sobota, 26 września 2015

Tom 3, XVI

Wierzcie lub nie, w końcu mam termin obrony. Szkoda, że zagadnień do nauki dalej nie mam, no ale nic. Zobaczymy, jak to będzie. Jeszcze kilka dni i niezależnie od wyniku cały ten pierdzielnik się skończy i będę mogła w pełni poświęcić się pisaniu, bo ostatnio napisałam dwie strony i nie jestem z  nich zadowolona.
W każdym razie, kolejny rozdział dla Was, a niedługo pojawi się coś nowego :P

Endżojcie :)

===============

Po chwili wszystko ustało. Znikła rażąca jasność i ból. Również gniew opuścił ciało hrabianki, napełniając ją niezwykłym, błogim spokojem. Spojrzała na swoją dłoń. W miejscu, w którym Arthur dotknął jej skóry wisiorkiem widniały niewielkie, mieniące się złotem znaki. Patrzyła na nie w konsternacji, nie mogąc rozpoznać przedziwnego alfabetu.

                – Co to jest? – szepnęła.

                – Enochiański symbol oczyszczenia – odparł łagodnie kamerdyner i wyciągnął dłoń w jej stronę.

Wszelkie rany, które mu zadała zniknęły tak samo, jak ślady krwi. Nie dostrzegła żadnego zadrapania, ani na sobie, ani tym bardziej na nim. Wszystko wyglądało tak, jak kilka chwil temu, nim rozpoczęła się walka. Fioletowowłosa spojrzała przez okno, napotykając wzrok shinigami. Wyczekiwał. Jakby nie widział tego, co się przed chwilą wydarzyło.

                – Elizabeth Roseblack, myliłaś się, chociaż nie całkowicie – przemówił ponownie mężczyzna.

                – Enochiański symbol? Ty jesteś… – nie dokończyła.

Głos utkwił jej w gardle, zbyt ściśniętym z zadziwienia, by zdołać wydusić siebie to krótkie słowo.

                – Tak, jestem aniołem. Aniołem stróżem twojego kuzyna. Nie musisz się obawiać, nie zamierzam zrobić mu krzywdy – wyjaśnił łagodnie.

                – W takim razie, czego od niego chcesz? – zapytała zdezorientowana Lizz, bacznie przyglądając się Arthurowi.

Nie kłamał. Zarówno mimika jego twarzy, postawa, jak i cała sylwetka wskazywały jednoznacznie, że mówił prawdę. Nie mogła w to uwierzyć. Chociaż czemu wydawało się to takie dziwne? Skoro istniały demony, to dlaczego anioły miały być czymś niezwykłym?

                – Znam całą twoją przeszłość, biedna Elizabeth. Znałem twojego anioła stróża. Za swoje uchybienie spotkał go nędzny los. Nie obawiaj się, jestem tu, by bronić Thimotiego przed istotom podobnym do tej, która splugawiła twoje ciało tą nędzną pieczęcią – tłumaczył dalej, z pogardą spoglądając na kark nastolatki.

Lizz odruchowo dotknęła znaku kontraktu. Skąd tyle o niej wiedział? I dlaczego nie był ranny?

                – Zawiązałem w tym pomieszczeniu zaklęcie. Cokolwiek wydarzyło się w jego wnętrzu, zostało cofnięte do stanu sprzed aktywacji pieczęci – rzekł nagle, jakby czytał w jej myślach. – Muszę przyznać, że to upadłe stworzenie dobrze cię wyszkoliło. Po tym, co przeszłaś, jestem pod prawdziwym wrażeniem.

Dlaczego mówił do niej w taki sposób? Czemu zachowywał się tak, jakby wiedział o nich wszystko? Czego tak naprawdę chciał? Jego tłumaczenia stwarzały jedynie kolejne wątpliwości. Znał Sebastiana, wiedział o kontrakcie, to nie mógł być przypadek.

                – Zamierzasz mnie ukarać? – zapytała spokojnie.

                – Ukarać?

                – Za to, że wystąpiłam przeciw bogu, wiążąc swój los z demonem, obiecując mu duszę? Dając się zwieść? Po co tam naprawdę tu jesteś? – pytała, a z każdym jej kolejnym słowem, anioł nabierał do niej szacunku.

Wiedział, że Elizabeth Roseblack nie była zwykłą słabą istotą, zwiedzioną przez demona obietnicami miłości i bogactwa. Doskonale znał jej los, wiedział, czego pragnęła. Nie sądził jednak, że z taką łatwością będzie potrafiła przyznać się do wystąpienia przeciwko dobru.

                – Nie zamierzam cię karać. Ludzie mają wolną wolę. Jestem tu tylko po to, by chronić twojego kuzyna – odparł brunet.

                – Kłamiesz – zarzuciła mu hrabianka.

                – Masz rację – przyznał anioł, sprawiając wrażenie zażenowanego. – Jestem tu również po to, by zabić Króla Piekieł, a ty, panienko Elizabeth, przysłużysz się mojej sprawie.

                – A jeśli odmówię? – rzekła zadziornie, mrużąc oczy.

                – Nie do końca rozumiesz. To nie zależy od ciebie. On i tak w końcu się tu zjawi, a wtedy ja i moi bracia raz na zawsze pozbędziemy się go i zniszczymy wszystkich upadłych – wyjaśnił i zwrócił wzrok w stronę drzwi. – Niestety, musimy odłożyć tę rozmowę na później, panicz Timmy się zbliża – dodał po chwili i poprawił frak.

Elizabeth podniosła sztylet z podłogi i wsunęła go w cholewę buta. Nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Król Piekieł, zabicie wszystkich demonów? Co miała wspólnego z tymi nadprzyrodzonymi porachunkami? Była zwykłą dziewczyną, która oddała duszę zdradzieckiemu demonowi. W ich kontrakcie nie było mowy o walce przeciwko bogom.

Wbiegający przez drzwi Timmy nie pozwolił szlachciance zastanowić się tam tym, czego się właśnie dowiedziała. Blondyn wyrzucił z siebie potok słów, z którego wynikało nie mniej, nie więcej niż tyle, że teraz oboje, zarówno Arthur, jak i Lizz muszą iść zagrać z nim w piłkę.

Niezadowolona hrabianka przybrała maskę spokoju i po raz kolejny, dając znak żniwiarzowi, ruszyła w kierunku swojej sypialni, by pod pretekstem zmiany garderoby powiedzieć mu o tym, czego nie dostrzegł.

~*~

                – Anioł? To nieco komplikuje sprawy. Z drugiej strony… Może nam się przydać – rozmyślał na głos czerwonowłosy bóg śmierci, nerwowo krążąc po wnętrzu sypialni Elizabeth, która zirytowana zakładała na siebie sukienkę.

Shinigami całkowicie nie miał wyczucia, jednak nie to było główną przyczyną jej zdenerwowania. To brak kontroli nad całą sytuacją martwił ją najbardziej. Czuła, że musi z kimś porozmawiać, że potrzebuje rady. Była tylko jedna osoba na świecie, której mogła o tym powiedzieć.

                – Sutcliff, idź do anioła i powiedz im, że za chwilę przyjdę – warknęła na mężczyznę.

                – Czemu myślisz, że chce mi się bawić z tobą w dom? – jęknął złośliwie.

                – Bo widziałam, jak patrzysz na tego całego Arthura. Jeśli dobrze to rozegrasz, może uda ci się go pocałować – odparła, nie owijając w bawełnę.

Twarz shinigami rozjaśnił lubieżny uśmiech, który Elizabeth niemo skomentowała przewróceniem oczami. Grellem było tak łatwo manipulować. Zastanawiała się, jak to w ogóle możliwe, by ten osobnik zajmował tak zaufaną pozycję w hierarchii bogów śmierci. Kiedy tylko opuścił jej sypialnię, skończyła się ubierać, spojrzała w lustro i przeczesując dłonią włosy, wyszła z pokoju.

                Była tylko jedna osoba, która mogła ją zrozumieć. Osoba, której powierzyła wszelkie tajemnice, nawet te, których obiecała sobie nigdy nie wypowiedzieć na głos. Zaufanie silniejsze ponad wszelkie podziały, ponad wszystko, co się zdarzyło, ponad cierpienie, które ściskało ich młode serca.

Zeszła po schodach i zacisnąwszy pięści, ruszyła w głąb ciemnej piwnicy. Podeszła do klatki, która przez ostatni czas stała się domem najbliższej jej sercu przyjaciółki. Zapaliła niewielką, oliwna lampę i spojrzała w zmęczone oczy siedzącej w kącie księżniczki.

                – Lizzy... – mruknęła słabo brunetka.

Szlachcianka kucnęła i wsunęła rękę przez kratę.

                – Tomoko – wypowiedziała ostrożnie imię przyjaciółki, jakby bała się, że ją spłoszy.
Japonka na klęczkach przesunęła się do metalowych szczebli dzielących ją od wolności i chwyciła dłoń szlachcianki. Od razu poczuła targające nią uczucia. Chociaż nie wiedziała, co spotkało Elizabeth, musiało wywrzeć na niej ogromną presję. Jej mięśnie drżały, a oczy zdawały się tonąć w rozpaczliwie wstrzymywanych łzach.

                – Jak się czujesz? – zapytała troskliwie fioletowowłosa, ukradkiem spoglądając na stojący wewnątrz celi talerz. – Znowu nie jesz…

                – Wiesz, że to nie twoja wina. Czuję się… Teraz czuję się już dobrze – odparła po chwili wahania.

Chociaż przez cały czas spędzony w samotności pustka i złość wycelowana w zdradzieckiego ojca, parającego się tak okrutną pracą, zdawała się wyżerać jej duszę, kiedy tylko widziała ukochaną przyjaciółkę, cały ból i cierpienie odchodziło w niepamięć. Pragnęła ją przytulić i odegnać wszystko, co tak niesamowicie ją niszczyło. Chciała, by to wszystko się już skończyło, by znów mogły być zwykłymi nastolatkami. Nie… By mogły wrócić do pozorów beztroski.

                – Nie mogę uwierzyć, że ten skurwysyn wciąż się waha. Minęło pól roku – warknęła LIzz przez zaciśnięte zęby.

                – Sądzę, że nie zmieni zdania. Te informacje są dla niego ważniejsze, niż cokolwiek innego – odparła smutno Tomoko. – Powiedz, co się stało? – zapytała, mając nadzieję, że uda jej się zdjąć z barków hrabianki chociaż jeden ciężar.

                – Arthur, kamerdyner Timmiego, on jest… – zamilkła na chwilę, czując zawroty głowy – jest aniołem i chce wykorzystać Timmiego, by zbliżyć się do mnie, bo jest przekonany, że Król Piekieł się mną zainteresuje, a wtedy on będzie mógł go zabić – wyjaśniła, spuszczając wzrok.

Nim odważyła się ponownie spojrzeć w twarz japonki, minęło kilkadziesiąt sekund, dłużących się niesamowicie niczym tygodnie udręki. Nie rozumiała, jak to możliwe, by jej droga przyjaciółka z taką wiarą i spokojem przyjmowała wszystkie abstrakcyjne rzeczy, które jej opowiadała. Każdy inny zamknąłby ją w zakładzie psychiatrycznym, jednak ona ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że wszystko, co mówiła Elizabeth było prawdą.

                – Król Piekieł? – zdziwiła się Tomoko. – Jaki masz z nim związek?

                – W tym właśnie rzecz. Nie mam żadnego. Pierwszy raz słyszę o kimś takim. Nie rozumiem, czemu miałby się interesować właśnie mną. Czemu miałabym być taka szczególna?

                –Może to z powodu kontraktu z Sebastianem? – zaproponowała brunetka, opierając się o kraty.

                – Ma Sebastiana, co go obchodzi mój nic nie warty kontrakt z tym zdrajcą?! – Lizz uniosła się, nerwowo drapiąc dłonią wyryty na karku znak. – On i tak już nie ma mocy, ten pieprzony demon złamał przysięgę i uciekł nim pękła pieczęć!

                – Lizzy… – szepnęła księżniczka. – A jeśli prawda jest zupełnie inna? Jeżeli są rzeczy, których nie rozumiemy?

                – Znów będziesz go bronić?

                – Wiem, że wciąż go kochasz…

                – To nie ma absolutnie nic do rzeczy! – wrzasnęła Elizabeth, wyrywając dłoń z objęć przyjaciółki.

Wstała i zaczęła nerwowo krążyć w tę i z powrotem tuż przy kratach. Chwyciła się za głowę i przyciskając dłonie do skroni, próbowała zdusić w sobie falę gorąca, która niechybnie zwiastowała płacz. Zawsze, kiedy już myślała, że coś się zmieni, uderzał w nią niewyobrażalny żal. Jednak nie tym razem. Już dość.

                – To, że kocham tego zdrajcę doda jedynie pikanterii jego cierpiętniczej śmierci – rzekła spokojnie, spoglądając w skurczone źrenice Tomoko. – Nie mogę jedynie znieść tego, że Arthur wykorzystuje Timmiego. Jemu na nim zależy, nawet sobie nie wyobrażasz, jaki jest szczęśliwy. Co się stanie, kiedy anioł zdobędzie to, czego chce i go zostawi?

                – Dlaczego zakładasz, że go zostawi, czy anioły nie są dobre?

                – Nie wiem, po prostu nie chcę, by stracił kogoś jeszcze… – powiedziała zbolałym głosem i ponownie kucnęła przed celą. – Przepraszam, kocham cię – szepnęła, dotykając ramienia przyjaciółki.

                – Też cię kocham, Lizzy. Nie martw się o Timmiego, wszystko się ułoży.

                – Zjedz śniadanie, proszę… – mruknęła hrabianka.

Tomoko skinęła głową i przysunęła do siebie miskę. Widząc delikatny uśmiech na twarzy przyjaciółki, jej serce rozgrzał promień nadziei.

Szlachcianka zostawiła zapaloną lamę niedaleko krat i zniknęła w głębi ciemnego korytarza, szepcząc tak cicho, że sama ledwie usłyszała swój głos, smutne „przepraszam”.

~*~

                Grę w piłkę po niecałej godzinie przerwały kłębiące się chmury. Zrobiło się zimno i wietrznie, zbierało się na deszcz, dlatego zarówno Elizabeth, jak i martwiący się o swoją fryzurę Grell, zgodnie postanowili zakończyć zabawę. Timmy był zawiedziony, ale nie oponował, kiedy tylko Arthur obiecał mu, że przygotuje jego ulubiony, lodowy deser. Pozory normalności, jakie panowały w posiadłości Roseblack były tak do złudzenia autentyczne, że przez ułamki sekund nawet Elizabeth w nie wierzyła. Karciła się za to w myśli, jednak zachowywała się zupełnie normalnie, ciągnąc pozorną grę dla dobra chłopca.

                – Timmy, Jeanny pomoże ci się przebrać, będę czekała na ciebie w pokoju gier – powiedziała Elizabeth, szybko wbiegając po schodach.

Sutcliff podążył za nią. Kiedy oboje zniknęli za drzwiami jej sypialni, mężczyzna rozsiadł się wygodnie na łóżku i podpierając dłonią głowę, patrzył jak ciemnowłosa krząta się po wnętrzu w poszukiwaniu ubrań na zmianę.

                – Niezłe ciacho, muszę przyznać. Jestem pewien, że jest mi przeznaczony! – ekscytował się pozbawiony resztek kultury żniwiarz, całkowicie ignorując pełne wrogości spojrzenia nastolatki.
Kontynuował swój pochwalny wywód tak długo, aż w końcu Elizabeth nie wytrzymała i wybuchła.

                – I musiałeś leźć za mną do sypialni tylko po to, żeby wzdychać nad jakimś przeklętym aniołem?! Do cholery, Sutcliff, chcę się przebrać! – wrzasnęła zdenerwowana, rzucając w rudzielca trzymanym w dłoni ręcznikiem.

                – No to się przebierz, kto ci broni… – burknął Grell, zdejmując puchaty materiał z twarzy.
Zupełnie nie rozumiał, co tak bardzo złościło szlachciankę, a jego nieświadomość jeszcze bardziej  wyprowadzała ją z równowagi.

                – Doprawdy, jeżeli natychmiast się stąd nie wyniesiesz, to się zwyczajnie zabiję i tak się skończy nasze polowanie na demony! – krzyknęła i chwytając w dłoń zwiewną sukienkę, którą próbowała znaleźć odkąd tylko weszła do pokoju, pognała w stronę łazienki.

                – Nie wiedziałem, że chcesz zasilić szeregi shinigami – zaśmiał się żniwiarz.

Dla Elizabeth, jego słowa były jeszcze bardziej niezrozumiałe niż zazwyczaj. Zaciekawiona, szybko narzuciła niezbyt wyszukaną kreację i wyszła z łazienki, wbijając badawcze spojrzenie w twarz boga śmierci.

                – O czym ty znowu gadasz? – zapytała niezadowolona.

9 komentarzy:

  1. Ha, zabicie Grella, kuszące...
    Dobra, gubię się już, bo nie wiem dokąd to zmierza. Teraz lokaj Timmego bèdzie mi się kojarzył jedynie z Ashem... Anioł, hm?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nami, Nami, Nami;
    anioły, demony i shinigami;
    cud miód i orzeszki;
    karmel, ciastko, czekolaaaaaaaaaaaaada!
    WIĘKSZEGO COMBO SIĘ NIE DAŁO? xd
    Ale widzę twoją teorię spiskową pt: Jak zostać ponurym żniwiarzem.
    Znajdź jednego i go zabij, czyż nie? :P

    Lizzy trochę niedomyślna. W końcu była przy tym, gdy Król piekieł nazwał Sebastiana swoim synem, a ona dalej nie widzi związku miedzy sobą a nim. Hmmmm. Nie wiem, czemu to przypisać.

    Tomoko... Ja już naprawdę nie rozumiem, jak głęboka musi być jej miłość do Elizabeth. Albo jak bardzo jest naiwna. Siedzieć ponad pół roku w lochu, głodzić się, po czym robić za pocieszycielkę swojego ciemiężyciela... O.O Jeżeli ktoś ma niezwykłą duszę w tym opowiadaniu, to zdecydowanie ona.

    I przepraszam, wiem, że to głupie skojarzenie, ale z opowieści Anioła Artura (klub AA) wynika, że Anioł Stróż Lizzy dostał wpier*** w ciemnym zaułku niebios, za niedopilnowanie swojej duszyczki XD A przynajmniej moja wyobraźnia tak to widzi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dokładnie tak było xD Dostał taki wpierdol, że się zdematerializował na dobre, hahahaha xD
      Co do teorii "Jak Zostać Shinigami", to bazować ona będzie na tej kanonicznej. A to, że Lizz nie powiązała Króla Piekieł i Seby - no wiesz, dla niej to była trauma. jak widzisz, próbuje się pozbierać i nie myśleć o Sebie. Nie widzę u niej teraz sił na rozkminianie takich niuansów. Poza tym... Musiałam skasować to, co następowało po "poza tym", bo znowu były spoiler >< Jezu, upierdliwe to to xD

      Zastanawiam się, czy nie wprowadzić wilkołaków i wampirów, co Ty na to? xD Nie no, żarcik. Tu i tak jeszcze będzie jedna rzecz, w sumie już to było lekko zaznaczone, ale mogliście nie skminić, albo nie pamiętam, że skminiliście Oo *skleroza tag bardzo*

      Usuń
  3. Nie, bo zaburzysz wspaniałą symbolikę liczby 3 XD
    A pamiętasz, w którym rozdziale była lekko zaznaczona ta "rzecz"? Bo w każdym coś rozkminiam i, szczerze mówiąc, naprawdę nie pamiętam, co miałam pamiętać...
    Czy przypadkiem nie tę wiedźmę, z którą Susanne Roseblack kazała się skontaktować z Lizzy?

    Poza tym, dzisiaj podważyłam wiedzę Sebastiana, za co znienawidzą mnie jego fanki.
    http://kuroshitsuji4ever.blogspot.com/2015/03/vii_15.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może i Esmerę :P Się zobaczy xD
      Ahahahaha, Twój komentarz u Mai był genialny xD
      Uwielbiam Twoje rozkminy, serio. Są najlepsze :P

      Usuń
    2. Ach, durna ja!
      Zapomniałam o najważniejszym >.<
      Gratulacje! (z okazji otrzymania daty obrony)
      @--->---- masz nawet różyczkę ^^

      Usuń
  4. Artur jednak nie jest Sebastianem, dobra, nieważne, ja nic nie mówiłam. W ogóle nie miałam takich domysłów xD
    Tomoko mnie denerwuje z tym jej przywiązaniem do Lizzy. Przecież ona ją od ponad pół roku trzyma zamkniętą w piwnicy, a ta naprawdę nic? Wyczuwam Syndrom Sztokholmski. A Lizzy naprawdę nie rozumie jej związku z Królem Piekieł? Sebastian, demon z którym zawarła kontrakt jest jego synem do cholery! A Grell to mnie zaciekawił. Co miało znaczyć to, że Lizzy tak bardzo chce "zasilić szeregi shinigami"? Poza tym stęskniłam się za Grellem jarającym się jakimś lokajem, a anioł to ciekawa odmiana. Shipuję to.
    Na koniec dodam, że niestety nie odpowiedziałaś na moje pytanie, ale rozumiem, że to pewnie przez ten licencjat itd. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, przepraszam! Nadrobię to TT_TT
      Nie miałam głowy, bo dosłownie do ostatniej chwili nie byłam pewna, co dalej z moim życiem :P teraz już wiem i będę miała czas, to przemyśle i coś Ci zaprezentuję, mam nadzieję satusfakcjonującego :P
      Zasili szeregi - aluzja do samobójstwa.
      Tomoko i Lizzy łączy taka szczególna więź, jeszcze o tym kiedyś będzie i może zrozumiesz, czemu tak robi. Na pewno nie zostawiłabym tego tak o, bez jakiegoś nakreślenia pobudek :P
      A co do syna Króla Piekieł - podobnie jak synowie boży, to jest tylko określenie. Nie oznacza, że Seba musi być dosłownie spokrewniony z Belialem, to raczej taki tytuł :P

      Usuń
    2. Wiem, przepraszam! Nadrobię to TT_TT
      Nie miałam głowy, bo dosłownie do ostatniej chwili nie byłam pewna, co dalej z moim życiem :P teraz już wiem i będę miała czas, to przemyśle i coś Ci zaprezentuję, mam nadzieję satusfakcjonującego :P
      Zasili szeregi - aluzja do samobójstwa.
      Tomoko i Lizzy łączy taka szczególna więź, jeszcze o tym kiedyś będzie i może zrozumiesz, czemu tak robi. Na pewno nie zostawiłabym tego tak o, bez jakiegoś nakreślenia pobudek :P
      A co do syna Króla Piekieł - podobnie jak synowie boży, to jest tylko określenie. Nie oznacza, że Seba musi być dosłownie spokrewniony z Belialem, to raczej taki tytuł :P

      Usuń

.