piątek, 12 maja 2017

Tom V, XIV

Ten moment, gdy czekacie na coś cały dzień, żeby się dowiedzieć, że jednak w ogóle tego nie dostaniecie ><. Tag, pobóldupiłam sobie, a teraz można żyć dalej xD.
Dziś w Róży kolejne przygody demonów. Bardzo chciałam, żeby ostatnio tom rozgrywał się głównie w piekle, bo tworzyłam je i tworzyłam i uznałam w końcu, że dobrze byłoby zrobić z nieco coś więcej. Żeby pokazać Wam, jak wyglądają piekielne realia, no i jak wyglądały. Żeby zachowanie i podejście do życia Sebastiana stało się bardziej sensowne, no i żeby wątek "demony nie mają uczuć" nabrał sensu. Bo nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie w mandze to taki naciągany motyw, bo przecież wielokrotnie widać, że Sebastian coś czuje. Także właśnie po to (i po masę innych rzeczy xD) fabuła potoczyła się tak, a nie inaczej. Podoba Wam się tak obrót spraw, czy mieliście nadzieję, że wszystko potoczy się inaczej? Jestem ciekawa, więc dajcie znać :D.
A tymczasem:

Miłego! :*

======================================

— Jesteśmy. Zamknij oczy, bo cię oślepi — oświadczył Kruk, po czym sam opuścił powieki i entuzjastycznie machając rękami, wpłynął przez niewidzialne przejście, wciągając za sobą archanioła.
Rafael nie zamknął oczu. Przypłacił to bólem głowy, który nawiedził go, gdy tylko jego wzrok napotkał ostre światło, ale widok warty był dyskomfortu. Mieszające się ze sobą, wyraziste barwy przypominały benzynę rozlaną na chodniku, jednak sposób ich poruszania się świadczył o tym, że tętniła w nich ogromna siła. Po ujrzeniu niezwykłych iluminacji archanioł na chwilę stracił wzrok.
Gdy go odzyskał, zobaczył niewyraźny zarys spowitej w mroku wyspy. Jego uwadze nie uszedł brak smrodu, który był zmuszony wdychać przez kilkadziesiąt ostatnich minut. Woda była krystalicznie czysta, ale przez wszechobecną ciemność i czarne, lekko błyszczące w świetle czerwonego księżyca dno, jej kolor bardziej niż do błękitu, porównać można było do rozgrzanej smoły.
— Gdzie my jesteśmy? — zapytał, szarpiąc demona za ogon, by ten wreszcie się zatrzymał i raczył mu wyjaśnić, co właściwie zaszło.
— To wyspa demonów. To taki… kieszonkowy wymiar – tak nazwaliby to ludzie. Wyrwa w ich wymiarze, wewnątrz której zbierają się dusze, które zdołały wyrwać się z naszych szponów. Jak ta anielica.
— Angela — upomniał go zirytowany Rafael.
— Mówię przecież — prychnął demon. — Jej dusza powinna tutaj być. Czuję ją. Mamy szczęście. Nie zawsze tak jest. Gdyby jej tu nie było… Chyba zwyczajnie rozku…
— Dobrze, że tu jest, płyń! — przerwał mu anioł.
Odepchnął od siebie ogon, a potem wybił się z wody, by dotrzeć na wyspę na skrzydłach i przy okazji nieco się wysuszyć. Amon postąpił podobnie. Kilka minut później stali już na brzegu skarpy, nieopodal której pomiędzy drzewami pięły się ruiny starego zamku. Na niewielkim gościńcu w idealnym stanie zachowała się jedna, ciemna, kamienna ławka, na której siedzisku leżała błyszcząca fiolka.
— Jest! — Kruk ruszył pędem w stronę dziedzińca i dopadł do naczynia.
Było jeszcze świeże, nie zdążyło się zapieczętować – miał szczęście, jeszcze kilkanaście minut i byłoby zbyt późno. Otworzył je, przystawił do ust i wyssał zawartość. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Z surowego, wściekłego i wzbudzającego przerażenie przerodził się w pełen satysfakcji, do tego stopnia łagodny, że jego głowa mogłaby sygnować dom strachów na dla dzieci. Rozsiadł się na ławce, zawiesił ramiona na oparciu i westchnął z ulgą, zerkając na Rafaela. On w dalszym ciągu był zdenerwowany, ale Amon nie był tym ani trochę zdziwiony.
— Zmaściłem.
— Żebyś wiedział, że zmaściłeś. Umawialiśmy się. Więcej nigdzie z tobą nie idę. Mieliśmy obserwować. Wiesz przecież, ile ryzykuję. Jeśli Gabriel by się o tym dowiedział…!
— To się więcej nie powtórzy… — mruknął skruszony demon, wstydliwie uciekając wzrokiem. — Myślałem, że poradzę sobie z głodem. Zresztą doskonale wiesz, że zależy mi na naszych wyprawach.
— Wiem… — westchnął anioł, dosiadając się obok przyjaciela. — Myślisz, że dlaczego to znoszę? Dla mnie też są ważne. W końcu tylko tak możemy się wyrwać od tej bandy krótkowzrocznych idiotów. Czasem mam wrażenie, że są tak zaślepieni walką o terytorium, ludzi, dusze i całą resztę tego nic nie znaczącego syfu, że zapominają o tym, że świat jest ciekawy bez względu na to, kto nim rządzi.
— Święte słowa, Rafciu…
Zamilkli. Poza echem plaśnięcia dłoni w twarz demonicznego księcia żaden niepożądany dźwięk nie zagłuszał idealnej harmonii naturalnego, demonicznego środowiska, które wykształciło się w nieznany Amonowi sposób gdzieś po środku niczego na ludzkiej płaszczyźnie świata. Chociaż był tu zaledwie kilka razy, uwielbiał to miejsce. Pozwalało mu się wyciszyć, odzyskać wewnętrzny spokój ducha i zobaczyć, jak mogłoby wyglądać piekło wolne od terroru jego ojca i wiecznego strachu o życie. Sama piekielna kraina była niezwykle piękna. Zróżnicowany klimat, cała paleta barw, niezwykła roślinność i mnóstwo ciekawych form życia – wszystko tak fascynujące, że nie sposób było się tym nie zachwycać. I w takiej właśnie szklanej kuli wolnej od zanieczyszczeń skażonych umysłów przyszło przesiadywać dwóm istotom z zupełnie różnych światów, póki jednemu z nich nie przyszedł do głowy pewien pomysł.
— Niech to będzie nasze miejsce. Chciałbym częściej tu wracać, nikt z zewnątrz nie wyczuje, że tu jesteśmy, więc jest w miarę bezpiecznie.
— W sumie ładnie tu, jestem za. Ale musisz obiecać, że to naprawdę był ostatni taki wybryk.
— Przysięgam! Patrz! — krzyknął entuzjastycznie Amon.
Pazurem palca wskazującego lewej dłoni zaczął ryć swoje imię na ławce, korzystając jednego z dawnych alfabetów do zapisu xerfickiego. Kiedy skończył, obok zapisał również imię przyjaciela. Rozciął palec i wymazał obie grawerki krwią, po czym poprosił anioła, by zrobił to samo.
— Słowa demonów z reguły nie znaczą zbyt wiele. Ze mną jest inaczej, na pradawny język, swoją spuściznę i krew przyrzekam, że to był mój ostatni wyskok — oświadczył uroczyście.
Rafael prychnął kpiąco, lecz nie udało mu się powstrzymać uśmiechu satysfakcji, który mimo usilnych starań anioła zdołał objawić się półgębkiem.
— Zobaczymy, Amuś, zobaczymy…
~*~
— Sebastian? — jęknęła zaspana Elizabeth.
Gdy tylko otworzyła oczy, zobaczyła siedzącego przy sobie demona. Wpatrywał się w nią z uśmiechem na ustach, a kiedy wyciągnął do niej dłoń, zauważyła, że jego ruchy były lekko sztywne.
— Jak długo przy mnie siedzisz?
— Cały czas — odparł natychmiast, najwyraźniej będąc dumnym ze swojego zachowania,
Dziewczyna pokręciła głową, uśmiechnęła się i wtuliła w ukochanego. Jego ciepło, zapach i piękna melodia, jaką wygrywało jego serce, sprawiały, że czuła się niemal pijana szczęściem dzięki spotęgowanym wrażeniom, jakie zyskiwała dzięki wyczulonym zmysłom. Była niezwykle wdzięczna ukochanemu, że cały czas trwał u jej boku. Chociaż pozornie czuła się bezpieczna, wiedziała, że w głębi siebie nosi lęk, który mógłby wydostać się na zewnątrz, doprowadzając do kolejnego nieodpowiedzialnego zachowania mogącego stać się dla króla ogromnym problemem – a tego chciała uniknąć ze wszystkich sił.
— Jak bardzo zaniedbujesz przeze mnie królestwo? – zapytała, zadzierając głowę, by spojrzeć mu w oczy.
— Niewystarczająco, by ktoś się tym martwił do tego stopnia, by mnie zbesztać. Nie martw się, Lizzy, mam wszystko pod kontrolą. Kiedy się upewnię, że dajesz sobie radę, zajmę się pracą.
— Nie podoba mi się to. Nie chcę — powiedziała stanowczo, na potwierdzenie swoich słów z pasją uderzając dłonią w skotłowaną pościel. — Idź do pracy, jeśli musisz. Samarel się mną zajmie. A kiedy skończysz, spędzimy czas razem. Poradzę sobie — przekonywała, sięgając granic swych aktorskich umiejętności, by mimo płoszących ją bodźców z otoczenia nie dać po sobie poznać, że coś było nie tak.
Pragnęła być blisko niego. Gdyby nie był królem i był zupełnie wolny, trzymałby go w łóżku jak więźnia, przytulając, całując, rozmawiając z nim i żyjąc na tej niewielkiej przestrzeni, póki nie poczułaby się w pełni normalnie. Znaczenie słowa, z którego dotąd korzystała, przestawało mieć pokrycie w przypadku jej nowego stanu, dlatego też musiała na poczekaniu wymyślić jakieś inne. Wystarczało jej ponowne przejęcie kontroli nad swoim ciałem i umysłem. Jednak nie mogła pozwolić sobie na ten całkowity komfort, wiedząc, że ten, któremu oddała serce, był królem miejsca, w którym przyszło jej żyć i żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, musiał pokazać się z jak najlepszej strony. Ponadto doskonale wiedziała, że jeśli mimo wszystko przyjdzie jej umrzeć, on będzie trwał nadal – nie mogła samolubnie zrujnować jego pozycji wypracowywanej przez Rzeczywistości, których wciąż nie pojmowała, przez swoje zachcianki.
— Jesteś pewna? Nawet nie wyrósł ci do końca ogon. Minęło zaledwie kilka dni… — Wahał się Michaelis.
— Jestem pewna. Kocham cię, no i… Chcę, żebyś dalej był tak wspaniałym władcą, jak mówią o tobie niektóre demonice. One myślą, że ja tego nie słyszę, ale rozmawiają o tobie. Zachwycają się twoim wyglądem i umysłem, i podejściem do rządzenia piekłem. Że dzieci będą bezpieczniejsze i że ich los będzie lepszy. Jedna nawet przyznała przed drugą, że tez coś czuła i że wreszcie nie boi się o swoją przyszłość w związku z tym. I wiesz? Chcę, żeby oni wszyscy mówili o tobie w taki sposób — opowiadała z zapartym tchem, nie zdając sobie sprawy z tego, co niewiarygodnie podnosiło Sebastiana na duchu – kiedy bardzo się na czymś skupiała, przestawały jej doskwierać zbyt czułe zmysły, a to oznaczało, że wreszcie przyzwyczajała się do nowej sytuacji nie tylko w teorii ale też w praktyce.
— No dobrze. Skoro to dla ciebie takie ważne, by twój wybranek był kimś z dobrą reputacją, popołudniu pójdę popracować. A Samarel pokaże ci część zamku, dobrze? Jutro ja pokażę ci resztę.
— Nie musisz, Samarel to zrobi.
Sebastian prychnął śmiechem, a potem ujął dłonie ukochanej, przysunął je do ust i musnął gładką, bladą skórę wargami.
— Chcę to zrobić osobiście. Powiedz Samarelowi, że ogród, zagrody i biblioteka należą do mnie. Resztę może ci pokazać. Obiecasz mi to? — poprosił, głaszcząc nastolatkę po głowie, niczym małą dziewczynkę, którą opiekował się z przymusu kilka lat temu.
Wtedy ten prosty gest wzbudzał w nim raczej niechęć i zażenowanie, jednak teraz odnajdywał w nim mnóstwo przyjemności ogrzewającej serce. Kiedy Lizz czerwieniła się, patrząc na niego dwojgiem lśniących z przejęcia, błękitnych oczu, wewnątrz których sporadycznie pojawiał się błysk krwistej czerwieni, czuł się najszczęśliwszą istotą na świecie.
— Obiecuję. Jeśli ty mi obiecasz, że zrobisz dziś tak dużo, jak zawsze mi kazałeś pracować, bo głowa piekielnego narodu musi godnie wypełniać swoje obowiązki. Bo one są priorytetem, cała reszta to jedynie przywilej, na który zasłużyć można ciężką pracą, pamiętasz? — zapytała, parafrazując jedną z jego licznych regułek.
— Oczywiście, że pamiętam. Eh… Nauczyłem cię wielu niezwykle niewygodnych rzeczy, czyż nie? — zaśmiał się sam do siebie.
Pocałował dziewczynę w usta, raz jeszcze rzucił okiem na rosnący ogon, który z każdym dniem nabierał kształtów i stawał się coraz bardziej władny, a potem pożegnał nastolatkę i opuścił sypialnię.
Przyzwał Samarela, dokładnie przekazał mu, co może, a czego pod żadnym pozorem nie powinien próbować nawet brać pod uwagę, po czym oficjalnie zostawił ukochaną pod jego opieką. Zaznaczył jednak, że jeśli chociaż jeden włos (i mówiąc to nie miał na myśli jedynie przenośni) spadnie z jej głowy, żołnierz gorzko tego pożałuje. Pogroziwszy podwładnemu, poczuł się znacznie lepiej i mógł udać się do sali tronowej, by zająć się niezbędnymi sprawami piekła.
Wysłuchawszy gróźb i wskazówek króla, Samarel nieśmiało zapukał do drzwi. Słysząc radosną odpowiedź, wkroczył do środka i przywitał ludzką dziewczynę uśmiechem, nad którego przyjaznym wyglądem na wszelki wpadek ćwiczył w ciągu ostatnich dni namiętnie przed lustrem. Uznał, że to dobra okazja, by go wypróbować, a po braku zdziwienia ze strony człowieka, stwierdził, że odniósł sukces.
— Dzień dobry, Elizabeth, król prosił, bym się tobą zajął. Podobno masz ochotę na wycieczkę po zamku.
— Mam. Ale nie z takim sztywniakiem jak ty.
— S-słucham? — jęknął przerażony demon; przed oczami zobaczył niezwykle urodzajny obrazek przedstawiający jego odrąbaną głowę toczącą się pod nogi wściekłego Amona.
— Jesteś strasznie oficjalny. Ja już nie jestem nikim ważnym. Straciłam status hrabianki, kiedy umarłam w ludzkim świecie. Teraz jestem tylko Elizabeth, a ty masz być moim przyjacielem, a nie służącym. Nawet moi służący traktowali mnie jak przyjaciółkę. Co prawda im kazałam… Ale myślę, że w ostateczności to było szczere. Dbaliśmy o siebie, zależało nam, no i mówili do mnie po imieniu z taką swobodą, jakiej nie da się udawać. Nie tak, jak ty udajesz uśmiech. Wolę twój naturalny.
Słowa nastolatki całkowicie zdruzgotały żołnierza. Wyglądało na to, że wszelkie jego starania odnoszą odwrotny skutek. Był pewien swoich postępów, tymczasem posiłek króla na jednym raptem oddechu sprowadził go brutalnie na ziemię.
Demon usiadł ciężko na rogu łóżka, oparł łokcie na kolanach, a potem ukrył twarz w dłoniach, wzdychając ciężko nad swoim losem i przyszłością, której nie był pewien, odkąd zaoferował się pomóc w opiece nad Elizabeth.
— Staram się jak mogę, byś czuła się dobrze, wygląda jednak na to, że kompletnie nie znam się na ludziach. Nie chcę umierać... — wyznał, chociaż wiedział, że nie powinien był dzielić się tego typu przemyśleniami, nie z nią.
Lizz zaś nagrodziła jego szczerość, czym ponownie zadziwiła Samarela, który dotąd nie przywykł do jej zupełnie irracjonalnych – w jego rozumowaniu – reakcji. Przysunęła się, objęła demona i oparła podbródek na jego ramieniu, pozwalając, by ciemnofioletowe włosy swobodnie opadały na pierś bruneta.
— Dziękuję, że byłeś szczery. Widzisz… Ja już naprawdę mam dość pozorów. Wszystkich tych gier, zbędnych uprzejmości, łańcuchów, które nie pozwalały mi być sobą. Moich urazów, lęków i wszystkiego innego. Jestem wolna, a ty masz być moim przyjacielem w wolności, więc po prostu bądź sobą. Zniosę to nawet, jeśli powiesz mi szczerze, że jestem irytującą gówniarą, którą najchętniej byś zabił.
— Mógłbym tak powiedzieć? — zdziwił się. — I tak bym tego nie zrobił. Nie myślę tak. Jesteś niezdyscyplinowana, ale masz w sobie to ludzkie coś, na dodatek bardzo silne. Król to uwielbia, taką wewnętrzną radość i nadzieję i… Inne ludzkie rzeczy.
— Emocje?
— Emocje. Jesteś po prostu fascynująca. I tylko trochę irytująca — przyznał skrępowany, wciąż nie mając całkowitej pewności, że ta absolutna szczerość wobec ludzkiego dziecka naprawdę była najlepszą drogą do sukcesu.
Jak dotąd wyglądało jednak na to, że sprawdzała się zdecydowanie lepiej niż wszystko, czego próbował. Były na to tylko dwa wyjaśnienia: był kompletnym nieudacznikiem (ale wtedy przecież nie zaszedłby tak daleko w hierarchii piekielnej wojskowości!) lub Elizabeth była zwyczajnie dziwna. Na dodatek dałby sobie głowę uciąć, że zachowywała się bardziej dziecinnie niż w tym wieku powinna, lecz tę akurat uwagę wolał zachować dla króla, by zwerbalizować ją jako wyraz troski o obiad władcy. 


8 komentarzy:

  1. Monika Lisicka13 maja 2017 12:54

    Tu wspomnienia Rafela a nagle jebut i wskakujemy do piekła. Aha jeśli mogłabyś to czy dałoby radę nie skupiać się wyłącznie na wspomnieniach i życiu w piekle tylko też niech to będzie przeplatane rozdziałami z rezydencji ? Jestem ciekawa jak rozwinie się relacja między Tomoko i Jamsem. A Tomoko też niezłe ziółko jeśli chodzi o zakochiwanie się ^^ Najpierw Sebastian potem Tai a teraz kto wie.

    Czekam na nexta. :D
    PS: kto to James ? Nie chce mi się szukać rozdziału :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie planowałam dodawać zbyt wielu rozdziałów z rezydencji. Lizz zostawiła ją za sobą i właściwie nie ma tam już nic, co byłoby istotne dla fabuły. Może pojawi się z jeden czy dwa rozdziały, ale generalnie nie będzie tego dużo. A James to przyjaciel z dzieciństwa Elizabeth i Tomoko, no weź, łamiesz mi serce taką ignorancją TT_TT.

      Usuń
  2. Zrzucam wszystko na moją pabią od niemieckiego! Kto daje tyle do nauki?? Ale ok, już jestem. W ogóle zapomniałam się spytać o zgodę, ale dzisiaj opowiedam o mojej ulubionej książce - róży. Mam nadzieję że się nie obrazisz :) Weny, zdrówka, czasu i do nexta!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Róża to nie książka, tylko opowiadanie... xDDDD. Chociaż może będzie kiedyś :P. Anyway, nie obrażam się, aleake chętnie dowiem się czegoś czegoś więcej. Gdzie opowiadasz? Z jakiej okazji? Jak bardzo zjechałaś moje dziecko? XDDDD

      Usuń
    2. Roża ma kilkaset rozdziałów.... Więcej niż niejedna książka. Opowiadam w szkole, chwaliłam twoje dziecko bardzo, ale jak pani usłyszała o demonie to się na mnie spojrzała jak na niedorozwoja i się spytała czy są sceny erotyczne XD. A później jak wyjaśniłam ogólnie że Sebastian jest szlachetny, i brzydzi się kłamstwem to myślałam że zawoła księdza XD.

      Usuń
    3. Ahahahahahaha, czuję się zjechana przez nauczycielkę xD. Ach te sceny erotyczne... W Róży w sumie kilka jest, ale opko nimi nie opływa, więc jak dla mnie nie ma w tym nic złego. A tematyka jak każda inna xD.
      Szkoda, że mnie tam nie było, chętnie bym posłuchała xD.

      Usuń
    4. Szkoda tylko że znowu mi przerwał dwonek... I tak, wróciłam! Dawni mnie nie było... Takie gorsze dni... Tygodnie... Ale już jestem!

      Usuń

.