środa, 19 sierpnia 2015

Tom 3, VII

Męczą mnie już te Wasze wakacje, nie lubię mieć tak mało wyświetleń :P
Wybaczcie, że dziś notka tak późno. Na śmierć zapomniałam, że jest środa.
W sobotę za to notki nie będzie, bo jadę na weekend do Bydgoszczy, a że próbuję skończyć licencjat (tak się teraz mówi, a jeszcze 9 stron do napisania co najmniej), to nie mam czasu betować na wyrost. 
Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. 

Miłej lektury :)

========================

Wyraz twarzy boga śmierci płynnie zmienił się z obrażonego na zaskoczony, a następnie współczujący. Jego jasnozielonym, bystrym oczom nie umknęło delikatne drżenie mięśni twarzy nastolatki. Westchnął ciężko i ponownie przetarł dłonią ostrze kosy.

                – W przeciwieństwie do nich, my, bogowie śmierci, doskonale znamy ludzkie emocje, mamy z nimi styczność każdego dnia. Nie pozwalamy sobie, by współodczuwać doświadczenia naszych, jak to nazywasz, niewychowana, ignorancka dziewczyno, ofiar. Niektórym z nas ogromnie utrudniałoby to pracę. Dlatego Willuś zawsze powtarza, by się zbytnio nie angażować! – Ostatnie zdanie wypowiedział podniesionym z podekscytowania głosem.


Jego dalsze wyrazy zachwytu nad urodą i cudownością przełożonego przerwał głośny huk dobiegający z niższego piętra. Oboje wraz z Elizabeth wiedzieli, co to oznacza. Porozumiewawczo skinęli głowami i zajęli pozycje. Tkwili w przestrzeni pomiędzy kamiennym murem budynku, a wewnętrzną, drewnianą ścianą, po jej dwóch skrajnych stronach, w każdej chwili gotowi, by zaatakować.

Kilka kolejnych uderzeń i rozpaczliwy, męski krzyk wprawiło Elizabeth i Grella w stan najwyższej gotowości. Po chwili, przez niewielkie dziury w tapecie okrywającej wybite sęki boazerii dostrzegli dwie czarne postaci, wlokące za sobą bogato ubranego człowieka.

                – Niemożliwe, to naprawdę… – szepnęła nastolatka, jednak ucichła, kiedy jedna z postaci odwróciła się w jej stronę.

Miały lepszy słuch niż można się było spodziewać.

Jeden z potworów zawlókł mężczyznę na stojące po środku pomieszczenia krzesło i przykuł go kajdanami. Następnie odsunął się od mężczyzny i podszedł to towarzysza.

                – Powinniśmy go przywołać?

                – Nie, wkurwi się, jeśli znowu będziemy zawracać mu dupę taką błahostką. Musimy zrobić to sami.

                – A umiesz to zrobić?! – wydarł się jeden z potworów, wywołując z więźniu paniczny atak strachu.

Szlachcic zaczął krzyczeć, szarpać się i nerwowo kręcić głową. Ciemna postać uderzyła go twarz, tak mocno, że stracił przytomność.

                – Umiem, zawrzyj mordę – odparł drugi.

Elizabeth drżała ze złości, starając się wytrzymać, chociaż chwilę dłużej, nim rzuci się na oprawców. Nie mogła znieść patrzenia na to, co zamierzają zrobić. Tylko, dlatego że na to pozwalała. Dlatego że jej zemsta i zagłada całego piekielnego plugastwa miała większy priorytet niż pojedyncze, ludzkie istnienie.

Dwa smoliste potwory chwyciły się za szpony i zaczęły mamrotać pod nosem inkantacje. Elizabeth krzyknęła. Przedarła się przez ścianę. Nie czekając na ruch shinigami, poderżnęła gardło jednemu z demonów. Nim tknęła drugiego, bóg śmierci powalił go na ziemię i przydeptując obcasem buta, zagroził mu kosą. Nastolatka podeszła do potwora i pochyliła się nad nim. Przycisnąwszy sztylet do krtani bestii, zaczęła zadawać jej standardowe pytania.

                – Kto i po co cię przysłał? – warknęła

                – Sebastian Michaelis!

                – Co miałeś zrobić z duszą tego człowieka?

Potwór nie odpowiedział. Resztkami sił odepchnął nogę czerwonowłosego i rzucił się na hrabiankę. Przewrócił ją i skrępował jej kończyny. Długim ogonem zakończonym szpikulcem wycelował w prawe oko hrabianki, uprzednio rozdzierając rękaw jej ubrania.

                – Sądzę, że mój pan ucieszy się z dodatkowej duszy – wycedził potwór, śliniąc się obleśnie.

                – Jej dusza i tak już do niego należy – wtrącił się Sutcliff i nie czekając na reakcję niższego demona, przeciął jego ciało na pół.

Zwłoki zmieniły się w czarny pył, okalając ciało nastolatki. Syknęła, czując palący ból na przedramieniu. Dostrzegła rozcięcie poprowadzone idealnie wzdłuż linii znaku jej przymierza z chłopcami z przytułku. Czarny proszek w kontakcie z ludzką skórą zachowywał się jak sól, powodując nieprzyjemne, bolesne doznanie.

                – Dziewczyno! – krzyknął Grell, jednak cała uwaga Elizabeth skupiła się na przedzielonym trójkącie.

Przed jej oczami stanęły twarze Bena i Benniego, dwójki uśmiechniętych chłopców, którym pozwoliła umrzeć. Po chwili ujrzała złośliwie śmiejącego się Setha, którego ostre kły i błyszczące płynnym złotem źrenice niemal całkowicie ją oślepiały.

                – Dziewczyno! – powtórzył bóg śmierci.

Mrugnęła. Gdy znów podniosła powieki, przed oczami ujrzała Sebastiana. Ciemnowłosy demon patrzył na nią kpiąco, nieprzerwanie wodząc językiem po zębach. Wrzasnęła i zaciskając w dłoni sztylet, rzuciła się na niego, zbierając w sobie wszelkie siły.

                – Elizabeth, do cholery! – Krzyk Sutcliffa otrzeźwił zamroczony umysł nastolatki.
Skołowana, rozejrzała się po wnętrzu niewielkiego pokoju na poddaszu, rozpaczliwie szukając byłego kamerdynera.

                – Otrząśnij się. Musimy zabrać tego gościa, wrzucić go do jakiegoś rynsztoka i opuścić to miejsce – zarządził żniwiarz, widząc, w jakim stanie znajdowała się jego towarzyszka.

Doskonale wiedział, kogo ujrzała. Chęć mordu w jej oczach i rozdzierający gardło krzyk przepełniony nienawiścią – odkąd zaczął z nią pracować, zachowywała się tak w stosunku do jednej osoby. Na dodatek do osoby, której w rzeczywistości nie ujrzała ani razu.

                – No rusz się – ponaglił ją.

Wstała i pomogła Sutcliffowi uwolnić przykutego do krzesła mężczyznę. Następnie zebrała próbkę pyłu i w towarzystwie czerwonowłosego, niosącego na barku nieprzytomnego szlachcica, opuściła przeklęty budynek.

Kiedy wsiadali do powodu, hrabianka poczuła się niezwykle słaba. Nagłe zawroty głowy sprawiły, że straciła równowagę i przewracając się, uderzyła głową w drzwi karety, tracąc przytomność. Shinigami chwycił nastolatkę w ostatniej chwili, zanim ta upadła na ziemię. Wziął ją na ręce i westchnął zrezygnowany, patrząc na jej spokojną twarz.

                – Znów prawie nic nie zjadła – burknął. – Ta dziewczyna… Ona dosłownie nie potrafi bez niego żyć. Tak bardzo cię to bawi, Sebciu? – dodał, spoglądając przez ramię w jedno z okien budynku.

Wraz z nieprzytomną Elizabeth wszedł do karoty i dał woźnicy znak, by ruszył w drogę powrotną do posiadłości Roseblack.

                Siedząc wewnątrz powozu, czerwonowłosy shinigami rozmyślał nad obrotem spraw, które dorowadziły go w to miejsce. Nie był potworem. Rozumiał, co czuła Lizz i współczuł jej, chociaż nie chciał tego okazywać. Najbardziej jednak martwiło go to, że cierpienie dziewczyny uświadamiało mu jego własne uczucia wobec demona. Chociaż przez cały ten czas traktował go jedynie, jako obiekt seksualny, patrząc na targaną emocjami nastolatkę, zrozumiał, że w jego sercu również gościł smutek i żal. Mężczyzna, który darzył go pogardą i chłodem… Jednak w całej swej oschłości wobec niego, bóg śmierci dostrzegał zalety Sebastiana. Czy i on dał mu się omamić? Uwierzył w to, że demon naprawdę może czuć? Nie miał, co po się oszukiwać. Był masochistą i naiwniakiem. Tak samo, jak dziecko, z którego kpił, dał się nabrać czarnowłosemu przystojniakowi. Chociaż i tak był w lepszej sytuacji od młodziutkiej hrabianki. Od początku wiedział, że istocie takiej jak Sebastian nie można w pełni zaufać, i ta świadomość ratowała go przed najgorszym bólem. Poza tym, jego uczucia względem bruneta nigdy nie zostałyby odwzajemnione, dlatego jego strata jedynie momentami dotkliwie drażniła żniwiarza.

Czując coraz większe znużenie podróżą, oparł czoło o szybę i zaczął przyglądać się podmiejskiemu krajobrazowi.

                – Ludzkie środki komunikacji są okropnie powolne… – pomyślał znudzony.

~*~

                Rytmiczny, zdecydowany odgłos obcasów uderzających o podłogę wybudził Elizabeth ze snu. Zdezorientowana usiadła nerwowo i przetarła oczy. Była w swoim łóżku. Przez chwile nie mogła sobie przypomnieć, co się z nią działo. Dopiero po chwili, słysząc burczenie brzucha, przypomniała sobie, jak wchodząc do wnętrza powozu, ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Przeklęła w duchu. Oprócz lekkiego śniadanie, nie zjadła tego dnia nic innego. Na dodatek, zleciła Thomasowi przygotowanie kolacji – na pewno będzie mu przykro, że nawet nie spróbowała. Prosząc kucharza o przyrządzenie kurczaka, nie planowała, że rozwiązanie sprawy zajmie aż tyle czasu. Ponadto, znów niewłaściwie się ubrała. Nie mogła przecież przewidzieć, że w środku nocy jej ręce nagle poczerwienieją i zaczną piec, a przecież nie czuła, by w budynku było zimno.

Stukot obcasów stawał się coraz wyraźniejszy. Szlachcianka położyła się i zwróciła twarz w stronę okna, odwracając się plecami do drzwi, by udając, że wciąż śpi, zbyć niechcianego gościa.
Po trzech delikatnych uderzeniach, na które nie odpowiedziała, ktoś wszedł do środka, całkowicie ignorując wszelkie konwenanse. Jakby nigdy nic, intruz podszedł do okna i rozsunął zasłony. Wtedy go dostrzegła. Zwrócony tyłem do niej, dostojny, wysoki brunet o postrzępionych włosach związywał kotarę czarną wstążką. Gdy skończył, odwrócił się przodem do niej.

                – Już panienka nie śpi? – zapytał wyraźnie zaskoczony.

                – Nie… – odparła niepewnie.

Nie mogła zebrać myśli. Nie wiedziała, co się działo. Skąd on nagle się tu wziął? Dlaczego teraz? Gdzie był przez cały ten czas?

Brunet podszedł do łóżka i usiadł obok niej na skraju materaca.

                – Dobrze, że demony nie potrzebują snu. Inaczej dziś nie miałaby panienka ze mnie żadnego pożytku. Strasznie się wiercisz, Elizabeth – wyszeptał złośliwie, pochylając się nad nią.
Nagła konkluzja uderzyła w nią z niewyobrażalną mocą. Zacisnęła dłonie ma kołdrze. Dokładnie znała te słowa, słyszała je już setki razy. Doskonale wiedziała, co stanie się zaraz. Tylko, dlaczego tym razem było inaczej? Czemu nie wybrał sukienki? Czemu miejsce w łóżku tuż obok niej nie było ciepłe? Czemu nie wypomniał jej, że wołała go przez sen?

                – Czy coś się stało? – zapytał zatroskany lokaj.

Nastolatka energicznie pokręciła głową, zmuszając się do uśmiechu.

                – Nie, wszystko w porządku.

                – W takim razie, pozwoli panienka, że przygotuję ubranie – odparł i nie czekając na odpowiedź, podszedł do szafy i wyciągnął z niej biały mundurek z błękitną kokardką przy szyi.

Zaskoczona dziewczyna, przyglądała się z delikatnie otwartymi ustami kuriozalnemu strojowi, który kamerdyner niósł w jej stronę. W pewnej chwili zatrzymał się i opuścił głowę.

                – Sebastian?! – zawołała przerażona.

Ściskający za serce ból wzmagał jej strach. Przez kilka sekund błagała w myśli, by tym razem tego nie zrobił, by ubranie nie zmieniło się w zwłoki, by tym razem to była prawda. Mocno zacisnęła powieki, zbierając się na odwagę, by stawić czoła temu, co za chwilę zastanie, jednak to, co ujrzała przeszło jej wszelkie wyobrażenia.

Naprzeciwko niej stała kilkuletnie dziewczynka ubrana w utrzymany w marynarskim stylu mundurek, który przed chwilą trzymał w dłoniach Sebastian. Niewielka postać odgarnęła z czoła opadający, czerwony kosmyk włosów i uśmiechając się serdecznie do siedzącej na łóżku szlachcianki, zaczęła iść w jej stronę.

                – Co się stało? – zapytała dziewczynka, dostrzegając drżące dłonie hrabianki.
FIoletowowłosa natychmiast schowała ręce pod kołdrę.

                – Nic. Kim jesteś? – odparła niepewnie.

Jej słowa zasmuciły nieznajomą. Popatrzyła przez ramię na stojącego za nią demona. Gdy ten skinął głową, dziecko usiadło na skraju materaca i szeroko otwierając błękitne oczy, zatrzymało spojrzenie na drżących źrenicach Elizabeth.

                – Nie pamiętasz mnie? – zapytała dziewczynka.

Hrabianka nerwowo przełknęła ślinę.

                – Nie wiem, kim jesteś. Przepraszam – odparła gorzko.

Wtedy czerwonowłosa zerwała się z łóżka i szarpnęła dłoń hrabianki, zmuszając ją, by wyszła z łóżka. Następnie zaciągnęła nastolatkę do okna i wskazała dłonią dwie sylwetki stojące w ogrodzie. Jedną z nich rozpoznała od razu, należała do tego samego dziecka, które stało obok, trzymając jej dłoń w niezwykle silnym jak na swój wiek uścisku.

                – Czy to ty i… – próbowała zapytać Lizz, ale słowa utknęły jej w gardle.

                – i Sebastian – dokończyło za nią dziecko. – To ja i Sebastian. To było niecały miesiąc po tym, jak mnie uratował. Kazałam mu zagrać ze mną w piłkę. Przewróciłam się na chodniku, rozcięłam kolano i zadrapałam czoło. A on powiedział, że jeśli szybko tego nie opatrzy, to umrę! –krzyknęła, wskazują palcem stojącego za nimi kamerdynera.

Na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmiech, jednak nie powiedział ani słowa.

                – Nawet mam jeszcze bliznę, sama zobacz! – Czerwonowłosa podciągnęła nogawkę spodenek i uniosła nogę do góry, pokazując Elizabeth zaczerwieniony ślad po rozcięciu. – Powiedział, że gdybym nie poszła…

                – Grać w piłkę dalej, blizna zniknęłaby szybciej – dokończyła za nią hrabianka.
Kucnęła i odwróciła dziewczynę przodem do siebie. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, których  nawet nie próbowała powstrzymywać.

                – Ty… ty jesteś… – jąkała się, nie mogąc złożyć zdania.

                – Jestem Lizzy Roseblack, właścicielka tego domu – powiedziała dziewczynka. – A ty jesteś mną, prawda? Podoba mi się ten nowy kolor włosów, pasuje mi. – Uśmiechnęła się, delikatnie dotykając policzka łkającej nastolatki.

Szlachcianka objęła dziecko i mocno do siebie przytuliła. Wciąż nie wiedziała, co się działo, ale konfrontacja ze swoim młodym ja sprawiła, że wyzbyła się wszelkich zahamować. Wyła, wtulając twarz w drobne ramiona dziewczynki, która niewielkimi dłońmi poklepywała ją po plecach.

                – Nie płacz już, Sebastian będzie się o nas martwił – poprosiła, ponownie dotykając rączką łopatki fioletowowłosej.

                – Sebastian… – powtórzyła Elizabeth i odsuwając od siebie dziewczynkę wbiła spojrzenie w krwistoczerwone oczy demona.

Przepełniony bólem i nienawiścią wzrok dziewczyny nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Uśmiechał się złośliwie, patrząc na zmianę na nią i na jej młodszą wersję.

                – Bo wiesz, ja kocham Sebastiana, a on kocha mnie. Tylko nigdy tego nie powie, bo przecież demony nie mogą kochać, tak mi powiedział. Ale ja wiem, że to nieprawda, bo on jest dla mnie taki miły – tłumaczyło dziecko.

                – Dlaczego wierzysz w to, co mówi? – Fioletowowłosa wciąż nie spuszczała wzroku z demona.

                – Bo to Sebastian. On uratował mi życie i powiedział, że pomoże mi zabić złych ludzi, przez których umarli rodzice. Poza tym, dlaczego mam mu nie wierzyć? Jest dla mnie milszy niż wszyscy ci ludzie. Kiedy mnie dotykają to boli, ale jak robi to Sebastian to jest miłe. I czuję się bezpiecznie – ciągnęła dziewczynka.

                – Nie powinnaś wierzyć w to, co mówi. On cię okłamie, zrani i porzuci. Wcale nie pomoże ci się zemścić, to wszystko jedno wielkie kłamstwo! – krzyknęła hrabianka, szarpiąc dziewczynkę za ramiona i przytulając do siebie. – Nie ufaj mu, odejdź. On jest zły. Przez niego twoje życie straci sens, on zabierze ci wszystko!

                – To nieprawda. Sebastian nigdy mnie nie zdradzi, przysiągł na nasz kontrakt – szepnęła czerwonowłosa. – Poza tym teraz jest ze mną. Nieważne, co będzie później. Kocham Sebastiana. Nie chcę przestać. Jeśli kiedyś mnie zostawi, to na pewno z dobrego powodu – wytłumaczyła. – Elizabeth?

                – Tak Lizzy? – zapytała drżącym głosem fioletowowłosa.

                – Dlaczego robisz te wszystkie smutne rzeczy?

                – Dlaczego?

                – Nie chcę być taka jak ty. Smutna i zgorzkniała. Jesteś mną, a ja obiecałam sobie, że nigdy nie stracę nadziei. Chcę zawsze umieć znaleźć coś dobrego. Proszę, przestań taka być. Cokolwiek się stało, zrób to dla mnie. Bądź znowu mną. Bądź sobą – poprosiło dziecko.

Odsunęło się od hrabianki, podbiegło do Sebastiana i chwytając go za rękę przyciągnęło do klęczącej pod oknem dziewczyny.

                – Obiecaj, że nigdy nie zrobisz jej krzywdy! – rozkazała dziewczynka.

                – Obiecuję.

                – Że nigdy jej nie zdradzisz, bez względu na wszystko. Przysięgnij!

                – Przysięgam – odparł, spoglądając w oczy fioletowowłosej. – Bez względu na wszystko, nigdy cię nie zranię Elizabeth. – Wyciągnął rękę w jej stronę.

Wahała się. Z jednej strony chciała chwycić dłoń, poczuć ciepło jego ciała, wtulić się w niego i ponownie otworzyć serce, pozwalając, by na nowo załatał powstałą w nim dziurę. Z drugiej jednak, czuła, że nie da rady mu zaufać. Bez względu na to, co mówiła Lizzy, oszukał ją. Już nie może mu ufać, już nigdy więcej.

Dziewczynka chwyciła demona i Elizabeth za nadgarstki i zmusiła ich, by podali sobie ręce. Hrabianka wzdrygnęła się.

                – Czujesz? Nawet, jeśli myślisz, że cię zdradził, on tego nie zrobił, nie mógłby. A nawet, jeśli już go z tobą nie ma, to musisz być sobą, żeby zemścić się na tych ludziach. Nawet, jeśli nie będzie z tobą Sebastiana, to wszystko, co dla ciebie zrobił, pomoże ci ich zabić – krzyknęła radośnie Lizzy i chwyciła rąbek koszuli dziewczyny oraz nogawkę spodni demona.

Po chwili ciemna sylwetka kamerdynera rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając Elizabeth i Lizzy same.

                – Najwyższa pora przestać użalać się nad sobą i stanąć na nogi – szepnęła dziewczynka, zupełnie innym niż dotąd, dojrzalszym tonem.

Posłała karcące spojrzenie swojej starszej wersji, po czym uśmiechnęła się i również zniknęła.

                – Pora stanąć na nogi… – powtórzyła fioletowowłosa. 

9 komentarzy:

  1. Łiii! Ale słodko! Sebuś, Sebuś, Sebuś! Lizzy, ty mała, naiwna istotko! Ojejku, poprawiłaś mi humor:) Mam deprechę wakacyjną :/
    Wredny kłamczuch, Sebastianek. Ciągle mam nadzieję, że to mniejszy plan w wielkim planie...Ale Lizz staje na nogi więc już bd dobrze, cokolwiek się pojawi :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że tak się stało :* Nie miej deprechy, nie warto. Życie jest za ładne :P
      Wszyscy tak tęsknią za Sebciem, że aż kurde mu się miło zrobiło :P

      Usuń
  2. Wydaje mi się, że wszystko będzie zależeć od rozkazów "dalekosiężnych" Lizzy, które kiedyś wydała demonowi. W końcu, jej kontrakt z Sebastianem nie wygasł, a to oznacza, że on jednak nie może wykonać pewnych czynności, w przeciwnym razie Liz odzyska wolność. Poza tym, sądzę, że Sebastian nie jest zachłanny. Jeżeli potrafi czekać na wyborną duszę kilkadziesiąt lat, to po co miałby likwidować ludzkość z Ojcem? W końcu, demony też muszą coś jeść...
    Ponadto, ten dialog wewnętrzny Lizzy - mało co się nie popłakałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, jeja. Nawet nie wiesz, jak się jaram, że ktoś rozkminia fabułę mojego opka i logicznie próbuje coś wywnioskować. Bo to taka wręcz oznaka sukcesu jest dla mnie xD
      Oczywiście spoilerów być nie będzie :P Wszystko się okaże (jak zacznę w końcu pisać dalej, bo utknęłam prawilnie xD).
      Dzięki za komcia :* Dziś będę czytać 8 rozdział u Ciebie, bo wczoraj już nie dałam rady przez oczy :P
      Będziesz pisać kolejne opowiadania, prawda?

      Usuń
    2. ^^
      Będę się starać, o ile tylko będę mieć pomysł i odrobinkę czasu. Nie wszystkie będą z zabójstwem w tle, obyczajowe również planuję umieścić. Cieszę się, że chcesz je czytać <3

      Usuń
    3. No i zapomniałam jeszcze o porównaniu smaku prochów demonów: Sól ziemi. Jesteście solą tej ziemi >.<

      Usuń
  3. Kocham Cię za ten rozdział *^* Świetny pomysł z tą młodszą podświadomością, to taki mały uśmiech o tym całym angście. Nie mogę się już doczekać c.d. :*

    Duużo weny, skończonego licencjatu i dobrego samopoczucia <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszyłam się przy tym, jak Duża Lizzy rozmawiała z małą. I do tego obecność Sebastiana 🖤 Wreszcie miała inny sen(?¿?), niż ten koszmar ze zwłokami 😅

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och to było no słodkie po prostu jeszcze tqka konfrontacja Elizabeth z młodszą wersją siebie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.