piątek, 15 lipca 2016

Tom IV, XXXVIII

Dacie wiarę, że w dwa tygodnie zrobiłam semestralny materiał z A2 z japońskiego? Teoretycznie jutro powinien być test semestralny, ale oczywiście go nie będzie, no bo to by było bez sensu. W każdy razie nie dziwię się sobie, że ledwo żyję i ciągle jestem zmęczona - a co za tym idzie: smutna i zdenerwowana. Na szczęście do końca coraz bliżej (choć, mówiąc szczerze, mogłabym się tak uczyć całe wakacje, gdyby rozwlec kolejny poziom na dwa miesiące i robić zajęcia co drugi dzień, albo chociaż dać nam dwa dni wolnego weekendu). No cóż, wszystkiego mieć nie można, ale powiem Wam, że tak bardzo uwielbiam japoński, że samo wstawanie i chodzenie codziennie na te cztery godziny nauki samo w sobie mnie nie męczy i zawsze chcę tam iść. 
No to się nagadałam. Teraz zostawiam Wam nowy rozdział (znów krótszy :P) i mam nadzieję, że znowu zaczniecie ładnie komciać, bo ich czytanie to jedna z moich kilku nielicznych rozrywek w tym miesiącu, na którą rzeczywiście mam czas i  smutno mi, kiedy nie mam co czytać wieczorem w wannie, zanim zacznę się uczyć TT_TT.

Miłego :*

=====================

— Kiedy byłem w piekle… — zaczął ostrożnie Sebastian — zostałem królem, a żeby nie porzucać królestwa samopas, podczas gdy jestem tutaj z tobą, panienko, musiałem znaleźć sobie pomoc. Dlatego właśnie ja… Wziąłem ślub z jedną z demonic, która była we mnie zakochana właściwie od zawsze. Podczas gdy ty, Elizabeth, leżałaś nieprzytomna po operacji, ja zostałem oficjalnie koronowany, wziąłem ślub i w stanie upojenia narkotykowego uprawiałem seks ze swoją żoną — wyznał demon, z trudem dając radę patrzeć w oczy dziewczyny.

Należało jej się to, powinna widzieć jego twarz, kiedy spowiadał się z tych czynów. Powinna mieć szansę ocenić, czy mówił szczerze, co czuł, co myślał. Był jej to winny. Ba! To był jego obowiązek, jako kamerdy… Jako kogoś, kto darzył ją szczerym uczuciem, w które w opinii Michaelisa już teraz na pewno nie wierzyła. Jak by mogła? Po tylu okropieństwach, których wysłuchała w tak krótkim czasie, powinna go zwyczajnie zabić, tylko na to zasługiwał.
— Z twoją żoną… — powtórzyła nieprzytomnie Lizz.
Jej zupełnie pozbawiona wyrazu twarz nie zdradzała żadnej, nawet najdrobniejszej, emocji, jakby nagle skamieniała. Hrabianka czuła się tak, jakby w ciągu kilku sekund ktoś głęboko zamroził jej serce, a jego chłód promieniował na całe ciało, sprawiając, że nie mogła nawet drgnąć. Wpatrywała się w oczy demona, nie wiedząc nawet, co powinna odpowiedzieć, gdyby w ogóle była w stanie to zrobić. Świat Lizz nagle się zatrzymał, zniszczał, sczerniał, a potem rozpadł się na miliardy kawałeczków. Nie sądziła, że mogłaby poczuć się gorzej, niż kiedy kamerdyner opuścił ją ponad pół roku temu, ale okazało się, iż było to możliwe, a ona w swej głupocie nawet się na to nie przygotowała.
Miała wrażenie, że jej myśli przepływają przez umysł w zwolnionym tempie. Wszystko trwało niezwykle długo, nie miała już nawet pojęcia, ile czasu przygląda się czerwonych ślepiom klęczącej przed nią istoty, w której nie potrafiła już odnaleźć tego, któremu oddała swoje serce. Głos utkwił jej w gardle i kiedy spróbowała coś powiedzieć, wydobyła z siebie jedynie zachrypnięty jęk, który zmartwił klęczącego przed nią mężczyznę. W końcu wściekła spoliczkowała go tylko, by potem chwycić poczerwienioną dłoń i wpatrywać się w nią, z uporem maniaka powstrzymując zbierające się w oczach łzy.
— Wynoś się. Mam cię na dzisiaj dość — wydusiła w końcu ledwie słyszalnie, jednak Sebastian wyraźnie usłyszał każde przesączone bólem słowo.
— Przepraszam — mruknął tylko i podniósłszy się z kolan, opuścił sypialnię, w myślach życząc szlachciance spokojnego snu.
Z jednej strony czuł się lekko. Wreszcie to z siebie wydusił, wiedział, iż zachował się sprawiedliwie, a z drugiej… Nie był już tak pewien, że podjął dobrą decyzję. Oczyścił swoje sumienie, zdjął z barków niewyobrażalnie ciężkie brzemię, ale w zamian obarczył nim tę, którą kochał nad życie i której szczęścia pragnął. Obawiał się reakcji swej pani, lecz nie mógł postąpić inaczej. Elizabeth tyle razy powtarzała, że nawet najgorsza prawda jest zawsze lepsza od kłamstwa… Jednak czy to, co zrobił, nie było oszustwem? Tyle czasu to przed nią ukrywał, więc czy przyznając się teraz, mógł twierdzić, że był szczery? Nie potrafił tego ocenić. Z każdą chwilą coraz bardziej gubił się we własnych myślach, stojąc bez ruchu tuż pod drzwiami nastolatki. Nie potrafił spod nich odejść, bojąc się, że kiedy to zrobi, zamknie sytuację sprzed chwili w ścisłe ramy i nie da rady wyprostować tego, co zniszczył. Wolał więc tkwić w miejscu, z uporem maniaka wmawiając sobie, że jeśli się nie ruszy, wciąż będzie miał czas do namysłu i szansę, by coś zmienić.
Zdruzgotany niepewnością oraz wątpliwościami osunął się na podłogę i oparł plecy o drewno. Tępo wpatrując się w przeciwległą ścianę, nawet nie starał się wsłuchiwać w dźwięki z wnętrza pokoju. Nie miał do tego prawa. Zakrył więc uszy dłońmi i zaczął mruczeć pod nosem.
Gdyby zobaczył go któryś z domowników, pewnie uznałby że oszalał albo załamał się psychiczne i właściwie nie byłby w tym osądzie daleki od prawdy. Zagubiony, smutny, niepewny… Nie czuł się tak źle, odkąd nie zdołał uratować Elizabeth na czas. Całe jego życie powoli wymykało się spod kontroli, jakby opatrzność uparła się, że ukaże go za samolubny występek, choć przecież wyjawił okrutną prawdę, by wreszcie na nowo zawładnąć swoim życiem.
~*~
Lizz wpatrywała się w pulsującą bólem dłoń. Słyszała, jak demon zamyka za sobą drzwi sypialni, a dźwięk zamka odbijał się echem w jej głowie. Przez chwilę nie czuła nic, jakby w tej krótkiej chwili, uderzając Sebastiana w twarz, całkowicie przelała na niego całą swoją złość i cierpienie, które uderzyło w nią z tak ogromną mocą, że zalewające ciało gorąco niemal doprowadziło ją do omdlenia. I pewnie gdyby nie to, że siedziała na wózku, zwyczajnie by się przewróciła. Ona jednak, jak skamieniała, nie mogła nawet drgnąć.
Są takie chwile w życiu człowieka, kiedy myśli, że nic gorszego nie może go już spotkać. Jednak później okazuje się, że rozrywający od wewnątrz ból nie był ostatecznym złem. Czasem cierpienie bywa tak głębokie, że nawet jego fizyczna manifestacja nie daje ani odrobiny ukojenia. To chwile, kiedy wszechogarniająca pustka wypełnia człowieka po same brzegi, by potem rozszczepić go na atomy i zmieszać z powietrzem przesiąkniętym całym złem upadającego świata. Krótkie momenty, kiedy oddech zdaje się nie istnieć, kiedy człowiek przestaje być człowiekiem, kiedy znika ciało i wszelkie ograniczenia, a ciemność zdaje się ciągnąć w nieskończoność przez całą wieczność, bo czas zwyczajnie przestaje istnieć.
Oddychając, dziewczyna czuła kłujący ból w płucach. Nie reagowała na niego, tak, jakby wcale jej nie dotyczył. Nigdy nie sądziła, że będzie czuła się w taki sposób. Była w stanie, którego nie potrafiła objąć rozumiem. Towarzyszył jej wzbudzający lęk spokój, jakby rany zadane przez słowa demona zdołały przekroczyć wszelkie zabezpieczenia, jakie zbudowała wokół swojego serca i umysłu, by uderzyć prosto w organ, wyrywając go z piersi, miażdżąc i rozcierając w pył. Hrabiance wydawało się, że rozpacz, w którą wpadła po stracie Sebastiana, była najgorszą rzeczą, jaka mogła jej się przytrafić, jednak to, co poczuła, gdy demon wyznał prawdę, zwyczajnie zdruzgotało ją w tak zastraszającym tempie, że nawet nie zdążyła zareagować. Przerażający spokój i pustka, w której odmętach próbowała odnaleźć siłę, by płakać, zwyczajnie ją sparaliżowały.
Zastanawiała się, jak mógł to zrobić. Jak wiele cierpienia był w stanie jej zadać, kłamiąc prosto w twarz, a potem śmiąc mówić, że ją kocha. Wybaczała mu wszystko, od samego początku próbując odnaleźć w mroku drogę powrotną do dawnych czasów, kiedy Michaelis prowadził ją ścieżką ku zemście. I kiedy była już tak blisko celu, służący puścił dłoń szlachcianki, porzucając ją ponownie pośród mroku, w którym nie umiała odnaleźć niczego znajomego. To dla niego żyła, dla niego starała się być silna, dla niego budziła się każdego ranka i uparcie walczyła z kalectwem. Dla demona, dla ukochanego, dla Sebastiana, który za jej plecami wziął ślub. Dla Sebastiana, który pieprzył jakąś demoniczną dziwkę, kiedy ona przeżywała najgorszy koszmar, z którego nie mogła się obudzić. Zwyczajnie ją pieprzył, kiedy ona płakała nad jego zwłokami, nie rozumiejąc, że to wszystko było tylko złym snem.
Ale teraz nie płakała. Nie krzyczała – nie potrafiła histeryzować, choć niesamowicie pragnęła wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Nie mogła tego zrobić, stała się tymi uczuciami – była nimi wszystkimi i żadnym z nich zarazem. Nie umiała się z tego wyrwać, choć pragnęła tego nawet bardziej niż cofnięcia czasu i nie dopuszczenia, by Michaelis wziął ślub.
Minęło kilka minut, nim Elizabeth zdołała się poruszyć. Mrugnęła kilka razy, nawilżając obolałe oczy, a potem uniosła głowę, zerkając w lustro. Każdy ruch ociężałego ciała sprawiał jej ból, był niesamowitym wysiłkiem, jakby ktoś obarczył ją ciężarem równym zawartości królewskiego skarbca. Z trudem przełożyła dłonie na koła wózka i podjechała do okna, którego demon nie zdążył zasłonić, nim wyznał jej prawdę.
Z daleka widziała bladą poświatę unoszącą się ponad lasem dzielącym jej posiadłość od Londynu. Widok, który obserwowała tysiące razy, teraz działał na nią niemal kojąco. Lecz ona nie potrzebowała spokoju, pragnęła czegoś, co posłuży za zapalnik, pozwalając jej wreszcie poczuć ten niesamowity ból, który skupiając się w jej piersi, promieniował pozbawiającym oddech kłuciem na całe jej ciało.
— Wziąłem ślub — mruknęła kpiąco, czując, jak do jej oczu wreszcie napływają łzy. Cała zaczęła się trząść. Zacisnęła zęby, by nie zetrzeć ich, szczękając w niekontrolowanym dygocie. Ciało i umysł nastolatki reagowały zupełnie inaczej niż zazwyczaj, nie miała pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Właściwie nawet nie chciała niczego z tym robić, miała ochotę znów wbiec do łazienki, rozbić lustro i próbować zabić się cholernym odłamkiem szkła, wreszcie kończąc to pasmo coraz bardziej niedorzecznych cierpień.
— Uprawiałem seks... ze swo-swoją żoną… — załkała, uderzając dłońmi w podłokietniki wózka.
Dlaczego? Dlaczego jej to zrobił? Czemu nie mógł zwyczajnie nie wrócić? Po co zjawiał się w jej życiu, po co starał się ją odzyskać, po co zabiegał o zaufanie? Czy niedostatecznie ją zniszczył? Jak podły mógł być król piekła?!
Twarz nastolatki w końcu zalały gorzkie łzy, lecz wciąż nie dawały ani odrobiny ukojenia. Dlaczego płakała? Co to właściwie miało dać? Czy takie zachowanie wniesie cokolwiek w jej życie?
Twój demon, ten idealny, piękny, wierny… Twój Sebastian jest zwykłym gnojem! — Usłyszała kpiący głos wewnątrz czaszki.
Nie zamierzała odpowiadać. Doskonale wiedziała, że, kimkolwiek był właściciel tego znajomo brzmiącego krzyku, miał rację. Sebastian był jedynie nędznym, demonicznym robakiem, a ona skończoną idiotką, która zaufała mu, rozpaczliwie pragnąc miłości. Desperacko chwytała się każdego, nawet najbardziej bezsensownego wyjaśnienia, byle tylko usprawiedliwić przed samą sobą tak głupią decyzję, jaką było danie Sebastianowi drugiej szansy.
Ale przecież się przyznał — rzekł ten sam głos, jednak jego ton brzmiał zupełnie inaczej – nieśmiało i smutno, jakby należał do niej samej.
Kiedy zamknęła oczy, zobaczyła stojącą w ciemności postać. Ruszyła w jej stronę, czując, że musi ją dogonić, że od tego zależy jej życie. Smukła sylwetka długowłosej dziewczyny nawet od niej nie uciekała. Czekała, uśmiechając się złośliwie, a kiedy Lizz do niej dobiegła, zaśmiała się szyderczo, szczerząc połamane kły i na chwilę oślepiając nastolatkę czerwonym blaskiem oczu.
— Witaj, droga siostro, wreszcie się spotykamy — powiedziała postać. Wyciągnęła dłoń w stronę hrabianki, a kiedy ta nie odsunęła się w tył, objęła ją i oparła głowę Lizz na swoim ramieniu.
— Ida… — mruknęła nastolatka. — Dlaczego teraz cię pamiętam, po co tu przyszłaś?
— Nie przyszłam, to ty przyszłaś do mnie. Ja byłam tutaj cały czas, obserwowałam cię, podpowiadałam, co powinnam zrobić, ale ty jak zwykle mnie nie słuchałaś. Wiecznie wpatrzona w tego obrzydliwego śmiecia. On ciągle cię rani, a ty tylko mu na to pozwalasz, to się staje nudne. Ach, zapomniałabym, kochanie, pamiętasz mnie, bo tego chcę. A kiedy skończymy, znów nie będziesz o niczym pamiętała.
— Więc po co rozmawiamy? Co chcesz przez to osiągnąć?
— Chcę cię tylko zrozumieć. Poznać twoje słabe strony, żeby wiedzieć, kiedy zaatakować, by cię wygryźć.
Ida odsunęła się od Elizabeth i uśmiechnęła się ciepło, patrząc w jej przeszklone oczy.
— Wypłacz się, kochanie, ulży ci — powiedziała, głaszcząc policzek hrabianki. Elizabeth postąpiła zgodnie z jej słowami, wtulając się w ramię swojej kopii i łkając głośno, wreszcie czując, że łzy przynoszą odrobinę ulgi.
— Zostaw go, zapomnij. Wyrzuć go ze swojego serca, a wtedy będziemy na zawsze razem. Pomogę ci się zemścić i cały świat padnie do naszych stóp. Zapomnij o tym kłamcy.
Ida sączyła pełne nienawiści słowa, czując, że Lizzy powoli jej ulega. Głośny płacz powoli cichł, drżenie wątłego ciała ustępowało, pozostawiając po sobie jedynie silny uścisk desperacko pragnącej bliskości, młodej dziewczyny. W końcu nastolatka uspokoiła się zupełnie. Powoli podniosła wzrok i spojrzała na Idę, zaglądając w głąb jej duszy, a kiedy ujrzała w niej prawdę, z krzykiem odskoczyła od doppelgangera.
— Kłamiesz! Sebastian nie jest kłamcą! Przecież się przyznał! — zaoponowała stanowczo, zaciskając dłonie w pięści.
— To prawda. Przyznał się, że kłamał. No i że cię porzucił, zdradził, zmienił na lepszy model, na coś trwalszego, co lepiej się puka. Nie to, co ty – taka niewinna i wstydliwa – nie umywasz się do demonicy z krwi i kości, a przecież on jest mężczyzną, potrzebuje tego. Myślałaś, że będzie siedział w piekle na dupie, na swoim tronie, i zamiast posuwać każdą wywłokę, będzie pościł i czekał na powrót do ciebie? Żałosne…
— Zamknij się! Zamilcz! Ty jesteś… potworem! To ty tu jesteś zła. Sebastian się przyznał! On mnie kocha, on… JA go kocham! — krzyczała szlachcianka.
Zaczęła uciekać od Idy, lecz grunt znikał spod jej nóg, aż w końcu poczuła, że zwyczajnie spada. Mocno zacisnęła powieki, a kiedy otworzyła oczy, wciąż siedziała naprzeciwko okna, cicha i spokojna, jakby to, co stało się przed chwilą, w ogóle nie miało miejsca. Lizz odgarnęła ze spoconego czoła klejącą się, wrzosową grzywkę i kiedy chciała powtórzyć w myśli, co się wydarzyło, zorientowała się, że poza wizją spływającego krwią ciała Sebastiana, które trzymała w dłoniach, nie pamiętała niczego więcej. Wiedziała, że to nie było normalne. Działo się z nią coś dziwnego, nie była do końca sobą i czuła to, od kiedy obudziła się po operacji, jednak nie wspominała o tym, obarczając winą zbyt silną mieszankę leków, którą nafaszerował ją Undertaker. Sądziła, że mogła wywołać jakiś długotrwały efekt, lecz teraz miała pewność, iż było to coś zupełnie innego. Nie miała jednak z kim o tym porozmawiać. Została sama ze swoimi problemami – zarówno tymi przyziemnymi jak i tymi drugimi, których charakteru ani istoty nie potrafiła określić.




9 komentarzy:

  1. Straty nadrobione, trololololo <3 Możesz być ze mnie dumna ^^ czekam na caca po główce ^^
    Ojezu Sebastian xd Są rzeczy, które nie powinny być nigdy wypowiedziane, to raz. Dwa, nikogo nie interesuje, czy kochałeś się na trzeźwo, semi-trzeźwo czy w upojeniu, liczy się efekt. To takie niedojrzałe zasłanianie się czymś już na samym początku.
    Sebastian ma, na co zasłużył i nawet nie jest mi go żal. Czego innego mógł się spodziewać? Założenia wesołego haremu? Nawet nie potrafiłby wybrać pierwszej żony.
    A Lizz... Żal mi jej trochę. Nic dobrego nie wypłynie z połączeniem Idy z Lizz, jak również ta serdeczność podświadomości jest podejrzana.
    Za to w przerwie od czytania przypomniało mi się: Co się stało z ametystem z esencją duszy z kontraktu, który dał jej kiedyś Sebastian? Myślę, że by się przydał, ale nie mam pojęcia do czego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dusza została z niego uwolniona, a raczej jakiś tam fragment, a wisiorek wrócił i go nosiła. Potem przestała. Właściwie nie jestem pewna w tej chwili, co z nim zrobiła, będę musiała o tym pomyśleć, jak w ogóle będę miała czas o tym myśleć. On jeszcze odegra swoją ważną rolę i jestem pewna, że coś z nim chsilowo zrobiłam, ale za nic nie ogarnę. Dobrze, że mogę sobie spokojnie przejrzeć tekst, bo jak teraz o tym mówisz, to warto byłoby go przywrócić w odpowiednim momencie. Bo na pewno nie poszedł na straty! W końcu to ważny symbol, jakby nie było xD.
      A Sebuś nie tłumaczył się po to, by teraz nagle ona uznała, że jego winy winami nie są. Raczej chodziło mu o to, by wyznać CAŁĄ prawdę dotyczącą tego wydarzenia. Więc powiedział wszystko. Dobrze, że nie opowiadał ile razy się bzyknęli i w jakich pozycjach, bo początkowo chciał i musiałam mu to szpadlem ze łba wybijać xD.

      Usuń
    2. Spisałabym go na straty, gdyby to zrobił. No i wiesz, czego mi jeszcze brakuje? Czarnych róż, które - wg mojego niezatartego wrażenia - z dupy sie wzięły w środku tonu i niby wskazały, że to Undziu maczał w tym palce. Przypomnr jednakże, że Ronald osobiście rozdeptał ją butem, no a całe opowiadanie ( pięcioksiąg ) nosi dumnie nazwę czarnej róży... Dlatego chciałabym jeszcze jakiś motyw z nią.

      Usuń
  2. No cóż prawda często boli ;p Ja na jej miejscu jakbym takie coś usłyszała spotkali by go kolejny raz w piekle, ale nie koniecznie z taką buziuchną w jakiej tam był wcześniej. Biedna Lizzy teraz dopiero stoi na zakręcie * i co z nią będzie :P?*

    Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział :D!

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak się postarałaś nie zrobiłaś z Lizzy takiej jędzy. Hmmm ale Ida wydaje mi się podejrzana. Mam nadzieje , że Elizabeth wybaczy mu to a Sebuś sie postara......(chociaż czy taką podłość ze strony demona z ludzkimi uczyciami da się wybaczyć ) ale mam dobre nadzieje czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo Lizzy nie jest jedzą. Ma chwilami odchyły, ale generalnie to dobra dziewczna^^. Cieszę się, że Ci się spodobało :P. A czy Lizz wybaczy? To się okaże już niedługo :).

      Usuń
  4. Płakałam czytając ten rozdział, przeżywałam każde słowo tej części i .
    .. W sumie nie wiem co powiedzieć. Mam dziwne podejrzenia, że Ida jest demonem. Tylko dlaczego Lizzy nie pamięta rozmowy z nią? Bardzo szkoda mi zarówno Sebastiana jak Elizabeth i czekam noecierpliwie na next ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lizzy zapomina o spotkaniach z Odą, bo Ida tego chce. Jeśli Lizz powiedziałaby Sebastianowi, że z nią rozmawiała, tajemnica Idy wyszłaby na jaw, a ona coś kombinuje wyraźnie i na razie chce pozostać w cieniu. Dlatego dba o to, by nikt się o niej nie dowiedział.
      Cieszę się, że rozdział wzbudził emocje :). Już jutro pojawi się następny, mam nadzieję, że też Ci się spodoba.
      Jestem zua, ale lubię słuchać, że czytelnicy płaczą i współczują mkim postaciom tam, gdzie to wskazane xD.

      Usuń
    2. Lizzy zapomina o spotkaniach z Odą, bo Ida tego chce. Jeśli Lizz powiedziałaby Sebastianowi, że z nią rozmawiała, tajemnica Idy wyszłaby na jaw, a ona coś kombinuje wyraźnie i na razie chce pozostać w cieniu. Dlatego dba o to, by nikt się o niej nie dowiedział.
      Cieszę się, że rozdział wzbudził emocje :). Już jutro pojawi się następny, mam nadzieję, że też Ci się spodoba.
      Jestem zua, ale lubię słuchać, że czytelnicy płaczą i współczują mkim postaciom tam, gdzie to wskazane xD.

      Usuń

.