środa, 11 lutego 2015

Tom 2, II

Jakoś strasznie mało wyświetleń poprzedniej notki. Tak słabo jeszcze nie było. 
Trochę mnie to martwi/dołuje. 
No, ale nic, jedziemy dalej, może będzie lepiej. 
Na końcu art.

PS Zdałam egzamin językowy :3

==========================

                Płatki śniegu tańczyły na delikatnym wietrze nieustannie od kilku godzin. Świeżo oczyszczone drzewa ponownie zaczęły przybierać białą barwę. Dziewczyna zorientowała się, że właściwie takie bardziej jej się podobały. Postanowiła powiedzieć o tym Sebastianowi przy najbliższej, nadarzającej się okazji, zanim znów każe Taiowi i reszcie zająć się strzepywaniem z nich puchowego płaszcza.
Lekcja, którą prowadził starszy mężczyzna, jak zwykle ją usypiała. Lubiła literaturę, jednak nawet najciekawsza rzecz prezentowana w tak mizerny sposób mogłaby zanudzić człowieka na śmierć. „Kazać Sebastianowi znaleźć jakiegoś ciekawszego nauczyciela.”  – zanotowała na marginesie kartki, na której starała się robić notatki. Jej myśli wciąż krążyły wokół kamienia. Gdzie mógł się podziać? Nie mogła dać sobie spokoju. Wiedziała, że była w stanie w nieskończoność unikać sytuacji, dających demonowi możliwość zorientowania się, że go nie miała. Zbyt dziwne zachowanie wzbudzi jego zainteresowania, a wtedy w mig się dowie.
Lepiej będzie, jeśli powiem mu o tym sama – pomyślała, a raczej tak jej się wydawało.
– O czym? – Zainteresowany ton głosu nauczyciela zwrócił jej uwagę. Podniosła głowę znad kartki i popatrzyła na niego zdezorientowana.
– Słucham?
– Mówiła panienka, że będzie lepiej, jeśli powie mu panienka sama – powtórzył jej słowa.
Zalała się rumieńcem, nie chciała okazać mężczyźnie braku szacunku. Ten jednak nie wydawał się zdenerwowany. Zdawało jej się, że naprawdę chce poznać odpowiedź.
– Zgubiłam coś bardzo ważnego. To był prezent od niego. Nie wiem, jak to się stało. Nie wiem, jak mu o tym powiedzieć. Nie chcę sprawiać mu przykrości – wyjaśniła, otwierając się przed starszym mężczyzną.
Odłożył trzymaną w ręce książkę i podszedł do niej, życzliwie się uśmiechając.
– Lepiej będzie, jeśli powie mu to panienka nim sam się zorientuję. Widzę, że naprawdę to panienkę martwi, on na pewno to zrozumie. Ludzie popełniają czasem błędy, to nieodzowna część naszego życia. Najważniejsze jest to, by umieć się do nich przyznać. – Słowa płynące z jego ust niespodziewanie dodały jej otuchy.
Popatrzyła na niego zaskoczona. Nigdy nie pomyślałaby, że ktoś, kto nie potrafi zainteresować słuchacza nawet dziełami Szekspira będzie w stanie udzielić jej rady, która rzeczywiście jej pomoże.
– Ale zranię go, gdy mu o tym powiem. Obiecałam, że będę zawsze nosić go przy sobie – ciągnęła dalej, zachęcona jego odpowiedzią.
– I dotrzymywałaś tej obietnicy, prawda? Dopóki mogłaś. Nie zostawiłaś go z premedytacją na nocnym stoliku, panienko.
– Ale nie mam go na szyi. Zawiodłam go. Nie chcę, by czuł, że nie może mi ufać nawet z czymś tak błahym…  – szepnęła smutno zaciskając dłoń na piórze.
Mężczyzna, zmarszczył siwe brwi i uśmiechnął się do niej czule. Poczuła, że naprawdę zrozumiał. Ten starszy, nudnawy człowiek, wydał jej się niezmiernie bliski. Po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś obcy wzbudził w niej tak pozytywną emocje.
– Ten chłopiec ma wielkie szczęście. Darzysz go szczególnie mocnym uczuciem. Mam nadzieję, że zdaje sobie z tego sprawę i dba o panienkę tak samo, jak panienka o niego – zaśmiał się łagodnie.
Ciemnowłosa popatrzyła na niego ze zdumieniem.
– Szczególnym uczuciem? – powtórzyła niepewnie.
– Rozumiem, że bardzo się tym panienka przejmuje, ale powinniśmy wracać do naszej lekcji. – Odwrócił się i podszedł do stołu, by podnieść książkę. – Niewiele pozostało na tym świecie ludzi, którzy myślą w ten sposób – dodał po chwili, po czym powrócił do odczytywania tekstu.
Była niezadowolona, nie uzyskując odpowiedzi. O jakie uczucie mu chodziło? Przecież ona zwyczajnie nie chciała złamać obietnicy. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wydawało mu się to takie niezwykłe. Mimo wszystko, dostrzegła w nauczycielu coś nowego. Czuła, że coś ich łączy. Popatrzyła na notatkę na marginesie i kilkoma szybkimi ruchami zamazała ją. Obiecała sobie, że od teraz będzie próbowała skupić się na jego zajęciach – w ramach podziękowania za radę, a właściwie, za samą rozmowę.
                Gdy lekcja dobiegła końca, Sebastian odprowadził mężczyznę do drzwi, podczas gdy Elizabeth wróciła do swojej sypialni, by jeszcze raz dokładnie ją przeszukać. Niestety i tym razem niczego nie znalazła. Nie było wyjścia – będzie musiała przyznać się do błędu. Tak, jak powiedział profesor: będzie lepiej, jeżeli sama mu o tym powie.
– Czemu w ogóle się przejmuję? – zapytała się. – Przecież dla niego to prawdopodobnie nic nie znaczy.
Myśl, która wcześniej do niej nie docierała, rzuciła nowe światło na całą sytuację. Po co miała zadręczać się czymś, co dla demona było jedynie błahostką? Przecież nie wiązał żadnych uczuć z tym przedmiotem, ani tym bardziej z nią.
– Przecież demony nie mają uczuć! – krzyknęła sama do siebie i zaśmiała się pod nosem.
Usłyszała pukanie do drzwi i zamilkła. Mimo wszystko nie była jeszcze gotowa, by wyznać prawdę.
                Kiedy zbliżał się do jej pokoju, zamierzał dumnie oświadczyć, że nie musi przejmować się naszyjnikiem. Korzystając z wolnej chwili, przygotował dla niej identyczną replikę. Zamierzał wyjaśnić, że znalazł kamień w jednym z pokoi, że zapięcie się zepsuło. Wypominałby jej nieuwagę przez kilka dni, a potem oboje zapomnieliby o całym zajściu.
Zbliżał się do pomieszczenia gotowy zapukać, gdy usłyszał krzyk za drzwi. Przepełniony pewnością głos wypowiadający słowa, które wywołały bolesne ukłucie w okolicach klatki piersiowej demona. Zatrzymał się i spojrzał na mieniący się fioletem, zaokrąglony kamień i ze złością wcisnął go w kieszeń. Zaczynał żałować, że pozwolił na to wszystko. Mógł odejść, zniknąć, ale nie zrobił tego. Czemu? Przecież dobrze wiedział jak to się skończy, nie był przecież głupi. Dlaczego w ogóle pozwolił sobie coś poczuć? To była główna przyczyna problemu. Gdyby nie był tak słaby, czy może raczej tak nierozważny, żadna z tych rzeczy niemiałaby teraz znaczenia.
Przeklął w myślach i zapukał, po czym wszedł do środka, choć nie bardzo wiedział, po co. Ujrzał siedzącą na podłodze, chudą dziewczynę. Spojrzała na niego rozpromieniona swoim nagłym odkryciem, przez opadające na twarz, ciemne włosy. Wydała mu się nieprzeciętnie piękna.
– Co robisz, panienko? – wyrwało mu się, za co natychmiast skarcił się w myślach.
– Siedzę na ziemi – odpowiedziała złośliwie. – A co ty robisz?
– Korzystając z chwili wolnego, przyszedłem pomóc wybrać ci kreację na dzisiejszy wywiad – odparł, wymyśliwszy na poczekaniu odpowiedź.
Niezadowolona pokręciła głową. Uświadomiła sobie, że to kolejna sytuacja, która będzie od niej wymagać ukrywania się i nienaturalnego zachowania. Sama myśl napawała ją zniechęceniem. Przez chwilę patrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, prowadząc wewnętrzną dysputę z samą sobą. Po chwili podjęła stanowczą decyzję. Skoro tylko ona z nich dwojga czuła, to wszystko zależało od niej. Podniosła się i z zacięciem na twarzy i zbliżyła się, niemal wpadając w jego ramiona. Chwyciła dłonią chustkę i energicznym ruchem ściągnęła ją z szyi.
– Zgubiłam go – powiedziała podniesionym, zdenerwowanym głosem.
Nie tak to sobie wyobrażała. Natychmiast wbiła wzrok w ziemię, czekając na jego reakcję.
Przez chwilę milczał, zastanawiając się, co zrobić. Każda kolejna sekunda niepewności wprawiała dziewczynę w coraz większe zakłopotanie. No niech coś wreszcie powie! Miała wrażenie, że oczekiwanie trwało całą wieczność.
– Zdążyłem zauważyć – odpowiedział z lekkością, która, mimo iż była jedną z najbardziej prawdopodobnych reakcji, wciąż budziła w szlachciance zdziwienie.
Poczuł, że triumfuje nad denerwującym głosem, który szeptał idiotyczne słowa wewnątrz głowy. Gdyby głos ten był niezależną istotą, popatrzyłby na niego z morderczym uśmiechem i chełpiąc się, zakończył jego istnienie.
– Przepraszam, nie chciałam cię zawieść, ja…
– Nie przejmuj się – przerwał jej łagodnie i sięgnął do kieszeni.
Podniosła głowę i spojrzała w jego oczy. Dostrzegła w nich radość, której nie potrafiła uargumentować. Cieszył się z jej błędu? Słabości?
– O co ci chodzi? Czemu się śmiejesz? – zapytała, lekko się czerwieniąc.
Gdyby mógł, powiedziałby jej prawdę. Tę prawdę. Nie dodatkowy powód, wynikający z jego złośliwej, demonicznej natury.
– Znalazłem go w jednym z pokoi poprzedniej nocy. Zapięcie się zepsuło, więc wziąłem go, by je naprawić. Proszę – wyjaśnił, podając jej naszyjnik.
Powiodła wzrokiem po medalionie i naburmuszyła się.
– Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? – warknęła.
Czuła się idiotycznie myśląc o tym, że wiedział od samego początku. Nic nie było w stanie się przed nim ukryć. Tak bardzo denerwował swoją idealnością.
– Gdy przyznasz się, że byłaś nieuważna i go zgubiłaś, panienko – odpowiedział z lekkim, złośliwym uśmiechem i skinął głową.
Nastolatka prychnęła i dokładnie przyjrzała się zgubie. Cieszyła się, że znów trzyma kamień w dłoni, brakowało jej tej fioletowej błyskotki, która teraz zdawał się być pewnego rodzaju ironią. Jakby przepowiedziała przyszłość jej fryzurze – rozbawiła ją ta myśl. Stanęła tyłem do demona i poprosiła, by zapiął łańcuszek. Teraz, gdy ametyst znajdował się tam, gdzie powinien, mogła zapomnieć o całym bezsensownym zadręczaniu się z jego powodu. W pełni mogła skupić uwagę na wywiadzie, a co ważniejsze, na lepieniu bałwanów. Oczyma wyobraźni widziała armię śnieżnych żołnierzy rozstawionych wokół murów posiadłości. Ta wizja wywoływała podekscytowanie na jej bladej twarzy.
~*~
– Zaraz się uduszę! To na pewno konieczne? – narzekała, z trudem wciągając powietrze.
Miała wrażenie, że za chwile jej żebra popękają i poprzebijają płuca. Wizja tak brutalnej śmierci wcale jej się nie podobała. Zawsze widziała siebie zasypiającą w łóżku, albo umierającą od szybkiego strzału w głowę… Wyobrażała sobie wiele rzeczy zdecydowanie przyjemniejszych niż śmierć poprzez zgniecenie wnętrzności.
– W takim razie umrzesz wyglądając naprawdę olśniewająco – odpowiedział rozbawiony jej zachowaniem.
Spojrzała na niego rozwścieczona, zaciskając drobne pięści.
– Nie żartuj sobie ze mnie! Wszystko ściśnięte gorsetem wyglądałoby dobrze w tej kiecce. Ona mogłaby pójść na ten wywiad za mnie! – denerwowała się.
Patrząc w lustro dostrzegała młodą, długowłosą, zapierającą dech w piersiach kobietę, właścicielkę firmy, głowę rodziny. Prawdziwą wysoko postawioną szlachciankę. Z jednej strony podobało jej się to, co widziała, jednak z drugiej bawiło ją, jak łatwo stworzyć pozory. Wystarczyła odpowiednia sukienka, odrobina makijażu i mogła zostać kimkolwiek.
Kątem oka zerknęła na stojącego za nią lokaja. Z nim było podobnie. W skórze przystojnego, młodego mężczyzny czaiła się prawdziwa bestia z piekła rodem. Obrzydliwa, przerażająca – tak ją określał. Przypomniała sobie chwilę, gdy po raz pierwszy i ostatni zobaczyła jego prawdziwą postać w pełni. Ten jeden jedyny raz, gdy czarne pióra, zazwyczaj jedynie wirujące w powietrzu, tworzyły ogromne, rozłożyste skrzydła na jego plecach. Kiedy długie pazury, spiczaste buty i czerwone oczy nie były jedynie elementami budzącymi grozę, a całością, która wzbudzała zapierające dech przerażenie, potrafiąc zmrozić krew w żyłach przeciwnika. Ten łagodny wyraz twarzy, który prezentował na co dzień był jego największym życiowym kłamstwem. Ludzka powłoka, którą się posługiwał służyła mu już od dłuższego czasu, stała się jego prawdziwą twarzą – tak przynajmniej twierdził. Nieraz powtarzał dziewczynie, że naprawdę wygląda obrzydliwie i nie będzie godny jej służyć, jeśli jeszcze raz ujrzy go w tym stanie – te same słowa, ilekroć by nie prosiła. W końcu przestała, jednak wciąż zdarzało jej się napomknąć, że lubi widzieć wzbijające się w powietrze, kruczoczarne pierze.
– Panienko, już pora – upomniał ją.
Kiwnęła głową i ruszyła w stronę drzwi.
                Młody mężczyzna w jasnym garniturze stał skrępowany pośrodku przestronnego pomieszczenia, oczekując nadejścia właścicielki firmy, która odnosiła niebywały sukces na rynku. O ubraniach zarządzanej przez nastolatkę marki głośno było już na całym świecie. Chociaż sklepy znajdowały się jak dotąd tylko w trzech krajach Europy zainteresowanie strojami było tak wielkie, iż nawet Chińczycy sprowadzali dla siebie, chociaż drobną część każdej kolekcji. Spotkanie z twórczynią tego niesamowitego interesu miało być przełomem w karierze młodego reportera.
W dłoniach trzymał notes nerwowo ściskając jego brzegi. Kiedy Sebastian zaanonsował swoją panią, dziennikarz podskoczył ze zdenerwowania. Widząc bijący od dziewczyny młodzieńczy blask, poczuł się jeszcze bardziej onieśmielony. Wiedział, że była młoda, nie spodziewał się jednak, iż będzie do tego taka piękna.
                Hrabianka powitała go uroczym uśmiechem. Kiedy podeszła bliżej chciał ucałować jej dłoń, jednak szybka reakcja Sebastiana uniemożliwiła mu nawiązanie fizycznego kontaktu. Była mu za to wdzięczna. Nie chciała nawet myśleć o spoconej dłoni nieznajomego, dotykającej jej skórę. Właściwie, nawet gdyby jego ręce były suche i gładkie wciąż czułaby zimny prąd przebiegający wzdłuż kręgosłupa na samą myśl o kontakcie fizycznym. W dalszym ciągu się z tego nie wyleczyła. Przestawała liczyć na to, że kiedykolwiek jej się uda.
Kamerdyner zaprowadził ich do jednego z salonów. Nie był zbyt duży, za to znajdujące się w nim meble oraz dekoracje, doskonale oddawały wszystkie najlepsze cechy jego pani, które pragnęłaby podkreślić, gdyby tylko była świadoma, że reporter przyglądać się będzie wszystkiemu. Mimo swojej wrodzonej inteligencji brakowało jej jeszcze sporej ilości wiedzy na różne tematy. Jako piekielnie dobry kamerdyner, Sebastian musiał dopilnować, by te braki nie wpłynęły negatywnie na postrzeganie jego pani wśród społeczeństwa.
                Dziennikarz zadawał hrabiance wiele pytań. Duża część z nich w ogóle nie dotyczyła firmy. Zasadniczo ją to cieszyło. Zawsze, gdy padało pytanie dotyczące prowadzenia interesu okazywało się, że nie do końca potrafiła na nie odpowiedzieć i Sebastian musiał ratować sytuację. Nie chciała, w oczach żadnego z nich, wyjść na niekompetentną, ale niewiele mogła poradzić na to, że nie znała całej terminologii. Wiedziała, co zrobić, by zyskać zadowalające ją wyniki sprzedaży – to było najważniejsze. Nazywanie tego w górnolotny sposób wydawało się zbędnym trudem, służącym jedynie połechtaniu swojego ego. Mimo wszystko, po jakimś czasie wywiad zaczął robić się męczący. Lizz chciała odprawić mężczyznę i wreszcie zabrać się za lepienie bałwanów. Pragnęła też zrzucić z siebie gorset i w końcu móc odetchnąć pełną piersią.
– Bardzo dziękuję, jeszcze tylko zdjęcie i będę miał wszystko. – Uśmiechnął się dziennikarz i wyciągnął z torby aparat. – Jeśli mógłbym prosić, by pani kamerdyner również…
– Mam robić sobie zdjęcie ze służbą? – zapytała, udając urażoną.
 Tak naprawdę nie miała nic przeciwko temu, by Sebastian towarzyszył jej na zdjęciu, to na pewno by  go zdenerwowało. Czyżby kolejni ping?
Reporter wzdrygnął się niepewnie.
– Po prostu pomyślałem… No bo, ma panienka naprawdę niesamowitego lokaja i… – zaczął się jąkać.
Ciemnowłosa zaśmiała się i machnęła ręką.
– Żartowałam. Oczywiście, zróbmy to zdjęcie – odpowiedziała, uspokajając go.
Popatrzył zmieszany najpierw na hrabiankę, potem na wyraźnie niezadowolonego służącego. Postanowił nic więcej nie mówić zanim znowu zmieni zdanie. Poprosił, by Sebastian stanął obok fotela, na którym siedziała i zrobił zdjęcie.
– Dostanę jedną kopię? – zapytała po chwili.
– Oczywiście, wyślę ją jutro z samego rana – odparł uśmiechnięty.
Zapakował swoją torbę, pożegnał się i w eskorcie kamerdynera opuścił posiadłość.
W tym czasie Elizabeth pobiegła do swojej sypialni i zrzuciła z siebie suknię. Nerwowo zaczęła wyginać ręce w tył, by dosięgnąć wiązania gorsetu, jednak nie dała rady. Wzięła najgłębszy oddech, na jaki krępujący płuca materiał pozwolił i wydarła się:
– Sebastian! Chodź tu natychmiast!
Jej krzyk usłyszeli wszyscy służący. Młoda blondynka popatrzyła na kucharza z przerażeniem w oczach. Ten uspokoił ją, nie przerywając rozpalania w piecu.
– Jeanny, spokojnie. Na pewno chodzi o gorset.
Pokojówka popatrzyła na niego podejrzanie i zbliżyła się do jego ramienia.
– Skąd możesz to wiedzieć Thomas, czyżbyś podglądał? – zapytała podejrzliwie.
– Nie żartuj! – oburzył się. – Trudno było nie usłyszeć płaczliwych krzyków, kiedy Sebastian „miażdżył” jej wnętrzności.
– Może i masz rację…
– Słyszeliście? Panienka skończyła wywiad – zaśmiał się szczupły brunet, wchodząc do kuchni tylnym wejściem.
Cały był pokryty płatkami śniegu. Otrzepał się i zostawiając mokre plamy na świeżo umytej podłodze, usiadł przy stole. Zawiesił kurtkę na oparciu krzesła i sięgnął do słoika po jedno z ciasteczek, które lokaj upiekł dla nich z samego rana.
– Wypieki Pana Sebastiana są takie pyszne! – zachwycał się, przeżuwając z otwartymi ustami.
Dziewczyna podeszła do niego i uderzyła dłonią w jego rozczochrane włosy.
– Dopiero co tu posprzątałam! – denerwowała się. – Zobacz, cała podłoga jest znowu brudna.
– Aa, Jeanny, przepraszam! Nie pomyślałem! – speszył się, podskakując na krześle.
– Teraz sam to zmyj, a ja zjem ciasteczko – warknęła, wyciągając z jego dłoni nadgryziony smakołyk.
– Miałeś racje, naprawdę pyszne!
– Możecie przestać się drzeć? Próbuję tu rozgrzać piec! – Thomas podniósł głos.
Pozostała dwójka momentalnie ucichła i popatrzyła w jego stronę. Stał pochylony nad otwartymi drzwiczkami zasmolonego pieca, trzymając w ręku miotacz ognia. Odchylił się do tyłu i odpalił go. Głośny wybuch zatrząsnął murami rezydencji. Całe pomieszczenie momentalnie wypełniło się dymem. Pośród krzyków i kaszlu rozległ się wściekły głos. Sebastian stanął w drzwiach pomieszczenia, oczekując natychmiastowych wyjaśnień. Przerażona trójka służących skuliła się na podłodze za krzesłem.
– Próbowałem przyspieszyć rozgrzewanie pieca – nieśmiało wyjaśnił Thomas, drapiąc się w łokieć.
Demon popatrzył na niego morderczo czując, że zaraz nie wytrzyma i rozszarpie na strzępy bezmyślnego kucharza.
– I skąd przyszło ci do głowy, żeby robić to miotaczem ognia?!
– Miałem takiego znajomego kiedyś i on ee… Mówił, że miotacz ognia i dynamit są niezbędne na polu bitwy! – odpowiedział.
Kamerdyner chwycił się za głowę i na chwilę zamknął oczy, by się uspokoić. Przypomniał sobie nie jedną, a kilka sytuacji ze służby w poprzedniej rezydencji. Zastanawiał się, czy ci dwaj kucharze nie byli spokrewnieni. Taka oszałamiająca głupota musiała być dziedziczna. Gdyby była zaraźliwa, świat czekałaby zguba.
– Nie ważne. Posprzątajcie tu, byle szybko – rozkazał stanowczo. – Niedługo będziemy lepić bałwana, do tego czasu ma tu błyszczeć – dodał, lecz jego słowa straciły na powadze.
Brew lokaja drgnęła nerwowo, gdy na twarzy całej trójki pojawiło się rozbawienie. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Musiał w końcu uratować swoją panią przed okrutną śmiercią, jaką szykował dla niej gorset.
Przeurocze – pomyślał patrząc na jej zmagania.
Wiła się krążąc po całej sypialni, jakby miało jej to w jakikolwiek sposób pomóc. Na jego widok uśmiechnęła się z ulgą i bez chwili zwłoki zbliżyła się. Obracając się plecami nakazała mu, by pomógł jej zrzucić znienawidzone ubranie. Chwycił palcami aksamitną wstążkę i delikatnie pociągnął ją do siebie. Gdy tylko zdjął materiał z ciała Elizabeth, ta zaczęła teatralnie nabierać w płuca ogromną ilość powietrza, jakby przez ostatnią godzinę naprawdę nie mogła oddychać. Przyglądał się nawet nie próbując ukryć rozbawienia.
Dziewczyna zarzuciła na ramiona luźną, białą koszulę, na nogi wciągnęła grube rajstopy, po czym ponownie podeszła do kamerdynera, by zapiął guziki. Znów w jej zachowaniu dostrzegł małą dziewczynkę. Trzymając dłonie zaledwie kilka milimetrów od jej ciała poczuł przyspieszone bicie serca uporczywie przypominające niedawne wydarzenia.
Doprawdy irytujące…
– Idź po resztę, idziemy lepić! – rozkazała, chwytając okrycie z wieszaka.
Wychodziła z pokoju, kiedy demon chwycił ją za ramię zatrzymując wpół kroku. Zachwiała się, nieomal na niego wpadając.
– Sebastian! – upomniała go podniesionym głosem.
Twarde spojrzenie szlachcianki zatrzymało się na jego obojętnym wyrazie twarzy mężczyzny.
– Panienko, ile razy musze ci powtarzać, żebyś ubierała się odpowiednio do pogody?
– Tyle, ile będzie trzeba, to w końcu twoja praca, nie? – bąknęła niczym obrażone dziecko.
Niechętnie obróciła się w jego stronę i pozwoliła, by ubrał ją w ciepły płaszcz, owinął szyję szalikiem i założył czapkę. Poprawiła wpadający w oczy kosmyk włosów i wyszła, gdy wreszcie skończył. Podekscytowana zbiegła na dół, do głównego holu. Rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu udekorowanym śnieżnobiałymi kwiatami. Wcześniej nawet nie zwróciła na nie uwagi. Lokaj zadbał o to, by zimę można było odczuć także wewnątrz rezydencji. Podobał jej się ten widok, tworzył niesamowity klimat, który napawał ją dodatkowym optymizmem. Stanęła ze skrzyżowanymi rękami i marszcząc czoło zaczęła przyglądać się drzwiom, za którymi znajdował się korytarz do pokoi służby. Po chwili usłyszała głosy całej trójki. Wkroczyli do holu, opatuleni po same uszy ciepłymi kożuchami. Sebastian dołączył do nich schodząc ze schodów. Miał na sobie długi czarny płaszcz z dwurzędowymi, srebrnymi guzikami oraz czarne rękawiczki.

Kiedy wszyscy się zebrali, hrabianka zarządziła wymarsz. Ustawiła wszystkich w rzędzie pod murem budynku i, instruując ich jak generał podczas wojny, przedstawiła dokładny plan i rozmieszczenie bałwanów. Zawsze podchodziła do tego niezwykle poważnie, tym jednak razem przeszła samą siebie.


11 komentarzy:

  1. Pierwszy komentarz! Yass...
    Gratuluję zdania!! :))

    Btw, nie znalazłam żadnych błędów, ogółem było cudne ( i tak zachwycam się każdym Twym rozdziałem ale co tam)
    Czekam na następne :D Co tu więcej pisać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, świetne! xD
    Tak bardzo trafnie oddałaś odczucia zgniatania wnętrzności przez gorset xD I te bałwany! Czytałam ten rozdział z uśmiechem na ustach. Szkoda tylko, że nie wystąpiły żadne pytania, byłam ciekawa, o co konkretnie będą się pytać. Ale nadal, super! Czekam na kolejną część! ^^


    U mnie kolejny rozdział pojawi się najpewniej jutro, więc zapraszam! ^^
    http://kuroshitsuji4ever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super <3 Właśnie się zastanawiałam, bo nie mogę się już doczekać :3
      Jezu, czasami tak ciężko jest czekać na kolejny rozdział, mam ochotę przeczytać całą historię już, teraz, zaraz. Tylko mi nie próbuj porzucić bloga, przypadkiem, zanim skończysz. Nie przeżyje tego :P

      Usuń
  3. TAK KURWA XDDDDD Sorki za przekleństwa, ale tak się kurde cieszę, że wszystko jest po normalnemu :') Mam nadzieję, że się utrzyma XD I podoba mi się wizja fioletowo włosej Lizzy. Jakoś czerwony nie za bardzo do niej pasował;-;
    W każdym razie.
    Świetny rozdział, zresztą jak zwykle. Ale mam wrażenie, że zmieniłaś odrobinę styl pisania? Jakoś teraz bardziej mogę się wczuć w to wszystko. Podoba mi się to, że Sebciu tak cierpi hohoho ( naprawdę obrzydza mnie widok zakochanego Sebastiana XD ). Czekam z niecierpliwością na list od Królowej oraz jakieś krwawe wątki 😍
    Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi powiedzieć, czy "zmieniłam styl". Mam wrażenie, że raczej się rozwinął, w końcu do tego dążę xD Mam nadzieję, że dalej tez się utrzymuje. Chociaż jestem teraz pod koniec drugiego tomu i muszę przyznać, że mam niemały problem, żeby to pociągnąć. W głowię wciąż mam zbyt mętną wizję, by spokojnie przelać ją na papier.
      Za to jeśli chodzi o trzeci tom, to pierwsze około stu stron mam już obmyślone i tam trup się będzie ścielić gęsto, a krew lać potokami - taki jest plan :P

      I nie przepraszaj, przekleństwa są dla ludzi.
      (Szczerze przyznam, że też wolę Lizz we fiolecie. To mój ulubiony kolor, haha xD)

      Usuń
  4. Art Twojego autorstwa? :) Rozdział jak zawsze świetny. Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Scena opieprzania Thomasa była dobra! Mogę brać z Ciebie przykład :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, te słowa bardzo zabolały Sebastiana daży uczuciem, ale nie okazuje tego tak aby było widoczne...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ale te słowa bardzo zabolały Sebastiana... on daży uczuciem, ale nie okazuje tego tak wylewnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, te słowa bardzo zabolały Sebastiana (czyli uczucia ma)... daży uczuciem, ale nie okazuje tego tak wylewnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.