sobota, 21 marca 2015

Tom 2, XII

Wybaczcie, że dziś tak krótko, ale w końcu dotarł do polski mój japoński, pierwszy tomik Kurosza i G Fantasy z plakatem Seby, dlatego nie mogę się zbytnio skupić na niczym innym oprócz myślenia o chwili, kiedy chwycę go w łapki. A to będzie o 14, bo paczka przyszła do Kei, która jest najlepsza, bo pozwoliła mi się doczepić do zamówienia. Low ju <3 
Dobra, dobra, koniec fangirlingu.
Jeśli chcecie, to wrzucę zdjęcie gazetki i tomiku pod kolejną notką :P 
Ok, miłej lektury :)

======================

Na podjeździe stały dwa powozy, każdy zaprzężony w parę koni czystej krwi. Woźnica jednego z nich pomagał hrabinie wnieść bagaż. Kiedy Lizz podeszła do niej, by się pożegnać, ta obdarzyła ją kolejnym, wzbudzającym drżenie kolan, uśmiechem.

– Elizabeth, pamiętaj, o czym rozmawiałyśmy. Zawsze jesteś u nas mile widziana. – Starała się zabrzmieć uprzejmie, ale zdarty głos sprawiał, że jej słowa przypominały bardziej skrzeczenie wron.

Mimo ciarek na plecach, które przechodziły szlachciankę na sama myśl o tym, przez co musiał przejść jej lokaj, odwzajemniła uśmiech kobiety i podziękowała, życząc jej miłej podróży. Przeszła parę kroków i pochyliła się nad kuzynem, który rzucił je się na szyję.

– Dziękuję Lizzy, jesteś najlepsza! Przyjedź jak najszybciej, proszę!

– Postaram się. Biegnij do środka, zanim zmarzniesz. – Objęła go na chwilę i wypuściła z uścisku, delikatnie popychając go w stronę drzwi.

Po chwili konie parsknęły ochoczo i zaczęły ciągnąć dorożkę, z której okna wystawała jasna czupryna chłopca.

– Też powinniśmy już ruszać, jeśli nie chce panienka nocować w Londynie. – Kamerdyner pojawił się tuż za nią.

W dłoni trzymał walizkę. Fioletowowłosa popatrzyła na nią sceptycznie i otworzyła drewniane drzwi.

– Nie mam najmniejszego zamiaru! Po co to wziąłeś?

– Na wszelki wypadek – odparł uprzejmie.

Załadował torbę i dołączył do swojej pani wewnątrz powozu.

                Droga do miasta zajmowała około dwie godziny, zależnie od warunków pogodowych i ruchu na ulicach, który tym razem był złośliwie wzmożony. Elizabeth wyglądała przez okno, zagłębiając się w swoich myślach. Żałowała, że tajemnicza książka nie miała autora, ani nawet miejsca, czy daty wydania. Gdyby, chociaż jedna z tych informacji została udostępniona, bez problemu dowiedziałaby się czegoś więcej. W tej chwili, na nurtujące ją pytanie odpowiedź znał tylko siedzący naprzeciwko demon, który w milczeniu zerkał na zmianę, raz przez okno, raz na nią, jakby pilnował, by nic jej się nie stało. Bo przecież wewnątrz powozu mogę nagle stracić życie… Parsknęła naburmuszona i skrzyżowała ręce na piersi.

– Sebastian – wypowiedziała wojowniczo jego imię.

– Tak, panienko?

– Rozkazuję ci nie zabijać mnie pod żadnym pozorem, dopóki nasz kontrakt nie dobiegnie końca – rzekła twardo, z pełną powagą marszcząc brwi.

Rozkaz wydał mu się zgoła absurdalny. Brzmiał jak parafraza jednego z pierwszych, jakie od niej usłyszał. Konsternacja widoczna na jego twarzy była jak zaproszenie do rozwinięcia jej dziwnego stwierdzenia, jednak dziewczyna wciąż czekała, aż lokaj powie trzy słowa, którymi przypieczętowywał każde, ważniejsze polecenie.

– Yes, my lady – odparł, kładąc dłoń na piersi i na chwilę pochylił głowę.

– No dobrze – zaczęła z ulgą. –Przeczytałam w tej książce, że demony mają uczucia. Że tylko ukrywają je przed ludźmi, bo… – urwała nagle. – No właśnie, dlaczego? ­– Odezwał się głos w jej głowie. – Dlaczego Sebastianie? Czy to w ogóle jest prawda? – zapytała zaniepokojona.

Zadrżała, czując przebiegający po plecach, zimny dreszcz.

Oczy mężczyzny zabłysły złowrogo, skupione na nastolatce źrenice nawet nie drgnęły. Nie mrugał, zastygł w zupełnym bezruchu. Miała wrażenie, że nawet nie oddychał.

– Sebastianie? – szepnęła, z każdą chwilą czując narastający niepokój.

                Co miał jej powiedzieć? Nie mógł skłamać, ale przyznanie się do posiadania emocji było równie złe, co złamanie przysięgi. Uniknięcie odpowiedzi także nie wchodziło w grę, widział, że dziewczyna jest zbyt zdeterminowana i będzie drążyć ten temat, dopóki nie usłyszy jakiegoś konkretu. Do miasta pozostał jeszcze kawał drogi, nie zanosiło się także na niespodziewany zwrot akcji. Utknął w martwym punkcie. Bez względu na to, co zrobi – popełni błąd. Szach-mat w najczystszej postaci.

– Sebastianie? – powtórzyła po raz kolejny, chociaż tym razem sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć i czy nie lepiej byłoby się wycofać. Demon nie wydawał się rozwścieczony, był raczej głęboko zamyślony, a to bardzo do niego nie pasowało. Jej wierny, idealny kamerdyner, nie zagapiał się tak po prostu, to było ogromnym nietaktem, na który by sobie nie pozwolił.

– Nie wiem – odparł beznamiętnie. – Pewnie robią to ze względów bezpieczeństwa.

– A ty? – Tak jak założył, nie zamierzała ustąpić.

– Ja? Nie mam przed tobą nic do ukrycia.

– Czyli jednak coś czujesz? – zapytała podekscytowana.

– Można tak powiedzieć – starał się brzmieć naturalnie.

– Co czujesz? Miłość, złość, szczęście? Czego pragniesz, Sebastianie? – obrzucała go pytaniami.
– Czego pragnę? – powtórzył, zastanawiając się. – Pragnę ciebie. – Serce dziewczyny zatrzymało się na krótką chwilę. – Pragnę twojej duszy. Pragnę ją pielęgnować, bronić, cierpieć za nią, a na koniec móc upoić się jej niesamowitym smakiem – wyjaśnił uroczyście, jakby jego wypowiedź traktowała o największym skarbie tego świata.

Chociaż osobie postronnej mogłoby się to wydać kuriozalne, nastolatka poczuła się wspaniale. Świadomość, jak ważna jest dla niego jej dusza, pokrzepiała serce. Nie dość, że w końcu potwierdził, że posiada emocje, to od razu przyznał się do odczuwania czegoś względem niej. To wyznanie przekroczyło najśmielsze oczekiwania rozemocjonowanej dziewczyny. Przesiadła się obok niego i wtuliła się w jego ramię.
 
– Wygrałam, Sebastianie! – krzyknęła radośnie, delektując się zwycięstwem w kolejnej grze.

                Kamerdyner nie spodziewał się, że zostanie postawiony w tak ciężkiej sytuacji, ale wybrnął z niej możliwie najlepiej. Nie kłamiąc, zaspokajając jej wiedzę –  sądząc po jej impulsywnej i dziecinnej reakcji nawet lepiej, niż się spodziewała – i unikając całkowitego obnażenia się. Hrabianka zrezygnowała z dalszych pytań, udało mu się więc, chociaż jeszcze na krótki czas, pozostawić w tajemnicy to, co jego zdaniem nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego.  

Wtulona w demoniczne ramię dziewczyna, zamknęła oczy i zanim się obejrzał, zasnęła. Nie było w tym nic zaskakującego, było jeszcze przed południem, a ona przespała może pięć godzin. Młody organizm potrzebował zdecydowanie więcej snu niż zapewniała mu właścicielka. Sebastian zwrócił uwagę, że ostatnio sypiała coraz mniej.

Szeptała niewyraźnie pod nosem, lekko wiercąc się na siedzeniu. Rozumiał jedynie niektóre słowa, nie składały się one w żadną sensowną całość. Żałował, że nie mógł przeżywać sennego marzenia wraz z nią, dowiedzieć się, czego właśnie doświadczała.

~*~

                Silne ramiona chwyciły drobną dziewczynkę. Chociaż próbowała się wiercić, nie dawała rady wyrwać się z mocnego uścisku, mimo tego, nie przestawała próbować. Mężczyzna wszedł wraz z nią do wnętrza budynku i zaniósł ją na górę do sypialni. Posadził dziewczynkę na łóżku i odgarnął z jej bladego czoła niesforne, czerwone kosmyki. Przyjrzał się wykrzywionej z grymasie niezadowolenia twarzy i zniknął za drzwiami łazienki. Kiedy wrócił, dziecko stało w otwartym oknie i wychylało się przez nie, próbując chwycić się ramy okna. Widząc ją, mężczyzna rzucił trzymane w ręce przedmioty i natychmiast do niej podbiegł.

– Co panienka próbuje zrobić?  - zapytał karcąco, chwytając ją w pasie.

– Puszczaj mnie! Chcę iść na dwór. Zostaw mnie! – krzyczała szamocząc się.

– Nie powinna panienka stać na parapecie otwartego okna, to niebezpieczne. Mogłaby panienka spaść i zrobić sobie krzywdę – wyjaśnił ze stoickim spokojem, ciągnąć oponującą dziewczynkę w kierunku łóżka.

Chwyciła firanę i owinęła jej dół wokół ręki, by mężczyzna nie dał rady odciągnąć jej od okna, ale materiał nie stanowił dla niego żadnej przeszkody. Czerwona zasłona zerwała się z karnisza i leniwie wlokła się po podłodze, w miarę jak mężczyzna oddalał się od okna. Ponownie posadził niesforne dziecko na łóżku. Zabrał materiał, którym próbowała się osłonić i popatrzył karcąco w przepełnione rozgoryczeniem, błękitne oczy.

– Nie chcę! Daj mi iść na dwór! – złościła się, nadymając zaróżowione ze złości policzki.

Zignorował ją. Wziął do ręki szklaną buteleczkę i kawałek waty. Wylał odrobinę substancji z wnętrza pojemnika na biały materiał i bez wahania przyłożył go do krwawiącego kolana dziewczynki.

– Ała! To boli, zostaw mnie! – wrzasnęła i uderzyła go w twarz.

Kilka kolejnych machnięć drobnymi rączkami spowodowało pojawienie się na jego twarzy drobnych, cieniutkich ran – dziewczyna miała postrzępione paznokcie. Drapała twarz służącego oczekując, że zniechęci go to, jednak myliła się.

Mężczyzna chwyci ją za ramiona, całkowicie uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Jego oczy błysnęły złowrogo, gdy pochylił się nad nią, przysuwając twarz niebezpiecznie blisko jej zadartego, podrapanego nosa.

– Muszę oczyścić te rany, inaczej może się wdać zakażenie i możesz zginąć. Dlatego będziesz teraz siedzieć spokojnie i pozwolisz mi zrobić to, co do mnie należy, zrozumiałaś? Nie marnuj mojego czasu, dzieciaku – powiedział twardo, nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Czerwonowłose dziecko przez chwilę patrzyło na niego zlęknione, próbując powstrzymać drżenie ust.

– Nie odzywaj się do mnie w ten sposób! Nie chcę, żebyś to robił, więc masz tego nie robić. To jest rozkaz! – powiedziała równie stanowczo, co on, a strach na jej twarzy ustąpił miejsca zadziornemu spojrzeniu pewnej siebie właścicielki tego, na którego patrzyła.

Zdziwił się, ale nie dając tego po sobie poznać jedynie puścił ją, klęknął i rzekł, chyląc czoło:

– Yes, my lady.

– A teraz pójdziemy na dwór pograć w piłkę – zarządziła.

Demon podniósł się z kolan.

– Jeżeli w międzyczasie nie wda się zakażenie i nie umrzesz w drodze do ogrodu – powiedział z lekkością, dając jej odczuć, jak bardzo obojętny był mu ten fakt.

Wzruszył ramionami i odwrócił się tyłem do dziewczynki, po czym powoli zaczął kroczyć w stronę drzwi.

– Naprawdę mogę umrzeć tak szybko, jeśli tego nie wyczyścisz? – zapytała zaniepokojona.

 Lokaj zatrzymał się, jednak nic nie odpowiedział.

– No dobra, zrób to… Ale masz być delikatny. I potem idziemy do ogrodu – mruknęła niezadowolona.

Na twarzy mężczyzny pojawił się przebiegły uśmiech. Podszedł do niej i skończył opatrywać zadrapania, przyklejając plaster na jej czoło.

– Właściwie nie umarłabyś tak szybko. Pewnie trwałoby to długie tygodnie – zaśmiał się, patrząc na jej skwaszoną minę.

– Okłamałeś mnie! – Wstała z łóżka i uderzyła go w ramię. – Obiecałeś, że nie będziesz kłamać, pamiętasz?! – Było widać, że wzięła to naprawdę do siebie.

– Proszę mi wybaczyć, to nie było kłamstwo, to był jedynie żart. Jeśli jednak panienka go niezrozumiała, najmocniej przepraszam. To się więcej nie powtórzy – odparł z uprzejmym uśmiechem.

– Jesteś naprawdę zły… – burknęła i wyminęła go opuszczając sypialnię, głośno tupiąc, by podkreślić swoją złość.

~*~

                Rżenie koni wyrwało Elizabeth ze snu. Rozejrzała się zaspana po wnętrzu powozu. Gdy zdała sobie sprawę, że przez cały ten czas drzemała na ramieniu Sebastiana, odsunęła się, jak rażona prądem.

– Panienko, jesteśmy już w Londynie – poinformował ją z uśmiechem na twarzy. Niesforny kosmyk włosów przysłaniał jedno z jego krwistoczerwonych oczu.

– Widzę… – odpowiedziała zawstydzona, odwracając od niego wzrok, by wyjrzeć przez okno.

Nagle jej serce uderzyło z niezwykłą siłą powodując, że z trudem dawała radę nabierać powietrze. Drzewa zza okna zlały się w ciemną smugę. Głos w jej myślach powtarzał słowa jakiejś rozmowy. Nie wiedziała, kto rozmawiał, nie wiedziała też, o czym. Kręciło jej się w głowie. Chwyciła dłonią rękaw płaszcza mężczyzny. Wśród rozmazanych liści dostrzegła zarys sylwetki.

– To źle myślałeś… Podoba ci się? – pytał jeden z głosów.

Jest naprawdę… Cudowny – odparł drugi

– Pada śnieg! Haha!

– W rzeczy samej… Pyskata, rozwydrzona, niewychowana… niesamowicie słaba… – mówił przesączony nienawiścią głos.

Echo słów wprawiało dziewczynę w jeszcze większe zawroty głowy.

– Dlaczego tak mówisz? – zapytał znajomy, płaczliwy ton.

– Naprawdę jesteś aż tak głupia?

– Panienko? Wszystko w porządku?

Oprzytomniała. Popatrzyła z przerażeniem na zmartwioną twarz kamerdynera. Poluzowała uścisk, pozwalając, by materiał wysunął się spomiędzy jej palców.

– Tak, chyba tak. Coś mi się przypomniało, chyba. Nie wiem. Nie rozumiem – dukała pod nosem.

– Co sobie panienka przypomniała? – zapytał zaintrygowany.

– Nie jestem pewna… Jakąś rozmowę, w parku. Padał śnieg i… Nie wiem nawet, o co chodziło – próbowała wyjaśnić, pełna nadziei, że demon pomoże jej zrozumieć. – Pyskata, rozwydrzona – szepnęła, pochylając głowę. Z jakiegoś powodu poczuła się strasznie smutna.

Sebastian wzdrygnął się. Dobrze wiedział, co właśnie sobie przypomniała. Dlaczego akurat to? Czy to znaczy, że kiedyś wszystko do niej wróci?

– To chyba było o mnie. Jestem taka? – Spojrzała na niego, szeroko otwartymi, szkącymi się oczami.

– Pyskata, hm. Jeśli mam być szczery…

– Musisz być szczery, więc, po co się tak czaisz? – zganiła go.

– Zdarza się panience – zachichotał.

– Doprawdy, przezabawne – prychnęła pod nosem i teatralnie skrzyżowała ręce.

Wóz zatrzymał się płynnie przed kilkupiętrowym, zadbanym budynkiem. Już przez okno dziewczyna dostrzegła policjantów rozpraszających tum gapiów. Sebastian wyszedł ze środka i pomógł szlachciance zejść po schodkach.

Podeszła do jednego z funkcjonariuszy.

– Co tu się stało? – zapytała poważnie.

Ciemnowłosy, wąsaty mężczyzna w mundurze popatrzył na nią uprzejmie.

– Przykro mi, panienko, ale to sprawa dla dorosłych.

– Sebastian –  zawołała zirytowana.

Lokaj zbliżył się do mężczyzny i pokazał mu list od Jej Królewskiej Mości.

– Moja pani, Elizabeth Roseblack przyjechała tutaj z rozkazu Jej Wysokości, prosiłbym, by udzielił jej pan wszelkich informacji na temat sprawy – wyjaśnił uczynnie.

Wąsacz popatrzył na kamerdynera, westchnął ciężko i podał mu notes.

– Tu jest wszystko, co wiemy. Nie ma tego dużo. Pracownicy tego ośrodka nie chcą współpracować, niewiele możemy zrobić, bo…

– Bo jesteście bandą kretynów – warknęła hrabianka, mijając mężczyznę. – Zapamiętałeś? – zwróciła się do lokaja.

Kiwnął głową i oddał kartki w ręce właściciela.

– Chodźmy porozmawiać z kimś w środku – nakazała, wskazując demonowi drzwi

– Tak jest – pochylił się lekko, po czym ruszył za dziewczyną, zostawiając za sobą osłupiałego ze zdziwienia policjanta.

                Słowa funkcjonariusza okazały się prawdziwe. Żaden z pracowników nie był skłonny do współpracy. Przy każdej rozmowie z podopiecznymi obecny był jeden z opiekunów, który bacznie pilnował, by żaden z chłopców nie powiedział ani o jedno słowo więcej, niż sobie tego życzył. Niezadowolona Elizabeth z grymasem na twarzy, narzekając pod nosem, opuściła nieprzyjemne miejsce i głośno tupiąc wsiadła do powozu.

– Co za banda idiotów! Dzieci giną, a oni nie chcą nawet w najmniejszym stopniu pomóc. Co za kretyn z tego Sergeantea, zatrudniać takich buców do opieki nad dziećmi! – złościła się, nerwowo mnąc końcówkę owiniętego wokół szyi szalika. – Poza tym, czemu tam byli sami chłopcy?

– Ponieważ ten sierociniec zajmuje się tylko nimi. Lord Theodore Sergeant zapewnia im nauczycieli, wyżywienie oraz pracę po ukończeniu szkoły – wyjaśnił dumnie lokaj.

– Bzdura…

– Panienko, co powinniśmy teraz zrobić?

– Jak to co? Musimy dostać się do środka i zbadać sprawę od wewnątrz, skoro tak bardzo nie chcą z nami współpracować.

– Od wewnątrz?

– Mam plan, musimy tylko odwiedzić jedno, bardzo paskudne, miejsce – odpowiedziała, krzywiąc się na samą myśl. 

6 komentarzy:

  1. :>
    Ojej, 10 sekund po dodaniu! Nie do końca rozumiem to wspomnienie... Nie pamiętam też czy ta scena już była wcześniej, czy jest tu po raz pierwszy.
    Znalazlam gdzieś literówkę, ale dzisiaj nic mi się nie chce. Ale tak to się kończy jak się wstaje o ósmej rano...
    Czekam na next i życzę weny. A tymczasem sama idę pisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mówisz o tym, które ją naszło i powiedziała Sebie, to to już było, bo to przypomina jej się alcja w parku z 1 tomu :P Oj, wiem jak to jest, jak się nie można wyspać :P
      Życzę weny, bo to juz najwyższa pora na nową notkę^^

      Usuń
    2. A, czekaj coś mi świta. Chodzi o tą akcje, gdzie Seba się "odmienił", czyli zaraz przed swoim zniknieciem i pojawieniem sie Grella? :3
      Nie to, że się nie wyspalam, tylko za późno wstałam :)

      Usuń
  2. Zaczyna się rozkręcać :D Ciekaw jestem jak to się wszystko ostatecznie potoczy.
    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, ciekawe jak Elizabeth chce zbadać tą sprawę od środka... i te wspomnienia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ciekawe jak Elizabeth chce zbadać tą sprawę od środka... i te wspomnienia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

.