piątek, 19 maja 2017

Tom V, XV

W tym tygodniu znowu nic nie napisałam i jestem w dupie ze wszystkim. Chcę wakacje i czas na pisanie TT_TT. 15 stron zapasu, trzymacie kciuki, żebym w tym tygodniu coś tam jednak naskrobała xD.
W międzyczasie zapraszam na mojego deviantarta (namisiaa.deviantart.com), gdzie możecie sobie zobaczyć, co robię, gdy nie piszę, nie pracuję i nie przygotowuję się na zajęcia na uczelni. 
To w sumie tyle na dziś, muszę iść nadrabiać zaległości.

Miłego! :*

=================================

— No dobrze, to w takim razie… Muszę się ubrać. Czy ja mogę się ubrać tak, jak kiedyś ubierał mnie Sebastian? — zapytała, zapomniawszy, że Samarel może nie mieć pojęcia, o czym mówiła.
— Czyli jak? Elegancko? Oczywiście, że możesz. Jesteś wybranką króla, należysz do naszej rasy… Przynajmniej częściowo – nie do końca się w tym orientuję, więc możesz nosić, cokolwiek ci się podoba. Ludzka moda jest wprawdzie zupełnie inna od naszej, ale będzie można uznać to za objaw ekstrawagancji. Zresztą nikt nie odważy się głośno komentować twojego ubioru — tłumaczył rozlegle żołnierz, podczas gdy Elizabeth patrzyła się na niego, z każdą chwilą coraz bardziej się śmiejąc. — Co ja znowu powiedziałem? — jęknął skonsternowany.
— Miałam na myśli: czy mogę sobie stworzyć ubranie. Sebastian tak robił. Machał rękami, a mnie otaczała ciemność i kiedy opadała, byłam ubrana.
— Ah, to… Cóż, nie wiem. Wątpię. To znaczy… Tego trzeba się nauczyć.
— Więc mnie naucz! — poprosiła podekscytowana nastolatka.
Gdyby tylko wiedziała, jak niezręcznie było Samarelowi tłumaczyć jej, że umiejętność narzucania materii swojej woli była czymś, co przychodziło naturalnie i z ogromną łatwością demonom od najwcześniejszych lat, pewnie wycofałaby się z prośby. Jednak o tym nie wiedziała, tak samo jak nie kłopotała się pomyśleć, że nie każdy w piekle posiadał odpowiednie doświadczenie i predyspozycje, by uczyć innych. Natłok nowych wrażeń, marzeń, pragnień i ogromna ciekawość całkowicie ją pochłaniały, pozostawiając w umyśle jedynie niewielki skrawek racjonalizmu.
— Nie potrafię. Ty… Może nawet nie będziesz mogła tego umieć. Naprawdę nie wiem, ale jeśli chcesz, mogę cię ubrać tak, jak król, tylko opowiedz dokładnie, co chcesz na siebie włożyć — zaproponował skrępowany demon.
— Chciałabym… Zwiewną, zieloną sukienkę z koronką przy dekolcie, o jakimś delikatnym, lekko błyszczącym materiale z czarnymi wykończeniami. Zielony pasuje do fioletu, Sebastianowi powinno się spodobać — odpowiedziała po chwili zastanowienia.
Żołnierz wysłuchał dokładnie jej opisu, przez chwilę głowiąc się nad rodzajem materiału, o którym mówiła. Nie udało mu się wyciągnąć z niej informacji o nazwie tego, co miała na myśli. Zdziwiło go, że kobieta, szczególnie w tych czasach, mogła nie znać się na tak podstawowych sprawach, jednak potem przypomniał sobie wszystko, co o niej wiedział, a także co miał okazję zauważyć, i uznał, że dla kogoś takiego błahe sprawy pokroju nazw systematycznych tkanin rzeczywiście mogły odgrywać mniej istotną rolę.
— Dobrze, poradzę sobie. Uważaj — ostrzegł, wyciągając dłoń w jej stronę.
Nie czuł się do końca komfortowo, zmieniając kształt, kolor i właściwości materii jej koszuli. Do tego celu musiał zmienić ubranie, które na sobie miała, co wymagało właściwie rozebrania jej – o czym zdawała się nie wiedzieć. Wprawdzie była to jej prośba – jedna z tych, które Kruk kazał Samarelowi spełniać, jednak wątpił, by władca spodziewał się zachcianek tego pokroju. Cóż, w najgorszym wypadku odpowie za to głową – żartował wisielczo.
Postawił na satynę, uznając, że powinna z łatwością sprostać wymaganiom Elizabeth, a nawet jeśli tego nie zrobi, prawdopodobnie dziewczyna i tak nie zauważy różnicy. Skupił się za to na ozdobnej koronce w różyczki na dekolcie i pasujących do niej wykończeniach na dole i ramiączkach. Osoba, która tak słabo znała się na materiałach, skupi się na dekoracjach, nie na samej tkaninie – jak się przekonywał – a żeby mieć pewność, urozmaicił materiał o delikatny, o dwie nuty ciemniejszy motyw róż, dzięki czemu całość kreacji wydawała się wystarczająco przepełniona dodatkami, by ostatecznie odwrócić uwagę dziewczyny od elementu, którego nie był pewny.
— Gotowe. Możesz się przejrzeć.
Lizz skinęła głową i odważnie podeszła do lustra. Po chwili wydała z siebie okrzyk zachwytu tak głośny, że aż rozbolały ją uszy, które natychmiast musiała zatkać, przy okazji kucając spłoszona. Samarel podszedł do niej i powoli pomógł jej wstać, szepcząc niemal niesłyszalnie:
— Spokojnie, zaraz minie. Musisz na to uważać, jeszcze się nie przyzwyczaiłaś.
— Wiem, przepraszam — odpowiedziała równie cicho.
Z pomocą demona stanęła na nogi i jeszcze raz się sobie przyjrzała, w zupełnej ciszy uśmiechając się do swojego odbicia. Nie pamiętała, kiedy ostatnio wyglądała tak zdrowo i promiennie, mimo że nie przytyła ani grama, a jej skóra wciąż wydawała się blada niczym bezdrzewny papier pierwszej klasy. Z jej barków spadł niewyobrażalny ciężar i choć nie dało się go ujrzeć na co dzień, jego braku trudno było nie zauważać.
— Dziękuję. Sukienka wygląda lepiej niż sobie wyobrażałam. I ma taką piękną koronkę. Wiedziałeś, że mam na nazwisko Roseblack? A raczej… Miałam. To stąd te róże? — zapytała, delikatnie sunąc opuszkami palców po ciemnym skrawu materiału.
— Wiedziałem. Król kiedyś wspominał, zapamiętałem na wszelki wypadek.
— Przy mnie możesz mówić po prostu Sebastian. Albo Amon, jeśli wolisz. Nie wygadam się — zapewniła nastolatka, czując się nieswojo, gdy żołnierz każdorazowo tytułował jej ukochanego.
Zdawała sobie sprawę, że była teraz kobietą króla, ale mimo wszystko nie chciała, by status kogoś, kogo kochała, gdy był zaledwie jej służącym w ludzkim świecie, w jakikolwiek sposób wpływał na jej zachowanie. Pod tym względem pragnęła być jak jej przyjaciółka – normalna, niewyniosła i nie patrząca na innych z góry.
— To dokąd mnie zabierzesz? Chciałabym zobaczyć wasz ogród, na pewno jakiś macie, prawda? Chcę wyjść z budynku, brakuje mi świeżego powietrza.
— Powietrze wokół zamku nie należy do najświeższych… Kró… Amon prosił, żebym zostawił kilka miejsc, po których oprowadzi cię sam. Pomyślałem więc, że na początek oprowadzę cię po korytarzach, a na koniec wyjdziemy na dziedziniec. Jest tam trochę roślin i prawdopodobnie młodzi rekruci będą mieli ćwiczenia z musztry, powinno ci się spodobać.
— Musztra? Taka wojskowa? Chętnie! — Ucieszyła się, dalej szeptem, unosząc tylko głos na koniec, by w pełni wyrazić zadowolenie.
Chwyciła Samarela za rękę i zaciągnęła go do drzwi sypialni. Dopiero tam demon zaoponował, nie dając jej wlec się dalej i chociaż próbowała użyć siły, licząc na to, że jej ogrom z łatwością pokona żołnierza, przeliczyła się, bo doskonale się na to przygotował.
Wyjaśnił jej, że cały czas musi się trzymać blisko niego, nie odchodzić, nie uciekać, nie krzyczeć i starać się kontrolować zmysły. Opisał po krótce wygląd korytarzy, by wyszedłszy poza apartament króla nie przeżyć kolejnego szoku, a potem poprosił jeszcze, żeby od razu dawała mu znać, gdy tylko poczuje się źle w każdym rozumieniu tego słowa. Był w końcu zobowiązany, by odpowiednio o nią zadbać.
Elizabeth bardzo imponowało niezwykle profesjonalne podejście demona. Nie zamierzała stwarzać problemów. Zależało jej na tym, by poznać zamek – środowisko, w którym wychowywał się jej ukochany – najlepiej, jak to możliwe. Dlatego też pewnie chwyciła Samarela za dłoń, zapewniając, że nie puści go, dopóki jej nie każe, by miał pewność, że jest bezpieczna.
Ustaliwszy zasady, dowódca 4 zastępu otworzył drzwi i przepuścił w nich nastolatkę. Jej oczom ukazał się piękny korytarz o krzyżowo-żebrowym sklepieniu w całości wykonanym z tego samego, błyszczącego, czarnego materiału co podłoga. Po obu stronach korytarza rozciągała się mgła, która, chociaż szeroka na około dwa jardy z każdej ze stron, pozostawiała pomiędzy sobą odpowiednio szeroki korytarz, na którym stojąc w rzędzie, zmieściłaby się całą drużyna baseballowa. Dziewczyna przez chwilę przypatrywała się w skupieniu sufitowi, zauważając, że pozornie jednolita czerń w swej strukturze miała zawarte malutkie drobinki białego kryształu, który sprawiał, że światło rozchodzące się delikatną łuną od świec umieszczonych na czarnych, zdobionych cierniowymi motywami kandelabrach odbijało się od nich, imitując na suficie coś na wzór rozgwieżdżonego nieba.
— Elizabeth?
— Słucham? — zapytała dalej zafascynowana sklepieniem.
— Idziemy?
— A, tak, tak, przepraszam. Ten sufit jest taki piękny… Ten czarny kamień to onysk?
Samarel spojrzał na dziewczynę podejrzliwie. Nie znała się na materiałach, które towarzyszyły jej każdego dnia, za to paradoksalnie bez trudu potrafiła odróżniać od siebie kamienie. Nie wyglądała na fankę biżuterii, zresztą poza fioletowym kamieniem, który zawieszony na cienkim, srebrnym łańcuszku, zdobił jej pierś, nie widział nigdy, by jakąś na sobie miała. Ponadto żadnej też się nie domagała.
— Tak, to onyks. Łączony specjalnie przez Lewiatana z drobinkami kryształów, by stworzyć efekt, który tak ci się spodobał.
— A mgła? Co jest we mgle? Ciągle słyszę z jej wnętrza jakieś kroki i głosy, to niepokojące.
— Tędy poruszają się niżsi. Na razie nie chcę ci ich pokazywać, to nieprzyjemny widok.
— Już widziałam. Kiedy szukałam Sebastiana, zabijałam demony i… — zawahała się, zerkając badawczo na towarzysza; Samarel jednak nie wydawał się zniesmaczony, wiec kontynuowała: – I widziałam wtedy sporo zniekształconych postaci, które nie miały nawet zbyt wiele wspólnego z humanoidami.
— To prawda, nie mają. Dawno temu król, ojciec Amona, został przekonany przez Anasiego – którego miałaś już okazję poznać – by dopuścić ich na dwór. To tania siła robocza, są zwyczajnie potrzebni. Jednak Belial nie chciał na nich patrzeć, uważał, że zaburzają jego poczucie estetyki, dlatego stworzył wieczną mgłę, w której mieli się chować, by go nie gorszyć.
— Belial był bucem — skomentowała niezadowolona nastolatka. — Może i są brzydcy, paskudni nawet, ale to dalej myślące, czujące istoty. Nie powinien ich oceniać tylko ze względu na wygląd. Może oni byli brzydcy, ale jego wnętrze było sto razy paskudniejsze! — dodała zdenerwowana.
— Racja, wnętrzności Beliala nie… — uciął Samarel; Elizabeth nie była osobą, z którą powinien wymieniać uwagi na temat organów byłego władcy, zarówno dla swojego jak i jej dobra.
— Poza tym, czy ta mgła działa wytłumiająco, czy oni specjalnie zachowują się tak cicho? Słyszę tak wiele kroków, cały czas, jakby chodzili w mojej głowie, a jednak to dzieje się tak bardzo cicho, że nie jestem pewna, czy sobie tego nie wymyślam… Trochę się boję — przyznała, niepewnie przysuwając się do mgły. — Mogę tam wejść? Nic mi nie będzie?
Tak wiele pytań w tak krótkim czasie. Na dodatek żołnierz poczuł, że dłoń nastolatki zaczęła się pocić. Denerwowała się znacznie bardziej niż to okazywała. Dlatego też Samarel objął ją i przytulił delikatnie, pamiętając z jednej z licznych rozmów o ludziach, które udało mu się słyszeć na przestrzeni tysiącleci, że taki gest działał na nich uspokajająco.
— Tak, są specjalnie tłumione, żeby nie przeszkadzać. Kiedy przyzwyczaisz się do wyostrzonych zmysłów, w końcu zupełnie przestaniesz zwracać na nich uwagę. I możesz tam wejść, jeśli chcesz, ale możesz na kogoś wpaść. Poza tym nie pachnie tam zbyt ładnie.
— Więc wejdźmy — postanowiła natychmiast, wyrywając się z objęć demona.
— Jesteś pewna?
— Tak. Jeśli nie sprawdzę, będę się bała. Mam już dość wiecznego strachu i niepewności. Jestem wreszcie wolna, chcę z tego korzystać, póki mogę. Nie wiem, ile mam czasu. Zresztą bez względu na to, nie chcę czekać.
Na takie argumenty demon nie mógł odpowiedzieć inaczej, niż wskazaniem nastolatce drogi. Dalej trzymała go za rękę, chociaż uspokojona zapewnieniem, że nic jej nie grozi, czuła się już znacznie pewniej.
Powoli przeszli przez granicę. To, co Lizz zobaczyła po drugiej stronie, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Nie sądziła, że na tak niewielkiej przestrzeni mogło zmieścić się tyle postaci. Niektóre z nich były tak małe, że przypominały dziewczynie o skrzatach z bajek, które kiedyś czytywała. Inni byli niezwykle wysocy – tak, że ledwie dostrzegała ich powykrzywiane twarze. Byli grubi, chudzi, przypominający ludzi i tacy, który w ogóle nie mieli z nimi nic wspólnego. Łączyło ich tylko jedno – ciemna skóra pokryta licznymi skazami i pośpiech wynikający ze stresu, który nastolatka czuła wyraźnie, choć żaden z niższych nie odważył się nawet na nich spojrzeć.
Odsunęła się na bok, by nie wchodzić pracownikom w drogę. Nie chciała, by mieli problemy z powodu jej ciekawości. Nie wyszła jednak, mimo że zapach zgniłych jaj sprawiał, że ją mdliło. Chciała przez chwilę popatrzeć, wczuć się w ich sytuację i zrozumieć, czym się kierowali. Wiedziała, że pewnie i tak nie zrozumie zbyt wiele, ale serce podpowiadało jej, że jako nowa mieszkanka zamku, powinna się z nimi zapoznać i okazać szacunek wobec ich pracy, co z kolei nawet Samarelowi, który był bardzo ludzki jak na demona, wydawało się zupełnie zbędne.
— Pora wracać, jeśli zostaniemy tu zbyt długo, przejdziemy tym smrodem — stwierdził żołnierz i pociągając dziewczynę za rękę, opuścił wraz z nią strefę dla nieuprzywilejowanych pracowników.
— To było takie… niezwykłe i smutne. Sebastianowi to nie przeszkadza? Nie można tak traktować innych, służba to też ludzie! Demony, znaczy się.
— Masz zbyt dobre serce… — mruknął niechętnie Samarel. — Chodźmy dalej. Na końcu tego korytarza są drzwi. Za nimi znajduje się sala tronowa i sala obrad. Na razie tam nie wejdziemy, bo trwa narada. Za to skręcimy w lewo, pokażę ci zbrojownię i skrzydło pracownicze — wyjaśnił, powoli kierując się w stronę masywnych, okazałych wrót.
Elizabeth skinęła twierdząco głową i spoglądając tęsknie na masywne drzwi, za którymi obradował jej ukochany, ruszyła za Samarelem, by przekonać się, jak dobrze wyposażona mogła być piekielna zbrojownia. W wyobraźni widziała ją jako ogromne pomieszczenie pełne przedmiotów w najróżniejszych kształtach, których na pierwszy rzut oka nie umiałaby nawet przyporządkować do odpowiedniej kategorii. Sądziła, że demony z racji swojej długowieczności, siły i odmiennych od ludzkich kształtów, będą musiały posiadać również tak samo odmienną broń. To wydawało jej się logiczne, biorąc pod uwagę, że chociaż żyli w światach tuż obok siebie, to jednak oba były zupełnie inne, a demony wydawały się wiedzieć o wszystkim znacznie więcej niż wszystkie ludzkie księgi. Dlatego też szybko zapomniała o tęsknocie za Sebastianem i z coraz większą niecierpliwością szła za żołnierzem, co chwilę podskakując z nadmiaru rozpierającej jej energii.
Wprawdzie podczas wojny widziała jakieś miecze, strzały i inne żelastwo, jednak była wtedy przejęta swoją przyszłą śmiercią i walką o przyszłość świata, dlatego też nie skupiała się ponadprzeciętnie na czymś tak prozaicznym jak kształt i właściwości poszczególnych ostrzy. Nawet teraz – idąc do zbrojowni i posiadając umysł i zmysły otwarte szerzej niż kiedykolwiek – nie potrafiła ich sobie przypomnieć. Nawet wspomnienia Amona pod tym względem pozostały dla niej zamknięte, bo i w tym wypadku śledzenie fabularnego wątku życia demona było znacznie ciekawsze niż przyglądanie się nic nie znaczącemu tłu.
— Jesteśmy prawie na miejscu, przestań skakać, wyglądasz niepoważnie — upomniał dziewczynę Samarel.
Spojrzała na niego zaskoczona, ale skinęła głową i postąpiła zgodnie ze wskazówką. Nie chciała stwarzać niepotrzebnych problemów.


3 komentarze:

  1. Hej! Rozdział jak zawsze cudowny xd
    Jest to mój pierwszy komentarz tutaj i muszę Ci powiedzieć, że nie jestem w nich dobra. Xd
    Kiedyś czytałam różę i przestałam (przepraszam!). Ale wróciłam! Przeczytałam wszystko, od deski do deski, przysięgam. XD
    Oczywiście trzymam kciuki.
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy, ale jako cenny! Bo już kurde smutłam motzno, że tu taka cisza TT_TT. Opko powoli zbliża się do końca, a aktywność spada xD. Wiosna albo znak, że pora kończyć.
      W każdym razie dzięki za odzew i miłej lektury :*.

      Usuń
  2. Kurde belek... wkurza mnie zachowanie Elizabeth. Opanuj się dziewczyno! (Trochę jak Grell Xd) Trochę powagi! Wiem, ze potrafi ;D
    Tęsknie za posiadłością Roseblack. Ciekawe, co tam u przyjaciol Lizz? :3

    OdpowiedzUsuń

.