piątek, 6 maja 2016

Tom IV, XVIII

W momencie, kiedy to czytania, zakładając, że czytacie w sobotę, ja siedzę na jakichś warsztatach w Łodzi. Wcale mi się to nie uśmiecha, ale nie miałam wyjścia - obowiązek, to obowiązek. No i będę miała ograniczony dostęp do internetu, żeby telefon jakoś wytrzymał cały dzień. Mam nadzieję, że bez cogodzinnych przypominajek o rozdziale, wyświetlenia będą dalej takie ładne, jak zazwyczaj.
Życzę Wam miłej lektury, a sobie brzydkiej pogody, żebym się nie roztopiła na zajęciach :P.

:*

=============

                Grabarz upewnił się, że Sebastian na dobre opuścił jego zakład, a potem odczekał jeszcze kilka minut, nim sięgnął do skrytki pod trumną, by przejrzeć dokumenty. Obawiał się tego, co mógł znaleźć wewnątrz teczki, szczególnie po tym, co spotkało go tej nocy. Reakcja jednego z najbardziej udanych eksperymentów jego życia przewyższyła oczekiwania Undertakera. Najgorsze było jednak to, że nie rozumiał istoty odstępstwa od normy i nie potrafił go kontrolować. Nie znosił takich sytuacji i musiał jak najszybciej dowiedzieć się, co właściwie się stało.
                Usiadł na jednej z drewnianych skrzyń i zaczął przeglądać notatki z badań, wyniki eksperymentów, podsumowania, spostrzeżenia. Wszystkie informacje wskazywały na to, że proces przebiegał zgodnie z planem: uwięzione dzieci, wychowywane przez lata w odpowiednich warunkach, odkryły w sobie drugą naturę, zyskały nadludzką siłę i u większości z nich zaobserwowano rozszczepienie osobowości. Tak przynajmniej twierdzili zatrudnieni przez boga śmierci badacze. On wiedział, że nie było żadnej drugiej osobowości. To, co rodziło się w obiektach, było kwintesencją jego długoletniej pracy. Największa nagrodą, o jakiej mógł marzyć. Udało mu się stworzyć własną armię zmodyfikowanych pionków, których zamierzał wysłać do walki. Pozostał już tylko jeden etap ­– wymuszenie posłuszeństwa. W tym miejscu eksperymenty sprzed kilku lat zawiodły. W konsekwencji nieodpowiednich decyzji z zamknięcia uwolniło się kilka obiektów badawczych, a cała poprzednia załoga naukowców została wyrżnięta z zimną krwią przez jedno z dzieci – dokładniej przez Elizabeth, i jej demonicznego kamerdynera. Tym razem grabarz nie zamierzał dopuścić do powtórzenia błędu z przeszłości. Planował osobiście nadzorować ostatni etap prac, upewniając się, że bestie, które stworzył, będą mu całkowicie oddane.
                Oczywiście nie dało się tego zrobić w ciągu jednej nocy. Mnóstwo nowych badań, eksperymentów, ocen środowiskowych – zakładał, że minie jeszcze kilka miesięcy, nim będzie mógł przejść do realizacji planu swojego życia. Był jednak dobrej myśli, widząc niezwykle zadowalające wyniki, które przyniósł mu Shultz. Jednak wciąż nie był w stanie pojąć, jakim cudem uśpiona osobowość hrabianki zamanifestowała swą obecność podczas rytuału. Niewytresowana, przy swej potędze mogła znacznie zagrozić Undertakerowi, dlatego musiał koniecznie przeprowadzić eksperyment na osobnikach, które nie są mu podporządkowane, by dowiedzieć się, czy istnieje sposób, by wymóc na nich swoją wolę bez wcześniejszego przygotowania. W przeciwnym wypadku, Elizabeth mogła stanowić ogromne zagrożenie dla powodzenia misji grabarza. Mężczyzna nie mógł pozwolić na to, żeby po tylu latach zaprzepaścić wszystko z powodu jednego, drobnego błędu przeszłości.
                Skończywszy przeglądać dokumenty, mężczyzna schował je z powrotem pod podłogę i udał się do piwnicy, by posprzątać po rytuale. Przy okazji zebrał próbki krwi, tkanki i wydzieliny hrabianki pozostałe po przeprowadzeniu zabiegu. Nowe informacje, choć pozytywne, w połączeniu z niespodziewanym zajściem w trakcie rytuału wzbudzały w bogu śmierci niepokój. Najchętniej od razu udałby się do siedziby swej tajnej organizacji. Nie mógł jednak pozostawić zakładu w takim stanie, musiał najpierw doprowadzić piwnicę do porzadku, zatrzeć wszelkie ślady i zadbać o pozory. Zniecierpliwienie niezwykle dawało mu się we znaki, ale próbował je okiełznać, wiedząc, że poświęcił zbyt wiele, by w takiej chwili popełnić jakiś błąd.
                Kiedy piwnica wróciła do poprzedniego stanu i wszelkie ślady po zabiegu zniknęły, Undertaker opuścił pomieszczenie, zabezpieczając je dokładnie i przeszedł do drugiego z podziemnych pokoi, by oddać się kultywowanemu przez ostatnie lata rytuałowi pisania listów. Usiadł przy sekretarzyku i wyciągnął z szuflady kartkę gładkiego, kremowego papieru oraz kałamarz wraz z piórem. Chwycił je w dłoń i zatrzymał tuż nad szyjką buteleczki, zastanawiając się, od czego zacząć sprawozdanie do zmarłego hrabiego Phantomhive’a.
Drogi chłopcze,
Zgodnie z twoją wolą, a może raczej: z wolą losu, przeprowadziłem zabieg, który złamał prawa wszystkich istniejących światów. Dokonałem tego zgodnie z tym, co przewidziałeś. Nie obyło się bez komplikacji, sądzę jednak, że byłeś ich świadom, a nie wspomniałeś o nich jedynie z wrodzonej złośliwości. Nie mam Ci jednak za złe – tak było nawet zabawniej. Podkreślam to słowo, byś miał świadomość, że niebezpośrednio, ale odebrałem swoją nagrodę. Zyskałem dziś pewność, że moje dążenia zmierzają w dobrą stronę. Sądzę również, iż powoli zaczynam domyślać się, czemu uznałeś, że nie uda mi się osiągnąć celu. Ta dziewczyna… Elizabeth. Cokolwiek żyje w jej wnętrzu, posiada ogromną siłę. Kamerdynerowi wydaje się, że ją okiełznał; ach, gdybyś widział zdziwienie malujące się na jego twarzy, kiedy szepty zyskały fizyczną formę, nie pozwalając mu zbliżyć się do ciała ukochanej – umarłbyś ze śmiechu!
                Te istoty muszą być pod ścisłą kontrolą. To, co robię, przeczy wszelkim prawom natury. Zniekształcone potwory, ich chore osobowości i zakrzywione postrzeganie, które wykształciło się w procesie kreowania ich jestestwa – sprawiają, że pozostawione samym sobie mogą stać się maszynami zagłady, zdolnymi wytłuc wszystkich w ludzkim świecie. Jestem nawet przekonany, że poradziłyby sobie z aniołami. Dlatego właśnie sądzę, iż założyłeś, że Twój wierny sługa okiełzna to, co siedzi wewnątrz dziewczyny, a ona stanie się, w niezwykle ironiczny sposób, przyczyną mojej porażki. Jednak nie pomyślałeś o tym, że jego uczucia do tego ludzkiego dziecka znacznie osłabiły to, za co tak go ceniłeś. Stał się słaby, wadliwy; pozwala, by emocje przejmowały nad nim kontrolę. Ktoś taki nie zasługuje już na miano Czarnego Kamerdynera – Siejącego Śmierć Cienia, który kroczył wiernie u boku Psa Jej Królewskiej Mości. Tamte czasy minęły już dawno. Po demonie, którego znałeś, została jedynie piękna twarz. Pusta skorupa wypełniła się gorszącą jego gatunek obrzydliwością, lecz on przyjął ją z otwartymi ramionami, gloryfikując i pielęgnując ją w sobie niczym kwiat. Żałosne i obrzydliwe.
                Właśnie dlatego czuję, że w ostatecznym rachunku będę górą. Pokonam cię, a kiedy osiągnę swój cel, na zgliszczach tego, co zostanie po tym padole, postawię ci pomnik, by zawsze pamiętać o twarzy tego, który uniósł się dumą, zwiastując moją porażkę.
                A na razie opowiadam Ci jedynie o tym, co mnie spotyka, byś mógł porównać moje zapiski z tym, co stanęło przed twoimi oczami. Ciekaw jestem, jak wiele rzeczy nie przebiegło zgodnie z Twoim zwiastowaniem. Los wiecznie się zmienia, Ty zobaczyłeś tylko jeden z możliwych scenariuszy. Czy wiedziałeś, że Twój wierny pies zachowa się w ten sposób? Jak bardzo kpiłeś z niego w myśli, kiedy przysięgał Ci swe oddanie po raz kolejny? Ach, naprawdę chciałbym poznać odpowiedzi, i powtórzę się po raz kolejny, ale mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie mi usłyszeć je z Twoich ust.
                Na razie, pocieszając się wizją jasnej przyszłości, wyruszam dopiąć sprawy do końca. Dotarłem do ostatniego etapu, jeszcze kilka miesięcy i jestem pewien, że wreszcie spełnię swoje marzenie. Dziękuję, że swoim istnieniem przyczyniłeś się do mojego zwycięstwa.
Do widzenia, drogi chłopcze.
                Grabarz skończył pisać list, złożył go i wetknął do koperty, którą dołożył następnie do całej kolekcji trzymanych w szufladzie wiadomości do hrabiego Phantomhive’a. Upewnił się, że przekręcił kluczyk w zamku, dodatkowo chroniąc prowadzoną od lat, jednostronną korespondencję, i opuścił swój azyl, kierując się za miasto, do miejsca, gdzie w bólach i ogromnych cierpieniach rodziła się broń, za pomocą której miał wreszcie zdobyć upragniony cel.
~*~
                Londyńskie uliczki nie były najpopularniejszymi miejscami na spędzanie nocy. W rynsztokach spali bezdomni, a w ciemnych zakamarkach czaili się jedynie złoczyńcy, którzy stoczyli się na złą drogę, nie wytrzymując presji życia w miejskiej dżungli. Wszyscy porządni obywatele przebywali w swoich domach, z rodzinami tuż za ścianą, śpiąc snem sprawiedliwego po kolejnym ciężkim dniu. Bogaci kończyli nocne podboje na balach, lub podobnie jak mieszczanie, w objęciach morfeusza regenerowali siły, by przygotować się na podjęcie wyzwań nadchodzącego dnia. W tym zasnutym snem mieście tylko jeden pędzący wóz zaburzał idealny spokój. Sebastian gnał konie, chcąc jak najprędzej dowieźć swoją panią do domu. Znając dobrze jej przyzwyczajenia, nie chciał, by musiała spędzać nawet dzień w miejskiej posiadłości, wobec której nigdy nie żywiła najcieplejszych uczuć. Demon wiedział doskonale, że po takich ciężkich przeżyciach hrabianka pragnęła obudzić się we własnym łóżku, otoczona znajomymi widokami, zapachami i ludźmi, w których odnajdywała zaufanie i wsparcie. Miał w tym również własny cel. Za niespełna dwie godziny w piekle miała odbyć się ceremonia jego koronacji, a potem ślub, który na zawsze połączy nici losu króla i nowej królowej, nierozerwalnym węzłem  małżeńskim. Enepsignos, za sprawą zaślubin, miała zyskać szacunek, na który zasługiwała od dawna, oraz władzę, by pod jego nieobecność oficjalnie móc zarządzać królestwem. Sam Kruk miał obowiązki w ludzkim świecie i wypełniał je najlepiej jak potrafił – pod przykrywką inwigilacji ludzkiego świata w celu odkrycia tożsamości nieznanego przeciwnika. Choć stracił nadzieję, że jego piekielna misja przyniesie skutek, rad był, że wciąż może być przy swej ukochanej.
                Każda chwila, zbliżająca demona do ceremonii, przywodziła ze sobą coraz większe poczucie winy. Zależało mu na Enepsignos. Nie kochał jej wprawdzie tak, jak Elizabeth, ale na przestrzeni wieków pomiędzy nim i błękitną demonicą zakwitło uczucie, które wzmogło się, kiedy błękitnoskóra kobieta zdecydowała się pomóc mu w sięgnięciu po tron. Wiedział, że pewnego dnia przyjdzie mu przyznać się, zarówno przez Lizz jak i przez Eni, do swej podwójnej gry, lecz ufał, że zrozumieją jego pobudki. Umocnienie sytuacji w piekielnym królestwie poprzez małżeństwo było częstą praktyką i mało było w krainie demonów jednostek, które uznałyby jego postępowanie za nieodpowiednie. Nie liczyło się jednak zdanie innych, a jego własne uczucia i obrzydzenie, które czuł do siebie na myśl o tym, że oszukiwał obie kobiety. Chociaż mógł tłumaczyć się przed samym sobą, że przecież żadna nie zapytała go o to wprost, była to wymówka tchórzliwego prostaka, za którego nigdy dotąd się nie uważał.
                Sebastian odegnał od siebie uporczywe myśli, kiedy czoło wozu przekroczyło bramę wjazdową posiadłości Roseblack. Zatrzymał konie i otworzył drzwi do wnętrza karety, subtelnie budząc Frederica. Wziął swoją panią na ręce i ruszył z nią do drzwi rezydencji, prosząc mężczyznę, by odstawił wóz, odprzągł konie i udał się do kuchennego wejścia, skąd jedno z dwójki jego nowych współpracowników zaprowadzi go do kwatery. Potem zniknął za drzwiami i bez chwili zwłoki skierował się do sypialni swej pani, po drodze informując Jeanny, która wyszła mu na powitanie, o obecności Frederica.
                Dotarłszy do pokoju Elizabeth, delikatnie położył ją na łóżku, a potem ściągnął z niej zużyte ubranie. Poszedł do łazienki, przygotował gąbkę, miskę z wodą i kolejne pół godziny spędził na dokładnym zmywaniu z ciała swej pani wszelkich oznak obecności w piwnicy Undertakera. Kiedy skończył, przysiadł na skraju materaca i ostrożnie ujął dłoń kontrahentki, spoglądając na jej twarz. Pogrążona we śnie dziewczyna wyglądała tak spokojnie, że gdyby mógł, nigdy by jej nie budził, aby tylko mogła zaznać wreszcie odrobiny ukojenia. Chciał przy niej zostać, ale obowiązki wobec królestwa były zbyt ważne, by zignorować je z powodu uczuć, a przecież obiecywał sobie, że więcej nie pozwoli, żeby emocje wzięły nad nim górę. Jeśli chciał zapewnić hrabiance bezpieczeństwo, musiał ­– właściwie dosłownie – uratować świat, a to wymagało wielu poświęceń.
                Pożegnał Elizabeth delikatnym muśnięciem czoła ustami i wyszedł z sypialni, zostawiając na etażerce szklankę wody. Zamierzał spotkać się ze służącymi, by opowiedzieli mu o zachowaniu Jamesa i o kolejnych szkodach, które wyrządzili w rezydencji, a on musiał zdać im dokładną relację z przebiegu operacji. Zgodził się, by w imię dobra hrabianki odpowiadać przed dwójką podwładnych, póki dziewczyna nie będzie zdolna samodzielnie podjąć decyzji dotyczącej jego przyszłości. I chociaż wciąż uważał, że uwłacza to jego godności, wobec tego, co miał do stracenia, bycie kontrolowanym przez dwójkę dbających o jego ukochaną osób, nie zdawało się aż tak okropne.
                Demon zszedł na parter i zniknął w mroku korytarza służbowej części budynku. Spod drzwi niezamieszkałej dotąd izby wydobywała się cienka smuga pomarańczowego światła świadcząca o tym, że Frederic zdążył już poznać Thomasa i Jeanny. Oznaczało to, że służący czekali na niego w kuchni. Udał się tam i powitał ich łagodnym uśmiechem, po czym usiadł na krześle, bombardowany spojrzeniami dwóch par oczu podwładnych.
                — Opowiadaj, co z panienką! — krzyknęła Jeanny, nie mogąc znieść dłuższego oczekiwania.
                — Spokojnie, najpierw my mu opowiemy, bo inaczej się tym wykpi — zganił ją Thomas.
Zmarszczył brwi i skrzyżował dłonie na piersi, lecz pozycja ta wprawiała go w dyskomfort, wiec odruchowo sięgnął do kieszeni spodni, w której trzymał paczkę papierosów, i wyciągnął z niej jeden zwinięty rulonik tytoniu. Po chwili wnętrze pomieszczenia wypełniło się rzadkim, śmierdzącym dymem, co spotkało się z pełnym dezaprobaty spojrzeniem kamerdynera, który jednak powstrzymał się od komentarza i przeszedł przez kuchnię, by otworzyć okno. Potem usiadł przy stole i westchnął ciężko, opierając się o drewnianą ramę krzesła.
                — Mówcie więc, co z gościem panienki — poprosił niezbyt uprzejmie, zbyt zmęczony psychicznie, by silić się na zbędne konwenanse wobec dwójki ludzi, która i tak ledwie potrafiła rozpoznać zmianę w jego zachowaniu.
                — Wyszedł z łóżka i przeszukiwał cały dom. Stwierdził, że musisz być potworem i zaczął się szarpać, więc podaliśmy mu lek i z powrotem przywiązaliśmy go do łóżka —wyjaśniła pokrótce Jeanny.
                — Nic nie stłukliśmy — zaznaczył Thomas, nim Michaelis zdążył ponownie otworzyć usta. ­— My powiedzieliśmy ci swoje, teraz czas na ciebie. Opowiadaj jak poszedł zabieg, jak czuła się Lizz, czy wszystko się udało?
                Demo opowiedział podwładnym o przygotowaniach do zabiegu, o nim samym i o powrocie do domu. Wszystko szczegółowo, tak by nie mieli wątpliwości, że mówił prawdę, lecz z pominięciem lwiej części historii. Nie uważał, że wyznanie dwójce niczego nieświadomych śmiertelników, że ich współpracownik jest demonem, a ukochaną panienkę leczył bóg śmierci, używając krwi istoty piekielnej, było dobrym pomysłem. Nie znieśliby tego, poza tym Elizabeth na pewno nie chciałaby, żeby dowiadywali się o tym w najbliższym czasie. Michaelis sądził nawet, że pragnęła zataić przed nimi te niewiarygodne informacje i umrzeć, nie wyjawiając ich. Nie uważał, by był to zły pomysł, jego poprzedni kontrahenci również nie zwykli chwalić się prawdziwą tożsamością demonicznego pomocnika. Choć był kiedyś pewien wyjątek. Młody chłopak, którego Sebastian – wtedy jeszcze noszący inne imię – spotkał na swojej drodze ponad trzysta lat temu, przemierzając azjatyckie tereny. Dziecko chciało od niego tylko jednego: zapewnienia jego rodzinie i wiosce zapasu wody i żywności na cały rok oraz pozbycia się terroryzujących okolicę łotrów. Kiedy Kruk spełnił prośbę kontrahenta, ten wszedł wraz z nim dumnie do wioski i otwarcie oświadczył, kim był jego pomocnik. Mieszkańcy wsi nie uwierzyli mu, dlatego chłopak wydał demonowi rozkaz. Kazał mu pokazać swoje prawdziwe oblicze, co Sebastian z chęcią uczynił, przyprawiając o atak serca ze śmiertelnym stukiem około jednej trzeciej populacji wsi. Od tamtego czasu ani razu nie został poproszony, by wyjawić swoją tożsamość.
                — To wszystko? — zapytała podejrzliwie Jeanny, mierząc demona wzrokiem od stóp po sam czubek głowy. — Wspierałeś ją? Trzymałeś za rękę? Byłeś przy niej przez cały czas?
                — Oczywiście — odparł Michaelis, ciesząc się, że jego odpowiedź była w stu procentach prawdziwa. — Pomyślałem też, by podarować panience prezent, żeby dodał jej otuchy. Wraz z medalionem od pana Jamesa, spełnił swoje zadanie — dodał, uśmiechając się ciepło na wspomnienie zaskoczonego wyrazu twarzy ukochanej, kiedy wręczył jej smoczą łuskę.
                — Co jej dałeś? — zapytał Thomas, uznając brak konkretnego nazwania przedmiotu za coś alarmującego. — No nie gap się tak, tylko odpowiadaj! — ponaglił, czując na sobie ciężar spojrzenia kamerdynera.
                — Imitację smoczej łuski. — Sebastian nakreślił na dłoni kształt prezentu wręczonego Elizabeth i odetchnął z ulgą, widząc, że jego tłumaczenie zdziwiło, ale i przekonało podejrzliwego kucharza.
                — I co, gdzie ta łuska?
                — W kieszeni płaszcza panienki Elizabeth.
                — Chcę zobaczyć — wcięła się Jeanny. — Kiedy do niej pójdziesz, weźmiesz tę łuskę i przyniesiesz ją. Nie uwierzę ci na słowo —wyjaśniła poważnie.
                Demon zauważył  ogromny trud, jaki towarzyszył jej za każdym razem, gdy otwierała usta. Nie chciała traktować kamerdynera w ten sposób, ale dla dobra swojej pani, nie miała wyjścia. Sebastian musiał być przez nich nadzorowany, musiał czuć, że cały czas patrzą mu na ręce, czekając aż popełni jakiś błąd. Musiał starać się ze wszystkich sił, by Elizabeth odzyskała szczęście. Nie było więc miejsca na samolubne zachowania i jak bardzo niechętnie pokojówka podchodziła do zadania, wykonywała je najrzetelniej, jak tylko potrafiła.
                — Powiedz… Bardzo się bała?— zapytała już spokojniej, zaciskając jedynie w dłoni skrawek koronkowego fartuszka.
                — Bardzo — mruknął krótko Sebastian. —Powiedziała mi, że się boi — dodał, by pokazać służącym powagę sytuacji.

4 komentarze:

  1. Znów się migam od komentowania.
    Wiadomo, że trzeba nas potrzymać w niecierpliwości, czy udało się i w jakim stopniu.
    Bardzo się teraz zajarałam wizją wojny Niebo vs Piekło vs Armia Underka vs Lizz xD Z pewnością jedyne tego rodzaju wydarzenie w naszej Rzeczywistości.
    Podczas czytania listu zastanawiałam się czy nagle Undertaker specjalnie przestał używać zwrotów grzecznościowych, wielkich liter i tak dalej. Po za tym, nasz grabarz pełen przekonania nagle zaczął podważać Cielowe przewidywania. Przed chwilą był pewien, że wszystko MUSI się udać, bo Phantomhive tak mówił. A ja nie mam pojęcia, czego się po Tobie spodziewać. Myślenie mi nie wychodzi, więc chyba przestanę.
    Mam nadzieję, że stangret się zostawił wody na ogniu. Dostał posadę, już nie musi wracać do domciu. A co tam, zrobię na tę czekoladę i git.
    Rozmowa ze służącymi. Kurde, sprytny ten nasz Thomas. Chociaż odniosłam wrażenie, że od losu Lizz w tym przypadku interesowało go nie sranie się z Sebastianem ;-; Bardziej rozumiem Jenny, bo ja, po tylukrotnym powtarzaniu o ich oddaniu, bym szalała z niepokoju.
    W tej chwili jednak ważne jest, co jej ten debil dał.
    (Moje wyobrażenia, Thomas:)
    - Taki zajebisty jesteś, to chwal się. Co żeś jej dał?
    - Imitację smoczej łuski.
    - No to urwa zajebiście! Ja też zawsze marzyłem o takiej imitacji! (W tym miejscu wyobrażenie plastikowej, pomarańczowej płytki z dupnym perłowym połyskiem, z prześwitującego plastiku i niewyraźnym napisem u dołu "made in China", kupiona na stoisku obok kościoła <3 Ta wizja sprawiła, że dzień wydał mi się trochę lepszy)
    Undertaker, po całym narzekania na piekielnego pana Sebastiana, docenił jego ładną buzię. Hehe, buzia Sebiego xD Chyba mi gorzej. Dzień jeszcze lepszy :")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Undertaker tylko powiedział dl Ciela po imieniu. Poza tym dalej wszystko pisał ze zwrotami grzecznościowymi i wielkimi literami.
      Reszty nie mam siły komentować. Jestem w Łodzi, spałam trzy godziny, a banda niewdzięcznych czytelników nie docenia mojej pracy. 20 wyświetleń notki. Chyba sobie podaruję kilka kolejnych publikacji, bo wszystkiego się odechciewa.
      Ale dzięki za odzew <3.

      Usuń
  2. Woooow.
    Nie spodziewałam się, że za wszystkim stał grabarz. Nie wiem, po co mu ta armia, ale wychodzi na to, że Ciel padł jego ofiarą. Może dlatego zdołał wszystko rozgryźć, widząc to wszystko od środka. Czyżby Undertaker planował dokonać przewrót, a pozorne niezagrażanie przez bogów śmierci było jedynie idealnym kamuflażem?
    W ogóle, po co grabarz chce wskrzesić Ciela? I byłabym bardzo, bardzo zadowolona, gdyby przegrał. I czemu on traktuje uczucia jak coś gorszego? Nie jest demonem, więc skąd w nim ta nienawiść?
    I... Czy mogę nie skomentować pobudek Sebastiana? Obawiam się, że bardzo by się na mnie zawiódł, gdyby przeczytał je w oryginalnej formie, w jakiej pędziły w moim umyśle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, domyślam się, co myślisz o Sebciu :P. Jezu, boję się w ogóle odpisać, żeby nie wyspoilerować zbyt dużo. Ale to z tym, że nie spodziewałaś się, że to wszystko działania Undertakera to ironia, prawda? Wydawało mi się, że to już od dawna jest oczywiste xDDDD.
      On nie chce wskrzesić Ciela. To znaczy, może i by chciał, myśli sobie, że byłoby fajnie, ale to nie jest jego główny cel ani nic w ten klocki. To coś na zasadzie: jak się uda, to dobrze, ale specjalnie z tego powodu fatygować się nie będę. A po co? No on już o tym parę razy wspominał. Chciałby stanąć ze Ciele twarzą w twarz i zobaczyć jego minę, kiedy hrabia dowie się, że udało mu się wygrać. I chciałby poznać całą prawdę, którą Ciel się z nim nie podzielił, bo przecież też już wspominałam niejednokrotnie, że on nie powiedział mu wszystkiego. I tak, Ciel padł jego ofiarą, można tak powiedzieć, mniej więcej xD. Ale (w sumie to nie spoiler, bo można to znaleźć pomiędzy wierszami w tekście) Ciel wiedział, że umrze zanim stał się jego ofiarą. On wręcz wiedział, że się nią stanie.

      Usuń

.