sobota, 30 kwietnia 2016

Tom IV, XVI

Za sprawą dzisiejszego rozdziału, mój zapas uszczuplił się do zaledwie piętnastu stron. Mam wprawdzie tydzień wolnego i zamierzam to nadrobić, ale i tak mi smutno. Poza tym jestem zmęczona, więc to pewnie dlatego. 
Mam nadzieję, że ten rozdział jakoś rozleglej skomentujecie. Poprzedni dorobił się odzewu jedynie on jednej osoby, no i trochę się zawiodłam, bo liczyłam na jakieś reakcje. No ale cóż. Może dziś będzie lepiej. W końcu pora przejść do tego, na co czekaliście. Oby tym razem rozdział wywołał reakcje warte opisania w komentarzach.

Miłego :*

===============

                Undertaker zachichotał obleśnie i podniósł z blatu jedną ze strzykawek. Kiedy tylko ją chwycił, zupełnie spoważniał i już do samego końca zabiegu ani razu nie pozwolił sobie na głupi komentarz czy chwilę rozbawienia. Czego by o nim nie mówić, do pracy podchodził poważnie. Nie chciał popełnić błędu – jeżeli udałoby mu się odnieść całkowity sukces, mógł w ten sposób wiele zarobić i zasłynąć w świecie z jeszcze jednego powodu, a przecież sławy nigdy za wiele. Poza tym Ciel przewidział, że dziewczyna przeżyje zabieg, a to oznaczało, że za wszelką cenę musiał sprawić, by stało się tak, jak przepowiedział młody hrabia. Każdy najmniejszy błąd mógłby całkowicie zmienić bieg przyszłych wydarzeń.
                — Podam ci zastrzyk, a następnie będę sprawdzał, czy reagujesz na bodźce. Mów szczerze, nie próbuj udawać silnej, chyba że zależy ci na tym, by zepsuć zaklęcie, przerywając je cierpiętniczymi krzykami — wyjaśnił groźnie bóg śmierci, obrazowo opisując konsekwencje okłamania go.
Dziewczyna mruknęła ciche „dobrze” i zacisnęła zęby. Poczuła delikatne ukłucie, a potem po jej ciele rozeszło się dziwne wrażenie, którego nie potrafiła opisać. Nie wspominała o tym jednak, nie chcąc wyjść na przerażone dziecko. Grabarz nie mówił nic o takim efekcie, więc przypisała go wyżerającemu ją od wewnątrz stresowi. Po chwili dziwaczne mrowienie ustąpiło i hrabianka czuła już tylko kłujący ból, który słabł z każdym kolejnym powtórzeniem.
                — Czujesz? — zapytał shinigami, kiedy wbiwszy igłę w ciało nastolatki, nie zaobserwował żadnej reakcji.
                — Co mam czuć? — zapytała zdezorientowana. — N-nie, nie czuję — dodała po chwili, powracając do zmysłów.
Przez chwilę zatraciła się w myślach, po raz kolejny powtarzając słowa wszystkich sekwencji zaklęcia. Pochłonęło ją to do takiego stopnia, że z trudem dała radę przetworzyć przekazywane przez uszy informacje.
                Na jej odpowiedź Undertaker zareagował delikatnym uśmiechem zadowolenia. Był jednak zupełnie inny od każdej ekspresji, którą Elizabeth miała dotąd szansę widzieć na jego obliczu. Pewne ruchy rąk, skupienie na twarzy i aura profesjonalizmu sprawiały, że powoli się uspokajała. Albo może był to efekt działania środka znieczulającego? Nie była pewna, ale kiedy się odzywała, miała wrażenie, że ma odrętwiały język, dlatego o nic nie pytała, nie chcą go nadwyrężać, by nie zepsuć niczego w najważniejszej chwili.
                — Powtórz za mną: samochód, placek, czworonożna szwaczka, obszczymur chrzczony moczem, Jola lojalna, lojalna Jola — rzekł grabarz, jakby wyczytał obawę z oblicza dziewczyny.
Spojrzała na niego niepewnie. Nie chciała tego robić, ale zerknąwszy na Sebastiana, utwierdziła się w przekonaniu, że było to konieczne. Powtórzyła wypowiedziane przez boga śmierci słowa i westchnęła ciężko.
                — Doskonale. Mówisz wyraźnie. Może się nie pomylisz — stwierdził tonem znawcy i kątem okna zerknął w stronę lufciku.
Księżyca jeszcze nie było, wszystko szło zgodnie z planem. Teraz musiał tylko odpowiednio rozciąć ciało dziewczyny, wymieszać kilka ostatnich składników i wprowadzić lek w odpowiednim momencie – trzydzieści trzy i trzy dziesiąte sekundy po tym, jak hrabianka wypowie ostatnie słowa zaklęcia. Nie był wprawdzie pewnie, czy to nie za wcześnie, ale każda sekunda zwłoki mogła zadziałać na niekorzyść nastolatki, zaś podanie specyfiku zbyt wcześnie w najgorszym wypadku doprowadziłoby do jej śmierci. Medycyna demoniczno-ludzko-żniwiarska nie należała do praktyk ani najłatwiejszych, ani tym bardziej przewidywalnych. To były nieprzetarte szlaki, zupełnie nowy obszar, a działania żniwiarza bazowały jedynie na logice, teoretycznych założeniach i kilku drobnych sprawdzianów sposobu reagowania połączenia poszczególnych składników. Według naukowego wywodu Undertakera chwilowe oszukanie jej organizmu miało pozwolić krwi na wejście w odpowiednią reakcję, w skutek której miał rozpocząć się proces regeneracji, jednak w praktyce nie miał pojęcia, czy to się uda. Wiedźmy rzadko korzystały z tego zaklęcia – najczęściej dlatego, że krążąca wokół nich magia obronna, wyczuwszy energię demona, reagowała autoagresją. Na korzyść Elizabeth działał jednak fakt, że czarownicą była właściwie tylko z nazwy – jej prawdziwe moce nie zostały obudzone, nie przeszła odpowiedniej inicjacji ani rytuałów. Była więc niechronionym źródłem niezbyt potężnej mocy, z której i tak nie potrafiła skorzystać. Kto by pomyślał, że to mogło okazać się plusem.
                Bóg śmierci sięgnął po nóż i obejrzał jego ostrze w świetle zapalonej wcześniej lampy. Wewnątrz oddzielonej zasłoną części piwnicy było bardzo jasno, a od mocnego oświetlenia nastolatce robiło się gorąco. Nie mogła jednak narzekać, grabarz i tak doskonale zaaranżował pomieszczenie, przystosowując je do roli sali zabiegowej najlepiej, jak było to możliwe. Dziewczyna zerkała co chwilę na Sebastiana, upewniając się, że wszystko jest w porządku. Dopóki on był w stanie zachować spokój, wiedziała, że proces przebiega zgodnie z planem.
                — Teraz rozetnę twoje nogi. Gdyby cię bolało, mów. Podam większą dawkę substancji znieczulającej — poinformował żniwiarz, ciesząc się w duchu, że hrabianka nie dopytywała, co właściwie jej podawał.
Nie chciało mu się tego tłumaczyć, na pewno nie teraz, kiedy oboje musieli pozostać skupieni. Poza tym wolałby, żeby nie miała świadomości, że ten lek wyprzedzał ludzkie odkrycia medyczne o kilka dekad. Pochodził ze świata bogów śmierci. Undertaker miał kilku zaufanych kolegów po fachu, którzy sporadycznie zgadzali się wspomóc go w uzupełnieniu zapasów tego typu medykamentów, oczywiście za odpowiednią zapłatą.
                — Dobrze — mruknęła hrabianka.
Mężczyzna wziął głęboki oddech, upewnił się, że nie spiął mięśni zbyt mocno – by cała ręka nie zaczęła drżeć w trakcie cięcia – i przycisnął nóż do skóry dziewczyny, powoli rozcinając ją tak, by utorować sobie dostęp do obumarłych, nie zdatnych do użytku nerwów. Nie spieszył się. Każdy ruch wykonywał bardzo dokładnie, pewnie i powoli, by przypadkiem niczego nie uszkodzić. Nie wiedział wszak, jak wiele będzie w stanie naprawić mikstura. Jeśli jej działanie miało ograniczony zasięg, bądź czas działania, najważniejsze było zregenerowanie tych części nóg nastolatki, które odpowiedzialne były za czucie i ruchy. Już samo rozcinanie skóry stwarzało zagrożenie, że substancja mogłaby nie zadziałać odpowiednio, niestety tego nie był w stanie uniknąć, ponieważ tylko podanie leku bezpośrednio na otwartej ranie mogło odnieść efekt ­– tak przynajmniej wynikało z badań, które przeprowadził (choć nie miał pojęcia, co było tego przyczyną) w oparciu o krew demona i kilka kończyn, których pochodzenia nie zamierzał nikomu zdradzać.
                Wyczuwszy krew swojej pani, Sebastian poczuł ucisk w piersi. Zdenerwował się. Znak na jego dłoni zaczął nieprzyjemnie palić, informując demona, że z dziewczyną działo się coś niedobrego. Zapach posoki Elizabeth uderzał w nozdrza Michaelisa, sprawiając, że ledwie powstrzymywał błysk w szkarłatnych oczach. Wiedział, że hrabianka nie czuje bólu, zdawał sobie sprawę, że to wszystko działo się dla jej dobra, ale kontrakt próbował zmusić jego ciało do działania. Na dodatek ujmujący zapach krwi szlachcianki wzmagał jego głód.
Odwrócił się tyłem do dziewczyny i grabarza; zerkając przez lufcik na kawałek rozgwieżdżonego nieba, próbował doprowadzić się do porządku. Przychodziło mu to jednak z wielkim trudem. Walka z naturą i głodem była niezwykle wymagająca, na dodatek nie mógł nawet dać po sobie poznać, że coś było nie tak. Gdyby teraz zdenerwował ukochaną, naraziłby jej zdrowie po raz kolejny. Spojrzał na swoje dłonie i ściągnąwszy jedną z rękawiczek, rozciął skórę na nadgarstku i wpił się kłami w ranę, sącząc z niej krew. Liczył na to, że uda mu się oszukać głód i ból zarazem. Desperacko chwytał się wszystkiego, co mogłoby w jakikolwiek sposób mu ulżyć, nie wzbudzając podejrzeń hrabianki.
                Wypiwszy sporą dawkę własnej posoki, demon oblizał usta, z powrotem założył rękawiczkę i wziął kilka głębokich oddechów, po czym odwrócił się w stronę zabiegowej części piwnicy, tłumacząc, że musiał przygotować jeszcze jeden składnik. Undertaker od razu zorientował się, że kamerdyner skłamał, ale nie zamierzał mówić o tym pacjentce. Musiała być spokojna. Dlatego zignorował zachowanie Sebastiana, wiedząc jednak, że musiał pozostać niezwykle czujny. Zdawał już sobie sprawę, jak bardzo nieposkromiony stawał się Michaelis, kiedy w grę wchodziło dobro jego kontrahenta, dlatego na wszelki wypadek jeszcze przed zabiegiem przygotował strzykawkę wypełnioną specjalną mieszanką substancji, które zdolne były obezwładnić rozwścieczonego króla piekła. Grabarz liczył jednak na to, że nie będzie musiał z niej skorzystać. Jeśli lokaj straciłby panowanie nad sobą nim rytuał dobiegnie końca, zaprzepaściłby prawdopodobnie jedyną szansę swojej pani na powrót do zdrowia. Dlatego też shinigami zerknął ukradkiem w oczy demona, przekazując mu niemo, by wziął się w garść.
                Księżyc powoli zaczynał majaczyć w piwnicznym lufciku, kiedy Undertaker kończył przygotowania do podania leku. Rozkrojone kończyny hrabianki nie wyglądały zbyt dobrze, kości nawet nie zaczęły się porządnie zrastać, a wszystko, co je otaczało, było w znacznie gorszym stanie, niż żniwiarz mógł przypuszczać. Jednak nie dał tego po sobie poznać, wiedząc, że jedynie wyprowadził by z równowagi pacjentkę i kamerdynera. Zostawił tę informację dla siebie, licząc na to, że terapia okaże się skuteczniejsza, niż zakładał.
                — Jak się czujesz? — zapytał, odchylając się do Elizabeth.
                — Dobrze. Jestem tylko trochę zmęczona — odparła cicho, wciąż bojąc się, że nadmierne mówienie w jakiś sposób uszkodzi jej głos, uniemożliwiając wypowiedzenie słów zaklęcia.
                — Nie martw się. Możesz normalnie mówić. Przecież masz do wyrecytowania ze cztery bite strony tekstu — westchnął Grabarz.
Chciał ją pocieszyć, ale zorientował się, że to chyba wybrał nienajlepszy sposób. Było jednak za późno – stało się, a szlachcianka mimo strachu starała się trzymać nerwy na wodzy, podobnie zresztą jak jej służący. Chociaż Atmosfera w piwnicy zrobiła się strasznie ciężka. Winą za to nie można było nikogo obarczać. Takich zabiegów nie wykonywano dotąd w żadnym ze światów. Wprawdzie byłoby lepiej, gdyby wszyscy czuli się zrelaksowani i wierzyli w powodzenie zabiegu, jednak nie dało się na zawołanie wyzbyć emocji. Najważniejsze było to, że dotąd wszystko szło zgodnie z planem.
                — Skończyłem. Kiedy dół księżyca znajdzie się na dolnej linii okna, wasza kolej — oświadczył Undertaker i odłożył narzędzia na wózek.
Odsunął się nieco od stołu i zaczął łączyć pierwsze składniki mikstury, którą mieszając na koniec z krwią, miał podać nastolatce. Sebastian i Elizabeth wbili spojrzenia w księżyc, z zapartym tchem czekając na moment rozpoczęcia rytuału.
                Nie minęło nawet pięć minut, kiedy dół tarczy naturalnego, ziemskiego satelity zrównał się z krawędzią okna. Rozdzierające noc światło wpadło przez piwniczny lufcik, oświetlając twarz nastolatki, kiedy zaczęła z uczuciem recytować początkowe wersy pierwszej sekwencji zaklęcia. Czuła się niezwykledziwnie. Była słaba i bezwładna, a jednak przez jej ciało przepływała rozpierająca energia, która zdawała się płynąć wraz z jej słowami wprost w dłonie demona, który z idealnym wyczuciem, jakby został do tego stworzony, dokładał kolejne składniki do magicznej mieszanki.
                Elizabeth w całości poddała się mocy, zawierzając powodzenie zaklęcia w przedziwnej, psychicznej sile, którą zyskała wraz z ujrzeniem księżycowego blasku. Była przekonana, że będzie się denerwować, że ledwie zdoła opanować drżenie głosu, ale kiedy przyszło co do czego, ogarnęło ją swoiste katharsis. Nie miała w sobie stresu, nadziei, strachu, radości – były tylko kolejne linijki długiej inkantacji, w których wymawianie wkładała więcej serca, niż w cokolwiek innego w swoim życiu. Nie rozumiała tego stanu. Chciała o czymś pomyśleć, ułożyć w głowie jakieś zdanie, ale nie potrafiła. Jej dusza zawisła w przestrzeni pomiędzy światem fizycznym i astralnym, pozwalając jej jedynie obserwować sytuację. Po chwili zorientowała, że to nie ona wymawia zaklęcie. Stała się jedynie przekaźnikiem, bo tak naprawdę to jej wewnętrza siła uwalniała się z ciała za pomocą słów, a dziewczyna użyczała jej tylko swojego głosu.
                — Sasmungu ingerdierisite staarten morartetum. — Z ust Lizz wydobyły się słowa kończące pierwszą sekwencję, po których demon natychmiast przeniósł wytworzoną w trakcie miksturę do kolejnego pojemnika.
Roztarte składniki opadły na kilka ustawionych w stosik nietoperzych kości, i wraz z pierwszym słowem drugiej sekwencji, zapłonęły błękitnym ogniem, a towarzyszący płomieniowi dźwięk zmienił się w szept powtarzający po hrabiance wszystkie kolejne słowa.
                Sebastian zręcznie sięgał po kolejne proszki, fiolki z miksturami i wykonując odpowiednie gesty dodawał je do miski, podniecając płomień o nieprzyjemnym zapachu gnijącego ciała. Odór unoszącego się nad miską dymu stawał się dla niego nieznośny, lecz było w nim również coś znajomego, co kusiło go, by zanurzył dłoń w ogniu i pozwolił, by ten pochłonął go bez reszty. Dopiero kiedy jego pani była w połowie inkantowania drugiej sekwencji, zorientował się, że znajome wrażenie nie było pomyłką zestresowanego umysłu. Wraz ze szlachcianką stworzyli właśnie źródło wiecznego ognia, podobne do tego, które żyło całe milenia wewnątrz drzewa w ogrodzie na dachu piekielnego zamku. Odkrycie wzbudziło w Sebastianie jeszcze większe obawy, nie spodziewał się, że opisywany w instrukcji proces doprowadzi do powstawania tego właśnie bytu. Nie powinno się igrać z tak potężnymi siłami. Wiedział o tym nawet jego ojciec, choć nie raz zarzekał się, że skorzysta z pierwotnej mocy. Nie dane mu było jednak popełnić tego błędu, choć wszyscy, którzy znali prawdziwą naturę Beliala, wiedzieli, że nie odważyłby się tego zrobić. Teraz jednak Sebastian znalazł się w zupełnie abstrakcyjnej sytuacji: wraz ze swoją ukochaną, śmiertelniczką, tworzył coś, czego mocy sam nie był w stanie w pełni zrozumieć, a co dopiero próbować ją okiełznać.
                Strwożony spojrzał na Undertakera, ale nie dostrzegł na jego obliczu ani odrobiny wahania. Wyglądało więc na to, że wszystko szło zgodnie z planem. Nic jednak dziwnego, że grabarz nie zgodził się na pomoc z zewnątrz – za igranie z siłami pierwotnymi groziła najwyższa kara, która i tak nie była w stanie dorównać temu, co mogłoby się stać, gdyby taka moc wymknęła się spod kontroli.
                — Amandum mostromenis abidertita kakketenos — krzyknęła hrabianka, sygnalizując Sebastianowi, że druga sekwencja dobiegła właśnie końca.
Odłożył na bok wszelkie wątpliwości; sięgnął po skąpaną we własnej krwi pochodnię i wetknął ją do miski. Błękitny płomień momentalnie zajął nasączony materiał, rezonując i zwiększając swoją objętość. Sine wibracje sprawiały, że król piekła z trudem utrzymywał płonący kij.
Do kilku szepczących głosów dołączyły kolejne, tworząc swoisty chórek dla przewodzącego, zniekształconego nieco, głosu Elizabeth. Michaelis podszedł do kolejnego naczynia i ponownie, wraz z pierwszymi słowami kolejnej sekwencji zaklęcia, wrzucił przedmiot do wypełnionego szczurzym moczem terrarium. Nie chciał nawet wiedzieć, skąd Undertaker wziął coś takiego. Najważniejsze było to, że wszystko dalej postępowało tak, jak się tego spodziewali. Płyn zmienił kolor na fioletowy, a wraz z dodaniem do niego zmielonego korzenia mandragory w jego wnętrzu dostrzegł kilka wyładowań elektrycznych, które z czasem namnożyły się, tworząc fioletowo-złotą mieszankę czegoś, w pobliżu czego obawiał się nawet przebywać.  
                Chociaż pozornie mogłoby się wydawać, że dla żadnego z obecnych proces nie było wyczerpujący, w rzeczywistości zarówno Elizabeth – a właściwie jej ciało – jak i Michaelis, byli niezwykle wykończeni. Nawet siedzący bez ruchu bóg śmierci, który jedynie przyglądał się, jak z sekwencji na sekwencje mikstura zmienia kolor i stan skupienia, czuł, jak zaklęcie wyciąga z niego całą energię. Dlatego właśnie wybrał pełnię, w innym wypadku rzucenie tego arcyskomplikowanego czaru nie byłoby w ogóle możliwe. Po trosze żniwiarz dziwił się, że hrabianka dała radę dobrnąć aż tak daleko, lecz bardziej niż zaskoczenie, ogarniała go duma i szacunek wobec jej zawziętości.
                — Monder inistriken natosiusina egzekrato — inkantowała dalej szlachcianka.
Grabarz znał zaklęcie na pamięć, wiedział, że do końca wszystkich sekwencji zostało zaledwie kilka wersów. Obrócił się na krześle i wbił wzrok w dłonie demona. Substancja przybrała już niemal idealny stan. Kiedy Sebastian uniósł menzurkę ponad ostatnią z miseczek, wewnątrz piwnicy zrobiło się straszliwie duszno i wszyscy troje ledwie byli w stanie złapać oddech. To oznaczało, że wszystko przebiegło pomyślnie.
                — Reintercja — krzyknęła Elizabeth, a gęsta ciecz oślepiła mężczyzny swym blaskiem i zmieniła się w granatową zawiesinę pełną czegoś, co na pierwszy rzut oka przypominało drobinki srebra.
                — Teraz, szybko! — rzekł Undertaker, machając ręką na demona.
Skończył mieszanie składników swojej mikstury i połączył ją z tą, którą przyniósł mu Sebastian, po czym ostrożnie wylał całość na rany hrabianki, starając się pokryć jedynie te najrozleglejsze. W kontakcie ze skórą zawiesina zaczęła dymić i wydawać z siebie nieznośny skrzek.
                — Co się dzieje? — zapytała nieprzytomnie Lizz, próbując wyszarpnąć się z więzów, by zobaczyć, co powodowało nieprzyjemne wrażenia słuchowe.
                — Panienko, proszę się nie ruszać. — Uspokajał ją kamerdyner.
Chwycił dłoń swojej pani, przerażony orientując się, że była równie zimna, co ciało jego prawdziwej formy. Więc Grabarz miał rację. Na ten krótki moment Elizabeth oszukała rzeczywistość, sprawiając, że jej organizm zyskał właściwości typowe jedynie demonom. 

7 komentarzy:

  1. Kiedy Undertaker mówił o przepowiedniach Ciela to pomyślałam że jesteś jak Ciel, przewidziałś to że Liz przeżyje i napisałaś już dalsze rozdziały a każdy błąd w rytuale mógł spowodować zmiany. Nie wiem co to za dziwna teoria ale tak mi do głowy wpadło.
    A tak na serio to jestem bardzo ciekawa o co chodzi ze Cielem i co jeszcze ciekawego przewidział.
    Czy on maczał palce w porwaniu hrabianki i jej rodziców? A może ma coś wspólnego z tą wojną? Mam tyle pytań, a nie dostane żadnej odpowiedzi:( Pozostaje mi tylko czytać, haha.
    Zastanawiam sie czy już nie przesadzam sprawdzając twojego bloga codziennie w oczekiwaniu na nowy wpis XDD
    I jeszcze wymyśliłam, że Grabażowi była potrzebna krew demona bo miał jakąś umowe z aniołami. W sensie on daje im krew króla piekieł a oni dają mu jakiś składnik potrzebny do odprawienia rytuału. A aniołom krew demona jest potrzebna żeby wygrać wojne. Może skonstruują coś z tej krwi dzięki czemu będą mogli częściowo panować nad Sebastianem? Jestem prawie pewna że wykorzystają do swoich celów Elizabeth.
    Jestem pod wrażeniem tego jak to wszystko zaplanowałaś, wymyśliłaś, opisałaś. Awww, zazdroszczę wyobraźni!
    Tym co piszesz potrafisz wywołać tyyyle emocji. Stresowałam sie razem z Elizabeth przed całym wydarzeniem i martwiłam razem z Sebastianem.
    A to kiedy opisywałaś że wszystkie emocje ją opuściły i po prostu wypowiadała słowa-skojarzyło mi sie z jakimś narkotykowym tripem, hahaha, troche dziwne skojarzenie.
    Próbujący sie opanować Sebastian, jeeeju. Biedak musiał pić własną krew żeby powstrzymać głód:( Należy mu sie po tym jakaś nagroda, mam nadzieje że Liz coś wymyśli i idiota nie będzie musiał lecieć do Enepsi żeby pić z jej wanny. Dobra czekaj co ja pisze XDDDD
    Co do Enepsi też mam kilka głupich teorii.
    Po jakimś czasie zrozumie że Sebcio jakoś długo jej nie odwiedza i wcale mu sie nie śpieszy wracać więc sama złoży mu wizyte i przekona sie co go tak zajmuje.
    Porwie Elizabeth, będzie ją trzymała w strasznych lochach królestwa piekieł i torturować ją szantażując Sebastiana.
    Kurcze, ten mój komentarz zamiast nawiązywać do rozdziału zawiera jakieś chore wytwory mojej wyobraźni.
    Ja chce już kolejny rozdział, dowiedzieć sie co dalej, dlaczego przerywasz w takim momencie aaaaaa:(
    Poważny Undertaker? Co tu sie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się nie krępuj! Wasze teorie to moja ulubiona część komentarzy <3. Dzięki nim wpadłam na wiele ciekawych pomysłów i często przypominacie mi o jakimś wątku, który wypadł mi z głowy.
      Co do tej wyobraźni i zamysłu... To wcale nie jest tak, że tska genialna jestem. Po prostu pisząc, wrzucsm coś tajemniczego, niewyjaśnionego, zostawiam gdzieś jakąś furtę, bo: nie wiem jeszcze co tam będzie, chcę tam coś wrzucić, przyda się na później. Potem w trakcie dalszego pisania mózg sam to wszystko łączy, a ja jesten tylko maszynką do posania, jak Elizabeth jest przekaźnikiem słów mocy hahahaha xD.
      Niestety nie mogę potwierdzić Twoich teorii, zaprzeczyć im ani podpowiadać, bo to by zabiło przyjemność z czytania. Chociaż znowu śmiechłam, jak napisałaś, że pozostaje Ci czytać ahahahahaha xD.
      Pocieszę Cię tylko tym, że wątek że Cielem się wyjaśni xD.
      A Enepsi na razie niczego nie podejrzewa, bo Sebastian jest w ludzkim świecie pod pretekstem szukania czegoś, co pomoże poznać tożsamość ich przeciwnika :P.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciel przewidział zabieg... Przepraszam bardzo, wydaje mi się to nieco naciągane. Skoro był aż tak genialny jako wróżka ze srebrna kulką, dlaczego nie przewidział własnej śmierci? Co stanęło mu na przeszkodzie? Czy może doszedł do wniosku, że on nie pomoże Sebastianowi osiągnąć celu, a Lizzy tak? I dlatego wspaniałomyślnie postanowił pomóc w sprzątnięciu się ze świata?
    Działania żniwiarza bazowały na logice AHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAH * cenzura* aHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHHAHHHAHAHAHAHHAHAHAHAHHHA
    To żeś dowaliła, bo medycyna demoniczno-ludzko-żniwiarzowa (?) Jest tak logiczna, że każdy potrafi do tego dojść swoim umysłem.
    "kilka kończyn, których pochodzenia nie zamierzał nikomu zdradzać. " - No jak to skąd? Od nas z piwnicy gwizdnął XDDDDDDD
    Dlaczego w momencie największej powagi ja zachowuję się jak szalony Undziu?
    Ta Atmosfera w piwnicy musiała być naprawdę niezwykła, skoro napisałaś ja z wielkiej litery.
    " Czuła się niezwykledziwnie" Ja też się czuję niezwykle dziwnie, czytając wyrazy nieoddzielone spacją.
    "Dopiero kiedy jego pani była w połowie inkantowania drugiej sekwencji, zorientował się, że znajome wrażenie nie było pomyłką zestresowanego umysłu. Wraz ze szlachcianką stworzyli właśnie źródło wiecznego ognia" - że co? Jakiego znów ognia? Jedyne miała Enepsi w ogródku, gdzie o tym była wcześniej mowa? Rozbij mi jeszcze parę wątków z dupy wziętych o Tomoko i jej miłości, a na pewno będę pamiętać. Jaki ogień? T.T Chodzi o link, za pomoca którego przywołała Sebastiana do celi w piwnicy?
    Trolololo, Lizzy demon XD podoba mi się, bo jak ktoś ma zimne rączki, to niechybny znak, że jest demonem. Aż mam nieodpartą chęć dotknięcia ciebie w stanie, gdy moje opuszki przybierają fioletowy kolor :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee... No tak, Ciel przewidział wiedziele rzeczy, swoją śmierć również. Jestem prawie pewna, że to było zasugerowane, w którymś z rozdziałów. Wprost powiedziane nie zostało, bo na rozwiązanie wątku Ciela jeszcze przyjdzie czas.
      Zasady działania tego, co robi Undertaker to jedno wielkie wibbly-wobbly. Bazując na tym, co wydawało mu się logiczne, co łączyło w sobie sposób postępowania ze wszystkich trzech, znalazł sposób, by to połączyć. Więc tak, to logiczne.
      I nie wiem, czemu masz głupawkę, ale mam wrażenie po tym komciu, że kompletnie zgubiłaś wątek.
      A ten ogień... To jest oczywiste. Ten jedyny błękitny. Tak, ten z piekielnego ogrodu. Nie było dotąd wielu błękitnych ogni, więc to nie było trudne do zrozumienia. Zresztą skoro był wspomniany Belial to już aż nazbyt oczywista aluzja, który to ogień. No, a wątki w pewnym momencie się łączą, bo nic nie jest bez przyczyny. Czytane jako ciążka, lub jednym ciągiem, nie będzie sprawiało problemu. Nie mogę co rozdział przypominać o wszystkim, bo cały klimst i tajemnicę straeli szlag TT_TT.
      A zimne ręce są fajne, ja tam swoje lubię, przynajmniej mam od czego ochłodzić gorący ryj. No a Lizz miała na oewjo zimniejsze niż ludzie z zimnymi rękami, inaczej Sebastisn nie zorientowałby się, że coś jest nie tak xD.

      Usuń
  4. Wowowow *.* Jak szybciutko się czytało. Zaje*isty rozdział :D Jestem dumna z Lizz ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze ten fragment xD :
    „Powieki dziewczyny drgnęły odruchowo, potem poruszyła się ospale, by po chwili otworzyć oczy i krzyknąć z przerażenia, widząc twarz mężczyzny tak blisko swojej, że aż jej się rozdwajała. Hrabianka zamachnęła się i wymierzyła bogu śmierci siarczysty policzek.
    — Undertaker! — krzyknęła zaskoczona.
    — Elizabeth! — odkrzyknął shinigami.
    — Panienko! — zawtórował Sebastian.”
    No rozwaliło mnie to Hahah 😂 Zaczęłam się śmiać jak głupia xDD

    OdpowiedzUsuń

.