sobota, 26 sierpnia 2017

Tom V, XXVIII

Wyszedł kuroszkowy film. Narobiłam się kolorowań jak głupia, a fejmy mizerne (nie wiem, o co chodzi deviantowi, najpierw problemy z wyświetlaniem po tagach, potem moje prace w ogóle mają jakieś mizerne zasięgi, chociaż są w tagach...), no i jeszcze się przeziębiłam, ale rozdział jest. Pisanie na bieżąco ssie, nie lubię tego ><. Ale chyba na chwilę odłożę kolorowania, bo może za dużo na raz i stąd deviant tak się na mnie wypiął, to będę miała czas na zapas. Kciukajcie.

Miłego! :*

===========================

Lizz przytaknęła i resztę drogi spędziła w ciszy, delektując się pięknymi widokami piekła skąpanego w blasku słabszego ze słońc, które zachodziło powoli, oświetlając krajobraz przyjemnym, pomarańczowym blaskiem, który sprawiał, że wszystko wydawało się tak niezwykle przytulne i bliskie, aż dziewczyna poczuła się rozbawiona.
W swoim życiu nie raz czuła się kochana, akceptowana i należąca do czegoś, ale wszystko to prysło, kiedy zabito jej rodziców. Później, chociaż miała wokół siebie ważnych ludzi i nawet umiała się cieszyć ich obecnością, zawsze czuła, że czegoś jej brakuje. Jakby obserwowała całe to piękno, dobroć i miłość zza szyby. Idealnie gładkiej i przeźroczystej, cieniutkiej, ale jednak zbyt twardej, by mogła przebić się na drugą stronę i naprawdę poczuć wszystko to, co jedynie obserwowała. Lecz odkąd stała się demonem, przeźroczysta bariera znikła sama, a ona odczuwała wszystko ze wzmożoną siłą, ciesząc się z każdej drobnostki jak wtedy, gdy jeszcze los nie sprawił, że zgorzkniała.
— Jesteśmy na miejscu — oświadczył Sebastian, zatrzymując się na szczycie niepozornie wyglądającego wzniesienia.
Ciemne składy o głębokiej barwie z domieszką granatu w ogóle nie odbijały od siebie ciepłej łuny, przez co na tle krajobrazu wyglądały nieco mrocznie i niepokojąco. Kruk jednak wydawał się zadowolony z tego, że dotarli, a jego narzeczona rozglądała się wokół, szukając wspomnianego pięknego widoku, który miałby jej się tak bardzo spodobać. A może to był żart?
— Sebastian, ale ja tu nie widzę niczego pięknego…
— Bo jesteś niecierpliwa i nie patrzysz uważnie. Żeby dostrzec piękno, trzeba czasem spojrzeć głębiej — wyjaśnił, podchodząc do jednej ze skał i przepchnąwszy ją na bok, odsłonił przed dziewczyną wejście do jaskini. — Czasami bawet dosłownie — dodał, śmiejąc się pod nosem.
Wpuścił nastolatkę przodem, po czym wszedł za nią i machnięciem ręki sprawił, że śpiące na suficie nietoperze obudziły się i całą chmarą opuściły jaskinię. Następnie chwycił pochodnię, rozpalił ją i podekscytowany prowadził ukochaną korytarzem, z każdą chwilą czując coraz silniejszą ekscytację na myśl o tym, że za chwilę będzie mógł obserwować jej reakcję. Nie raz już myślał, by ją tu zabrać, jednak nim został królem, podróżowanie do piekła byłoby zbyt niebezpieczne, a odkąd objął tron działo się tyle różnych rzeczy, że nie starczało mu czasu. Lecz w końcu doczekał się swojej nagrody, miał szansę po raz kolejny stać się przyczyną uśmiechu na ustach drobnej dziewczyny, której oddał serce.
Tuż przed dotarciem na miejsce Michaelis zatrzymał Lizz i zasłonił jej oczy. Dopiero potem poprowadził ją dalej. Chciał mieć pewność, że widok będzie możliwie najlepszy, by zbombardować jej zmysł wzroku pięknem, o jakim nawet nie śniła. Widząc, że wszystko wygląda tak, jak powinno, zwrócił się do nastolatki:
— Odsłonię ci oczy, żebyś mogła zobaczyć, tylko się nie przestrasz. Nie widziałaś jeszcze czegoś takiego.
— Czego miałabym się przestraszyć? To coś paskudnego?
— Skądże, to coś tak pięknego, że mogę z całą pewnością przyznać, że nigdy w swoim życiu nie widziałaś czegoś równie wspaniałego.
— No dobrze, ale daj mi już zobaczyć! — krzyknęła zniecierpliwiona, zszarpując dłoń demona z oczu. — Seba… — jęknęła, urywając w pół słowa.
Przez jej oczyma stanął podziemny wodospad o wodzie tak czystej, że można było się w niej przeglądać. Błyszczące w plasku słońca dostającego się niewielkimi dziurami w sklepieniu jaskinii kropelki wody zdawały się tańczyć w powietrzu, gdzie nietypowe załamania światła sprawiały, że tuż nad wodospadem obserwować można było lśniącą tęczę, której kraniec ginął w spienionej wodzie tuż u podnóży skały, z której wydobywała się wodą. Przyjemny szum wody roznosił się echem po przestronnym pomieszczeniu, tworząc hipnotyzującą melodię wzbudzającą w dziewczynie spokój i poczucie bezpieczeństwa, a drobne dziurki, przez które przeciskały się blade promienie słońca, były niczym tunele, schody Boga – jak powiedziałaby, gdyby nie znajdowała się właśnie w samym środku piekła.
— Masz rację, to naprawdę niesamowite. Jak to jest w ogóle możliwe, przecież…
— To piekło, tutaj wiele rzeczy jest możliwe. Możesz podejść bliżej, to nie złudzenie, nie rozpłynie się — odparł Amon, a jego przesączony zadowoleniem głos drżał lekko, wraz z usilnymi próbami mężczyzny, by nie wybuchnąć śmiechem na widok miny oszołomionej nastolatki.
— To najpiękniejszy prezent zaręczynowy, jaki mogłam sobie wyśnić… — powiedziała cicho, powoli zbliżając się na skraj niewielkiego zbiornika, do którego wpływała woda ze szczytu skały.
Kucnęła na brzegu i ostrożnie zanurzyła dłoń w wodzie. Wtedy zorientowała się, że ta idealnie czysta woda w kontakcie ze skórą zostawiała na niej delikatną, tęczową powłoczkę, która znikała wraz z wysuszaniem się wody.
— Mogę się w tym wykąpać? Sebastian, proszę, zgódź się! — poprosiła natychmiast, zrywając się na równe nogi, by podbiec do ukochanego i spojrzeć na niego błagalny wzrokiem.
— Oczywiście, że możesz. Wykąpiemy się razem, ale jest jeden problem: nie wzięliśmy ze sobą strojów kąpielowych — zauważył, teatralnie robiąc zmartwioną minę.
— Nieważne, wejdziemy nago. To jest takie cudowne, że nie mogę z tego nie skorzystać. No chodź, chodź! — namawiała dalej, ciągnąc demona za rękę.
Machnęła dłonią, przypominając sobie wszystkie lekcje, które odbyła z Samarelem, i sprawiła, że jej ubranie zmieniło się w pył, który otuliwszy na moment jej skórę, zsunął się po niej w postaci drobinek błyszczącego popiołu wprost na ziemię.
Sebastian zerknął z uznaniem na jej dzieło. Był dumny z osiągnięć, jakie udało jej się zdobyć przez ten niedługi czas, lecz skrzywił się na moment na myśl o tym, że lekką ręką zniszczyła ubranie. Nie lubił marnotrawstwa, a był piekielnie pewien, że Elizabeth nie była w stanie przywrócić popiołu do poprzedniego stanu. O to jednak zamierzał martwić się później, na razie pragnął w doskonałym nastroju zażyć tęczowej kąpieli.
~*~
Na królewskim dworze w dalszym ciągu panował gwar. Poddani rozprawiali o decyzji króla, jedni dziwiąc się i krzywiąc z niedowierzania, inni jedynie spojrzeniem wyrażając swój niepokój, zaś byli i tacy, którzy w pełni akceptowali decyzję władcy. Niechęć wobec demonicy powstałej z człowieka była zrozumiała, dlatego za niepochlebne opinie nie groziła żadnego rodzaju kara, lecz demony z przyzwyczajenia wolały dzielić się swoim zdaniem, uważnie przebierając w słowach. Rzeczywistości pod zwierzchnictwem Beliala nauczyły dzieci ciemności wielu zachowań mających zapewnić bezpieczeństwo, nawet jeśli częściowo kłóciły się one z zasadami i wyznawanymi przez nie ideami. Przede wszystkim liczyło się przeżycie.
Walki na arenie toczyły się nawet pod nieobecność króla, choć ograniczono je do tych mniej istotnych – eliminacyjnych, na które wstęp miał każdy niezależnie od statusu. Nie było lepszych i gorszych miejsc, wszyscy siadali tam, gdzie znaleźli kawałek przestrzeni do spoczęcia, jedynie królewska loża pozostawała terenem niedostępnym dla demonów spoza najbliższego towarzystwa króla. Teraz, gdy Kruk udał się wraz z ukochaną na nocny spacer nad tęczowy wodospad, chlubne miejsce w loży zajmował między innymi Anasi, który zza zasłony przyglądał się poczynaniom młodych wojowników. Towarzyszyła mu dwójka służących oraz Samarel, które informator poprosił o przyniesienie z królewskiego skarbca jednej z butelek jego ulubionej krwi. Oświadczył również, że dowódca może odlać sobie część jej zawartości, a samą butelkę wraz z resztą miał zanieść do samotni Anasiego.
Mimo ciekawych obserwacji, które czynił przez ostatnie godziny, powoli dopadało go zmęczenie tłumem, czuł nieodpartą potrzebę zaszycia się w swoim azylu i przelania na papier tego, o czym dowiedział się tego dnia. Swoją pracę traktował często jako rytuał, który pomagał mu się uspokoić, wyciszyć i odpocząć od demonów, z którymi tego dnia miał aż nadto dużą styczność. Dla istot takich jak on było to zwyczajnie wyczerpujące, dlatego uznawszy, że resztę informacji dadzą radę zebrać dla niej pajęczy agencji, bez chwili zwłoki udał się okrężną drogą do swojego gabinetu. Po drodze powiadomił jedną z dworskich służek, by skierowała do niego Araksjela i Forkasa, nie zdradzając powodu nagłego wezwania.
Piekielny skryba wszedł do swojego gabinetu i zaległ w miękkim fotelu przy sekretarzyku. Wyciągnął księgę, otworzył ją na ostatniej zapisanej stronie, po czym odwrócił się do okna, by przez niewielkie okienko z przyciemnianą szybą zerknąć na dziedziniec, na którym dzieci odgrywały sceny z walk, które wywarły na nich największe wrażenie. Przez chwilę przyglądał im się, relaksując się dzięki świadomości, że od jakichkolwiek istot żywych dzieli go co najmniej kilkanaście stóp i przynajmniej jedna ściana.
Chwilę spokojnego odpoczynku przerwało pukanie do drzwi. Demon machnął ręką, sprawiając, że zamki w drzwiach otworzyły się, pozwalając dwójce uczonych wejść do środka. Naukowcy z miejsca zaczęli dopytywać o przyczynę spotkania, lecz informator nie zamierzał wyjawić im niczego przed czasem. Wstał z fotela, podszedł do barku i wyciągnął z niego trzy kryształowe kieliszki uformowane w czaszki, do których zamierzał nalać krew, gdy tylko Samarel ją przyniesie. Rozmowę chciał zacząć dopiero po tym, jak się napiją – chociaż nie lubił przebywać wśród innych, uważał, że należy im się minimum szacunku, co w jego mniemaniu oznaczało drobny poczęstunek, gdy zaprasza kogoś do swojej samotni.
— Anasi, gadaj, o co chodzi, jesteśmy zajęci — irytował się Forkas, będąc zupełnie głuchym na tłumaczenie kronikarza.
— Cierpliwości, dowiedzie się za chwilę, najpierw musimy się napić.
— Nie będę tu stał i czekał, liczy się każda chwila!
— Za przeproszeniem, Anasi, Forkas ma rację — wtrącił spokojnie Araksjel.
— Możecie usiąść, nie kazałem wam stać — prychnął pajęczy władca.
— Próbujemy sprawić, by król nie musiał zabijać tej swojej narzeczonej! Odrywasz nas od pracy! Ne będę u siedział!
— Wiesz, że już jej nie uratujemy? Dusza zbyt długo była niezabezpieczona, żeby ją pożreć, będzie musiał zabić dziewczynę. Nie musisz się już spieszyć.
— Więc skoro wszystko wiesz, to czego od nas chcesz?
— Chcę opracować plan, który pomoże przeprowadzić rytuał najmniej boleśnie. Amon jest przekonany, że dziewczyna będzie chciała oddać mu duszę. Nie poprosił o to, ale znam go od małego i dobrze wiem, czego by chciał. Jako wierni służący, jesteśmy zobowiązani, by uczynić to dla jego dobra — tłumaczył spokojnie Anasi, kiedy do wnętrza pomieszczenia wpadł zdenerwowany Samarel.
Słysząc kłótnie, żołnierz postanowił chwilę odczekać, nie chcąc wkraczać w krzyżowy ogień pomiędzy ważniejszych od siebie, by na tym nie stracić. Stanął więc nieopodal gabinetu informatora i starając się nie podsłuchiwać, czekał, aż ostra wymiana zdań się zakończy, jednak mimo usilnych starań, nie był w stanie ignorować głosów dobiegających zza drzwi, gdy do jego uszy dotarł temat rozmowy. Elizabeth przez ten krótki czas stała się dla niego istotnym członkiem najbliższego otoczenia, nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Czuł się wstrząśnięty. Jak to miała umrzeć? Jak to jej dusza nie została pożarta? Dlaczego jeszcze o tym nie wiedziała? Nie rozumiał tego wszystkiego, jednak czuł, że nie może zostawić sprawy w taki sposób. Postarał się uspokoić i wszedł do środka, choć nie wyszło mu to tak dobrze, jak planował.
— Samarel? Coś się stało?
— N-nie, panie, w skarbcu było małe zamieszanie. Pobiegłem więc, by nie musiał pan czekać.
— Rozumiem — mruknął podejrzliwie Anasi, przyglądając się dowódcy.
Był zbyt zmęczony, by przywiązywać zbyt wiele uwagi do jego obecności, dlatego ostatecznie podziękował za wykraczającą poza obowiązki Samarela przysługę i pozwolił mu odejść. Gdy wyszedł, kronikarz zamknął i zabezpieczył drzwi przed wścibskimi zamkowymi lokatorami i nalawszy krwi do szklanek, przeszedł do właściwej rozmowy z uczonymi.
~*~
Lizz wskoczyła do wody, nurkując w niej i przyglądając się czystemu dnu ozdabianemu przed drobne klejnoty. Sięgała po nie rękami, łowiąc całe garści, by wynurzać je z wody i podziwiać w blasku promieni słońca. Co chwilę przynosiła jakiś Sebastianowi, opowiadając, jak bardzo jej się podoba i pytając, czy mogą zabrać je do zamku. Chciała wrzucić je do szklanego naczynia i postawić naprzeciwko łóżka, by móc podziwiać je każdego dnia, wspominając pamiętny wieczór, gdy ukochany poprosił ją o rękę.
— Może chcesz zeskoczyć z góry? — zaproponował Sebastian, wychodząc z wody, by obeschnąć nieco na brzegu.
— Jesteś pewien? — zapytała, zadzierając głowę, by zerknąć na szczyk skały, skąd wydobywała się woda. — Ale ty jesteś piękny, gdy jesteś taki tęczowy! — dodała, przypatrując się idealnemu ciału demona w pełnej okazałości.
Naprężone mięśnie pokryte delikatna, tęczową powłoczką wyglądały nadzwyczaj uroczo, odzierając Kruka z groźnego wyglądu, który starał się uwypuklać, gdy tylko wychodził ze swojego apartamentu, by obcować z innymi demonami. Jego maska władcy była niezwykle fascynująca i Lizz obiecywała sobie, że jeszcze kiedyś dokładnie ją zgłębi. Na razie jednak wolała skupić się na zabawie i przyjemności.
— Oczywiście, że jestem pewien. Robiłem tak nie raz.
— Ale ta woda nie jest aż taka głęboka, to bezpieczne?
— Kochanie, jesteśmy demonami — powiedział, kucając tuż przy zbiorniku wodnym, wyciągając do nastolatki ogon, by chwyciła go, żeby przyciągnął ją na brzeg. — W dalszym ciągu zachowujesz się jak człowiek, musisz powoli zacząć się odzwyczajać.
— Właściwie masz rację. Czyli mówisz, że przeżyję i nic mi się nie stanie?
— Co najwyżej złamiesz nogę, ale to się po chwili wyleczy, wodospad ma przy okazji działanie lecznice, znacznie wzmacnia nasze zdolności regeneracji.
— Powinniście używać tego na co dzień, gdy wybieracie się do walki, łatwiej byłoby wam wygrać. Jak na wojnie z aniołami — stwierdziła, z pomocą Sebastiana wychodząc z wody.
Machnęła głową, by pozbyć się z twarzy przylegających do skóry wilgotnych kosmyków, po czym ponownie spojrzała na skałę, by znaleźć najszybszą i najprostszą drogę na szczyt.
— To nie takie proste. Woda działa tylko w tym miejscu. To dzięki działaniu wielu różnych czynników posiada takie możliwości, dlatego po ciężkich bitwach czasami tutaj przychodzimy. W najgorszych przypadkach nawet to nie pomaga, wtedy chory może nie przeżyć samego transportu, szczególnie że podróżowanie portalem jest obciążające dla organizmu, dlatego sama widzisz, nawet cuda mają swoje ograniczenia.
— Prawda. Ale to i tak przydatne, zapamiętam — potaknęła, kiwając głową.
Razem z Amonem weszli na szczyt wodospadu. Demon wyjaśnił dziewczynie, jak powinna skakać, skąd się wybić i w które miejsce postarać się doskoczyć, by mieć pewność, że nic jej się nie stanie. Potem poprosił, żeby go obserwowała i pocałowawszy ją uprzednio, podszedł na skraj skalnej półki i skoczył, w locie wykonując kilka akrobacji, by wzbudzić w narzeczonej zachwyt.
Cel osiągnął bez trudu, bo już w locie słyszał jej westchnienie pełne zachwytu, a kiedy wynurzył się z wody, patrzyła na niego z rozpromienioną twarzą, uśmiechając się, machając i prosząc, by wracał jak najszybciej, bo sama też chciała spróbować.
— Wyglądałeś wspaniale! Ja też mogę spróbować zrobić salto w trakcie?
— Na razie lepiej nie, spróbuj skoczyć normalnie. Jesteś demonem i nie umrzesz, jeśli trafisz w skały, ale to nie będzie wolne od bólu. Nie chciałbym przysparzać ci go więcej, dosyć już się nacierpiałaś — odpowiedział Michaelis, lekko spuszczając głowę.
Elizabeth podeszła do niego, dotykając dłonią policzka narzeczonego. Uniosła jego twarz, by spojrzał jej w oczy i uśmiechnęła się po raz kolejny.
— Widzisz to na mojej twarzy? To jest uśmiech. Taki szczery, prawdziwy, niepodszyty żadnym strachem i niepewnością, bo wreszcie wszystko jest dobrze, nie grozi mi śmierć ani utrata ciebie. Pożarłeś moją duszę, ja jakimś cudem przeżyłam i wszystko jest dobrze. Więc nie musisz się martwić o ból fizyczny, on nie jest w stanie przyćmić całego mojego szczęścia — wyjaśniła, na koniec składając delikatny pocałunek na ustach Amona.


3 komentarze:

  1. Oo ja cie.... Jaka ona narazie radosna...aż mi smutno jak pomyśle, że się dowie prawdy o swojej duszy:(
    Samarel juz wie to pewnie sie gadzina wygada i bedzie jej smutno i bedzie chciała wszystko popsuć i żeby Sebuś wszamał jej dusze i ją tym samym uśmiercił ( bo orzeciez ona taaaka honorowa i najważniejsze, ze kiedyś obiecała kolację z duszyczki..) eh.nie rozumiem Lizzy. Ale dobra kończę bo się rozgadałam.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahahaha, mówisz, że jej nie rozumiesz, ale doskonale ją przejrzałaś ♡.

      Usuń
  2. Takiego miałam banana na twarzy, ale jak usłyszałam, ze Lizz ma umrzeć, bo jednak nie ma dla niej ratunku... ehh :(( Aż mi się oczy spociły xD

    OdpowiedzUsuń

.