środa, 16 grudnia 2015

Tom 3, XXXIX

Nie bardzo wiem, co powiedzieć, żeby za dużo nie powiedzieć.
Więc powiem, ile powiedzieć mogę, a nie powiem, czego mówić nie winnam.
(Nadużycie słowa "mówić" i jego odmian została zastosowana specjalnie, jakby ktoś nie wiedział...)
Toteż tako rzeczę Wam, iż notka ta, nie wywoła "kya"
(Jak odpowiednio zaintonujecie, to będzie się rymować xD)
I w zasadzie tyle mam Wam dziś do powiedzenia, no. Muszę skończyć kalendarz, obczaić promarkery i jarać się kuroszową torbą, która przyszła do mnie pocztą z Chin, robiąc sobie mały postój na zieloną bibę w Holandii. 
Śpiąca jestem TT_TT
Tyle.

Miłej lektury :* 

====================

Elizabeth wybiegła z wnętrza posiadłości i, z trudem łapiąc oddech, wykrzyknęła nerwowe „przepraszam”, kiedy napotkała wzrok zirytowanego bruneta. Jem stał obok niego, opierając się o drzwi powozu i kiedy tylko ujrzał przyjaciółkę, uśmiechnął się radośnie.
                – Nie szkodzi, spokojnie, pięć minut nas nie zbawi – uspokoił ją, machając zbywająco dłonią.
Ona jednak miała inne zdanie na ten temat, z czego blondyn doskonale zdawał sobie sprawę. Ekshumacja zwłok nigdy nie była przyjemnym wydarzeniem. Przede wszystkim, rodziny chciały jak najszybciej odzyskać szczątki ukochanych zmarłych, do tego stan zwłok z każdą chwilą się pogarszał. I tak istniało duże prawdopodobieństwo, że z najwcześniejszych ofiar Kolekcjonera niewiele da się wywnioskować, dlatego tym bardziej powinni się spieszyć.

Nastolatka wciągnęła przyjaciela do wnętrza powozu. Gilbert westchnął ciężko i ponownie zajął miejsce woźnicy. Nie był tym faktem szczególnie zachwycony, ale zdawał sobie sprawę, że podnoszenie sprzeciwu w obecnej sytuacji wpłynęłoby negatywnie nie tylko na ich wzajemne relacje, ale również na postęp w sprawie, a chłopakowi zależało, by jak najszybciej otrzymać wynagrodzenie. Chociaż wiedział, że wraz z końcem sprawy nie będzie mógł opuścić miasta, by udać się do kolejnego i kolejnego, jak to mieli w zwyczaju wraz z Jamesem, lubił sprawnie wykonywać obowiązki. Zostawianie spraw na ostatnią chwilę nigdy nie kończyło się zbyt dobrze. Wiedział o tym doskonale, dlatego korzystał ze wszelkich możliwych środków i pomocy, by jak najszybciej spełnić swoją powinność.
                Podczas drogi Jamie wprowadził szlachciankę w nieliczne szczegóły sprawy, które udało mu się odkryć poprzedniego dnia. Wciąż jednak skrywał wysnutą przez siebie teorię, opiewając się aurą tajemniczości, irytująco przypominającą Lizz o demonie, którego uparcie wypychała z umysł, wciąż sobie powtarzając, że myślenie o nim było nie w porządku wobec ofiar Kolekcjonera. Wszak zasługiwały na jej pełne oddanie i całkowitą uwagę, nie wspominając o skupieniu. Poza ósmą ofiarą, na której ciele James odnalazł nietypowe nacięcia, także zwłoki siódmej nosiły znamiona czegoś niezwykłego, co z racji pozbawienia jej prawego przedramienia umknęło przy wstępnych oględzinach.
                – Ucięli jej prawą dłoń, wiem o tym – potakiwała Lizz.
                – Nie chodzi tylko o to, spójrz – przerwał jej blondyn, pokazując zdjęcie i powiększając za pomocą lupy lewy nadgarstek. –­ Widzisz? Skóra wokół nadgarstka została zręcznie nacięta. W taki sposób, by nie rzucało się to w oczy. Nie wiem, jak dokładnie to zrobił, ale sądzę, że to wiadomość.
                – Wiadomość? – powtórzyła zaintrygowana hrabianka.
                – „Nie kradnij” – powiedział tajemniczo domorosły detektyw; widząc zachętę na twarzy przyjaciółki, kontynuował: – O ofierze wiemy, że była wyznawczynią islamu, dokładnie jego szyickiej odmiany. W tej kulturze znane były przypadki odcinania rąk w ramach kary za kradzież – tłumaczył wyniośle.
Elizabeth zmarszczyła brwi i dokładnie przyjrzała się ranie na dłoni kobiety.
                – To miałoby sens, jednak czemu w takim razie zwyczajnie jej nie odciął?
                – Bo on tak nie działa. W swoich zabójstwach kieruje się jakąś głębsza filozofią. Poprzez bestialskie czyny próbuje przekazać komuś wiadomość. Nie jestem jeszcze pewien, kto jest adresatem tej makabry, jednak mogę powiedzieć na pewno, że Kolekcjoner jest człowiekiem subtelnym i niezwykle dokładnym. Nacięcie na dłoni ofiary zostało wykonane z chirurgiczną precyzją, można więc wnioskować, że zabójca posiada wykształcenie medyczne lub jest zafascynowanym chirurgią samoukiem.
                – To będziemy mogli sprawdzić. Każę Se… – zacięła się hrabianka, dotkliwie gryząc bok języka. – Zlecimy policji zebranie informacji na ten temat. Jeśli należał do grona lekarzy lub fascynował się medycyną, możemy dowiedzieć się, gdzie się zaopatrywał lub może nawet poznamy jego tożsamość.
                – Nie liczyłbym na to. Jak już mówiłem, jest subtelny i dokładny. Nie popełniłby tak głupiego błędu. Narzędzia mógł zbierać od dawna. To ślepy trop, ale powracając do rzeczy… Odcinanie kończyn ma dla niego niezwykłe znaczenie. Może nawet rytualne? Każdą z nich odpowiednio zabezpiecza przed odcięciem, ale to już wiedzieliśmy. Nie są trofeami. Sądzę, że potrzebuje ich, by coś stworzyć.
                – Stworzyć? Masz na myśli…
                – Tak. Wydaje mi się, że możemy mieć do czynienia z kimś tego pokroju. Z kimś, kto w oddaniu swej sztuce posunął się o krok za daleko. Jestem przekonany, że jeśli pozwolimy mu na zabicie dwóch kolejnych kobiet, dowiemy się, co tak naprawdę tworzy i do kogo kieruje swój przekaz.
                – Jamie… – jęknęła nastolatka.
Wiedziała od zawsze, ze blondyn jest niezwykle bystrą osobą o intelekcie znacznie przewyższającym większość ludzi, którą napotkała na swojej drodze, lecz nie sądziła, że aż tak nie będzie w stanie za nim nadążyć. Jego wnioski były niezwykle odważne, a na poparcie swojej teorii, jak dotąd miał jedynie „zaufaj mi” i „nie chcę wyprzedzać faktów”. Nie wątpiła w słuszność jego spostrzeżeń, jednak tak daleko idące wnioski wydawały jej się… Nazbyt odważne, jak na człowieka. Gdyby go nie znała, pomyślałaby, że również podpisał pakt, w którego konsekwencji siły zła pomagają mu spełnić cel, którego pośrednim warunkiem było rozwiązanie tej sprawy.
                – Dlaczego uważasz, ze zabije jeszcze dwie kobiety? Poza tym, nie zamierzam do tego dopuścić.
                – To jest ta część, której wolałbym nie zdradzać, póki nie zbadamy pozostałych zwłok – odparł, uśmiechając się z lekkim zakłopotaniem. – Ufasz mi, prawda Lizzy?
                – Ufam –­ potwierdziła krótko i jeszcze raz zerknęła na fotografię ofiary. – Ciekawe, czy Sebastian by się z tobą zgodził – dodała w myślach, po czym momentalnie skarciła się za samo wspomnienie o potworze.
Wciąż musiała jeszcze porozmawia z Sutcliffem i wyjaśnić mu sytuację. Skoro Sebastian był nowym Królem Piekieł, słowa bezczelnego anioła nabierały sensu. Dlatego oddał prawo do Beliala w ręce shinigami bez żadnego problemu. Musiał wiedzieć, co działo się w podziemiach. A skoro o tym wiedział, czy to znaczy, że…
                – Arthur spiskuje z demonami! – krzyknęła dziewczyna, zrywając się na równe nogi.
James popatrzył na niż zszokowany. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie powinna reagować w ten sposób. Przez moment zupełnie zapomniała o obecności przyjaciela, który teraz wręcz piorunował ją wzrokiem, zmuszając, by wyjaśniła znaczenie niespodziewanego okrzyku.
Nastolatka podrapała się po głowie i śmiejąc się nerwowo, odparła:
                – Wybacz, nie wyspałam się, musiałam na chwilę przysnąć. Co takiego powiedziałam? – zapytała, udając zupełnie nieświadomą tego, co zaszło.
Na szczęście nie miała problemów z grą. W końcu od lat nie mogła pozwolić nikomu poznać prawdy o sobie i swoim powrocie na łono szlacheckiej społeczności. Nie raz zadawali jej pytania. Nie raz wścibscy dziennikarze próbowali siłą wyciągnąć z niej znienawidzone wspomnienia, ale za każdym razem odgrywała adekwatną do sytuacji scenę: napad histerii, płacz po stracie bliskich, pożerający duszę smutek, a w przypadku jednego z niezwykle irytujących pismaków, który nie zaniechał drążenia do prawdy nawet kiedy odegrała dwie następujące po sobie sceny, posunęła się do prób uwodzenia go, angażując demona w odgrywanie zazdrosnego, szalonego kochanka. Tak, amatorskie aktorstwo było jedną z rzeczy, które, z racji doskonałej spostrzegawczości ludzkich reakcji i mimiki, opanowała niemal do perfekcji. Nie zmieniało to jednak faktu, że miała dość okłamywania bliskich i każdy, kolejny raz dotkliwie nadszarpywał jej mniemanie o sobie.
James chwycił przynętę i chociaż przez chwilę jęczał, próbując coś z niej wyciągnąć, w końcu zrezygnował, doskonale wiedząc, że tego typu senne marzenia rzadko pozostawiają w świadomości śpiącego na tyle wyraźny ślad, by byli w stanie nie dość, że odtworzyć własne słowa, to jeszcze odpowiednio je zinterpretować. Dlatego blondyn powrócił do przeglądania akt sprawy, a lady Roseblack skupiła się na analizowaniu w myślach skondensowanej dawki informacji, jaką podzielił się z nią przyjaciel, a także, z jaką miała okazje zderzyć się we własnym umyśle. Arthur – anioł, który spiskował za plecami Boga? Czy może Arthur – anioł, który omamił demona, by w imieniu niebios doprowadzić do upadku podziemnego królestwa? I chociaż sprawa ta powinna pozostać jej obojętna, było inaczej. Nie ze względu Sebastiana, jak mogłoby się wydawać, ale z powodu małego Timmiego, którego los spoczywał w szponach pierzastego, niegodnego zaufania potwora, którym był anioł w oczach hrabianki.
~*~
                Głupi chłopcze. Nawet nie wiesz, jak daleko idące konsekwencje miało Twoje znalezisko. Wrodzona wścibskość, odziedziczona po ojcu,  od początku skazywała Cię na marny koniec. Nikt jednak, nawet ja, nie spodziewał się, że nić Twego losu zwiąże ze sobą w całość tak wiele innych. Wszelkie znane temu światu barwy splecione cienką, jasną, niczym promień słońca i wątłą, niczym skrzydła motyla uwolnionego z kokonu przez niecierpliwe dziecko. Jakież efemeryczne są ludzkie wspomnienia, a jednak Ty przetrwałeś w pamięci milionów, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ostrzegałem Cię nie raz, chociaż byłeś głuchy na moje wskazów. Wielokrotnie powtarzałem, byś strzegł swej najcenniejszej własności. Jedynej, która liczy się na płaszczyźnie światów. Nie słuchałeś, zbyt wyniosły i pyszny. Jak myślisz, chłopcze, Twoje poczynania przyniosły skutek? Czy patrząc na nich z góry, dostrzegasz już wszystkie powiązania? Czy widzisz jak bezsensowna była Twoja walka? Bez względu na to, ile pokoleń przejmie przekazywaną w niej schedę po Twej dumie, żadne z nich nie zdoła ukończyć Twego dzieła. Obojętny na ludzkie cierpienie, kierujący się jedynie samolubną pobudką, rozwinąłeś w kolejnym dziecku złudną nadzieję zmienienia świata, wypielenia zła, które czaiło się w cieniu od zalążków wszechświata. Ciebie już nie ma, a ja wciąż obserwuję ich, krocząc pomiędzy śmiertelnikami, śmiejąc się z ich naiwności. Patrząc na niemożliwą do wygrania bitwę, którą im zgotowałeś, pozostawiając jedynie strzępki wskazówek i kilka prostych słów, których nawet najbystrzejszy nie był w stanie poskładać w logiczną całość. Myślałeś, że pewnego dnia uda Ci się mnie dopaść i zakończyć rządy ciemnej strony? Czy to możliwe, byś w swym zaślepieniu aż tak uniósł się pychą? Chłopcze… Nie, mężczyzno, bo przecież nim się stałeś, prawda? Chociaż niewątpliwie posiadłeś wiedzę wielokrotnie wykraczającą poza ludzkie poznanie, przeliczyłeś się. Splecione przez Ciebie nici wyszarpują się, rozpaczliwie drąc do swego własnego przeznaczenia. Jestem; bezpieczny, bezkarny na wieczność, a Ty potępiony po sam kraniec wieczności będziesz pluć sobie w brodę. Nie zrozum mnie jednak źle, nasza gra dała mi niezwykle dużo przyjemność i zapamiętam ją do końca swych dni.
                Dziś piszę do Ciebie po raz kolejny. To stało się moim rytuałem, swoista obsesją. Fascynacja wrogiem, który nigdy nie zdołał mnie pokonać, a jednak był tak blisko. Żałuję, że Twoje życie musiało dobiec końca. Razem mogliśmy przeżyć jeszcze wiele ciekawych chwil. Myślę o tym każdego dnia, spoglądając na Twą podobiznę dumnie przyglądającą mi się ze ściany. Ciekaw jestem, co byś zrobił, gdybyś ujrzał, jak wiele się zmieniło. Ciekaw jestem, czy mając drugą szansę, postąpiłbyś inaczej. Straciłem już dwoje z Was, a Ty na sam koniec życia zrozumiałeś, jak bliska i pogmatwana była moja relacja z tym, którego pamięć pragnąłeś uwiecznić.
                Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, nie mogłem postąpić inaczej…
~*~
                Nikt nie spodziewał się, że komisarz będzie starał się ukryć poczynania wysłanników królowej w tak rozpaczliwy sposób. Chciało się niemal śmiać, patrząc jak miota się po niewidzialnej klatce, niczym szczur świadomy tego, że bez względu na drogę, na jej końcu czeka jedynie śmierć. Popłoch mężczyzny, jego nerwowe ruchy i drżący głos, niesamowicie bawił młodą Roseblack. Kiedy tylko ich powóz zatrzymał się przed budynkiem Yardu, komisarz niemal wypadł z jego wnętrza, jak wystrzelony z procy, i niewiele tłumacząc, na siłę wepchnął się do karocy, nakazując woźnicy, by popędził konie. Nie zamierzał się tłumaczyć, jednak nawet nie musiał tego robić. Dwójka bystrych nastolatków już w pierwszych minutach zrozumiała, do czego dążył i wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, podśmiewała się pod nosem, ilekroć mężczyzna odchrząkiwał skrępowany, dając Gilbertowi wskazówki dotyczące drogi.
                Na miejsce dotarli po prawie półgodzinnym błądzeniu po labiryncie gwarnych, londyńskich uliczek. Powóz zatrzymał się pod bramą terenu opuszczonego budynku, na obrzeżach dzielnicy kupieckiej, gdzie znajdował się kiedyś szpital dla robotników, zamknięty z powodu braku funduszy. Jej Wysokość Miłościwie Panująca Królowa Wiktoria w swej nieograniczonej dobroci musiała mieć na uwadze nie tylko nastroje obywateli, ale również krajowy fundusz, którego utrzymanie na odpowiednim poziomie nie było tak proste, nawet mimo wsparcia wielu doskonale wykształconych doradców, jak mogłoby się wydawać przeciętnemu hrabiemu. Nie wspominając o mieszczanach i robotnikach, dla których niektóre wybory Matki Narodu były niemal niepojęte, jednak nikt nigdy nie ośmielił się głośno wyrazić swego niezadowolenia. Nawet Elizabeth, chociaż obracała się w różnych kręgach, znała tylko jedną osobę odważną na tyle, by bez ogródek skrytykować postępowanie królowej Wiktorii.
Porzucony budynek został przysposobiony przez specjalistów, na zlecenie komisarza i, za plecami niczego nie świadomych mieszkańców miasta, zamieniony w swoiste prosektorium, w którym po cichu, poza polem widzenia niższych stopniem, niezaufanych pracowników, przeprowadzane były sekcje zwłok. Badania ciał o najróżniejszym charakterze, które czasem, chociaż w pełni legalnie zatwierdzone przez rząd, wzbudzały mnóstwo kontrowersji i sprzecznych głosów, wykonywane były właśnie tutaj. Konspiracja miała na celu zachowanie spokoju wśród wzburzonych ostatnimi zajściami mieszkańców. Lud nie mógł wiedzieć o wszystkim. Bez względu na to jak szczerym nie chciałoby się wobec niego pozostać, widok mnóstwa ciał przenoszonych tam i z powrotem na oczach gapiów nie wpływał pozytywnie na morale londyńczyków. Szczególnie w świetle zagrożenia, jakie stanowił Kolekcjoner, ważne było zachowanie spokoju. Dlatego nawet sam głównodowodzący zawsze odwiedzał to miejsce w prywatnym odzieniu, stroniąc od poruszania się po mieście służbowym, dobrze znanym wśród mieszczan powozem, często doprowadzając do sytuacji takich, w jakiej postawił Elizabeth, Jema i Gilberta, rzadziej decydując się na podróż piechotą.
                Kiedy powóz zatrzymał się przed budynkiem, cała czwórka przekroczyła bramy skrywające ponurą tajemnicę londyńskiej policji. Obskurne wnętrza zamkniętego szpitala nie wyglądały obiecująco, jednak by dotrzeć do miejsca, gdzie rozgrywała się cała akcja, trzeba było pokonać kilka pięter, dokładnie wiedząc, którymi korytarzami podążyć, a także do których drzwi niezbędne było posiadanie klucza. Wszystko było zorganizowane tak, by nawet zbłąkany, ciekawski robotnik po pracy, czy bawiące się w chowanego dziecko, wkraczając na teren przysposobionego prosektorium, prędzej zostało złapane i odprawione z powrotem poza bramy, niż odkryło kryjącą się w pozornym pustostanie tajemnicę. 

5 komentarzy:

  1. ja teraz- pielę. ja jutro- będę pielić, ja wczoraj - pełłam [haczyk gramatyczny]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo wiem, skąd wziąłeś/wzięłaś tę dziwaczną formę.
      http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/pell-pielil-czy-plewil;2469.html
      Wierzę jednak rzetelnemu źródłu informacji. Ale dzięki, że czuwasz :)

      Usuń
  2. "Poza ósmą ofiarą, NA KTÓREJ CIELE James odnalazł nietypowe nacięcia, także zwłoki siódmej ofiary nosiły znamiona czegoś niezwykłego, co z racji pozbawienia ofiary prawego przedramienia UMKNĘŁO PRZY WSTĘPNYCH OGLĘDZINACH."
    Skąd czytelnik ma pamiętać, że chodziło ci o zdjęcia? Z tego zdania wcale nic takiego nie wynika, a dzisiaj już bardzo dokładnie zabrałam się do lektury, bo wiem, że tego potrzebujesz.
    Aaaa, wspominasz o tym potem ^^ to dlatego mnie to bardzo wprowadziło w błąd, bo o tym, że jest to zdjęcie, dowiadujemy się mimochodem z rozmowy. Nami, muszę być u ciebie czujna ^^ :*
    I trzeba coś uściślić.
    Odcinał kończyny, które ze sobą zabierał, więc nacięcia pozostawał na drugiej dłoni?
    I mamy już osiem kończyn, a ty chcesz dziesięć? Makabryczne ^^ Przychodzi mi na myśl bóstwo indyjskie z wieloma rękoma, chociaż nijak ma się to do Biblii, ale ty sama już zaznaczyłaś, że ofiara była muzułmanką, więc oni mają Koran, więc...
    Sebastian nie miał racji ^^ Uwielbiam go wyłapywać w nieścisłościach ^^

    List.
    Adresat zna odbiorcę, jego ojca, więc był raczej dość blisko.
    Pisze go w męskiej osobie, więc na 80 % jest mężczyzną ( ja też piszę z tobą rp w męskiej, a jestem, kim jestem xd)
    Kim jest ten chłopiec? Czy Chłopcem może być Kolekcjoner? Czy swoim dziełem pragnie coś zbudować?
    Wszak jego znalezisko było niepożądane. Ale prawdopodobnie jest jego najcenniejszą rzeczą, jaką ma w posiadaniu. Liczy się na płaszczyźnie światów? Czyżby to była jakaś księga z wiedzą, a raczej sama wiedza, która jest aż tak niebezpieczna, do której dotarł dzięki wrodzonemu uporowi i ciekawości?
    Patrząc na nich z góry - ma władzę.
    Bezsensowna walka?

    Po dogłębnej analizie, dochodzę do wniosku, że adresatem listu był demon - czy Sebastian, to byłoby bardzo śmiałe przypuszczenie, dlatego nie wysuwam go na czoło. Możliwe, ale nie jest to bardzo konieczne. Chłopiec kontrahent już nie żyje, a list jest swojego rodzaju rozmową z nieobecnych, chęcią rozliczenia się z nim, opowiedzenia, co się dzieje, pogodzenia z samym sobą.

    "Straciłem już dwoje z Was, a Ty na sam koniec życia zrozumiałeś, jak bliska i pogmatwana była moja relacja z tym, którego pamięć pragnąłeś uwiecznić.
    Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, nie mogłem postąpić inaczej…". ale przynajmniej wiemy, że autor go zabił.

    Czy chłopiec miał brata? Jakie wskazówki porozrzucał ten, który już nie żyje? Czy tych wskazówek szuka Undertaker? Wszak nic u ciebie nie pojawia się bez przyczyny :)

    No a opuszczony szpital...ieeee. Wolę porozmyślać o liście, chociaż wiem, że i tak będę obok z teorią ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam piękną, barwną odpowiedź i nie wiem, jak ją odtworzę...
      Dzięki, że wypisałaś mi to paskudne zdanie, bo jest tak obleśne stylistycznie, że niemal zwróciłam posiłek, jak je zobaczyłam. Ofiary się mnożą na prawo i lewo... xD

      Że były to zdjęcia czytelnik powinien wiedzieć, raz, że zostało wspomniane w rozmowie, a dwa, że przecież wzięli akta z Yardu, które zawierały kiepskiej jakości zdjęcia zrobione przez policjantów. Więc sama widzisz, nic tu nie ginie, ja beta nie śpi :P

      Czy Sebastian się pomylił? Czy wreszcie udało się go na tym złapać? By się o tym przekonać, trzeba czekać na kolejne części sezonu. (Ach te telewizyjne chwyty reklamowe... xDDDD)

      Adresatem listu jest "chłopiec", o czym niejednokrotnie wspomina jego autor. Nie może być raczej Sebastianem, chociażby z tej prostej przyczyny, że adresat listu nie żyje, a Sebastian, mimo wszystkich okropnych rzeczy, które mu zrobiłam, przynajmniej jak dotąd, ma się całkiem nieźle. Masz za to całkowitą rację, że cały list jest rozmową z kimś, kogo już nie ma.
      Co ciekawsze, w swojej analizie użyłaś jednego słowa, które właściwie mogłoby być rozwiązaniem zagadki autora listu.
      W ogóle niezwykle się cieszę, ze udało mi się w tym liście (to jest to coś, o czym Ci mówiłam, że mój mózg nagle wymyślił i się boję i nie wiem, co to jest xD) zawrzeć wszystko co chciałam, ale w na tyle niejasny sposób, by nie dało się tak łatwo odkryć personaliów autora i adresata.
      Taki fejm, taka duma. Idę edytować to okropnie stylistycznie zmasakrowane zdanie. Loffki :*

      Usuń
  3. Ojesu, jak ja nie umiem ubierać myśli w słowa -_- chodziło mi o to, że autorem jest demon -_- a napisałam adresat bo jeszcze odbiorca i nadawca...

    OdpowiedzUsuń

.