środa, 27 stycznia 2016

Tom 3, LI

Dziś trochę się wyjaśni!
Wreszcie, po trzech domach, dowiedzie się czegoś konkretnego!
A może jednak nie?
To ja, spodziewajcie się niespodziewanego.

Miłego :* 

==================

                Sebastian siedział w swojej celi. Zaczęło bawić go to, jak przez ten krótki czas zdążył przywyknąć do tego miejsca, a nawet nazywać go własnym. Chwilami myślał, że już nigdy się stąd nie wydostanie, że Elizabeth rozkaże mu gnić tu do końca życia, nie zdając sobie sprawy, iż jej słowa wciąż były dla niego wiążące. Mógł wyrządzić jej krzywdę, a ona mogła pragnąć zemścić się na nim jakkolwiek będzie chciała, lecz nic nie mogło zmienić faktu, że od dnia, gdy po raz pierwszy połączył ich kontrakt, jej wola stała się sensem jego istnienia. Puste, niekończące się życie zyskało zupełnie nowe znaczenie wraz z kilkoma prostymi słowami. Pragnienie mocy, pragnienie zemsty i spełnienia, które tak niesamowicie go pobudzały – nie sądził, że jeszcze kiedyś się tak poczuje. Nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek będzie w stanie podnieść się po tym, co stało się z jego poprzednim kontrahentem. To on, Ciel Phantomhive – młody hrabia, który wywrócił jego życie do góry nogami.
To właśnie te kilkanaście lat temu, zaledwie mgnienie oka w obliczu całej demonicznej egzystencji, po raz pierwszy coś poczuł. Zrozumiał, czym jest prawdziwa lojalność i chociaż szlachcic na każdym kroku podważał autentyczność emocji demona, ten był świadom, że coś się w nim zmieniło. Czas spędzony z grymaśnym, dumnym nastolatkiem był dla niego niezwykle cenny. Mijały lata, a cherlawy nastolatek na jego oczach zmieniał się w prawdziwego władcę szlacheckiego półświatka. Trząsł całym Londynem, jego firma odnosiła na rynku niebywały sukces, a wszystko za sprawą inteligencji młodzieńca i pomocy jego wiernego sługi. Swego czasu wszyscy znali hrabiego Phantomhive’a i Czarnego Kamerdynera, jak zwykli zwać go w szlacheckim kręgu, który kroczył za młodzieńcem jak cień. Razem byli niepokonani, bezduszni i wzbudzający trwogę.
Ciel był pierwszym człowiekiem, który wywarł na Sebastianie tak ogromny wpływ, a dzień, w którym ich współpraca dobiegła końca i fioletowa pieczęć zniknęła z ręki demona, był dla niego jednym z najgorszych jakie kiedykolwiek przyszło mu przeżyć. Nie tak miało się to skończyć – oboje doskonale wiedzieli o tym już wcześniej. Zadaniem lokaja było umożliwienie Phantomhive’owi zemsty, jednak coś poszło nie tak. Zbyt wiele nieoczekiwanych przeszkód stanęło na ich drodze. To, co demonowi od zawsze wydawało się dziecinnie proste, okazało się jednym z najgorszych koszmarów. Jak mógł być tak ślepy? Od początku nie brał całej sprawy na poważnie, pozwalał chłopcu bawić się sobą i odwlekać moment zemsty, zaciekawiony jego niezwykłym sposobem bycia i upartością. „Będę czekał aż przyjdą po mnie po raz kolejny, a wtedy pożałują wszystkiego, czego się dopuścili” powtarzał raz po raz, groźnie mierząc wzrokiem służącego, ilekroć ten śmiał napomknął o upływającym czasie. Mijały lata, dziecko stało się mężczyzną, a zemsta będąca zaledwie na wyciągnięcie ręki ­– jak zdawało się Michaelisowi – wciąż cierpliwie czekała na spełnienie. Ale coś poszło nie tak. Jak mógł do tego dopuścić?
Powinien być sprytniejszy, doskonale wiedział, że igra z siłami, którym w pojedynkę nie jest w stanie sobie poradzić, a jednak królewskie korzenie i duma nie pozwoliły mu spojrzeć na sprawę trzeźwym okiem. Popełnił błąd, a co gorsza – Ciel zrozumiał to przed nim. Partia szachów, której od początku nie byli w stanie wygrać, choć przez większość rozgrywki zdawało się, że są na dobrej drodze do zwycięstwa. Powinien wiedzieć, powinien pamiętać! Szachy to zdradliwa gra – jeden zły ruch może doprowadzić do przegranej. Wahanie, niepewność, lenistwo; jak mógł być tak głupi?
Tego dnia, kiedy płomień życia młodego hrabiego zgasł na zawsze, Sebastian siedział w kuchni, popijając ulubioną herbatę swego pana ­– Earl Grey Royal – i napawał się słonecznym porankiem. W pewnej chwili poczuł niepokój. Nagle go olśniło, zrozumiał, czemu jego pan ostatnio zachowywał się tak dziwnie. Połączył wszystkie puzzle, lecz ktoś już zdążył zedrzeć z nich obrazek. Zagrożenie cały czas było tak niesamowicie blisko. Pluł sobie w brodę na myśl o tym, że pozwolił sobie zaufać tym, którzy stanowić mogli zagrożenie.
Demon rzucił się biegiem do pokoju swego pana, ale było już zbyt późno. Ranny hrabia leżał w łóżku, a kiedy ujrzał służącego, uśmiechnął się do niego kpiąco.
                – Jesteś idiotą, Sebastian – wycharczał ciężko.
Mężczyzna podszedł do niego chwiejnym krokiem. Wiedział już, że nic nie może zrobić. Swąd trucizny był aż nazbyt wyczuwalny, ranił jego nozdrza i napełniał serce wściekłością oraz innym uczuciem, którego wtedy nie potrafił jeszcze nazwać – rozpaczą. Ukląkł przy wezgłowiu łóżka i chwycił Ciela za dłoń.
                – Zawsze mówiłem, że jesteś tylko moim pionkiem. Miałem rację. Jesteś tylko demonem, koniec końców byłeś zbyt głupi, by przejrzeć naszą grę.
                – Paniczu… – jęknął demon przerażony drżeniem swego głosu. – Paniczu, kto jest twoim przeciwnikiem?
Jeśli Ciel miał odejść, jeśli miał stracić jego cenną duszę, musiał wiedzieć. Zamierzał wypełnić zemstę Phantomhive’a, nawet jeśli on sam nie będzie miał szansy tego zobaczyć. Przysięgał i postanowił dotrzymać obietnicę. Bez względu na wszystko – ludzie, którzy go poniżyli, będą cierpieć. Będą błagać o litość, a on rozszarpie ich na strzępy, zmiecie z powierzchni ziemi, wychwalając imię swego pana.
                – Zbliż się, Sebastianie – mruknął słabo Ciel.
Kamerdyner przysunął się do niego i nadstawił ucho. Nie mogli ryzykować, że ktoś pozna najważniejszy sekret, cały czas mogli być obserwowani. Sprawa nie była zamknięta, młodzieniec nie zamierzał odpuścić. Śmierć była jedynie kolejną przeszkodą i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
                – Paniczu… – powtórzył Sebastian, odsuwając się od swego pana i mierząc go wzrokiem.
Próbował ocenić, czy mówił poważnie, czy trucizna jeszcze nie odebrała mu zmysłów, ale błękitne oko chłopaka patrzyło  na niego zupełnie trzeźwo, podczas gdy drugie, opatrzone kontraktem, błyszczało bladym fioletem, potwierdzając jego słowa.
                – Yes, my lord – dodał gorzko lokaj, chyląc czoła przed najdroższym panem, przed najcudowniejszą duszą, którą utracił przez własną głupotę, po raz ostatni.
                Kiedy życie Ciela dobiegło końca, a jego dusza powoli ulotniła się z ciała, kiedy chwilę pożegnania przerwał jeden z bogów śmierci, demon wydał z siebie nieludzki krzyk, który spłoszył okoliczne zwierzęta. Rzucił się przez okno i biegł. Zwyczajnie uciekał jak najdalej od własnych myśli, od poczucia winy i wstydu. Gardził sobą, nie mógł znieść tego, jak bardzo zawiódł swego pana. Nie potrafił pojąć jak hrabia mógł mu wybaczyć i czemu, w swej nieopisanej perfidności, nie wyjawił mu prawdy, pozostawiając po sobie ostatnie, wiążące rozkazy. Nie rozumiał ich znaczenia. Nie wiedział, czy jest w ogóle godzien, by je wykonać. Biegł, niszcząc wszystko na swojej drodze, a jego przepełnione wściekłością i bólem krzyki wzbudzały trwogę we wszystkich, którzy słyszeli je choćby z oddali.
                Potem zamknął się. Na ludzi, na demony – na wszystko i wszystkich. Ogarnęła go apatia. Zapomniał o wszelkich swych ideałach i błąkając się po ludzkim świecie, zabijał podrzędne dusze, upajając się ich obrzydliwym smakiem. Mordował, nie dbając o to, czy jego czyny miały swoich świadków. Nie zwracał uwagi na strój, pokryty zaschniętą krwią włóczył się po lasach, atakując każdego, kogo napotkał. Nie widział sensu dalszego życia, nie rozumiał rozkazu. Nie potrafił wybaczyć sobie, że do tego dopuścił. „Za kilka lat staniesz naprzeciw okazji zdobycia wartościowej duszy. Rozkazuję ci, byś złożył jej ofertę. Od niej zależeć będzie moja zemsta.” Co miał na myśli? Skąd wiedział? Jak mógł znać przyszłość?! Nie wiedział, nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie i, ilekroć przywoływał w pamięci słowa panicza, na nowo ogarniała go ciemność.
                Dopiero kilka lat później zdołał doprowadzić się do ładu. Pamiętał, że nawet Grell Sutcliff i Undertaker, których znał przecież tak dobrze, kpili z niego na każdym kroku, by w końcu porzucić gorzkie słowa i zwyczajnie zacząć go żałować. Musiał wreszcie pogodzić się z własnym losem. Był demonem – a przecież i one czasem popełniają błędy. W końcu był zmuszony dojść do siebie. Zrozumiał, że komuś takiemu jak on nie przystoi przez lata ubolewać nad straconą duszą. Jednak zorientował się też, że nie tylko utrata posiłku wzbudzała w nim tak okropne emocje, lecz świadomość tę zepchnął w najczarniejsze odmęty umysłu, nie mając siły, by się z nią mierzyć.
                Uspokoił się. Żył pośród ludzi, w cieniu, obserwując działania podziemia, kontrolując sekty i kościoły, bacznie rozglądając się za czymkolwiek, co tłumaczyłoby rozkaz jego pana, lecz nic takiego nie nadchodziło. I kiedy porzucił nadzieję, uznając, że źle ocenił stan Phantomhive’a i ten jednak zwyczajnie majaczył, stało się coś, co tak boleśnie podobne do przeszłości uderzyło w niego falą niesamowitej fascynacji.
                Znał ten dom, znał tę rodzinę. Bywał tu kiedyś wraz ze swym panem, za zamkniętymi drzwiami dzielącymi szlachecką sielankę od realnego, brutalnego świata, omawiając kolejne układy półświatka. Dom hrabiego Roseblack. Ale dlaczego akurat ten dom? Czy Ciel wiedział, że to się tak skończy? Czy przewidział przyszłość? A może ktoś, przeciwnik, którego imienia niedane było demonowi poznać, zdradził mu swój plan? Nie miał pojęcia, lecz czuł, nie – wiedział, co musi zrobić. Przyglądał się krwawej masakrze. Obserwował jak złoczyńcy zabijają całą służbę, jak porywają rodzinę bezbronnego dziecka, a je samo zostawiają w ogromnym, zrujnowanym domu. Siedział na jednym z drzew i całe dnie przypatrywał się wątłej dziewczynce, napawając się zapachem czystej duszy, którą z dnia na dzień pochłaniała ciemność.
Po kilku dniach wrócili, zabrali ją i zaciągnęli do lochu, gdzie zaczęli przeprowadzać na niej okrutne badania. Demon nie spodziewał się tego. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że w swych desperackich poszukiwaniach upadną na samo dno najgorszej dewiacji. Naprawdę sądzili, że karmienie zwłokami pomoże przyzwać demona? Nie, to nie to. Nie o to im chodziło. Oni… Oni nie chcieli przyzwać bestii! Próbowali ją stworzyć. Zniszczyć psychikę dziecka i opierając się na pradawnych księgach i zasłyszanych wierzeniach, starali się zmienić je w pozbawione wolnej woli maszyny do zabijania. Przerażające, jak blisko byli celu. Tak niewiele brakło, a ona… Ta mała, czerwonowłosa dziewczynka tak rozpaczliwie błagała o ratunek.
Czuł, że się pogrążała, że jeszcze kilka dni i osiągną zamierzony cel – zabiją w niej człowieka, pozostawiając jedynie skorupę. Nie sądził jednak, że konsekwencje ich czynów będą aż tak wielkim… sukcesem. Zaślepiona żądzą mordu wyrwała się z silnych, męskich objęć i zabiła kilku mężczyzn, by po chwili zemdleć, a kiedy się obudziła, znów była słabym dzieckiem, które ledwie miało siłę płakać. Wtedy postanowił to przerwać. Zgodnie z rozkazem swego pana i zgodnie z pragnieniem, które zrodziło się w nim podczas obserwacji, pojawił się przed nią i zaproponował swą pomoc, a ona przystała na jego warunki. Skąd wiedział? Jak mógł to przewidzieć? Dlaczego jej dusza jest tak niesamowicie kusząca?
Znak przymierza ponownie zagościł na jego dłoni. Znów zyskał w życiu cel, znów musiał opiekować się marudnym, słabym dzieckiem, jednak z czasem przekonał się, że poza niezwykłym smakiem, dziewczynka w niczym nie przypominała jego panicza. Nawet nie nadała mu imienia, kazała przyjąć to, którego używał poprzednio, nie wiedząc nawet, w jak czuły uderzyła punkt. „Sebastian” – dźwięk imienia znów drażnił jego uszy, powoli kojąc ból po stracie pielęgnowanej latami duszy. Zyskał nową panią, wypełnił pierwszy z ostatnich rozkazów swego pana.
Gdyby to rude dziecko wiedziało, jak wielką odgrywa rolę, gdyby miało pojęcie, że uratowało go od obłędu, pewnie nigdy by nie uwierzyło. Te wszystkie lata, które z nią spędził, uleczyły zraniony substytut jego duszy. Elizabeth próbowała się do niego zbliżać, a ten konsekwentnie tworzył pomiędzy nimi dystans, nie pozwalając sobie na ponowne przywiązanie. I tak dziewczynka powoli stawała się nastolatką, a on, nie zauważając nawet kiedy, nie tylko przyzwyczaił się do niej, lecz również ją pokochał.
– Elizabeth, chciałbym kiedyś opowiedzieć ci o wszystkim. Przysięgam, że pewnego dnia rozwiążemy tę sprawę, a wtedy zdradzę ci całą swoją historię… – mruknął sam do siebie, melancholijnie spoglądając przez niewielki, piwniczny lufcik na błękitne niebo, którego piękna już nigdy nie miał docenić. – Uratowałaś mnie, panienko.
~*~
                Elizabeth siedziała wewnątrz powozu, konsultując z Jamesem wyniki ankiet, które przeprowadzili wśród kobiet. Sprawa nie wyglądała najlepiej. Wciąż było zbyt dużo niewiadomych, jednak nic, nawet konsultacja u grabarza, w tym wypadku nie mogłoby pomóc. Szacując pospiesznie, dziewczyna obliczyła, że pozostaje około stu kobiet, które trzeba będzie tej nocy ochraniać, a i to nie dawało pewności, że nie dojdzie do zbrodni. Wszak mogli przeoczyć istotną zmienną. Sprawa Kolekcjonera była niesamowicie trudna. Kimkolwiek był, doskonale zacierał ślady, całkowicie kontrolował sytuację. To była jego gra, w której hrabianka i jej towarzysze byli zaledwie pionkami, poruszającymi się po polu rozgrywki dokładnie tak, jak to zaplanował. Im dłużej się nad tym zastanawiali, tym pewniejsi byli, że wszystko idzie zgodnie z jego planem, że bez względu na ich kolejny ruch, wpadną prosto w sidła zabójcy. Po raz pierwszy Elizabeth stanęła przed tak trudnym zadaniem. Wielokrotne przeglądanie dowodów i snucie nowych teorii nie przynosiło żadnych nowych poszlak. Czuła się niezwykle zirytowana, co jedynie wzmagało zmęczenie. Wiedziała, że potrzebuje odpoczynku, ale nie mogła sobie na niego pozwolić.
                Czy zawsze tak było? Gdyby nie pomoc Sebastiana, czy z każdą sprawą miałaby tyle problemów? Zaczynała przypuszczać, że bez demona wcale nie była tak doskonałym detektywem jak sądziła. Wydawanie odpowiednich rozkazów to jedno, lecz to własne umiejętności i przenikliwość świadczyły o prawdziwym kunszcie. A jeśli wszystko było tylko ułudą? Jeśli demon jedynie pozwalał jej myśleć, że się nadaje, podczas gdy kpił z niej za plecami?
                – Nie możesz tak myśleć. Czemu wciąż masz wątpliwości? Czy nie mówiłam ci, że Sebastian zawsze będzie przy tobie? Wszystko, co robił, robił dla ciebie, więc przestań w niego wątpić! Przestań wątpić w siebie! – krzyknęło na nią widmo przeszłości, którego półprzeźroczysta sylwetka pojawiła się przy boku Jamiego, marszcząc w złości dziecięce czoło.
Może miała rację, hrabianka ostatnio za dużo w siebie wątpiła. Nie mogła wiecznie popadać w rozpacz i wątpliwości, zależało od tego życie niewinnych kobiet, a może nawet i całego miasta, w końcu dalej nie wiedzieli, co tak naprawdę próbuje osiągnąć Kolekcjoner. Pewnym było tylko powiązanie z dekalogiem. Poza tym wciąż błądzili jak dzieci we mgle, co chwilę potykając się o rozrastające się korzenie niepewności.
                – Widzę, że księżniczka znowu na nogach. Wyspałaś się? – burknął znajomy, szorstki głos.
Gilbert wszedł do wnętrza wozu i, jak zwykle ignorując wszelkie konwenanse, usiadł obok hrabianki, rozpychając się na siedzeniu.
                – Jak zwykle w doskonałym nastroju – zakpiła. – Czyżby odrobina pracy dała ci się we znaki?
Jamie obserwował ich krótką wymianę zdań. Po minach obojga poznał, że koniecznie musi ukrócić kłótnię na samym jej początku, inaczej w karecie rozpętałaby się prawdziwa wojna, a przecież nie mieli na to ani czasu, ani nawet siły.
                – Skoro już wymieniliśmy się uprzejmościami, proponuję wracać do domu. Komisarz obiecał zadzwonić do nas, kiedy rozdzielą funkcjonariuszy pomiędzy grupę wysokiego ryzyka. Byłoby więc dobrze, gdybyśmy do tego czasu dotarli do domu – wtrącił stanowczo, uważnie dobierając słowa.
Dwójka towarzyszy spojrzała na niego i niemal jednogłośnie wydała z siebie zirytowany pomruk.
                – Prowadź, muszę odpocząć – rzekł Gilbert i wstawszy z siedzenia, pociągnął przyjaciela za rękę, po czym rozsiadł się na zajmowanej dotąd przez niego ławce.
                – Nie wiem, czy to dobry pomysł… – jęknął blondyn.
                – Wiesz, nie obchodzi mnie, które z was będzie prowadzić. Możemy wydelegować księżniczkę. Ja, w każdym razie, się stąd nie ruszam.
                – A ja nie zamierzam tutaj z tobą tkwić, nadęty pawianie – burknęła Lizz, śmiertelnie urażona określeniem, którego Gil użył wobec niej.
Co jak co, zrozumiałaby wiele różnorakich przezwisk, ale nigdy, w żadnym wypadku, nie była księżniczką. Nie tylko ze względu na status społeczny, również jej zachowanie w żadnym wypadku nie pasowały do stereotypowego obrazu kobiety, która kryła się pod szyderczym porównaniem bruneta.
                Nastolatka podniosła się z siedzenia i, ignorując sprzeciwy Jamesa, wyszła na zewnątrz i przejęła rolę stangreta, za nic mając sobie, że to nie wypada, by kobieta pełniła tę funkcję. Nie był to pierwszy raz kiedy łamała przyjęte obyczaje. Właściwie w swoim niedługim życiu złamała więcej zasad niż nie jedna wiekowa hrabina. Nie przywiązywała jednak zbyt wielkiej uwagi do czegoś takiego. Skoro trzeba było się czymś zająć, nie miało znaczenia, kto to zrobi, liczył się efekt – przynajmniej w jej mniemaniu takie właśnie rozumowanie było najsensowniejsze. Była przeciwniczką wysługiwania się mężczyznami i statusem społecznym przy każdej okazji, byle tylko  się nie napracować. 

4 komentarze:

  1. "spoglądając przez niewielki, piwniczny lufcik na błękitne niebo, którego piękna już nigdy nie miał docenić" co to ma znaczyć. JA SIĘ PYTAM DO CHOLERY JASNEJ CO TO MA ZNACZYĆ! ZABIJESZ MI DRUGI RAZ SEBCIA TO RZUCAM CZYTANIE RÓŻY!

    Ciel taki mądry <3 musiał dowiedzieć się za wczasy o organizacji lub wpaść na jej trop. A Sebastian...mam wrażenie, że przejął całą panikę z rp xd to nie jest Sebastian, on by tak nie latał kilka lat tylko dlatego, że stracił duszę. Co z jego dumą? Co z jego dewizą, że nie ma uczuć? Co z jego demonicznym instynktem? Dlaczego okazuje się głupszy niż otaczający go ludzie, śmiertelnicy, istoty ograniczone?

    Czyli alter ego Lizz jest bestią, czyli demonem. Czyli Lizz jest śmiertelnym demonem? Wow wow wow.

    Szybko zleciało, ale jakieś krótkie to było. Ponadto, nie podobało mi się ( złe określenie, może bardziej nie podobało mi się) że szczęknięcia między Gilbertem a Lizz nazwałaś wymianą zdań. No niby to poprawnie, i to jest wymiana zdań, ale to było tak suche, że aż można było usłyszeć trzask.

    Ciel otruty, ciekawe przez kogo. Pewnie przez kogoś, kto był zamieszany w organizację. Ciel wiedział o ich planach, a oni skorzystali z tego, że miał zbyt wiele wrogów w podziemiu, którzy z przyjemnością by się go pozbyli. Jeszcze jedno. Dlaczego Sebastian pił wówczas herbatę? Twoje uniwersum zakłada przecież, że nie czuje ludzkich potraw. Nie sądzę, aby ludzie zależało na stworzeniu bestii do zabijania, wyjątkiem byłaby organizacja wojskowa. Jest jednak ktoś, kto mógłby chcieć mieć takich podopiecznych, szczególnie, że zbliża się walka.
    Stawiam na aniołów.
    Bo byłabym skrajnie głupia sądząc, że zadowolą się kontraktem narzuconym przez demonów i z korzyścią dla nich. To jest zmyłka, najwyraźniej w ten sposób próbują kupić sobie czas. A Sebastian oddaje się miłościom. Brawo, durniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sebastian już nie pierwszy raz dla przyjemności pije herbatę. To po prostu taki jego suchy nawyk. Coś, co wypracował sobie, żyjąc wśród ludzi, żeby być bardziej ludzkim, i co weszło mu zwyczajnie w krew. I po prostu w tym pustym przyzwyczajeniu odnalazł coś, co w jakiś sposób mu się podoba, a co? To takich szczegółów, to ja już nie wiem.
      Jego zachowanie było spowodowane wściekłością - on, Sebastian, wielki demon, który stracił duszę i nawet nie wie właściwie przez kogo, bo go przechytrzono, a co gorsza - ta dusza wiedziała, o co chodzi. I to też go bolało. Jego duma boli, denerwuje niewiedza, no i to jest jakby pierwszy raz, kiedy on czuł, chociaż dużo wcześniej niż w ogóle pozwolił sobie nawet myśleć o tym w takich kategoriach. Wtedy był po prostu wściekły i przekonany, że jego zachowanie z tej wściekłości wynika, a że rozpacz, to on zdaje sobie sprawę dopiero teraz (opkowe teraz), kiedy to wspomina.
      Było trochę krótsze niż zazwyczaj, ale niewiele w sumie. Może szybko się czytało? Nie znam się, nie czytam. A relacja Lizz z Gilbertem jest taka właśnie drewniana i skoro słyszałaś trzask, to jest dobrze. Oni się tolerują, widzą w sobie wzajemnie, czemu James ich lubi, ale siebie niezbyt trawią, a ich wszelkie rozmowy, nawet te niby przepełnione emocjami, są wymuszone, bo najlepiej w ogóle by nie rozmawiali. Widzieć pozytywy, to jeszcze za mało, żeby kogoś polubić. :P
      Co tam jeszcze... Aaaa, nie planuje go zabijać. Przynajmniej nić mi o tym nie wiadomo. To zdanie miało się odnosić do jego przekonania, że zostanie w tej piwnicy do końca życia, bo ta część również była pisana jakby z jego perspektywy, dlatego takie sformułowanie. Bo u mnie wszystko ma znaczenie xD A potem się dziwie, że grono czytelników się kurczy.

      A Sebastianowi z RP to mojemu jeszcze trochę brakuje xD

      Usuń
  2. "– Jesteś idiotą, Sebastian – wycharczał ciężko."
    Tak bardzo Ciel <3 Sebastian wręcz pokochał tajemniczego Ciela :D a co do tego czy Ciel zna przyszłość... przecież już raz był w domu Elizabeth , robił interesy z jej ojcem... może Ciel gdy zobaczył małą Lizzy czuł że to czysta dusza ? Ah ale co ja tam wiem !
    Uwielbiam tą opowieść :D Pisz, pisz ..pisz! Bo jestem ciekawa ;_;
    ps. Mówiłam , że się odezwę :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, uwielbiam jak w Twoim opowiadaniu pojawia się (Świętej pamięci xD) Ciel 💙 I to takie prawdziwe i w jego stylu :
    „Jesteś idiotą, Sebastian.” 😂💙👌🏻 I jeszcze ten jego uśmieszek... No po prostu coś pięknego 💙 wyobraziłam to sobie ^^ ahh
    I te myśli Sebastiana 🖤 O tym, ze będzie chciał kiedyś wyjawić Lizzy całą prawdę. Ahh x2 😂
    Podobają mi się wszystkie rozdziały, ale ten jest jednym z moich ulubionych 💗💗💗

    OdpowiedzUsuń

.