piątek, 27 maja 2016

Tom IV, XXIV

Jeeeeej! To już dwudziesty czwarty rozdział! Brawo ja! 125 stron tekstu! A fabularnie mam jeszcze mnóstwo rzeczy do opisania w tym tomie. Ale nie martwcie się, dam radę! Mam nadzieję, że Wy dacie radę przeczytać. Chciałabym, żeby wszyscy dotrwali do końca, bo chociaż do niego jeszcze z jakiś rok pisania zapewne, to już wiem, jak ta historia się skończy i mam nadzieję, że z Waszej strony będę mogła liczyć na wiele komentarzy. Szczególnie, że chociaż zakończenie wydaje mi się dobre, wzbudza we mnie mnóstwo sprzecznych emocji xD.
Ale to dopiero za rok, więc spokojnie. Jeszcze się ze mną pomęczycie :*.
Tymczasem oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ostatni miał słabe statystyki i trochę mi smutno :(. Okażcie trochę miłości! :D.

PS Udało mi się przekroczyć magiczne 80 000 wyświetleń. Dziękuję! Chciałabym do końca roku uzbierać 100 000. Mam nadzieję, że sprawicie, że to się stanie możliwe :*. 

Miłego rozdziału :*

=========================

                Pamiętała ten moment. Obudziła się i zapytała demona, co się stało, a on wyjaśnił, że zmęczyła się podczas treningu i straciła przytomność. Nie pamiętała za to płaczu z powodu lisa ani tym bardziej tego, co wydarzyło się potem. Nie wiedziała również, czemu była cała we krwi, ale kręciło jej się w głowie, więc nawet nie zapytała. Sebastian wszystkim się zajął. Zmył z niej brud, przebrał ją i zabrał do domu, chroniąc przed prawdą o drugiej naturze żyjącej w jej ciele. Lecz kiedy Elizabeth patrzyła na niego teraz, to, co wtedy uznała za zwykłe zmartwienie zasłabnięciem, wydawało się dużo głębsze. Nie zdołał na czas poskromić cherlawego dziecka, nie przypominał pewnego, wszechmocnego siebie. Hrabianka nie wiedziała, co właściwie powinna o tym wszystkim myśleć, ale zarówno zachowanie Sebastiana wobec Idy, jak i jej samej, wzbudzało w nastolatce mnóstwo wątpliwości.

                Pozornie mogło się wydawać, że Ida była pozbawiona skrupułów. Mordowała wszystkich, których spotykała na swojej drodze, nie dbając o to, czy byli winni jej cierpienia. Potrzeba zabijania dziewczyny stawała się tak silna, że w amoku atakowała Sebastiana, wiedząc, że w ówczesnym stanie nie miała z nim szans. Mimo tego, nie traciła pewności siebie. Była dumna, bezczelna i wyszczekana. Nie czekała, nie wahała się. Wszystko obmyślała w mgnieniu oka. Im dłużej Elizabeth jej się przyglądała, tym ciężej było jej znaleźć słaby punk swej brutalnej natury. Dopiero kolejne wspomnienie pokazało jej Idę z innej perspektywy.
                Dziewczyna stała nad urwiskiem, w wyciągniętej ręce trzymając kolejnego, Bogu ducha winnego, mężczyznę, którego zamierzała pozbawić życia. Tuż za nią pojawił się Sebastian. Chciał odwieść ją od pomysłu pozbawienia go życia, ale Ida była uparta. Zaczęła na niego wrzeszczeć i wyrzuciła w stronę demona kilka noży, a kiedy ten złapał je w locie, wściekła się i rzuciła nieszczęśnika w dół urwiska, a sama skupiła się na Michaelisie. Była niezwykle szybka. To musiało być wspomnienie z późniejszych czasów, bo była już nieco starsza i odrobinę mniej chuda, a jej ruchy były tak precyzyjne, że demon ledwo odpierał kolejne ataki. Dziewczynie udało się przebić przez defensywę Sebastiana i zanurzyła nóż w jego piersi, szarpiąc nim i w rezultacie dotkliwie rozdzierając pierś bruneta. Pchnęła go na ziemię i usiadła na nim okrakiem, śmiejąc się opętańczo i każąc mu przyznać przed śmiercią, że miała rację. Lizz nie wiedziała, o jaką rację chodziło Idzie, ale w tej chwili to nie miało dla niej większego znaczenia. Zza dziewczyny wyłonił się barczysty mężczyzna. W dłoni trzymał siekierę, lecz zanim zdążył się zamachnąć, Ida zupełnie zapomniała o Sebastianie i rzuciła się na nowego przeciwnika. W tej chwili demon wykorzystał jej nieuwagę i zdołał ją złapać.
                — Więc to jest twoja wada. Nie umiesz się oprzeć! — krzyknęła zwycięsko Elizabeth, uderzając pięścią w rozłożoną dłoń.
Wtedy z ciemności znów wyłoniła się jej kopia.
                — Gdybym nie umiała przestać, byłabyś już dawno martwa. To wina tego kretyna. Powinien był zdechnąć dawno temu, ale nie… — ucięła i zakląwszy pod nosem, kontynuowała: – To jego chciałam zabić najbardziej, ten drugi był tylko po to, żeby udowodnić twojemu kochasiowi, że stać mnie na więcej — burknęła, mierząc hrabiankę wzrokiem.
Wiedziała jednak, że tym jednym zdaniem przekazała Elizabeth zbyt wiele informacji. Musiała coś zrobić. Nie mogła pozwolić, by w podświadomości tej słabej części ich duszy pozostał jakikolwiek ślad po obecności tej myśli.
                — Kiedy mówiłam, że nie będziesz niczego pamiętać, mówiłam poważnie — warknęła i doskoczyła do Lizz, precyzyjnie uderzając rękojeścią sztyletu w jej głowę.
                Hrabianka nie zdołała nawet zareagować. Ida była zbyt szybka. Chociaż obie posiadały to samo ciało, teraz były wewnątrz umysłu, a tutaj, mimo pozornej przewagi szlachcianki, tak naprawdę od początku panował doppelganger.
Cichy dźwięk był ostatnim, co zarejestrowała Elizabeth, nim straciła przytomność i obudziła się z krzykiem, czując, jak wydobywający się z jej ust głos dotkliwie rani podrażnione gardło. Miała nadzieję, że wreszcie naprawdę się obudziła, lecz kiedy się rozejrzała, wokół niej wciąż królowały tańczące w ciemności rozmyte sceny ze wspomnień, zarówno jej własnych, jak i Idy. Lizz podniosła się i powoli zaczęła iść przed siebie, omijając te z obrazów, które przedstawiały najgorsze chwile. Nie chciała więcej oglądać dokonań swojej drugiej natury, miała już dosyć brutalności i cierpienia. Potrzebowała spokoju i koniecznie musiała znaleźć drogę do domu. Ida jednak obmyśliła inny plan. Nie miała pewności, że to, co zrobiła, całkowicie pozbawiło szlachcianką wspomnień o tym, co przypadkiem jej powiedziała, dlatego postanowiła zrobić coś więcej. Planowała zaszczepić w dziewczynie obraz tak emocjonalny, że wyprze wszystko inne, co dotąd widziała. Potrafiła to zrobić. W tym miejscu była panią, mogła dowolnie tworzyć nowe marzenia, wszak ciało, które dzieliła z Lizz, było w stanie śpiączki. Zdecydowała się więc na pokazanie swojej lepszej połowie snu spełniającego jej najgorsze obawy.
                Bez słowa rozłożyła ręce i omotała projekcję swojej słabszej wersji niewidzialną wstęgą. Ściskała ją coraz mocniej, póki szlachcianka ponownie nie straciła przytomności, a kiedy zamknęła oczy, Ida szybko stworzyła w wyobraźni pole bitwy, które zaczęło wizualizować się wokół Elizabeth. Kiedy hrabianka się ocknęła, zobaczyła wojska potworów nadciągających na przeciwników, pośród których stała. Na czele wojsk broniących świata stał Sebastian, ramię w ramię z Michałem, a tuż za nimi szykowały się do boju zastępy demonów, aniołów, a nawet grupa bogów śmierci, których dziewczyna nie spodziewała się ujrzeć. Wszyscy skrzyknęli się w walce przeciwko watasze dzieci, które soczyście czerwonymi oczami wpatrywały się w ofiary, rozszarpując na strzępy wszystko, co stało na ich drodze.
Michaelis wydał rozkaz ataku. Czarne skrzydła zlały się z białymi, niczym porywisty strumień brnąc wprost na przeciwników. Anioły nie zabijały, nie mogły. W końcu te dziwaczne potwory, którymi posługiwał się ich przeciwnik, wciąż były ludźmi. Gołębie nie miały prawa pozbawiać ich życia, więc jedynie ucinały ręce kreatur, pozostawiając oszpecone potwory na pastwę demonów. Jednak taka walka nie była wcale prosta. W jej ferworze ostrza co chwilę zadawały rany sojusznikom. Chociaż początkowo wyglądało na to, że Sebastian i Michał mieli zdecydowaną przewagę, im dłużej trwała walka, tym ich siły słabły. Zdziczałe potwory nie poddawały się ani na chwilę. Chociaż ich kończyny co chwile wzlatywały w powietrze, biegły dalej, korzystając z zębów, niczym zwierzęce drapieżniki rozrywając gardła tych, którzy stawali na ich drodze.
                Elizabeth przyglądała się walce z przerażeniem, krzycząc co chwilę do demona, żeby uważał, ilekroć jedno z dzieci wyskakiwało zza jego pleców. Na szczęście Michał cały czas był obok niego. Bronił Sebastiana, wiedząc, że jeśli władca piekła zginie podczas walki, archanioł nigdy nie zdobędzie tronu. W pewnej chwili jeden z potworów rzucił się na plecy Michała. Sebastian zatrzymał się i uśmiechnął się złośliwie, przypatrując się, jak coś, co właściwie po części należało do jego rasy, wgryzało się w ciało jego odwiecznego wroga, z każdą chwilą wysysając z niego coraz więcej krwi i sił. Gołąb błagał demona o pomoc, jednak ten ostentacyjnie skrzyżował dłonie na piersi.
                — Nie jestem idiotą. Jeśli ci pomogę, zabijesz mnie, a jeśli pozwo… — uciął, czując przeszywający ból w piersi.
Spojrzał w dół i zobaczył swoje sczerniałe serce, bijące w drobnej, szponiastej dłoni. Kiedy potwór zacisnął palce na organie Sebastiana, ten upadł martwy na ziemię.
                Elizabeth zaczęła wrzeszczeć. Dobiegła do demona i próbowała chwycić go w ramiona, napoić go krwią, zrobić cokolwiek, byle tylko się obudził. Jednak jego oczy zgasły, a serce ściekało krwią w dłoni potwora, który zdawał się nie zauważać hrabianki. Po chwili ugryzł trzymane w dłoni mięso, zaśmiał się opętańczo i pobiegł dalej, rzucając się na kolejnego z dowódców.
                — Sebastian! Sebastian, nie! Sebastian! Wstawaj! Ty nie możesz umrzeć! — powtarzała szlachcianka.
Widok śmierci demona zadziałał na nią tak silnie, że nie była w stanie logicznie myśleć. Nie rozumiała, co się dzieje. Przecież dotąd widziała tylko wspomnienia, czym więc było to, co oglądała teraz? Nie umiała tego pojąć, nie chciała, nie mogła. Czuła jedynie, jak całe jej ciało ogarnia niemoc. Jej ukochany, jedyna osoba, której w pełni ufała, umarł na jej oczach, a Lizz nie mogła nawet zemścić się na oprawcy. Wrzeszczała tylko rozpaczliwie, uderzając dłońmi w twarde podłoże, póki nie opadła z sił i zapłakana nie zamknęła oczu, myśląc jedynie o tym, by umrzeć wraz z nim.
~*~
                Michaelis dotarł do bram posiadłości. Zatrzymał się przed nią, poprawił rozwianą fryzurę i upewnił się, że frak jak zwykle leży na nim idealnie, a potem dumnie wkroczył na terem rezydencji, kierując się bocznym wejściem do kuchni. Punktualnie o wpół do jedenastej wkroczył do wnętrza pomieszczenia i przywitał służących, którzy siedzieli przy stole, popijając herbatę i martwiąc się o stan Elizabeth. Jeanny zmierzyła go wzrokiem i wskazała mu miejsce na krześle obok siebie, a kiedy usiadł, zapytała:
                — Gdzie byłeś? Szukaliśmy cię. Nie było cię w sypialni, nikt cię nie widział. Panienka Elizabeth wciąż nie odzyskała przytomności, pan James również — rzekła oskarżycielskim tonem.
                — Rano dostałem wiadomość od jednej z firm współpracujących z panienką Elizabeth. Musiałem zająć się formalnościami, inaczej straciłaby jeden z korzystniejszych kontraktów — wyjaśnił spokojnie, wyciągając z wewnętrznej kieszeni fraka złożoną kartkę, opatrzoną podpisem jednego z francuskich producentów ubrań.
                Wprawdzie sprawę tę załatwił kilka dni wcześniej, lecz wystarczyło zmienić datę na dokumencie i oszustwo stało się zaledwie lekkim naciągnięciem faktów. Sebastian nie chciał kłamać, brzydził się tym, ale były sytuacje, w których zwyczajnie nie mógł postąpić inaczej. Gdyby służący dowiedzieli się, gdzie naprawdę był i co się z nim działo… W najlepszym wypadku odeszliby z pracy, a demon miał świadomość, że Elizabeth nie zniosłaby ich utraty. Chroniąc więc interesu swojej pani, był zmuszony do złamania zasady, którą kierował się w życiu. Na dodatek nie było to ani jedyne, ani największe z jego kłamstw, co dodatkowo go martwiło. Ostatnie lata życia króla piekła, a właściwie ostatnie miesiące, doprowadziły do tak wielu sytuacji, w których nie umiał odnaleźć innego od kłamstwa rozwiązania, że zaczynał zastanawiać się, czy jego działania są słuszne i aby na pewno warte sprzeniewierzania się własnym regułom.
                Jeanny chwyciła kartkę i przyjrzała jej się podejrzliwie, a potem przekazała ją Thomasowi. Mężczyzna jedynie przelotnie rzucił okiem na tekst i oddał dokument Sebastianowi. Zgodził się pilnować zwierzchnika i upewniać się, że wszystkiego jego działania sprzyjają dobru Lizz, jednak kontrolowanie go na każdym kroku wydawało mu się przesadą. Przystał na to jedynie ze względu na pokojówkę, która wyraźnie potrzebowała mieć kontrolę nad sytuacją, by z czystym sumieniem przyznać, że zrobiła dla hrabianki wszystko. Sam kucharz niczego nie pragnął bardziej od tego, by lady Roseblack znów stała się tą samą, dobrą dziewczyną, która doskonale potrafiła ukryć swoje uczucia i dawała sobie radę z przeciwnościami, które na drodze jej życia stawiał los, ale uważał, że o ile ranom na ciele można pomóc, o tyle te na psychice wymagają mnóstwa czasu, by przestać sprawiać ból na każdym kroku. Lizz potrzebowała wsparcia, świadomości, że jej służący są gotowi w każdej chwili jej pomóc, ale przede wszystkim potrzebowała Sebastiana. Jeśli jednak kamerdyner nie potrafił być dla niej tym, kogo pragnęła, nikt nie mógł go do tego zmusić. Hrabianka była zbyt spostrzegawcza, by nabrać się na grę demona. Wobec tego, zdaniem Thomasa, ich rola, jako tych, którzy nadzorują Michaelisa, powinna ograniczyć się do doradztwa i ewentualnego odsunięcia go od nastolatki, kiedy popełni jakiś błąd. Rozliczanie go z każdej godziny nie miało sensu i Jeanny doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W końcu nie raz kamerdyner potrafił zniknąć bez słowa na cały dzień i nikt nie rozdmuchiwał tej sprawy – zwyczajnie nie było takiej potrzeby.
                Sebastian schował kartkę z powrotem do kieszeni i podszedł do kuchenki, proponując, że przygotuje herbatę. Żadne ze służących nie oponowało. Chcieli spędzić z nim trochę czasu, dowiedzieć się czegoś, co mogłoby im pomóc w ocenie jego zachowania i zwyczajnie poobcować ze zwierzchnikiem, którego mimo wszystko darzyli sympatią i sporą doza zaufania.
                — Czy mógłbym odzyskać łuskę? — zapytał Michaelis, podając herbatę do stołu. — Panienka Elizabeth na pewno chciałaby mieć ją przy sobie, kiedy wreszcie się obudzi — dodał, uśmiechając się lekko.
Jeanny skinęła głową i wyciągnęła prezent z kieszeni fartuszka, wręczając go Sebastianowi.
                — Wygląda, jakby była prawdziwa — skomentowała, jeszcze raz rzucając okiem na lśniący kawałek smoczego pancerza.
                — To dlatego, że jest prawdziwa — zaśmiał się kamerdyner, chowając łuskę do tej samej kieszeni, do której przed momentem włożył dokument.
                Przez kolejne piętnaście minut wszyscy troje siedzieli w kuchni, rozmawiając na przyziemne tematy, takie jak lista zakupów, obowiązki, które muszą spełnić oraz menu na resztę dnia. Sebastian przygotował kilka kanapek dla Jamesa i lekką sałatkę dla swojej pani, spodziewając się, że jedzenie nie będzie pierwszym, o czym pomyśli po przebudzeniu. Potem wydał Thomasowi i Jeanny kilka poleceń oraz poprosił, żeby znaleźli jakieś zajęcie Fredericowi. W ciągu najbliższych dni nie zapowiadało się, by dokądś wyruszali, a skoro hrabianka zatrudniła mężczyznę w posiadłości, mimo stanowiska stangreta powinien pomagać również w codziennych obowiązkach.
                Punkt jedenasta demon przekroczył próg pokoju Jamesa. Chłopak leżał w łóżku, przywiązany do jego nóg oraz wezgłowia, i chrapał głośno, próbując się wiercić. Wyglądało na to, że działanie leku usypiającego minęło, a znudzony blondyn skapitulował i postanowił leżeć tak długo, aż ktoś go pożałuje i uwolni. Nie spodziewał się zapewne, że obudzi go kamerdyner przyjaciółki.
Mężczyzna pochylił się nad Jemem i uderzył go w twarz. Kiedy chłopak się ocknął, jego błękitnym oczom ukazał się złośliwy uśmiech Michaelisa.
                —Ty! To ty mnie tak urządziłeś! Nie jesteś normalny! — zaczął się wydzierać, podejmując kolejną próbę wyswobodzenia się z więzów.
                — Proszę się uspokoić, panie James. Panienka Elizabeth wróciła do domu. Obecnie śpi. Kiedy się obudzi i zechce się z panem spotkać, na pewno pana powiadomię — odparł spokojnie kamerdyner, złośliwie uśmiechając się do chłopaka.
Odwiązał jedną rękę blondyna i podał mu szklankę wody, jednak ten ani myślał pić coś, co przygotował dla niego Sebastian. Z całej siły zamachnął się i chlusnął cieczą w twarz służącego. Brunet posmutniał teatralnie i przetarł chusteczką wilgotną twarz.
                — Jaka szkoda, to była jedyna szklanka wody, jaką dla pana miałem — westchnął i przyniósł chłopakowi kanapki. — Jeśli zamierza pan rzucać we mnie również i tym, prosiłbym aby się pan pośpieszył, mam mnóstwo obowiązków — poinformował, nadstawiając twarz.
                Jem kipiał ze złości, słysząc słowa wydobywające się z ust bezczelnego kamerdynera. Podniósł się najbardziej, jak pozwalały mu na to ciasne więzy, i uderzył służącego pięścią w policzek, po czym zdziwiony zorientował się, że Sebastian w ogóle nie zareagował na jego cios. Jakby jego pięść pogładziła skórę mężczyzny niczym delikatne pióro wachlarza zalotnej kokietki.
                — W takim razie życzę smacznego — powiedział Michaelis, kłaniając się delikatnie i stanął nieopodal łóżka, bacznie przyglądając się Jamesowi.
Nie zamierzał opuszczać sypialni, dopóki chłopak nie zje i demon znów nie skrępuje jego ręki. Wiedział, że nastolatek był sprytny, a co za tym szło: mógł stwarzać wiele problemów. Sebastian nie mógł sobie teraz na to pozwolić. Dla jego panienki ważny był spokój. Komfort gościa schodził więc na drugi plan. Jeśli Elizabeth o niego zapyta, powie prawdę, a ona zapewne zrozumie jego postępowanie i wymyśli na poczekaniu sprytne kłamstwo, w które jej przyjaciel uwierzy tylko dlatego, że będzie pragnął jej ufać. Dlatego też demon nie obawiał się o konsekwencje swoich czynów ani o hańbę padającą cieniem na jego reputację idealnego kamerdynera, ze względu na sposób, w jaki był zmuszony taktować Jema.
                Blondyn długo zwlekał ze zjedzeniem posiłku. Po części z chęci zrobienia Michaelisowi na złość, a po części dlatego, że rozsądek walczył wewnątrz niego z głodem. Ostatecznie jednak podstawowe potrzeby wygrał i nastolatek niechętnie spożył kanapki, wspominając służącemu, że jeśli i tym razem go czymś odurzył, to nie puści mu tego płazem. Sebastian w spokoju wysłuchał gróźb, a kiedy Jamie opróżnił talerz, ponownie przywiązał jego rękę sznurem, wcześniej przytwierdzając ją do łóżka w żelaznym uścisku, który wzbudził w przyjacielu Elizabeth kolejne wątpliwości wobec prawdziwej tożsamości dziwacznego kamerdynera. Właściwie, obserwując Michaelisa przez te kilkanaście minut, towarzyszące Jemowi uczucie niepokoju jeszcze bardziej się wzmogło. Był pewien, że z tym służącym było coś nie tak i zamierzał odkryć prawdę, nawet jeśli Elizabeth miałaby mu to za złe.
                — Zostawiam pana. Proszę na siebie uważać. Zalecałbym, by nie opuszczał pan łóżka — mruknął na odchodne Sebastian i skłoniwszy się po raz wtóry, opuścił pokój nastolatka.
                Zerknął na zegarek. Do południa miał jeszcze pół godziny, ale nie zamierzał spędzać tego czasu włócząc się jak cień po posiadłości. Pragnął być już przy Elizabeth, nienależnie od tego, co przyniesie przyszłość. Wszedł więc co jej sypialni, pukając uprzednio, i nie usłyszawszy odpowiedzi, odetchnął z ulgą i wprowadził do wnętrza pomieszczenia wózek z jedzeniem. Postawił go nieopodal toaletki, a sam usiadł na stojącym przy wezgłowiu łóżka krześle i przyłożył dłoń do czoła nastolatki. Nie miała gorączki, temperatura jej ciała nie była również zbyt niska. Wyglądało na to, że jak na razie nie odczuwała żadnych negatywnych skutków zabiegu. Przynajmniej pozornie, bo demon przez cały czas nie mógł pozbyć się wrażenia, że niewidzialna siła, której doświadczyli pod koniec operacji, wydawała mu się dziwnie znajoma i nie wróżyła niczego dobrego. Miał jednak nadzieję, że to wszystko było jedynie wynikiem jego zdenerwowania. W ostatnim czasie zdarzyło mu się przejrzeć kilka publikacji na temat ludzkiej psychiki, skupiających się głównie na emocjach, i wiedział, że irracjonalne obawy były naturalnym wynikiem reakcji organizmu na zmartwienie i stres, a tego w życiu króla piekła ostatnio nie brakowało. 

4 komentarze:

  1. Już raz zabiłaś Sebastiana, dlatego tym razem nie przejęłam się tym zbytnio. Ale rozbolała mnie głowa, gdy Ida mieszała Lizz w myślach. To było takie... A nie wiem, ale nie podoba mi się. Skoro Lizz jest Lizz, a Ida zaledwie id, więc Lizz, jako Superego jest w stanie zmusić podświadomość do posłuszeństwa bądź ukrycia, inaczej nigdy nie stworzyłyby charakter ego. Więc jestem spokojna o Lizz, przynajmniej z psychologicznego punktu widzenia.
    No i byłam zadowolona, kiedy Michała zaczął gryźć demon, a porę zaczęło mnie boleć moje serce ( tak, nieznośna cecha, odczuwanie bólu innych) i tak strasznie mi było szkoda Sebusia T_T i chętnie sama bym rozszarpała tamtego potwora. Co gorsze, martwię się ugryzieniem serca króla. Wygryzł związek z Eni? Zabrał moc? Spowoduje, że Sebastian odrodzi się w nim? A Lizz dobrze tak, niech puaka!
    Cieszy mnie tylko to, że nie wszyscy Shinigami będą mieli chore ambicje. Może ktoś z nich pokona Undzia? XDDD cieszyłabym się na soumaczny wpierdol do tego wariata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Ida jedynie pokazała Lizz wizję, w oparciu o jej lęki, informacje itp, która miała wzbudzić na tyle silne uczucia, by w tym stanie wyprzeć myśli o tym, co Ida jej powiedziała i co moglaby wykorzystać przeciwko niej. Tu nie ma akurat żadnego głębszego przesłania w ryn wyrywaniu serca, chyba że jeszcze mózg mi tego nie zdradził.
      I nie bądź wredna dla Lizz! Ona cierpi xD. Zabijanie Michała to coś miłego, zabijanie Sebusia w sumie też. I dobrze, że się nie przejęłaś, to był tylko głupi wytwór wyobraźni, szkoda ba to nerwów xD.

      Usuń
  2. Hmm ... Z jednej strony chciałabym, aby w Lizzy chociaż po części obudziła się Ida,ponieważ byłaby wtedy jednym słowem zajebista ... Tak ... ja i moje chore rozumowanie ... Jednak jedno mnie dziwi ... Przecież demony są nieśmiertelne, a zabić może je jedynie ten miecz który był w drugim sezonie więc jakim cudem Sebastian może umrzeć od czegoś takiego ? Poważnie zranić tak, ale zginąć ? Palam również lekkim obrzydzeniem do jego osoby z powodu tego jak oszukuje Lizzy ... Gdy ona męczy się z koszmarami on zabawia się w piekle ... Ehh ... mogę powiedzieć, że mnie to trochę boli, ponieważ bardzo wczułam się w to opowiadanie ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wczułaś się w opowiadanie <3.
      Spieszę z tłumaczeniem odnoßnie zabijania demonów. Otóż ja nie uznaję drugiego sezonu na kanon. To wymysł producentów, robiony dla hajsu, pełen błędów logicznych i z kiepską kreską. Nie lubię. Moje opowiadanie bazuje na treściach z mangi, w której nie pojawiają się kktuwy z drugiego sezonu. Wobec tego bronie bogów śmierci mogą zabić demona, ale to nie jedyny sposób (inwencja twórcza), a ten miecz... On dla mnie zwyczajnie nigdy nie istniał :P. Stąd różnice. Oczywiście nie mam nic do ludzi, którzy ten sezon lubią, każdemu jego rozrywka, ale wyjaśnić to warto :P.
      Sebastian źle traktuje Lizz, Eni zresztą też. Niedługo jednak wszystko się jakoś wyjaśni :P.
      Dzięki za komentarz :*.

      Usuń

.