Dzisiejszy rozdział jest nieco krótszy, bo... Zapomniałam, że mam mało zapasu i nic nie dopisałam. W ogóle zapomniałam, że był piątek i trzeba ogarniać rozdział i cały dzień walczyłam z wykresami do magisterki, trzeba tę pracę w końcu napisać. Także musicie wybaczyć, no ale nie bardzo mogę na to poradzić. Poza tym, że powinnam wziąć się ostro za pisanie, bo nigdy tego tomu nie skończę xDDDD.
Miłego! :*
============================
Chwycił
ukochaną pod rękę i poprowadził na taras, z którego do ich uszu dotarły gromkie
krzyki i oklaski, gdy tylko ktoś w tłumie krzyknął, że król wreszcie zaszczycił
ich swoją obecnością. Trybuny zaczęły wiwatować, mężczyźni gwizdali, wyrzucali
w powietrze broń, kobiety piszczały na widok nowego władcy a dzieci krzyczały i
podskakiwały, chcąc zobaczyć tego, który nimi rządził, obawiając się, że to
może być ich jedyna okazja, by dostąpić takiego zaszczytu.
Zszokowana Lizz
przyglądała się zachowaniu demonów, nie rozumiejąc do końca, co się działo. Z
jednej strony miała świadomość tego, że jej ukochany był władcą piekła – kimś,
kto był dla nich najwyższą instancją, opiekunem, któremu zawierzali swój los i
życie, jednak dla niej Sebastian był przede wszystkim Sebastianem – demonem
obdarzonym uczuciami, w którym widziała swoje wybawienie, ucieczkę od pełnego
mroku i bólu świata, w którym żyła, póki ścieżki ich losu nie splotły się w
jeden, na zawsze zacieśniając się dzięki najpiękniejszemu uczuciu na świecie.
Kiedy minął
pierwszy szok, nastolatka odważyła się zrobić kilka kroków do przodu, zostając
już tylko odrobinę za demonem. Nie chciała się z nim równać w obawie o reakcję
poddanych – nie miała pojęcia o panujących w piekle zasadach, jeśli któryś z
demonów uznałby, że znieważa Kruka, stając z nim ramię w ramię w chwili jego
chwały, przysporzyła by mu jedynie problemów, dlatego zapobiegawczo wolała
zachować bezpieczny odstęp.
Amon jednak nie
zamierzał trzymać swojego skarbu z daleka od oczu rządnych wrażeń gapiów.
Chwycił dziewczynę za rękę i po krótkiej przemowie powitalnej, odsunął się i
lekko wypchnął Elizabeth naprzód.
— Sebastian! —
pisnęła nerwowo, intuicyjnie owijając ogon wokół jego ręki tak mocno, że aż
zaczął ją boleć.
— Nie bój się,
wszystko jest w porządku — szepnął Kruk, po czym wskoczył na balustradę i
wskazawszy nastolatkę dłonią, oświadczył radośnie: — Przywitajcie gorąco moją
towarzyszkę, Elizabeth Roseblack. Demonicę ludzkiego pochodzenia, o której
pewnie zdążyliście już słyszeć. Teraz macie okazję ją zobaczyć, bądźcie mili.
To moja przyszłość — krzyczał zadowolony, wyraźnie dobrze się bawiąc, co
dziewczyna bez trudu oceniła po jego głosie i sposobie poruszania się.
W
przeciwieństwie do niego, Lizz czuła się przerażona, skrępowana i niepewna. Całe
życie wychowywała się w szlacheckim domu, doskonale znała wszystkie zasady
dobrego wychowania, które niejednokrotnie z premedytacją łamała, ale nikt nigdy
nie uczył jej, jak powinna zachowywać się wśród demonów, a ten, który winien
jej to wyjaśnić, czerpał ogromną przyjemność z oglądania jej zakłopotania.
— Eee…
Witajcie, poddani Se… Amona! Jestem Lizz i jestem demonem, chociaż kiedyś byłam
człowiekiem, dlatego nie wiem nawet, jak się zachować — wyznała przed
zebranymi, uznając, że lepiej wyprzedzać fakty.
Na trybunach
zapanowała cisza, która sprawił, że serce dziewczyny przyspieszyło tak, iż z
trudem dawała radę chwytać powietrze w płuca. Rozejrzała się nerwowo, a potem
wbiła wzrok w tył głowy Michaelisa, na próżno szukając w nim oparcia.
— No wiecie co?
— mruknął król, dla odmiany siadając na murku z nogami zwieszonymi w stronę
areny. — Król przedstawia wam swoją wybrankę, a wy nawet jej nie
przyklaśniecie. A ja zorganizowałem wam takie bezpieczne igrzyska. Może
powinienem zmienić zdanie? — zastanawiał się na głos, wzbudzając falę szumów
niepewności pomiędzy rzędami kamiennych ław trybun. — Jak myślisz, Anasi? Może
walka o życie czegoś ich nauczy?
— Nie! —
wyrwała się nagle Elizabeth, ponownie skupiając na sobie uwagę wszystkich
zebranych. — Nie każ ich za to, że boją się tego, czego nie znają… To zupełnie
naturalne przecież, też bym się pewnie czuła w ten sposób. Nie muszą mnie
akceptować, najważniejsze, żeby akceptowali ciebie… — powiedziała i odwróciwszy
się, osowiała ruszyła w stronę drzwi.
Nie miała ochoty
dalej stać na tarasie, by wszyscy mogli podziwiać ją niczym eksponat w muzeum
dziwów. Czuła się kompletnie pozbawiona szacunku, człowieczeństwa (a raczej
demonieństwa, choć z racji fonetycznego zgrzytu nie używała tej formy), autonomii.
Jakby była jedynie dodatkiem do nowego króla, na dodatek takim, którego wszyscy
woleliby się pozbyć.
Jednak nim
doszła do drzwi, arena rozbrzmiała głośnymi wiwatami, a pomiędzy kakofonią
kolejnych dźwięków nastolatce udało się usłyszeć swoje imię. Sebastian chwycił
ją za rękę i odwrócił w stronę widowni. Stanąwszy za nią, prowadził ukochaną za
ramiona do samej balustrady, zmagając się z niechęcią i niedowierzaniem, które
ciało manifestowało stawiając opór względem każdego ruchu demona.
— Teraz musisz
im pomachać. I uśmiechnij się, widzisz? Polubili cię. Trzeba było małego
podstępu, ale to proste demony, daj im szansę — szepnął Michaelis, by zostawić
dziewczynę sam na sam z tłumem, który spojrzał na nią nieco przychylniej, odkąd
stanęła w ich obronie.
Lizzy miała w
końcu okazję, by się pokazać, dać się poznać jako istota żywa, myśląca – nie
jako potencjalne niebezpieczeństwo, tykająca bomba, którą wszyscy woleli omijać
z daleka. Po kilki pierwszych minutach, które wydawały jej się wiecznością i
pasmem towarzyskich niepowodzeń, w końcu znalazła wspólny język z demonami,
żartując i opowiadając o swoich początkach w demonicznym świecie. W końcu
jednak jej czas dobiegł końca. Sebastian przeprosił zebranych i obiecał, że
każdy chętny będzie mógł porozmawiać z jego ukochaną następnego dnia przed
rozpoczęciem walk. Zapowiedział również, że wieczorem – tuż przed pokazem
pirotechnicznym w wykonaniu najlepszych władców ognia w królestwie, będzie miał
do ogłoszenia ważną nowinę. Musiał mieć pewność, że będzie go słuchało
odpowiednio dużo demonów, by wieść, którą zamierzał przekazać, rozeszła się
pośród wszystkich poddanych z prędkością zbliżoną do świetlnej.
Po uroczystym
otwarciu król wraz ze swoją towarzyszką zajęli miejsca w swojej loży, skąd
mieli oglądać krwawe widowisko. Służący co chwilę przynosili im krew, duszne i
różnego rodzaju afrodyzjaki – w tym również narkotyki, których Michaelis kazał
się dziewczynie wystrzegać, wiedząc, że nie wprawiona w spożywaniu tego typu
substancji zbyt szybko straciłaby świadomość, a chciał, by wieczorem była w
pełni sił, by móc cieszyć się niespodzianką, którą dla niej zaplanował.
Dziewczyna zaś
siedziała nieco spięta w fotelu, cały czas nerwowo zerkając na krążące wokół
niej demony. Z areny dobiegały nieprzyjemne dźwięki obijanych ostrzy, tłumione
jęki bólu i okrzyki dodające motywacji, zaś trybuny wrzały nieustannie, skandując
imię tego, kto akurat wygrywał. Dla obserwatorów nie miało znaczenia, kto
będzie zwycięzcą, liczyła się jedynie dobra zabawa i doskonałe widowisko, które
mieli zapewnić walczący. Hrabianka nie do końca pojmowała, dlaczego taka
prostacka forma rozrywki do tego stopnia fascynuje demony, jeszcze bardziej nie
rozumiała, czemu dostrzegała błysk ekscytacji w oczach Amona – zawsze sądziła,
że bezpodstawne przelewanie krwi nie było dla niego niczym przyjemnym, a jednak
ciągle dowiadywała się czegoś nowego. Może
był lepszym kłamcą, niż mi się wydawało? – zastanawiała się, wspominając
grymasy zniechęcenia, ilekroć Sebastian widział ludzkie, pozbawione sensu
bijatyki. A jednak tutaj, gdy na arenie walczyły demony, zdawało mu się to nie
przeszkadzać. Nie miała jednak odwagi spytać o powód, czuła się zbyt niepewnie
w otoczeniu nieznajomych istot, które przechodziły tuż obok niej, a jednak cały
czas dawały wyraźnie odczuć dystans, jaki tworzą pomiędzy wybranką króla a sobą
– jakby mimo wszystko się jej obawiali.
— Wygrywa
zielony! — krzyknął nagle Kruk, zrywając się z siedzenia.
Lizz przeniosła
wzrok na arenę i dostrzegłszy demona trzymającego miecz przy grdyce
przeciwnika, zacisnęła palce na dłoni ukochanego.
— Mieli się nie
zabijać… — pisnęła cicho, szukając w demonie zrozumienia.
Ten jedynie
pokiwał znacząco głową. W jego dłoni pojawiła się nieduża strzałka z
przyczepioną karteczką o fioletowej barwie, którą rzucił, wbijając w dłoń
trzymającą miecz.
— Koniec
pojedynku, przechodzisz dalej. Pomóż mu zejść z areny — zarządził, a kiedy
demon spojrzał na niego z ogromnym zdziwieniem i niedowierzaniem, srogi wyraz
twarzy, którzy pojawił się na obliczu Michaelisa, momentalnie doprowadził go do
porządku, zmuszając walczącego, by wykonał polecenie. — Krnąbrne dzieci… —
westchnął król, z powrotem siadając w fotelu.
— Przecież było
mówione, że nie można zabijać, dlaczego musiałeś mu to powtarzać? — zapytała
zdenerwowana nastolatka.
— Było powiedziane,
że nie TRZEBA zabijać. Można, jeśli obie strony nie mają nic przeciwko. Ten nie
miał — wytłumaczył spokojnie.
— Więc czemu…?
Pytanie nie
wymagało odpowiedzi. Jeden sugestywny uśmiech Amona wyjaśnił Elizabeth
wszystko. To ona była powodem podjęcia przez niego takiej decyzji. Nie chciała
patrzeć na bezsensowną przemoc, a jej ukochany wolał zapewnić jej komfort, niż
spełniać zachcianki rozwrzeszczanego tłumu. Zaimponował jej tym wyrazem odwagi
– wszak w jego sytuacji powinien przede wszystkim zadbać o poparcie poddanych,
a jednak postawił ją ponad nimi, jednoznacznie sugerując, ile dla niego
znaczyła.
Trybuny nieco
ucichły, podczas gdy grupa demonów wyszła na pole walki, by uprzątnąć je przed
kolejnym pojedynkiem. Zwinne ruchy pracowników były tym, co Lizz obserwowała ze
zdecydowanie większym zadowoleniem niż bezsensowną bijatykę. Podobało jej się,
jak pewnie, zręcznie i bezbłędnie wykonywali każdą, nawet najdrobniejszą,
czynność, doprowadzając arenę do porządku w przeciągu zaledwie kilku minut.
Jednak nikt oprócz niej zdawał się nie podzielać tego zachwytu, jakby pozostali
nawet nie zauważyli, że po piaszczystym podłożu sunie kilka odzianych w ciemny
granat postaci, pozostawiając po sobie idealny porządek. Pod koniec dziewczynie
wydawało się nawet, że wszyscy – z jej ukochanym włącznie – czują się już
znudzeni oczekiwaniem, jakby wymagali od sprzątających, że uwiną się dwa razy
krótszym czasie.
Na arenę weszli
kolejni zawodnicy. Jeden z nich barczysty, dobrze zbudowany, mierzący prawie
sześć stóp, o ogonie potężnym, zakończonym ostrym grotem wyposażonym w ostrze
lśniące w przytłumionym blasku piekielnego słońca. Drugi był jego zupełnym
przeciwieństwem: drobny, niski, za to jego pewność siebie aż biła po oczach.
Sebastian wydawał się podekscytowany zbliżającym się pojedynkiem, a widząc jego
entuzjazm, Lizz przysunęła się nieco do balustrady, by też dobrze przyjrzeć się
walce. Z jakiegoś powodu ta wydawała się znacznie ciekawsza od kilku
pozostałych.
I tak też było.
Drobny demon nie należał do najsilniejszych, jego ataki ledwie dawały radę
zadrasnąć przeciwnika, jednak doskonale nadrabiał zwinnością i prędkością. Nim
przeciwnik zdołał odrąbać mu rękę ogonem, ten porozcinał mu kilka znaczących
mięśni, sprawiając, że stał się niemal całkowicie bezużyteczny i tylko jedyny
ogon dalej pozwalał mu zachować obronną pozycję, w której stanął zawczasu.
Ostatecznie starcie zakończyło się zwycięstwem młodego, który tuż przed
ogłoszeniem wygranej zerknął w stronę królewskiej loży i zamachnąwszy się, by
śmiertelnie zranić przeciwnika, zatrzymał grot niewielkiego ostrza tuż nad
skórą przeciwnika. Następnie wypuścił ostrze z dłoni, odsunął się i pomachał
zebranym na trybunach gapiom, na koniec zerkając prosto w oczy spłoszonej
Elizabeth.
— Chyba mu się
spodobałaś — zażartował Sebastian, obejmując ukochaną ramieniem.
— Jestem
zajęta…
— Nie w taki
sposób. Wiesz, że kilku zwycięzców będzie miało szansę zostać na zamku, prawda?
Damy im pracę, miejsce do spania, zapewnimy rodzinie byt. Sądzę, że chciałby
zająć miejsce Samarela, pewnie jeszcze o nim nie wie.
— Jako mój
ochroniarz? Ale dlaczego? Przecież nawet mnie nie zna, jak mógłby tego chcieć.
Bo jestem dziwadłem? O to mu chodzi, żeby miał, o czym opowiadać? — pytała
Lizz, z każdą chwilą coraz bardziej się denerwując.
— Uspokój się—
odpowiedział Kruk tonem tak poważnym i suchym, że dziewczyna momentalnie
zamilkła; mówił do niej w taki sposób tylko, gdy zrobiła coś naprawdę złego. —
Nie wierzę, że muszę ci to tłumaczyć, ale: jeśli chcesz, by nie mieli do ciebie
uprzedzeń, sama również musisz traktować ich w ten sposób. Więcej wiary. Ten ma
dobre intencje, przypatrz się.
Nastolatka
pokiwała głową i bez słowa przeniosła wzrok na młodego demona. Spokojnie
przyjrzała się jego posturze, gestykulacji, mimice i doszła do wniosku, że
Michaelis miał rację. Jego intencje wydawały się szczerze, chociaż nie mogła
być pewna, wszak twarz demona pokryta była cienką łuską, spod której ciężej
było dostrzec ruchy mięśni i układ zmarszczek mimicznych.
— Masz rację.
Jestem głupia i uprzedzona. Przepraszam — odpowiedziała skruszona
fioletowowłosa, kuląc się w fotelu.
Zrozumiała swój
błąd, przyznała się do winy i miała sobie za złe, że zachowała się w tak
prostacki sposób. Dotąd nie spojrzała na sprawę od drugiej strony, za bardzo
skupiła się na sobie, straciła obiektywizm, a to właśnie dzięki niemu tak długo
dawała sobie radę w ludzkim życiu… Była hipokrytką i strasznie ciążyło jej to
na sumieniu.
— No już, nie
zadręczaj się. Nie słyszał, a ja ci wybaczam. Chciałem jedynie, żebyś zwróciła
na to uwagę. Najwyższa pora przestać myśleć tylko o sobie, prawda?
— Wiem, to było
głupie. Wszystko przez to, że… Czuję się obco. Reaguję obronnie na atak, który
nawet nie nastąpił — prychnęła, śmiejąc się z siebie gorzko. — Żałosne, prawda?
— Ludzkie,
kochanie. A teraz się rozchmurz. Spójrz, on czeka, aż go pochwalisz. Uczynisz
mu ten zaszczyt?
— Co? Naprawdę?
Jasne!
Lizz
momentalnie zerwała się z fotela, potykając się o suknię i tylko dzięki
wyćwiczonej przez lata zwinności dając radę nie wypaść na arenę przez kamienną
balustradę. Wskoczyła na nią i pomachała wojownikowi, po czym nabrała powietrza
w płuca i powiedziała głośno i wyraźnie:
— Dobra robota,
wojowniku. Liczę na to, że wygrasz.
Miała nadzieję,
że uda jej się wyartykułować coś z większym sensem, co zabrzmiałoby podniośle
niczym każde słowo Sebastiana skierowane do tłumów poddanych, jednak stres i
brak pewności siebie sprawił, że udało jej się wyrzucić z siebie jedynie dwa
krótkie zdania. Na szczęście wojownikowi w pełni wystarczyły, trybuny zawrzały
i wyglądało na to, że nie słowa miały znaczenie, a przekaz, jaki ze sobą niosły
– co dla dziewczyny przyzwyczajonej do słownych gier, setek podtekstów i
poruszania się po językowym polu minowym było zwyczajnie niepojęte, jednak
niesamowicie satysfakcjonujące.
Po tym, jak
jeden ze śmiałków zdobył sympatię wybranki króla, zapanował względny spokój.
Walki toczyły się dalej, ale w nowej grupie nie było nikogo, kto zdobyłby
szczególną sympatię gapiów, a i sam poziom rozgrywek nie był zbyt wygórowany.
Dlatego też Lizz spędzała czas, wypytując Sebastiana o wszystko, o co tylko
mogła. O sposób działania różnych rzeczy, architekturę, wyjaśnienie zachowań
konkretnych demonów. Wszystko wzbudzało w niej ciekawość, a otwartość, z jaką
Michaelis odpowiadał, motywowała nastolatkę do zadawania kolejnych pytań.
Wiele było rzeczy w piekle, których ciągle nie
znała. Począwszy od czegoś tak elementarnego, jak kierunek ruchu ulicznego,
kończąc na rzeczach znacznie bardziej skomplikowanych, które na razie nie miały
się jej do niczego przydawać, jak: rozliczanie podatków, działanie systemu
kanalizacyjnego i tym podobne. Dlatego pytała, nie krępując się już obecnością
pozostałych demonów w loży.
O matko... rozbawiło mnie to. Nie wiedziałam, że Sebuś ma poczucie humoru ( trochę mroczne, jak na mój gust ) No i co to za niespodzianka... ach. Czekać kolejny tydzień. Podejrzewam, że chodzi o oświadczyny :3
OdpowiedzUsuńW końcu to demon, to jakie miałby mieć, jeśli nie mroczne? :P
UsuńNo cóż, naprawdę mam za mało zapasu, więc nie mogło być dłużej. W zasadzie na tę chwilę nie mam nawet po całym rozdziale Róży i Dziwaka na przyszły tydzień TT_TT. Nie wiem, czy nie rzucić regularnego dodawania rozdziałów, bo się już zwyczajnie ze wszystkim nie wyrabiam.
Fajne :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, może wspólna obserwacja? :)
veronicalucy.blogspot.com
Nie potrzebuje sztucnzych obserwatorów, którzy nawet nie wczytali się w to, co piszę, bo zależy im tylko na statystykach i sztucznym fejmie. Także nie, żadnych wymian obserwacji. Obserwuję tylko to, co mnie naprawdę interesuje.
UsuńCzekam już tyle czasu na nowy rozdział i nadal będę czekać bo warto. Mam nadzieję że kiedyś będzie kolejny rozdział 😘😘
OdpowiedzUsuń