piątek, 1 lipca 2016

Tom IV, XXXIV

Sesja zdana, wakacje za mną, pierwszy dzień japońskiego również.
Było... Dobrze. Początkowo się denerwowałam - jak to ja, bo jestem ciota społeczną - ale w końcu się ogarnęłam. Co prawda ciężko przywyknąć do nowego lektora i innego sposobu prowadzenia zajęć, ale mam sympatyczną grupę i myślę, że jakoś to będzie. Najważniejsze, ze lektor jest w porządku, a grupa nie jest pełna jakichś idiotów. Jest nas cała siódemka xD.
To tyle sprawozdania z japońskiego. Nauczyłam się tworzyć przysłówki i opowiadać, że coś stało się jakieś. BRAWO JA.
Więc oddaję w Wasze ręce nowy rozdział i wybaczcie, jeśli będzie w nim jakoś ponadprzeciętnie dużo błędów, ale ja mam dziś tyle do zrobienia, że ledwo wyrabiam, a nie chciałabym ominąć publikacji. Starałam się najlepiej, jak mogłam, no ale to ja - i tak zawsze coś przeoczę.

Czekam na Wasze komentarze. Nie wstydźcie się. Jestem ciekawa opinii :*.

Miłego <3

===========================

— Kontynuuj — poprosiła, kiedy blondyn przerwał na chwilę, by przegryźć herbatę ciastkiem.
— Sługa hrabiego Blake’a nazywał się Daniel Weils i podobno pochodził z Irlandii, chociaż miał nienaganny akcent. Był idealny w każdym calu. Jego posiłki były pyszne, wszystko, co wychodziło spod jego rąk wyglądało jak robione przez mistrza kunsztu, na dodatek był oszałamiająco piękny. W jego towarzystwie czułem się tak samo nieswojo, jak przy twoim kamerdynerze. Ludzie w wiosce powiadali, że to demon i w strachu przed jego gniewem robili wszystko, czego chciał Blake. Mówili też, że w kilku innych wsiach również byli tacy dziwni ludzie. Dlatego to zapamiętałem. Rozumiesz? Wieśniacy, którzy nie są nawet pewni, kto rządzi ich krajem, wiedzą, że w sąsiednich miasteczkach są tacy dziwacy — skończył, szukając na twarzy Elizabeth zrozumienia.

Zaskoczyło go jednak to, że zamiast salw śmiechu, których się spodziewał, usłyszał jedynie pełne zamyślenia westchnienie. Hrabianka wpatrywała się w przestrzeń tuż obok jego głowy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Jej reakcja przyprawiła Jamesa o ciarki, przez chwilę przeszło mu nawet przez myśl, że może jednak te historie były prawdziwe, a służący Lizz należał do tej wyklętej rasy.
Szlachcianka intensywnie rozmyślała nad tym, co powiedział jej Jamie. Nigdy dotąd nie słyszała o czymś podobnym, wydawało jej się to niesamowicie dziwne. Wprawdzie nie uważała, że była aż tak wyjątkowa, iż tylko dla niej demon zniżył się do roli ludzkiego sługi, jednak przez te kilka lat Sebastian ani razu nie wspomniał o podobnych sobie istotach w okolicy. W ogóle nigdy nie wspominał o innych demonach, a ona nie pytała, bo uważała, że to jego prywatna sprawa i nie ma powodu, by się w to zagłębiała. Piekielne życie Michaelisa nijak nie wpływało na jej losy – do czasu, lecz mimo to zwyczajnie nie widziała powodu, by poruszać ten temat. W obliczu nowej sytuacji postanowiła, że będzie musiała porozmawiać o tym z samy zainteresowanym. Obawiała się, że zjawienie się innych demonów może mieć związek z nadchodzącą wojną, a najgorsze było to, iż nie umiała stwierdzić, czy inne dzieci ciemności mogą stanowić pomoc czy może raczej zagrożenie.
Zorientowawszy się po chwili, że Jamie patrzy na nią tak, jakby zobaczył ducha, uświadomiła sobie, iż zupełnie zapomniała o swojej masce. Momentalnie się poprawiła, a na jej usta powoli zaczął wstępować uśmiech, który w krótkim czasie przerodził się w regularny śmiech.
— Wybacz, na chwilę się zawiesiłam — przeprosiła, chichocząc pod nosem. — Świetne, to wprost cudowne! Wieśniacy są tacy głupi… Jak mogłeś w ogóle myśleć, że to prawda. Jamie, nie poznaję cię — śmiała się, próbując pozbawić chłopaka resztek złudzeń.
Udało się, blondyn po chwili zaczął chichotać wraz z nią i zapewne spędziliby w tej radosnej atmosferze co najmniej kilka kolejnych minut, gdyby nie przerwało im pukanie do drzwi, które momentalnie odarło Jema z dobrego nastroju. Do pokoju wszedł Sebastian i pokłoniwszy się nisko, poinformował Elizabeth, że przyszła pora na trening.
— Pośmialiśmy się, a teraz musisz mi wybaczyć. Jadę walczyć o swoje nogi! — stwierdziła entuzjastycznie i po chwili mocowania się z topornym wózkiem, podjechała do kamerdynera, pozwalając mu zabrać się do sali na piętrze, gdzie wcześniej trenowała sztuki walki.
— Widzę, że miło spędziła panienka czas, cieszę się — powiedział ciepło demon, prowadząc dziewczynę korytarzem.
— Tak, to prawda. Sebastian, a co z moją windą? Chciałabym sama pokonywać piętra — zapytała, przypominając sobie o wcześniejszej prośbie.
— Proszę wybaczyć. Ze względu na obecność pana Jamesa byłem zmuszony zatrudnić prawdziwą ekipę. Panienki przyjaciel jest niezwykle podejrzliwy, gdybym użył swoich mocy, znów zacząłby węszyć.
— Masz rację. Lubię go, ale niedługo powinien opuścić ten dom. Jego obecność jest zbyt kłopotliwa — westchnęła dziewczyna, opierając głowę na podpartej na podłokietniku ręce.
~*~
                Mijały kolejne godziny, a królowa piekła wciąż siedziała w tym samym miejscu, skrupulatnie przeglądając kolejne książki w poszukiwaniu chociaż strzępka informacji. Wieża z dwupoziomowego wózka powoli zaczynała się kurczyć, a w jej miejsce rosła nowa budowla z kodeksów, na stoliku tuż bok lampki. Enepsignos zdążyła przejrzeć już piętnaście pozycji, jednak w żadnej z nich nie znalazła ani jednej przydatnej informacji. Powoli zaczynała wątpić, tym razem jednak nieprzyjemne uczucie nie odchodziło, coraz bardziej ją pochłaniając. Z każdą kolejną, pożółkłą kartą piekielnej księgi, na której nawet słowem nie wspomniano o niczym przydatnym, w kobiecie narastała coraz większa irytacja, która stopniowo przeradzała się w złość, by w końcu wprawić demonicę w istną furię. W pierwszym odruchu chciała cisnąć opasłym tomem w szybę, ale powstrzymała się i w miejsce książki chwyciła lampę, rozbijając ją na ścianie czytelni tuż obok okna.
                Płynna zawartość oliwnego źródła światła ozdobiła oleistą plamą stonowaną tapetę barwy wypłowiałego cynobru. Tlący się na ścianie ogień powoli zajmował coraz większą powierzchnię, tworząc w pomieszczeniu niewielkich rozmiarów pożar. Enepsignos powinna była ugasić go od razu, lecz pozwoliła, by żywioł nabierał sił, rozwijał się i rósł w coraz większą potęgę. Dopiero kiedy cała ściana płonęła żywymi barwami czerwieni, nonszalanckim machnięciem ręki demonica ugasiła ogień, przyzywając kojącą płomienie wodę.
                Dwa sprzeczne żywioły mieszały się ze sobą przez chwilę w śmiercionośnym tańcu, póki woda nie okiełznała butnego przeciwnika, do reszty wymywając go z wnętrza czytelni. Wartki strumień wzbił się w powietrze i podleciał do swej pani, przyjmując formę półprzezroczystego, błękitnego węża, którego Enepsignos pogładziła po głowie, mrucząc pod nosem słowa gratulacji. Wodny stwór pochylił przed nią łeb, a potem rozpłynął się w powietrzu, zmieniając się w parę, która zwyczajnie rozpłynęła się w powietrzu.
                — To nic nie da. Niczego tu nie znajdę, mogłabym równie dobrze wrócić – warknęła sama do siebie, a potem podniosła się z pufy i ruszyła do drzwi.
                Znów potrzebowała chwili wytchnienia. Musiała oderwać się od czytania, od problemów. Wiedziała, że na zmęczenie intelektualne najlepiej pomaga zmęczenie fizyczne, dlatego wybiegła z Biblioteki i obierając za cel jeden ze szczytów majaczących na horyzoncie, zaczęła biec w jego stronę, nie szczędząc sił, by dotrzeć tam w jak najkrótszym tempie. Śnieżny krajobraz przemykał przed jej oczami z taką prędkością, że po chwili biegu nie widziała już nic, poza swoim celem i rozmazanymi, błękitno-białymi smugami, które mijała z obu stron. Ostry, mroźny wiatr uderzał w jej twarz, drażniąc delikatną skórę na policzkach kobiety, ale na jej ustach gościł uśmiech. Dwór zdecydowanie bardziej do niej pasował, uwielbiała naturę w każdej swej odsłonie, choćby nawet tej najmniej życzliwej piekielnym istotom. Nie znosiła życia w zamknięciu, ślęczenia przed książkami, wielogodzinnej pracy w jednym miejscu. Urodzona na wsi, spędziła w otoczeniu natury całe dzieciństwo; dostając się do armii, bez ustanku stacjonowała nigdzie indziej, jak w piekielnych lasach, dolinach, górach…
                Po półgodzinnym – według ludzkiego odmierzania czasu – biegu dotarła do obranego przez siebie celu. Stanęła na czubku górskiego szczytu, pozwalając, by lekki, mroźny wiatr rozwiewał jej włosy i z triumfalnym uśmiechem na twarzy spoglądała z oddali na majaczące pośród śniegowych zasp mury Biblioteki. Nie chciała do niej wracać, to całe szukanie informacji było zbyt przytłaczające, męczące i jedynie wprawiało ją w coraz większą rezygnację. Wiedziała bowiem, że jeśli niczego nie znajdzie, nie będzie już szansy, by odnaleźć sposób na pokrzyżowaniu planów anielskich władców. Ich sprytny plan ten jeden raz okazał się solidniejszy niż przebiegłość piekielnych knowaczy, których historie skrywały karty kodeksów. Cienkie, welinowe karty poznały mnóstwo okrucieństwa, szemranych interesów, kłamstw, machlojek, lecz żadne z nich nie niosły ze sobą tej drobiny nadziei, za którą goniąc, królowa zabrnęła aż na wschodni kraniec piekielnej krainy.
                Nad głową Enepsignos przeleciały jakieś skrzydlate stworzenia. Zaciekawiona zadarła głowę, by lepiej się im przyjrzeć, lecz szybko pożałowała tej decyzji. Doskonale znała krwiożercze bestie, które w momencie, gdy się na nich skupiła, wyczuły jej obecność i bez chwili zwłoki obrały ją sobie za cel. Zimowe sępy – mawiali na nich ci o poetyckich duszach, podczas gdy wojskowi, w śród których obracała się demonica, zwykli nazywać je dużo gorzej, słowami tak kolokwialnymi, że nie warto ich nawet przytaczać. Dla samej Enepsignos były to po prostu gównojady. Kreatury o ostrych jak brzytwy szponach, dziobach zakończonych drobnymi ząbkami, ślepiach czerwonych niczym krew i pionowych, wąskich źrenicach, które do złudzenia przypominały oczy ukochanych przez Kruka zwierząt z ludzkiego świata – kotów. Jednak z puszystymi zwierzętami domowymi miały niewiele wspólnego. Pokraczne, jasne ciała, niemal transparentne skrzydła i obślizła maź, która okalała całe postaci potworów zawsze przyprawiały kobietę o mdłości. Nienawidziła ich. Wprawdzie te, które widywała dotąd miały skórę innego zabarwienia, lecz poza tą różnicą w obrębie gatunku pozostawały równie obrzydliwe, mordercze i paskudne. Sępy, które teraz leciały w stronę królowej z zamiarem rozszarpania jej, wzbudzały jeszcze większe obrzydzenie. Przez ich jasną skórę można było dokładnie wejrzeć do wnętrza ich ciał, gdzie w niewielkich żołądkach Eni dostrzegła resztki mięsa swoich braci. Nie wiedziała, kim był ten, który padł ich ofiarą, nie miała jednak zamiaru dołączać do niego wewnątrz układu trawiennego gównojadów.
Zeskoczyła z górskiego szczytu, wykorzystując swoje umiejętności do stworzenia lodowej deski, na której sunęła po śnieżnych zaspach, jak na grubej narcie. Dopiero, kiedy dotarła do podnóża góry, zeskoczyła z tymczasowego środka transportu i dalszą część drogi zaczęła pokonywać biegiem, obierając krętą trasę pomiędzy wąskimi, górskimi przełęczami, wewnątrz niewielkich lasków, pod naturalnie powstałymi, lodowymi mostami – wszystko po to, by utrudnić kreaturom dosięgnięcie jej.
                Tuż przed drzwiami Biblioteki jeden z potworów zdołał zatopić pazury w ciele królowej. Wyszarpnął kawał jej mięsa i pchnął ją na mury, a kiedy ta, uderzając głową o ścianę, na chwilę straciła orientację, sęp wykorzystał sytuację, by wczepić się w jej brzuch i paskudnym pyskiem pogryźć jej ręce, próbując oderwać kolejny kawał ciała.
                Kiedy tylko królowej wróciły zmysły, wydarła się opętańczo i zaczęła szarpać potwora, próbując go z siebie zrzucić, jednak szarpiący ból brzucha pozbawiał ją sił. Nie zamierzała umrzeć, nie teraz, nie w tym miejscu. Spróbowała się uspokoić. W końcu była w górach, w otoczeniu lodu, który właściwie był wodą – żywiołem słuchającym jej rozkazów. Uniosła więc dłoń i zaczęła szeptać pod nosem słowa zaklęcia, a kiedy kawałki zaspy zaczęły topnieć w powietrzu, uśmiechnęła się złośliwie i pisnęła na zwierzę, zmuszając je, by w całości skupiło na niej swoją uwagę.
                Kolejne płatki śniegu wznosiły się ponad zaspę, powoli topniejąc i zbijając się w jedną, rosnącą z każdą sekundą, wodną kulą. Kiedy osiągnęła zadowalający królową rozmiar, zaczęła drżeć nerwowo, a potem rozciągać się nienaturalnie, jakby ktoś kłuł ją od wewnątrz włócznią. Po chwili kula zaczęła strzelać zaostrzonymi soplami lodu, które, uderzywszy w ciało sępa, odrzuciły go od kobiety. Zwierzę wyrwało Enepsi kawałek ciała, lecz celne lodowe strzały pozbawiły je życia, tym samym ogłaszając wygraną demonicy.
                Obolała podniosła się z ziemi i czym prędzej wbiegła do biblioteki, zamykając za sobą drzwi, nim kolejne sępy zdołały odnaleźć zagubiony trop. Przez niewielkie okienko w głównych drzwiach królowa zerkała na zwłoki potwora. Kilka skrzydlatych bestii wylądowało tuż przy nich i bez chwili zastanowienia zaczęło pożerać ciało tego, z którym jeszcze kilka chwil temu wspólnie atakowali przeciwnika w walce o pożywienie. Dlatego właśnie Enepsignos tak bardzo ich nienawidziła. Nie dość powierzchownego paskudztwa, ich dusze i umysły były równie obrzydliwe i odrzucające. Całkowity brak lojalności, zasad, przywiązania czy chociażby hierarchii w stadzie. Były po prostu bandą bezmyślnych kreatur, które pożerały demony i każdą padlinę, którą dostrzegły na swej drodze.
                Upewniwszy się, że sępy zniknęły, demonica udała się do jednej z łazienek na piętrze, by zając się ranami. Piekielne zwierzęta, jak i wszystko, co istniało w tym świecie, zdolne było skrzywdzić, a nawet zabić, dziecko nocy. Królowa nie była pod tym względem wyjątkowa. Rany, które zadał jej drapieżnik, nie były wprawdzie zbyt groźne, jednak ze względu na ich pochodzenie, nie mogła tak łatwo ich wyleczyć. Musiała odpocząć. Bez względu na to, jak bardzo chciałaby kontynuować poszukiwania ratunku dla męża, w tym stanie jedynie zmarnowałaby czas, nie odnajdując nic przydatnego, nawet gdyby wielkimi literami zapisano je wytłuszczonym krojem pisma w samym centrum optycznym kolumny kodeksu.
                Świadoma tego, że nie jest w stanie zrobić nic produktywnego, kobieta niechętnie opuściła łazienkę i zaległa ciężko na łóżku. Na drugim piętrze bowiem znajdowało się kilka sypialni, początkowo stworzonych z myślą o pracownikach placówki, jednak nigdy nie zostały one wykorzystane zgodnie ze swym przeznaczeniem. Architekci i budowniczy Biblioteki mieli co do niej wielkie plany, niestety jednak poziom piekielnego czytelnictwa był zbyt niski, by warto było na stałe zatrudniać kogoś w tym opuszczonym, zapomnianym przez większość miejscu. Dlatego też królowa nie musiała martwić się, że zajmie używaną sypialnię, nie przejmowała się równie czystością pościeli, bo chociaż Biblioteka pozostawała opuszczona, dziwnym trafem wewnątrz nie było wcale tak wiele kurzu, jak można by się spodziewać. Królowa miała nawet na ten temat pewną teorię, jednak do jej sprawdzenia niezbędny był powrót do domu, a by takowy cel osiągnąć, musiała położyć się, zasnąć i zwyczajnie odpocząć, pozwalając, by procesy regeneracyjne wyleczyły jej rany.
~*~
                Minęło kilka spokojnych godzin. Proces regeneracji królowej powoli dobiegał końca. Kiedy się ocknęła, nie czuła już paraliżującego bólu, pozostało jedynie uczucie odrętwienia i lekkie zmęczenie. Wiedziała jednak, że w ciągu kilku godzin wróci do pełni sił, a jej obecny stan psychofizyczny pozwalał na kontynuację poszukiwań. Zwlekła się z łóżka i ciężko poczłapała do czytelni. Cała lekkość i gracja ruchów Enepsignos, która towarzyszyła każdemu z jej dotychczasowemu krokowi, zniknęła pod wpływem złego samopoczucia. Jednak królowa nie przejmowała się takimi drobnostkami. Była sam na sam z wielkim, wypełnionym informacjami budynkiem, a wiedza nie wyrażała swoich opinii, nie plotkowała i nie szydziła z niej za plecami – przynajmniej nie w ten sposób, który przeszedł jej przez myśl.
                Powrót do czytelni nie napawał królowej optymizmem. Zaległa na pufie, sięgnęła po butelkę z krwią, wypełniła nią kieliszek i pogrążyła się w studiowaniu kolejnych ksiąg. Czytała i czytała, a lektura zdawała się nie mieć końca, tak samo zresztą nie miała sensu. W żadnej z ksiąg nie było nawet wzmianki o czymś pomocnym, jakby przez wszystkie rzeczywistości nikt wcześniej nie wpadł na pomysł przeciwstawienia się najwyższej sile, a przecież ona nie zawsze była równie potężna. Nie każdy świat był tak idealnie wyważony, o mocnych fundamentach, konkretnych zasad. Bywały tak chwiejne czasy, że nie trzeba było się nawet starać, by wszystko prysło. Inna sprawa, że tylko część Rzeczywistości mogła zaistniej w taki sposób, jak ta. Gdyby nie była aż tak potężna, nie przetrwałaby wielu trudnych chwil, a jednak zdołała to uczynić i nic nie zapowiadało, by w najbliższej przyszłości stan rzeczy miał się zmienić. To tylko dodatkowo przytłaczało Enepsignos. Skoro dawniej, gdy siła sprawcza nie była aż tak potężna, nikt nawet nie podjął się próby, to szansa na to, że gdyby nawet znaleźli sposób, to jego wykorzystanie przyniosłoby skutek, była znikoma…
                — A to co? — mruknęła do siebie królowa, kiedy spomiędzy dwóch pergaminowych kart dawnej księgi wypadł oderwany kawałek wyglądający tak, jakby ktoś przełożył go z innego kodeksu.
                Na szczęście Enepsignos, księga, z której pochodził skrawek, była wśród tych, które miała do przeszukania. W jej sercu zatlił się niewielki płomyk nadziei, jednak zgasł równie szybko, co pożar w czytelni gaszony przez nią kilka godzin wcześniej, kiedy urwany świstek wraz z resztą książki traktowały jedynie o ogromnym, zakazanym uczuciu pomiędzy dwójką demonów.
                Cały fragment brzmiał właściwie niczym baśń, jedna z tych, które opowiadano małym, ludzkim dzieciom, i tych, którymi straszono młode demony. Historia o miłości, poświęceniu, ogromnym, rozdzierającym serce bólu idealnie oddawała stan emocjonalny królowej na myśl o tym, co czekało jej ukochanego. Postanowiła zabrać księgę na zamek, przyjrzeć się jej z bliska, wiedząc, że miała chwilowo większe zmartwienia, niż odnajdywanie bratniej duszy w kodeksach dawnych pisarzy.
                Poszukiwania nie przyniosły jednak skutków. Długie, męczące godziny pracy kobiety poszły na marne. W żadnej z ksiąg nie znalazła nawet krótkiej wzmianki, jakby sprawa naprawdę nie istniała, jakby wszyscy rezygnowali z tego pomysłu, zanim myśleli o nim na tyle długo, by warte było to choćby krótkiej wspominki. Nic. Cisza. Zupełna pustka. Królowa była wściekła, smutna i jeszcze bardziej zrezygnowana. Gdyby wiedziała, że poszukiwania nie przyniosą żadnego efektu, nawet by się nie trudziła, ale dla swojego ukochanego była gotowa spróbować wszystkiego. W ten sposób zmarnowała cenny czas, ludzki czas, który z racji zbliżającej się wojny, mającej rozegrać się na płaszczyźnie ludzkiego świata, nabrała dla wszystkich: aniołów, demonów, nawet obojętnych bogów śmierci, ogromnego znaczenia. 


8 komentarzy:

  1. Nadeszły wakacje i muszę się postarać o to, aby przeczytać wszystkie części od początku. Pamiętam jak rok temu, 1 czerwca przeczytałem kilka pierwszych rozdziałów. Skutecznie umiliły mi pobyt na zielonej szkole. Jak zwykle zachwycasz wyszukanym doborem słów i ciekawą akcją. Widać, że pisane przez profesjonalistę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahahaha, profesjonalistę xDDDD. You made my day! Nie no, dziękuję, ale do profesjonarnej pisarki to mi jeszcze ohohohhohoho tak daleko. Jestem zaledwie amatorką z niespełna dwuletnim stażem xD.
      Ale cieszę się, zr tok temu umiliłam Ci syjazd. To dobrze, gdy moje opko wywołuje pozytywne emocje. Lalala, hiposi, miłość blebleble. Jezu, wybacz. Mózg mi sie przegrzał, za dużo nauki xD.
      Dziękuję za komcia :*.

      Usuń
    2. Uwierz ta książka naprawdę wygląda jak pisana przez profesjonalistę albo kogoś i wielkim talencie :)

      Usuń
    3. Ciężko mi uwierzyć w coś takiego, bo nie wierzę w siebie xD. Ale cieszę się, że Wam się podoba, może będę miała szansę to wydać :P.

      Usuń
  2. Witaj. To znowu ja XD. Rozdział zwalił mnie z nóg (jak zwykle zresztą). Biedna Enepsi. Tak się poświęciła dla Sebastiana, a nie znalazła sposobu, by uratować męża i tylko zmarnowała czas. Naprawdę mi jej szkoda. Elizabeth w ostatniej chwili zwiodła Jema. Brawo dla niej, bo James był naprawdę blisko odkrycia największej tajemnicy swojej przyjaciółki. No i co mogę powiedzieć... rozdział fantastyczny, ale mi się ogólnie twoja twórczość podoba (i to bardzo). Też chciałabym umieć tak świetnie pisać. Wybacz, że odzywam się dopiero teraz, ale wcześniej nie miałam czasu. Młodszy brat, pisanie rozdziału na swoim blogu (który wreszcie udało mi się opublikować) i te sprawy... Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękuję^^. Cieszę się, że rozdział Ci się podobał i miło mi ponownie gościć się w tych moich megabajtach. Zawsze miło, kiedy ktoś coś napisze <3.
      Lizz tym razem miała szczęście, ale musi uważać. Nie wiadomo, co jà czeka, a Jem jest naprawdę domyślny, szczególnie że chodzi o jego przyjaciółkę z dzieciństwa^^.
      A Enepsi, no cóż... Mogła się tego spodziewać, nie bez powodu w końcu Sebastian wyslał ją do Biblioteki tak późno :P. Gdyby sądził, że jest duże prawdopodobieństwo, że znajdzie tam coś pomocnego, zrobiłby to wcześniej.

      Usuń
  3. "tym z samy zainteresowanym"
    "skrywały karty kodeksów. Cienkie, welinowe karty poznały
    " powtórzenie
    "Rzeczywistości mogła zaistniej w taki"
    Hehehehe, czyżbym miała po tym tet rozdziale zrozumieć, czym jest Rzeczywistość? Kpina. Dalej nie wiem, jednak teraz przyczyniam się ku opini, że jest to stały układ sił pomiędzy światami, i że po śmierci Michaelisa, nastanie Nowa Rzeczywistość. Może odkrywcze to to nie jest, ale boli mnie głowa i gardło i z własnego lenistwa nic więcej nie chce mi się kombinować.
    I tak sobie myślę, że Sebastianowi chodziło właśnie o tę bajeczkę. Tylko dalej ma ten problem, czy lepiej mieć żonę mądrą czy głupią (dylematy Enepsignos)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieeeee. Ja nigdzie nie mówiłam, że miałabyś po przeczytaniu tego rozdziału zrozumieć. Mówiłam tylko, że jest tu kolejna wskazowka xD. Zresztą Rzeczywistość się wyjaśni jeszcze w tym tomie (chyba że będę musiała to rozwlec na sześć xD), więc w końcu się dowiesz i znowu będziesz bóldupić, że sie nie dało - jak przy Undym xD. To są subtelne wskazówki! Dla ludzi, których tak to obchodzi, że chcą kontemplować, aż dojdą prawdy xD. Zresztą na pewno byłoby łatwiej połączyć fakty, gdyby to był 5ekst ciągły i miałabyś to na świeżo xD.

      Usuń

.