sobota, 29 kwietnia 2017

Tom V, XII

Dawno nie narzekałam na to jakoś wybitnie, ale teraz muszę coś powiedzieć, bo powoli zaczynam się martwić. Od początku miesiąca wyświetlenia Róży spadły o 150. Wiem, że testy gimnazjalne, że matury, a teraz Pyrkon, więc pod tym postem też nie spodziewam się nie wiadomo czego, ale mimo wszystko trochę mi się smutno robi. Jeśli uważacie, że coś jest nie tak, dajcie znać – spróbuję poprawić. Bez Waszych opinii będzie ciężko, bo wydawało mi się, że dotąd tom trzyma poziom. 
Komcie też spadły. No i w sumie to tyle. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, bo ostatnio było bardzo dobrze (kilka ostatnich miesięcy odnotowało rekordowe liczby wyświetleń, aż nie mogłam uwierzyć xD) i przywykłam do tego, a teraz ciężko wrócić do szarej rzeczywistości. Dlatego mam nadzieję, że dużo wyświetleń wróci i będę mogła dalej się jarać. A jeśli nie... No cóż, pisać nie przestanę, tylko będę to przeżywać i narzekać znajomym xDDDD.

Konwentowiczom życzę miłego konwentu. No i wszystkim miłej majówki :D.

Miłego! :*

===========================

Droga Tomoko,
Wiem, że nigdy nie otrzymasz tego listu. Sebastian… Czy może Amon? z pewnością tego dopilnuje. Wiem, że ma rację, ale i tak chciałabym, żebyś kiedyś znalazła moje listy i dowiedziała się, co tak naprawdę się wydarzyło. Teraz, gdy to piszę, pewnie myślisz, że nie żyję. Też byłam przekonana, że tak będzie, ale teraz zaczynam wątpić w to, czy kiedykolwiek uda mi się umrzeć. Czuję się zagubiona i nie mogę z nikim o tym porozmawiać.
Całe życie byłam człowiekiem. To była pierwsza rzecz, z którą tak naprawdę się utożsamiałam. Nigdy nie sądziłam, że mogłabym być zwierzęciem. Nigdy nie myślałam również, że istnieją demony, anioły, bogowie śmierci i strach pomyśleć, co jeszcze. Ale teraz już wiem, że rzeczywistość jest inna, niż myślałam. Mój ograniczony świat zaczął się rozszerzać w zastraszającym tempie. Nie wiedziałam nawet, że jestem na to aż tak zamknięta, dopóki nie straciłam tego, co od zawsze miało być pewnikiem. Straciłam swoje człowieczeństwo.
Kiedy umarłam… Widziałam życie Sebastiana. Nawet nie wiesz, jakież było długie i przepełnione smutkiem, rozpaczą, brutalnością i zagubieniem. Pewnie nikt nigdy nie zastanawiał się, czy demony, rodząc się, z góry wiedzą, jakie jest ich przeznaczenie. A jeśli któryś z nich nie chciałby być żądną dusz i krwi kreaturą, która morduje dla przyjemności? Amon nie był kimś takim. Był… odmieńcem. W jego życiu bywały chwile dobre – głównie za sprawą Rafaela (tak, archanioła Rafaela!) – ale były również złe i patrząc na nieskończoność jego życia, nie sposób było nie zauważyć, że tych drugich było więcej.
Potem się obudziłam. Byłam wściekła. Myślałam, że kiedy umrę, po prostu zniknę, przestanę istnieć i nie będę nawet mogła tego żałować, bo mnie nie będzie. Chociaż nie byłam w stanie wyobrazić sobie nieistnienia, nie bałam się go. Żałowałam jedynie, że nie mogę spędzić więcej czasu z nim i z Wami. Ale kiedy już się ocknęłam i zorientowałam się, że jednak wciąż żyję, poczułam ogromny lęk. Wieczność wydała się znacznie bardziej przerażająca niż życie, które kiedyś ma swój kres. Obawiałam się samotności, dalej się jej obawiam, ale idąc za Twoim sposobem rozumowania, postanowiłam cieszyć się tym, co mam.
Stałam się demonem. Nikt nie wie do końca, jak to się stało, ani czy będę już taka na zawsze. Mój słuch, wzrok, węch i wszystkie inne zmysły działają tak dobrze, że zanim jeszcze ktoś wejdzie do sypialni, jestem w stanie określić, czy przynosi złe wieści i jak bardzo są złe. Teraz widzę zaś, że wszyscy się mnie boją. Nie uciekają wprawdzie, nawet nie odwracają wzroku, ale wiecznie towarzyszy im niepokój.
Pewnie boją się, że niedługo odejdę na zawsze, a ich król się załamie. Piekło bez króla nie będzie potrafiło funkcjonować – przynajmniej tak mi się wydaje, biorąc pod uwagę wszystko, co dotąd widziałam. A przecież nie było tego wiele.
Boję się. Czuję, że coś jest nie tak, że nie mówią mi wszystkiego. Przecież mam prawo wiedzieć, co się ze mną dzieje, prawda? Dotąd poinformowano mnie tylko, że jeśli mój nienaturalnie szybko rosnący ogon będzie zbyt krótki lub zbyt długi, będzie to oznaczało jakieś negatywne konsekwencje zdrowotne. Ale tym nie potrafię się przejmować.
Mam ogon. Wiem, dla mnie też jest to coś… Szokującego. Codziennie czuję, jak wyrasta mi znad pupy, swędzi, boli, jest niezwykle wrażliwy i powoli zaczynam móc nim poruszać, ale nie czuję, jakby był częścią mnie. Nawet kiedy miałam bezwładne nogi, były bardziej integralną częścią ciała niż to coś. Nie zrozum mnie źle, posiadanie ogona brzmi ciekawie i z jednej strony nie mogę się doczekać, by móc używać go do prostych czynności, ale z drugiej strony zwyczajnie nie czuję się sobą.
Nie wiem już, kim jestem. Straciłam tytuł hrabianki, kiedy moje życie oficjalnie dobiegło końca, kiedy trumna z jakimiś przypadkowymi zwłokami, których pochodzenia nawet nie chcę znać, znalazła się kilka jardów pod ziemią, a złoty dzwonek u nagrobka nie zabrzmiał, nawet jeśli wszyscy wpatrywali się w niego intensywnie, marząc, by to nastąpiło. Nie ma mnie. Została tylko Eliabeth: były człowiek – coś, co powinno być demonem. Ludzkie dziecko, obiad króla (naprawdę się tak do mnie zwracają…), źródło niepewności. Tylko Amon patrzy na mnie inaczej. W jego oczach wciąż widzę miłość. Jest tam również radość, ale mimo tego, że lśnią szkarłatem wyraźnym jak nigdy dotąd, również i one nie są wolne od niepokoju.
Sebastian zaproponował, że jeśli nie czuję się sobą, mogę wybrać sobie nowe imię. W końcu nie byłam już człowiekiem, miałam prawo zmienić swoje personalia, zacząć zupełnie nowy rozdział. Chciał dobrze, ale sprawił jedynie, że odmienność i poczucie obcości we własnej skórze stało się silniejsze.
Mimo wszystko jestem szczęśliwa. Cieszę się tym, co mam. Korzystam z dodatkowego czasu, by dowiedzieć się jak najwięcej o piekle, Sebastianie, tym, co się ze mną stało i  każdą inną rzeczą, która tylko przykuje moją uwagę. Spycham negatywne emocje na dno serca, licząc na to, że utracę zdolność ich odczuwania, zanim uderzą we mnie ze zdwojoną siłą. Chciałam, żebyś o tym wiedziała. Byś nie musiała się martwić i mieć sobie za złe, że zostałam sama z problemami, ponieważ doskonale sobie z nimi radzę. Żałuję tylko, że Ty i inne bliskie mi osoby musicie cierpieć, nie wiedząc, że gdzieś tam – w miejscu, którego nie potrafię umiejscowić w przestrzeni – dalej żyję i jestem bezpieczna.
Zawsze będę Cię kochać,
Twoja Lizz
~*~
Na skraju gęstego boru, pod jednym z wiekowych drzew, siedział oparty plecami o korę młody anioł. Gdyby dostrzegł go jakiś człowiek, zapewne nazwałby go aniołem śmierci i uciekając w popłochu, potykałby się o własne nogi, póki nie upadłby tak felernie, że jedna z gałęzi wbiłaby mu się w czaszkę przez oczodół. Na szczęście w tym miejscu nie było ludzi prawie nigdy. Świat gnał do przodu tak szybko, że zahipnotyzowani możliwościami nowych technologii ludzie zupełnie zapomnieli o urokach natury. Żyli w betonowych metropoliach, które zużywały przeogromne ilości prądu, rozświetlając glob do tego stopnia, że zanieczyszczenie światłem dawało się we znaki nawet tam, gdzie znajdował się Rafael – na obrzeżach cywilizacji, gdzieś na skraju angielskiej wyspy.
Znużony archanioł od kilku godzin czekał na umówione spotkanie, by wreszcie spędzić trochę czasu w taki sposób, jaki rzeczywiście sprawiał mu przyjemność. Na jego wieczne ucieczki nie patrzono zbyt przychylnie i gdyby nie jego zasługi w dawnych wojnach, z pewnością nie mógłby bezkarnie opuszczać treningów, spotkań rady i zaniedbywać całe mnóstwo ciążących na nim obowiązków. Jednak Rafael zawsze potrafił się ustawić – jak zwykli mawiać ludzie tej epoki – i doskonale wykorzystywał wszystkie przywileje, by robić to, na co miał ochotę.
Jednak wielogodzinne oczekiwanie w niczym nie przypominało rozrywki, którą obiecywał mu przyjaciel. Od dawna przygotowywali się na ten dzień, studiując ludzką nowomowę, gestykulację, przedziwną modę i sposób działania urządzeń, których nieposiadanie oznaczało bycie całkowicie zacofanym technologicznie wyrzutkiem. Nie chcieli zwracać na siebie uwagi, więc chcąc – nie chcąc byli zmuszeni zapoznać się z płaskimi, prostokątnymi kawałkami przeźroczystego tworzywa, które były stale połączone z globalną siecią i stanowiły źródło wszelkiej informacji. Prędkość zwracania relewantnych wyników wyszukiwani była tak szyba, że śmiało mogła konkurować z wiedzą, którą posiadło się podczas edukacji, dlatego też obecnie ludzie przestawali przykładać uwagę do nauki. Jedyną, którą praktykowali bardzo sumiennie, była nauka obsługi urządzeń, które pozwalały poznać wszystko inne.
Dlatego też dostęp zarówno do samych urządzeń, jak i do instrukcji ich obsługi nie wymagał specjalnych starań. W jedno i drugie można było się zaopatrzyć w każdym sklepie, na każdej przecznicy, w każdej cenie… Ludzki świat znacznie się różnił od tego, który Rafael pamiętał z ostatniej wizyty, a nie było go zaledwie sto lat. Był ciekaw, czy zwłoka przyjaciela miała jakiś związek z tymi diametralnymi różnicami. Doskonale wiedział, że kiedy Amon czymś się zainteresuje, ciężko mu się oderwać – w szczególności kiedy chodziło o ludzi.
Znudzony siedział dalej pod drzewem, wdychając ciężko i obracając swoją elektroniczną zabawkę między palcami, dopóki nie usłyszał, że jakieś zwierzę przedziera się przez liście ponad jego głową. Zadarł ją i wpatrywał się w drżącą, intensywnie zieloną koronę drzewa, w końcu dostrzegając pomiędzy gałęziami kruczoczarne skrzydło. Jego właściciel – niewielki, lekko szarawy na głowie kruk – wypinał dumnie pierś, starając się wyglądać majestatycznie pomimo tego, że pomiędzy większością jego piór można było dostrzec kawałki liści, igły i mech. Było widać, że ptak nie radził sobie najlepiej w locie.
Zwierzę zeskoczyło z drzewa i przeszło się kilka razy w tę i we w tę przed nogami archanioła. Chwilę później stanęło w ciemnych piórach, powiększając się, póki nie wydało z siebie cierpiętniczego jęku, by po chwili stanąć przed Rafaelem w humanoidalnej, lecz wciąż demonicznej, postaci.
— Wiedziałem, że to ty. Nie ma takich mizernych kruków na tym świecie — prychnął Rafael, wciskając w kieszeń opiętych spodni elektroniczne źródło wiedzy.
— Nie wiedziałeś. I nie jestem mizerny. Odczepiłbyś się wreszcie. Czy ty wiesz, jak długo próbowałem doszlifować tę formę?! — odparł zirytowany Amon, nerwowo miotając ogonem.
— Wystarczająco długo, żeby wszyscy w piekle zdążyli cię wykpić. Twoje przezwiska dotarły nawet do nas, wiesz o tym? — Kpił w najlepsze Rafael.
— To było ponad Rzeczywistość temu, wyobraź sobie, że wiem.
Niezadowolony Kruk ukucnął przy drzewie obok przyjaciela i spojrzał przez jego ramię na prostokątny przedmiot, który ten w dalszym ciągu obracał w dłoni. Doskonale wiedział, czym było owo urządzenie, jednak ciekawiło go, w jaki dokładnie model zaopatrzył się przyjaciel. Tak, jak mógł się spodziewać – w najnowszy. Zresztą on zrobił dokładnie to samo.
— Śmieszne te ich zabawki. Chociaż przyznam, że to pomysłowe.
— Jak on to mówił? „Teraz możecie całą pamięć przeznaczyć na piękne wspomnienia. Nigdy więcej niczego nie stracicie!” — parodiował Rafael.
W końcu wetknął urządzenie w kieszeń i spojrzał na Amona. Szturchnął go w ramię, wetknął palec pomiędzy jego żebra, a kiedy ten nerwowo się wzdrygnął, zaśmiał się zwycięsko.
— Jesteś dziś strasznie wkurwiający, wiesz? — prychnął Kruk.
— To dlatego, że dalej paradujesz przede mną w tym zasmolonym wdzianku. Idziemy do ludzi, ogarnij się trochę, Amuś.
— Nie nazywaj mnie tak, Rafciu — odgryzł się Kruk.
Szybko jednak pożałował swoich słów. Rafael zmarszczył czoło, zmrużył brwi i przez chwilę mierzył towarzysza wściekłym spojrzeniem. Mnóstwo razy powtarzał mu, by nigdy nie używał zdrobnienia jego imienia. W ten sposób zwracał się do niego jedynie Ojciec – główny opiekun archaniołów, prawdziwy sadysta, z którego ręki zginęła, jak się szacowało, około ćwierć anielskiej populacji. Ojciec uważał, że jego pierzaści podopieczni nie spełniali wymagań, nawet jeśli te były tak wygórowane, że jedynie nieliczni mieli szansę im sprostać. Jednak nie obchodziło go to, zabijał każdego jak leciało, a jeśli był w dobrym nastroju, jedynie bił ich, póki nie tracili przytomności zbyt ranni, by samodzielnie się leczyć.
— Wybacz, nie chciałem… Nie jestem w nastroju. Ojciec znowu zakrztusił się władzą — przeprosił Amon, lekko pochylając głowę.
Archanioł westchnął ciężko i ze sporą dozą niechęci wybaczył przyjacielowi jedynie ze względu na jego sytuację rodzinną. Pod tym względem obaj nie mieli łatwo, chociaż mogłoby się wydawać, że w ich wieku jednostki są już zupełnie niezależne i same o sobie decydują. W ludzkim świecie było nie do pomyślenia, by dorośli byli pomiatani przez innych dorosłych, ale w pozostałych nacjach wciąż trzymano się dawnych zasad. Kultywowanie tradycji było niezwykle łatwe dla tyranów, którym nikt nie zagrażał. Bezkarnie katowali podwładnych, dopóki nie wymuszali na nich posłuszeństwa i nikt nie mógł im się przeciwstawić, nic więc dziwnego, że postępowanie w zgodzie z wiekowym prawem przychodziło im tak naturalnie.
Amon podniósł się i pomógł wstać przyjacielowi. Następnie odsunął się od niego, zmienił postać i pokazując się nago przed Rafaelem, poprosił, by ten upewnił się, że zmienił się do końca – czasem jeszcze zdarzało mu się zapomnieć o niektórych miejscach, co sporadycznie niezwykle dawało mu się w kość, szczególnie z sytuacjach łóżkowych, gdy niedoszli kochankowie mieli okazję z bliska podziwiać kunszt wykonania sztucznej skóry, która miejscami odsłaniała przed nimi prawdziwe, smoliste oblicze demona.
Upewniwszy się, że przemiana dokonała się w całości, Kruk przywdział strój podobny do tego, który miał na sobie Rafel, jednak postawił na niego luźniejszą, rozpostartą na piersi koszulę – uwielbiał je, dlatego nie szczędził ich sobie zarówno w piekle, jak i na ziemi. Poza tym trzeba było mu przyznać, że wyglądał w niej zabójczo przystojnie. Sięgające do ramion włosy związał w niedbały kucyk, pociągnął usta ciemną szminką i dał towarzyszowi znać, że mogą ruszać.
Pierwszą część trasy pokonali biegiem. Spotkali się z dala od cywilizacji, dlatego mogli sobie na to pozwolić bez obaw, że któryś z ludzi ich zobaczy i korzystając z soczewek kontaktowych z wbudowaną kamerą uwieczni ich nienaturalne zachowanie. Elektronika bardzo pomagała ludziom na każdym kroku, jednak stanowiła też ogromny problem dla wszystkich, którzy próbowali coś ukryć. W świecie, gdzie praktycznie wszystko było zapisywane na dyski, trzeba było nie lada zdolności i mnóstwa zapobiegliwości, by nie zostać przyłapanym.
Zwolnili na skraju lasu. Spomiędzy drzew przedzierało się ostre światło odległej o kilkadziesiąt mil metropolii. W pobliżu głównej drogi czekał na nich samochód – maszyna, która poruszała się samodzielnie, napędzana energią słoneczną i świetlną. Podczas jazdy środek transportu poruszał się ponad idealnie gładką nawierzchnią, zapewniając komfortową jazdę. Nie trzeba było kierować nim manualnie – wszystkim zajmował się inteligentny komputer, któremu wystarczyło podać współrzędne celu. Byli jednak tacy – zwani oldschoolowymi kierowcami – którzy lubowali się w starodawnym sposobie jazdy. Rafael i Amon do nich nie należeli. Chętnie korzystali z udogodnień, przeznaczając czas potrzebny na podróż, by ustalić spójną wersję ich pochodzenia, historii i ról, które zamierzali odgrywać.
Tym razem mieli być dwójką studentów instytutu technologicznego, którzy spędzają wiosenne wakacje w mieście, korzystając z uroków najnowocześniejszej techniki, której próbki przysługiwały im w ramach stypendium. Amon – który na czas wyprawy przyjął imię  Christian – był najlepszym stypendystą na roku. Rafaela – który za każdym razem konsekwentnie używał imienia Rafał – poznał na drugim roku, gdy spotkali się w gabinecie dyrektora, wypełniając formalności. Obaj byli najlepsi, choć Chris wyprzedził Rafała o jeden punkt. W poprzedniej historii to anioł odgrywał tego lepszego, dlatego też tym razem zgodnie się zamienili.
— Pamiętaj, że musimy załatwić sprawę do północy, inaczej będzie problem.
— Wiem przecież, nie robimy tego pierwszy raz… — prychnął Rafael. — Spróbuj tym razem się powstrzymać, dobra? Te kamery to prawdziwe utrapienie.
— Najwyżej ich zabijemy, nie zawsze udaje się bez ofiar. Taki los — zaśmiał się Amon.
— Żadnych trupów. Umawialiśmy się.
— Przecież żartuję. Wcale nie mam ochoty ich zabijać, to zbyt duża strata. Wydłubię im oczy, wyrwę chip, jeśli zrobię to odpowiednio, powinni przeżyć.
— Przygotowałeś się. — W głosie Rafaela dało się słyszeć prawdziwe uznanie.
— Oczywiście, jak zwykle. Gdyby ktoś doniósł ojcu, że się zdradziłem, przez kolejne milenium siedziałbym w Gorącym Rowie.
— Razem z trupami?
— Razem z trupami.
— Milusio.


13 komentarzy:

  1. Ouu lit Amon i Rafael przyjaciolmi?coraz ciekawiej co knuja wogole

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem może po prostu ludzie nie wiedzą co napisać. Dlatego taka cisza :D

    No a skupiając się na rozdziale: niezły, całkiem niezły. Tylko
    1) na początku list Lizzy do Tomoko a potem ni z gruszki ni z pietruszki skupiamy się na Rafaelu i Sebastianie jak byli młodzi.
    2) jak już tak robisz to mogłabyś to jakoś oznaczyć, że to przeszłość. Taka sugestia.
    3) Sam wątek z przeszłością nie głupi tylko liczyłam, że to będzie kontynuacja opowieści którą |Rafael zaczął w poprzednim rozdziale.

    To by było na tyle. Jakoś czuję niedosyt po tym rozdziale. Zostaje nam poczekać do next'a. I nie chciałam tymi moimi uwagami jakoś specjalnie cię urazić czy coś.. po po prostu tak myślę. Piszesz świetnie ale jednak czasem zdarzają ci się drobne wpadki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie to nie orzeszkadza, lubię uwagi, bo wiem, co poprawić. List Lizz miał być przrrywnikiem, a ten powrót do przeszłości to właśnie ta historia, którą opowiada Rafael Grellowi. Ale żeby ciekawiej, uznałem, że opisze je w taki sposób - korzystając z narracji trzecioosobowej. To tak, jak masz w filmach, że postać zaczyna snuć historię, a potem akcja filmu się do niej przenosi i tam trwa nadal :P.
      A niedosyt zupełnie naturalny. To w zasadzie dopiero wstęp opowieści, więc nic się jeszcze nie wydarzyło zbytnio :P.
      Anyway, dzięki za komentarz :D. Widać taka formuła nie trafiła w gusta, następnym razem rozegram to inaczej :P.

      Usuń
  3. Rozdział super jak zawsze i naprawdę wspaniale piszesz. Zaciekawił mnie wątek przyjaźni Sebastiana z Rafaelem, czekam na więcej takich historii z przeszłości. I ten list do Tomoko-to było piękne. Tylko co Sebastian i Rafael knują razem?
    Do zobaczenia! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, oni to mają trochę za uszami xD. Każdy był kiedyś młody i głupi, nawet archanioły i demony :D. Dzięki za komcia ♡. Od razu mi lepiej, jak mogę sobie rytualnie poodpisywać z wanny xDDDD.

      Usuń
  4. Przeklinający Seba to nadal dla mnie coś niezwykłego. Już myślałam , że ta nasza Lizz się nie ogarnie! Ale no w końcu zaczęla rozumiec co się z nią dzieje. No coó... Ja nie mam nic więcej do powiedzenia. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nooo. Kto by pomyślał, że Sebuś używa takich słów :P. No ale inne czasy, inny on xD.

      Usuń
  5. Witam,
    trafiłam tutaj tak niedawno, przeczytałam zaledwie fragment tekstu, ale powiem tylko jedno, będę tutaj zaglądać dość regularnie... jak na razie mam dość ograniczony czas, ale będę się starała czytać chociaż... niestety brak czasu sprawa, że po prostu, nie mam kiedy, ale myślę,że w czerwcu już się ustabilizuje wszystko.. no i cóż powiem tak będę czytała opowiadanie za opowiadaniem od początku (aby sobie nie namieszać)
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam serdecznie :D. Mam nadzieję, że gorszy styl w początkowych rozdziałach Róży Cię nie zrazi. W końcu do wszystkiego dochodzi się z czasem :P. Życzę miłej lektury i czekam na sprawozdanie z wrażeń. Będzie mi miło, jeśli dasz znać, jak Ci się spodobała historia, gdy już się w nią zagłębisz :).

      Usuń
  6. Czy tylko ja myślałam że przeskoczyliśmy do przyszłości? Tak? No cóż... Lubie przyszłość, choć nigdy nie lubiłam Sebcia w "nowej" odsłonie XD. Wole mojego piekielnie dobrego lokaja :) A rozdział bardzo fajny! Nie przejmuj się mniejszą liczbą wyświetleń, ludzie mają lepsze i gorsze dni, i czasami tak wypada XD Ja też się ostatnio spuźniam, z czego zadowolona nie jestem XD. Najdłuższy konentarz na bloggerze? Jest! Masa błędów? Jest! Moje powiedzonko? A tak. Weny, zdrówka, czasu i do nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, dzięki <3. Ja wiem, że teraz taki okres, że święta, testy gimbzjalne, majówka, matury, a zaraz jeszcze studencka sesja, więc to w sumie uzasadnione, że spadły, ale zdążyłam przywyknąć i spadające liczby zawsze źle na mnie działają. Szczególnie że mam poczucie winy, bo strasznie zaniedbuję pisanie Róży – dorosłe życie mnie dopada i nie mam czasu TT_TT. A nie chciałabym, żeby pod koniec opowiadania (bo to w końcu ostatni tom), wykruszyli mi się wszyscy czytelnicy xDDDD.
      Anyway, rozdział był pisany specjalnie w taki sposób, żebyście myśleli, że to przyszłość. Bo teoretycznie, biorąc pod uwagę poziom zaawansowania świata z Rzeczywistości, w której się to dzieje, to jest technologiczna przyszłość. Jednak patrząc na czas w sposób linearny – to bardzo, bardzo zamierzchła przeszłość xD. W każdym razie to jest jeden z elementów, które piszę już bardzo motzno pod przerabianie Róży na książkę, stąd za kilka rozdziałów pojawi się jedna nieścisłość typu "nigdy wcześniej, przez te 1200 stron opka o tym nie wspomniałaś", no ale mam wielkie plany, myślę, że zrozumiecie :P.
      Dziękuję za komentarz i życzenia, zdrowie mi się przyda, bo się przeziębiłam z przemęczenia xD. Na wzajem i do zobaczenia :*.

      Usuń

.