piątek, 10 czerwca 2016

Tom IV, XXVIII

Miałam wczoraj okropną przygodę. W ogóle miałam strasznie kiepski dzień. Najpierw pojechałam bez sensu na drugi koniec miasta po książkę, którą już ktoś wypożyczył, a o czym moja kochana biblioteka instytutowa nie raczyła powiadomić, a potem jeszcze komputer przestał czytać dysk, na którym mam właściwie WSZYSTKO, od opka poczynając, przez obrazki, tłumaczenia, na notatkach ze studiów kończąc. I byłabym się zabiła ze smutku, gdyby nagle, wtem!... jakby nigdy nic wszystko nie wróciło do normy. Nie kupujcie tych wynalazków tablet + komputer w jednym. Szkoda nerwów, chyba że lubicie takie skoki adrenaliny xD. Ja lubię się bać, ale nie o moje dziecko :*.

No dobsz, a teraz o czym innym. Nie komentujecie. Nie podoba mi się to. Wyświetlenia rosną, właściwie nigdy nie miałam takich wysokich w tak krótkim czasie, a jednak komentarzy nie ma i nie wiem, jak to interpretować. Byłoby dobrze, gdyby ktoś poza moją wierną czytelniczką (:*) odezwał się i dał znać, co sądzi o rozdziałach. Bo wiecie, ja to będę do znudzenia powtarzać, ale te Wasze opinie wiele wnoszą. Mówią mi, co Wam się podoba a co nie, pozwalają coś pozmieniać, zwracają uwagę na błędy albo jakieś dziwnie pokrętne zabiegi, które może rozumiem tylko ja. Także zachęcam Was do komentowania. Lubię komentarze. DAWAJCIE xDDDDD. 

Miłego :*


============

                Rozważania Lizz, na temat podjęcia próby dostania się do okna, przerwał błysk, któremu towarzyszył głośny, nieprzyjemny dźwięk. Burza. Przerażona hrabianka wzdrygnęła się i schowała pod kołdrę. Od zawsze bała się burzy. Ze wszystkich żywiołów, ten napawał ją największym przerażeniem, chociaż wiedziała, że jej strach właściwie był bezzasadny. Rzadko zdarzało się, by piorun wpadł przez okno, a w tak zabezpieczonej na tę okoliczność posiadłości zakrawało to na cud. Jednak dziewczyna i tak się bała, wręcz zżerało ją przerażenie. Drżała, ledwie powstrzymując się, by nie szczękać zębami. Przy kolejnym uderzeniu krzyknęła zdenerwowana i przesunęła się nerwowo, nagle orientując się, że jej nogi zmieniły położenie.

                Na krótką chwilę zapomniała o zbliżającej się burzy i wbiła spojrzenie w kończyny. Bezskutecznie próbowała mini poruszyć i kiedy już zaczęła wyśmiewać w duchu płatający figle umysł, kolejny grzmot sprawił, że w przerażeniu znów jej nogi drgnęły, minimalnie przesuwając się na bok. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Chciała zacząć krzyczeć z radości, dać się pomieść napawającej serce euforii, ale była zbyt przerażona, by sobie na to pozwolić. Skuliła się pod kołdrą i szeptała pod nosem, prosząc, by ktoś do niej przyszedł, zamknął okno i uchronił ją przed tymi okropnymi dźwiękami. Nie chciała umrzeć porażona piorunem. Bała się na samą myśl o przeszywającym ciało prądzie, gorącu smażącym jej ciało, tak dobrze znanym jej smrodzie spalenizny…
                — Panienko? — Usłyszała dobiegający zza drzwi dźwięk.
~*~
                Król piekła spędził kilka godzin w swoim pokoju, pogrążając się w cierpieniu i beznadziei. Po czasie doszedł jednak do wniosku, że póki jego kontrakt wciąż jest w mocy, a panienka Elizabeth nie powiedziała mu prosto w twarz, że jego praca dobiegła końca, nie ma prawa załamać się i odejść. Już raz zostawił swoją panią i nie zamierzał ponownie popełnić tego samego błędu. Doprowadził więc pokój do poprzedniego stanu, opuścił sypialnię i powrócił do obowiązków, zręcznie unikając kontaktu z którymkolwiek ze służących. Wiedział, że próbowaliby go pocieszyć, ale jedyne, co udałoby im się osiągnąć, to dodatkowe zdenerwowanie go. Potrzebował spokoju, samotności i wyciszenia, które odnalazł, sprzątając południowe skrzydło posiadłości, w którym niegdyś spędzał ze swoją panią sporo czasu, trenując sztuki walki. Obecnie miejsce to zostało porzucone. Nikt nie przychodził ćwiczyć, w ogóle nikt nie wchodził do środka. Wewnątrz pomieszczenia unosił się kurz, a suche powietrze przesiąkło nieprzyjemnym zapachem stęchlizny.
                Michaelis podszedł do okna, otworzył je i wpuścił do wnętrza salonu trochę światła, przy okazji wietrząc przykry odór. Następnie zajął się dokładnym odkurzaniem regałów. Półka po półce ścierał szarą warstwę brudu z drewnianej powierzchni, wyobrażając sobie, że z taką samą łatwością mógłby zmazać swoje występki przeciwko ukochanej. Żałował, że w rzeczywistości potrzeba było dużo więcej, niż jednej, zwilżonej szmatki, by naprawić wszystkie błędy.
                Nie spieszył się. Przykładał wiele uwagi do każdego, kolejnego zadania, chcąc, by pod sam koniec cały pokój lśnił czystością. Sprzątanie zwyczajnie go relaksowało. Nie zauważył nawet, kiedy minęła kolejna godzina i mała wskazówka jego kieszonkowego zegarka minęła rzymską czwórkę na białej tarczy. Tak, jak przewidział, a z czego jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy, niebo zasnuło się chmurami, a delikatna, letnia bryza zupełnie znikła. Wytrwale ćwierkające od samego rana ptaki ucichły, osiadając na gałęziach drzew na skraju lasu nieopodal bramy posiadłości. Za oknami zrobiło się niezwykle szaro i niepokojąco spokojnie, jednak Michaelis zupełnie nie zwracał uwagi na otaczający go świat. Pochłonięty własnymi myślami i relaksującym sprzątaniem zorientował się, że coś było nie tak, dopiero kiedy wnętrze salonu wypełniło na moment ostre światło, a zbyt idealną ciszę przerwał głośny huk.
                — Już tak późno… — mruknął sam do siebie i odstawił na miejsce na wpół zakurzony wazon, opuszczając pomieszczenie i kierując się do sypialni Elizabeth.
Nie wiedział, czy dziewczyna pozwoli mu wejść do środka. W jego założeniu, ten dzień miał wyglądać zupełnie inaczej, jednak rzeczywistość zweryfikowała jego mrzonki i był zmuszony dostosować się do zaistniałej sytuacji.
                Dotarłszy pod drzwi sypialni hrabianki, zapukał trzy razy i odezwał się, wzywając ją niepewnie. Z korytarza był w stanie usłyszeć przyspieszony oddech dziewczyny i nerwowe bicie serca, które zachowywało się tak, jakby próbowało uwolnić się z cherlawej piersi właścicielki. Elizabeth nie odpowiadała, ale mimo to, demon postanowił wejść do środka. Wcisnął klamkę i powoli otworzył drzwi. Rozejrzawszy się, dostrzegł wystającą spod kołdry, drobną stopę nastolatki, która – dałby sobie rękę uciąć – drgnęła nerwowo, kiedy kolejny grzmot wypełnił wnętrze pokoju.
                — Sebastian! — pisnęła Lizz, wyciągając rękę spod pościeli.
Kamerdyner podszedł do szlachcianki i chwycił jej dłoń, uspokajająco głaszcząc jej wierzchnią część.
                — Jestem tutaj, panienko — rzekł łagodnie, siadając na materacu obok dziewczyny.
                Lizz czuła się straszliwie zażenowana swoim zachowaniem. Ledwie kilka godzin temu kazała demonowi zniknąć sobie z oczu, obwiniając go za wszelkie zło, jakie spotkało ją w życiu, by w obliczu tak pospolitego żywiołu odnajdywać w nim oparcie. Nie powinna zachowywać się w ten sposób, ale pierwotny lęk był dużo silniejszy, niż słabowity głosik w głowie hrabianki przemawiający jedynie do jej sumienia, sprawiając, że oprócz lęku czuła się również winna.
                Wyładowania elektryczne nie ustawały, a ich częstotliwość z każdą chwilą narastała. Towarzyszące im efekty dźwiękowe zaczynały zlewać się w jedno, ciągłe, niezwykle niepokojące uderzanie, jakby ktoś uparcie próbował przebić się przez blaszane drzwi. Elizabeth wiedziała, że nic jej nie grozi. Próbowała przemówić sobie do rozsądku i wynurzyć się spod kołdry, wiedząc, że ukrywanie się pod warstwą pierza dawało jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa. Tym, który naprawdę był w stanie uchronić ją przed śmiercią od uderzenia pioruna, był siedzący tuż obok, niezwykle przystojny mężczyzna w idealnie dopasowanym fraku, który spoglądał na nią, troskliwie głaszcząc drobną, drżącą dłoń, szukającą schronienia w jego objęciach.
                — Panienko, puść mnie, proszę. Muszę zamknąć okno. Zrywa się coraz silniejszy wiatr, jeżeli tego nie zrobię, może powybijać szyby – wytłumaczył cierpliwie Michaelis, próbując podnieść się z łóżka, jednak desperacki, silny uścisk na jego ramieniu jednoznacznie przedstawił mu stanowisko szlachcianki. – W takim razie proszę mi wybaczyć – odparł służący i wziął na ręce pierzasty kłębek, w którego wnętrzu ukrywała się przerażona nastolatka.
                Trzymając ją w silnym uścisku, podszedł do okna i zręcznie zamknął oba skrzydła, po czym, zaciągnąwszy zasłony, wrócił do łóżka, delikatnie odkładając swoją panią z powrotem. Wtedy dopiero Lizzy poczuła się na tyle bezpiecznie, by wyjrzeć zza pierzyny, niepewnie wychylając głowę.
                — Muszę ci coś powiedzieć — mruknęła drżącym głosem, skinieniem podbródka wskazując demonowi swoje nogi. — Odkryj — nakazała.
                Michaelis posłusznie pochylił głowę i wykonał polecenie, a kiedy tylko ściągnął materiał z kończyć hrabianki, kolejny grzmot wprawił ją w dygot, pozwalając demonowi zobaczyć, co też na tyle ważnego, by opuścić bezpieczną strefę, chciała pokazać mu Elizabeth. Widząc delikatny ruch nóg nastolatki i mimowolny skurcz palców, otworzył lekko usta, wbijając spojrzenie w szczupłe kończyny szlachcianki, jakby ujrzał spełnienie swoich marzeń.
                — Panienko, ty… Twoje nogi – wydukał nieskładnie, przenosząc spojrzenie na twarz dziewczyny.
                Ta uśmiechnęła się do niego, sprawiając, że demon z trudem powstrzymał zbierające się w jego oczach łzy. Promieniujące radością, mieszającą się co chwilę z ogromnym przerażeniem, oblicze jego ukochanej panienki, napawało serce Michaelisa tak niewyobrażalną radością, że w ciągu kilku sekund zdołała ona przyćmić całe godziny cierpień i kultywowanego w samotności poczucia winy, które towarzyszyły Krukowi przez ostatnie pół dnia.
                — Tak, Sebastian! Moje nogi działają! One, one… One się poruszają! To już nie pierwszy raz. Wcześniej też i kiedy był tu Grell, to…
                — Odwiedził panienkę Sutcliff? — przerwał jej Michaelis, badawczo rozglądając się po pokoju.
                — Tak, tak! Jak on to… Wystylizował moje włosy! Ale Sebastian! Moje nogi! — zachwycała się dalej hrabianka, w końcu obejmując radośnie mężczyznę i wybuchając szczerym, niemalże dziecięcym śmiechem.
                Demon przytulał swoją panią, czując się tak, jakby wszystko, co wydarzyło się przez kilka ostatnich minut, nie było prawdą, a jedynie złudnym marzeniem. Jakby śnił i chociaż czuł nastolatkę w ramionach, nie potrafił uwierzyć, że to wszystko było realne. Stracił już nadzieję, tak samo zresztą jak i ona, jednak los po raz kolejny zaskoczył ich niespodziewanym zwrotem akcji. Tym razem na szczęście pozytywnym, kolejnej tragedii chyba nie przetrwałoby żadne z nich.
                Demon miał ochotę płakać z radości, jednak obiecał sobie, że wreszcie opanuje emocje. To była dobra chwila, by spróbować. Radosne wydarzenie, brak stresu i nikt nawet nie wymagał od niego, by nadmiernie eksponował to, co czuł. Odsunął się więc od hrabianki i sięgnął do etażerki przy łóżku, wyciągając z wnętrza notes i długopis.
                — W takim razie, panienko, powinniśmy opracować cały plan rehabilitacyjnych. Pozwól, że zacznę go spisywać — powiedział, kreśląc na kartce pierwsze lekko pochylone litery z delikatnymi, zawijanymi ozdobnikami.
                Hrabianka pokiwała entuzjastycznie głową. Promieniała. Chociaż niebo co chwilę przerywały wyładowania elektryczne, nie bała się już tak bardzo. Potrafiła siedzieć spokojnie na łóżku, rozmawiając z Sebastianem na temat planu, jedynie wzdrygając się lekko przy każdym błysku i towarzyszącym mu grzmocie. Radość i nadzieja na przyszłość sprawiły, że nawet jej strach nie był już tak dotkliwy. Skupiona na układanym wraz z Sebastianem planie, co chwilę wykłócała się z nim, starając się zwiększyć liczbę godzin rehabilitacji. Najchętniej zaczęłaby od razu, wstając z łóżka, machając nogami, nieważne jak! byle tylko wreszcie zacząć. Demon był jednak nieugięty. Wiedział doskonale, że ćwiczenia musiały być rozłożone w czasie, a ich intensywność i długość powinny wzmagać się stopniowo. Miał świadomość, że Lizz, gdyby tylko mogła, ćwiczyłaby od rana do wieczora, bez żadnej przerwy, ale w ten sposób jedynie by się przeciążyła, co wcale nie pomogłoby jej dość do siebie.
                Sebastian co chwilę uspokajał podekscytowaną Elizabeth. Z trudem osiągali konsensus przy każdym kolejnym punkcie terminarza, ale po godzinnych rozważaniach pełnych wzajemnego atakowania się konstruktywnymi argumentami, udało im się skończyć. Lista, którą otrzymali w rezultacie, zawierała ścisły plan dnia, podzielony na pięć drobnych posiłków, których demon wymagał od hrabianki w zamian za trzy sesje treningowe dziennie. Nastolatka przystała na to bardzo niechętnie, ale powracanie do pełnej sprawności było dla niej zbyt ważne, by skracać treningi z powodu niechęci do jedzenia. Była skłonna spożywać nawet i sześć posiłków dziennie, jeśli tylko Sebastian pozwoli jej ćwiczyć choćby pół godziny dłużej.
                Oczywiście jedzenie i treningi nie były wszystkimi obowiązkami szlachcianki. Pomiędzy nie powplatane zostały zajęcia naukowe, czas na odpoczynek i swobodne rozwijanie zainteresowań, a także godziny, które Elizabeth miała poświęcać pracy związanej z zarządzaniem swoją firmą. Grafik stał się niesamowicie przepełniony różnymi aktywnościami, ale patrząc na niego, zarówno Lizz jak i Sebastian nie potrafili powstrzymać się od uśmiechu. Spełniło się największe marzenie dziewczyny, będące zarazem największym marzeniem Sebastiana.
                — Zaczynamy od dziś, prawda, demonie? — zapytała, patrząc na niego poważnie.
                Michaelis zamierzał jej odmówić. Nie jadła odpowiednich posiłków, nie przygotowała się wcześniej, zaniedbała wszystkie obowiązki dnia, których mogłaby się podjąć… Jednak patrząc w jej błyszczące, pełne pasji oczy, nie potrafił się nie zgodzić. Nie widział u Elizabeth takiego spojrzenia od tak dawna, że nie był nawet pewien, czy jedynie go sobie nie wyobrażał. Lecz uśmiech na twarzy dziewczyny z jednoznacznie utwierdził go w przekonaniu, że się nie mylił. Jego panienka wreszcie była szczęśliwa. Radość udzieliła mu się do tego stopnia, że na chwilę ścisnęła go w sercu, pozbawiając demona oddechu.
                — Ej, oddychaj, jesteś mi potrzebny — prychnęła rozbawiona dziewczyna, lekko trącając ramię demona. — Więc?
                — Dobrze, panienko. Zaczniemy dziś, dwie godziny po obiedzie. Pamiętaj tylko, żeby nie spodziewać się po treningu zbyt wiele. Początki będą niezwykle trudne i na pewno nie odzyskasz pełnej sprawności w ciągu kilku dni. To długotrwały proces i…
                — Wiem — przerwała mu Lizz. — Będę stosować się do twoich zaleceń, będę cierpliwa i nie przećwiczę się. Wiem, Sebastian, przestań już paplać. Idź lepiej przygotować mi obiad. Taki, żebym dała radę go zjeść — nakazała służącemu, gestem ręki wskazując mu drzwi.
                — Tak jest, panienko — odparł demon i podniósłszy się z materaca, skłonił głowę przez swoją panią i opuścił jej pokój, żwawym krokiem zmierzając do kuchni.
                Kiedy wszedł do jej wnętrza, oczom siedzącej w środku trójki służących nie umknął jego dobry nastrój. Jeanny patrzyła na niego podejrzliwie, Thomas udawał, że niczego nie zauważył, uznając, że jeśli przełożony będzie chciał podzielić się z nimi przyczyną zmiany nastawienia, zrobi to bez ich wypytywani. Natomiast Frederic obdarzył Michaelisa szerokim, ciepłym uśmiechem i zaprosił go do stołu. Sebastian jednak był zmuszony odrzucić jego miły gest.
                — Thomas, umyj warzywa, Jeanny, przygotuj zastawę w salonie, Frederic… — na chwilę zawiesił głos, zastanawiając się, co powinien zlecić nowemu pracownikowi; dotąd nie miał okazji przemyśleć zbyt dobrze zakresu jego obowiązków. — Przygotuj optymistyczną oprawę muzyczną dla panienki, by mogła zjeść w przyjemnej atmosferze. Ja zajmę się resztą — stwierdził po chwili i zawiesiwszy frak na oparciu krzesła, zakasał rękawy śnieżnobiałej koszuli.
                — Sebastian, mów, co się dzieje — mruknął kucharz, grożąc kamerdynerowi drobnym nożykiem.
                — Panienka Elizabeth odzyskała władzę w nogach! — oświadczył radośnie Michaelis.
Przez chwilę kuchnię wypełnił radosny śmiech i odgłosy ulgi, lecz lokaj szybko przywołał podwładnych do porządku. Nie musiał nawet wkładać w to zbyt wiele energii, wszyscy chętnie zajęli się obowiązkami, chcąc zapewnić swojej pani wspaniały, pyszny posiłek w miłej atmosferze.
                Przez kolejne dwie godziny służący rezydencji Roseblack dawali z siebie wszystko, w doskonałych humorach przygotowując obiad dla Elizabeth. Kuchnię wypełniały żartobliwe rozmowy, przyjemne zapachy gotujących się potraw oraz pełna nadziei aura. Posiadłość od dawna nie pamiętała tak optymistycznych czasów. Panująca w jej wnętrzu ciężka atmosfera wreszcie zniknęła. Ogromny budek zdawał się emanować entuzjazmem za sprawą zaledwie kilku osób, które na odludziu, oddzielone od wielkiego świata, przeżywały swoje małe, podniosłe zwycięstwo.
                Elizabeth siedziała na skraju łóżka z nogami spuszczonymi ku ziemi. Jej palce delikatnie dotykały miękkiego dywanu i chociaż wciąż nie ruszały się na rozkaz właścicielki, ta patrzyła na nie z uśmiechem na ustach, czując, że może jednak los wreszcie się do niej uśmiechnął i będzie miała szansę wypełnić swoją zemstę.
                Nie myślała już o problemach. Zbliżająca się wojna oraz śmierć Sebastiana, nierozwikłana sprawa tożsamości przeciwnika, problemy ze znalezieniem człowieka odpowiedzialnego za jej cierpienie – wszystko to odchodziło na drugi plan, kiedy patrząc na szczupłe nogi, Lizz wyobrażała sobie, że niedługo znów będzie mogła nimi poruszać. Myślami uciekała do dni, kiedy wreszcie wróci do prawdziwych treningów, rzuci się w wir pracy u boku wiernego demona, a potem znajdzie sposób, by jej życie wróciło na właściwy tor. Od dawna nie czuła się tak szczęśliwa. Było jej niezwykle lekko na duszy, a wszystko, co działo się wokół niej, irracjonalnie napawało ją optymizmem.
                — Nie będę się przemęczać — powiedziała sama do siebie, zerkając na wózek inwalidzki, stojący nieopodal toaletki.
Sebastian przyprowadził go do sypialni dziewczyny kwadrans wcześniej, zamierzając zabrać ją na obiad, jednak jego plany pokrzyżował głośny huk dobiegający z okolic spiżarni. Oboje wiedzieli, co albo raczej kto był przyczyną zaburzającego spokój hałasu. Jednak żadne z nich nie wydawało się zdenerwowane tym faktem. Nic nie było w stanie zepsuć ich nastroju, dlatego demon spokojnie poszedł sprawdzić, co przydarzyło się służącym, a Lizz cierpliwie czekała aż wróci i posadzi ją w wózku.
                Po głowie krążyła jej myśl, by spróbować dostać się do niego samodzielnie. Wiedziała jednak, że nie dałaby sobie rady, a kamerdyner najprawdopodobniej zastałby ją czołgającą się po podłodze. Obiecała przestrzegać jego zasad, dlatego też walczyła sama ze sobą, starając się nie dać wygrać niecierpliwości. Skupiła się za to na próbach poruszenia nogami. Efekty były tak mierne, że ledwie była w stanie je zauważyć, ale nie zrażała się niepowodzeniem. Tak, jak wspominał Michaelis, proces rehabilitacji to długotrwała podróż, to maraton, nie sprint. Z czasem będzie lepiej, musiała tylko włożyć w to mnóstwo pracy i cierpliwości. Zadanie było trudne, ale wierzyła, że sobie poradzi. Zniosła już tak wiele bólu, cierpienia i trudów. To, co miała teraz do zrobienia, w obliczu przeszłości wydawało się naprawdę proste i przyjemne.

10 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że ten jeden rozdział będziesz musiała nas potrzymać w niepewności. Ale już wszystko dobrze! Sama odczuwam ochotę do uśmiechania się. Bo niby się tego spodziewałam, prędzej lub później, a jednak - znów ten przebłysk "świat jest piękny". Jeszcze ładna pogoda na zewnątrz...
    Możliwe, że nie czytałam zbyt dokładnie, ale: Lizz potrafi poruszyć nogami, ale nie odzyskała póki co czucia? Ja obstawiałam, że będzie na odwrót. W sumie się nie znam. Nie spodziewałam się, że wykorzystasz burzę (choć z drugiej strony to taki schemat nawet, emocje, te sprawy). Już w ostatnim rozdziale zachwycałam się wizją wlatującego szerszenia. Jak ja uwielbiam przypominanie wątków z pierwszego tomu (taki syndrom sklerotyka, gdy zdaje sobie sprawę, że coś zapamiętał).
    Chciałabym znajdywać ukojenie w tych samych czynnościach, co Sebastian xD Bo mnie wizja dzisiejszego sprzątania całego domu przyprawia o zawroty głowy. No chyba, że oto chodzi - taka faza xD Przynajmniej kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności odwiódł go od jego durnego planu. Będzie uciekał tchórz.
    Ja się boję kiedy obie jego dziewczynki dowiedzą się o wszystkim. On się teraz puaka ze szczęścia, a jego świeżo upieczona żona: "ja prdl, gdzie ten debil się szlaja" i usycha z tęsknoty. Sebi popełnia coraz więcej błędów, ja się boję, co bd na końcu.
    Wizja służących pomagających przy obiadku... Zdałam sobie sprawę, że Tai'a wgl brakuje ;-; Wiem, że tak nie można, ale jakoś na razie mógłby zostać z Tomoko poza całą opowieścią... Ja chcę więcej Underka, i LizzSebów, bo Sebi się w końcu ogarnia. I Grell był nawet. Sebastian szuka go w pokoju: "On tu był?!". Hahah. Ale, że na moment stracił zainteresowanie Lizzy. ("Ale Sebastian! Moje nogi!" XDD)
    I znów mój komentarz składa się z kilku niełączących się ze sobą zdań. Ale jest! Sorki, znów kryzys, że mnie nie było. Ale jestem! I czekam na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och z tym czuciem to trochę tski głupi błąd będzie, bo użyłam tego jako synonimu władzy w nogach. Będę musiała to jakoś poprawić, ale to dopiero po egzaminie, bo teraz to nie mogę myśleć o niczym innym, jak o procentowej zawartości ścieru w papierze - nie chcesz rozumieć xD.
      A z tego szerszenia byłam dumna, że sama o tym pamiętałam. No i dzięki tej wstawce widać, że ten jej strach przed robakami nie jest tylko popychaczem fabuły, ale w tych subtelnych momentach też się pojawia. Staram się, jak mogę, żeby to opko miało ręce i nogi. A że Sebuń ukojenia szuka w sprzątaniu... No cóż, znam ludzi, którzy tak mają (a w czasie sesji znam mnóstwo tskich ludzi - syndrom sesji to bardzo pospolite zjawisko xD). Poza tym dla demona, który walczy, rządzi piekłem i wiecznie się mzrtwi, taka prosta czynność to coś uspokajającego xD.
      O Enepsi będzie niedługo, na pewno nie siedzi bezczynnie, w końcu to królowa, jakby nie było. A SebaxLizz to i ja chcę więcej, bo za nimi tęsknię. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy w pisaniu o nich, hahaha. Właściwie o nich było najwięcej, zanim mi się jeszcze dtyl wyrobił i się trochę martwię, jak to wyjdzie. No sle cóż, jakoś to ogarnę :P. Za to Tai musi wrócić, w końcu pojechał tylko na tydzień. To, że odtatnie 150 stron się dzieje na przestrzeni tygodnia, nie usprawiedliwia autorki przed wykluczeniem postaci xD. Swoją drogą, ten tom będzie miał dużo stron, jak tak patrzę na to, gdzie chciałam skończyć, co jeszcze muszę opisać a co mam. Masakra xD.
      I Ty mówisz, że komentarz Ci wyszedł chaotyczny, spójrz na moją odpowiedź. To jesy dopiero hydepark.
      Dzięki za komcia i do zobaczenia :*.

      Usuń
  2. Witam :D Powiem tak krótko i na temat, poprawiłaś mi humor w tym smutnym i zimnym dniu. DZIĘKUJĘ :D (Nie potrafię pisać długich komentarzy więc wybacz...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi. Dziękuję, że się odzywasz :*. Twój komentarz poprawił humor i mi, więc tak ładnie się uzupełniło <3.

      Usuń
    2. Mam dzisiaj dzień dobroci i wszystkim staram się pisać długie komentarze :)

      Usuń
  3. ♡ Bo jak ktoś pisze pierdoły, to staram się mu o tym powiedzieć :-*
    Nie wierzę, że Lizz się poprawi z nogami. Chyba, że znowu Michał przetoczy się przez opko i jako anioł ma większe pole do popisu, albo Timny mu rozkaże, poświęcając siebie *_* zawsze straszyłaś, że źle skończy, a on kocha swoją siostrzyczkę ♡
    Óacha xd dobra, więc nerwy uległy regeneracji, skoro może poruszyć palcami, ale wówczas tak bardzo zrzynka ze Znachora xddddd wychodziłoby na to, że ma zle złożone kości w szpitalu i undziu geniusz tego nie zauważył.
    Rehabilitacja ♡ Kurde, aż sama pooglądam, co mogliby robić, ale już wiem, że będzie drenaż oddechowy ♡ zboczenie zawodowe ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądała ta rehabilitacja i muszę ją jakoś odwlec, bo nie mam czasu do marnowania na takie pierdoły w sesji TT_TT. I nie oglądałam/czytałam Znachora, więc nie mogłam z niego zrzynać xD. Ale ten, no, no po prostu jej nóg się nie dało poskładać, a potem zrobili czary mary i się udało. Nie doszukuj się niewiadomo czego, nie było dokładnego riserczu i na razie nie będzie. Przy przerabianiu na książkę będę się konsultować z kimś, kto się na tym zna, to wtedy wszystko się poprawi i tyle xD. No i w sumie to tyle, bo o niczyn innym nie mówiłaś xD.

      Usuń
  4. Oby było więcej Sebusia i Lizzy, bo już mocno tesknię za nimi ...w sensie za ich romansem :D Dobrze ,że Lizzy będzie chodzić (w końcu krok na przód hue hue xd) Ciekawa jestem co będzie dalej :3 Czekam więc!~ Rachel :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też za nimi tęsknię <3. Zdradzę Ci, że już niedługo (dla mnie to niedługo, dla Was może trochę dłużej xDDDD) będzie kawałek w całości poświęcony tej dwójce. Mam pomysł na to spisany od ponad miesiąca i muszę teraz tylko ładnie to ubrać w słowa. Najwyższa pora, żeby COKOLWIEK się między nimi wydarzyło, bo tak naprawdę dalej żyją w takim impasie :P.
      Dzięki na komcia <3. Ostatnio taka susza była aż tu nagle tyyyyleeeee komciów. Aż miło <3.

      Usuń
  5. Matko kochana! Jak Elizabeth poruszyła nogami, to aż mnie brzuch zabolał, a na twarzy pojawił sie wielki banan! 😃 Tak sie cieszę! Serio, obawiałam się, ze o wiele dłużej nie będzie mogła poruszać swoimi kończynami albo wcale... A tu taka niespodzianka ^^

    OdpowiedzUsuń

.