wtorek, 12 kwietnia 2016

Tom IV, XI

Rozdział był betowany na wykładach, bo spałam w nocy tylko trzy godziny i wiedziałam, że po powrocie z zajęć już w ogóle nie będę się do tego nadawała. Więc jeśli znajdziecie jakieś błędy albo randomowe wstawki na temat bibliotek, prawa autorskiego, marketingu albo innych dziwactw, których ewidentnie być nie powinno, to mi je wypiszcie, jak już skończycie się śmiać xD. 
Serio, nie wiem, co tam za dziwactwa mogą być, ale liczę na to, że jednak niczego nie ma. 
Ostatnie notki mają więcej wyświetleń. Podoba mi się ta tendencja, oby tak dalej. Od razu chce się pisać, kiedy liczby rosną <3. Szczególnie komuś z nerwicą natręctw bardzo ukierunkowaną na liczby xD.

Dobrze. Miłego czytania :*.


===========

                Od kilku godzin na terenie zamku panował straszny gwar. Zabiegani służący krążyli pomiędzy kolejnymi pomieszczeniami, wypełniając powierzone im obowiązki. Jedni ozdabiali korytarze kwiatami, inni rozkładali dywany, jeszcze inni dbali o utrzymane w fioletowo-błękitnej tonacji dodatki. Demony z sekcji dekoracyjnej były niezwykle zgrane, wymieniały się, uzupełniały nawzajem i przechodziły jak burza przez komnaty, pozostawiając po sobie doskonale wyglądające wnętrza, zaaranżowane dokładnie tak, jak zaprojektowała je Enepsignos. Przyszła królowa pragnęła, by każda stopa ogromnego zamczyska informowała o tym, co się w nim dzieje, przy okazji emanując niesamowitym splendorem. Połączenie koloru jej skóry z fioletem – jedną z barw, w której najczęściej można było spotkać na zamku nowego króla – dopełnione czernią onyksu tworzyło w jej odczuciu doskonałą mieszankę, której oczywisty przekaz cieszył jej oczy i wywoływał uśmiech na twarzy.

                Eni miała mało czasu, by zorganizować koronację, a co dopiero koronację i ślub na raz. Wobec tego postanowiła zorganizować wszystko w tym samym pomieszczeniu, za jednym razem, dostosowując wystrój tak, by odpowiadał obu tym podniosłym wydarzeniom. Sala tronowa zmieniła się więc w salę koronacyjno-ślubną, spowijająca ją mgła zrzedła nieco, odsłaniając skryte na co dzień ściany, a na lampach i żyrandolach zawisły dekoracje oraz kwiaty zerwane z ogrodu na dachu zamku. Demonicy zależało na tym, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. W końcu nie co dziennie bierze się ślub ze świeżo koronowanym królem, na dodatek będącym jej największą miłością od niepamiętnych czasów. Dalej nie mogła w to uwierzyć. Spełnienie marzeń wydawało się zbyt surrealistyczne, by mogło być prawdziwe, a jednak ilekroć sprawdzała, czy nie śpi, okazywało się, że była świadoma i wszystko było rzeczywistością. Nawet gdyby był to sen, Enepsignos uznała, że chciałaby pozostać w nim na zawsze.
                Do sali tronowej weszło kilku służących, niosąc ze sobą podłużne stoły z czarnego kamienia. Zaraz za nimi poczęli wchodzić kolejni, obładowani krzesłami. Jeden z demonów podszedł do błękitnoskórej kobiety, klęknął się przed, po czym podniósł się i wskazał dłonią podwładnych.
                – Tak, jak prosiłaś, pani, przynieśliśmy stoły i krzesła. Gdzie chciałabyś, żebyśmy je postawili, wasza wysokość? – zapytał uniżenie, łechtając ego kobiety, zwracając się do niej królewskim tytułem.
Ta rozejrzała się i przez moment wybierała w wyobraźni najlepsze spośród kilku rozstawień, które przyszło jej do głowy. Uznała, że najlepiej będzie ustawić krzesła w czterech rzędach, a stoły podsunąć do ścian, by tuż po ceremonii koronacji i zaślubin zwyczajnie przenieść zastawione jedzeniem blaty pomiędzy rzędy, tak by goście nie musieli usuwać się na bok, a jedynie nieco rozsunąć zajmowane siedziska.
                Służący skinął twierdząco głową i wydał polecenia podwładnym, którzy w mgnieniu oka uporali się z meblami, ustawiając je dokładnie tak, jak wyobraziła to sobie przyszła królowa. Enepsignos z aprobatą skinęła głową i uśmiechnęła się pod nosem. Potem stanęła na środku pomieszczenia, pomiędzy dwoma środkowymi rzędami krzeseł, i spojrzała w stronę tronu. Machnięciem ręki odsunęła go w tył, szurając nogami siedziska po błyszczącej posadzce. Zajmowane przez niego dotąd miejsce miała zająć scena, na której odbędą się uroczystości. Demonica przyzwała służącego i wyjaśniła mu, co chciała by zobaczyć i jak dokładnie miało to wyglądać, całkowicie zdając się na mężczyznę, który – chociaż nie znała go nawet z imienia – okazał się niezwykle kompetentny i dotąd zdołał tak dyrygować zespołem pracowników, że wszystko spełniało wymagające kryteria narzeczonej króla piekieł.
                Wydawszy dokładne instrukcje, Enepsignos opuściła salę tronową, kierując się do swoich apartamentów, gdzie kilkanaście służek harowało w pocie czoła, by uszyć kreację odpowiadającą standardom przyszłej królowej. Projekt sukni powstał zaledwie dziesięć ludzkich godzin temu i mogło się wydawać, że stworzenie go nie zajęło demonicy zbyt wiele czasu, lecz prawda była taka, że odkąd tylko Sebastian wręczył jej pióro, w głowie kobiety zaczął powstawać obraz idealnego ubrania, w którym na oczach wszystkich poddanych zwiąże się poprzez małżeństwo ze swym ukochanym,  udowadniając tym, którzy szydzili z niej od wieków, że słowa błękitnej demonicy nie były jedynie pustymi mrzonkami, a nieopisany trud włożony w dążenie do celu wreszcie się zwrócił. Nie mogła doczekać się chwili, kiedy jako świeżo upieczona królowa spojrzy z podwyższenia wprost w oczy wyniosłego Azazela, pokazując mu, że przez te wszystkie lata, to ona miała rację.
                – Pani, suknia jest już gotowa do przymiarki – poinformowała jedna ze służek.
Enepsignos skinęła głową i pozwoliła, by dziewczyna zaprowadziła ją do pomieszczenia obok, w którym demonica zaaranżowała na czas przygotowań do ceremonii warsztat szwaczek.
                Wnętrze pokoju wypełnione było skrawkami materiałów, rysunkami, maszynami do szycia, wstążkami, koralikami i szlachetnymi kamieniami mającymi stać się częściami składowymi kreacji, którą przyszła królowa pragnęła, by poddani zapamiętali do końca swych dni. W centralnej części pomieszczenia znajdowało się niewielkie podwyższenie, wokół którego porozstawiano lustra, tak by królowa mogła przyjrzeć się sobie z każdej strony. Kiedy tylko Enepsignos zjawiła się w komnacie, natychmiast podbiegły do niej demonice, rozbierając przyszłą królową z dziennych ubrań i na ich miejsce ostrożnie zakładając niegotową kreację. Po niespełna minucie Eni była gotowa. Suknia prezentowała się tak, jak to sobie wyobrażała, jednak nie obyło się bez kilku poprawek, które natychmiast zaznaczyła główna krawcowa, w przeprosinach kłaniając się przed demonicą niemal do samej ziemi.
                – Wstań i bierz się do pracy – poleciła Enepsi, zrzucając z siebie delikatny materiał.
Następnie podeszła do ściany dzielącej jej apartamenty od komnat Sebastiana. Czule przyłożyła do niej dłoń i westchnęła pod nosem, zastanawiając się nad czymś. Po chwili kazała wszystkim służącym się odsunąć i bez ostrzeżenia uderzyła pięścią w ciemny kamień, który popękał i z hukiem runął na ziemię, tworząc połączenie pomiędzy dwoma kompleksami mieszkalnymi.
                Zadowolona z siebie błękitna demona skinęła na jedną z drżących służek.
                – Idź na pierwsze piętro i powiedz Lewiatanowi, żeby jego ludzie się tym zajęli. Chcę tu mieć szerokie na pół pręta przejście. Zrozumiałaś? – zapytała, groźnie mierząc wzrokiem młodą poddaną.
Ta skinęła głową i odesłana machnięciem ręki pobiegła we wskazane miejsce, by przekazać jednemu z królewskich doradców prośbę jej pani. Enepsignos wsparła dłonie na biodrach i uśmiechnęła się pod nosem. Jak dotąd wszystkie przygotowania szły zgodnie z planem.
                Demonica nie spędziła zbyt wiele czasu w swoim apartamencie. Po kilku minutach kroczyła żwawo korytarzem, by zlecić kolejne zadania pozostałej części służby. Patrząc na nią, mogłoby się wydawać, że przygotowania do ceremonii pochłaniały ją bez reszty, było jednak coś, co zajmowało myśli przyszłej królowej znacznie bardziej. Zatrzymała mijającą ją służkę i wręczyła jej listę zadań, nakazując, aby ta dopilnowała ich wypełnienia, a sama udała się w jedno z najmroczniejszych miejsc w całym zamku – do gabinetu Anasiego. Musiała dowiedzieć się, czy demon zdołał odnaleźć sposób, by przechytrzyć anioły. Odkąd Sebastian opuścił piekło, była u ekonomisty już kilka razy, jednak za każdym słyszała dokładnie to samo. „Wciąż bez zmian, moja pani” powtarzał cierpliwie Anasi, za każdym razem z coraz większym trudem zmuszając się, by brzmieć uprzejmie. Namolność kobiety zaczynała doprowadzać go do szału. Rozumiał jednak jej pobudki i dlatego w dalszym ciągu – choć każąc jej czekać coraz dłużej przy każdej kolejnej wizycie – otwierał przed nią wrota, raczył ją krwią i spokojnie tłumaczył to, co dla obojga było oczywiste: nie da się znaleźć kruczka w tak drobiazgowej umowie w zaledwie kilka ludzkich dni. Może, gdyby doradca miał więcej czasu, udałoby mu się odnaleźć jakiś sposób.
                Spokój w samotni informatora zaburzyło uciążliwe pukanie. Demon westchnął ciężko i nonszalancko machnął ręką, wprawiając w ruch zaklęte zapadnie ciężkich drzwi. Kiedy te ustąpiły, w progu ujrzał błękitne bóstwo odziane w półprzezroczystą, wyciętą przy prawym udzie kreację. Enepsignos wkroczyła pewnie do pokoju i zajęła miejsce na fotelu naprzeciwko ekonomisty, nie reagując już nawet, kiedy pokój spowiła transparentna powłoka wygłuszająca.
                – Anasi… – zaczęła, lecz mężczyzna uciszył ją, delikatnie unosząc dłoń.
Uśmiechnął się najcieplej jak tylko był w stanie i sięgnął po spiralną butlę pełną krwi, ozdobioną etykietą opatrzoną oznaczeniem rocznika 1348. Enepsignos westchnęła ciężko, ale nie odezwała się, póki demon nie wręczył jej kieliszka. Upiła odrobinę metalicznej cieczy i odstawiła naczynie na blat, zastanawiając się, jaki przekaz mogła nieść ze sobą skażona krew.
                – Udało ci się czegoś dowiedzieć? – zapytała w końcu drżącym głosem.
                – Pani… Rozumiem, że się denerwujesz, jednak w obecnej sytuacji nie mogę powiedzieć ci nic więcej. Cały czas pracuję nad znalezieniem jakiegoś niedociągnięcia w umowie. Wydaje mi się jednak, że gołębie przygotowywały ją już od bardzo dawna. Wszystko jest doskonale dopracowane i nie widzę żadnego wyjścia… – odparł smętnie demon, spoglądając w oczy zdenerwowanej kobiety.
                – W takim razie szukaj dalej – warknęła Enepsignos, nerwowo zrywając się z fotela. – I przestań podrzucać mi jakąś dziwaczną krew. Te twoje ukryte przekazy ani trochę mnie nie bawią! Nie drwij ze mnie!
                Anasi wysłuchał w spokoju krzyków przyszłej królowej. Nie miał jej za złe uniesienia. Potrafił zrozumieć, jak się czuła, chociaż jemu podobne emocje były zupełnie obce. Znał je z prowadzonych przez siebie zapisów, obserwował oczami wiernych informatorów, jednak nigdy nie zaznał żadnej z nich na swojej skórze. Cenił sobie całkowitą wolność od splugawionego dziedzictwa przodków, pozwalała mu patrzeć na wydarzenia z zupełnie innej perspektywy i dostrzegać to, co niedostrzegalne dla tych, którzy chełpiąc się brakiem jakichkolwiek uczuć, nie zauważali jak są w nie bogaci. Cała obojętność, z której słynęły dzieci ciemności, tak naprawdę była jedynie ułudą podszywaną stuleciami oszukiwania samych siebie. W rzeczywistości coś, co raz zostało splugawione, nigdy nie mogło odzyskać pierwotnego stanu. On był nielicznym wyjątkiem; jednym z żyjących u boku kreatury, która na zawsze odmieniła mentalność demonów. Czasem bawiło go to, jak wszyscy wokół doskonale udawali, że są pozbawieni jakichkolwiek emocji. Sam Belial, w obawie o utratę kontroli nad piekłem, stworzył siejący propagandę kodeks, który upewniał łatwowierne istoty o chłodzie ich serc. W rzeczywistości jednak były król starał się jedynie podtrzymywać zaszczepiane w poddanych od małego kłamstwo, które rosło wraz z nimi przez całe życie – tylko dzięki temu udawało się wmówić poddanym, że nie czują. Samo nawet rozmawianie o wzajemnych emocjach było surowo zakazane pod groźbą okrutnej karty – często gorszej nawet od śmierci, chociaż to ta wydawała się ostatecznością.
                Gdy Enepsignos skończyła wyżywać się na niewinnym demonie, opadła zrezygnowana na fotel i dopiła resztkę krwi, po czym zaczęła wpatrywać się pustym wzrokiem w szkarłatne zacieki na cienkim szkle.
                – Czarna śmierć, najczarniejsza z czarnych… – mruknęła pod nosem, przypominając sobie czasy, kiedy udało jej się spotkać Sebastiana w ludzkim świecie, kiedy wściekły postanowił wyplenić ludzi, rozsiewając wśród nich okropną zarazę.
Podziwiała go. Wówczas po raz kolejny upewniła się, że był tym, z którym pragnęła dzielić resztę wieczności. Niepokojący błysk w oczach ukochanego wprawiał serce Enepsi w przyspieszony rytm. Przechadzała się u jego boku pomiędzy tysiącami ciał i setkami nieszczęśników, którzy w okropnych warunkach dochodzili swego żywota. Wraz z nim pożerała dusze, spijała szkarłatną ciecz, napawając się przesiąkniętą piekielnym mrokiem goryczą ich plugawionej krwi. Gdyby tylko mogła, już tamtego dnia związałaby się z nim na zawsze, lecz wtedy myśli Kruka skupione były na czymś zupełnie innym. Nie było w nich miejsca na nią – nic nie znaczącą demonicę, która nie krwią, a ciężką pracą zdobyła pozycję na zamku. Dla niego była nikim więcej niż jedną z setek służących mijanych na zamkowych korytarzach. Los jednak się odwrócił i pięć wieków później to, co wydawało jej się niedoścignionym marzeniem, stawało się rzeczywistością. I właśnie wtedy, kiedy zyskiwała szczęście, traciła je zarazem z woli jakiejś niedorzecznej zachcianki losu.
                – Nie denerwuj się, pani, zrobię wszystko, by znaleźć jakiś sposób na…
                – Przestań już – przerwała Enepsignos.
Podniosła się z fotela i zmierzyła wzrokiem Anasiego, po czym westchnęła ciężko i rozluźniła się zrezygnowana. Krzyczenie na niego nie miało sensu, niczego by nie przyspieszyło. Tak samo jak przychodzenie tutaj. Dlaczego nie mogła się powstrzymać, doskonale wiedząc, że gdyby tylko się czegoś dowiedział, natychmiast dałby jej znać? Irytowało ją to, jak niesamowicie dawała się ponieść emocjom, ale nie była w stanie niczego z tym zrobić. Popełniła największy błąd, dopuszczając do głosu uczucia. Musiała odnaleźć sposób, by się z tym uporać – nie było innej rady.
                – Kruk prosił, żebym ci przekazała, że byłoby mu niezmiernie miło, gdybyś zjawił się na uroczystości – mruknęła przyszła królowa, odwracając wzrok. – Myślę, że powinieneś spełnić jego prośbę. To pierwsza koronacja od… Właściwie od zawsze. Dobrze ci zrobi, jeśli wyjdziesz stąd chociaż raz. Poza tym takie wydarzenie powinno zostać odpowiednio udokumentowane. Zjawiając się osobiście, możesz liczyć na możliwie najbardziej obiektywne sprawozdanie – dodała, wiedząc, że tymi słowami powinna chociaż zmusić demona do przemyśleć.
Doskonale wiedziała, że jego kroniki były jedyną rzeczą, na której ­– poza spokojem i odosobnieniem – naprawdę mu zależało. Ona natomiast chciała, by koronacja jego męża była idealna – dokładnie taka, jakiej pragnął – a skoro w jego wyobrażeniu był Anasi, mogła uciec się do małego kuszenia, by zapewnić ukochanemu jego obecność.
                – Oczywiście, pani, przemyślę to – odparł demon.
Zdjął zabezpieczające pomieszczenie pole siłowe i otworzył drzwi, pozwalając Enepsignos swobodnie opuścić swą samotnie. Kiedy zniknęła, z hukiem zatrzasnął wrota i rozsiadł się wygodnie w fotelu, dolewając do kieliszka kolejną porcję zakażonej dżumą krwi. Obrócił siedzisko w stronę przysłoniętego okna i wyjrzał przez niewielką szparę na dziedziniec. Dostrzegł tam grupkę młodych demonów, potomków mniej znaczących członków rady, które znęcały się nad jakimś biednym, dwugłowym zwierzęciem przypominającym psa. Anasi dopiero po chwili zorientował się, że poddawana torturom istota była zaledwie młodym rasy piekielnych psów, której jeden z przedstawicieli ­– rosły, trójgłowy przewodnik stada –  wieki temu dostał się przez portal na ziemie, zapisując się w ludzkiej historii jako cerber.
                Zwierzę wydawało z siebie rozpaczliwe jęki, nawoływało o pomoc, jednak nie mogło liczyć na pomoc. Wewnątrz murów nie było nikogo, komu los stworzenia nie byłby obojętny. Wręcz przeciwnie. Ekonomista widział kilka postaci majaczących w oknach wyższych kondygnacji zamku, które z zafascynowaniem przyglądały się poczynaniom młodszego pokolenia. Zaiste okrutnym był świat, na którym przyszło im żyć, lecz nikt nie potrafił tego dostrzec. Zresztą czy można było się dziwić? Wychowywani od najmłodszych lat w brutalnych warunkach, otaczani cierpieniem i krwią, deprawowani na każdym kroku, kiedy tylko ich poczynania niebezpiecznie zbliżały się do granicy zła i dobra – nie mieli prawa stać się inni, i innymi stać się nie powinni. Taka była naturalna kolej rzeczy. Od zarania dziejów na świecie panowała równowaga za sprawą sił ciemności i światła i nikomu nie przeszło przez myśl, by stabilny układ zmieniać, choć minęło już tyle rzeczywistości…
                Anasi sięgnął do szuflady sekretarzyka i wyciągnął z niej czystą kartkę. Zamoczył pióro w kałamarzu, i nie odwracając wzroku od grupki dzieci katujących psa, zaczął spisywać dokładnie swoje obserwacje, uznając, że widok ten doskonale nada się, by pokazać, jaką mentalnością odznaczyły się demony na początku nowej ery – ery Króla Kruka. Po cichu kronikarz liczył na to, że nowy władca zmieni ustrój panujący w piekle. Sprawi, że to okrutne miejsce zyska stabilny kodeks prawny oparty na logicznych zasadach, a nie jedynie na widzimisię tyrana i jego kaprysów. Żałował – choć słowo to na wyrost określało stosunek informatora do losów nowego władcy – że potomek Beliala nie będzie miał szansy rządzić piekłem na tyle długo, by wdrożyć nowy ustrój, nim do tronu dobiorą się gołębie. Wprawdzie jedno i drugie zajście nieść miało ze sobą mnóstwo ciekawostek wartych uwiecznienia w opasłych księgach Anasiego, jednak autonomiczność piekielnego królestwa wydawała się lepszym tematem kronik, a samo ich pisanie bardziej chwalebne. Uwiecznianie na papierze dowodów ucisku demonicznego społeczeństwa zdawało się tak nieodpowiednie, że na samą myśl ręka mężczyzny zadrżała lekko, sprawiając, że prawie skaził papier pokaźnych rozmiarów kleksem. Uniknął tego okropnego czynu jedynie za sprawą wiernego pająka, który w ostatniej chwili wypełzł z rękawa jego skromnej, ciemnoszarej szaty, zasłaniając drobnym ciałem drogocenne zapiski swego pana.
                – Dobra dziewczynka. Dziękuję ci – powiedział ciepło demon.
Nadstawił pająkowi palec, a ten wszedł na niego ochoczo i wpełzł z powrotem w jego rękaw. Kronikarz uśmiechnął się, zerkając na ostatnie zapisane przez siebie zdanie i powrócił do kreślenia kolejnych znaków uwieczniających wydarzenia z codziennego życia w piekle. 

3 komentarze:

  1. Twoje posiadanie jest świetne pisz pisz dalej. Bardzo mnie twoje opowiadanie mnie wciąga. Jestem ciekawa co jest dalej wiec kontynuuj

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie fioletowy z niebieskim się gryzie. Ale to tylko moje widzimisię ( albo widzę kruki, bo dlaczego się ograniczyć tylko do niedźwiedzi).
    Taaaaaaak, jestem, bo obiecałam, że przeczytam :)
    Suknia prezentowała sie tak, jak sobie wyobrażała - ale jak? Ja też chcę ją zobaczyć oczyma wyobraźni! Jaki ma kolor, jaki krój... tymczasem jedyne co wiem, to kolor i rozmieszczenie stołów w sali tronowej, co akurat mnie najmniej interesuje. Ale to chyba dlatego, że różnimy się gustami ;)
    Ogółem, dzieje się ciekawa rzecz, bo Eni będzie ( na razie) ostatnią królową Piekła, a mimo tego chce, by poddani ją zapamiętali i zdaje się nie myśleć o sprawie w ten sposób. Przynajmniej przez pierwsze pięć akapitów.
    Rzeczywistość jednostką czasu? Sebastian żył pięć rzeczywistości ( w tym obecna). A może... Rzeczywistość jest okresem panowania poszczególnych władców?
    Jezu, pajączek ratujący przed kleksem <3 Kawaiiiiiiiii kyaaaaaa <3 Ośmiooka dziewczynka <3
    Coś ten rozdział był za krótki. Więcej pytań nie mam, błędów zbytniol nie zauważyłam, bo byłam zajęta pochłanianiem treści.
    Do jutra :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi błękit do fioletu też zbytnio nie podchodzi, ale co się będę kłócić z przyszłą królową? Królowa lubi - królowa ma. Ludzki plebs niech siedzi cicho - dlatego nawet nie sugerowalam zmiany xD.
      Sukienka nie bez powodu jest "taka, jak ją sobie wyobrażała". Masz chcieć ją zobaczyć i masz czekać na to, by zobaczyć ją dopiero weaz z resztą poddanych (i przy okazji musisz czekać, aż ją dokładnie wymyślę i nauczę siè tych wszystkich nazw materiałów i dodatków, które są mi na co dzień twk niesamowicie obojętne, jak dawnej Kate wszystko xD). Ale tak, to zamierzone było :P.
      Rzeczywistość jednostką czasu - już któryś raz zwracasz uwagę na to, że ta Rzeczywistość pojawia się w dziwnym kontekście i za każdym razem jesteś bliżej prawdy xD. Ale jej nie zdradzę. Bo nie. Spoiler alert.
      I zapomniałam dać linka do jednostek miar w Anglii, sle tym razem nie wytykałaś mi stóp, więc jest git xD.
      Do jutra :*

      Usuń

.