piątek, 2 czerwca 2017

Tom V, XVII

Dzisiaj jest Matsuri! <3 
Wreszcie jakiś event dla mangozjebów, na którym się pojawię. Planuję też zaszczycić swoją obecnością (xD) Animatsuri, ale zobaczymy, co z tego będzie.
Przy okazji pochwalę Wam się taaaaaakim dużym sukcesem: udało mi się załatwić praktyki w wydawnictwie. I to nie byle jakim krzaku tylko w SBP i podobno to dobrze wygląda w CV, także się cieszę, bo ostatnio strasznie się martwiłam, że mi się nie uda i spędzę 156 godzin w jednym z najnudniejszych zawodów świata– jako bibliotekarka. NA SZCZĘŚCIE NIE BĘDĘ MUSIAŁA, także wszystko układa się dobrze. No i w sumie to chyba tyle... Ładnie pokomentowaliście, ale wyświetlenia dalej marne w porównaniu do tego, co było miesiąc temu, ale mam nadzieję, że to się niedługo zmieni. Nie mam nawet chwilowo głowy do martwienia się tym, więc przynajmniej nie psuje mi tak nastroju, ale jak mnie mile(1) zaskoczycie, to będzie mi miło (2)<3.

Miłego! (3) :*

===============================

— Możesz podejść bliżej i się im przyjrzeć. Nic ci nie zrobią, nie mogą.
— Ktoś ich pilnuje? Nikogo nie widzę.
— Uroki piekła. Spójrz tam — zaśmiał się Samarel, wskazując jeden z ciemnych rogów pomieszczenia tuż nad ich głowami. — To pająk, jeden z podwładnych Anasiego, których udostępnia w zamku do monitorowania pracy wielu demonów.
— Monitorowania… Aż przypomniała mi się pewna sprawa, którą kiedyś zajmowałam się z Sebastianem. Tam też ktoś cały czas obserwował, co się działo w szpitalu. To było straszne.
— Jak system kamer! — krzyknął dowódca, po czym natychmiast zasłonił usta.
Lizz spojrzała na niego podejrzliwie i zmarszczywszy czoło, zaczęła się zastanawiać, co mogło znaczyć słowo, którego użył i dlaczego aż tak się tym przejął. Nie wymyśliła jednak nic konstruktywnego, dlatego postanowiła zapytać.
— Co to jest kamera?
— Nie powinienem ci tego mówić…
— Ale chcę wiedzieć — odparła twardo.
— Kamera to takie urządzenie, którego zadaniem w poprzednich Rzeczywistościach było rejestrowanie tego, co się działo. To się nazywało monitoring i sprowadzało ludzi na bardzo złą ścieżkę niekiedy. Były obecne w poprzedniej i dwie rzeczywistości temu, pięć chyba też, ale głowy nie dam, jestem zbyt młody a z historii nigdy nie byłem zbyt dobry. Nie mów królowi, dobrze? Nie wiem, czy powinienem był się tym z tobą dzielić…
— Nie powiem mu. Czy kamera wyglądała tak? — zapytała, kreśląc w powietrzu kształt znajomego urządzenia wyposażonego w soczewki, które znalazła dawno temu i przez lata nie zdołała określić, do czego mogło służyć.
— Tak, chyba tak. Skąd wiesz?
— Znalazłam kiedyś coś takiego i zawsze byłam ciekawa. Wyglądało trochę jak aparat, ale nie było w nim kliszy, prochu, niczego. Porzuciłam dociekania — wyjaśniła, wzruszając ramionami. — Wygląda na to, że Sebastian mnie oszukał. Mówił, że nie wie, co to jest.
— Nie zrozum mnie źle, ale… Ludzie nie powinni wiedzieć o innych Rzeczywistościach. Nigdy nie wiadomo, który z was może stać się nowym bogiem, a znajomość tego, co działo się w poprzednich światach, mogłoby mieć zły wpływ na nowopowstałą Rzeczywistość. Dlatego na wszelki wypadek jesteśmy zobowiązani do milczenia w tej kwestii. To nie ma związku z personalną szczerością. To coś, co ma takie znaczenie… Zresztą byłaś tam, widziałaś kolosy, co ja ci będę opowiadał…
Elizabeth wsłuchiwała się zafascynowana w opowiadanie Samarela. W międzyczasie zrozumiała, że to, co było w nim najciekawsze, to ogrom wiedzy, który posiadał i lekkość, jaką się nim z nią dzielił. Nie potrzebowała więcej chodzenia po zamku, chociaż nie zamierzała go odmawiać, bo mogło stać się pretekstem do zadawania kolejnych pytań o coraz ciekawsze rzeczy, jednak wiedziała już, że najwięcej dowie się i nauczy, po prostu rozmawiając z młodym żołnierzem.
— Czuję, że będę miał straszne kłopoty…
— Nie będziesz miał, nikomu nie powiem, że mi to powiedziałeś — obiecała dziewczyna, przykładając dłoń do serca.
Samarel nie czuł się zbytnio przekonany jej zapewnieniem. Wiedział, że nawet przy najlepszych chęciach tak pasjonujące informacje mogą jej się zwyczajnie wymsknąć, a konsekwencji tego mógł gorzko pożałować. Postanowił jednak być dobrej myśli, bo właściwie nic więcej nie mógł zrobić.
Przez kolejną godzinę krążył wraz z Elizabeth po zamku, pokazując jej najważniejsze pomieszczenia i drogi, jakimi może do nich dotrzeć. Potem przechodzili trasy ponownie – nastolatka miała okazję wykazać się dobrą pamięcią i znajomością układu pomieszczeń. Nie pomyliła się więcej niż pięć razy, a drogę do apartamentu, w którym mieszkała wraz z Sebastianem, znała doskonale z każdego miejsca, w jakim się znalazła, a to było najważniejsze. W końcu jednak Lizz poczuła się znudzona krążeniem niczym duch po opustoszałych korytarzach. Wydawało jej się, że spotkają więcej demonów, ale na każdą uwagę na temat frekwencji demonicznego społeczeństwa na terenie zamku wymawiał poddanych spotkaniami i pracą. Wyglądało więc na to, że miejsce znane ze zła, deprawacji i rozpusty było niezwykle zapracowane, by dobrze dbać o swoją złą reputację.
— To może wyjdziemy z zamku i przejdziemy się po mieście? — zaproponowała fioletowowłosa. — Bo przecież w piekle jest coś więcej niż zamek, prawda? Te wszystkie demony muszą gdzieś mieszkać. Chciałabym zobaczyć też zwykłe życie.
Dowódca dziewiątego kręgów nie był jednak zbyt pozytywnie nastawiony do tego pomysłu. Po raz kolejny obawiał się złości króla, który z pewnością nie przystałby na taką wycieczkę. Samemu Samarelowi również wydawało się, że było jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie, by pozwalać dziewczynie wyjść poza bezpieczną strefę. Nie wiadomo było, kto z zewnątrz planował ją zabić, a na pewno mogli istnieć tacy, którzy w tragedii króla znaleźliby dla siebie przepustkę do lepszego życia. Dlatego tez odmówił, a nim nastolatka zdążyła zacząć go przekonywać, dołączył do nich Anasi.
Demon ściągnął z głowy kaptur i lekko skłonił się przez wybranką króla, po czym powiódł wzrokiem po jej ciele. Pajęczy informatorzy zdążyli mu donieść o ranie, którą miała na dłoni. Zadowolony uznał jednak, że była zdecydowanie mniej rozległa, niż mogła się stać.
— Pozwolisz, Elizabeth? — zapytał, wyciągając rękę po jej dłoń.
Nastolatka spojrzała niepewnie na Samarela, a kiedy ten skinął głową, położyła rękę na tej demonicznego informatora i pozwoliła, by nasmarował ranę śmierdzącą mazią. Piekielny skryba wyjaśnił dziewczynie, czym było lekarstwo – mieszanka leczniczych ziół i wyciągów, które w mgnieniu oka wyleczyły jej poparzenie. Zachwycona nastolatka uśmiechnęła się do niego w podzięce i zaproponowała, by przeszedł się razem z nimi.
— Wybacz, niestety mam mnóstwo pracy. Pokaż mi jeszcze swój ogon. Chciałbym sprawdzić, czy odpowiednio się rozwija — poprosił, obracając Lizz za ramiona tyłem do siebie. — Dobrze, doskonale. Długość już niemal odpowiednia. Spróbujesz nim poruszyć?
— Nie wiem jak — odpowiedziała niepewnie, wpatrując się w smukły grot, który Anasi ułożył na swojej dłoni.
— Tak samo, jak ruszasz ręką — wyjaśnił, uśmiechając się najserdeczniej jak umiał, co poskutkowało odsłonięciem nierównych, sczerniałych zębów, które nieco odstraszyły nastolatkę.
— O tak? — zapytała, skupiając się ze wszystkich sił, by poruszyć wypustką.
Początkowo nieruchomy ogon nagle wyrwał się w górę i równie szybko opadł, zdając sobie sprawę ze swoich ograniczeń.
— Przepraszam! — krzyknęła przestraszona, kiedy grot musnął policzek archiwisty.
— Nie szkodzi. Spróbuj jeszcze raz, delikatniej. Musisz się nauczyć go kontrolować. W końcu zamierzasz tu zostać na jakiś czas, prawda? Wybranka króla powinna umieć władać swoim ciałem. Nie możesz przynieść wstydu królowi — oświadczył, odwołując się do uczuć Elizabeth, co momentalnie poskutkowało całkowitym skupieniem i determinacją z jej strony.
Demon zaśmiał się w duchu. Ludzkie dziecko uczące się, jak być demonem, było dla niej dużo bardziej atrakcyjnym obiektem zainteresowania niż mógłby się spodziewać i tego chcieć. Znów poczuł, że jego obiektywizm został nieco nadszarpnięty, ale obserwowanie pierwszych kroków nastolatki było tak pasjonujące, że postanowił na chwilę zignorować alarmujący sygnał.
— Powoli i spokojnie… Żeby Sebastian był ze mnie… Cholera! — komentowała pod nosem, denerwując się, gdy ogon po raz kolejny z pełnym impetem poruszył się wbrew jej woli, tym razem trafiając w ramię Samarela. — Bo on jest za długi! Za szybko rośnie, jeszcze kilka godzin temu był dużo krótszy. Nie umiem! — wyżaliła się i zrezygnowana zwiesiła głowę, garbiąc się lekko.
— W ciągu kilku godzin? O ile? — zainteresował się Anasi.
Samarel przyjrzał się dokładnie ogonowi i ze zdumieniem przyznał, że miała rację. Ogon wydłużył się niemal o całą swoją poprzednią długość i obecnie był prawie podręcznikowych rozmiarów.
— Nie wiem, jest prawie dwa razy taki jak był — odpowiedziała, nie patrząc w oczy informatora.
— Daj sobie trochę czasu. Wróć do pokoju i ćwicz. Chciałbym mieć cię na oku, lekarze również, dlatego byłoby dobrze, gdybyś się nie oddalała, przynajmniej dopóki… — zawahał się. — Powiedz o tym Amonowi. Muszę iść do Araksjela — skończył pospiesznie i skinąwszy niedbale na pożegnanie, szybkim krokiem ruszył wzdłuż korytarza.
— Ale czy lecznica nie była w drugą stronę? — zapytała Lizz.
Samarel pokiwał głową niczym rodowity Hindus, nie odpowiadając na pytanie dziewczyny. Wspólnie postanowili zaś wrócić do apartamentu, by Elizabeth mogła poćwiczyć korzystanie z ogona. Żołnierz odprowadził ją do drzwi i zapewnił, że będzie w okolicy, ale nie wszedł do środka. Sam chciał się dowiedzieć, gdzie właściwie szedł Anasi, bo jego zachowanie było zdecydowanie podejrzane i z pewnością miało związek z jego nową podopieczną.
Pozostawiona sama sobie Lizz wyciągnęła spod poduszki zeszyt, który znalazła wcześniej w sekretarzyku Sebastiana. Usiadła przy stole, chwyciła pióro i zaczęła kreślić litery. Pisała kolejny list do przyjaciółki, chociaż wiedziała, że nigdy nie mogła ich otrzymać. Gdyby tak się stało, mogłaby się ponownie załamać. Sama śmierć najbliższej przyjaciółki i tak musiała bardzo nią wstrząsnąć. Nastolatka dalej czuła się źle z tym, że ostatecznie skłamała – oszukała Tomoko po raz pierwszy, ale nic już nie mogła na to poradzić. Nie potrafiła samodzielnie wrócić do świata ludzi. Nie umiała zmienić swojego wyglądu, by tak jak Sebastian upodobnić się do ludzi. Nie mogła nawet wyjść poza zamek, bo wszystkim po kolei było to nie na rękę. Na dodatek nieudana próba kontrolowania ogona wprawiła ją w kiepski nastrój. Nigdy nie poddawała się tak szybko, ale tym razem wszystkie emocje i całe zmęczenie skumulowały się w niej, skutecznie psując nastrój.
Żaliła się więc w liście do przyjaciółki, opowiadając o pełnych niepokoju spojrzeniach, o strasznym traktowaniu pracowników, o tym, że demony nie korzystały z toalety, o wyglądzie zamku i w końcu o uczuciu samotności i obcości, które nawiedzało ją za każdym razem, gdy dopuszczała tłumione uczucia i myśli do głosu. Kiedy była z Samarelem, miała tyle pytań, tyle rzeczy chciała zobaczyć i tak wiele się nauczyć, że nie starczało jej czasu na smutek, ale kiedy w końcu wszystkie bodźce z zewnątrz znikały i była zupełnie sama, czuła się strasznie.
Straciła tę, która towarzyszyła jej odkąd na niej eksperymentowano. Ida sprawiała, że tak naprawdę nigdy nie była zupenie sama, lecz teraz, gdy straciła wszystkich oprócz Sebastiana, zwyczajnie nie umiała się uporać z ciężarem tego uczucia. Chociaż jej ukochany był raptem kilkadziesiąt jardów dalej, wiedziała, że nie może po prostu do niego pójść i poprosić, żeby ją przytulił, bo było jej źle. Amon był królem i jako taki miał obowiązki. Nie był już służącym, którego miała do dyspozycji cały czas, póki nie postanowił jej zostawić dla jej własnego bezpieczeństwa. Zupełnie nowa sytuacja – nie pierwsza i z pewnością nie ostatnia – dodatkowo ją przytłaczała. Nim się obejrzała, jej oczy przesłoniły łzy, a dłoń odmówiła posłuszeństwa, zostawiając na końcu zdania wielkiego kleksa zamiast kropki.
— Chcę się przytulić… — jęknęła sama do siebie, wkładając pióro do kałamarza.
Podsunęła kolana do klatki piersiowej i zaparła się piętami o siedzenie, po czym objęła nogi rękami i ukryła pomiędzy nimi głowę, pozwalając sobie na kilkukrotne powtórzenie pod nosem raz wypowiedzianego zdania. Pragnęła, by jakimś cudem Sebastian ją usłyszał i zjawił się tak samo, jak robił to tysiące razy. Jednak demon się nie zjawił. A znak na karku nastolatki nie zalśnił, stracił swoją moc. Był niczym więcej jak tatuażem przypominającym o dawnym życiu, tak samo, jak nagłówek listu przypominał o wszystkim, co straciła, by spełnić swoje marzenie. Jednak czy zemsta naprawdę była warta utraty tego, co tak bardzo kochała? Przez lata nawet nie dostrzegła, jak piękny świat zdołała wokół siebie stworzyć. Otoczyła się wartymi zaufania, oddanymi ludźmi, którzy kochali ją i za których byłaby w stanie oddać życie. A jednak, kiedy przyszło co do czego, porzuciła wszystko i wszystkich, by zabić. Najgorsze jednak było to, że gdzieś w głębi siebie czuła, że najwierniejszy z jej towarzyszy za swoje zasługi nie otrzymał długo wyczekiwanej nagrody.
~*~
Amon nie potrafił skupić się na pracy. Starał się ze wszystkich sił, ponieważ wiedział, jak ważne było ustalenie nowych praw, organizacja igrzysk i zadbanie o to, by jego królestwo odpowiednio się rozwijało, by zaspokajać potrzeby poddanych i zapewnić im dobre nastroje. Nie chciał, by zamachy i bunty negatywnie wpływały na jego ukochaną, dlatego zmuszał się, by utrzymywać niezbędną uwagę, lecz w rzeczywistości marzył tylko o tym, by opuścić salę tronową, wziąć Elizabeth na ręce i pokazać jej najpiękniejsze miejsca piekielnej krainy. Chciał widzieć uśmiech na jej twarzy, patrzeć, jak w pełni korzysta z nowego życia, które jej ofiarowano. Trzymanie jej w zamku i zostawianie  na całe dnie nie było tym, czego dla niej pragnął w nawet najmniejszym stopniu.
Czas ciągnął się niemiłosiernie, spraw do omówienia wciąż pozostawało dużo i jak na złość Azazel co chwilę kwestionował decyzje króla, rozpoczynając tym samym ciągnące się w nieskończoność dyskusje. Jakby doskonale wiedział, że Kruk pragnął jak najszybciej wrócić. Na dodatek Lewiatan, który zawsze uciszał czerwonowłosego, musiał wyjść wcześniej, by pilnie zająć się zawalonym murem w południowej części budynku. Loki zaś nie zjawił się w ogóle, w zamian za siebie wysyłając jednego z podwładnych, którzy nie mieli zbyt dużego pojęcia na temat omawianych spraw ani tym bardziej wprawy w obradach, co dodatkowo utrudniało zadanie.
Planowanie igrzysk było jedyną częścią obrad, w której rzeczywiście Amon chciał brać udział. Miał zamiar przygotować wspaniałe widowisko wolne od przymusu walki do ostatniego tchnienia, a zarazem wystarczająco zjawiskowe i pełne emocji, by zaspokoić potrzeby tłumu. Pragnął również pokazać Elizabeth, w jaki sposób bawiły się demony. Wiedząc, że miała wgląd w jego wspomnienia, domyślił się, że musiała widzieć w nich wiele okrutnych czynów, których dopuścił się zarówno on sam jak i wszyscy, z którymi miał do czynienia. Dlatego też zamierzał pokazać dziewczynie również inną stronę demonów, udowodnić jej, że w tym pełnym zła świecie jest również sporo dobra, którym będzie mogła się otoczyć, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A kiedy jej się to uda, będą mogli spędzić razem całą wieczność, oboje szczęśliwi i wolni.
— Panie? — mruknął niechętnie Azazel, machając dłońmi przed oczami króla.
— Co? Znaczy, słucham, Azazelu?
— Pytałem, czy nie sądzisz, że zniesienie obowiązku walki do ostatniego tchu nie zepsuje całej idei igrzysk. Skoro wszyscy będą bezpieczni, to jaki w tym sens?
— Jeśli ktoś będzie chciał walczyć na śmierć, będzie mógł. Chodzi o dowolność. I tak, to dobry pomysł. To nie podlega dyskusji, więc z łaski swojej, Azazelu, przestań wstrzymywać obrady i przejdźmy do kolejnego punktu — odpowiedział wyniośle Kruk, nie ukrywając niezadowolenia.
Dosyć już znosił zachowanie doradcy, miał już tego dość. Inni pokiwali zgodnie głowami, również czując znużenie względem ciągnącego się spotkania. Kiedy Azazel wreszcie zamilkł, obrady ruszyły naprzód. Amon przywołał do siebie jednego ze służących, przekazał mu wiadomość i odesłał za drzwi. Niedługo później ten sam służący ponownie wkroczył do pomieszczenia i przekazał wiadomość irytującemu doradcy, który nagle musiał pilnie zjawić się w innym miejscu. Niezadowolony z obrotu spraw, Azazel podniósł się i wyszedł, polecając służącemu, by wezwał jego zastępcę.
Gdy tylko czerwonowłosy przekroczył próg sali obrad, wszyscy odetchnęli z ulgą. Wiedzieli, że teraz sprawy potoczą się już szybko i niedługo będą mogli wrócić do swoich spraw. Mieli rację. Nagle okazało się, że we wszystkim byli zgodni i bez trudu udawało im się odnaleźć najlepsze wyjście. Kolejne punkty z długiej na ponad jard listy odhaczano w zastraszającym tempie i nim się obejrzeli, wreszcie ustalili wszystko, co było trzeba. Zadowoleni czekali na znak zakończenia obrad, z którego wydaniem Kruk nie zwlekał ani chwili długiej, niż było to konieczne. Doradcy pokłonili się, a potem kolejno zaczęli opuszczać pomieszczenie. Sebastian został sam. Chciał wreszcie wrócić do Elizabeth, nie mógł się doczekać zabrania jej do biblioteki i na dach, do piekielnego ogrodu, który tak uwielbiała jego zmarła żona. Miał nadzieję, że nastolatka znajdzie w nim takie samo ukojenie, jak Enepsignos, ponieważ wiedział, że z pewnością nie raz będzie jej potrzebne.


6 komentarzy:

  1. Monika Lisicka3 czerwca 2017 00:14

    Mogę to ująć tylko jednym słowem jako, że jest już północ a ja za 8 godzin wstaję. KAWAII ^^ <3

    Wszystko jest takie urocze... i zgrane. Odczucia Lizzy, jej strach, zagubienie, smutek. I Sebastian, też jest taki... no. Czemu to\ się musi kończyć ? >< >< KYA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało <3. Osobiście odniosłam wrażenie, że mi ten rozdział nie pyknął zbytnio, no ale widać nie było tak źle. A kończy się, bo na wszystko kiedyś przychodzi pora, no i na Różę też. Ale nie gadaj, jest wystarczająco długa xD.

      Usuń
  2. Boskie Lizzie urósł szybko ogonek a ASzazel czepia się mojego kruka o igrzyska Azazuś nie czepoiaj sie kruk dobrze robi he he...czekam na ciag dalszy i serio szkoda ze to sie powoli konczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D. No cóż, będą inne opka, to nie koniec świata :).

      Usuń
  3. Jakieś dwadzieścia minut zachwycałam się Sebastianem z obrazka. On jest taki... Ach~ A no tak, rozdział. Świetny, genialny, poza tym że mam ochotę strzelić Amona w łep. Lizzy płacze (szlocha? nw.) a on się bawi w obrady. Rozumiem, ważne sprawy, igrzyska, prawo. Ale co z moim shipem?! Weź się w garść Sebuś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz... Takie jest życie. Sebastian jest królem piekła i jako taki nie może biec na złamanie karku, bo jego księżniczce coś dolega. Brutalna rzeczywistość. Pisząc to opko, chciałam, żeby mimo wielu niedociągnięć było pod pewnymi względami na tyle dojrzałe, żeby chociaż trochę realnie opowiadało o życiu. Wiadomo, że były momenty zbyt słodkie, ale jednak Sebastian i Lizzy to już para, która mimo wielu problemów ma długi staż. On wie, że ona jest bezpieczna, a ona wie, że on ma obowiązki i mimo tego, że oboje woleliby byczyć się razem gdzieś na trawce, to jednak robią, co trzeba, bo takie jest życie. Co nie oznacza, że on ją zaniedbuje czy ignoruje, po prostu teraz ona musi nauczyć się czekać, aż będzie miał dla niej czas. Wierzę, że da radę :P.
      Dzięki za komcia :).

      Usuń

.