wtorek, 19 lipca 2016

Tom IV, XXXIX

Mam coraz mniej czasu, a zaliczenie coraz bliżej. Jest 30.07 albo 29.07, ewentualnie 31.07, nie wiem. W każdym razie jednego dnia pisemny a drugiego ustny. W związku z tym ogłaszam, że nie mam czasu wchodzić na Wasze blogi i czytać rozdziałów, nie mówiąc nawet o komentowaniu. Zwyczajnie życia mi nie starcza, jak jeszcze mam się uczyć, pisać swoje opko, ogarniać fp itp itd... A nie będę czytać bez zrozumienia, bo to się mija z celem, chyba że komuś zależy na komciu, typu "fajna notka", no to mogę takie zostawić, ale co to wnosi, nie? No. To tyle. Od końca lipca znowu będę miała czas, to wrócę na poważnie do blogosfery, a w tym czasie musicie mi wybaczyć. Dzisiaj już i tak ledwie zdołałam zrobić betę i grafikę TT_TT. 

No, koniec narzekania, bo w końcu ja się cieszę, że się uczę, po prostu to męczące.

Miłego rozdziału :*

=====================

Odsunęła wózek od okna, niedbale szarpiąc zasłonę, by chociaż częściowo przysłonić okno, a potem podjechała do łóżka. Wzięła głęboki oddech, zaparła się dłońmi na podłokietnikach i gwałtownym ruchem przechyliła się w stronę materaca, upadając na niego i z hukiem przewracając wózek. W całej ogarniającej ją beznadziei ucieszyła się, że chociaż tyle jej się udało. Mogła się wreszcie położyć, ukryć w miękkiej pościeli i zastanowić, jak powinna dalej żyć, wiedząc, co zrobił Sebastian.

Przez kilka kolejnych godzin próbowała zasnąć, jednak natrętne myśli skutecznie jej to uniemożliwiały. Żałowała: tego, jak potoczyło się jej życie, wszystkich chwil, kiedy mogła postąpić inaczej. Poczynając od wyznania uczuć demonowi, przez prowadzenie gry, której zasad do końca nie rozumiała, kończąc na pierwszej decyzji, tej sprzed kilku lat, która zaważyła na jej przeszłości. Gdyby nie przystała na warunki Michaelisa, nie byłoby jej tu, umarłaby w lochu tajnej organizacji, zakatowana i zagłodzona na śmierć. Jednak ona chciała walczyć, a piekielna istota obiecała jej swoją siłę. Trwała wiernie u boku, dała oparcie, poczucie bezpieczeństwa, a nawet miłość. Sebastian zrobił wszystko, czego od niego wymagała. Przez długie sześć lat wykonywał wszystkie polecenia i nigdy jej nie zawiódł, a jednak jeden jego czyn zupełnie przekreślił wszystko, co wspólnie przeżyli, po raz kolejny.
Żałowała. Że nie potrafiła o tym zapomnieć, wybić sobie z głowy bolesnych wspomnień, udawać, że to nigdy się nie wydarzyło i żyć tak, jak dotychczas. Pragnęła tego, błogosławieństwa amnezji, wolności myśli, całkowitej bezkarności wobec własnego sumienia, ale nie mogła tak po prostu wymazać bólu, cierpienia i ciężkich miesięcy torturowania służby swoim karygodnym zachowaniem. Nie mogła, bo gdzieś w głębi siebie była dumna z tego, co czuła i jak sobie z tym poradziła. Była dumna, że przetrwała, że udało jej się wygrzebać z samego dna, powrócić silniejszą i na nowo stawić czoła rzeczywistości. Nie zrobiła tego sama, ale i tak wątły głosik w jej głowie szeptał, że nigdy nie może tego wyprzeć, bo minione pół roku jest świadectwem siły i zwycięstwa hrabianki nad własnym losem.
Żałowała. Że Sebastian był demonem, że został wychowany w taki sposób. Że nie mogła go nawet winić za decyzje, które podjął. Zawsze oceniała go ludzką miarą, a przecież on nigdy nie był człowiekiem. Od początku tylko doskonale udawał. To ona uparła się, że zmieni go z bezwzględnej bestii w ideał mężczyzny, którego pokochała, kiedy jeszcze była dzieckiem. Bardziej lub mniej świadomie doprowadziła do tego, że w Michaelisie obudziły się uśpione uczucia, a ona miała szczęście być tą, którą nimi obdarzył. Lecz to nie zmieniało faktu, że był demonem. Istotą, dla której kłamstwo, zabójstwo, gwałty i brutalność były chlebem powszednim. I co z tego, że brzydził się oszustwem? Nawet nie tolerując czegoś, nie zawsze da się to wyplenić ze swojej świadomości. A Sebastian? On chciał zachować się odpowiednio. W ludzkim rozumieniu popełnił błąd – zdradził osobę, którą kochał i która darzyła go wyjątkowym uczuciem. W demonicznym rozumowaniu zaś, zapewne nawet nie popełnił drobnego faux pas. Jak więc miała go ocenić? Którą miarę wybrać?
Żałowała. Swojej słabości, uzależnienia od Michaelisa i tego, jak na siłę starała się go usprawiedliwić. Nawet gdyby zabił ostatniego członka rodziny nastolatki, jakaś jej cząstka wciąż szukałaby dla niego wymówi, byle tylko dalej był obok, byleby mogła znaleźć usprawiedliwienie, by móc go kochać… Byle tylko nie zostać sama, nie stracić oparcia, nie zburzyć świeżo odbudowywanych fundamentów, na których ponownie pragnęła oprzeć całą swoją przyszłość. Była już niemal pewna, czemu więc los po raz kolejny musiał z niej tak okrutnie zakpić?
Żałowała. I w żalu tym zasnęła. Z zapłakanymi oczami, zapuchniętą twarzą i potarganymi włosami. Zasnęła, czując, że nie poradzi sobie z podjęciem decyzji. Była zbyt słaba, zbyt samotna, zbyt zagubiona i zbyt szaleńczo zakochana, by zdołała okiełznać całą tę sytuację. Demon zdradził jej miłość i zaufanie, a jednak przyznał się do tego, jakby zrozumiał swój błąd i chciał, by mogła uczciwie zdecydować, czy dalej zasługiwał na wyróżnienie w postaci jej bliskości i uczucia.
~*~
Sebastian zaległ pod drzwiami sypialni hrabianki i nie był w stanie się stamtąd ruszyć. Słyszał dobiegające z wnętrza pomieszczenia krzyki, płacz, uderzenie wózka, nierówny oddech i przyspieszone bicie serca nastolatki. Chciał do niej wejść i pomóc jej poradzić sobie z cierpieniem, ale wiedział, że nic nie może zrobić. Był przyczyną bólu swej pani, źródłem zżerającej ją rozpaczy, a każda kolejna sekunda smutku uderzała w demona niesamowitym poczuciem winy.
To z jego powodu doszło do tego wszystkiego. Od momentu, w którym obudził w sobie emocje, powoli zaczął staczać się na samo dno. Przestał być idealny, stracił umiejętność logicznego myślenia, pozwalał, by uczucia brały nad nim górę, popychając go do działań, które – choć chwilowo wydawały się dobre – prowadziły jedynie do coraz gorszej sytuacji. Przez to wszystko jedynie ranił tych, na których mu zależało, a przecież nie było ich wiele. Kochał Elizabeth, darzył uczuciem Enepsignos – czemu tak trudno było mu znaleźć sposób, by obie były szczęśliwe? Po co właściwie to wszystko zrobił? Czy piekielny tron naprawdę był dla niego taki ważny?
Gdyby brakiem przemyślenia i pochopnymi decyzjami Sebastian nie doprowadził do sytuacji bez wyjścia, zwyczajnie zrezygnowałby z władzy. Porzucił wszystkie przywileje, wielkie plany wobec królestwa, najchętniej zaszyłby się wraz z Elizabeth w Bibliotece i wspólnie z nią spędził wszystkie lata jej życia. Był jednak na tyle głupi, że postawił się w najgorszym możliwym położeniu. Zrzeknięcie się tronu nie wchodziło w grę, łączyła go bowiem umowa z aniołami, której strzegła największa potęga Rzeczywistości. Panowanie zaś oznaczało rychłą śmierć i chociaż miał wątłą nadzieję, że Enepsignos zdoła odnaleźć sposób na zakończenie okropnego impasu pośród pradawnych ksiąg, nie opierał na powodzeniu jej misji swych dalszych planów. Chociażby dlatego, że żadnych nie miał. Nawet wyznając Lizz prawdę, nie umiał zdecydować, czy podjął właściwą decyzję. Nie chciał się nawet zastanawiać nad wyznaniem prawdy żonie. Wiedział, jak bardzo wściekła potrafiła być i jak trudno było ją wtedy okiełznać. W końcu jej reputacja nie wzięła się znikąd.
Najbardziej demon żałował tego, że jego wychowanie było tak niesamowicie ubogie. Gdyby Ojciec nie postawił sobie za cel wyplenienia wszelkich śladów uczuć z serc swoich poddanych, może nigdy by do tego nie doszło. Nie zagubiłby się sam w sobie, nie umiejąc kontrolować myśli, emocji i czynów. Może wtedy nie musiałby zabijać króla, może ten zwyczajnie pozwoliłby mu na szczęście, może Elizabeth nigdy nie przeszłaby przez piekło na ziemi, by ostatecznie i tak skończyć w wyklętym przez ludzi miejscu. Michaelis niczego nie pragnął tak, jak zadośćuczynienia swej pani.
Chociaż widział uśmiech na ustach szlachcianki, młode, jej niebieskie oczy pełne były bólu. Zawsze biła z nich dojrzałość ukazująca, jak wiele przeszła, ale odkąd ją opuścił, nawet maleńka, młodzieńcza iskra, którą w nich dostrzegał, zniknęła na dobre. Żywy błękit wypłowiał, nadając dziewczynie niezwykle smutnego wyrazu, a demon doskonale wiedział, że to on był przyczyną tej zmiany i za każdym razem, gdy patrzył na swoją panią, czuł ukłucie w piersi.
Nie obchodziło go własne cierpienie, uważał, że zasługuje na ból. Nawet nie próbowałby uciec przed śmiercią, gdyby życzeniem szlachcianki nie było samodzielne zabicie go. Kruk chciał ponieść karę, choć wiedział, że nawet to pragnienie było niczym więcej, jak samolubną próbą uśpienia sumienia. Tak naprawdę jedyne, na co naprawdę zasługiwał, to stan bólu i zawieszenia, który towarzyszył mu, gdy zdruzgotany dźwiękami dochodzącymi z wnętrza sypialni siedział pod drzwiami, nie wiedząc, co powinien ze sobą zrobić.
Serce podpowiadało, by wszedł do środka, objął Elizabeth, przeprosił, obiecał, że już nigdy nie będzie cierpiała, ale Michaelis ze wszystkich sił starał się słuchać rozumu przekrzykującego zdradliwy organ. „Nie wchodź tam, jedynie bardziej ją zranisz. Musisz dać jej czas” powtarzał głos rozsądku, a demon kurczowo zaciskał pięści, przebijając paznokciami skórę wewnętrznej części dłoni, nie dbając o to, że jego śnieżnobiałe rękawiczki po raz kolejny zbrukała krew.
Gdyby chociaż nie zakochał się w tej słabej, ludzkiej dziewczynie, gdyby nigdy nie pozwolił, by obudziło się w nim to magiczne uczucie, mógłby wykonywać swoją pracę odpowiednio. Nic by się nie wydarzyło. Nie musiałby przejmować tronu, żenić się z demonicą, znikać z życia hrabianki. Dlaczego nie mógł cofnąć czasu i postąpić inaczej? Byłby nawet skłonny zaryzykować, że ich losy potoczą się w zupełnie odmienny sposób. Sądził, że cierpienie, które zadał ukochanej, było najgorszym, jakiego mogłaby doświadczyć. Jeśliby więc postąpił wtedy inaczej, nigdy by do tego nie doszło. Byłby tym samym, pozbawionym emocjonalnej głębi, niekochanym potworem, ale jego panienka miałaby szansę spełnić swoje życzenie. Tymczasem nawet tego nie mógł jej zagwarantować. Upadł na samo dno, choć myślał, że sięgnął go dawno temu. Wyznał dziewczynie prawdę, zniszczył ją doszczętnie, odebrał odrobinę na nowo przywróconej stabilizacji.
Torturujący demona płacz zza drzwi powoli cichnął. Sebastian domyślił się, że zmożona hrabianka zwyczajnie zasnęła z wycieńczenia. W duchu prosił, by chociaż we śnie zaznała odrobiny ulgi. Cisza sprawiła, że sam zdołał się nieco opanować. Wciąż nie chciał odejść spod pokoju Lizz, postanowił więc, że spędzi tu całą noc, pilnując jej, by w razie potrzeby nie zawieść po raz kolejny. Kiedy emocje przestały uderzać w niego z tak ogromną siłą, uświadomił sobie, jak idiotyczny i ludzki był jego sposób myślenia. Zamiast zastanawiać się, jak naprawić swój błąd, on chciał wszystko zmienić. Gubił się myślami w nieistniejącym świecie, wyobrażając sobie wspólne życie u boku szlachcianki, gdyby nigdy nie obudziła się w nim miłość. Dni pełne wzajemnych złośliwości, treningów, kryminalnych zagadek i powolne dążenie do zemsty – ten sielankowy obraz wyrył się w jego pamięci, wzbudzając w sercu żal, że nie mógł być prawdą. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna i to z nią musiał się mierzyć.
Noc powoli dobiegała końca. Pierwsze promienie wschodzącego słońca odbijały się od idealnie wypastowanych butów demona, przedzierając się przez firany okien w korytarzu. Świat ponownie budził się do życia, a nadzieja Sebastiana z każdą chwilą umierała. Marniała, niczym niepodlewany kwiat, dla którego wodą było szczęście Elizabeth. Poranny śpiewy ptaków przyprawiały bruneta o ból głowy, nie mógł znieść ich radosnych treli, tak odmiennych od uczuć, których pełna była posiadłość Roseblack. Najchętniej uciszyłby wszystkie skrzeczące potwory, ale wiedział, że to nie miałoby sensu. Zabicie ich nie zmieniłoby tego, co zrobił, nie poprawiłoby stanu hrabianki, właściwie zbliżyłoby go jedynie do obrazu demonów, przed którymi drżeli strwożeni śmiertelnicy.
Minęły kolejne dwa kwadranse, nim Sebastian zdecydował się wstać z podłogi. Szlachcianka wciąż spała, a ona miał przed sobą masę obowiązków, których bez względu na okoliczności nie mógł zaniedbać. Póki pozostali służący spali, mógł wykorzystać swoje moce – dzięki temu miał szansę zdążyć na czas, chciał jednak przygotować śniadanie dla dziewczyny i Darka samodzielnie. Wstał więc ociężale, rozprostowując zdrętwiałe nogi i ruszył do kuchni, po drodze korzystając ze swoich zdolności, by uprzątnąć każde mijane pomieszczenie.
Znów czuł, że zawiódł, tym razem jednak kota. Lizz zgodziła się, by przygarnęli go pod swój dom, a on porzucił go samego na całą noc, samolubnie użalając się nad swym marnym losem. Dlatego chciał odwdzięczyć się zwierzęciu, przygotowując dla niego wymarzony posiłek z trzech rodzajów ryb. Zaniósł Darkowi zdobioną miseczkę, przez chwilę poprzytulał go, głaszcząc czarną główkę, a potem wyjaśnił dwojgu niebieskich, wpatrujących się w niego z zaciekawieniem, oczu, że musi wracać do pracy, ale obiecuje znaleźć dla niego czas. Demonowi zdawało się, że kot go zrozumiał, kiwnął bowiem łebkiem, otarł się o nogi kamerdynera i podszedł do miseczki, by zjeść śniadanie. Sebastian życzył mu jeszcze smacznego i opuścił sypialnię. Musiał przygotować posiłek dla Elizabeth i Jamesa, lecz kompletnie nie miał pomysłu, co takiego powinien zrobić.
Gdyby chciał być miły, zwyczajnie nie przygotowałby śniadania, wiedząc, że jego pani czuła się najlepiej, kiedy stał przed nią pusty, idealnie czysty talerz, którego nie musiała brudzić jedzeniem. Jednak zgodnie z umową dotyczącą rehabilitacji, dziewczyna musiała jeść pięć niewielkich posiłków i chociaż Michaelis nie wiedział, czy wciąż będzie chciała trzymać się ustalonych zasad i ćwiczyć wraz z nim, uznał, że na wszelki wypadek powinien przygotować wszystko tak, by godzinę po śniadaniu hrabianka mogła odbyć pierwszą serię ćwiczeń. Jeśliby nie zechciała, dla służącego byłoby to zrozumiałe, ale gdyby jednak wykazała taką chęć, jak wielkim byłoby niedopatrzeniem z jego strony, gdyby nie był gotów? Dlatego właśnie przygotował składniki na warzywne omlety, wybrał zastawę, a potem usiadł przy stole, czekając na resztę służby, by wydać jej polecenia, bo chociaż kartka z rozkładem obowiązków niezmiennie od lat wisiała na drzwiach ­– z obowiązkami rozpisanymi na przynajmniej trzy dni wprzód ­– Jeanny, Thomas, a nawet Tai, który przejął rolę kamerdynera pod jego nieobecność, nie zwracali na rozpiskę uwagi, jakby w ogóle nie wiedzieli o jej istnieniu.
Równo o szóstej kuchnia stała się miejscem spotkania służby. Jedynie Frederic spóźnił się kilka minut, jak się okazało dlatego, że jako jedyny zwrócił uwagę na spis obowiązków i zgodnie z przydzielonym mu zadaniem, poszedł podlać kwiaty, które ozdabiały latem kominki rezydencji. Jego zachowanie mile zaskoczyło Sebastiana. Z uznaniem pokiwał głową i kazał wszystkim zająć miejsca.
— Chciałbym, żebyście wszyscy brali przykład z pana Frederica. Pracujecie tu już od tylu lat, że wypadałoby abyście wreszcie zaczęli zwracać uwagę na wiadomości, które wam zostawiam — zaczął zadowolony, że wreszcie może wytknąć służącym niedociągnięcie w tak niewiarygodnie swobodny sposób.
Chociaż jego serce wciąż wypełnione było bólem, nie dawał tego po sobie poznać. Nie mógł dopuścić, by służący wiedzieli, co dzieje się pomiędzy nim i Elizabeth. Gdyby Jeanny dostrzegła choćby cień smutku na jego twarzy, znów musiałby spowiadać się zarówno jej jak i Thomasowi ze swoich działań. Miał nadzieję, że uda mu się tego uniknąć do wieczora, kiedy będzie już pewien stanowiska swej pani.
— Ja wiecie, panienka Elizabeth rozpoczyna od dziś rehabilitację. Wobec tego chciałbym, żebyście nie byli dla niej ciężarem. Nie ma miejsca na błędy, macie wykonywać swoje obowiązki sprawnie, dokładnie i dobrze. Przed południem Jeanny zajmie się myciem okien, Thomas przygotuje półprodukt do obiadu, a Frederic… Nie muszę panu mówić, co ma pan robić, prawda? — powiedział kamerdyner, spoglądając z uznaniem na starszego mężczyznę.
— Oczywiście, panie Sebastiana. Mam skończyć podlewać kwiaty w posiadłości, a potem zająć się szklarnią — odparł stangret, uśmiechając cię poczciwie.
— My też będziemy sprawdzać tę twoją kartkę, Sebastian! — krzyknął wojowniczo Thomas i podbiegł do drzwi, by przyjrzeć się przyklejonej do nich wiadomości.   

                                               



9 komentarzy:

  1. Ach ... Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? Mam szczere nadzieje, że Elizabeth wybaczy Sebastianowi to co zrobił ... Tak mi go szkoda. Jednak zastanawia mnie jeden fakt: Skoro w pierwszym tomie Lizzy i Sebastian uprawiali seks to czy nie było ryzyka ciąży u Lizzy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam, bo tu się dało w miarę logicznie przerwać. Jakbym tk ciągnęła dalej, to rozdział musiałby mieć co najmnieh ze stronę więcej, a ja nie mam chsilowo (do końca lipca) czasu, żeby zbyt dużo pisać, więc staram się oszczędzać, żeby nie robić przerw :P.
      Ryzyko zajścia w ciążę jest zawsze. Co nie zmienia aktu, że nie każdy seks się nià kończy. Lizz miała szczęście :P. Ale lepiej nie brać z niej przykładu. My mamy jak się zabezpieczać, ona miała szczęście, albo Sebastian kazał swoim demonicznym plemnikom nie zapłodnić jej komórki jajowej xDDDD.

      Usuń
    2. Mnie raczej zastanawia tak do tej ciąży. Bo może w sumie demony nie mogą mieć dzieci od tak xD? Chyba, że mamy tu coś podobnego na miarę Zmierzchu. Ja w sumie dotąd nie mogę tego zrozumieć. Koleś nie żył, ale jego pleminiki a jakże O_o..

      A co do rozdziału: Po lipcu liczę, że będą dłuższe :D! Bo coraz bardziej się wkręcam :P

      Usuń
    3. Też na to liczę xD. Jeszcze tylko trzy krótkie i potem powinny być normalne. O ile do tego czasu coś napiszę, bo jeśli nie, to będę musiała tworzyć na bieżąco, a tego szczerze nie znoszę TT_TT. A co do tej ciąży... Skoro Edward (czy jak mu tam xD, nie jestem pewna) żył, będąc martwym, to może jego plemniki też były takie zimnociepłe. Ciężko orzec. Ja, szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad plemnikami demonów, przynajmniej na razie. Ale demony żyją, więc teoretycznie nie powinno być problemu. Chyba że krzyżówka ludzi i demonów by nie wychodziła jak trzeba. No ale demony nie są martwe, więc problem Edzia odpada xD. Jezu, to nam się tematy włączyły, nie ma co :P. Dzięki za komcia^^.

      Usuń
  2. Nami , Nami , Nami sorry , że dopiero teraz daje koma. Ale poprostu zapomniałam. Co by tu jeszcze......nie mam pomysłu na jakiś lepszy komefarz. Tak więc czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie szkodzi. Grunt, że jest :P. Tylko że nic nie powiedziałaś o fabule, ale mam nadzieję, że to znaczy, że wszystko było ok xD.
      I tak dziękuję za odzew. Next już w sobotę rano :*.

      Usuń
  3. Oooo <3 po czterykroć żałowała i zrozumiała to, co chciał osiągnąć Sebastian. Jestem pod wrażeniem ^^ I szkoda mi się jakoś tak jej zrobiło.
    Kotek i śniadanie dla trzech rybek ♡ Sebastian taki kochany ♡ *fangirlingu tak ze dwie strony *. I od kiedy to już nie musi się spowiadać służbie? Jakoś mi to umknęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, w którym i gdzie to dokładnie jest, ale Sebastian miał być pod obserwacją Jeanny i Thomasa dopóki Lizz nie będzie w stanie podjąć co do niego ostatecznej decyzji. Co znaczy, że gdy ją podejmie, znów będzie wolny. No a spowiadanie się nie następuje w każdej sekundzie ich życia, tylko raz na dzień, chyba że mają powód. Poza tym na pewno nie przy Fredericu :P. Jezu, jak tak czytasz i komciasz zaległe, to nie pamiętam dokładnie, co już wiesz, a czego jeszcze nie i nie mogę odpowiednio odpowiedzieć, żeby spoilerów nie było xD. Jakie to denerwujące xDDDD. No ale jak japoński się skończy, to będę miała czas myśleć o tym, co w którym rozdziale dokładnie było xD.

      Usuń
  4. Ahh, ten Sebastian! Bzyka się z Demonicą, a jak Elizabet chociażby tylko rozmawia ze swoim przyjacielem, to ma ochotę go pozabijać na różne sposoby.
    "Znów czuł, że zawiódł, tym razem jednak kota. "
    Po tym, jak to przeczytałam... WYBUCHNĘŁAM ŚMIECHEM XDD Jak można zawieść kota?! Skandal -.- I to sam Sebastian... Nie no...szok. Na miejscu Darka (tak jak Elizabeth) spoliczkowałabym tego kamerdynera! :D XD

    OdpowiedzUsuń

.