piątek, 14 kwietnia 2017

Tom V, X

Weźcie, przeraziłam się... Mam tylko 12 stron zapasu!!!
Dobrze, że są święta, będę musiała olać kolorowania i solidnie popisać, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie ciężko. A ja nie lubię, gdy tak jest xD.

A poza tym są święta, więc: WSZYSTKIEGO JAJECZNEGO! <3

Miłego rozdziału! :*

=======================

Anasiemu przeszkodzono po raz kolejny. Zirytowany demon trzasnął drzwiami, gdy niechciani goście tylko przekroczyli próg, ukazując bezpardonowo swoją niechęć. Skąpy w słowach ograniczył piętrzące się w myślach przekleństwa jedynie do jednego, którego lepiej było nie przytaczać ze względów kulturalnych. Wywarło ono jednak odpowiednie wrażenie na dwójce impertynenckich intruzów, którzy śmieli przerwać kronikarzowi pracę.
— Chyba zwyczajnie zmienię lokum — westchnął ciężko pod nosem, kiedy dwóch lekarzy niepewnie zbliżało się do biurka.
— Sam pan prosił, żebyśmy zjawili się z informacjami. Trzeba było tego nie robić, miałby pan spokój — prychnął niezadowolony Forkas.
Od zawsze uważał, że przy całym swoim introwertyzmie i stronieniu od ludzi Anasi był zwyczajnie wyniosłym palantem, który starał się sztucznie wytwarzać wokół siebie aurę tajemniczości. I chociaż wiecznie podkreślał, że jego opinia wcale nie brała się z zazdrości, gdyż sam również swego czasu starał się o opinię szalonego, genialnego naukowca owianego złą sławą; poza tym ostatnim – lecz nie w takiej formie, o jaką zabiegał – reszta przymiotów nie trzymała się go tak samo, jak suchy papier stołu podczas mocnego przeciągu. Z tego też powodu nigdy nie okazywał informatorowi odpowiedniego szacunku, wytwarzając tym samym napiętą atmosferę, która natężała się, ilekroć przecinały się linie ich wzroku. Anasi jednak nie zwykł dawać po sobie poznać, co naprawdę sądził o jednym z najwybitniejszych piekielnych medyków. Potrafił odróżnić szacunek do umiejętności od szacunku do konkretnej jednostki, czym jedynie bardziej irytował niespełnionego medyka.
— Gdybym wiedział, że będziecie do mnie przybiegać jak dzieci z każdą najdrobniejszą wzmianką, odpuściłbym sobie — westchnął, poddając w wątpliwość samodzielność uczonych.
— Zapomnijmy na chwilę o prywatnych sprawach, musimy omówić coś nacznie bardziej istotnego. Król z pewnością miałby nam za złe, gdyby dowiedział się, że zwlekamy z przekazaniem mu tak cennych informacji — wtrącił stojący nieco z tyłu Araksjel.
Nerwowo przeczesał ulizane włosy szponiastymi, czarnymi pazurami, a potem wręczył Anasiemu plik dokumentów. Odczekał chwilę, aż informator zdąży pobieżnie zapoznać się z lekturą, a potem pospieszył z podsumowaniem.
— Wygląda na to, że to, co dzieje się z dziewczyną, jest tymczasowe. Jej dusza uleciała z ciała i została gdzieś zapieczętowana. Niestety udało nam się odnaleźć jedynie niewielkie ślady życiodajnej energii, zbyt słabe, by powiedzieć nam, gdzie możemy jej szukać. Panie, co się z nią właściwie stało? Ona zmienia się w demona, a jej energia do złudzenia przypomina energię królowej. Co więcej… Wzór energetyczny króla…
— Umrze? — przerwał mu Anasi, skupiając się na tym, co jego zdaniem było najistotniejszego dla Kruka.
— Teoretycznie nie. Jednak żywe ciało nie jest w stanie istnieć bez duszy. Cokolwiek stało się z tym człowiekiem, sukcesywnie zmienia go w demona, jednak nie wiemy, czy nie wystąpią komplikacje. To pierwszy taki przypadek. Poza tym, proszę wybaczyć moją wścibskość, ale wydawało mi się, że jej dusza jest dla króla niezwykle ważna.
— To prawda, kontynuuj.
Akarsjel zawahał się i popatrzył niepewnie na towarzysza. To, co miał powiedzieć, właściwie nie miało kluczowego znaczenia dla życia człowieka ani Amona, jednak biorąc pod uwagę ich wzajemną relację, wypowiedziane raz mogło bezpowrotnie zmienić ich spojrzenie na życie.
— Ciało pozbawione duszy przez pewien czas może być drogowskazem do niej prowadzącym. Zazwyczaj potrzeby jest do tego specjalistyczny sprzęt bogów śmierci, jednak przy odrobinie pracy zdołalibyśmy samodzielnie stworzyć takie urządzenie.
— Więc w czym problem? Do roboty! — ponaglił Anasi.
— Na Szatana, wykrztusisz to wreszcie? — mruknął zirytowany Forkas. — Zapieczętowana dusza nie może zostać pożarta. Więc jeśli król chce zjeść swój posiłek, musi odnaleźć duszę, póki ciało wciąż jest w stanie wskazać do niej drogę, a potem musi umieścić je ponownie w człowieku. Sądzimy, że wtedy człowiek ponownie stanie się sobą, bo to, co się z nim dzieje, to jakiś zaawansowany urok.
— A wtedy dziewczyna umrze…
— Właśnie tak, panie — potaknął Araksjel.
— Nie mówcie o tym Amonowi — postanowił Anasi, odkładając dokumenty na bok. — Idźcie mu powiedzieć, że na razie zdrowiu dziewczyny nic nie grozi. Że jest bezpieczna i spokojnie będzie się rozwijać jako demon. Resztę przemilczcie. Muszę się nad tym zastanowić. Powiem mu o tym osobiście. Wy się do tego zwyczajnie nie nadajecie — rozkazał, machnąwszy zbywająco ręką.
Forkas jednak nie zamierzał dać za wygraną. Słowa Anasiego niezwykle go ubodły, przelewając czarę goryczy. Ze wszechsił uderzył w sekretarzyk kronikarza, który nie rozpadł się w drobny mak tylko dzięki odpowiednio szybkiej reakcji pajęczego demona. Wszyscy wiedzieli, że drzemała w nim ogromna potęga, jednak mało kto miał szansę ujrzeć legendę na własne oczy. Dwaj lekarze właśnie dostąpili tego wątpliwego zaszczytu.
Czarne ślepia Anasiego rozjarzyły się intensywnym szkarłatem. Nieprzejednany cień, czarny niczym najciemniejsze odmęty piekieł, zasnuły gabinet, otulając dwóch lekarzy, wyciągając na wierzch ich wszystkie obawy i lęki. Przeszywające chłodem, niewidzialne  macki obłapiły ich ciała. Poczuli, jak przez gardła do ich wnętrza wpełzają tysiące pająków, a kiedy doprowadzeni na skraj rozpaczy zaczęli w agonii błagać o litość, cała mrożąca krew w żyłach iluzja momentalnie rozprysła się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie świeży powiew nuty kwitnącego bzu.
— Ty… Ty… — jąkał się Forkas, a zszokowany Araksjel – który nie mogąc opanować drżenia, zwyczajnie padł na kolana – nie był w stanie ocenić, czy bardziej przemawiała przez niego złość czy trawiący wnętrzności strach.
— O-one nie były prawdziwe! Nie były?! — krzyknął pokorniejszy z lekarzy, szarpiąc siwego towarzysza w tył.
— Tym razem nie były. Następnym razem z pewnością będą — oświadczył Anasi.
Z jego rękawa wypełzł jeden z pomniejszych pajęczych demonów, które Arachne zostawiła mu, gdy wybierała się z jego polecenia na kolejne przeszpiegi pod Niebieskie Bramy. Ośmionożna istota, stukając odnóżami w podłoże, przemieściła się z blatu pod drzwi i wpatrując się soczyście zielonymi oczami, jednoznacznie sugerowała intruzom, że nadszedł ich czas.
Tym razem żaden z lekarzy nie zamierzał polemizować. Najsprawniej, jak pozwalały im rozdygotane kończyny, opuścili przybytek informatora, ostrożnie zamykając za sobą drzwi, by chwilę później pospieszyć ku apartamentowi króla, wciąż słysząc za sobą wzbudzające ciarki na plecach stukanie pajęczego demona, który najwyraźniej postanowił ich śledzić, by upewnić się, że odpowiednio wykonali polecenie Anasiego.
Kronikarz tymczasem wybuchł gromkim śmiechem, gdy tylko przerażeni interesanci wynieśli się z jego terenu i mógł na nowo zapieczętować gabinet, spowijając go zaklęciem wygłuszającym. Dawno już nie miał okazji, by dać upust swojej potędze nawet w tak ograniczony sposób. Równie wiele czasu minęło, odkąd miał odpowiedni pretekst, by pogrywać w ten sposób z poddanymi. Poczuł się niezwykle zrelaksowany, nawet mimo niepokojących wieści, które wraz z nieprzyjemnym, laboratoryjnym smrodem Forkas i Araksjel przywlekli wraz ze sobą.
To, czego zdołali się dowiedzieć, rzucało zupełnie nowe światło na sytuację króla. Informator nie był pewien, czy Amon zdoła poradzić sobie z ciężarem, który spocznie na jego barkach. Jeśli się nie mylił, jego ukochany obiad upierał się, że nie podda się, póki jego dusza nie skończy w żołądku króla, jednak w obecnej chwili decyzja nie należała do dziewczyny. Wystarczyłoby raptem, by Kruk okłamał ludzkie dziecko, mówiąc mu, że pożarł jego duszę, a wtedy mógłby żyć u jej boku szczęśliwie na wieczność. Jednak Anasi wątpił, by król był w stanie postąpić w ten sposób. Zawsze brzydził się kłamstwem, czemu tym razem miałoby być inaczej? Nawet dla dobra ukochanej nie potrafił zataić prawdy wcześniej, jeśli więc i tym razem nie zdoła tego zrobić, biada nie tylko samemu Amonowi, ale również piekielnemu królestwu. Pajęczy demon bowiem nie planował przejmować władzy niezależnie od okoliczności.  
Pozostał mu więc ciężki orzech do zgryzienia – zamierzał jak najszybciej wymyślić rozwiązanie, które mogłoby w jakiś sposób pomóc Krukowi. Zastępcze ciało dla zapieczętowanej duszy? Sposób na zniesienie pieczęci bez ponownego łączenia jej z jakimkolwiek żywym naczyniem? Wyekstrahowanie substytutu demonicznej duszy, by zaimplementować go w miejsce duszy ludzkiej po pozbawieniu dziewczyny jej prawdziwej? Nie miał pojęcia, każdy z pomysłów wydawał się dobry, gdyby pominąć fakt, że nie posiadał wiedzy na temat technologii, która zdolna byłaby pomóc w tego osiągnięciu. Właśnie dlatego ukrył księgę i mieszczące się w niej zaklęcie, doskonale zdając sobie sprawę, że wraz z magią zawsze wiążą się jakieś konsekwencje, a im silniejszy był urok, tym większe się stawały. Nie sądził jednak, że obiorą właśnie taką ścieżkę.
~*~
Po powrocie do nieba nastroje pomiędzy archaniołami można było z lekkim sercem nazwać napiętymi. Burzowe chmury przykryły błękitne niebo, niemal całkowicie przesłaniając blask oświecenia. Wściekły Michał – niczym Zeus – ciskał piorunami, narażając na wyginięcie kilka niewielkich wiosek na terenie globu. Przyglądający się jego zachowaniu Gabriel jedynie kręcił głową, pozwalając wyżyć się bratu, nie widząc w jego postępowaniu aż tak wielkiego przekroczenia kompetencji. Nie zabił wszak bezpośrednio, spowodował jedynie kilka pożarów i zawalenie się zachodniego skrzydła fortecy z Bam, co bogobojni mieszkańcy z typową sobie prostodusznością zrzucili na karb zemsty za występki przeciwko Bogu.
Mimo nieudanej próby przejęcia władzy nad piekłem, Gabriel nie zamierzał się poddać, lecz w przeciwieństwie do młodszego brata nie planował również bezproduktywnie dawać upustu swojej wściekłości. Spędzał całe dnie w komnacie, opracowując nowy, ulepszony plan, który pozwoli mu osiągnąć cel.
Jedynym, który wydawał się ani trochę nie przejmować negatywnymi skutkami potyczki pod Walbury Hill był Rafael. Jak zwykle zajmował się swoimi sprawa, póki pewnego dnia nie oświadczył bratu, że opuszcza niebo, by udać się na prywatne spotkanie. Nie dał wyciągnąć z siebie ani docelowego miejsca podróży, ani też towarzystwa, do którego było mu tak spiesznie. Dbał o swoją prywatność, a jako ten rozsądny, który nie sprawiał problemów już od Rzeczywistości, zyskał u Gabriela kredyt zaufania.
Opuścił więc Niebo i skierował się do samego serca Anglii – Londynu, gdzie na szczycie Big Bena oczekiwał na odwlekanie spotkanie, po którym obiecywał sobie mnóstwo rozrywki, jak za dawnych lat, kiedy jako lekkoduch często łamał zasady, by spędzać czas z przyjacielem. To było jedną z największych i nielicznych skaz w jego nader idealnym życiorysie – niechlubna, bliska relacja z demonem, który stał się jego sercu bliższy niż zapatrzony w niego Uriel i pozostała trójka zmarłych w dawnej wojnie braci.
Teraz jednak po raz kolejny zaskakiwał sam siebie, łamiąc wszelkie schematy i ogromne tabu, które wisiało nad relacjami międzyrasowymi, spotykając się z przedstawicielem bogów śmierci. Wprawdzie interesy aniołów i shinigami były mniej sprzeczne niż pomiędzy demonami i jakąkolwiek inną rasą, w dalszym ciągu jednak nie było to coś chwalebnego. Gdyby dowiedział się o tym Gabriel, zapewne starałby się sprawić, żeby sprawa nie wyszła poza zaufane grono, za to Michał z pewnością urządziłby karczemną awanturę, zaprzepaszczając plany starszego brata. Rafaela jednak niewiele obchodziło zdanie rodziny, zobaczył w żniwiarzu coś wartego uwagi i postanowił przekonać się na własnej skórze, czy pierwsze wrażenie było prawdziwe.
Specjalnie nawet przywdział typowo ludzki strój. Dobrze skrojony, czarny garnitur doskonale komponował się z jego ciemnymi, lekko zmierzwionymi włosami, a krwistoczerwona koszula dodawała smaczku, który miał zachwycić spóźniającego się już od kwadransa towarzystwa na wieczór. Tego archanioł spodziewał się od samego początku, bezbłędnie oceniając podejście Grella do urody i dbania o siebie. Nie powstrzymało go to jednak, by zjawić się na miejscu przed czasem, by w ciszy i spokoju przyglądać się zabieganym mrówkom przebiegającym u podnóży ogromnego zegara.
Ludzie – istoty, które z jakiegoś powodu miały odgrywać jedną z najważniejszych ról we wszechświecie. Krusi, słabi i szybko ulegający pokusom, a jednak było w nich coś intrygującego. Mimo upływu stuleci Rafael nie zmienił zdania, wciąż skłaniał się ku opinii Kruka, że te efemeryczne istoty były warte poświęcenia mnóstwa uwagi, by poznać je i zrozumieć. Jako te nieuświadomione, nie wierzące w istnienie tego, co nazywali z przekąsem światem metafizycznym, były wolne od praw i obciążeń wynikających z posiadania szerokiej wiedzy o rzeczywistości. To otwierało przed nimi całe bogactwo nowych pomysłów niedostępnych dla umysłów istot wyższych. I chyba właśnie ten niesamowity potencjał najbardziej fascynował go w ludzkości.
— Rafciuuu!!! Wybacz spóźnienie! Nie zdążyłem zrobić włosów, moja kosmetyczka została wezwana na misję iii… Ale z ciebie ciacho! — Usłyszał za plecami Rafael, powoli odwracając się przodem do towarzysza.
Obdarzył Sutcliffa delikatnym, ciepłym uśmiechem i dokładnie przyjrzał się jego ubraniu. Miał na sobie białą koszulę dobrze skrojoną, brązową marynarkę i czerwony płaszcz opadający z ramion, a całość jego stroju zwieńczała czerwonobiała kokardka w paski. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało na to, by cokolwiek w jego stroju bądź wyglądzie się zmieniło, lecz kiedy archanioł przyjrzał się bliżej, dostrzegł lśniące drobinki eksponujące idealnie wystylizowane włos, ciemne, mocno pomalowane rzęsy i krwiście czerwoną szminkę z delikatnym połyskiem. Nie rozumiał, po co bóg śmierdzi oszpecał się w ten sposób, ale widząc jego zadowolenie, powstrzymał się od pytania.
— Doskonale wyglądasz, Grellu — oświadczył wbrew temu, co naprawdę myślał, uznając białe kłamstwo, które w zastępach niebieskich było niczym śmiercionośna broń, za warte wykorzystania.
Osiągną zamierzony cel. Podekscytowany żniwiarz zaczął poruszać się nerwowo, wzdychając do niego i czerwieniąc się tam mocno, że rumieńce było widać mimo grubej warstwy makijażu. Rafael zamierzał jednak pozbyć się sztuczności boga śmierci przy pierwszej lepszej okazji, cenił sobie naturalizm.
— Aaaaa! Rafciu, jesteś taki szarmancki! — krzyknął Grell.
Momentalnie znalazł się przy boku anioła i chwyciwszy go pod ramię, zaczął wypytywać niecierpliwie o miejsce, w które mieli się udać. By go nieco uciszyć, Rafael stworzył krwiście czerwoną różę i wyciągnąwszy ją zza pleców, wręczył Sutcliffowi.
— Myślałem o restauracji. Później możemy udać się do partu, na koniec popłyniemy łodzią w pewne miejsce, które chciałbym ci pokazać.
— W jakie miejsce? — Zainteresował się rudzielec.
— W takie, którego nie widział dotąd żaden bóg śmierci. Będziesz pierwszy — wyjaśnił zadowolony z siebie archanioł.


8 komentarzy:

  1. Coraz ciekawiej sie zapowiada...A tak to wesołego zająca smacznego jajka mokrego dyngisa i wg wszystkiego co najlepsze na te święta wielkanocne

    OdpowiedzUsuń
  2. Wesołych Świąt! Wszystkiego dobrego! Cieszy mnie a właściwie nie tylko mnie,że nadal prowadzisz bloga, aż cieszy oko i duszę, bardzo lubię w wolnej chwili odwiedzić i poczytać Twoje prace, widać że dużo serca w pracę wkładasz i wiele blogerek może Tobie jedynie pozazdrościć wytrwałości i ambicji! Z całego serca życzę Ci zdrowia, pogody ducha i pomyślności! Narcissus

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeejj.. Nie sądziłam, że tak szybko napiszesz rozdział z tym randki Rafcia i Grella *-*
    Bardzo mi się spodobał ten fragment o pozbywaniu się makijażu flamstra. You know what i mean ����
    Prawie też nie pobudziłam rodziny gdy w oczy jak nigdy wpadł mi jeden maly byłąd gdzie Rafcio mówi,, bóg śmierdzi". Pewnie gdyby nie ból gardła prez który zamiast się śmiać zaczęłam się dusić, bym ich pobudziła xD.

    OdpowiedzUsuń
  4. ZAPOMNIAŁAM O ROZDZIALE?!?! Taka była moja reakcja, gdzy przypomniałam sobie, że dziś środa. W feworze przygotowań nie miałam czasu! Tak więc przepraszam! Już nadrobiłam, i tylko czekam na fanart(może sama zrobie?) z Rafciem i Grellem. <3 Weny, zdrówka, czasu i do nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nie szkodzi. Czasem się zdarza. Ostatnio ludzie często zapominaja, nawet już przywyklam :P.
      Co do fanarta... Ja go nie zrobię, bo nie umiem rysować, ale jeśli masz ochotę, to dawaj, chętnie popatrze na efekty <3.

      Usuń
  5. Właśnie zaczęłam nadrabiać twojego bloga, dam dłuższy komentarz jak go skończę, tymczasem zapraszam do siebie na 1 rozdział :D
    http://pink-sky-vi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny Rafael XD Ubóstwiam Grella, ale no... jest specyficzny. XD Może dzięki Rafaelowi się trochę ogarnie i zacznie być bardziej naturalny? ^^ Chciałabym, aby w końcu zaznał szczęścia, bo zasługuje na to :)

    OdpowiedzUsuń

.