wtorek, 31 maja 2016

Tom IV, XXV

Ciężko mi było dożyć w tym upale do środy, ale jakoś się udało TT_TT. Jeszcze we wtorek miałam tak mało wyświetleń bloga, że aż mi się smutno zrobiło, na szczęście skończyło się na prawie 600, więc nie narzekam. Widocznie teraz wszyscy czytają na wieczór :P.
Nie mam siły więcej kombinować ze wstępem, więc po prostu zapraszam na nowy rozdział i liczę na odzew z Waszej strony. Już dawno niczego nie proponowaliście, a ja mam dziurę fabularną i mogłabym tam coś wcisnąć. (Nie mówiąc o tym, że od trzech dni napisałam tylko dwie strony, bo studia kradną mi życie -_-.)

PS Najlepszego z okazji dnia dziecka dla nas wszystkich! :D

Miłego :*

====================

                Kruk siedział na krześle, co chwilę nerwowo zerkając na zegarek. Odliczał każdą kolejną minutę, jakby wydawało mu się, że równo z wybiciem południa jego pani się ocknie. Chociaż wiedział, że życie różniło się znacznie od opisywanych w książkach historii i niezwykle rzadko zdarzało się, że tak przypadkowe rzeczy działy się dokładnie w określonym przez kogoś czasie, jego nowa, emocjonalna część osobowości nie dawała się przekonać. Cieszył się, że przynajmniej powoli udawało mu się okiełznać uczucia i dojść do względnej, wewnętrznej harmonii. Liczył na to, że kiedy jego pani się obudzi, dowie się, że zabieg przebiegł pomyślnie, a potem będzie mógł się wreszcie skupić na tym, by w pełni przejąć utraconą kontrolę nad swoim życiem. Chwilami brakowało mu tego zimnego, logicznego osądu, którym kierował się przez tak wiele Rzeczywistości. Najgorsze było jednak to, że wystarczył tak krótki wycinek czasu, by sposób, w jaki żył od zawsze, stał się dla niego tak niewyraźny i odległy, że ledwie był w stanie stwierdzić, jak zachowałby się w danej sytuacji, gdyby emocje wciąż były dla niego nieodkrytą tajemnicą.

                — Sebastian! — Do uszu kamerdynera dotarł dobrze znany mu głos.
Zdenerwowany wypuścił z dłoni zegarek i zerwał się na równe nogi, dopadając do łóżka hrabianki.
                Dziewczyna oddychała płytko i niezwykle szybko, błędnym wzrokiem wodząc po wnętrzu pokoju, jakby nie widziała jego twarzy. Zmartwiony Michaelis dotknął policzka Lizz, a wtedy ona szarpnęła go za rękę, sprawiając, że przewrócił się na materac tuż obok niej. Dopiero wtedy udało jej się do reszty wybudzić z koszmaru. Spojrzała na bruneta i przez chwilę chciała zepchnąć go z łóżka i nawyzywać od zboczonych, hańbiących jej dobre imię mężczyzn, ale wtedy przed oczami nastolatki stanął obraz zakrwawionych zwłok demona.
                — Nic ci nie jest — mruknęła z ulgą i wtuliła się w Sebastiana, nie myśląc o tym, jak bardzo przeczyło to w tej chwili wszystkiemu, co dotąd mówiła i robiła.
Nie mogła dłużej się okłamywać i nie była w stanie tworzyć między nimi tak ogromnego dystansu. Nie potrafiła również odzierać się z tego, czego pragnęła, w obawie o to, że służący znów ją odepchnie. Ufała mu, kochała go, a to, co dla niej zrobił w zakładzie grabarza, było dowodem na to, że w pełni zasługiwał na zaufanie, o które tak bardzo zabiegał.
                — Oczywiście, że nim mi nie jest, panienko. Miałaś zły sen? — zapytał łagodnie, niepewnie obejmując nastolatkę i przytulając ją do swojej piersi.
                Chociaż wiedział, że nie powinien wykorzystywać chwili słabości hrabianki, wciąż miał w pamięci słowa Jeanny i złość, jaką wywołała w niej informacja, że nie przytulił swojej pani, gdy tego potrzebowała. Skoro więc teraz Lizz zrobiła to sama, musiał być dla niej oparciem. Poza tym poczuł się tak, jakby ktoś zrzucił z jego barków niesamowity ciężar, który stale nosił na barkach przez ostatnie miesiące.
Wdychał przyjemny zapach skóry swojej pani wymieszany z domieszką woni medykamentów. Czuł na sobie jej ciepło i drżenie wątłej dziewczyny, która, zwyczajnie przerażona, szukała w nim wsparcia.
                — Widziałam, jak umierasz. Ona mi pokazała… Ona… Ona mówiła, że umrzesz. Ty nie umrzesz. Nie możesz. Nie zrobisz tego. To ja mam cię zabić! — mówiła rozdygotana hrabianka.
                Koszula Michaelisa powoli wilgotniała od łez roztrzęsionej nastolatki. Bolesne ukłucie w sercu zmusiło go, by przytulił ją do siebie mocniej, dając odczuć, że jest obok niej i nie zamierza umierać.
                — Nic mi nie jest, panienko. Nie martw się, nie umrę, dopóki mi nie rozkażesz — powiedział ciepło, głaszcząc dziewczynę po głowie.
                Przez kilka kolejnych minut milczeli. Elizabeth była przerażona i zawstydzona, nie chciała, by demon widział jej twarz w chwili tak wielkiej słabości, a Sebastian zwyczajnie nie wiedział, jak powinien się zachować. Pragnął zapytać, kim była wspomniana przez szlachciankę „ona”, chciał dowiedzieć się, czy jego zapłakana kontrahentka czuła swoje nogi – jednak żadne z tych pytań nie wydawało się odpowiednie. Musiał odłożyć swoją ciekawość na bok, tłumacząc sobie, przyjdzie jeszcze czas, by poznać odpowiedzi. W tamtej chwili liczyło się jedynie to, by zapewnić Lizz poczucie bezpieczeństwa.
                — Sebastian — mruknęła hrabianka, po kolejnych kilku minutach ciszy. — Wystarczy — dodała z wyrzutem, kiedy na nią spojrzał.
Demon uśmiechnął się ciepło i posłusznie zszedł z łóżka. Podszedł do wózka, sięgnął po szklankę z wodą i podał ją Elizabeth, prosząc, by piła pomału. Dziewczyna skinęła głową, ale zignorowała zalecenie Michaelisa i duszkiem opróżniła szklankę, na koniec wzdychając z ulgą.
                — Panienko… — zaczął kamerdyner, odbierając od niej naczynie.
Kiedy jednak napotkał wzrok dwojga błękitnych oczu, wycofał się i jedynie postawił przed nią sałatkę, prosząc, by chociaż spróbowała coś zjeść. Nastolatka spojrzała na jedzenie, krzywiąc się wymownie, ale sięgnęła po sztuciec i zaczęła dłubać w półmisku, wybierając jedynie kawałki pomidora. Całą resztę zostawiła, delikatnie odsuwając naczynie i prosząc demona o kolejną szklankę wody. Mężczyzna bez słowa skinął głową i zniknął na chwilę za drzwiami sypialni, by wrócić z kolejną porcją napoju.
                — Może ma panienka ochotę na herbatę? —zapytał, odbierając od niej opróżnioną szklankę.
                — Nie. Niedobrze mi — mruknęła, i wtuliła się w poduszkę, zasłaniając kołdrą twarz.
Zmartwiony demon klęknął przed nią, ściągnął z dłoni rękawiczkę i powoli przysunął rękę do jej czoła. Temperatura Elizabeth wciąż mieściła się w normie, choć demonowi zdawało się, że była lekko podwyższona. Sebastian zerknął w dół łóżka, a potem znów przeniósł wzrok na Elizabeth. Kiedy jednak otworzył usta, nastolatka dotknęła palcem jego warg i lekko pokręciła głową.
                — Jeszcze nie. Proszę. Pozwól mi… Jeszcze przez chwilę — powiedziała niemal bezgłośnie i lekko przygryzła język, starając się powstrzymać łzy.
                Chociaż bardzo pragnęła dowiedzieć się, czy operacja przebiegła pomyślnie, za bardzo się bała, że straci ostatnie źródło nadziei. Chciała jeszcze przez chwilę żyć w nieświadomości, nacieszyć się pozornym spokojem, zanim pozna ostateczny werdykt. Sebastian doskonale ją rozumiał, dlatego posłusznie wycofał się i nie zadał pytania.
                — Czy mogę zapytać, kim była „ona”, o której wspominała panienka tuż po przebudzeniu? — powiedział ściszonym głosem i wyciągnął z kieszeni smoczą łuskę, którą podarował hrabiance przed zabiegiem.
                — Ja… — zaczęła i zacięła się, próbując przywołać obrazy ze snu, lecz wszystko się wymieszało, tworząc niewyraźny obraz ponakładanych na siebie scenek, wśród których wyróżniała się tylko jedna: chwila, w której Sebastian umiera. – Nie! — krzyknęła, drżąc spazmatycznie, by po chwili nerwowo pokręcić głową. — Nie wiem, Sebastian. Nie pamiętam — wyjaśniła zrezygnowana i westchnęła ciężko, intensywnie wpatrując się w wiązanie jego krawata, jakby próbowała wyczytać z niego jakąś niezwykłą mądrość.
Czuła się strasznie dziwnie. Wszystko wydawało jej się obce, wszystko oprócz demona, ale nie chciała cały czas kleić się do niego jak jakieś słabe, przerażone dziewczątko. Musiała stawić czoła swoim lękom, a póki Sebastian był obok, wystarczyło, że patrzył w jej kierunku – samo to dodawało dziewczynie odwagi. Wiedziała, że w końcu będzie musiała poruszyć nogami, ale kiedy tylko na nie patrzyła, ogarniało ją okropne uczucie, jakby chciała uciec z własnego ciała, a co gorsza, miała wrażenie, że coś w wewnątrz niej zachęcało, by to zrobiła.
                — Sebastian, pocałuj mnie — powiedziała nagle pewnym głosem, z determinacją patrząc demonowi w oczy.
Nie wiedziała, czemu właściwie tego zażądała, chyba szukała czegoś, co na moment rozproszyłoby jej uwagę, by mogła zebrać w sobie siły i się ruszyć. Wybrała niezwykle idiotyczny sposób, ale świeżo po zabiegu i kilkunastu, sądząc po domniemanej porze dnia, godzinach wywołanego farmakologicznie snu, nie miała siły wymyślać niczego sensowniejszego.
                — To rozkaz. Masz mnie pocałować — powtórzyła, widząc wahanie mężczyzny.
                — Tak jest — mruknął zbity z tropu i pochylił się nad dziewczyną, delikatnie muskając wargami jej spierzchnięte usta.
Zamierzał ograniczyć się jedynie do delikatnego dotyku, lecz kiedy poczuł ciepło skóry Elizabeth, zapragnął czegoś więcej. Nie chcąc jej wystraszyć, nieśmiało wplótł rękę we włosy nastolatki i pogłębił pocałunek, który Lizz oddała mu z taką pasją, jakby sama pragnęła tego od dłuższego czasu. Po chwili jednak czar prysł i hrabianka odepchnęła od siebie demona, patrząc na niego wściekle.
                — Kazałam ci… Eh, mniejsza z tym, demonie — wybełkotała nieskładnie i ponownie zerknęła na swoje stopy.
Sebastian nie przejął się szczególnie jej nagłą zmianą podejścia. Widząc, że zdecydowała się wreszcie sprawdzić, czy odzyskała czucie w nogach, chwycił ją za dłoń. Miał pewność, że właśnie tego potrzebowała, tak samo, jak dałby sobie uciąć rękę za to, iż nigdy by go o to nie poprosiła. I tak przeszła samą siebie, otwierając się na jego dotyk aż do tego stopnia.
                Elizabeth wolała dowiedzieć się, czy zabieg przyniósł oczekiwany rezultat, niż dalej ciągnąć niezręczną sytuację, jaka między nimi wystąpiła. I tak to, co miało stać się wymówką, by zebrać myśli, stało się czymś, od czego wymówiła się, skupiając uwagę na tym, co było najistotniejsze. Uścisk dłoni demona dodawał jej otuchy. Była wdzięczna, że to zrobił. Dzięki temu prostemu gestowi, mimo zawrotów głowy na samą myśl o poruszeniu kończyną, czuła się stabilnie. Ręka Sebastiana stała się kotwicą, trzymającą ją u brzegu wzburzonej rzeki myśli i emocji.
Dziewczyna oddychała ciężko, przy każdym kolejnym wydechu, obiecując sobie, że będzie ostatnim przygotowującym ją do zmierzenia się z rzeczywistością, ale zdenerwowanie wygrywało z rozsądkiem i hrabianka zwyczajnie nie potrafiła przerwać tego napędzanego stresem kręgu.
                — Panienko? — zapytał cicho demon, zerkając głęboko w jej oczy.
Uśmiech Michaelisa i ogromny spokój, jaki dostrzegła w jego oczach, sprawiły, że Lizz poczuła się nieco lepiej. W dalszym ciągu drżała z nerwów, ale w końcu zmusiła się, by spróbować poruszyć nogą. Napięła mięśnie i wpatrywała się w zakrywający kończyny materiał, wstrzymując powietrze. Kamerdyner również skierował wzrok w dół łóżka, lecz żadne z nich nie zauważyło reakcji.
                — Po-poczekaj, m-może zrobiłam coś źle… — wybełkota roztrzęsiona dziewczyna.
Ponownie się skupiła i zaciskając palce na dłoni Sebastiana, ze wszystkich sił spróbowała poruszyć nogami. To, co czuła, widząc nieruchome kończyny, nie dawało się opisać słowami. Obraz przed jej oczami stawał się coraz bardziej niewyraźny. Każdy oddech dudnił w jej głowie, a sekundy zdawały się trwać wieczność. W dalszym ciągu starała się wprawić nogi w ruch ale za każdym razem efekt był taki sam.
                — Sebastian! Zdejmij to! Może, może po prostu nie widzimy! — krzyczała zdenerwowana Lizz, coraz bardziej się trzęsąc.
                Zrezygnowany demon starał się ukrywać przed szlachcianką ogarniający go smutek. Czuł się niesamowicie winny. Gdyby jej nie zostawił, gdyby chociaż dał jakiś znak, może by do tego nie doszło. Gdyby od razu przystał na propozycje Michała, może zdążyłby dotrzeć do swej pani na czas. Wszystko, co stało się przez ostatnie pół roku, nie miało żadnego sensu. Chociaż Michaelis miał wielkie plany na przyszłość, żadne z nich nie miały znaczenia w obliczu kalectwa jego pani. Naprawdę wierzył w to, że Undertaker zdoła uratować nogi hrabianki, że przywróci jej sprawność, odda to, co utraciła z winy niekompetentnego służącego…
                Chciał powiedzieć Elizabeth, że ściągnięcie materiału z nóg nic nie da. Nie był jednak w stanie wydusić z siebie ani słowa, widząc, jak jego pani rozpaczliwie chwytała się ostatków nadziei. Posłusznie odkrył nogi i znów chwycił szlachciankę za rękę. Uznał, że będzie wierzył wraz z nią do samego końca. Może miała rację? Może zwyczajnie zapomniała, jak używa się mięśni, może były tylko bardzo słabe i teraz uda jej się wprawić je w ruch? Pragnął w to wierzyć, ale widok szczupłych, nagich kończyn hrabianki, bezwładnie leżących na materacu, potęgował jedynie narastającą w demonie beznadzieję.
                — Teraz się uda. Patrz. Patrz! Sebastian, do cholery, patrz! — krzyczała  Elizabeth, szarpiąc Michaelisa za rękę.
Mężczyzna spojrzał w jej oczy, mruknął pod nosem niewyraźne „przepraszam” i znów spojrzał na nogi swojej pani. Poczuł na dłoni silny uścisk, jeszcze mocniejszy od poprzedniego, jednak kończyny dalej leżały bezwładnie na materacu. Szlachcianka poderwała się nagle i zaczęła nerwowo uderzać w swoje ciało.
                — Ruszcie się! Cholerne, bezużyteczne kikuty! Ruszcie się! To jest rozkaz! Ruszcie się! — powtarzała w amoku, ledwie chwytając powietrze i zalewając się łzami, póki demon nie skrępował rąk dziewczyny i nie przytulił jej do swojej piersi.
                — Wystarczy, panienko… — szepnął, głaszcząc ją po ramieniu. — Jakoś sobie z tym poradzimy.
                — Nie! Z niczym nie będziemy sobie radzić, demonie! Wynoś się! — warknęła Lizz, odpychając od siebie kamerdynera.
Zaczęła okładać go pięściami, póki ten nie wstał i nie odsunął się tak, że nie była go w stanie dosięgnąć.
                — Wynoś się! Nie chcę cię widzieć! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię, Sebastian! Wynocha! — powtarzała, nie zdając już sobie sprawy z tego, co mówiła.
To nie miało znaczenia, po prostu musiała krzyczeć. Znalazła w demonie winnego, przelewając na niego całą złość i rozpacz, które rozrywały jej ciało.
                Po chwili do sypialni dziewczyny wbiegła Jeanny wraz z Thomasem. Pokojówka zmierzyła wściekłym spojrzeniem Sebastiana, po czym dopadła do Elizabeth, każąc kucharzowi wyrzucić kamerdynera za drzwi. Demon nawet się nie stawiał. Spuścił głowę i pozwolił, by brunet wyprowadził go z sypialni hrabianki. Mówił coś, ale Kruk nie potrafił skupić się na jego słowach. Dotarł z nim do kuchni, usiadł na krześle i tępo wpatrywał się w skazę na drewnianym stole, nie wiedząc, co powinien teraz zrobić.
Sądził, iż był na to gotowy, ale okazało się, że prawda była inna. Uwierzył w powodzenie zabiegu, nie przyjął do siebie myśli o porażce i stając w jej obliczu, nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić. Nie było innego rozwiązania, pozostało mu tak naprawdę tylko opiekowanie się hrabianką i wierne trwanie u jej boku w świadomości, że doszczętnie zrujnował jej życie. Dopiero teraz zobaczył głębię cierpienia nastolatki. Wcześniej wiara w powodzenie operacji podtrzymywała ją na duchu, ale teraz, kiedy zupełnie straciła nadzieję, nie było już nic, co powstrzymywałoby ją przed całkowitym załamaniem.
                Hrabianka nie wiedziała, o co miałaby dalej walczyć. Pozwoliła, by Jeanny ją przytuliła. Wypłakiwała się w jej ramię, póki nie opadła z sił i nie położyła się, czując pieczenie zapuchniętych policzków. Nie widziała dalszego sensu swojej egzystencji. Jak miała się zemścić, jak mogła kogokolwiek pokonać, skoro nie potrafiła nawet o własnych siłach wstać z łóżka? Nie można walczyć, jeżdżąc na wózku. Nie można uciekać, biegać, pomagać w śledztwie. Miała wrażenie, że jej życie dobiegło końca, pozostawiając po sobie jedynie marną karykaturę tego, czym kiedyś było, chociaż i samo to nigdy nie mogło zostać nazwane szczęśliwym. W końcu zmęczona dziewczyna zamknęła oczy, zapadając w sen, gdzie chociaż przez chwilę mogła żyć złudzeniem pełnej sprawności. 

5 komentarzy:

  1. Dlaczego Lizzy nie odzyskała czucia w nogach ... ? Szczerze na to liczyłam ... Teraz jest mi jeszcze bardziej jej żal ... Dlaczego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jestem zuą autorką i lubię krzywdzić moich bohaterów BUAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHA!!!
      Nie, a tak serio, to *spoiler alert* :P.

      Usuń
  2. Czy rzeczywistość to czas przeznaczony na jednego kontrahenta? ( upartość)
    Nie jestem pewna, czy nawyzywać, czy zwyzywać.
    Powtórzenie barków
    "Poza tym poczuł się tak, jakby ktoś zrzucił z jego barków niesamowity ciężar, który stale nosił na barkach przez ostatnie miesiące. "
    Jaki kawaii rozkaz! ( i cholerka, kręcąc, żeby w trakcie napisać komcia, przeczytałam spoiler alert) ... Dobrze, że mi naspamiłaś. Dziękuję.
    Jestem z ciebie dumna jako czytelniczka, że okaleczyłaś Lizz, bo kiedyś ci o tym mówiła, ale Moja Ja siedzi obok na krześle i strasznie zapłakuje się, gdy to czyta. Bo sądziła, że się uda, i w dodatku to pojawienie się Idy potraktowała jako efekt uboczny, ale że wszystko wyszło. A tu nie.
    Szkoda mi Sebusia, ale nie zadzwonię mu do ogona.
    Ej, no, żal mi Lizz T.T Puakam? Znaczy, Moja Ja puaka, bo Ja się śmieję, żeby ukryć coś więcej. Ale szkodaaaaaaa... Za to już wiem, że o ile w 3 tomie zbierała się z rozbicia psychicznego, to w czwartym będzie zbierać z rozbicia fizycznego ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, bo Lizz to taka mała zbieraczka, wiecznie musi z czymś się zmagać xD. Nie no, nie sądzisz, że to by było nudne, gdybym powtórzyła tę samą formułę? Mam trochę inny plan, poza tym ona z tego emocjonalnego gówna wciąż do końca nie wyszła.
      Barki mi się mnożą, beta kwiczt <3. Nawyzywać/zwyzywać - jedno i drugie pyknie.
      I nie, rzeczywistość to nie czas na jednego kontrahenta. To by było zbyt egocentryczne. Ale, o ile samo założenie jest błędne, znajduje się w nim malutkie ziarenko prawdy :P.
      No i generalnie straciłam wąek odpowiedzi, bo ktoś się do mnie w busie dosiadł -_-. Hejcę komunikację miejską :/. Anyway, dobrze, że Twoja Ty puakasz, miało być nieco imołszynalnie xD.

      Usuń

.