środa, 4 marca 2015

Tom 2, VIII

Choruję po konwencie. Bo nie powinna wychodzić bez kurtki na szluga. Nie powinnam biegać po schodach i w ogóle wielu rzeczy nie powinnam robić, ale kto by się przejmował :P
Było fajnie. Wystawcy mnie zawiedli, a prowadzący panele nie umieli nie kląć, ale (jak to się mówi tak wiecie, mniej laicko xD) social był spoko. 
Był toś z Was na PAconie? Dajcie znać, jestem ciekawa, czy minęłam kogoś z Was na korytarzu haha. 
Do rzeczy, długość notki średnia, fabuła jakaś tam jest.
Wiem, że na razie nie ma żadnej sprawy, ale już niedługo się pojawi, nie martwcie się. 
Miłego czytania :) 

=============================

Lokaj odepchnął od siebie rudego natręta i posłał mu jedno ze swoich morderczych spojrzeń z niepokojącym błyskiem w oku.
– Ciebie tu tylko brakowało, Grellu Sutcliff. Czego chcesz? – warknął z obrzydzeniem.
– Sebastianku, są święta! Chociaż dziś mógłbyś być dla mnie milszy! Przyniosłem ci prezent! – Obrócił się kilka razy i ponownie zawisł na szyi, otoczonego aurą nienawiści, obiektu swoich westchnień.
Z kieszeni płaszcza wyciągnął małe pudełko zawinięte czerwonym, ozdobnym papierem i trzymając za wstążkę machał nim przed oczami demona. Ten, chwycił pudełko i ponownie odepchnął od siebie boga śmierci. Popatrzył z powątpiewaniem na niewielkie opakowanie i postawił je na blacie.
– A mój prezent, Sebusiu?
– Z okazji świąt będę tak wspaniałomyślny, że pozwolę ci oddalić się stąd o własnych siłach. Jeśli jednak nie opuścisz, niezwłocznie, kuchni mojej pani będę zmuszony cię wyprosić – powiedział zirytowany uśmiechając się do shinigami ukazując garnitur ostrych zębów.
– Dobra, dobra, zrozumiałem! Już idę, idę! – jęknął teatralnie Grell i wybiegł, zostawiając mężczyznę sam na sam z pudełkiem, którego nie zamierzał rozpakowywać. Przesunął je w róg stołu i wrócił do przygotowań.
~*~
                Atmosfera w salonie była tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Szczęśliwie, nikt takowego nie posiadał, mogłoby się to skończyć prawdziwym, krwawym problemem. Hrabina nie przebierała w słowach, co chwilę krytykowała hrabiankę i jej kuzyna, nie szczędząc obelg nawet japońskiej księżniczce, która nieprzeciętnie dobrze znosiła nienawistne słowa kobiety. Obrywało się wszystkiemu i wszystkim. Dekoracje były zbyt krzykliwe, pomieszczenie niewystarczająco czyste – co nie było możliwe, ponieważ sprzątał je sam wysłannik piekieł, do cholery! – obiad zbyt późny, a powietrze zbyt suche. W pewnym momencie nawet szlachcianka przestała skupiać się na potoku słów wypływającym z ust kobiety. Zaczynała rozumieć chłopięcą obojętność żywiąc szczerą nadzieję, że jeszcze tego dnia uda jej się spędzić trochę czasu z kuzynem bez ciągłego nadzoru tyranizującej go opiekunki.
Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na posiłek. Kiedy Sebastian wszedł do pokoju, oczy zebranych skupiły się na jego smukłej, niezwykle eleganckiej sylwetce.
– Obiad jest już gotowy, serdecznie zapraszam – powiedział z uroczym uśmiechem.
                Goście usiedli na wyznaczonych miejscach. Trójka służących wyglądało dużo bardziej elegancko, niż hrabianka mogłaby się spodziewać. Była pewna, że nie uniknie uszczypliwych komentarzy ciotki, gdy ta dowie się, z kim przyszło jej spożywać świąteczny posiłek, jednak osobiście była z nich naprawdę dumna. Eleganckie stroje, maniery i uśmiechy na twarzach. Minęły już dobre dwie minuty, a żadne z nich nie wybuchło niekontrolowanym śmiechem.
– Pieczony indyk z nadzieniem bakaliowym, otoczony gotowanymi warzywami. Ziemniaki zapiekane w ziołach, sos żurawinowy z najwyższej jakości owoców wychodowanych w naszej szklarni, których osobiście doglądałem. – Sebastian zaprezentował potrawę, po czym nalał do szklanek wszystkich zebranych, z wyjątkiem chłopca, czerwonego wina.
Odsunął się i stanął w rogu pomieszczenia.
Hrabina sceptycznie rozejrzała się po stole jednak, gdy spróbowała przygotowanych przez demona specjałów, zupełnie zapomniała o wszelkich złośliwościach, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, który przerażał bardziej, niż wrogie spojrzenie, do którego zdążyli już przywyknąć. Elizabeth prawie nie tknęła posiłku, na szczęście uszło to uwadze wszystkich, z wyjątkiem stojącego w oddali lokaja. Patrząc na niego poczuła delikatne ukłucie. Zdawała sobie sprawę, że jako kamerdyner nie może uczestniczyć w uroczystości, a także, że branie w niej udziału nie sprawiłoby mu żadnej przyjemności. Nic, co znajdowało się na stole nie było w stanie zaspokoić jego głodu, dostarczyć przyjemnych wrażeń. Mimo wszystko – było jej go żal. Pewnie przez jej własną empatię, ale zdawało się, że on sam nie czuje się komfortowo obserwując z boku zabawę zebranych.
Szlachcianka powadziła neutralne dyskusje na tematy, które nie miały prawa wywołać oburzenia wciąż myśląc o swoim kamerdynerze. W końcu przeprosiła gości i wstała od stołu. Kiwnęła na czarnowłosego i zniknęła za drzwiami. Lokaj posłusznie udał się za nią aż do samej kuchni. Dopiero tam fioletowowłosa zatrzymała się i obróciła w stronę służącego, dokładnie przyglądając się jego twarzy.
– Przepraszam
– Za co przepraszasz, panienko? – zdziwił się.
– To nie powinno tak wyglądać. Nie powinieneś, jako jedyny, samotnie stać z boku i patrzeć jak się bawimy… – wyjaśniła skrępowana.
Mężczyzna popatrzył na nią z rozbawieniem.
– Ależ panienko, to mój obowiązek, jako twojego lokaja. Byłoby hańbą, gdybym…
– Zamknij się już! – uciszyła go nie mogąc znieść kolejnej, sztywnej wypowiedzi pozbawionej emocjonalnej głębi. – Nie wiem, dlaczego ostatnio traktujesz mnie w ten sposób, ale nie zamierzam teraz tego roztrząsać. Są święta. Chcę, żebyś też coś z nich miał – kontynuowała podniesionym głosem.
Wyciągnęła w jego stronę drżącą rękę. Demon popatrzył na nią, po czym przeniósł zdziwione spojrzenie na swoją – zachowującą się, co najmniej niezrozumiale, młodą panią. Widząc, że nie zrozumiał, o co jej chodziło wzięła do ręki nóż i nim zdążył zareagować, rozcięła sobie prawe przedramię. Stróżki jasnej krwi powoli zaczęły spływać po jej bladej skórze.
– Panienko! – krzyknął, chwytając jej rękę, by zatamować krwotok.
– To mój prezent dla ciebie – rzekła twardo, delikatnie się czerwieniąc.
– Prezent? – powtórzył zaskoczony.
– Och, przestań udawać. Pij i miejmy to już za sobą. – Starała się brzmieć obojętnie, jednak samo wyobrażenie jego delikatnych, karminowych ust dotykających jej skóry sprawiało, że stado motyli w brzuchu zaczęło nerwowo machać cieniutkimi skrzydełkami, nieznośnie ją łaskocząc.
Nie wiedział, co powiedzieć, zaskoczyła go. Szczerze i dogłębnie – udało jej się wzbudzić to rzadkie uczucie, które uznawał za jedno z przyjemniejszych. Kolejne, które ciągnęły się za nim, nie były już tak pożądane.
– Czemu znowu mi to robisz? – zapytał w myśli czując nierówne uderzenia własnego serca.
Jego oczy zabłysły szkarłatem, o kilka tonów ciemniejszym niż nasiąkająca krwią nastolatki rękawiczka, którą po chwili Sebastian ściągnął z ręki ostrymi kłami. Nie potrafił się opanować, nie mógł czekać. Przyssał się do jej rany starając się delikatnie wysysać słodką substancję, która napędzała jej drobne ciało. Trwało to zaledwie kilka sekund, jednak było to wystarczająco dużo czasu, by zburzyć umacniany przez ostatnie kilka dni mur, jakim odgrodził wszelkie uczucia. Brakowało mu ich. Jemu, demonowi. Brakowało mu niepewności, podniecenia, szczęścia i wahania. Każdego, obrzydliwie ludzkiego odczucia, którego się wyrzekł. Poczuł ciepłą krew wypełniającą usta, spływającą do gardła; delektował się każdym najdrobniejszym wrażeniem, które dostarczała.
Nagle nerwowo oderwał się od hrabianki uświadamiając sobie, że wypływająca z jej ręki krew opuszcza jej ciało pod zbyt dużym ciśnieniem. Przeklął się w myśli. Tętnica, idioto! Zacisnął jej rękę i pociągnął dziewczynę za sobą do szafki, w której trzymał bandaże. Natychmiast obwiązał krwawiącą ranę i pomógł usiąść nastolatce, widząc pobladłe policzki. Kiedy jej zamglone oczy zwróciły się na jego umazaną czerwienią twarz, uśmiechnęła się ze szczerą… wdzięcznością. Kamerdyner padł na kolana i pochylił głowę.
– Nie… Nie rób tak – jęknęła niezadowolona, że odebrał jej ten niecodzienny widok.
 Spełniony, a jednak wciąż pożądający wzrok, drżące tęczówki i kocie źrenice.
– Z całego serca proszę o wybaczenie. Moje zachowanie było karygodne. Zaniedbałem swoje obowiązki, narażając cię na niebezpieczeństwo – wygłosił kolejną, zdawałoby się nudną regułkę, jednak po tonie jego głosu Elizabeth poznała, że tym razem mówił szczerze.
Na dodatek „cię”, zgrabnie wetknięte pomiędzy inne słowa wywołało kolejną falę wzburzenia pośród mieszkańców jej płaskiego brzucha.
– Mam nadzieję, że podobał ci się prezent – szepnęła wprost do ucha lokaja, opadając w jego ramionach. – Ale na więcej nie licz – dodała chichocząc pod nosem.
– Serdecznie dziękuję, to dla mnie zaszczyt – odparł z szacunkiem w głosie. – Jednakże Eli… Panienko, jak zamierzasz wytłumaczyć to hrabinie? – zapytał.
Nie rozumiała wymawianych przez niego słów. Upajała się krótkim „Eli”, które mu się wymsknęło. Było dowodem na to, że słusznie podjęła ryzyko, odsłaniając przed nim swoje uczucia. Gdyby pozostał obojętny wobec jej czynu, nie pozwoliłby sobie, by choć ta jedna sylaba wydarła się z jego ust.
– Powiedz to – poprosiła. – Powiedz moje imię.
– Elizabeth – szepnął niemal niesłyszalnie.
Fala gorąca rozlała się po jej drżącym ciele. Przyspieszony, ciepły oddech dziewczyny nie umknął uwadze demona, pobudzając całego jego ciało w ten niesamowity sposób, którego nigdy przedtem nie dała mu żadna istota.
– Cóż za niezwykłe uczucie – szeptał głos w jego głowie rządny kolejnych wrażeń, jednak zdrowy rozsądek podpowiadał, by przestał.
Nie wiedział, czy da radę wygrać tę walkę, oderwać się od wątłego ciała nastolatki i delikatnego oddechu drażniącego jego kark. Z trudem odsunął się i uważnie popatrzył w twarz Elizabeth, wciąż mając na uwadze jej stan zdrowia. Rana powoli przestawała krwawić. Nastolatka obserwowała demona coraz bardziej nieprzytomnie hipnotyzując go delikatnie rozwartymi ustami.
– Przestań! – wrzeszczał na siebie w myślach, jednak jego ciało nie chciało się słuchać, z każdą sekundą dążąc do złożenia pocałunku na siniejących wargach.
– Elizabeth, ja… – Głos utkwił mu w gardle.
– Powiemy jej, że się przewróciłam, a ty uratowałeś mi życie – zaśmiała się nagle, układając rozmyte echo jego poprzednich słów w sensowną całość.
Zaskoczony jej półprzytomną wypowiedzią otrząsnął się, kończyny ponownie oddały się we władzę racjonalnemu umysłowi. Jakaś jego część cieszyła się z takiego obrotu sytuacji, mimo tego, że ciało wciąż domagało się dotyku. Miał nadzieję, że przez osłabienie spowodowane utratą krwi, nie będzie o tym pamiętać. Nie może znów popełnić tego błędu.
– Dlaczego nie potrafię się opanować? – Powróciło dręczące pytanie, na które jedyna znana mu odpowiedź była zbyt przerażająca, by nawet o niej myśleć.
W poszukiwaniu dobrego wyjścia z niewygodnej sytuacji w jakiej się oboje znaleźli, rozpaczliwie dopadł do pudełka, sprezentowanego mu przez shinigami, mając nadzieję, że znajdzie w nim cokolwiek przydatnego. Jedyne, co znajdowało się w środku, to czerwona róża i krótki, miłosny liścik.
Bezużyteczny jak zwykle – pomyślał kpiąc sam z siebie, że przez ułamek sekundy założył, iż zboczony bóg śmierci mógłby w jakikolwiek sposób mu pomóc.
Popatrzyła na twarz swojej pani, ponownie na kwiat i znów na swoja panią – i tak kilka razy, gdy nagle wpadł mu do głowy genialny plan. Upewnił się, że hrabianka nie spadnie z krzesła, kiedy na chwilę od niej odejdzie i wyciągnął z jednej z szuflad tajemniczy proszek.
– Już wiesz, co zrobimy? – zapytała, powracając do pełnej świadomości.
– Jeżeli pozwolisz, chciałbym sprezentować hrabinie Rennell upojny, świąteczny sen – powiedział tajemniczo.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i skinęła głową. Patrzyła jak demon znika za drzwiami kuchni, zostawiając ją sam na sam z kłębiącymi się myślami.
– Czy on próbował mnie pocałować? Niemożliwe! Wydawało mi się! Na pewno mi się zdawało, prawda? – pytała. – Przecież nie mógłby tego zrobić. Mówił, że takie ludzkie… pieszczoty, nie są w stanie dać mu satysfakcji. Poza tym. Nie! Na pewno mi się wydawało. Brrr!
Po chwili lokaj wrócił do kuchni i z zadowoleniem oznajmił dziewczynie, że Jej Hrabiowska Mość poczuła się strasznie zmęczona i udała się na spoczynek.
– Dziękuje! - pisnęła radośnie.
Podniosła się z krzesła i zadowolona wróciła do jadalni. Wreszcie mogła się zacząć prawdziwa zabawa!
                Cieszyła się, że powracanie do – tak zwanej – normalności, po niezrozumiałych i niezręcznych sytuacjach, które im się przytrafiały, przychodziła zarówno jej jak i demonowi niezwykle naturalnie. Jakby każde z nich tak bardzo pragnęło zapomnieć o chwilach, w których wszystkie emocje były niezwykle przejrzyste i odsłonięte. Chociaż reagował na jej czyny, jego uczucia i motywy wciąż nie były dla młodej hrabianki jasne, podobnie jak jej zachowanie nie było jednoznaczne dla niego. Nie chciała pozwolić, by jako pierwszy odkrył tajemnicę. Sama myśl o tym, że znałby jej najskrytsze myśli, podczas gdy ona wciąż nie miałaby pojęcia, co działo się w jego głowie napawała ją pierwotnym przerażeniem. Zdawało się, że demon zachowywał się podobnie. Chował się za maską zwyczajności, sztywnych zasad i relacją służący-pan, by jak najszybciej tuszować coś, czego nie chciał pokazywać światu. Lizz ciężko było uwierzyć, że zachowuje się w ten sam irracjonalny, dziecinny sposób, co ona. Musiało nim kierować coś więcej, niż zwykły strach przed zranieniem i niepewność. Niemniej jednak, w przeciągu kilku sekund potrafili powrócić do wysłużonego, niezawodnego schematu oczyszczając wypełnioną subtelnymi sygnałami atmosferę.
                Kiedy weszła z powrotem do jadalni panujący wewnątrz klimat niczym nie przypominał sztywnego, nudnego, wypełnionego strachem przed każdym, nawet najmniejszym błędem, oficjalnego spotkania, w które przekształcił się wieczór, pierwotnie zaplanowany, jako luźne spotkanie towarzyskie. Dopiero teraz, kiedy hrabina udała się na spoczynek, na twarzach zebranych pojawiły się szczere uśmiechy spychające w niepamięć niedawne napięcie. Służący rozluźnili się i pogrążyli w zwyczajowych rozmowach przerywanych co chwilę głośnym śmiechem. Księżniczka przysłuchiwała się ich historiom z rozbawieniem czekając na przyjaciółkę. Jedynie blondyn siedział ponuro, całą swoją uwagę skupiając na jedzeniu soczystego kawałka indyka.
– Przepraszam, że musieliście czekać – Elizabth podniosła głos, skupiając na sobie uwagę zebranych. – Skoro moja szanowna ciocia, hrabina Rennell, zmuszona była udać się do swojej sypialni, możemy przestać przestrzegać sztywnych zasad – oznajmiła, na co goście zareagowali entuzjastycznymi okrzykami.
Dziewczyna podeszła do swojego kuzyna. Chłopiec podniósł głowę i popatrzył na nią smutno.
– Bardzo daje ci się we znaki? – zapytała troskliwie.
                – Mogło być gorzej – odparł chłodno, niczym nie przypominając radosnego dziecka, którym był jeszcze niedawno.
Nie potrafiła opisać słowa żalu, który ściskał ją za serce.
– Chcesz się w coś pobawić?
– Już się nie bawię – zimny, wysoki głos dziecka uderzył w nią z ogromną mocą.
Ten radosny chłopiec, który nie potrafił usiedzieć w miejscu odmawiał teraz nawet zabawy. Nie mogła na to pozwolić, nie mogła dopuścić, by stracił całe dzieciństwo.
– No to bardzo mi przykro, ale nie będziesz miał wyjścia! – krzyknęła najradośniej, jak tylko potrafiła i zaczęła łaskotać chłopca po żebrach.
Początkowo niewzruszony, powoli zaczął się trząść, aż w końcu z jego ust wydobył się śmiech, który Elizabethtak bardzo pragnęła usłyszeć.
– Lizzy, zostaw! Przestań! – piszczał wiercąc się na krześle.
Strącił ręką szklankę, która poturlała się po podłodze rozbryzgując całą swoją zawartość na stół i z głośnym trzaskiem rozpadła się na tysiące drobnych kawałeczków upadając na podłogę. Wszyscy zamarli uciszając się i wbili wzrok w szkło. Jakby bali się, że ciotka Rennell wychyli się zza drzwi i zacznie kolejną tyradę. Sebastian podszedł do nich spokojnie i powoli zaczął zbierać porozbijane resztki.
– Przepraszam! – krzyknął przestraszony chłopiec.
– Nic się nie stało paniczu, w tej posiadłości co chwila coś się tłucze – odpowiedział kamerdyner z uprzejmym uśmiechem, po czym posłał znaczące spojrzenie trójce podwładnych.
 Zrobili obrażone miny, po czym wybuchli śmiechem.
Kiedy lokaj sprzątnął po drobnym wypadku, wrócił do salonu trzymając w dłoniach skrzypce. Stanął w rogu pomieszczenia i zaczął grać jedną z kolęd. Muzyka wprawiła zebranych w prawdziwie świąteczny nastrój. Elizabeth ciągle skupiała się na rozweselaniu swojego kuzyna, z każdą chwila osiągając coraz lepsze wyniki.
­                – Dzięki Bogu, jeśli takowy istnieje… Wciąż jest w nim to radosne dziecko – cieszyła się w myślach.
Każdy kolejny uśmiech na jego twarzy, każde „Lizzy” wypowiedziane jego słodkim głosem uszczęśliwiało ją i dawało nadzieję. Obiecała sobie, że będzie odwiedzać go częściej, nie pozwoli tej obrzydliwej kobiecie zniszczyć jego beztroski.
– To w co się pobawimy? – zapytał Timmy, po raz kolejny oswobodziwszy się z łaskoczącego uścisku kuzynki.
– Hmmm… – mruknęła, marszcząc brwi. – Sebastian – zawołała kamerdynera.
Demon odłożył instrument i posłusznie do niej podszedł.
– Puść muzykę z gramofonu, nie będziesz przecież grać cały wieczór. Poza tym, mam dla ciebie zadanie. Schowaj na parterze te cukrowe laski – zarządziła.
Mężczyzna pokłonił się i wyszedł.
– Będziemy szukać cukierków. Coś podobnego do wielkanocnej zabawy w szukanie jajek – wyjaśniła chłopcu. – Kto zbierze najwięcej, będzie mógł rozdawać prezenty!
– Ale cukierki będziemy mogli zjeść? – Wtrącił się Thomas.
Dziewczyna zaśmiała się serdecznie.
– Oczywiście, że tak.

6 komentarzy:

  1. Chyba się przesłodziłam XD Cudne, zwlaszcza scena w kuchni pomiędzy Lizzy i Sebą *.*
    Szkoda, że nie wydarzyło się nic wiecej...

    Gdzieś Ty znalazła ten fakt o piciu krwi? ( bo ja też o nim slyszalam, no ale Seba tak nie pasuje mi do takiego zachowania)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego piciaa krwi; tak nagle BUM! nie wiadomo skąd. Ale potem wszystko się uspokoiło i znowu czytałam z szerokim uśmiechem na ustach :)

    Ps. Słyszę, że poszerzyłaś znacznie swoją kolekcję o soundtracki z Kuroshitsuji :P Widzę, że mamy podobne pomysły, bo również przesłuchiwałam te utwory, hehe ^^

    Jak zwykle, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Wieeelkiej weny i ściskam mocno :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One tu był od samego początku w sumie :P Ale może nie zauważyłaś, bo miałam wcześniej jakoś źle to SCM ustawione xD
      A motyw krwi... Musicie mi wybaczy, pociągają mnie wampiryczne klimaty, a ten motyw zgrabnie dało się wcisnąć :P
      Dziękuję :*
      Czekam na kolejny rozdział u Ciebie :D *tak bardzo nie może się doczekać*

      Usuń
    2. Też kocham takie klimaty <3 Choć flaki, morderstwa i inne obrzydlistwa też są super :3
      A rozdział będzie jutro lub w sobotę, zależy kiedy znadję czas na poprawki x3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, och Grell przyniósł prezencik dla Sebusia, a ten w swojej łaskawości pozwolil mu się samemu oddalić... ;) a ta scena między Lizzi i Sebastianem cudowna, och wciąż Timmi jest takim chłopcem jakim był...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Grell przyniósł prezencik dla Sebusia ;) a ten w swojej łaskawości pozwolił mu się samemu oddalić... ;) cieszę się, że Timmi jest wciąż takim chłopcem jakim był...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

.