał obowiązek uratować siebie i go zostawić. Dokładnie to samo próbowała teraz wymusić na Jemie Elizabeth, lecz w jej przypadku nie zamierzał na to przystać. Wiedział, że tak naprawdę nie chciałaby zostać sama. Powiedziała to, co podpowiadało jej sumienie, lecz w głębi duszy chciała prosić, by jej nie opuszczał. To było tak niesamowicie widoczne w jej oczach, że nie był w stanie się powstrzymać. Pod wpływem chwili przytulił ją do siebie, szepcząc:
                – Bez względu na niebezpieczeństwo, zostanę przy tobie.

1 komentarz:

  1. Robi się gorąco 😅 Rownież uważam, ze ten cały kolekcjoner nie jest człowiekiem. Jestem mega ciekawa kim jest 😁

    OdpowiedzUsuń

.