środa, 27 kwietnia 2016

Tom IV, XV

Wreszcie jest! 
Wiem, że na to czekaliście i wreszcie się doczekaliście. Kolejny rozdział w Wasze ręce, a ja idę spać, bo jutro trzeba się uczyć, żeby zdać kolosa w pierwszym terminie i zaskoczyć wykładowce (chociaż, znając życie, to pewnie on znów zaskoczy nas xD). 

Przy okazji:
Założyłam nowego bloga, na którym opisuje swoje gadżety, mangi, wszystko co mangozjebane, no i oczywiście herbaty. Takie to luźne dosyć, więc się nie zmęczycie :P. Serdecznie zapraszam! :)
Mangozjeb w Herbacie Tonący

To wszystko na dziś. Życzcie mi w czwartek powodzenia.

Miłej lektury :*

==================

                Kwadrans później chłopak znalazł się w części posiadłości, w której znajdowały się kwatery służących. Przywykł już do wystroju odznaczającego się od reszty budynku prostotą. Ściany pokryte były jednokolorową tapetą pozbawioną jakichkolwiek motywów, jeśli nie liczyć kilku zacieków wokół drzwi. Mrok korytarzy rozpraszał jedynie blask świec, w którym wyblakły dywan wyglądał znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Mimo surowego wystroju, nawet ta część rezydencji emanowała aurą pozytywizmu.
                Nastolatek odnalazł drzwi sypialni kamerdynera, wcześniej otwierając wszystkie po drodze, z których większość stała pusta, jakby od lat czekała na nowych lokatorów. Jeanny wspominała blondynowi, gdzie znajduje się pokój Sebastiana, jednak jej opis był nieco mętny i dopiero kiedy nastolatek przekroczył próg pomieszczenia, upewnił się, że trafił do celu.

                Na pierwszy rzut oka należąca do kamerdynera przestrzeń niczym nie różniła się od pozostałych sypialni – i właśnie to już na samym wstępie wzbudziło w Jemie podejrzliwość. Niepewnie wszedł do środka, zatrzymując się w samym centrum sporego pokoju, jakby bał się, że wewnątrz znajdują się jakieś pułapki. Nic jednak na niego nie wyskoczyło, nie został oblany, nie usłyszał alarmu. Wyglądało na to, że był nieco przewrażliwiony. Rozejrzał się więc wokół siebie w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu przybliżyć prawdziwe oblicze Michaelisa. Pierwsze rzuciło mu się w oczy stojące na sekretarzyku zdjęcie. Obok niego stał kałamarz, nieopodal leżało pióro, kilka luźnych kartek, notes, jakieś dokumenty – nic ciekawego, nic osobistego. Ubrania wiszące równiutko na wieszakach w wielkiej szafie naprzeciwko łóżka również wyglądały zwyczajnie. W etażerce James znalazł książkę z dedykacją od Elizabeth, a w szufladzie spinki do mankietów z herbem rodu Roseblack i nieużywany krawat, który zupełnie nie pasował do służącego – najprawdopodobniej on również był nietrafionym prezentem.
                Następnie nastolatek przeszukał łazienkę. Tam udało mu się znaleźć coś, co chociaż odrobinę odbiegało od normy. Na podłodze w prysznicowym brodziku leżało kilka potłuczonych płytek, a półtora metra ponad nimi, na ścianie, wyróżniało się niewielkie wgłębienie. Nie było w tym jednak niczego podejrzanego – wypadki zdarzały się każdemu, nawet komuś tak idealnemu, to zupełnie normalne. Szczególnie kiedy stara się, by coś sprawiało wrażenie zwyczajnego. Zniechęcony James opuścił łazienkę i westchnąwszy, opadł ciężko na krzesło naprzeciw łóżka demona. Tępo wpatrywał się w materac, póki nie doznał nagłego olśnienia.
                — Łóżko! — krzyknął sam do siebie i zerwał się z siedzenia.
Ostrożnie podszedł do mebla i obejrzał go dokładnie. Wydawał się nowy, jakby zupełnie nieużywany. Pościel była czysta, choć nie grzeszyła świeżością. Pachniała kurzem, a to oznaczało, że leżała tu niezmieniana od dłuższego czasu. Co to za kamerdyner, który utrzymuje idealny porządek, a śpi w czymś takim? Jednak chłopak nie wydał jeszcze osądu. Michaelis mógł cierpieć na brak zmysłu powonienia, mieć dziwaczne przyzwyczajenia albo zwyczajnie takie warunki mu nie przeszkadzały. Jednak przy bliższych oględzinach James zorientował się, że pościel nie nosiła żadnych śladów użytkowania. Na dodatek samo łóżko również wyglądało tak, jakby było zupełnie nowe, bez najmniejszego zadrapania.
                Młody detektyw przesunął odrobinę mebel, by zbadać stan podłogi. Tak jak się spodziewał  – pod nóżkami była jaśniejsza. Oznaczało to, że nikt nie zmieniał jego położenia przynajmniej od kilku lat. Zatem nie był to nowy zakup. To odkrycie sprawiło, że nastolatek nabrał poważnych podejrzeń. Możliwe, że Sebastian nie lubił spać w łóżku, jednak nic w pokoju nie wskazywało na to, by regenerował siły gdzie indziej. Czyżby w ogóle nie potrzebował snu? To nie było możliwe, przecież ludzie musieli…
                — Ale przecież ludzie… — powtórzył myśl na głos, mając nadzieję, że to w jakiś sposób rozjaśni mu umysł.
Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Jedna, irytująca refleksja odbijała się echem w głowie blondyna, sprawiając, że wzbierał w nim stres. Nie był w stanie usiedzieć w miejscu. Jeszcze raz dokładnie przeszukał całą sypialnie kamerdynera, lecz rezultat był dokładnie taki sam. Wszystko wskazywało na to, że Sebastian Michaelis nie był człowiekiem. W prawdzie James mógł brać pod uwagę, że służący zwyczajnie spał w innym pokoju, ale znów — wszystko inne, włącznie z informacjami, które zebrał od reszty pracowników rezydencji, wskazywało na to, że użytkował ten pokój, żył w nim i nigdy nie korzystał z innego.
                Jamie słyszał wielokrotnie o potworach, duchach, demonach, dziwnych zwierzętach i całej masie innych wymysłów ludzkiej wyobraźni, ale dotąd nie spotkał się z żadnym dowodem na to, że takie istoty były prawdziwe. Nie wierzył w nie. Zawsze sceptycznie podchodził do tego typu spraw, ale odkąd poznał kamerdynera, powoli zaczynał powątpiewać w swe przekonania. Od samego początku mężczyzna wydawał mu się dziwny. Na dodatek okoliczności ich pierwszego spotkania również nie należały do najzwyczajniejszych. Chociaż śmiał się sam z siebie, naprawdę zaczynał wierzyć, że lokaj nie był tym, za kogo się podawał. A jeśli to była prawda, Elizabeth mogła być w niebezpieczeństwie.
                Dźwięk kroków wyrwał chłopaka z zamyślenia. Chciał się schować, ale było już zbyt późno. Thomas otworzył drzwi sypialni przełożonego i zobaczył stojącego na jej środku przerażonego nastolatka. Zdziwił się niezmiernie, bowiem Sebastian przed wyjazdem do Londynu wspominał, że może dojść do podobnej sytuacji. Wyjaśnił kucharzowi i pokojówce, że w wyniku urazu głowy James bywa splątany i należy podać mu lekarstwo, po którym zaśnie i się uspokoi. Służący uwierzyli przełożonemu kamerdynerowi i kiedy pokojówka usłyszała, że ktoś myszkuje w, należącej do służby, części posiadłości, przekazała informację Thomasowi, a ten postąpił zgonie ze wskazaniem Michaelisa i udał się za gościem, by mu pomóc.
                — No już, chłopaku, spokojnie. Nie denerwuj się — zaczął spokojnie, z wyciągniętymi przed siebie rękami zbliżając się do Jamesa.
Nastolatek błądził wzrokiem po wnętrzu pomieszczenia, instynktownie odsuwając się od kucharza, póki nie uderzył plecami o ścianę. Był przekonany, że reszta służących zna sekret Sebastiana i teraz, kiedy on również go poznał, zamierzali pozbyć się świadka. Gdy Thomas spróbował chwycić blondyna za dłoń, ten wykręcił jego rękę, pchnął napastnika na łóżko i zdenerwowany wybiegł na korytarz. Jednak wpół drogi do wyjścia z pracowniczej części rezydencji napotkał Jeanny. Dziewczyna trzymała w dłoniach sznur i mówiła coś spokojnym tonem. Jamie jednak nie był w stanie zrozumieć, co próbowała mu przekazać. Stres wziął nad nim górę, popychając ciało do desperackiej ucieczki. Rzucił się na pokojówkę i spróbował ją odepchnąć, jednak ta obezwładniła go i przeprowadziła iniekcję, nim blondyn zorientował się, co się wydarzyło.
                Jeanny nie bez powodu była służącą rodu Roseblack. Jej potulne usposobienie, radosny uśmiech i pozorna niezdarność były cechami, które sprawiały, że wszyscy jej pobłażali, nie wiedząc, że w rzeczywistości doskonale radziła sobie w walce. Może nie była tak zręczna jak Sebastian, ani równie silna jak Thomas czy Tai, ale wciąż wyróżniała się ponadprzeciętnymi umiejętnościami.
Związała gościa sznurem, zawołała Thomasa i razem zanieśli nastolatka z powrotem do sypialni.
                — Nie sądziłam, że to prawda. Wydawało mi się, że Sebastian przesadza — wyznała Jeanny, patrząc smutno na nieprzytomnego Jamesa.
                — Też miałem taką nadzieję. Przez większość dnia zachowywał się zupełnie normalnie — odparł Thomas.
Sprawdził wytrzymałość węzłów i ręką popchnął delikatnie pokojówkę w stronę wyjścia. Było mu żal chłopak, szaleństwo w tym wieku nie było niczym przyjemnym. Jeśli nie uda mu się z tego podnieść, prawdopodobnie jego życie drastycznie się zmieni i już zawsze będzie potrzebował opieki. Dobrze, że był przyjacielem Elizabeth. Dziewczyna miała na tyle wielkie serce, by przyjąć go pod swój dach i zapewnić mu wszystkie niezbędne wygody przez wzgląd na dawne czasy.
                — To przykre. Mam nadzieję, że mu się poprawi — westchnęła pokojówka.
                — Ja też, Jeanny, ja też…
~*~
                Undertaker zawisł nad twarzą Elizabeth, rozbawiony dmuchając w jej twarz. Wraz z Sebastianem zgodnie uznali, że najwyższa pora ją obudzić. Powoli zaczynało zmierzchać. Za kilka godzin księżyc miał znaleźć się w idealnym położeniu. Przygotowania do samego zabiegu, a także pierwsza faza – pokrojenie świadomej hrabianki na stole operacyjnym – miało zająć nie więcej niż dwie godziny. Oboje wiedzieli też, że dziewczyna będzie musiała powtórzyć wszystkie sekwencje zaklęcia, którego się nauczyła. Musiała być również w pełni władz umysłowych, a po samym obudzeniu się jeszcze przez jakiś czas miała pozostać lekko otępiała. Wobec tego zdecydowali, że nie można dłużej zwlekać. Grabarz zaaplikował dziewczynie lek, który miał pomóc jej się obudzić, a demon niechętnie krążył wokół fotela, podważając słuszność czynów siwego mężczyzny. Nie uważał, by do sprawdzenia trzeźwości jej umysłu i reakcji na bodźce zewnętrzne niezbędne było wiszenie tuż nad jej ciałem. Tymczasem wiekowy bóg śmierci, klęczał na podłokietnikach fotela, całym sobą unosząc się zaledwie kilka cali nad Elizabeth. Michaelis doskonale zdawał sobie sprawę, jak burzliwą reakcję wywoła w jego pani cała ta sytuacja, ale shinigami szedł w zaparte.
                — Wstawaj, Elizabeth, pora dać się pokroić — powiedział rozbawiony grabarz, po raz kolejny dmuchając w twarz nastolatki.
Powieki dziewczyny drgnęły odruchowo, potem poruszyła się ospale, by po chwili otworzyć oczy i krzyknąć z przerażenia, widząc twarz mężczyzny tak blisko swojej, że aż jej się rozdwajała. Hrabianka zamachnęła się i wymierzyła bogu śmierci siarczysty policzek.
                — Undertaker! — krzyknęła zaskoczona.
                — Elizabeth! — odkrzyknął shinigami.
                — Panienko! — zawtórował Sebastian.
                — Ze wszystkimi witasz się w ten sposób po upojnej nocy? — zapytał grabarz, uśmiechając się obleśnie.
Lewą ręką pomasował policzek, a potem, mimo wyraźnych sprzeciwów szlachcianki, chwycił ją za nadgarstek, by zbadać puls. Następnie sprawdził reakcję źrenic dziewczyny, kilka odruchów, po czym zeskoczył z fotela, dumnie obwieszczając, że udało mu się uśpić ją i wybudzić bez spowodowania szkód w organizmie. Uznał również, że powinni cieszyć się z tego ogromnego sukcesu, ale ani Sebastian, ani tym bardziej Elizabeth, nie uważali, by wykonanie poprawnie tak podstawowej czynności było powodem do dumy w świetle tego, co grabarz miał niedługo zrobić. Hrabianka czuła się jeszcze bardziej przestraszona, widząc jak mężczyzna szczerze triumfuje z tak błahego powodu.
                — To był żart! Jesteście tacy sztywni! Oczywiście, że umiem to zrobić! — krzyknął podirytowany bóg śmierci, widząc poważne miny obojga swoich gości.
                — To wspaniale… — mruknęła niepewnie Lizz.
Sebastian zjawił się u jej boku, wyjaśnił co się stało i dlaczego ją uśpili, a potem przedstawił jej plan działania. Miała zaledwie dwie godziny, by doprowadzić się do porządku i powtórzyć wszystkie sekwencje zaklęcia. Martwiła się, że nie da rady. Że przy tak ogromnym stresie jej umysł zawiedzie, pomiesza słowa inkantacji i w rezultacie doprowadzi do jej przedwczesnego zgonu. Nie chciała odchodzić z tego świata w ten sposób – nie dopełniwszy zemsty. Pragnęła sprezentować demonowi taką duszę, jakiej pożądał. Nie mogła pozwolić na to, by jej oprawcy uniknęli kary. Zbyt wiele przeszła.
                Demon próbował ją uspokajać, mówiąc, że na pewno da sobie radę, jednak dziewczyna nie chciała mu wierzyć. Dopiero, kiedy powtórzyli wszystko cztery razy bez żadnego błędu, odetchnęła nieco, chociaż w dalszym ciągu była niezwykle zestresowana. Michaelis chciał zająć ją rozmową, lecz nie przynosiło to żadnego efektu. W ostateczności ostatnie minuty przed rozpoczęciem zabiegu spędzili w całkowitym milczeniu, wpatrując się w zasłonięty przeźroczystą płachtą stół. Hrabianka trzymała w zaciśniętej dłoni medalik, który sprezentował jej Jamie, oraz łuskę – prezent od Sebastiana. Próbowała sobie wmówić, że jeśli będzie trzymać je odpowiednio mocno, wszystko na pewno przebiegnie zgodnie z planem. Kiedy jednak zobaczyła, jak przygotowany do zabiegu Undertaker dezynfekuje narzędzia, a demon zbliża się do niej, by przebrać ją w specjalny fartuch, poczuła nagłą chęć powiedzenia kamerdynerowi, co do niego czuje. Jednak zdusiła w sobie tę irracjonalną radę owładniętego strachem umysłu i jedynie rzuciła kilka złośliwych komentarzy na temat nagości, dotykania i nieodpowiedniego zachowania grabarza oraz niekompetencji Michaelisa, który do takowego dopuścił.
                — No już, kładź ją, rozetnij to cholerstwo, przywiąż ją i wprowadź tu, inaczej nie zdążymy — ponaglił Undertaker, wypychając stół poza zabezpieczony obszar i wchodząc do wnętrza zaimprowizowanego pokoju zabiegowego wraz z wózkiem pełnym instrumentów chirurgicznych. Demon wziął swoją panią na ręce i delikatnie położył ją na blacie.
                — Sebastian! — pisnęła przerażona hrabianka, gdy demon zapiął pierwszą z dziewięciu klamr, zaciskając ją mocno na ramionach swojej pani.
Brunet spojrzał na nią i zmusił się do uśmiechu. Nie chciał, by widziała, że on również się denerwuje. Odkąd tylko przekroczyli drzwi zakładu, starał się zachować zimną krew i być wsparciem dla wyraźnie spanikowanej nastolatki. Rzadko widywał ją w takim stanie i ani razu nie był on wywołany błahostką. Zawsze podziwiał wewnętrzną siłę Elizabeth, z istnienia której nastolatka nie zdawała sobie nawet sprawy. Wiedział jednak, że nawet ona ma jakieś granice wytrzymałości i jedną z nich właśnie przekraczali. Przez chwilę zastanawiał się, jak sam zachowałby się na jej miejscu, lecz porzucił rozważania w obawie o to, że jedynie dodatkowo by go zestresowały.
                Służący rozciął ciężki gips okalający nogi swej pani i odrzucił go na bok, po czym wyczyścił kończyny i sięgnął po kolejny z pasów, którymi musiał przywiązać nogi szlachcianki do łóżka.
                — Nie denerwuj się, panienko. Poradzisz sobie — powiedział spokojnie, a w jego głosie można było wyczuć szczerą pewność.
Naprawdę wierzył, że jego ukochana podoła zadaniu. Jeżeli zabieg miał zakończyć się niepowodzeniem, na pewno nie będzie to jej wina. Znał ją i wiedział, że gdyby podświadomie nie czuła się gotowa, nawet w ostatniej chwili zatrzymałaby cały proces tylko po to, by jeszcze raz powtórzyć krok po kroku cały przebieg procesu. Jednak tego nie zrobiła, co dawało Michaelisowi pewność, że była gotowa.
                — A jeśli nie dam rady? Co, jeśli zapomnę? — dopytywała płaczliwie, w duchu karcąc się za okazywaną słabość.
                — Jesteś silna, Elizabeth. Wszystko będzie dobrze — rzekł stanowczo demon, dopinając kolejną z klamr.
Szlachcianka zamilkła. Kamerdyner po raz kolejny zwrócił się do niej po imieniu. Nie zwykł robić tego bez powodu. Myślał, że w ten sposób ją uspokoi? Nie. Gdyby chodziło tylko o to, od samego początku by się tak odzywał. On zrobił to dla siebie. Denerwował się, był przerażony, a ona – dopiero teraz, kiedy dźwięk jej własnego imienia wypowiedzianego tym ciepłym głosem rozbrzmiał w jej uszach – opanowała się na tyle, by wyczytać z twarzy służącego targające nim emocje. Bał się nie mniej niż ona, ale potrafił wziąć się w garść i zachować zimną krew. Powiedział, że jest w stanie sobie poradzić, a przecież nie kłamał. Skoro więc odważył się tak pewnie rzecz te słowa, zwieńczając wypowiedź użyciem jej imienia – musiał mieć rację. Jeśli demon miał w sobie tyle wiary, ona również musiała spróbować.
                Uspokoiła się. Przestała się szarpać i nerwowo rozglądać się na boki. Jej głowa, ramiona, łokcie, nadgarstki, biodra i kostki zaciśnięte były pasami, które – w razie gdyby coś poszło nie tak – miały utrzymać ją w miejscu. Oddychała płytko, ale równo, starając się nie wpadać w histerię. Całą uwagę skupiała na Sebastianie. Na jego odrobinę wolniejszych, choć wciąż pewnych, ruchach dłoni, mimice twarzy, postawie, głosie, częstotliwości mrugania, ułożeniu zmarszczek mimicznych, prędkości i głębokości oddechu – wszystkim, co pomagało jej ocenić, jak się czuł. I chociaż wiedziała, że właściwie jego stan można było opisać krótkim „cholernie zmartwiony”, wciąż zgłębiała każdą najdrobniejszą reakcję, bo zwyczajnie ją to uspokajało.
                Demon zakończył przygotowania, sprawdzając dwukrotnie, czy odpowiednio mocno zacisnął pasy, a potem uśmiechnął się do nastolatki, życząc jej powodzenia.
                — Sebastian… — jęknęła, zatrzymując go, nim zdążył przejść na drugą stronę płachty. — Damy sobie radę — dodała pewnie i obdarzyła demona szczerym, ufnym uśmiechem.
Wiedziała, że tego potrzebował. W tej chwili, bez względu na wszystko, co dotąd się stało, musiała mu zaufać. Właściwie nie musiała – już ufała, ale potrzebowała kilku godzin, by zdać sobie z tego sprawę. Sebastian opuścił oddzieloną część pokoju, zrzucił z siebie ubranie ochronne, które wcześniej przygotował dla niego grabarz, i stanął za blatem, po drodze zdejmując kawałek metalu zasłaniający lufcik przy suficie pomieszczenia, czekając aż rozpocznie się zabieg. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.