środa, 18 marca 2015

Tom 2, XI

Początkowo notka miała być dłuższa, ale jeśli zacznę wrzucać po dziesięć stron, to możliwe, że w końcu dojdzie do tego, że będę musiała pisać na bieżąco, a przy moim obecnym planie zajęć (i zamiłowaniu do pisania w środku nocy xD) mogłoby się to przełożyć na długie przerwy między wpisami. Dlatego chyba lepiej, jeśli dodaję trochę mniej, ale regularnie, nie sądzicie? W każdym razie, oto jest kolejna część i wreszcie zapowiedź jakiejś akcji! 
Na końcu dodaję art. Średnio wyszedł, bo jak zwykle nie wyszła mi twarz i odzwyczaiłam się od dokładnego konturowania cienko(i grubo, hehe)pisami, dlatego jest, jak jest. 
Miłej lektury, endżojcie!*

*Endżojcie - tak przed każdą notką piszą moje ulubione analizatorki z ekipy PLUSa (http://przyczajona-logika.blogspot.com) dlatego pozwoliłam sobie tego użyć. Bo czemu nie? Bo mogę :3

============================

Elizabeth odprowadziła przyjaciółkę do sypialni. Chociaż było jeszcze przed północą, przyzwyczajona do zupełnie innego trybu życia, młoda księżniczka była wykończona. Chociaż żadna z dziewczyn nie chciała kończyć tego wspaniałego wieczoru, widmo porannej podróży i spędzenia całego popołudnia na pracy, przekrzykiwało pragnienie plotkowania do samego rana tak długo, aż nie udało mu się wymusić na czarnowłosej rozsądnej decyzji. Nastolatki pożegnały się czule pod drzwiami sypialni księżniczki i rozstały się z uśmiechami na twarzach i żalem w sercach.

                Głośny stukot dobiegający z biblioteki przerwał wieczorną ciszę. Młoda hrabianka postanowiła sprawdzić, co go wywołało. Chwyciła za klamkę i przez chwilę zawahała się.

Co, jeśli to porywacze? Albo shinigami? Albo demon? – pomyślała, skłaniając się ku zawołaniu kamerdynera. Po chwili jednak pokręciła głową i zaśmiała się cicho. – Na pewno, Lizz, na pewno. Pewnie Jeanny nie domknęła okna i znowu wleciało jakieś ptaszysko, uspokój się!

Otworzyła drzwi i zaczęła się rozglądać, z trudem dostrzegając coś w spowitym ciemnością pomieszczeniu. Trzymany w dłoni świecznik rozświetlał jedynie niewielką przestrzeń wokół niej, właściwie bardziej przeszkadzał niż pomagał. W całkowitym mroku dostrzegłaby z czasem dużo więcej niż wspomagając się marnym blaskiem kandelabru. Mimo to, brnęła w głąb biblioteki, zdając się na słuch, dopóki nie dotarła do okna. Na jego parapecie stał kolejny świecznik. Blask obu naraz dawał odrobinę lepszy efekt, wciąż jednak byłoby wygodniej, gdyby był obok niej lokaj i magicznie zapalił wszystkie świece na raz.

Okno było zamknięte i do połowy zasłonięte grubą firaną – wykluczało to obecność ptaka lub innego stworzenia, które nieszczęśliwie mogłoby wpaść do środka. Dziewczyna powoli penetrowała wszystkie zakamarki, jednak przez cały czas nie dość, że niczego nie zobaczyła, to również niczego nie usłyszała.

– Może któraś z ksiąg po prostu spadła, nie ważne… – mruknęła.

Gdy podeszła ponownie do okna jej wzrok powędrował w stronę małego stolika, na którym ujrzała znajomy tom. Zbliżyła się i ostrożnie chwyciła znalezisko w ręce.

– „Prawdziwa historia”, gdzie się podziewałaś? – zapytała, uśmiechając się do kodeksu.

Otworzyła go i przekartkowała, tak dla pewności. Jedna ze stron przykuła jej uwagę. Ciemne litery na żółknącym papierze zdawały się błyszczeć nieprzeniknioną czernią, jak niemożliwe mogłoby się to wydawać. Mrugnęła kilka razy i odczytała zapisane na karcie słowa.

– „Rzeczą dziecinną, pełną naiwności, jaka charakteryzuje jedynie człowieka, jest wiara w słowa demona. Spowita mrokiem istota, która od zarania dziejów doskonaliła się w zwodzeniu swych ofiar, była mistrzem kłamstwa i omijania prawdy. Głupotą była ufność w demoniczną szczerość. Człowiek nigdy nie zastanawiał się, czy przewyższająca go pod każdym względem istota naprawdę pozbawiona jest uczuć. Nawet gdyby się zastanawiał, żadne szanujące się dziecko mroku nie odpowiedziałoby na to pytanie zgodnie z prawdą. Żadna ludzka istota nie zasługiwała, by wiedzieć o skazie idealnego drapieżnika. Każdy z nich posiadał bowiem emocje, jednak tysiące lata pozwoliły nadrzędnej rasie zepchnąć tę, odziedziczoną po zdradzieckim przodku, skazę za grubym murem w odmętach podświadomości. Tak, drogi czytelniku. W tej właśnie chwili dostąpiłeś zaszczytu poznania prawdy, jednak biada ci, jeśli którykolwiek z nich dowie się, że posiadasz tę wiedzę.” Naprawdę? – zapytała sama siebie i zamilkła.

Słowa, które właśnie przeczytała na głos odbijały się echem od ścian przestronnego pomieszczenia. Lizz nie była tylko pewna, czy owe echo było prawdziwe, czy było jedynie figlem jej umysłu.

Nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Przyglądała się książce bardzo dokładnie za każdym razem, gdy tylko udało jej się ją odnaleźć i nigdy przedtem nie dostrzegła tych słów. Jakby nagle same zjawiły się na pergaminie tak samo, jak kodeks wydawał się sam pojawiać i znikać, kiedy tylko miał na to ochotę.

– Piekielna książka – warknęła, niezadowolona ze swojej niewiedzy.

Podeszła do jednej z półek i sprawdzając trzy razy, upewniła się, w którym miejscu ją odłożyła.

– Jak jej tam jutro nie będzie to chyba oszaleję – prychnęła w myśli.

Zgasiła wszystkie świece, chwyciła w dłoń Tristana i Izoldę, zamknęła za sobą drzwi i wróciła do sypialni. Położyła się do łóżka i okrywając się do pasa przyjemnie chłodną kołdrą, opadła na miękką poduszkę. Otworzyła książkę i zagłębiła się w lekturze historii, którą tak dobrze znała z dawnych lat.

Zawsze była pełnym energii dzieckiem, rodzice uważali, że czasami aż nadto, dlatego od najmłodszych lat rozwijali w niej miłość do literatury, mając nadzieję, że chociaż przez krótki czas wyciszy się, zgłębiając fascynujące historie.  Mimo tego, że z początku nie potrafiła się skupić i po kilku minutach powracała do zabawy, z biegiem czasu zaczęła dostrzegać płynące z opisywanych historii piękno i głębokie przesłania. To był jeden z powodów, które przyczyniły się do rozkwitu jej dojrzałości pomimo młodego wieku. Chociaż dziecinne zachowania i reakcje towarzyszyły dziewczynie nieustanie przez całe życie, to rozwijająca się w jej wnętrzu druga strona, nabierała własnego charakteru, coraz częściej przywołując do porządku nieokiełznaną dziewczynkę. Nikt nie powiedział, że nie można było być dojrzałym i dziecinnym jednocześnie. Właściwie umiejętność odróżniania sytuacji, kiedy trzeba było zachować powagę od tych, kiedy można było pozwolić sobie na dopuszczanie do głosu wewnętrznego dziecka było jedną z definicji prawdziwej dorosłości. W końcu nikt nie powinien stawać się naburmuszonym dorosłym, pozbawionym umiejętności wygłupiania się i czerpania radości z prostych rzeczy, bez względu na wiek.

Nim się obejrzała minęły ponad dwie godziny. Wskazówki zegara nieubłagalnie brnęły na przód, odliczając kolejne minuty, z każdą chwilą zbliżając dziewczynę do nieuniknionego pożegnania z przyjaciółką. Chociaż zapragnęła zasnąć, wciąż nie była wystarczająco zmęczona. Próby liczenia owiec, mnożenia w pamięci, ani żadne inne znane jej sposoby, nie dawał oczekiwanego efektu. Rozdrażniona usiadła i rozejrzała się po wnętrzu sypialni w poszukiwaniu czegoś, mogłoby jej pomóc. Bezskutecznie. Miała wrażenie, że rozpiera ją energia, której nie umiała się pozbyć.

– Ciekawe, co robi Sebastian? W sumie, czemu by nie sprawdzić… – W jednej chwili podniosła się, niedbale zarzuciła na ramiona szlafrok i wyszła z pokoju.

Czuła, że tak to się skończy. Chęć poznania szczegółów jego misji prawdopodobnie była jednym z powodów niedających jej usnąć. Dodatkowo… Z nieznanej jej przyczyny miło wspominała ostatnią wizytę w jego pokoju. Chociaż czuła się niezręcznie i praktycznie wcale z nim nie rozmawiała, pod jakimś względem odniosła wrażenie niesamowitej bliskości z demonem tamtej nocy. Pragnęła znów poczuć się w ten sposób. Jakby byli rodziną – właśnie to niecodziennie doznanie towarzyszyło jej tamtego wieczora.

                Nieśmiało zapukała do drzwi, wyobrażając sobie na wiele sposobów jak bardzo zirytowany będzie, kiedy ją zobaczy. Zawsze mówił, by zaczęła chodzić spać i wstawać wcześniej, nie jeden raz  dobitnie wyrażając swoje niezadowolenie jej ignorancją, ale ona zwyczajnie nie potrafiła się przestawić. Ciemność i cisza dawały jej ukojenie, w dzień czasami działo się zbyt dużo.

Elizabeth nie weszła do środka tak, jak zrobiła to ostatnio. Stała pod drzwiami, czekając aż podejdzie i otworzy je przed nią. Albo zupełnie zignoruje niepożądany dźwięk i poczeka, aż ona da sobie spokój i wróci na górę.

– Panienko, czy coś się stało? – zapytał, spoglądając na nią przez małą szparę, pomiędzy drewnem, a framugą.

Część opadającej na twarz grzywki zaczesał za ucho, na nosie miał okulary. Wyglądał tak, jakby oderwała go od czegoś bardzo ważnego, od głębokich rozmyślań, z których do końca nie powrócił jeszcze do rzeczywistości. Rozbawiło ją, że nawet w samotności zakłada zbędne mu szkiełka tylko po to, by jego wygląd pasował do wykonywanej czynności.

– Przeszkadzam ci? – powiedziała nieśmiało.

Po sposobie, w jaki się zachowywał wnioskowała, że nie chciał, by weszła do środka. Zrobiło jej się przykro. Chociaż usilnie próbowała to ukryć wiedziała, że zauważył.

Sebastian przez chwilę się wahał, ale widząc potrzebujący wyraz twarzy swojej pani, otworzył przed nią drzwi i wpuścił do środka.

– Właśnie skończyłem przygotowywać jutrzejszą listę obowiązków – wyjaśnił, gdy wkroczyła do wnętrza pomieszczenia.

Nastolatka dostrzegła jego smukłe, odziane w rękawiczki dłonie, które szybkimi ruchami strąciły kilka kartek, notes, oraz pióro do wnętrza szuflady. Zdjął okulary i przeczesał dłonią włosy, które powróciły do swojego zwyczajowego ułożenia.

Miał na sobie koszulę i kamizelkę, frak wisiał na oparciu krzesła.

Popatrzył badawczo na fioletowowłosą.

– Powiesz mi, co się stało?

– Nic. Po prostu nie mogłam zasnąć – odpowiedziała niechętnie.

Podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju, opierając ręce na drewnianej oprawie. Po chwili wsparła na dłoni głowę i bez słowa wpatrywała się w stojącego przed nią kamerdynera.

– Nie musisz stać tak sztywno, wiesz? – zwróciła mu uwagę. – Usiądź sobie, albo coś. To krępujące.

– Nie przystoi, żeby kamerdyner taki jak ja, pozwalał sobie na spoczynek w obecności swojej pani – odparł, a na jego twarzy pojawił się cień złośliwego uśmiechu.

Hrabianka przewróciła oczami.

– Nie ważne, chyba będę wracać – jęknęła i podniosła głowę.

Spodziewała się tamtego niesamowicie przyjemnego uczucia, jednak nie pojawiło się. Poza tym samym dystansem, który był obecny między nimi zawsze, nie było zupełnie nic. Straciła nawet ochotę, by zapytać o zadanie.

– Nie zapytasz o hrabinę Rennell? – zagadnął nagle, jakby chciał ją zatrzymać.

                Zastanawiał się, czemu już drugi raz w przeciągu tych kilku dni nastolatka zjawia się w jego sypialni. Czyżby czegoś się domyślała? Czyżby chciała go w ten sposób torturować? Wcale tak nie myślał, chociaż tak byłoby zdecydowanie łatwiej. Wiedzieć, że jedyne, czego chce Elizabeth, to zadanie mu bólu i patrzenie jak z nim walczy. Tym czasem ona wydawała się zupełnie nie zdawać sobie z niczego sprawy. Tak samo, jak niedawno. Po co było to wszystko, skoro powrócili do tego samego stanu? Gdy tak niewiele dzieliło go od tej drobnej istoty, która tak niesamowicie działała na wszystkie jego zmysły. Powinien usiąść i wykonać jej prośbę, wcale nie chciał jej drażnić. Nie mogła zasnąć, szukała w nim wsparcia, które powinien… nie. Które chciał jej okazać, ale z jakiegoś powodu nie potrafił ruszyć się z miejsca. Spoczęcie na krześle wydawało się tak niestosownie chłodne, nawet jak na kogoś takiego jak on. Z drugiej strony bał się, że jeśli usiądzie tuż obok niej, jego dzika rządza weźmie górę nad racjonalnym umysłem i nie będzie mógł się opanować.

– Chciałam, ale widzę, że nie masz ochoty rozmawiać, więc sobie pójdę – szepnęła zasmucona i podniosła się z miejsca.

To był impuls. Przez ułamek sekundy uczucia wzięły górę. Demon chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie, mocno przytulając. Kiedy zorientował się, co zrobił, zamarł. Nie wiedział, jak jej to wytłumaczy, przecież nie mógł powiedzieć prawdy. Dla ich wspólnego dobra, dla jej bezpieczeństwa.

Szlachcianka milczała, jakby jego zachowanie nie wywarło na niej żadnego wrażenia. Chociaż reakcja lokaja zdawała się zdecydowanie zbyt impulsywna, jej ciało przeszyło przyjemne ciepło. Znów poczuła bliskość, lecz w zupełnie inny sposób. Nie chciała się przyznać nawet przed samą sobą, ale jego silne ramiona otulające jej drobne ciało, dawały poczucie bezpieczeństwa i ukojenia.

– Czyli wszystko poszło jak powinno. Dalej czuję te paskudne goździki – powiedziała z obrzydzeniem, odsuwając się od niego.

Zdawało się, że obojgu ulżyło. Lizz nie była już pewna, czy powinna wyjść. Czekała na reakcję bruneta, na jakiś znak, który powiedziałby jej, co ma robić.

– Przy okazji, delikatnie zasugerowałem hrabinie, by była dla panienki milsza – rzekł tajemniczo.

– Nawet nie chcę wiedzieć, jak to zrobiłeś – zaśmiała się, machając dłonią przed swoją twarzą.

– To zrozumiałe. Jeśli chcesz, możesz tu zostać, chociaż uważam, że powinnaś wrócić do swojej sypialni i spróbować zasnąć, panienko.

Dostała swój upragniony znak. Zalała ją fala szczęścia. Tego pierwotnego, dziecięcego. Uśmiechnęła się szeroko i z powrotem usiada na jego łóżku, po czym położyła się na boku i podkuliła nogi.

– To były dziwne święta, wiesz? Takie spokojne, nic się nie wydarzyło. Spodziewałam się jakiegoś kataklizmu, tak jak zwykle. Dziękuję, że tak sumiennie się wszystkim zająłeś – zaczęła mówić wszystko, co przychodziło jej do głowy.

On patrzył na nią z łagodnym uśmiechem. Zdążył się już opanować i uciszyć wymykające się spod kontroli uczucia. Pozostawił tylko jedno, którego nie potrafił nazwać. Radość, która budziła się w nim jedynie dlatego, że była obok. Nie musiał jej dotknąć, pocałować, wyznać całej prawdy. Zwyczajnie słuchał jej głosu, wpatrywał się w chudą twarz i blade usta, które nieustannie się poruszały i czuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Podszedł do łóżka, okrył szlachciankę kołdrą i usiadł tuż obok niej.

Popatrzyła na niego rozpromieniona i kontynuowała.

– Chciałabym móc już oddać ci swoją duszę. Wiem, że jestem strasznie denerwująca i pewnie masz już tego dość. To się niedługo wydarzy, muszę w to wierzyć. Zasłużyłeś na nagrodę – dokończyła cicho.
Jej powieki zaczynały powoli opadać. Kamerdyner widział, że jego pani za chwilę zaśnie. Schlebiało mu, że w jego obecności jej bezsenność znikała bez śladu.

– Nie musisz się spieszyć – odparł łagodnie.

– Czemu? Czy… nie jesteś… głodny? – zapytała prawie całkowicie pogrążona we śnie.

– Twoje towarzystwo sprawia, że jestem w stanie czekać jeszcze wiele lat, Elizabeth – szepnął, ale dziewczyna już go nie słyszała.

– Może to i lepiej. Może nie powinna o tym wiedzieć… – pomyślał, patrząc na jej rozluźnioną twarz.

Niesamowicie bawiło go, jak bardzo szybko hrabianka jest w stanie odpłynąć, kiedy uspokoi swoje myśli i pozwoli dojść do głosu zmęczonemu organizmowi. Czasami wydawało mu się, że chłód nie był jedynym fizycznym uczuciem, z którego odczuwaniem miała problemy.

Sebastian wziął ją na ręce, i tak samo, jak zrobił to kilka dni temu, zaniósł ją po cicho do jej sypialni, uważając, by nikt ich nie zobaczył.

                Kiedy ułożył nastolatkę w łóżku, ta przebudziła się i popatrzyła na niego mętnym wzrokiem.

– Sebastian – zaczęła, delektując się każdą sylabą jego imienia. – To prawda, że demony ukrywają przed wszystkimi, że mają uczucia? – zapytała, po czym przymknęła oczy i momentalnie zasnęła.

– Skąd… – zamilkł nim zdążył dobrze rozpocząć. – Skądkolwiek to wiesz, nie powinnaś była o to pytać. – Zamknął oczy i pochylił się nad nią ze złowieszczym uśmiechem.

Ściągnął z dłoni rękawiczkę, obnażając znamię kontraktu i delikatnie przejechał ostrym, czarnym paznokciem po gładkim policzku ciemnowłosej.

Powinienem cię teraz zabić, Elizabeth. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wielkie masz szczęście – wyszeptał napawającym grozą tonem.

                Zabić ją, jednym ruchem rozerwać wątłe, ludzkie ciało i na zawsze się uwolnić. To właśnie powinien zrobić, tak mu wpajano. Jednak nikt nie założył, że na drodze do wolności stanie mu jego własny kontrakt. Owszem, mógł go złamać, ale wtedy straciłby duszę, której nie wyobrażał sobie porzucić. A może zwyczajnie zabrnął już za daleko? Od jakiegoś czasu podejrzewał, że to może być prawda, i chociaż wciąż łudził się, że tak nie jest, ciężko było podważyć twarde argumenty, którego podsuwał mu racjonalny umysł. Jeśli stracił szansę, to mógł być to największy błąd w całym jego, sięgającym tysięcy lat, życiu. I chociaż sama myśl wzbudzała w nim niepewność, jakaś jego cząstka rozniecała maleńki płomyk szczęścia, którego nie chciał ugasić.

Otworzył oczy, jarzące się krwistą czerwienią tęczówki zostawiały bladoczerwoną poświatę w miejscu, na które spoglądał, na tętnicy szyjnej nastolatki. Krok od wolności. Odsunął się od śpiącego dziewczęcia i ponownie założył rękawiczkę.

– Dobranoc, moja Pani – szepnął pochylając głowę, po czym po cichu opuścił jej sypialnię.

~*~

                Biegła boso korytarzem, ubrana jedynie w wielką, męską koszulę. Wypadła przez drzwi i zatrzymała się z krzykiem.

– Tomoko! Zdążyłam! – wydyszała ciężko.

– Lizzy, wracaj do środka, co ty robisz? Przeziębisz się! – zganiła ją przyjaciółka.

Chwyciła fioletowowłosą na ramię i zaciągnęła do wnętrza budynku.

– Wybacz, zaspałam! – przepraszała.

– Nie szkodzi, zdążyłaś – uspokoiła ją Japonka i mocno przytuliła. – Przyjadę do ciebie po nowym roku – dodała po chwili.

– Oczywiście! Tym razem przygotuję dla nas naprawdę wspaniałą grę! – odparła entuzjastycznie hrabianka.

– Będę czekać. Do zobaczenia, Lizzy. Wracaj na górę, zanim Sebastian cię zobaczy! – Księżniczka odsunęła się od przyjaciółki i pokłoniła się lekko, po czym wskazała dłonią schody.

 Niebieskooka kiwnęła głową i posłusznie pobiegła na górę, posyłając przyjaciółce pożegnalny uśmiech.
Tomoko zaśmiała się pod nosem i opuściła dom. Odjeżdżając w karecie, spojrzała tęsknię w okno sypialni przyjaciółki i starła zbierająca się w kąciku oka łzę. Żałowała, że nie mogła zostać dłużej. Bez względu na to, ile się widziały, zawsze czuła niedosyt. Marzyła o tym, by kiedyś mogły zamieszkać w jednym miejscu i widywać się codziennie bez wiszącego nad mini widma rozstania. Pewnego dnia.

                Hrabianka pognała na górę i wskoczyła do łóżka przekonana, że lokaj nie zorientował się, co zrobiła. Pukanie do drzwi, które rozległo się chwilę później wcale na to nie wskazywało. Kamerdyner wszedł do środka, prowadząc przez sobą srebrny wózek, zaprezentował dziewczynie posiłek i podał filiżankę, jakby nigdy nic, usypiając jej czujność.

– Wyglądasz na zdyszaną, czyżbyś gdzieś się spieszyła? – zapytał w końcu, gdy kończyła dopijać herbatę.

– Wydaje ci się – skłamała.

– Doprawdy, czasami nie potrafi panienka kłamać – zaśmiał się złośliwie. – Jeśli nie będziesz dbać o swoje zdrowie, o co prosiłem cię już nie raz, nie będziesz w stanie wykonać zadania – dodał.

– Zadania? – zainteresowała się.

– Przyszło dziś rano. – Podał jej białą kopertę, opatrzoną królewską pieczęcią.


Bez chwili zwłoki fioletowowłosa rozerwała ją i wyciągnęła z wnętrza kartkę. Ze skupieniem na twarzy przeczytała jej zawartość, po czym uśmiechnęła się do stojącego naprzeciwko niej lokaja.

===========================

8 komentarzy:

  1. Ciekawa jest ta książka. Zastanawia mnie dlaczego jej treść pokazuje się właśnie Lizzy. Czuje, że rozwinie się tu jakiś głębszy wątek.
    Łii <3 W końcu sprawa od królowej. Oby pełna krwi i grozy xD Tego nigdy za dużo :D
    Pozdrawiam ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i ta książka... O co z nią chodzi? Może dzięki niej wyjaśni się, czemu Lizzy nie pamięta pewnych zdarzeń.
    Podobalo, mi się. Opinię zresztą znasz :P
    Żałuję, że nie mam więcej wolnego czasu, bo probowałabym ulepszyć swojego opka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, zaczyna się :33 Coraz bardziej się wciągam! A art jest świetny, nie wiem, czego od niego chcesz :P Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeee, żyjesz <3
      Zaczynałam się martwić, że Cię choroba do reszty rozwaliła. Dobrze, że jesteś :)
      Masz jeszcze 1 rozdział od nadrobienia, haha.
      I z niecierpliwością czekam na nową notkę. Taką true, true niecierpliwością <3

      Usuń
  4. Chciałam zacząć komentować dopiero po przeczytaniu wszystkich aktualnych rozdziałów, ale już nie mogę się powstrzymać. NIESAMOWITA KSIĄŻKA !!! Ze świecą takiej szukać. W końcu znalazłam lekturę, w której w co drugim słowie nie ma błędu, rozdziały są dłuższe niż pół strony, a jak czytasz to zapiera dech w piersiach. Jestem mega zadowolona, a teraz lecę do następnego rozdziału XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się^^. Taki miałam plan, żeby stworzyć historię o Kuroshitsuji, która trzymałaby poziim. Bo szczerze mówiąc, ciężko w rym fandomie o coś wartościowego :(.

      Usuń
  5. Hejeczka,
    och ta księga jest bardzo ciekawa, pojawia się kiedy tylko chce... :)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och ta księga jest bardzo interesująca, pojawia się kiedy tylko chce... :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

.