wtorek, 5 kwietnia 2016

Tom IV, IX

Witajcie!
Właściwie dzisiaj nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Tak jakoś nie bardzo o czym.
Powiem więc tylko, że witam serdecznie wszystkich nowych czytelników. Tych, którzy są ze mną już od jakiegoś czasu również witam :*. Wszystkich witam, bo mogę xD. 
I wszystkich zachęcam do komentowania.
Przy okazji pochwalę się Wam jeszcze, że kilka dni temu stuknęło 60 000 wyświetleń. Dziękuję! <3
Dopiero co było ich 50 000, a tu nagle kolejna wielka liczba. Szok! Ale to świetnie. Lubię patrzeć na rosnące liczby. Odświeżam bloga kilkadziesiąt razy dziennie, żeby popatrzeć nawet na najdrobniejsze zmiany w statystykach - ludzie z nerwicą natręctw tak już mają.
No dobra, koniec paplania. 

Życzę miłego rozdziału i namolnie dopraszam się o komcie :*.

========================

                – Dlaczego on? – zapytał.
                – Dlaczego on? – powtórzyła nieco zdziwiona. – Nie „czemu w ogóle ktoś”, nie „w jakim celu”, nie „co próbujesz osiągnąć”, tylko zwykłe „dlaczego on”? – dodała z niedowierzaniem. – Starzejesz się, to już nie jest takie zabawne jak kiedyś – westchnęła na koniec i odwróciła od niego wzrok, wyglądając przez okno na leśny krajobraz.
                – Proszę wybaczyć. Jednak to właśnie moje pytanie.
                – Bo potrzebował pieniędzy, a ja mogę mu je dać. Poza tym jest w nim coś pozytywnego, przyda nam się, nie uważasz? Może pomoże ci z Jeanny i Thomasem, no i z Taiem… – tłumaczyła, chociaż sama nie była przekonana czy to, co mówiła, było prawdą.
Po prostu, kiedy mężczyzna zaczął otwarcie opowiadać jej o swoim życiu, poczuła, że nie chciałaby, żeby to był ostatni raz, kiedy z nim rozmawia. Mogła sobie na to pozwolić. Wiedziała, że mężczyzna nie mógł być ani demonem, ani aniołem, ani nawet bogiem śmierci, bo Sebastian na pewno by się zorientował, dlatego też nie było żadnych przeciwwskazań. W ostateczności zwyczajnie się go pozbędą, a rodzinie wyślą pieniądze, by chociaż w taki sposób zrekompensować im stratę. Wprawdzie Elizabeth doskonale wiedziała, że pieniędzmi nie da się zastąpić zmarłych bliskich osób, to wychodziła z założenia, że lepiej zrobić cokolwiek. Poza tym nie planowała zabijać Frederica. Chciała posłuchać, jak gra na fortepianie, może nawet jak akompaniuje Sebastianowi. Pragnęła jakiejś odmiany w życiu, czegoś pozytywnego, a jeśli zabieg nie pomoże jej stanąć o własnych siłach, tym bardziej będzie potrzebowała czegoś, co odwróci jej uwagę, by znów nie popadła w rozpacz. Na dodatek była przekonana, że Jeanny i Thomas na pewno ucieszą się z towarzystwa.
                – Rozumiem – odparł obojętnie Sebastian.
                – Masz mi coś do powiedzenia, demonie?
                – Chce panienka, żeby ten mężczyzna zamieszkał w posiadłości?
                – Tak. Jego żona nie żyje, a dzieci mają swoje rodziny. Zresztą się zgodził. Dlaczego miałabym zaprzątać sobie tym głowę?
                – Chciałem się tylko upewnić, proszę wybaczyć – przeprosił kamerdyner.
Nie wydawał się szczególnie zadowolony z pomysłu swej pani. Nie wiedziała jedynie czy miało to związek z dostarczaniem mu nowych obowiązków, z tym, że będzie musiał bardziej kryć się ze swoimi sztuczkami, czy zwyczajnie był zazdrosny. Ciężko było odgadnąć, co działo się w głowie demona, kiedy nieobecnym wzrokiem lustrował oparcie siedzenia tuż obok głowy Elizabeth, sprawiając wrażenie, że w ogóle jej nie zauważa. Czuła się z tym nieswojo. Na szczęście po chwili Sebastian zrezygnował ze wzbudzającego niepewność zachowania, przymknął oczy i uśmiechnął się lekko.
                – Doskonale widzieć panienkę w takim nastroju. Doprawdy cudownie – rzekł łagodnie, zerkając w błękitne oczy szlachcianki.
~*~
                W drodze do Londynu nie rozmawiali zbyt wiele. Elizabeth niezwykle się ekscytowała, a im bliżej byli miasta, tym ucisk w żołądku stawał się silniejszy, aż chwilami brakowało jej tchu. Zastanawiała się czy to właśnie dlatego Undertaker chciał, żeby była na czczo. Na pewno nie lubił, kiedy żywi rzygają mu na podłogę, w końcu z jakiegoś powodu pracował ze zmarłymi. Brak uprzykrzających pracę zachowań typowych dla oddychających, myślących istot zdawał się wystarczająco dobrym pretekstem. Poza tym to musiała być naprawdę wyciszająca praca, pozwalająca poczuć respekt wobec nieubłagalnych sił natury. Czas płynął nieustannie – bez względu na to, jak bardzo chciałoby się myśleć, że jest inaczej – warto było więc czasami przypominać sobie o tym fakcie. A jeśli nawet grabarza do tej decyzji pchnęło coś zupełnie innego, to i tak nie miało w tej chwili znaczenia – liczył się tylko fakt, że przez moment myśli nastolatki skupiły się na czymś, co choć trochę pozwoliło jej się uspokoić. Nie chciała zbytnio okazywać przed demonem, jak bardzo jest podekscytowana. Zdawała sobie jednak sprawę, że ukrywanie tego faktu nie szło jej najlepiej, dlatego skapitulowała, ograniczając jedynie okazywanie emocji, których Sebastian zdawał się wyraźnie nie popierać – mimo wcześniejszego zapewnienia, że cieszy go dobry humor hrabianki.
                Michaelis siedział w milczeniu, cały czas obserwując swoja panią w taki sposób, by nie czuła się zbyt przytłoczona jest spojrzeniem. Oceniał jej zachowanie, samopoczucie, podstawowe funkcje życiowe na podstawie obserwacji drgania jej tętnicy szyjnej, ilości oddechów, koloru skóry. Upewniał się że Elizabeth czuje się dobrze i chociaż żywił obawy wobec zabiegu, który miał przeprowadzić Grabarz, jak na złość nie mógł znaleźć niczego, co mogłoby go opóźnić. Nie dlatego, że życzył dziewczynie kalectwa. Zwyczajnie nie był pewien czy przeprowadzanie tak eksperymentalnego zabiegu akurat na jego pani jest dobrym pomysłem. Sądził, że byłoby lepiej, gdyby bóg śmierci znalazł królika doświadczalnego i na nim spróbował swoich sił, a dopiero potem – kiedy byłby pewien, że podoła zadaniu – zrobił to samo z Lizz. Undertaker zapierał się jednak, że to musi być ten dzień i to musi być szlachcianka, a nikt inny nie mógłby zająć jej miejsca w roli pomocy naukowej. Samo to wzbudzało w demonie obiekcje. Gdyby nie był pewien lojalności Grabarza, zwyczajnie by się na to nie zgodził i nigdy nawet słowem nie wspomniałby o tym swojej pani. Chociaż najgorsze i tak było jeszcze przed nim. Musiał wyznać szlachciance prawdę na temat przynależności rasowej informatora. Miał nadzieję, że przyjmie to spokojnie – właściwie czemu miałoby być inaczej? Nie był pierwszym żniwiarzem, z którym miała do czynienia i wszystko wskazywało na to, że nie będzie ostatnim. Starał się więc być dobrej myśli, chociaż natrętne głosy co chwilę podszeptywały mu jakieś dziwaczne scenariusze, z których każdy kończył się druzgocącymi konsekwencjami – zarówno dla niego jak i dla Elizabeth.
                Frederic zatrzymał powóz pod wskazanym przez Sebastiana adresem, tuż naprzeciwko głównego wejścia do zakładu pogrzebowego. Zeskoczył z siedzenia i podszedł do drzwi, radośnie obwieszczając, że szczęśliwie udało im się dotrzeć na miejsce w jednym kawałku. Jego życzliwość i poczcie humor podobał się młodej hrabiance. Mężczyzna był szczery i ciepły – niczym nie przypominał zastępów bogaczy, z którymi najczęściej miewała do czynienia. Zdecydowanie lepiej czuła się w otoczeniu ludzi, którzy byli autentyczni i nie udawali kogoś innego. Nowo zatrudniony stangret właśnie taki był. Jego mimika twarzy, dwudniowy zarost dodający typowego dziadkowego uroku oraz niezwykle przejrzyste, pełne optymizmu oczy w kolorze jasnego brązu jednoznacznie wskazywały na to, że był w stu procentach autentyczny. Na dodatek każdy jego ruch zdradzał, jak niezwykle był wdzięczny za posadę, którą nastolatka prawdopodobnie uratowała jego życie. Nie powiedział tego wprost, ale sam fakt, że miał trudność ze zdobyciem dwunastu tabliczek czekolady w święta, był wystarczającym dowodem na to, w jak ciężkiej znajdował się sytuacji finansowej.
                Harmider zza okna był znakiem dla siedzącego na jednej z trumien mężczyzny, że za chwilę rozpocznie się jedno z bardziej ekscytujących wydarzeń kilku ostatnich lat jego życia. Nie mógł się doczekać. Nigdy dotąd nie robił czegoś takiego, i chociaż początkowo miał mnóstwo wątpliwości, z czasem ich miejsce zajęła chęć odkrywania nowych technik, przecierania szlaków przyszłym pokoleniom istot, które odważą się zająć jego miejsce. Co prawda do całego zabiegu niezbędny był szereg rozmaitości: poczynając od kilku rzadkich roślin, poprzez krew demona, na pełni księżyca kończą – jednak Undertaker nie byłby sobą, gdyby nie podjął się zadania. Jego wewnętrzy odkrywca by mu tego zwyczajnie nie wybaczył. Siwy mężczyzna odrzucił za plecy opadające na kolana, i chichocząc pod nosem, schował się za wiekiem jednej z trumien. Nie mógł sobie tego odmówić. Wszak, mimo wszystkiego, co działo się ostatnio w jego życiu, wciąż był sobą. Zgodził się przyjąć hrabiankę, nie biorąc nawet zaliczki, więc uznał, że tę typową sobie grę z odwiedzającymi go nieszczęśnikami w tym wypadku za takową uzna. A zaraz potem, kiedy nastolatka dowie się o wszystkim, o czym będzie musiał ją powiadomić… Na samą myśl ledwie udawało mu się zachować resztki powagi.
                Usłyszał pukanie do drzwi. Wstrzymał oddech i przez malusieńką dziurkę w drewnie spoglądał na smukłą sylwetkę kamerdynera, który pchał przed sobą wózek inwalidzki. Przez chwilę podziwiał wrzosowy odcień włosów dziewczyny siedzącej na zaopatrzonym w koła fotelu, przyznając, że w kojącym blasku świec wyglądały niezwykle zjawiskowo. Lubił fiolet, ten kolor zawsze dobrze mu się kojarzył. W przeciwieństwie jednak do Sutcliffa nie uważał, żeby barwa była czymś tak istotnym, by długimi miesiącami przeżywać taką drobnostkę, jak zmiana koloru włosów jakiegoś śmiertelnika. A może to dlatego, iż osobiście Grabarz uważał, że w tym kolorze Elizabeth wyglądała lepiej? Doskonale podkreślał jej bladą cerę, nadając całej powierzchowności nastolatki chłodnego wyrazu, który z kolei doskonale oddawał jej stosunek względem znacznej części społeczeństwa. Nie podobała mu się, oczywiście, w kontekście romantycznym ani tym bardziej seksualnym – był na to zbyt stary, ona zbyt młoda, poza tym przyszłość, jaka miała w niedługim czasie ponownie splątać nici ich losu, była już i tak zbyt pogmatwana, by dodawać do niej kolejny supeł.
                – Undertaker? Jesteśmy – oświadczył Sebastian, rozglądając się po wnętrzu zakładu. – Znowu to samo… – dodał po chwili, posyłając hrabiance porozumiewawcze spojrzenie.
Podszedł do jednej z trumien, otworzył wieko i wyciągnął grabarza za ubranie.
                – Dzień dobry – zaświergotała niebywale radośnie szlachcianka, uśmiechając się do zaskoczonego mężczyzny.
                – Tak od razu? Mogłeś chociaż poudawać, kamerdynerze – burknął niezadowolony grabarz.
Strzasnął wygniecione ubranie i odchrząknął ciężko, a potem powiódł wzrokiem po dwójce gości, skupiając spojrzenie na dwóch pokrytych gipsem nogach dziewczyny.
                – Widzę, że sobie nie pobłażałaś, panienko – zakpił, dostrzegając wybrudzone podeszwy opatrunku.
Bez problemu można było zauważyć, że – mimo kalectwa – hrabianka usilnie starała się poruszać samodzielnie. Wprawdzie Sebastian wspominał o tym grabarzowi, jednak ten sądził, że nieco wyolbrzymiał sprawę, dając się ponieść emocjom. Okazało się jednak, że w jego słowach nie było ani odrobiny hiperbolizacji. Na samą myśl o heroicznych wyczynach nastolatki mężczyzna zaczął chichotać pod nosem i trząść się, ilekroć próbował ów chichot stłumić.
                – Nie sądziłeś chyba, że zamierzam leżeć i użalać się nad sobą, jak jakaś wątła księżniczka? – odparła obruszona Lizz, nieznacznie nadymając policzki.
                – Ależ skąd. Doskonale wiem, jaka jesteś silna, panienko. Szczególnie, gdy u twego boku nie było jego – odparł siwy mężczyzna, podbródkiem wskazując demona.
Elizabeth zmarszczyła brwi. Słowa grabarza brzmiały niezwykle podejrzliwe. Skąd mógł wiedzieć, co się z nią działo pod nieobecność Sebastiana? Nie pamiętała, by się z nim widywała. W ogóle nie pamiętała, by widywała się z kimkolwiek. Nie rozwiązywała spraw, praktycznie nie wychodziła z domu. Więc jakim cudem on mógłby cokolwiek o niej wiedzieć?
                – Skąd o tym wiesz? – zapytała sucho, lustrując wzrokiem wnętrze pomieszczenia, póki nie dostrzegła czegoś niepokojącego.
Na jednej z półek za trumną, która pełniła funkcję biurka, pomiędzy szklanymi butelkami wypełnionymi kawałkami ludzkich ciał zalanymi formaliną leżał kwiat. Dokładniej – róża o czarnych płatkach. Taka sama, jak te, które widywała co jakiś czas przez wszystkie miesiące, kiedy porzucona przez demona snuła się korytarzami swej rezydencji.
                Grabarz zauważył, na czym spoczął wzrok jego gościa. Właściwie specjalnie zostawił roślinę w tym właśnie miejscu, licząc na to, że sytuacja potoczy się w taki waśnie sposób. Chciał w końcu zdradzić dziewczynie przyczynę swojego postępowania. Wiedział bowiem, że interesowała się tymi dziwacznymi prezentami. Nie bez powodu zwracała na nie taką uwagę. Zapewne chciała teraz wiedzieć, co nim kierowało. Jaki miał cel? Był ciekaw, jak bardzo czuła się oszukana, żyjąc dotąd w przeświadczeniu, że symboliczne prezenty zostawiał jej Sebastian.
                – Widzę, że odkryłaś mój mały sekret, hie hie – zaśmiał się shinigami.
Po chwili znalazł się tuż przy szlachciance, pochylając się nad nią, i z niezwykle bliskiej odległości przyjrzał się jej wyrazowi twarzy. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale zdążyła przywyknąć do dziwnych zachowań Undertakera na tyle, by podchodzić do nich ze względnym spokojem. Uśmiechnęła się kpiąco i odparła:
                – Dokładnie tak, jak oczekiwałeś – odpowiedziała spokojnie. – Dlaczego?
                – Cóż, skoro pytaaaaasz… – jęknął przeciągle, udając niedostępnego.
Elizabeth zaśmiała się pod nosem. Pozytywne nastawienie do sprawy zabiegu miało na nią ogromny wpływ. Rozbawiło ją głupawe zachowanie mężczyzny, chociaż doskonale wiedziała, że jeszcze tydzień temu prawdopodobnie usiłowałaby podnieść się z wózka i udusić go gołymi rękami.
                – Pomyślałem, że skoro twój demon cię opuścił, przypomnę ci, że wasz kontrakt dalej obowiązuje. Poza tym, to było zabawne. Twoja mina, kiedy nie wiedziałaś, co się dzieje. Żałuj, że sama siebie nie widziałaś! – wyjaśnił i momentalnie wybuchł śmiechem.
Jednak ani Lizz, ani Sebastianowi nie udzielił się jego rechot. Michaelis był zniesmaczony zachowaniem żniwiarza. Po pierwsze dlatego, że bawił się tragedią jego ukochanej, a po drugie dlatego, że zupełnie otwarcie przyznał, iż zna jego prawdziwą tożsamość. Wydawało mu się, że uzgodnił z Grabarzem, iż powiedzą jej o tym w delikatniejszy sposób. Mógł się jednak spodziewać, że ten wymyśli coś, co jak zwykle nada sprawie nieco kuriozalnego wydźwięku. I doskonale mu to wyszło. Hrabianka patrzyła na niego tępo, z lekko rozchylonymi wargami. Przez moment kamerdyner miał wrażenie, że z zaskoczenia przestała oddychać. Nawet nie drgnęła, jakby zupełnie skamieniała. Ocknęła się dopiero, gdy shinigami przestał tarzać się po podłodze, spazmatycznie drżąc z rozbawienia.
                – Undertaker… – zaczęła półszeptem nastolatka. – Skąd ty wiesz o Sebastianie?
                – Jak to skąd? Jestem… – zaczął, lecz trzask tłuczonego szkła przerwał mu wpół słowa.
Grabarz i Elizabeth spojrzeli na demona, którego oczy lśniły groźnie soczystym szkarłatem. Kamerdyner oddychał głęboko, a po jego dłoni spływało kilka strużek krwi. Zdenerwowany zachowaniem boga śmierci, zgniótł trzymany w dłoni słój z ciastkami, które przygotował dla siwego mężczyzny w podzięce za podjęcie się pomocy jego pani.
                – Sebastian. Co ty wyprawiasz? – skarciła go Lizz. – Natychmiast to posprzątaj.
Demon spojrzał na nastolatkę, uspokoił się nieco i skinął głową, po czym jednym, nonszalanckim ruchem ręki sprawił, że potłuczony słoik wrócił do swojego poprzedniego stanu. Kiedy skończył, poczuł na sobie ciężki wzrok dziewczyny. Patrzyła na niego groźnie, sugerując, że wciąż jest coś, co powinien zrobić. Rozumiał doskonale, ale wcale nie miał ochoty płaszczyć się przed bezczelnym żniwiarzem. Przez chwilę walczył ze sobą, lecz w końcu uległ, tłumacząc sobie, że robi to dla dobra ukochanej.
                – Proszę wybaczyć, moje zachowanie było niedopuszczalne – wycedził przez zęby, klękając przed rozbawionym Grabarzem.
                – Undertaker, dokończ, co zacząłeś mówić – nakazała szlachcianka.
Sebastian chciał zaoponować, ale nie musiał nawet zerkać w stronę kontrahentki, by wiedzieć, że w tej sytuacji nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Mimo że wciąż nie zdecydowała, wciąż kazała mu czekać, wciąż go poniżała… Nie mógł zrobić nic, bo tylko posłuszeństwem miał szansę wrócić w jej łaski. Nie zamierzał jednak być potulny jak baranek. Na razie przełknął swą dumę, uciszył buzującą wściekłość, ale przysiągł sobie, że – kiedy tylko grabarz nie będzie im już potrzebny – zemści się za jego karygodne zachowanie, w sposób tak subtelny, że ten nie będzie miał nawet pojęcia, co będzie przyczyną jego cierpienia.
                – Mówiłem, że znam tożsamość twojego służącego, panienko, ponieważ jestem jednym z bogów śmierci. Właściwie jednym z lepszych – wyjaśnił dumnie Undertakter, szczerząc zęby, niczym kot z Cheshire.
                – Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześniej? – zapytała racjonalnie szlachcianka.
                – Nie pytałaś, panienko – wtrącił się Sebastian, na powrót odzyskując pewność siebie i godność właściwą demonicznemu kamerdynerowi.
Elizabeth nie odpowiedziała. Nie wiedziała, co właściwie powinna powiedzieć. Poznanie prawdziwej tożsamości grabarza, chociaż nagłe, nie było wcale szczególnie zaskakujące. Tak naprawdę doskonale tłumaczyło wszystkie dziwne sytuacje, w których Undertaker brał udział. Również relacja pomiędzy nim a Sebastianem wydała się hrabiance dużo bardziej przejrzysta. Nikt, oprócz pracownika zakładu pogrzebowego, nie zwykł zwracać uwagi na kamerdynera. Zazwyczaj ludzie taktowali go jako część tła, jednak z Grabarzem było inaczej. On zawsze patrzył na Michaelisa w specyficzny sposób, odzywał się do niego – często używając niejasnych nastolatce przenośni – a i sam demon zdawał się reagować dużo swobodniej niż robił to przy innych ludziach, z którymi spotykał się wraz z dziewczyną. Nie w pełni to rozumiała, ale teraz – kiedy poznała tożsamość Grabarza – wszystko ułożyło się w przejrzystą całość. Nie wiedziała tylko, co takiego zabawnego dla boga śmierci było w podrzucaniu jej kwiatów, które mylnie sugerowały, że Michaelis wciąż o niej pamięta. Nie zamierzała jednak dopytywać, bo znała siwego mężczyznę na tyle dobrze, by wiedzieć, iż jego kolejne wyjaśnienia jedynie bardziej ją zdezorientują. Musiała pogodzić się z faktem, że po prostu go to bawiło i uznać go za wystarczająco logiczny. 

5 komentarzy:

  1. Oki, przybywam. Ratujesz mi życie w sumie, bo umieram. Z nudów. Będzie krótko, no bo na lekcji. Wymowne spojrzenie pani, bo od dwóch godzin jej lekcji rb wielkie nic.
    Wieeęc~ gdzieś tam Ci w "kończąc" "c" uciekło. No i nie wiadomo, co poprawił siwy Undertaker. To tyle z tego, co mi się w oczy rzuciło.
    Miły, aż stereotypowo uroczy dziadzio. No i supi, że się pojawił. Tylko, co Ty mu biednemu zrobisz (wg świętej zasady, że nic nie jest przypadkiem, a ja mam złe przeczucia co do osób, które lubię od początku). No i wiesz, moje typowe jaranie się tracącym kontrolę Sebą.
    Reakcja Lizz moim zdaniem całkiem taka... No. Właściwie takiej się spodziewałam po tej "dawnej" Lizz, sprzed Sebowego zamieszania. Więc no, żeby nie była to tylko kwestia dobrego humoru, to proszę ją jeszcze na nogi postawić i bd git. Chociaż z bajkowego hepi endu... Nie zawiodę się, jeśli z tych tajemniczych obrzędów z demoniczną krwią bd fajerwerki. Noooo, to chyba wszystko, jeśli wyłączyć fakt, że się szczeżyłam do telefonu jak głupia na "widok" zachowania Underka. Tak, nauczycielka jest albo ślepa, albo... Nie wiem, po prostu ma mnie w poważaniu. Pozdrowienia dla kota z Cheshire :")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha. Umilam lekcje już od ponad roku xD. Nie ma to jak pomoc na nudnych zajęciach :P.
      No Lizz jest podekscytowana i wraca trochę do dawnej siebie - ciekawe czy jej tak zostanie. A Sebusia tracącego nad sobą kontrolę też lubię. Bo jest taki... mrau xD.
      W ogóle to jest cudowne, że dodaję nową postać i wszyscy tylko się zastanawiają: kiedy umrze, co zrobi złego, jak bardzo namiesza.
      Jakbym nie mogła stworzyć miłego dziadka po to, żeby był miłym dziadkiem! Ten Wasz brak wiary... xD.
      Nie no, żartuję :P.
      Mam nadzieję, że wytrwasz do końca lekcji :*.

      Usuń
  2. Siwy mężczyzna odrzucił za plecy opadające na kolana, i chichocząc pod nosem, schował się za wiekiem jednej z trumien. - magiczne te włosy, znikają kiedy chcą. Dobrze, że jestem domyślna.
    poczcie humor podobał się młodej hrabiance.
    - beta miała przerwę techniczną.
    Więcej błędów nie wpadło mi w oko.
    Hoehiehiehie xd budujesz akcję, trololollo, co tu Seba nie obiecał dla Grabarza, a Lizz ma reakcję typu: No ale co z tego? I to mnie najbardziej rozbawiło. To ich- Undziowe- będzie śmiesznie i Sebciowe - Będzie strasznie.
    Ja chcę operacji, daj mi operację, a nie, to nie będzie zdjęć xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Dojdziemy i do operacji.
      A ja ostatnio jakoś nie mogę się skupić na becie - nie wiem, o co chodzi TT_TT.
      Ale grunt, że Cię rozbawiło. O tym rozdziale w zasadzie nawet nie ma specjalnie co mówić. Poza tym jednym komizmem on tylko zapowiada nowe rzeczy i wogle jakoś tak bleee xD. Wolę pisać o emocjach, akcji, piekle - takie jak te sprawiają mi przyjemności. Sądząc po długości komcia, podzielasz moje zdanie :P.

      Usuń
    2. No bo nie ma w zasadzie o czym pisać. W zupełności podzielam.

      Usuń

.