sobota, 2 września 2017

Tom V, XXIX

No i minął kolejny tydzień... Promotorka wreszcie odpowiedziała na mojego maila i szczerze mówiąc trochę cykam się do niej iść, no ale przynajmniej coś ruszyło. A poza tym brak odzewu do poprzedniego rozdziału i fatalne statystyki Dziwaka trochę mnie dobiły i cudem wycisnęłam z siebie rozdział Róży na dziś. No ale cóż, liczę na to, że to tylko kwestia przygotowań do szkoły, bo szkoda by było, żebyście mi się na koniec wykruszyli, szczególnie że planuję ten koniec już od ponad roku i jestem ciekawa Waszych reakcji... Przekonamy się, jak to wyjdzie, już za jakiś czas. Gdyby nie to, że dużo koloruję i nie mam czasu na pisanie, to pewnie już bym napisała to do końca xD.

Miłego!

=======================================

Demon jednak poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi, gdy wspomniała o duszy. Przez moment nie mógł złapać oddechu i bliski był wyznania jej prawdy, na szczęście Lizz zdążyła się już odwrócić i skoczyć, w locie starając się wykonać jakąkolwiek akrobacje – jednak bezskutecznie. Udało jej się jednak wpaść do wody, nie uderzając w żadną ze skał, a kiedy się wynurzyła, krzyknęła, dając upust adrenalinie, i natychmiast wyszła z wody, by ponownie dołączyć do Sebastiana na górze.
— Teraz skoczmy razem, dobrze? — zaproponowała, biorąc go za rękę.
— Oczywiście, Elizabeth — odpowiedział, uśmiechając się niewyraźnie.
Na szczęście brzmienie jej imienia za bardzo zaabsorbowało nastolatkę, by skupiła się na mowie ciała narzeczonego. Odkąd dopełniła się jej zemsta i zasady kontraktu zostały spełnione, często pozwalała sobie na opuszczanie gardy, wiedząc, że nie grozi jej nic, co mogłoby zniszczyć obecną, idealną rzeczywistość.
Zakochani chwycili się za ręce i na znak Sebastiana wybili się i wskoczyli do wodospadu, tym razem bez żadnych akrobacji, a kiedy zanurzyli się w wodzie, przytulili się do siebie i pocałowali, powoli wynurzając się na powierzchnię. Potem skakali jeszcze kilka razy, póki Lizz nie poczuła się zmęczona. Poprosiła Amona, żeby zabrał ją do domu, na co ten otworzył portal, wziął nastolatkę na ręce i zaniósł ją wprost do sypialni, gdzie zasnęła niemal natychmiast po położeniu się do łóżka, wykończona dniem pełnym niezapomnianych wrażeń.
Nazajutrz obudziło ją zaś walenie do drzwi i czyjeś nerwowe krzyki. Obudziła się niechętnie, przetarła oczy i w myślach podziękowała samej sobie za to, że była już na tyle doświadczona, że potrafiła nieświadomie wyciszać zmysły, bo inaczej od tego hałasu pękłaby jej głowa. Kruka nie było w sypialni. Na etażerce zostawił Lizz kartkę, na której piekielnym alfabetem zapisał wiadomość. Przetłumaczywszy tekst, dziewczyna westchnęła ciężko, sięgnęła po szlafrok i ubrana podeszła do drzwi. Jej przyszły narzeczony udał się już na igrzyska, bo pilnie go tam potrzebowali, choć nie miała pojęcia, do czego, bo nie ujął tego w krótkiej notce. Obiecał jednak, że niedługo wróci, a skoro tusz na papierze zdążył już całkowicie wyschnąć, oznaczało to, że czas oczekiwania na króla nie powinien być zbyt długi.
Do drzwi dobijał się tymczasem Samarel. Zaaferowany żołnierz wpadł do wnętrza sypialni, gdy tylko Elizabeth uchyliła drzwi. Pokręcił się chwilę, porozglądał, jakby czegoś szukał, po czym usiadł na krześle i spojrzał poważnie na nastolatkę. Uznał, że jednak łóżko będzie bardziej odpowiednie, spodziewając się najgorszej reakcji, gdy tylko przekaże dziewczynie nowinę.
— Powiesz mi, co się stało? Dopiero się obudziłam, jeszcze nawet nie jadłam śniadania i nie poszłam do łazienki… — jęknęła, zasłaniając usta, by stłumić przeciągłe ziewnięcie.
Usiadła obok zdenerwowanego dowódcy i oparła głowę na jego ramieniu. Podobało jej się, że nie czuła bólu ani niechęci w związku z dotykiem, od kiedy się zmieniła. Za tą rzeczą z dawnego życia na pewno nie zamierzała żałować, zbyt dobrze było jej bez tego.
— Powiem, powiem… Ale obiecaj, że przyjmiesz to spokojnie, to będzie trudne… — odparł pospiesznie, odwracając od niej wzrok. — Wczoraj szedłem zanieść Anasiemu krew i podsłuchałem jego rozmowę z lekarzami. Dotyczyła ciebie…
— Nic dziwnego, w końcu próbują zrozumieć, kim jestem i jakim cudem stałam się tym, kim się stałam. Z jakiegoś powodu wszyscy straszliwie się tego boją i zauważam to na każdym kroku. No ale co w tym takiego strasznego?
— Nie rozmawiali o tym. Rozmawiali o twojej duszy. — Słowa ledwo przechodziły Samarelowi przez gardło.
Czuł, że tym wyznaniem zdradza króla, ale sam przysięgał przed nim, że będzie dbał i opiekował się o jego narzeczoną, a przecież nie mógł zataić przed nią takiej wiadomości. Nie miał pojęcia, czemu Kruk sam jej o tym nie powiedział, ale on – jako wierny sługa wybranki króla – nie mógł postąpić inaczej. To byłoby sprzeczne nie tylko z jego obietnicą i rozkazami, ale również z zasadami, których się trzymał śladem Amon: mówieniem prawdy.
— Moją duszę pożarł Sebastian, wtedy na polu walki, zanim umarłam i wróciłam do życia — wyjaśniła pewnie, śmiejąc się pod nosem, jednak widząc, że żołnierz wciąż pozostawał spięty, zmartwiła się nieco. — Prawda, Samarelu? — zapytała cicho, odwracając się przodem do demona, by spojrzeć w jego oczy.
— Wygląda na to, że nieprawda.
— Że co?!
— Mówili, że twoja dusza jest… Nie powiedzieli gdzie, ale wspomnieli, że zbyt długo była niezabezpieczona i nie da się jej pożreć bez zabicia cię — wydusił wreszcie dowódca.
Widząc, jak na twarz nastolatki wstępuje przerażenie, ustępując miejsca radości, jak cały promienny wyraz twarzy gaśnie, a skóra momentalnie staje się jeszcze bardziej blada, chwycił dziewczynę za dłonie, by dodać jej otuchy.
— Wybacz, że psuję ci dzień od samego rana, ale czułem, że muszę to powiedzieć…
— Sebastian… wiedział? — mruknęła słabym głosem, zupełnie ignorując dalsze tłumaczenia towarzysza.
Wyszarpnęła dłonie z jego uścisku i nie czekając na odpowiedź, zasłoniła nimi twarz, zaczynając płakać po cichu, czując, jak cały świat wokół niej ponownie się rozpada. Ledwie udało jej się zyskać szczęście, pozbyć wszystkich problemów, poczuć się tak wolną i szczęśliwą, jak jeszcze nigdy. Pytała Sebastiana! Prosiła, by powiedział prawdę! Jeszcze poprzedniego dnia nawiązywała do tematu swojej duszy, a on ponownie ją okłamał! Po raz kolejny zdradził jej zaufanie, i w imię czego?
— Wydaje mi się, że wiedział…
— Jak on mógł mi to zrobić?! No jak?! Przecież przysięgał, że nigdy więcej! Czy wam nigdy nie można ufać? Wszystkie demony to gówno! Nie chcę tym być, nie chcę! Wolę być słabym, szczerym człowiekiem, niż tym pieprzonym, zakłamanym demonem! — krzyczała przez łzy, szamocząc się z Samarelem, który próbował ją uspokoić. — Puszczaj mnie! Idę po niego! Pójdę tam i wygarnę mu na oczach wszystkich, a potem niech się dzieje co chce! I tak nigdy nie będę miała szczęśliwego życia, nigdy! Nigdy… Nie zasłużyłam na to, jak mogłam aż tak się oszukiwać?
— Elizabeth… Na pewno jest na to jakieś wyjaśnienie, nie podchodź do tego tak emocjonalnie. Poczekaj na króla, porozmawiacie i…
— Ja już nie chcę z nim rozmawiać — oświadczyła, nagle zupełnie się uspokajając.
Gdy Samarel ją puścił, uznając, że już nie powinna przynajmniej zranić samej siebie, otarła łzy z twarzy i przeczesała dłońmi poczochrane włosy.
— Samarelu, wychodzimy — rozkazała wyniosłym tonem, machnięciem ręki zmieniając szlafrok w zwykle jeansowe spodnie i przydużą koszulę.
— Pani, dokąd chcesz iść w takim stroju?
— Idziemy na wycieczkę. Na skraj lasu arbon, w góry, nad wulkan, zobaczyć ogniste smoki, gdziekolwiek. Wybierz mi jakieś ładne miejsce, tylko naprawdę ładne. I nie waż się mówić królowi, dokąd idziemy, nie chcę, żeby mnie znalazł.
— Tak jest, pani — odparł żołnierz, kłaniając się przed nastolatką.
Nie miała pojęcia, dokąd właściwie zmierzała, potrzebowała zwyczajnie odciąć się od Sebastiana, zgubić się, sprawić, że nie będzie mógł jej znaleźć. Chciała go zmartwić, pragnęła, żeby czuł się przerażony, martwił się o jej życie i nie potrafił normalnie oddychać. Chciała go również zabić. Przez krótką chwilę wyobrażała sobie, jak zanurza w jego piersi niewiadomego pochodzenia broń, która w składzie znajdowała się za drzwiami, których wraz z Samarelem nie mogła otworzyć. Była na niego tak niesamowicie wściekła, jak chyba jeszcze nigdy. Miała świadomość, że prawdopodobnie to wina bycia demonem – one odczuwały tego typu emocje znacznie mocniej, choć zawsze zarzekały się, że nie posiadają żadnych emocji, lecz nastolatka już od dawna wiedziała, że to zwykła bzdura. Wszyscy z nich czuli, tylko nie zdawali sobie z tego sprawy.
Samarek podążał za Elizabeth i chociaż to on miał wybrać dla nich miejsce, dotąd żadne nie przyszło mu do głowy, a sądząc po zachowaniu nastolatki, nie potrzebowała konkretnego celu, wystarczał jej obrany kierunek: byle dalej od narzeczonego. Wojskowy wyrzucał sobie, że powiedział jej prawdę. Im dalej byli od zamku, tym jego poczucie winy narastało coraz bardziej. Gdyby jej tego nie powiedział, może byłoby lepiej? Może Kruk miał jakiś plan, a on – w swojej głupocie i porywczości – właśnie go zniweczył? Nie miał pojęcia, jednak zaczął obawiać się o swój los, gdy Amon dowie się o wszystkim i zorientuje się, kto był przyczyną problemów.
— Elizabeth, jesteś pewna, że to dobry pomysł? Może jednak powinniśmy wrócić, żebyście to sobie wytłumaczyli? — zapytał, gdy dziewczyna stanęła na skraju skalnej półki w piekielnych górach.
— Wulkan jest tam, prawda? Za tym zielonym wzgórzem? — odpowiedziała pytaniem, zupełnie ignorując słowa towarzysza.
— Zgadza się, ale po co chcesz tam iść? Czy to coś zmieni?
— Chcę zobaczyć ognistego smoka. Mój zakłamany narzeczony mi o nich mówił, więc skoro i tak mam umrzeć, chcę je najpierw zobaczyć, dotknąć, przejechać się na jednym, zrobić cokolwiek — wyjaśniła, po czym spojrzała na demona wielkimi, błękitnymi oczami, w odmętach których można było topić się w smutku i poczuciu zdrady, którego doświadczała i które nie malało nawet odrobinę, niezależnie od tego, ile szła, nie bacząc na nikogo i na nic.
— Nie można ujeżdżać ognistych smoków, ich ciała parzą, nie dasz rady… — mruknął tylko Samarel, licząc na to, że jakoś uda mu się przemówić do rozsądku cierpiącej nastolatki.
— No to nie będę go ujeżdżać, ale chcę go spotkać. Nie spędzę ostatnich dni swojego życia, siedząc w loży i wgapiając się w walki demonów.
— Elizabeth… — Niepewny ton głosu żołnierza przykuł uwagę rozwścieczonej nastolatki. — Ale dlaczego chcesz zrezygnować z życia? Przecież on ci nie kazał, prawda? Nie powiedział ci o tym, bo widocznie chce cię przy sobie zatrzymać. Chce, żebyś żyła, więc dlaczego dalej się przy tym upierasz? — zapytał, ryzykując wybuchem złości z jej strony.
Był już tak niepewny swojego losu, że właściwie nic nie stało na przeszkodzie, by zaryzykować. W najlepszym wypadku zostanie zesłany do pracy w gorących podziemiach, w najgorszym zaś – zabiją go ku przestrodze innym, organizując widowisko na całe miasto, podczas którego będą go torturować, póki pozbawiony sił nie wyzionie ducha na oczach żądnych wrażeń gapiów.
— Bo w przeciwieństwie do was, brudnych, zakłamanych potworów, ja mam zasady i dotrzymuję słowa. A skoro weszłam w układ, z którego czerpałam korzyści, to jestem zobowiązana, żeby dotrzymać swojej części umowy. W kontrakcie nie było mowy o zaistniałej sytuacji, mój znak wypłowiał, jakby nie miał już mocy, ale to nie znaczy, że skoro mam szansę uciec, to zachowam się jak tchórz i z tego skorzystam. Obiecałam, więc dotrzymam słowa — wyjaśniła poważnie bezdyskusyjnym tonem, sprawiając, że Samarel poczuł się przy niej malusieńki.
Gdyby był na jej miejscu, skorzystałby z możliwości ucieczki, nie próbowałby na siłę wypełniać umowy, skoro nic by go już nie zobowiązywało. Demony podejmowały decyzje w taki sposób, by dzięki nim osiągać możliwie najwięcej korzyści. Dobrowolne przyjęcie śmierci, której można było bez trudu uniknąć, zupełnie przeczyło tej idei i chociaż w oczach dzieci ciemności postępowanie Lizz było zwyczajnie głupie, żołnierz był pod wrażeniem jej honorowości. Widział, jak było jej ciężko, przecież dopiero co opowiadała mu o tym, jak czuje się wolna, szczęśliwa i jak wreszcie ma szansę poznać szczęście. Nie zmieniało to jednak faktu, że słowo złożone demonowi w potrzebie znaczyło dla niej więcej niż radość i życie, które we własnym mniemaniu otrzymała na kredyt.
— Nie sądzisz, że król wolałby, żebyś żyła?
— Nie obchodzi mnie, co on woli. Ja złożyłam konkretną obietnicę, umowę. Korzystałam z jego siły do woli, wykorzystywałam go, wspierałam się na nim, osiągnęłam dzięki niemu cel, a teraz przyszła pora, żeby się odwdzięczyć.
— Wybacz, ale wydaje mi się, że jeżeli jedna ze stron z jakiegoś powodu przestała czuć się usatysfakcjonowana z warunków umowy, obie mogą to przemyśleć i znaleźć inny sposób zapłaty, który będzie dla stron korzystny, nie sądzisz?
— Nie, Samarelu, nie sądzę. To nie jest sprawiedliwe. On zasłużył na to, żeby w końcu coś zjeść. Widziałam, jak na mnie patrzył, jak się powstrzymywał i głodził przez lata. Widziałam, jak kiedyś zawisł nad moim łóżkiem bliski zabicia mnie przed czasem. Kusiłam go swoją krwią, która sprawiała, że jego zmysły szalały i znów ledwie się powstrzymywał. Robiłam to wszystko, bo chciałam go sprawdzić, bo należał do mnie, bo musiałam wiedzieć, że umie się powstrzymać i w końcu dlatego, że miałam pewność, że jego trud się opłaci. Nie spieprzę tego tylko dlatego, że udało mi się dostać drugą szansę — wyjaśniała dalej, ani przez chwilę nie dając się przekonać żołnierzowi, że ma inne wyjście.
Była zbyt pewna i zdeterminowana, nie dopuszczała do siebie innego wyjścia, od początku tak miało zakończyć się jej życie i chociaż wiązało się ze stratą wieczności, którą właśnie zyskała, paradoksalnie gdzieś w głębi duszy czulą ulgę, że jednak spełni swoją powinność, jakby nareszcie wszystko znalazło się na swoim miejscu. I tak była teraz w znacznie lepszej sytuacji, mogła odwlec ten moment, ile się dało, mogła też umrzeć od razu. Miała w rękach swój własny los, po raz pierwszy od lat to od niej zależało, jak potoczy się przyszłość, dlatego mimo żalu, smutku, złości i przerażenia, w jej sercu gościła również odrobina spokoju, która tliła się jasnym blaskiem, rozrzedzając ciemność innych przytłaczających ją emocji.
— Więc zamierzasz go zmusić, żeby odebrał swoją nagrodę? — zapytał kpiąco Samarel.
Podszedł do dziewczyny i objął ją delikatnie, pozwalając, by dała upust emocjom, które nie dawały jej spokoju. Kiedy zacisnęła ręce w jego talii, zaczęła lekko drżeć, a chwilę później żołnierz poczuł przez ubranie jej łzy. Płakała niesamowicie cicho, tak, że gdyby o tym nie wiedział, nawet by się nie zorientował. Smuciło go to, że nawet w takiej chwili czuła się ograniczona, jakby nie dawała sobie prawa do płaczu, bo przecież robi tylko to, na co się zgodziła.
— Nie mam innego wyjścia. Kocham tego zakłamanego idiotę i nienawidzę go jednocześnie. Nienawidzę tego, że po tym wszystkim znowu mnie okłamał, a jeszcze bardziej nienawidzę tego, że doskonale go rozumiem i sama pewnie zrobiłabym tak samo. Nienawidzę całej tej sytuacji, tego, że w ogóle go poznałam, że zranię go swoją śmiercią, że nie będę mogła żyć w spokoju, wiedząc, że nie otrzymał swojej nagrody i nie wiem już, co jest gorsze. Chciałabym… Chciałabym, żeby to wszystko już się skończyło — wyłkała dziewczyna, wreszcie nie wytrzymując natłoku emocji.
Zaczęła płakać, właściwie wyć, drżąc, szarpiąc się i dopiero teraz pokazując, jak naprawdę czuła się z tym wszystkim. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia, wiedząc, że niezależnie od tego, co zrobi, ani ona, ani Michaelis nie będą szczęśliwi.


4 komentarze:

  1. Uuuu mam tylko nadzieję ze zakonczenie bedzie szczesliwe biedna Lizzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja cię... to dla niej zdecydowanie ZBYT WIELE. Oby sobie wszystko wyjaśnili. Tworzą taką cudowną parę... czemu wszystko jakby się sprzysięgło, aby ich rozdzielić ? To nie fair.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś bezlitisna autorko wiesz? Wiedziałam..po prostu wiedziałam, że Samarel wygada się gadzina jedna!!!! Smutno mi się robi jak myślę, że Lizzy może (znowu) umrzeć:(

    OdpowiedzUsuń
  4. Samarel... ty imbecylu xD ( robi facepalm’a 🤦🏻‍♀️ ) Lubię go jednak i wiem, ze zdobił to dla Lizzy. Nie wiedział przecież, ze Sebastian specjalnie jej nie mówił...
    Ehh.. Lizzy. Kobitko. Opanuj się. Dobrze, ze rozumiesz chociaż po części Sebastiana i dlaczego ponownie zataił przed Tobą prawdę. Musisz jednak ochłonąć No! 😭🖤 Będzie dobrze!!!

    OdpowiedzUsuń

.