środa, 9 września 2015

Tom 3, XI

Niczego nie kocham tak bardzo jak scen z piekła w tym opowiadaniu. Serio.
Nie wiem czemu, ale moje własne wypociny wzbudzają we mnie mnóstwo emocji.
Uwielbiam taki klimat. Najchętniej napisałabym spinoffa w całości poświęconego losom Sebastiana w piekle. xD

No, tak czy siak, oddaję w Wasze ręce kolejną notkę i...
Zresztą sami się zorientujecie, jakich komentarzy się spodziewam. xD


====================

Wiedziała, jak bardzo naiwny był jej czyn, ale wykorzystała wszystkie inne możliwości. Co więc szkodziło spróbować zwykłej prośby? Oczywiście, nie przyniosła żadnych efektów, jednak hrabianka nie poczuła się zawiedziona. Chwyciła pierwszy z brzegu kodeks i zasiadła przy stoliku, zanurzając się w lekturze.

Historia, którą zaczęła zgłębiać nie należała do popularnych. Wydano zaledwie sto egzemplarzy powieści, a o jej autorze nigdy więcej nie słyszano. Książka opisywała losy młodego chłopca, który straciwszy rodzinę podczas najazdu grabieżców na jego rodzinną wioskę, tracąc nogę strącony zostaje do rynsztoku. Kolejne karty wiodą czytelnika wyboistymi ścieżkami życia społecznego marginesu, do którego trafiło bezbronne dziecko. Stopniowo, z dobrodusznej istoty o wielkim sercu, dziecko wyrasta na zgorzkniałego mężczyznę, którego zatrute cierpieniem serce całkowicie gnije, pozwalając, by bohater dopuścił się niewybaczalnego czynu pozbawienia życia nienarodzonego jeszcze dziecka.

Tragiczna historia traktująca o bólu, utraconej nadziei i ludzkiej naturze, poruszała serce szlachcianki za każdym razem, kiedy ją czytała. Uwielbiała do niej wracać. Ponownie przeżywając wewnętrzny upadek czystego dziecka, zawsze dziękowała opatrzności, że postawiła na jej drodze demona. Była również ciekawa, czy z perspektywy osoby trzeciej, była ona równie zepsuta, co główny bohater niedługiego dzieła zapomnianego autora. Nie dziwne, że nie wydał nic więcej. Któż zdrowy chciałby czytać tak brutalnie przedstawioną porażkę człowieka? Któż chciałby być świadkiem tak bestialskich zbrodni? Któż chciałby uświadamiać sobie, jak wielki wpływ na życie innych mają jego beztroskie decyzje? Jedno z lekkością rzucone hasło obróciło w proch całe życie niewinnego chłopca, robiąc z niego potwora, dzieciobójcę, który przekreślił losy kilkudziesięciu niedoszłych istnień. Któż chciałby zaszczepiać w swoim sercu taki ciężar i niepewność?

                Zamknęła książkę, doczytawszy ostatnią stronę i zdmuchnąwszy świece opuściła bibliotekę. Dochodziło wpół do trzeciej, kiedy wciąż zbyt rozbudzona by zasnąć, wyszła przez okno swojej sypialni i wdrapała się po okiennicy na dach. Chłodnawy wiatr smagał jej drobne, kościste ciało. Na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, jednak nie odczuwała zimna. Jak zawsze. Jedyne, jakie znała wypływało wprost z serca. Chłód, przed którym nie dało się umknąć, opatulając ciało warstwami ubrań z grubej wełny i siadając przy rozpalonym kominku. Chłód, który atakował od wewnątrz, którego epicentrum była krwawiąca dziura w sercu, pozostała po odejściu jej ukochanego. Jedno z najgorszych cierpień, którego nie było w stanie ukoić zapomnienie ani czas. Ogromne rozżalenie zatruwało jej młody organizm – czemu, kiedy w końcu wyznali sobie uczucia, Sebastian musiał odejść? Czemu musiał ją zdradzić, przekreślając wszystko, w co dotąd wierzyła? Pozostawił ją z niczym, zagubioną w blasku promieni porannego słońca, po omacku błądzącą w przestrzeni w poszukiwaniu chociażby brzytwy, byle tylko się na czymś wesprzeć.

                – Znów zaczynasz się nad sobą użalać? To nie jesteś ty. Pamiętaj o radości. Jesteś Lizzy, jesteś silna, nie płaczesz, nie rozpaczasz, nie poddajesz się. – Usłyszała wysoki głos w swojej głowie.

Po raz kolejny młodsza wersja przywoływała ją do porządku. Była wdzięczna. Gdyby wtedy nie zemdlała i nie uderzyła się w głowę, kto wie, czy spotkałaby się z pełną nadziei dziewczynką, która robiła co mogła, by podtrzymać na duchu swoje starsze, zagubione wcielenie.

Fioletowowłosa podeszła do gzymsu i bez wahania wskoczyła na niego, podchodząc do samej krawędzi budynku. Popatrzyła w dół. Nigdy nie miała lęku wysokości, ale w tamtej chwili widziała jak odległość dzieląca ją od równo przyciętego trawnika diametralnie się zwiększa.

                – Wysoko – mruknęła.

Podniosła głowę, zamknęła oczy i rozpostarła ramiona. Czuła się tak, jakby leciała. Jakby unosiła się w powietrzu, dryfując po niebie pomiędzy puszystymi obłokami chmur. Podobnie czuła się, kiedy Sebastian trzymał ją na rękach, gnając szaleńczo przed siebie, pokonując odległości z prędkością, o której nie śmiał śnić żaden człowiek. Pamiętała, jaki trud sprawiało jej otwieranie oczu, uderzające w twarz podmuchy wiatru zadawały jej ból. Czuła palące policzki, jakby ktoś z całej siły uderzał ją po twarzy. Mimo wszystko, uwielbiała to tempo. Tę niezwykłą, niedostępną innym prędkość, która powodowała przypływ adrenaliny w jej wątłym ciele.

                – A gdybym tak skoczyła? – szepnęła.

Otworzyła oczy i z kpiącym uśmiechem odwróciła się na pięcie, zeskakując z gzymsu.

                – W końcu nigdy nie zadałam ci tego pytania, prawda? – dodała cierpko, spoglądając na sporych rozmiarów rysę pod swoimi nogami – pozostałość po jednej z walk demona w obronie posiadłości.

Kątem oka dostrzegła cień. Odwróciła się nerwowo, stając w lekkim rozkroku na ugiętych nogach – w końcu opanowała tę pozycję do perfekcji, stała się dla hrabianki instynktowna. Dokładnie tak, jak mówił Sebastian.

Nie dostrzegła żadnego napastnika. Jedynie niesione na wietrze płatki czarnej róży wirowały w załamaniu pomiędzy ścianami przy jednej z wieżyczek. Elizabeth podążyła w tym kierunku. Ujrzała jleżący na ziemi kwiat, naturalną, czarną różę pozbawioną połowy płatków. Była ogromna i mimo poniesionych strat, wciąż wyglądała dostojnie, niczym demon. Hrabianka pochyliła się, by podnieść nietypowe znalezisko, jednak chwytając łodygę, rozcięła skórę na dłoni. Poczuła delikatne ukłucie. Włożyła skaleczony palec do ust i cicho sycząc, sięgnęła po kwiat drugą ręką.

Potem ponownie wskoczyła na gzyms i stając na jego krawędzi, igrając ze śmiercią, wyrzuciła roślinę, która wirując ospale, po chwili lekko opadła na skąpany w mroku trawnik.

                – Samobójstwo? Tego się po tobie nie spodziewałem.

Z miejsca, gdzie przed chwilą nastolatka znalazła niezwykły podarek od losu, usłyszała znajomy, kpiący głos. Odwróciła się i zmierzyła wzrokiem jasnowłosego chłopaka w okularach. Zawiesiła wzrok na jego czerwonych, materiałowych butach i podpierając dłonią biodro, zaśmiała się.

                – Wciąż nosisz ten łach do garnituru? Można się było spodziewać.

Blondyn pokręcił nosem i zeskoczył w dachu wieżyczki, lądując tuz przed nią. Ostentacyjnie machnął przed nosem dziewczyny swoją nietypową kosą i zadziornie przygryzł dolną wargę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

                – Masz jakiś interes, Knox? – zapytała zniecierpliwiona Elizabeth.

                – Pan Sutcliff prosił, żebym cię przypilnował, więc pilnuję – odparł beznamiętnie.

Dziewczyna westchnęła i ruszyła w kierunku okna swojej sypialni, ignorując niewygodną obecność młodego boga śmierci.

                – W takim razie rób to dyskretnie. Idę spać – oznajmiła i kilkoma zgrabnymi skokami przeniosła się do wnętrza sypialni.

Świeże powietrze dobrze jej zrobiło, w końcu poczuła przypływ senności. Położyła się do łóżka, zamknęła oczy, i zupełnie zapominając o obecności żniwiarza, powoli odpłynęła do krainy snów, mając nadzieję, że tym razem nie przyśni jej się nic.

                Tym czasem Ronald Knox prychnąwszy pod nosem, podszedł o skraju budynku i dostrzegając leżący na trawniku kwiat, zeskoczył, by lepiej mu się przyjrzeć. Wziął go do ręki, dokładnie wytężając wzrok, zbadał kształt płatków i każdego, nawet najdrobniejszego kolca. Następnie powąchał roślinę i podrzucił ją, by za pomocą swojej kosy, doszczętnie zniszczyć ślad jej istnienia.

                – Co za nieuważne dziecko. Z taką lekkością zostawiać swoją krew na piekielnym kwiecie. Wyklęta miłość, tak? – Skrzywił się. – Masz gościu poczucie humoru – dodał i opierając kosę na ramieniu, z powrotem wskoczył na dach posiadłości Roseblack, by kontynuować nocne czuwanie z możliwie najlepszego punktu widokowego.

~*~

                Enepsignos, długowłosa kobieta o ponętnym ciele skąpanym w delikatnym błękicie, kroczyła dziarsko w wysokich szpilkach, zadziornie uśmiechając się do siedzącego w fotelu, znudzonego demona. Widząc ją, mężczyzna wyprostował się i łakomym spojrzeniem przyjrzał się jej idealnemu ciału. Smukła talia, długie nogi, krągłe piersi, wszystko podkreślone półprzezroczystą, zwiewną suknią wykonaną z materiału przypominającego poranną mgiełkę. Nie wstydziła się swojego ciała, los był dla niej niezwykle życzliwy. Podczas gdy ciała innych demonów na przestrzeni setek lat zniekształcały się, brzydotą dorównując myślom mrocznych istot, ona należała do tych o energii na tyle silnej, że przeciwstawiała się temu procesowi. Z Sebastianem było podobnie. Należeli do nielicznej elity, która zachowała pierwotną powierzchowność.

Kobieta stanęła naprzeciwko następcy tronu i opierając dłonie na poręczach fotela, skrępowała jego ręce w nadgarstkach. Pochyliła się i niemal dotykając ustami jego warg, szepnęła nęcąco:

                – Sebastianie, nudzę się. Chcesz się zabawić?

Demon uśmiechnął się chytrze i mrucząc pod nosem, wpił się w usta upadłej anielicy. Wyrwał ręce z uścisku i energicznym ruchem przyciągnął ją, sadzając na swoich kolanach. Rozochocona córka ciemności wbiła śnieżnobiałe szpony w jego kark.

                – Nie daj się prosić – jęknęła, odchylając głowę do tyłu, kiedy brunet przestał odwzajemniać pocałunki.

                – Kiedy wszystko się skończy, będziemy mieli na to mnóstwo czasu – powtórzył po raz kolejny tego dnia, wzbudzając w kobiecie irytację.

Przez ostatnie trzy miesiące nie słyszała niczego innego, tylko praca i praca. Chociaż wykonywała wszystkie jego polecenia, zebrała imponującą grupę zwolenników – co w ich sytuacji wcale nie było tak proste, jak mogłoby się wydawać – on wciąż odsyłał ją z kwitkiem. Tym razem nie zamierzała odpuścić. Zasługiwała na coś więcej niż pojedyncze, lubieżne spojrzenie i krótki pocałunek.
Ujęła jego lewą dłoń i powoli zaczęła wodzić językiem po jej wewnętrznej stronie i palcach, pogryzając opuszki i wydając z siebie coraz intensywniejsze pomruki.

                – Enepsi… – skarcił ją, jednak demoniczna istota całkowicie go zignorowała.

Obróciła rękę mężczyzny i nim po raz kolejny zanurzyła zęby w jego gładkiej skórze, zamarła bez ruchu, widząc widniejący na śródręczu znak. Zmarszczyła brwi i wodząc paznokciem po liniach symbolu, zazdrośnie prychnęła pod nosem.

                – Kontrakt? Zawarłeś pakt z człowiekiem? Dlatego mnie odrzucasz? – dopytywała, nie otrzymując odpowiedzi.

Sebastian jedynie spojrzał pogardliwie na zazdrosną kobietę i odgarnął z jej czoła niesfornie opadający kosmyk, zaczesując go za ucho.

                – Zadałam ci pytanie! – warknęła Enepsignos, zaciskając smukłą dłoń na przedramieniu demona.

Brunet wciąż milczał, z niemałym rozbawieniem przypatrując się reakcji zawistnej jasnowłosej. Rozwścieczona, przecięła jego nadgarstek i nim zdążył zareagować, zaczęła wypijać jego krew.

                – Skoro nie zamierzasz mi nic powiedzieć, sama się dowiem – burknęła sponad rany i pozwoliła, by jej oczy błysnęły szkarłatem.

Nie był zadowolony. Doskonale zdawał sobie sprawę z jej niewygodnej umiejętności. Ilekroć wypijała czyjąś krew, otrzymywała chwilowy dostęp do jego wspomnień. Szczęście jedynie w tym, że nie mogła w nich dowolnie przebierać. Dostrzegała jedynie obrazy minionych dni, o których w danej chwili najintensywniej myślała jej ofiara. Przyszły władca piekieł wykorzystał to, natychmiastowo skupiając wszystkie swoje myśli wokół nic nieznaczących momentów z jego kilkuletniej znajomości z ludzkim dzieckiem. Wiedział, że gwałtowny charakter Enepsi przysporzyłby mu nie lada problemów, gdyby ujrzała jego najświeższe wspomnienia.

Ubrany w czarny frak, przystojny kamerdyner o bladej cerze szedł korytarzem zdobionym drogimi malowidłami, trzymając w dłoniach złożone w kostkę ubrania. Był zirytowany. Tuż za nim, z trudem dotrzymując kroku, stąpała po jego śladach wychudzona, poczochrana, czerwonowłosa dziewczynka w wysmarowanej błotem, ciemnozielonej sukience do kolan.

Służący otworzył drzwi do jej sypialni, wszedł do środka i włożył świeżo uprasowane ubrania do szafy, po czym zastygł w bezruchu. Zaskoczona dziewczynka uderzyła głową w jego plecy i odbijając się od nic,h upadła, obijając sobie pupę. Syknęła z bólu, jednak natychmiast się podniosła i z zacięciem na twarzy ponownie ustawiła stopy w miejscu, gdzie wcześniej stąpał brunet.
Stali tak dobre kilka minut, póki dziecko nie zaczęło wydawać z siebie pomruków niezadowolenia. Lokaj westchnął ciężko i spojrzał na nią przez ramię.

                – Długo zamierzasz to robić, panienko? – zapytał z udawaną uprzejmością.

                – Dopóki nie pozwolisz mi zjeść ciasta! – odparła, krzycząc.

Demon złościł się coraz bardziej, jednak starał się zachować spokój. Z przyklejonym do twarzy, sztucznym uśmiechem, kontynuował:

                – Dostaniesz ciasto, jeśli się przebierzesz, panienko. Nie przystoi, by szlachcianka spożywała… posiłek w takim stroju – wyjaśnił, po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny.

Dziewczynka była jednak nieustępliwa. Skrzyżowała ręce na piersi, wydęła policzki i zadarła głowę.
                – Jesteś moim służącym, powinieneś robić, co ci każę.

                – Masz rację, panienko. Jestem twoim służącym, którego prosiłaś, by nauczył cię, jak powinnaś się zachowywać. Dlatego, gdybyś była tak miła i…

                – Nie! – warknęła stanowczo.

Brunet zacisnął zęby. Kontrolowanie się, by nie zabić irytującego dziecka stanowiło nie lada wyzwanie. Z natury był cierpliwy, jednak czerwonowłosy, karłowaty potwór niezwykle działał mu na nerwy. Czyżby gen odpowiedzialny za irytację demonów przenoszony był w tym samym, co odpowiedzialny za odcień owłosienia?

                – Dobrze więc, jak sobie panienka życzy – odparł i z kocią zwinnością przeskoczył przez całą długość pokoju wprost pod drzwi sypialni.

Uśmiechnął się złośliwie do patrzącej z szeroko otwartymi ustami dziewczynki i ruszył przed siebie, by wypełnić resztę swoich licznych obowiązków.

Za plecami usłyszał stukot butów dziewczynki. Znów za nim biegła. Nie zamierzała odpuścić. Był ciekaw, ile godzin będzie w stanie ciągnąć tę idiotyczną grę. Tak bardzo zależało jej na kawałku ciasta? Gdyby to była prawda, już dawno sama by po nie sięgnęła. Co więc miała na celu? Czy zdawała sobie sprawę, po co tak naprawdę to robi? Nie wiedział i w zasadzie nie miał ochoty się nad tym zastanawiać. Ponownie zacisnął zęby, mając nadzieję, że ten koszmar niedługo się skończy.

                – Teraz już zupełnie cię nie rozumiem – jęknęła zdezorientowana kobieta, wymownie kręcąc się na kolanach Sebastiana, niby przypadkiem pocierając pośladkiem jego krocze.

Niewzruszony dotąd demon, przechylił głowę, zawadiacko się do niej uśmiechając. Zdawało się, że jasnowłosa dokładnie wiedziała, jak na niego wpłynąć. Zachęcona widokiem lekko rozchylonych, bladych warg kochanka, włożyła dłoń w jego spodnie, tłumiąc namiętnym pocałunkiem wydobywający się z jego ust jęk rozkoszy. Reakcja Sebastiana przyjemnie łechtała jej ego. Wciąż to w sobie miała, żaden mężczyzna nie był w stanie się jej oprzeć. Nawet on. W końcu również ten niedostępny, intrygujący osobnik uległ jej wdziękom. Czuła, jak ciało demona bez skrępowania reaguje na jej pieszczoty. Chociaż usta mówiły co innego, nie potrafił zmusić ciała do wtórowania kłamstwu.

Nagle Sebastian nerwowo zepchnął z siebie kobietę. Osłupiała, powoli zaczęła podnosić się z ziemi, wzrokiem żądając natychmiastowego wyjaśnienia.

                – Wraca, wynoś się – rozkazał chłodno i machnął dłonią, przesuwając Enepsi po onyksowej podłodze kilka metrów za swoje siedzisko.

Po chwili, na tronie, stojącym po lewej stronie od fotela, na którym spoczywał demon, pojawił się wyraźnie niezadowolony Belial.

                – Coś się stało, Ojcze? – zapytał brunet, tonem podsycanym kpiną.

                – Zamilcz – zagrzmiał jedynie Król Piekieł, zbyt zmęczony prawdziwymi problemami podziemia, by przejmować się bezczelnym tonem swego następcy. 

10 komentarzy:

  1. Hm... Nie przypokinam sobie by Ronald nosił czerwone buty o_o
    Ta róża, tak mi aż przywiodła na myśl drugi sezon anime. No i przez dobrą chwilę, tak ze trzy razy musiałam się zastanawiać kim jest owy blondyn... Już wydawało mi się, że wprowadziłaś jakiegoś nowego Boga Śmierci.
    No i ta baba, wrrr 😫✂✂
    Nic, tylko za kudły i zrzucić z Mount Everestu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nami, uwaga techniczna. Faithful ma komunikat youtube error 150, a się czuję łyso bez tego wstępu.
    Jeszcze któraś piosenka na liście również jest nieaktywna.

    I suprise, bo nie pocisnę po Enepsignos. Uważam, że jest chytrą kobietą, która wie, czego chce. No i zaimponowała mi jej umiejętność- nawet zbytnio mi nie przeszkadza, że jest niedoskonała. To podkreśla jej autentyczność. Jako postać zaczyna mi się podobać.

    Sebastian traci w moich oczach... ale ma plus za wyszorowanie Enepsiową onyksowej podłogi.

    Co do Lizzy... Coś będzie z tą czarną różą. Roseblack (przypadeq?), zdenerwowanie Ronalda, natychmiastowe zniszczenie dowodu, jakim był piekielny kwiat? To by oznaczało, że ta róża jest jakimś pomostem, swoistym portalem, skoro tak niebezpiecznym było pozostawienie na niej swojej krwi. Czyżby łatwe odnalezienie ofiary? Wysysanie jej mocy życiowych? Czuję, że nie przypadkiem znalazła się przy rysie Sebastiana.
    I nawiązując do 2 części: Nie była CAŁKOWICIE zniszczona, tylko nie miała połowy płatków. Co to by oznaczało? Może odzwierciedlać stan oddania Sebastiana względem Lizzy: pieczęć ma, kontrakt trwa, ale nic poza tym. Enepsis jako właściciela róży jakoś wykluczam. Tak bez powodu.
    Czekam na sobotę *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, wiesz co?
      Dziś jest jeden z najgorszych dni w moim życiu, a Twój komentarz i rozkminy moich żałosnych wypocin jakimś niezwykłym sposobem nieco poprawiły mi humor. Róża jest właściwie symboliczna, ale nie będę się nad tym dalej rozwodzić.
      Cieszę się, że nie pałasz nienawiścią do Enepsi. Na swój sposób też ją polubiłam, choć generalnie nią gardzę. A co do Sebastiana... Wypowiadać się nie będę, niech dalsza część opowiadania zrobi to za mnie. No i właśnie wpadł mi dzięki Tobie pomył na dobry plottwist.
      Nie wiem, miałam jeszcze tyle do powiedzenia, ale wszystko uleciało...
      W każdym razie, strasznie Ci dziękuję, ratujesz mi dziś życie :*

      Aaaa PS u mnie faithful działa normalnie. Może to tylko chwilowy błąd? Oby, bo mi się tak popierdzielił ten odtwarzacz, że on jet, nawet gdy go z kodu wywalę i za nic nie umiem go wyedytować xD

      Usuń
    2. Wiesz, chwilowe raczej nie. Już od dłuższego czasu (ok tydzień?) jak wchodzę to właśnie jest brak. A błąd wyskakuje, bo ktoś zmienił na yt ustawienia filmu na prywatne.
      Możliwe, że jak wejdziesz na stronę, na której utworzyłaś playlistę, będzie jeszcze tam automatycznie. Wówczas zostało tylko wkleić inny link do tej samej piosenki i z głowy.

      A rozkminiać postacie po prostu lubię... Cieszę się, że ci to jakoś pomaga :) Chyba polubię osobiście twoja stronę na fb :)

      Usuń
    3. Jezu, już wiem, w czym problem... Walnij mnie w łeb xD
      Ja sama wrzuciłam tę piosenkę, żeby mieć pewność, że nikt jej nie usunie. Ostatnio robiłam porządki na YT i ustawiłam film jako prywatny xD Jezu ahahahaha, jestem debilem xD
      Dzięki, że zwróciłaś na to uwagę, zaraz to ogarnę.

      Usuń
    4. Jeszcze Kagayaku Sora czeka na poprawę, ale tu dla odmiany Sony zgłosił prawa autorskie do ścieżki dźwiękowej...

      Nie, nie walnę bo jesteś moja Senpai *.*

      Usuń
  3. Cały dzień próbuję wysłać ten komentarz ;-; Mam tak ciekawy niemiecki, że na jeden temat gadamy przez całą lekcję (najczęściej i tak o polityce, a nie o niemieckim ;p). Mogę sobie wtedy pozwolić na bezkonsekwencyjną lekturę. Z wysłaniem komentarza już gorzej, bo w s. językowej już nie łapie net :'/ Na przerwach nie dałam rady skończyć pisać, a na pozostałych lekcjach też nie było zasięgu, albo nauczyciele patrzą się na ręce (jak tu nie czuć się osaczonym? X)) A zanim doczekałam kolejnej przerwy, kochany telefon zdążył się pięć razy zresetować i usunąć napisany komentarz <3 W domu odłączyli mi router aż do 19;30 Zabijcie mnie. Ale kogo interesują moje dziwne problemy? :D
    Więc piszę już wyuczoną gadkę ;DDD

    Moje życie na krótki moment znów odzyskało sens^^ Streszczam się:
    1. Łiii! Piekło!
    2. Łiiii! Piekielny Sebi!
    3... Moja ulubiona postać -.- Nie będę słowna i będę używać jej imienia... Enepsis... Z nieznanych przyczyn zaczęłam dążyć ją jakąś namiastką szacunku. Nie chodzi chyba nawet o to, że przez x lat dąży do celu, czy coś. Mimo, że nadal mam chęć wytrzeć tą niepasującą nigdzie dziwkę podłogę (chwała ci, Sebastianku), sama jej postać w pewnym sensie mnie zaintrygowała. A może w mniejszym stopniu zaczęłam ją postrzegać jako barierę między Sebim a Lizz? Czy ona w ogóle nią jest? Idź się Sebi zabij najlepiej... Nie zapominając oczywiście o pani "Upadłej".
    4. Czarna róża - nie mogę ukrywać, że jej wątek mnie nie zaciekawił. Zwłaszcza reakcja Ronalda. Miałam już nawet teorię o powiązaniu tej sytuacji z tytułem bloga, że rozpoczyna ona wątek kończący historię. Rozwiałaś na szczęście moje przypuszczenia. Nie wiem czy jestem zawiedziona, czy wręcz przeciwnie. Oby tylko do końca było jeszcze daleko :)
    5. Seeeebiii! Czcij Ojca swego i Ma... Stop! - ma być zero szacunku :)
    6. Koooocham momenty, gdy Lizz zdaje sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi i potrzebuje Sebastiana jednocześnie. Czytam je co najmniej dwukrotnie. Ale Ciebie, Nami, kocham za to jeszcze bardziej ;)
    7. Roni nie nosił białych butów? Choć w sumie historia mogła się potoczyć inaczej przez kilka lat ^^
    8. Chyba już kończę, bo muszę popocieszać Lizz, zabić pewną ***, przy okazji walnąć porządnie Sebiego, no i czatować przed ekranem na kolejny rozdział, by go znowu nie przegapić! Narcia!

    (to PS - czytam swoje komentarze i zastanawiam się, czy nie walę za dużo emotek. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza ;D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie mi to nie przeszkadza, możesz emotkować, ile tylko chcesz :P
      Wiem, że Ronald miał białe buty, ale czerwone tramposze bardziej mi do niego pasowały, a przecież nikt nie mówi, że nie mógł nieco zmienić swoje stylu, w końcu wszyscy się zmieniają, a buty się zużywają xD
      I kolejny taki długi komentarz, jeja, jak mi miło <3
      Strasznie się cieszę, że mam wśród komentujących właśnie takie osoby, które rzeczywiście obchodzi treść i mają coś do powiedzenia, a nie tylko takie piardki typu "fajna nocia, wpadnij do mnie". To strasznie motywujące i dziękuję Wam za to <3 Nie zamieniłabym moich kilku komentarzy od Was na tysiąc takich własnie pierdów nieskładnych. Jesteście najlepsze :*
      I niezwykle się cieszę, że wszystkim przypadło do gustu wytarcie Enepsi podłogi xD To miało tak podkreślić, jaką wartość ona ma dla Seby, no i pokazać jego bezduszność i w ogóle dużo dużo różnych rzeczy, ale ja wiem, że Wy wiecie o co chodzi :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Wezbę Cię zabiję za tą... szmatę. No kurde, to jest po prostu fuuuj T^T Błe. Nie, nie będę do tego wracać.

    Za to trochę bardziej polubiłam Lizzy. Jej przemyślenia jakby bardziej do mnie trafiają. I nie mogę się doczekać c.d. :D

    Duużo weny i Earl Gray'a <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, czyzby tą róże to Sebastian zostawił, lizz potrafi sama położyć się spać zawsze to Sebastiana potrzebowala do tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.