środa, 6 lipca 2016

Tom IV, XXXV

Mam dziś dla Was kilka ogłoszeń:
1. Jaram się moim letnim kursem japońskiego <3. Dziś właśnie w cztery dni zrobiliśmy pierwszy dział (który normalnie się robi jakieś półtora miesiąca) i lektor powiedział, że rokujemy <3. Jesteśmy cudowni, hehehe. Tak, jaram się, bo po drugich zajęciach miałam doła, bo się okazało, że na A1 nie nauczyli mnie podstawowych rzeczy. Fak je! No ale nadrobiłam, jest dobrze.
2. Wiąże się z 1. Chodzę na te zajęcia i one pochłaniają sporo czasu. Trwają cztery godziny, a potem muszę przepisać notatki na kompa, pouczyć się, zrobić zakupy, jedzenie, no i chociaż chwilę odpocząć, żeby potem znowu się uczyć. Przez to mam mniej czasu, więc do końca lipca rozdziały będą nieco krótsze (cztery strony zamiast pięciu). Mam nadzieję, że rozumiecie. Zależy mi na japońskim i nie chcę go zaniedbać. A że na blogu zależy mi nie mniej, no to musiałam znaleźć jakieś wyjście. Myślę, że to zniesiecie :P.
3. W sobotę, a najpóźniej w przyszłą środę będę świętować 100 000 wyświetleń <3. Myślę nad jakimś specjalem z tej okazji. Jeśli macie pomysł, o czym mogłabym napisać, zostawiajcie propozycje w komentarzach :). 

No, to tyle. Wiem, trochę sporo xD.

Miłego :*

========================

                Nie miała ochoty po sobie sprzątać, dlatego też tego nie zrobiła. Porzuciła książki, butelkę z krwią i brudny kieliszek tam, gdzie leżały i opuściła mury Biblioteki z jednym kodeksem, który trzymała mocno w objęciach. Tylko ta książka miała dla niej jakiekolwiek znaczenie, chociaż i tak jej treść nie miała związku z pomocą Krukowi. Te kilkaset stron, które tak samolubnie wykradła ze skarbnicy wiedzy, miało ukoić jej ból, dać świadomość, że nie tylko ona na tym świecie czuła się w ten sposób. Taka solidarność – choćby nawet z kimś, kto nie żył już od tak dawna, że jego kości zostały na zawsze zapomniane w odmętach piekielnej ziemi – była jej potrzebna, by stawić czoła nadchodzącej tragedii. Nie mogła liczyć już nawet na Anasiego, musiała więc zacząć godzić się z nieuchronnym losem.
                Spokój podróży powrotnej królowej zaburzyła śnieżna burza. Zacinający wiatr, niosący ze sobą drobinki zmrożonej wody, skutecznie stawiał opór jej skrzydłom, zmuszając kobietę, by wylądowała i pokonywała trasę piechotą. Przez to jedynie wydłużył się czas jej powrotu. Kolejne cenne godziny utracone na oczekiwaniu na decyzję władz z powodu jej niesamowitej samolubności. Powinna posłuchać wytycznych męża i zacząć od dokumentów, jednak zwiodła ją nadzieja, że podróż przyniesie jakiś efekt. Rezygnacja Enepsignos była tak wielka, że nie była nawet w stanie okazywać złości. Pogodziła się z nieubłagalnym żywiołem i dostosowała się do jego zasad, ćwicząc pokorę, której ogromną ilość będzie musiała w sobie odnaleźć w najbliższej przyszłości.
                Dotarłszy do zamku, wbiegła do jednej ze swoich komnat, do sypialni, i ukryła skradziony z Biblioteki kodeks w górnej szufladzie etażerki, przykrywając go kilkoma przedmiotami codziennego użytku. Służba nie sprzątała wprawdzie jej prywatnych rzeczy i określonych miejsc w pokojach, które uznała za zbyt intymne, by odkrywać je nawet przed nic nieznaczącymi służkami, lecz wolała mieć pewność, że nawet zwodnicza ciekawość jednej z młodych demonic, pchając ją do nieposłuszeństwa, nie sprawi, że zdoła odkryć małą tajemnicę Enepsi.
                Kiedy ukryta książka zniknęła w odmętach szafki nocnej, królowa zmieniła swoje odzienie na jedną z wyzywających, wpół przeźroczystych kreacji, jakie zwykła nosić w zamku i zerknąwszy na wytatuowane na skórze inicjały, świadczące o łączącej ją z Krukiem więzi, opuściła prywatną część zamku, by udać się do sali tronowej i w końcu zająć się dokumentami, których sterta leżała przy samym tronie.
                Zjawienie się królowej wywołało drobne obruszenie pośród zebranych w pomieszczeniu doradców. Azazel próbował podburzyć innych przeciwko Enepsignos, jednak przeliczył się. Wierność najbliższych poddanych Kruka była większa, niż ich prywatna dezaprobata wobec nieodpowiedzialnego zachowania jego żony. Sama demonica nie czuła się zbyt dobrze z decyzją, którą podjęła. Nie powinna była się tak zachowywać, ale rozpamiętywanie przeszłości nie leżało teraz w jej obowiązkach. Prywatne sprawy musiała odłożyć na bok, zarówno te dotyczące ukochanego, jak i te, które miały bezpośredni związek z czerwonoskórym demonem, złośliwie łypiącym na nią z końca doradczego stołu.
                — Nie ma sensu przedłużać, zacznijmy — oświadczyła Enepsignos, kiedy Loki podniósł się z miejsca, by przywitać ją ze wszelkimi honorami.
W sali tronowej zebrała się cała czternastka doradców, każdy z nich poirytowany oczekiwaniem na tę, bez której obrady nie mogły się zacząć. Każdy z demonów miał swoje własne zajęcia, odrywanie się od nich na tak długi czas było niezwykle nieodpowiedzialną konsekwencją zachowania królowej, o czym doskonale zdawała sobie sprawę. Nikt jednak, nawet Azazel, nie ośmielił się wytknąć jej pomyłki, bowiem mieli świadomość, że póki wszystkie opracowywane przez króla prawa nie zostaną wcielone w życie, pod jego nieobecność Enepsignos mogła zrobić właściwie wszystko, na co miała ochotę – jak stanowiło prawo poprzedniego władcy, barbarzyńskiego Beliala.
                — Przepraszam was za opóźnienie, król wysłał mnie z misją na wschodni kraniec krainy. Mam świadomość, że odrywanie was od pracy na tak długi czas było z mojej strony lekkomyślne i dalekie od szeroko pojętych zasad panujących w królestwie. Ufam jednak, że nie przeszkodzi nam to w sprawnym podjęci decyzji. Powinniście czym prędzej powrócić do głównych obowiązków — przemówiła królowa, po czym z gracją usiadła na tronie i wypychając lekko podbródek, spojrzała na Lewianata, spojrzeniem udzielając mu głosu.
                — Pani — zaczął demon, podnosząc się z krzesła i chyląc czoła przed majestatem władczyni. — Piekielny zamek wymaga renowacji. Elewacja północnej części zabudować jest w fatalnym stanie. Ponadto proszę, byś podpisała, jaśnie pani, dokument wcielający odnawianie królewskich apartamentów w budżet piekła. Nie godzi się, byś musiała płacić za to sama, pani — przemówił i wskazał kobiecie odpowiednią kopię formularza, na której zapisane zostały dokładnie wyliczone wydatki.
                Kobieta powiodła wzrokiem po rubryczkach pełnych małych, powywijanych robaczków, których treść właściwie niewiele jej mówiła. Nie znała się na finansach, nigdy nie miała własnych oszczędności, którymi musiała rozsądnie zarządzać. Wszystkie ekonomiczne aspekty załatwiali za nią służący, mąż, a wcześniej – za czasów, kiedy nie mieszkała na zamku – cały swój majątek mieściła w małej sakiewce ze skóry indyjskiego dziecka, którą w spadku przekazała jej matka.
                Nie wiedząc nic o kosztach i zarządzaniu budżetem, kobieta spojrzała na Anasiego, który zjawił się w sali okryty swą czarną woalką z pajęczych nici. Szukała w nim pomocy i wsparcia, jako że jedyny z zebranych znał cel jej podróży i wiedział, dlaczego nie była w stanie tego odwlekać. Demon nie był zbyt skory do pomocy, ale kiedy w cichym pomieszczeniu zaczęła kłębić się ciężka atmosfera, uznał, że czas najwyższy załatwić tę sprawę, przejść do następnych i kazać doradcom się rozejść, zanim dojdzie do nieprzyjemnych sytuacji.
                — Popieram — mruknął, unosząc się nieco z siedzenia, po czym opadł na nie tak ciężko, jakby tym jednym słowem i drobnym ruchem zadał sobie niesamowity ból.
                Pozostali doradcy, a wraz z nimi również i Enepsignos, poparzyli po sobie i pokiwali zgodnie głowami. Wtedy kobieta podpisała dokument i odłożyła go na bok, sięgając po kolejny.
                — Teraz sprawa wojska i nowych rekrutów. Loki, zechcesz wyjaśnić? — poprosiła, przeglądając kilka kartek zawierających plany treningowe, przewidywane koszty utrzymania rekrutów, zapewnienie im umundurowania, posiłków, bandaży, leków i wszystkiego innego, o czym tylko można było pomyśleć.
                Dowódca podniósł się, pokłonił i chwyciwszy kartkę w dłoń, zaczął opisywać po kolei wszystkie plany i wydatki, szeroko argumentując swoje decyzje. Na tym polu królowa czuła się dużo pewniej, dlatego nieustannie wchodziła w żywy dialog z doradcą. Nie obyło się również bez głosów pozostałych demonów, z których każdy miał na ten temat coś do powiedzenia. Nie można było im się dziwić, wszak zbliżająca się wojna dotyczyła wszystkich, a od siły armii w dużej mierze zależało powodzenie walk. Żywe konwersacje chwilami przeradzały się więc w kłótnie, które każdorazowo zażegnywał najrozsądniejszy z zebranych – piekielny informator – Anasi.
                Rozmowy trwały wiele godzin. Chociaż początkowo wydawało się, że obrady potrwają krótko i są jedynie kwestią podpisania kilku dokumentów – jak zresztą przedstawiał kobiecie Kruk, zostawiając dla niej liścik – okazało się, że wiele z pomysłów było niedopracowanych. Wymagały ponownego przemyślenia, pozmieniania części prowadzących do strach, których można było w prosty sposób uniknąć. Silne charaktery doradców, a także ich męska duma, wcale nie ułatwiały dyskusji. Przeciwnie, przez wzajemne wymuszanie na innych decyzji, które miałyby najlepsze skutki dla jednej ze stron, wszystko się wydłużało i czasem nie sposób było podjąć ostatecznej decyzji.
                — Panowie — zagrzmiała w końcu zirytowana Eni — zapominacie, po co naprawdę się tutaj zebraliśmy. Próbujemy zdecydować o losach całego piekła. To, czy więcej pieniędzy wydamy na wojsko czy na edukację dzieci, nie powinno być waszą prywatną wygraną, a przemyślaną, rozsądną decyzją, która w interesie ma przede wszystkim przyszłość całego naszego świata. Opanujcie więc swoją dumę i zacznijmy obradować jak cywilizowane istoty — wyjaśniła i ciężko zasiadła na tronie.
                W pomieszczeniu przez chwilę znów królowała cisze, lecz szybko zaczęły ją przerywać szepty uznania wobec kobiety. Burzliwi doradcy wreszcie zobaczyli w niej tę, którą dostrzegł Kruk – silną kobietę zdolną okiełznać bandę niezdecydowanych mężczyzn, istotę o charakterze na tyle mocnym, by podołać wyzwaniu. Jedynym w dalszym ciągu planującym sabotować obrady był Azazel, któremu duma i nienawiść do Enepsignos zwyczajnie nie pozwalały zachować się rozsądnie. Szybko jednak przestano zwracać uwagę na jego judzące wtręty i skupiono się na tym, co naprawdę ważne – na planowaniu przyszłości piekła.
~*~
Sebastian zaprowadził Elizabeth do salonu, w którym od lat trenowali najróżniejsze sztuki walki. Te cztery ściany widziały już niejedną porażkę dziewczyny, niejedno zwycięstwo i załamanie. Teraz jednak miały oglądać coś, czego nigdy nie powinny być świadkiem: rehabilitację właścicielki rezydencji. Hrabianka czuła się nieswojo, kiedy demon wprowadził wózek do wnętrza pomieszczenia. Myśl o tym, że za chwilę nie zaczną standardowych ćwiczeń, napawała ją przedziwnym uczuciem. Nie był to smutek, rezygnacja, złość czy nawet melancholia. Towarzyszące jej emocje były zdecydowanie bardziej skomplikowane, choć może tylko tak jej się zdawało i w rzeczywistości ich prostota była tak boleśnie oczywista, że nie była w stanie jej dostrzec? Bez względu na to, jaka była prawda, nastolatka nie potrafiła określić, jak się czuła.
Demon za to zdawał się doskonale odnajdywać w nowej sytuacji. Smutek i zmartwienie, które jeszcze kilka godzin temu bezustannie zdobiły jego idealne oblicze, zniknęły bezpowrotnie, ustępując miejsca nadziei i nucie profesjonalizmu emanującej z każdego gestu mężczyzny. Michaelis podprowadził wózek do twardego, wysokiego łóżka, które dziewczyna widziała na oczy pierwszy raz w życiu, a potem poprosił ją, by zaplotła dłonie na jego karku, po czym przeniósł ją na siedzisko i odstawił wózek na bok.
— Najpierw wyjaśnię ci, na czym będą polegały ćwiczenia, dobrze? — zapytał, uśmiechając się ciepło do niepewnie spoglądającej na niego szlachcianki.
Dopiero teraz, patrząc w jej wielkie, błękitne oczy, rozpaczliwie szukające w nim wsparcia, dostrzegł, jak bardzo zmienił się wygląd jej twarzy. Nie dość, że mimo strachu widział w Lizz płonący entuzjazm, to delikatne, kosmetyczne różnice w jej fryzurze naprawdę dawały doskonały efekt. Idealnie cieniowanie podkreślające kontur twarzy nastolatki nadawało jej urokliwego, słodkiego wyrazu, który doskonale oddawał tę część jej osobowości, której nie widzieli zazwyczaj zwykli ludzie, odbierając ją raczej jako chłodną, zdystansowaną przedstawicielkę wyższych sfer, mającą w nosie istnienie wszystkich poza sobą. W rzeczywistości jednak był to tylko system obronny Elizabeth, który pozwalał jej czuć się bezpiecznie pośród nieznajomych, ze strony których pod każdym prawie względem czekało na nią zagrożenie. Dotyk, złe słowo, dosadny przytyk – wszystko to, przed czym udawała obojętność, a co w rzeczywistości potrafiło w nią uderzyć.
Delikatnie podrasowana fryzura sprawiała jednak, że na pierwszy rzut oka dziewczyna zdawała się emanować pozytywną aurą. Dla Sebastiana było to wprawdzie oczywiste, ale teraz mogli to dostrzec również obiektywni obserwatorzy. Uważał, że to dobra zmiana i był wdzięczny Sutcliffowi, że to dla niej zrobił. Uznał nawet, że przy najbliższej okazji, co do której zaistnienia nie miał żadnych wątpliwości, podziękuje mu, a nawet w ramach rekompensaty pozwoli mu chwycić się za rękę. Dla Grella byłby to szczyt marzeń – przynajmniej tak zdawało się demonowi, zupełnie nieświadomemu tego, jak bardzo żniwiarz zaczął nim gardzić. Zdążył już bowiem przywyknąć do tego, że rudy bóg śmierci zawsze wpatrywał się w niego jak w obrazek, niezależnie od tego, jak okrutne i złe okazałoby się jego postępowanie.
— Mówiłam, że możesz tłumaczyć, demonie — mruknęła zirytowana Lizz. Już trzeci raz się powtarzała, ale Sebastian wciąż nie reagował, wpatrując się w nią jak zaklęty. Zdążyła go szturchnąć, wyzwać, a nawet nosiła się z zamiarem plunięcia na niego, jeśli dalej by nie reagował. Na szczęście jednak kamerdyner ocknął się, nim podjęła tę uwłaczającą swojej godności decyzję.
Służący popatrzył na swoją panią i roześmiał się ciepło, po czym wyciągnął dłoń w jej stronę, i łamiąc wszelkie konwenanse, zwyczajnie pogłaskał ją po głowie. Zaskoczona dziewczyna aż zaniemówiła, z otwartymi ustami wpatrując się w oczy bruneta.
— Dziwak — skomentowała, odwracając głowę na bok, by ukryć przed nim zawstydzenie wykwitające na twarzy czerwonym rumieńcem. — Opowiadaj wreszcie o tej rehabilitacji, bo zaraz będzie zbyt późno i się wykpisz. Nie jadłam obiadu po to, by zasłużyć na przejażdżkę do sali tortur — dodała ironicznie.
Po chwili odchrząknęła, dodając sobie otuchy i spojrzała na demona, który w dalszym ciągu przyglądał jej się z błogim, idiotycznym uśmiechem na ustach. Miała ochotę go uderzyć, ale ostatecznie się powstrzymała, nie widząc większego sensu zawracania sobie tym głowy. Widocznie Michaelis musiał coś przemyśleć i odciął się, ginąć gdzieś w otchłani swojego umysłu. Jeśli był chociaż trochę zbliżony do ludzkiego, Lizz wiedziała, że pomóc może jedynie czas.
— Proszę wybaczyć, panienki piękno olśniło mnie bez reszty — przemówił w końcu kamerdyner i natychmiast, kiedy tylko zorientował się, co takiego zrobił, cofnął dłoń odzianą w nieskazitelnie czystą rękawiczkę. — Więc nasz trening początkowo wyda się panience banalny, ale już po pierwszych ćwiczeniach zorientuje się panienka, że postawione przed panienką zadanie wcale nie jest aż takie proste. Naszym pierwszym celem jest sprawienie, byś była w stanie samodzielnie i świadomie poruszyć nogami — wyjaśnił demon.
— Masz rację, nie brzmi zbyt trudno — przyznała Elizabeth i od razu spróbowała poruszyć kończynami, jednak nie przyniosło to żadnego efektu.
Wydawało jej się, że wszystko robi dobrze, wydała nogom polecenie, impuls przebiegł przez całą swoją trasę, a jednak nie zaobserwowała żadnej reakcji ciała. Nie rezygnowała jednak. Zaczęła usilnie starać się wprawić kończyny w ruch, coraz bardziej krzywiąc się i denerwując, że jej nie wychodziło.


7 komentarzy:

  1. Uwielbiam opisy z piekła :D
    Więc może jakiś specjalik odnośnie niego? :) Poczytałabym coś śmiesznego, np... Eni setki lat temu, jej uganianie się za Sebą, Azazel cisnący z niej bekę? Taka tam tylko propozycja :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O eeeeej, to brzmi całkiem ciekawie. Nawet nie przeszło mi przez myśl xD. Jak nie teraz, to następnym razem na pewno coś takiego stworzę <3.

      Usuń
  2. I tak oto dobrnęłam do końca. Uh - huh?! Powinnam się chyba zapisać na jakieś zajęcia czytania na akord xD Jak ja kocham czytać. Co do japońskiego zazdroszczę. Ja dopiero na podstawach i sama się na razie uczę z kursów z internetu. Ostatnio pisząc alfabet czułam się jak takie małe dziecko piszące ślaczki :D! Nie wiem co mój narzeczony tak narzekał jak się uczył nideralndzkiego. Ja uważam, że to bardzo fajne przeżycie kolejny raz uczyć się czegoś nowego ^^

    A teraz co do bloga: Wciągnęło mnie bez reszty! Przez nie zaczęłam obserwować w sumie Kuroshitsuji i zdałam sobie sprawę, że Grell zalatuje z wyglądu do Beruki z Servampa, które anime uwielbiam i aż o tym bloga założyłam xD Jeśli masz ochotę to zapraszam. Elizabeth jest dla mnie taką postacią, którą z jednej strony uwielbiam, a z drugiej mam ochotę czasami jebnąć w czerep * wiem brutalna jestem * Za to Sebastian to .. nawet ciężko mi opisać xD" Lubię go za jego dziwną jak dla mnie naturę. Im bardziej się zagłębiałam w te opowiadanie tym bardziej w głowie pojawiało mi się tysiące scen! Być tak skupionym aż czekanie na te pieprzone autobusy nie było udręką ^^!

    Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością :P!
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, oesu, dziewczyno xD. Gdybym ja czytała takim tempem, to już bym wiedziała wszystko o wszystkim z każdej dziedziny, która mnie interesuje. Zazdrooooo <3.
      Bardzo się cieszę, że Ci się podoba, w sumie się martwiłam trochę opinii takiego wyjadacza :P. Elizabeth właśnie taka jest, że z jednej strony spoko spoko, a z drugiej czasem ja sama, pisząc o jej losach, mam ochotę zrobić jej krzywdę xD. Ale w gruncie rzeczy ją lubię xD.
      Servampa nie widziałam, więc o podobieństwie się nie wypowiem :P. A na bloga pewnie zajrzę, jak będę mieć czas, którego teraz nie mam prawie w ogóle xD.
      Dzięki i do zobaczenia :*.

      Usuń
  3. Podobnie jak Asoca uwielbiam twoją wizję piekła :) bardzo podoba mi się postać Anasiego.Potrafię się z nim utożsamić :) no poprostu czysta ja xD
    Pozdrawiam i życzę powodzenia na japońskim ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujęęęęęę!!! <3
      Na pewno się przyda, bo nie jest łatwo. W pięć dni przerobiliśmy jakieś półtora miesiąca zajęć trybem rocznym. Ledwie żyję i nie mam czasu pisać, ale piątek wolny, dlatego chcę tego specjala napisać. A skoro są już dwa głosy na piekło, to jestem coraz bardziej przekonana <3.
      Dziękuję za komplement, propozycję i życzenia, ze swojej strony życzę miłych wakacji :*.

      Usuń
  4. Wysuwając podbródek, to nie szafa, żeby go pchać.
    "części zabudować jest "
    "królowała cisze, "
    Zaiste słodkie. Pluć w twarz ukochanego. * klas klas klas*

    OdpowiedzUsuń

.