sobota, 28 marca 2015

Tom 2, XIV

Po kilkugodzinnych zmaganiach ze złym samopoczuciem i rozmazującymi się literkami udało mi się stworzyć notkę. Nie czuje się zbyt dobrze, więc nie będę zbyt dużo pisać, żeby się nie błaźnić.
W ramach przypomnienia, na końcu notki dodaję rysunek Setha, który mieliście przyjemność (lub nieprzyjemność ;P) widzieć jakiś czas temu. Jest w całości autorski, dlatego taki krzywy, karnacja nie tak ciemna, jak być powinna i w ogóle :P 
No, to miłej lektury^^ 

========================

                – To chyba najlepsza sprawa, jaką przyszło mi rozwiązywać! – Cieszyła się nastolatka, z entuzjazmem oglądając w lustrze porozciągane i niedbale zacerowane ubranie, które Sebastian przyniósł jej z samego rana.

Zbyt duża, szara koszula, której mankiety niedbale wystawały z rękawów brązowej, pościeranej marynarki, sięgała jej do połowy uda. Na nogach miała postrzępione przy kostkach, materiałowe spodnie, nieco za luźne, dlatego lokaj ścisnął je, przewleczonym przez szlufki sznurkiem. Podrapane buty z dziurawymi podeszwami idealnie dopełniały zestaw. Wyglądała naprawdę żałośnie, jak najniższej klasy biedota, gdyby nie to, że była czysta, a jej gładka, porcelanowo biała cera zdradzała, że nie żyła na ulicy. Skrzętnie upięte włosy, nad których ułożeniem demon spędził dobre piętnaście minut, przypominały fryzurę biednego chłopca najbardziej jak było to możliwe, biorąc pod uwagę kategoryczny sprzeciw dziewczyny na samo wspomnienia ścinania ich. Lekko natapirowane, niedbale związane gumką i niesymetrycznie zebrane kilkoma spinkami. Kilka krótszych kosmyków wciąż opadało na jej twarz.

                – Cieszę się, że jest panienka zadowolona – odparł, przyglądając się jej uśmiechniętemu obliczu.

                – Żartujesz?! Wyglądam jak prawdziwy nędzarz! Na dodatek, te ciuchy są takie wygodne! – krzyczała radośnie. – Chociaż czegoś mi tu jeszcze brakuje. – Opuszkami palców dotknęła brody i popatrzyła na obdarte buty. – Musisz podrapać mi twarz! – powiedziała ze śmiertelną powagą, zadzierając głowę do góry.

Demon popatrzył na nią zaskoczony absurdalnym pomysłem. Szlachcianka zbliżyła się do niego i powtórzyła:

– Musisz podrapać moją twarz. Jest zbyt gładka.

                –Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – odparł ze stoickim spokojem.

                – Jeśli ty tego nie zrobisz, to podrapię sama! – zagroziła.

Mężczyzna westchnął ciężko i klęknął przed swoja panią. Zdjął rękawiczkę z lewej dłoni i przyjrzał się znakowi kontraktu, który rozbłysk delikatnym, fioletowym blaskiem. Dziewczyna patrzyła na znamię, nie ukrywając zainteresowania.

                – Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – zapytał, zbliżając smoliście czarny paznokieć do jej twarzy.

                – Jezu, robisz z tego taką tragedię, jakbym co najmniej zabić ci się kazała – jęknęła zniecierpliwiona. – Zrób to już!

Demon westchnął i dwoma szybkimi ruchami rozciął skórę na jej twarzy. Płytkie, cieniutkie ranki, jedna tuż nad prawą brwią, druga na policzku po tej samej stronie, zaczęły delikatnie krwawić. Przez chwilę dziewczyna skrzywiła się, czując pieczenie, po czym spojrzała wymownie w oczy służącego. Ten, skinął głową, starł krew z jej twarzy i dokładnie oblizał dłoń. Przyglądała się jego zachowaniu. Widziała, jak czerwone tęczówki rozżarzyły się dosłownie na sekundę, ukazując głębię jego prawdziwej natury. Chociaż nie raz widziała, jak działa na niego krew, wciąż lubiła śledzić każdą najdrobniejszą reakcję jego ciała. Zadrżał lekko, gdy przypływ energii zaparł dech w jego piersi. Elizabeth uśmiechnęła się.

                – To i rana na ręce powinny wystarczyć. Zbierajmy się – zarządziła i sprężystym krokiem skierowała się w stronę drzwi.

~*~

                – Profesorze Michaelis, cieszymy się, że pan do nas dołączy. To naprawdę kłopotliwi chłopcy, nikt nie daje sobie z nimi rady – westchnął niski, siwy mężczyzna i zakręcił wąs wokół palca. – Hahaha, ale nie chcę pana straszyć. Wygląda pan na twardego, na pewno da pan radę! – zaśmiał się nerwowo i poklepał Sebastiana po plecach. – Kim jest to dziecko? – zapytał, spoglądając na naburmuszoną minę szczupłej istoty, o powierzchowności porcelanowej lalki, która nieśmiało wychylała się zza sylwetki nauczyciela.

– Panie Croft, to jest Eddy

– Wystarczy Marcus – wtrącił siwy mężczyzna, ponownie dotykając zarostu na swojej twarzy.

– Przywitaj się, chłopcze. – Sebastian odsunął się, odsłaniając stojącą za nim postać.

– Dzień dobry… – szepnął nieśmiało ciemnowłosy chłopiec i nerwowo opuścił głowę.

– Lord Sergeant zapewnił mnie, że w jego placówce znajdzie się miejsce dla mojego protegowanego – wyjaśnił świeżo upieczony nauczyciel.

– Ależ naturalnie! – odparł Marcus Gilbert, główny zarządca sierocińca.

Zaprosił nowoprzybyłych do środka i prowadząc ich szerokimi korytarzami, pełnymi prac wychowanków, wyjaśniał, gdzie znajdują się poszczególne pomieszczenia. Demon rozglądał się dokładnie, zapamiętując rozplanowanie pomieszczeń, które mogło być przydatne w przyszłości. Kroczący przy jego boku nieśmiały chłopiec, z otwartymi ustami podziwiał wszystko, co napotykał na swojej drodze. Jego oczy błyszczały z podekscytowania.

                – Tutaj musicie się rozstać – poinformował zarządca, zatrzymując się pod jednym z wieloosobowych pokoi. – Eddy zamieszka tutaj, wraz z Benjaminem, Bernardem i Sethem – dodał i otworzył drzwi do sypialni.

Oczom  nowych lokatorów przytułku ukazało się skromne pomieszczenie. W jego centrum znajdował się stół, przy dwóch przeciwległych ścianach stały piętrowe łóżka. Jedno z miejsc na górze było wolne.

                – Chłopcy jedzą w tej chwili śniadanie. Masz więc czas, żeby się rozgościć. Lekcje zaczynają się o ósmej na pierwszym piętrze, w głównej sali, którą mijaliśmy – wytłumaczył chłopcu Gilbert.

Nastolatek spojrzał na mężczyznę niepewnie i zrobił krok naprzód, wbijając przestraszony wzrok w opiekuna.

– Tej, koło której stał posążek gryfa? – dodał pytająco zarzadca, wzdychając ze zrozumieniem.

Demon kiwnął porozumiewawczo głową, na co chłopiec, nieco ośmielony, zrobił kolejne kilka kroków. W końcu podszedł do okna, znajdującego się naprzeciwko drzwi i spojrzał przez szybę na ciągnący się w głąb terenu, otulony białym puchem ogród. Sebastian postawił należącą do dziecka walizkę tuż za progiem i wraz ze swoim nowym szefem podążył na kolejne piętro budynku. Eddy podszedł do drzwi i machnął mini energicznie, pozwalając, by zamknęły się z głośnym hukiem.

                – Nie cierpię spać na górze! – krzyknął ciemnowłosy. – Wydaje się, że kierownik chwycił przynętę. Nie myślałam, że pójdzie tak łatwo – przekonywała się Elizabeth.

Przysunęła walizkę pod drabinkę prowadzącą do górnego posłania – jej nowego łóżka, po czym krzywic się niechętnie, zdecydowała się usiąść na krześle przy stole. Nad drzwiami zobaczyła zegar. Wskazywał szóstą czterdzieści.

                – Ciekawe jak dam radę wstawać codziennie o takiej godzinie… – pomyślała, czując lekką obawę.

Kiedy ekscytowała się pracą pod przykrywką, skupiła się jedynie na jej pozytywach. Zupełnie zapomniała, że podopieczni ośrodka musieli podporządkowywać się zasadom. Z drugiej jednak strony, Gilbert wspominał, że wychowankowie tego miejsca są prawdziwym utrapieniem, więc może nie będzie wcale tak źle.

                Tym czasem Marcus prowadził nowego nauczyciela, opowiadając jakieś mało istotne ciekawostki z życia współpracowników. Niezbyt interesowały one demona, dlatego potakiwał jedynie z uśmiechem, skupiając się na dokładnej obserwacji otoczenia. Paplanina starszego była jedynie tłem jego własnych myślikrążących wokół czegoś zupełnie innego.

                – Oto pańska sypialnia. Dowiedzieliśmy się o pana przyjeździe tak nagle, nie zdążyliśmy jej przygotować. Proszę wybaczyć bałagan. W trakcie zajęć zlecę pokojówce, by doprowadziła to miejsce do należytego porządku – tłumaczył nerwowo Gilbert, otwierając przed Sebastianem skrzypiące drzwi jednego z pokoi.

Znajdowali się na piątym piętrze. Wyżej był już tylko strych.

                – Naprawdę nie szkodzi. Sypialnia wygląda dobrze, ogromnie dziękuję – odparł z serdecznym uśmiechem.

– W takim razie, zostawiam pana, panie Michaelis. Proszę zjawić się o ósmej w głównej Sali. Przedstawię panu wtedy naszą potworną gromadę – zaśmiał się zarządca i szybkim krokiem ruszył w sobie tylko znanym kierunku.

                Pierwszym, co Sebastian zrobił, kiedy zamknęły się za nim drzwi, było podejście do okna. Widział z niego główną ulicę, zatem jego pokój znajdował się po przeciwnej stronie niż sypialnia jego pani. Z tego miejsca mógł obserwować, kto wchodzi i wychodzi z budynku, hrabianka w tym czasie mogła pilnować drugiej strony – rozmieszczenie było całkiem dogodne.

Gdy ocenił wartość lokalizacji pomieszczenia, rozejrzał się po jego wnętrzu. Chociaż chcąc pozbyć się podenerwowanego człowieka najszybciej, jak było to możliwe, pochwalił wygląd tego miejsca, dotąd nawet mu się nie przyjrzał. Teraz, gdy mógł poświęcić na to chwile czasu, wszechobecny kurz i niedomyty dywan zaczęły irytująco godzić w jego poczucie estetyki. W tej chwili niesamowicie cieszył się w duchu, że nie sypiał i nie będzie musiał zmuszać się do leżenia w tej pościeli – strach było myśleć, co się z nią działo wcześniej. Złośliwie zaśmiał się pod nosem na samą myśl o minie swojej pani, kiedy zobaczy, w jakich warunkach przyjdzie jej spać. Udawała osieroconego chłopca dopiero kilka minut. Na razie nie miała okazji się zawieść, ale spodziewał się, że nie wytrzyma zbyt długo w takich warunkach.

                Wyszedł z pokoju, zamknął pokój na klucz i ruszył korytarzem, by dokładnie rozejrzeć się po budynku. Na początek postanowił sprawdzić strych – był w końcu najbliżej, jednak drzwi były zamknięte. Było widać, że ktoś bardzo nie chciał, by ktokolwiek nieproszony dostał się do środka. Demon postanowił na razie zostawić to miejsce w spokoju – na jego sprawdzenie będzie jeszcze czas.

Na czwartym piętrze znajdowały się trzy puste sypialnie, łazienka – która obecnie należała jedynie do niego, oraz sala muzyczna zaopatrzona w zabytkowe pianino. Poza tym, kilka pomieszczeń służbowych, w tym dwa składziki. Nic nie wyglądało podejrzanie, nie przykuło jego uwagi. Nic, poza wszechobecnym kurzem, którego cienka warstwa obecna na każdej powierzchni w budynku powoli zaczynała go irytować. Jakże zmienił się przez ostatnie lata. Nie tylko udawał dobrze wychowanego, ceniącego porządek i dobry smak mężczyznę – naprawdę się nim stał. Pomyśleć, ż zaledwie sto lat temu to miejsce nie wywołałoby w nim żadnej negatywnej emocji, przynajmniej nie z takiego powodu.

Zszedł piętro niżej. Wystrój i rozkład pomieszczeń do złudzenia przypominał ten z górnych kondygnacji, z tą jedną różnicą, że zamiast sali muzycznej, znajdowały się tu dwie, nieco mniejsze. Jedna z nich na pierwszy rzut oka wyglądała na matematyczną, za to druga… Sam nie wiedział, czego zamierzali uczyć w pomieszczeniu, gdzie martwe ciała szczurów leżały w szklanym terrarium tuż obok donic z rosiczkami. Obecność skalpeli również była niepokojąca. Założył, że tutaj młodzi chłopcy mieli się uczyć podstaw biologii, chociaż niefortunne ułożenie eksponatów sprawiało, że wyglądało to bardziej na wylęgarnię sadystów. Oczywiście biorąc pod uwagę delikatne umysły dzieci. Dla niego nie było w tym widoku niczego gorszącego, poza kłującym w oczy niechlujstwem. Plamy zaschniętej, zwierzęcej krwi, których woń wyczuł już przy samym wejściu, pokrywały skrawki drewnianej podłogi właściwie na całej jej powierzchni. Ślepota, głupota, czy zwyczajna ignorancja?

                Drugie piętro wydawało się nieco opustoszałe. Prawdopodobnie, dlatego że właśnie tam mieszkała większość pracowników ośrodka. Siwiejący zarządca wspominał coś na ten temat pomiędzy jedną anegdotą o złamanej nodze nauczycielki muzyki, a romansem pokojówki z poprzednim nauczycielem literatury. Znajdowała się tam także sala plastyczna. Kilka sztalug, kół garncarskich, stolików przepełnionych farbami. Wycieczka powoli zaczynała go nużyć. Nic, absolutnie nic nie wyglądało ani trochę podejrzanie.
Zszedł po schodach i postanowił sprawdzić jak radzi sobie jego pani. Zapukał do drzwi i delikatnie je uchylił. Nastolatka siedziała przy stole z zamkniętymi oczami.

                – Eddy? – zawołał ją, jednak nie zareagowała.

Wszedł do środka i zbliżył się do niej. Spała.

                – Panienko! – krzyknął wprost do jej ucha.

Dziewczyna podskoczyła nerwowo i zdezorientowana rozejrzała się po pokoju.

                – Gdzie jestem? I dlaczego masz na sobie taki niedorzeczny strój? – zapytała krzywiąc się na widok czarnej tuniki, spod której widać było jedynie biały kołnierz jego koszuli.

                – Jesteśmy w sierocińcu. Doprawdy, mówiłem, że musi się panienka wysypiać. Wychodzi twój brak koncentracji – zganił ją.

                – Napiłabym się herbaty… – mruknęła w odpowiedzi, rysując palcem po stole.

                – Najmocniej przepraszam, ale w tym momencie to niemożliwe – wyjaśnił przepraszająco.

                – I widzę, że niesamowicie ci przykro z tego powodu – prychnęła, przecierając dłońmi twarz. – Sprawdziłeś chociaż budynek?

                – Właśnie kończę. Na tym piętrze też nie ma nic wartego uwagi. Parter sprawdzę później. 

Jedynym wzbudzającym ciekawość miejscem zdaje się być strych.

                – To dlaczego tam nie poszedłeś?

                – Ponieważ był zamknięty – odparł wyniośle.

Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem.

                – Naprawdę? To cię powstrzymało? Zamek w drzwiach? – zakpiła.

                – Nie wypada, by gość myszkował po domu właściciela bez jego zgody – wyjaśnił. – Przynajmniej, dopóki nie zapadnie zmrok – dodał, uśmiechając się znacząco.

                – Rozumiem.

                – Oya, a to co? – zapytał, spoglądając na stojącą koło łóżka walizkę. – Nie rozpakowałaś się jeszcze?

                – Mam spać na górnym posłaniu – wyżaliła się, ignorując jego pytanie.

Demon podszedł do bagażu, otworzył go i wyciągnął z wnętrza kilka ubrań, po czym włożył je do pustej szuflady komody, która stała obok drzwi.

                – Sebastian! Co ty robisz? – wzburzyła się dziewczyna.

Popatrzył na nią pytająco.

                – Co, jeśli ktoś nas zobaczy? Lepiej stąd idź, chłopcy powinni się tu zaraz zjawić. Spróbuję coś od nich wyciągnąć. Ty porozmawiaj z pracownikami – rozkazała.

Demon posłusznie odsunął się od mebla. Klęknął przed swoją panią i pochylił głowę.

                – Yes, my lady – rzekł poważnym, pełnym oddania głosem.

                – No idź już! – pospieszyła go.

~*~

                – Panie Sutcliff, mamy problem! – Młody shinigami zatrzymał się zdyszany, dobiegając do przełożonego.

                – Jaki znowu problem? – zapytał czerwonowłosy, nie odrywając wzroku od swojej kosy.

                – W sierocińcu pojawił się demon! – krzyknął blondyn.

                – Demon, powiadasz? – Grell spojrzał z ukosa na trzymaną przez chłopaka księgę.

Na jego ustach pojawił się pełen nadziei uśmiech. Wziął od niego kodeks i zerknął do środka.

– Taaaaaak! – wrzasnął, wyrzucając tom w powietrze. Zaczął pląsać radośnie wokół swojej broni, nucąc coś pod nosem.

                – Panie Sutcliff? – odezwał się niepewnie zażenowany, jasnowłosy żniwiarz.

                – Nie martw się, Ronaldzie. Ten demon to mój ukochany Sebuś. Wspaniały! Zabójczo przystojny! Taki chłodny, pełen wdzięku, ach! – zaczął wymachiwać piłą. Napotkawszy na wzrok chłopaka, uspokoił się nieco. Odchrząknął i dodał – Sebastian zawarł kontakt z jakąś dziewczyną. Nie musisz się martwić, nie ukradnie nam żadnej duszy. Jest taki oddany!

                – Ale pan Spears powiedział, że…

                – Och, Will! Jest o niego zazdrosny! Wie, że Sebuś skradł moje serce! – jęknął, pewien prawdziwości swoich słów, po czym tanecznym krokiem minął młodego towarzysza.

                – Panie Sutcliff! – Chłopak próbował go zatrzymać, jednak przejęty wspaniałą nowiną Grell, nie słyszał niczego poza własnym głosem, powtarzającym ponętnie imię swego ukochanego. – Powinniśmy udać się na ziemię i pilnować sytuacji… – mruknął zrezygnowany Ronald i powolnym krokiem ruszył za czerwonowłosym.

~*~

                Elizabeth usłyszała kroki, które sprawiły, że jej serce zabiło nieco szybciej. Nie pamiętała, kiedy ostatnio przebywała w towarzystwie swoich rówieśników, nie licząc najlepszej przyjaciółki. Nie przepadała za towarzystwem, stroniła od niego. Wśród zwykłych ludzi, nie znających jej przyzwyczajeń, w szczególności niechęci do fizycznego kontaktu, czuła się zagrożona. Teraz jednak, musiała udawać chłopca – sierotę, taką samą, jak oni. Postawiła na odgrywanie skromnego, niepewnego siebie dzieciaka, mając nadzieję, że w ten sposób uda jej się uniknąć poklepywania po plecach, przybijania piątek i innego rodzaju dotyku, który wśród męskiej części nastolatków uchodził za normalny. Ponad to, nie bardzo wiedziała, jak odnajdzie się w nowej rzeczywistości. Spanie w jednym pomieszczeniu z trójką obcych ludzi, na dodatek na górnym posłaniu, co wciąż niesamowicie ją irytowało, wydawało się tak nienaturalne, iż była niemal pewna, że najbliższe kilka nocy będzie mogła poświęcić na szlifowanie tabliczki mnożenia. Liczb dwucyfrowych. Albo nawet i trzycyfrowych.

Kiedy drzwi sypialni otworzyły się energicznie, zamknęła oczy i wstrzymała oddech. Gdy ponownie je otworzyła, stała przed nią trójka szczupłych, ubranych w szare koszule chłopców. Przyglądali jej się z zaciekawieniem.

                – Jesteś nowy? Jestem Bernard! – przedstawił się jeden z nich.

Niebieskooki blondyn, którego kosmyki włosów niesfornie opadały na oczy. Odgarnął je i wyciągnął w stronę hrabianki podrapaną dłoń. Popatrzyła na nią nerwowo i niechętnie wysunęła rękę, którą pochwycił i ścisnął, zdecydowanie za mocno, w jej mniemaniu.

                – Eli… Eddy – mruknęła cicho.

Czuła się bardziej niepewna, niż się spodziewała. Udawanie nie było już nawet konieczne.

                – Mów mi Ben – uśmiechnął się. – To jest Benjamin, na niego mówimy Benny, a to jest Seth. – Wskazał drugą ręką kolegów. –Na Setha mówimy Seth – zaśmiał się, uznając swoją wypowiedź za niezwykle zabawną.

Szlachcianka zmusiła się do uśmiechu.

                – Miło mi was poznać – odparła uprzejmie.

Benny – o pół głowy niższy od swojego kolegi, o włosach koloru głębokiego machoniu, zbliżył się do niej i wyszczerzył nierówne zęby, zacznie naruszając osobistą przestrzeń dziewczyny. Skręcało ją w środku, jednak starała się zachować kamienną twarz. Pod pretekstem kaszlu, oswobodziła dłoń z chłopięcego, nietaktownie długiego – ale przecież skąd mógł o tym wiedzieć – uścisku i zakryła usta. Ostatni z chłopców spojrzał na nią badawczo, jedynie uśmiechając się delikatnie. Miał ciemniejsza karnację niż pozostała dwójka, włosy czarne jak smoła i oczy koloru płynnego złota – przynajmniej tak jej się zdawało, choć chwilę później wyglądały jedynie na jasno-brzoskwiniowe.

                – Skoro jesteś nowy, musisz przejść inicjację! – Ben, jak zdążyła zauważyć, przewodniczący tej małej grupki, podszedł do komody i wyciągnął z najniższej szuflady owinięte ciemnym materiałem pudełko.
Położył je na stole, rozwinął, a z jego wnętrza wyciągnął nóż. Dziewczyna wzdrygnęła się na samą myśl o tym, co ten prosty chłopak mógł mieć na myśli, mówiąc „inicjacja”, ale postanowiła dać mu szansę wytłumaczyć, o co chodzi.

                – Co to za inicjacja? – zapytała cicho, podchodząc do stołu.

Jak na polecenie, cała trójka podciągnęła prawe rękawy swoich koszul i pokazała dziewczynie blizny w kształcie trójkąta, które nosili na wewnętrznej części przedramienia.

                – Wszyscy, którzy chcą należeć do naszej paczki, muszą wyciąć to sobie na ręce – wyjaśnił Benny.

                – Co to jest?

                – To znak naszej przyjaźni – wyjaśnił Seth.

                – Dlaczego akurat trójkąt? – zdziwiła się, próbując przypomnieć sobie wszelkie znaczenia tego symbolu, jednak żaden z nich nie wydawało się odpowiednie.

                – Bo jest nas trzech – wyjaśnił nieco zażenowany czarnowłosy.

                – Ach, to wiele tłumaczy… – pomyślała Lizz, orientując się, że głos w jej głowie miał takie samo, zakłopotane brzmienie, jak głos nowego kolegi.

                –  Początkowo to była kreska, ale wtedy zjawił się Seth, więc to zmieniliśmy. Jeśli chcesz, możemy dodać gdzieś czwartą kreskę, specjalnie dla ciebie – zaoferował Benjamin.

Chciała podziękować, sama wizja cięcia się nożem z tak błahego powodu była wystarczająco bezsensowna, jednak nim zdążyła otworzyć usta, Benny stanowczo wyraził swoje zdanie.

                – No co ty, Ben! Nawet nie pytaj, oczywiście, że musimy zrobić nową linię. O tu, przez sam środek – powiedział, wyrywając nóż z dłoni kolegi i delikatnie przejeżdżając jego ostrzem po swojej skórze. W miejscu, gdzie zamierzał za chwilę się zranić.

Wszyscy trzej zgodnie kiwnęli głowami. Benny przycisnął nóż do ręki.

                – Od dziś, do końca życia, przysięgam, że zawsze będę waszym przyjacielem i nie opuszczę was, aż do końca swoich dni – rzekł uroczyście i zrobił naciecie.

Krew zaczęła powoli sączyć się z niewielkiej ranki. Brunet podał nóż Sethowi, który zachowawszy się w ten sam sposób przekazał go liderowi grupy. Gdy ten odprawił ich osobliwy rytuał, podał ostrze szlachciance.
Popatrzyła na zanieczyszczone ostrze, nie mogąc pozbyć się ochoty otarcia go, zanim będzie zmuszona dotknąć nim ręki, ale wiedziała, że mogłoby się to spotkać z dezaprobatą. Przede wszystkim, musiała myśleć o wykonaniu swojego zadania, ewentualne problemy – zakażenia, czy choroby, postanowiła zostawić w rękach Sebastiana – niech on się martwi, jak utrzymać ją przy życiu odpowiednio długo. Wzięła głęboki oddech i wykonała nacięcie. Bolało mniej, niż się spodziewała.

                – Od dziś, do końca życia, przysięgam, że zawsze będę waszym przyjacielem i nie puszczę was, aż do końca swoich dni – wyrecytowała niegramatyczną przysięgę.

Zadowolony, wręcz dumny Ben, odebrał od niej nóż, schował go do pudełka i owinąwszy materiałem, zaniósł z powrotem do szuflady.

                – Proszę, wytrzyj krew. Jeśli ktoś ją zobaczy będziesz mieć problemy – wyjaśnił Seth, podając dziewczynie białą, materiałową chusteczkę.

                – Dziękuję – szepnęła.

Ledwie zdążyli zetrzeć ze swoich ciał wszelkie ślady zawarcia przymierza, gdy bez ostrzeżenia, energicznie otworzyły się drzwi.



7 komentarzy:

  1. Pierwsza! :D

    Zdrowiej szybko! :3 Musisz mieć siły!
    A rozdział świetny, nie moge się doczekać reakcji sebastiana na "śliczy trójkącik" xD
    Zbyt się wciągnęłam by szukać literówek, więc... ekhem :P
    Kuruj się, miej dużo weny i energii!

    Pordrawiam i do napisania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Wyzdrowieję, ja zawsze w końcu zdrowieję :P Ale nie powiem, siła się przyda, bo nieco ostatnio zaniedbuję trzeci tom :P mam dopiero 30 stron!

      Usuń
  2. Seth jest słodki <3
    Jestem w szoku, że Lizzy zgodziła się na 'znamie'. Byłam pewna, iż jakoś sie od tego wywinie, no ale w końcu, czego się nie robi dla dobra misji :D Także jestem ciekawa reakcji Seby :D
    Aaa, aż mnie nosi na samą myśl jak rozwinie sie dalsza akcja :D

    Podrawiam, życze dużo weny, zdrówka i dobrego samopoczucia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha ha, nawiązując do poprzednich komentarzy na temat inicjacji, też liczyłam, że Lizzy wezwie Sebe, żeby im przeszkodził albo coś. No, ale moje przewidywania rzadko kiedy się sprawdzają ;)
    Ah, szczerość demona mnie czasami rozwala, zwłaszcza jego zmysł do estetyki ; P
    Sama się głowie nad tym jak napisać pewien fragment pomiędzy nim a czteroletnia dziewczynka...

    Dobra, dzisiaj kończę, bo trzeba jeszcze skończyć przygotowania psychicznie na wtorkowa prezentacje projektów. .. uuu, boje się jak cholera

    Pozdrawiam, mam nadzieję że do usłyszenia wkrótce :3 No i zdrowia (w innym przypadku będę musiała spełnić moja "obietnice")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie nie miałabym nic przeciwko, żebyś ją spełniła :P porozmawiać na żywo z kimś o podobnych zainteresowaniach to zawsze dobry pomysł^^
      Dasz radę z tym projektem, to tylko strasznie wygląda, w rzeczywistości nie jedt tak źle^^

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, reakcja Grella jak dowiedział się o Sebusiu cudowna, ciekawe jakie Lizz będzie miała wrażenia po calyn dniu w tym sierocincu...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, reakcja Grella o Sebusiu cudowna, a jakie Lizz będzie miała wrażenia po calyn dniu w tym sierocincu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

.