Dziś nie będzie hejtów, bólów dupy ani innych takich. Bo nie mam, na co narzekać. Dziś będzie... Nic xD. Bo jestem zmęczona (Jak to jest, że już drugi raz muszę wcześnie wstać we wtorek i zawsze nie mogę zasnąć i śpię raptem 4-5 godzin? xD) i nawet, jeśli miałam coś do powiedzenia, to mi umknęło.
Mam za to nadzieję, że Wy będziecie mieli sporo do powiedzenia na temat rozdziału :P.
Miłego :*.
=============================
Wstała z łóżka
i niepewnym krokiem dotarła do szafy, z której wyciągnęła jedną z
najseksowniejszych kreacji, jakie tylko miała. Niech doradcy widzą, że jest
atrakcyjna. Niech lud jej zazdrości, niech wszyscy patrzą! Jeśli nie Kruk,
niechaj wszyscy inni doceniają jej walory. A kiedy kontrakt męża dobiegnie
końca, zemści się na nim i wyrówna rachunki. Potem znów będą mogli być razem,
towarzyszyć sobie poprzez wieczną wędrówkę, nigdy nie opuszczając swego boku.
Musiała tylko znaleźć sposób, żeby anioły nie odebrały mu życia.
Kiedy jednak
służąca się nie zjawiła, chwyciła leżący na toaletce sztylet i rozcięła nim
dłoń. Palcem rozmazała krew, zapisując kilka znaków w dawnym alfabecie. Ideogramy
błysnęły i wypaliły cienkie blizny w skórze demonicy, a po chwili tuż obok niej
pojawiła się klęcząca służka. Enepsignos zmierzyła ją wzrokiem. Nie wyglądała
na chorą, martwą, ranną – nie było nic, co tłumaczyłoby jej niesubordynację.
— Wzywałam cię.
— Tak, pani.
Jednak generał powiedział, byśmy ignorowali rozkazy. Mówił, że to sprawa
najwyższej wagi, nie mieliśmy wyjścia… — wyjaśniła młodo wyglądająca demonica o
wielkich, brązowych oczach. Jej lśniące, granatowe włosy zakrywały nagie plecy,
zasłaniając skórę, na której dymiły jeszcze pozostałe po przyzwaniu słowa.
— To prawda? —
Enepsignos spojrzała podejrzliwie na Lokiego.
— Tak. Przecież
już mówiłem, że…
— Adria,
zawiadom doradców. Zebranie odbędzie się w sali tronowej za jedną kwartę —
powiedziała stanowczo, nie dając blondynowi dokończyć zdania.
Służąca skinęła
posłusznie głową i opuściła sypialnię królowej, by czym prędzej przekazać
wiadomość. *Jedna kwarta odpowiadała ludzkim czterdziestu ośmiu minutom – była
to jedna czwarta jednego z dwudziestu cykli, które musiały minąć, nim
zajdzie jedno z dwóch słońc, niosąc ze sobą pół noc. Jedna piekielna doba
trwała cztery many – jedne obroty wokół małego słońca zwanego przed demony Maną. Duże
słońce – Dra – użyczyło nazwę demonicznej dobie. Z racji jednak na to, że spora
część poddanych przebywała zazwyczaj w ludzkim świecie, bardzo często demony
posługiwały się człowieczym systemem odmierzania czasu. Enepsignos użyła nazwy
czysto piekielnej specjalnie, chciała podkreślić, jak obcy jest jej świat tych
plugawych istot.
Loki został z
królową, towarzysząc się podczas robienia makijażu i dochodzenia do siebie tak,
by żaden z doradców nie zobaczył oznak jej ostatnich poczynań. Generał miał
rację, musiała dalej wykonywać swoje obowiązki najlepiej, jak potrafiła. Dla
Kruka. Nie sądziła, że jej niesamowite oddanie aż tak bardzo widać, jednak
okazało się, że blondyn bez najmniejszego problemu w zupełności ją przejrzał.
Nie mogłaby zawieść ukochanego, nawet jeśli ten oddał serce innej. Całe
Rzeczywistości się za nim uganiała, pielęgnowała w sobie uczucie, nie marząc
nawet o tym, że kiedykolwiek zostanie odwzajemnione. I tak dostała przecież
wiele. Była królową, jej ukochany przysiągł uczucie do niej na oczach całego
królestwa. To więcej, niż kiedykolwiek pragnęła uzyskać.
Nie znaczyło to
oczywiście, że jej cierpienie zniknęło, po prostu wydało się odrobinę
znośniejsze. Marzyła o tym, że kiedy król wróci, kiedy ta mała suka przestanie
być mu potrzebna, wtedy ją zabije. Na oczach wszystkich, na Jego oczach –
sprawi, że będzie cierpiała i błagała o zakończenie marnego życia, a wtedy
Enepsignos zlituje się nad nią i zadba o to, by jej dusza rozproszyła się w
nicości. Taką karę planowała zrzucić na męża za niewierność i układała już w
głowie przemowę, którą uraczy zebranych gapiów; po tej egzekucji nikt już nigdy
nie śmie z nią zadrzeć i nadszarpnąć jej szczęścia.
U boku dowódcy
wojsk Enepsi udała się do sali tronowej, gdzie czekali już na nią wszyscy królewscy
doradcy. Żaden z nich nie odważył się skomentować jej postępowania – zresztą
tak samo, jak poprzednio. Cieszyło ją to, przynajmniej mogła poprawiać sobie
humor, patrząc, jak mistrz marionetek wierci się wściekle, zerkając na
Lewiatana. Nie mógł znów zaburzać przebiegu obrad, doskonale wiedział, czym by
się to skończyło. Dla własnego dobra i obrony honoru wolał więc zwyczajnie
odpuścić, wiedząc, że jeszcze nadarzy się nie jedna okazja, by zemścić się na
błękitnej demonicy.
Po wypełnieniu
wszystkich obowiązków Enepsignos wróciła do swojego apartamentu. Zrzuciła
ubrania i naga usiadła na łóżku, sięgając po kieliszek świeżej krwi, który
przyniosła jej Adria w prezencie od Anasiego. Informator przekazał przez
służkę, że wciąż nie udało mu się odnaleźć sposobu, by uratować króla, co
uderzyło w królową, ponownie niwecząc jej nastrój.
Zrezygnowana
sięgnęła po księgę, którą zabrała z demonicznej biblioteki. Baśń o wielkiej
miłości i jeszcze większej stracie wydawała jej się idealną lekturą w tym
okropnie smutnym czasie. Świadomość, że ktoś czuł ból podobny do tego, który
towarzyszył jej, nieco podtrzymywał demonicę na duchu. Miała nadzieję, że
zagłębiając się w lekturze, pozna losy demonów, które skończyły gorzej od niej,
bowiem cierpienie innych przynosiło ulgę. Świadomość, że komuś nie udało się w
życiu bardziej niż jej, zwyczajnie uszczęśliwiała Enepsignos.
Na kilkanaście
kolejnych godzin błękitna demonica zupełnie odcięła się od realnego świata.
Chłonęła kolejne wersety tekstu, nie dbając nawet o to, że dawno temu skończył
jej się trunek. Opowieść była tak wciągająca, pełna akcji i tak doskonale
oddająca jej uczucia, że chwilami odnosiła wrażenie, jakby ktoś sobie z niej
kpił, spisując przeinaczoną wersję jej własnego życia. Pełna emocji księga
zakończyła się jednak szczęśliwie i przez chwilę po jej zamknięciu kobieta nie
wiedziała, co ze sobą zrobić.
W pierwszym
odruchu chciała cisnąć kodeksem w ścianę i spalić go tak samo, jak spaliła już
nie jedną bezwartościową pisaninę, jednak powstrzymała się. Coś nie dawało jej
spokoju. Rozwiązanie akcji wydało się niezwykle podejrzane. Ubrała się więc i
pobiegła do Anasiego, licząc na to, że on będzie znał odpowiedzi na jej
pytania.
Dobiegłszy do
drzwi samotni archiwisty, zaczęła walić w nie z całej siły, dopóki niewidzialna
bariera nie opadła i zapadki nie rozsunęły się z nieprzyjemnym zgrzytem,
zapraszając królową do środka.
— Anasi! —
krzyknęła, zatrzaskując za sobą wrota.
— Pani, co cię
do mnie sprowadza? — zapytał spokojnie, odkładając trzymane w dłoni pióru. —
Prosiłem twoją służącą, by wraz z prezentem przekazała najnowsze informacje.
Czyżby tego nie zrobiła?
— Zrobiła,
zrobiła. Nie o to chodzi. Patrz!
Królowa rzuciła
księgę na blat przodem do demona i przekartkowała ją pospiesznie, odnajdując
interesującą ją stronę. Wskazała palcem odpowiedni wers i kazała informatorowi
czytać. Anasi powoli przesuwał wzrok po tekście, wydając z siebie niewyraźne
pomruki, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał. Kiedy skończył, zamknął
kodeks i przyjrzał się zamieszczonym na okładce informacjom. Następnie obejrzał
grzbiet, czwórkę tytułową i kolofon, a potem wbił wzrok w oczy królowej.
— Pani, zdaje
mi się, że udało ci się odkryć coś niezwykle ważnego — powiedział
podekscytowany i sięgnął po arkusz papieru.
Zapisał na nim
listę składników, których potrzebował i przyzwał Arachnę, by ta zabrała
wiadomość i przekazała ją reszcie pająków.
— Jutro
będziemy mieć wszystko, pani. Proszę, byś spotkała się ze mną w podziemnym
laboratorium — poprosił tajemniczo.
— Możesz
jaśniej? O co chodzi?! Wiesz, jak uratować Kruka?!
Anasi nie
odpowiedział. Uśmiechnął się tylko przebiegle i przeprosił demonicę, tłumacząc
się mnóstwem pracy. Nie chciał zdradzać jej żadnych szczegółów. Znał gorący
temperament władczyni i wiedział, że bez względu na to, jak brzmiałaby odpowiedź,
Enepsignos zaczęłaby działać na własną rękę. Nie mówiąc nic i rekwirując
kodeks, zdobył pewność, że nie zrobi niczego nierozsądnego. Sam wiedział
jedynie, że to, co odnalazła w niepozornej, kiepskiej literaturze, mogło mieć
niezwykle wielką wartość, bez względu na to, czy miało związek z uratowaniem
króla czy też nie.
~*~
Czas w
posiadłości Roseblack upływał niezwykle spokojnie na codziennych, rutynowych
czynnościach. Los uraczył domowników spokojem, nie rzucając pod nich nogi
żadnych kłód. Dni mijały w atmosferze nadziei i szczęścia, nie można było
jednak rzecz, by ta sielanka rozleniwiała mieszkańców dworu. Elizabeth spędzała
całe dnie na ciężkich ćwiczeniach, pragnąc jak najszybciej odzywać sprawność.
Resztę czasu dzieliła pomiędzy pracę i pogawędki z przyjaciółką, zręcznie
unikając dwuznacznych sytuacji z udziałem kamerdynera. Zrezygnowała z nich, nie
czując się jeszcze odpowiednio pewna siebie. Uważała, że kiedy zdoła przejść o
własnych siłach z łóżka do łazienki, będzie na powrót wystarczająco
samodzielna, by wznowić grę z demonem.
Tomoko zaś
całymi dniami pracowała nad dokumentami, które zabrała ze sobą z Japonii. Matka
zapowiedziała, że jeśli zamierza wypełniać obowiązki na odległość, zadba o to,
by nie miała ich zbyt mało. I tak księżniczka została bezpośrednią
zwierzchniczką londyńskiego oddziału firmy, jednocześnie zajmując się również
sprawami w swym rodzimym kraju. Matka wysyłała jej dokumenty, a ona odsyłała je
z powrotem, zawsze spiesząc się z wypełnianiem kolejnych rubryk w obawie o to,
że wiadomości nie dotrą na czas i rodzina straci część majątku, co skutkowałoby
natychmiastowym ściągnięciem jej z powrotem do ojczyzny. Nie chciała wracać,
wolała zostać u boku przyjaciółki i wspierać ją w długotrwałym, mozolnym
powrocie do zdrowia. Pragnęła również być blisko Taia, wspierać go w
utrzymywaniu sekretu przed resztą służby i spędzać z nim miło czas, bo chociaż
wciąż spoczywało na niej mnóstwo obowiązków, miała wystarczająco dużo czasu
wolnego, by nie czuć się wiecznie zmęczona.
Kilka razy
wyszła z chłopakiem na spacer do lasu, raz nawet w towarzystwie Elizabeth,
Sebastiana i Frederica udali się na zakupy do miasta. Przy okazji odwiedzili
park, z którym obie nastolatki wiązały wiele przyjemnych wspomnień, poszły na
obiad, do cukierni i pod sam Pałac Buckingham, gdzie ugoszczono ich na
audiencji u królowej. Tomoko od zawsze marzyła o tym, by spotkać się z matką
angielskiego rodu, a Lizz już od jakiegoś czasu wybierała się, by zdać
oficjalny raport i porozmawiać o sprawach związanych z przyszłością jej pracy.
Jedynie życie
Sebastiana różniło się nieco od tej monotonnej sielanki, która z jednej strony
– ze względu na Elizabeth – cieszyła go, lecz z drugiej napawała nieznośnym
znudzeniem. Gdyby nie przeszpiegi, na które wysłała go kontrahentka, byłoby mu
ciężko. Ostatnie miesiące przyzwyczaiły go do ciągłych problemów, pracy i
stresu, jego nagły brak wydawał się demonowi zwyczajnie nienaturalny.
Elizabeth
wysłała Michaelisa do wsi, o której wspominał jej James. Nie chciała tego
robić, póki chłopak był w posiadłości, bojąc się, że wysnuje kolejne
podejrzenia, ale kiedy wyjechał, nic już nie stało na przeszkodzie, żeby demon
udał się do wioski i zbadał tę dziwną sprawę. Sebastian nie miał oczywiście nic
przeciwko. Zadbał o to, by hrabianka nie ignorowała swojej pracy i poinstruował
Frederica i Taia, jak pomóc dziewczynie w rehabilitacji, by z powodu jego
nieobecności nie opuściła treningów – systematyczność bowiem była rzeczą
szalenie ważną. Wiedział również, że gdyby nie znalazł zastępstwa, uparta szlachcianka
najprawdopodobniej próbowałaby rehabilitować się sama, a o skutkach takiego
treningu Michaelis wolał nawet nie myśleć, bo gdy tylko zaczynał, nachodziły go
najczarniejsze myśli.
Do wsi udał się
pod osłoną nocy, tak, by dotrzeć na skraj mieściny z samego rana, nie budząc
niczyich podejrzeń. Porzucił kamerdynerski frak na rzecz poprzecieranej,
przybrudzonej koszuli, kurtki ze zużytej skóry i znoszonych spodni. Potargał
włosy, powycierał się nieco o leśną ściółkę i zabrał ze sobą plecak pełen
poniszczonych bambetli. Wszystko po to, by swobodnie wmieszać się w tłum.
Musiał również pamiętać o tym, by nie być sobą – co oznaczało unikanie
idealności, szerokiej wiedzy i ponadprzeciętnej sprawności fizycznej. Tylko
twarz pozostawił w niemal nienaruszonym stanie, szpecąc ją jedynie pojedynczą
blizną na policzku. Zmiana całego kształtu czaszki była zbyt męcząca, by
porywać się do tak radykalnego postępowania w imię sprawy, która wydawała się
demonowi niewspółmierna do niewielkiego zagrożenia, że ktoś mógłby go rozpoznać
lub dopatrzyć się w nim kolejnego demona.
O świcie,
zgodnie z planem, wkroczył na teren wioski. Mieszkańcy rzucali mu podejrzliwe
spojrzenia, szeptali za plecami, matki zabierały dzieci do domów, a kupcy nagle
ściszali ton swoich reklamowych okrzyków.
— Cóż za obrzydliwie zacofane miejsce —
prychnął w myśli Michaelis, krzywiąc się na widok kolejnego, uciekającego przed
nim dziecka.
Wiedział, że
wieś rządziła się sowimi prawami, szczególnie tak odizolowana, pozbawiona
wpływów z miasta, nie sądził jednak, że spotka ludzi o takiej samej
mentalności, jak ci, których wybił dawno temu, gdy był jeszcze młodym demonem i
kompletnie nie wiedział, jak powinien zachowywać się w ludzkim świecie. Od
tamtego czasu minęło kilka Rzeczywistości, jednak w tej wiosze wszystko było
wciąż tak samo prymitywne. Jedynie ubrania, architektura i narzędzia wyglądało
nieco nowocześniej, choć Sebastian mógłby się założyć, że gdyby dokładnie
przetrzepał wszystkie chaty, znalazłby nie jedno archaiczne narzędzie, którego
wieśniacy używali na co dzień, nie znając dobrodziejstw nowego świata.
Początkowo Michaelis
planował nie rzucać się w oczy. Chciał rozejrzeć się po ludzkiej osadzie,
zrozumieć, jakimi prawa mi się rządziła, a potem wypytać niezobowiązująco
kogoś, kto w jego mniemaniu posiadałby odpowiednio szeroką i rzetelną wiedzę na
temat obyczajów panujących wśród mieszkańców. Jednak plan spalił na panewce.
Właściwie powinien się tego domyślić, w końcu w takich miejscach wszyscy
doskonale się znali, nie sądził jednak, że aż tak dziko reagują na
nieznajomych. Nici z dyskrecji, musiał więc dobrze odegrać rolę podróżnika i w
sprytny sposób dowiedzieć się czegoś od podejrzliwych wieśniaków.
Nie planował
wypytywać ich na ulicy, był pod ciągłą obserwacją dziesiątek nieprzychylnych ze
strachu spojrzeń. Nawet gdyby ktoś zechciał z nim rozmawiać, w takich warunkach
na niewiele by się to zdało. Żaden rozsądny mieszkaniec tak małej społeczności
nie ujawniał sekretów wsi na widoku znajomych, narażając się na
nieprzyjemności. Dlatego też Sebastian udał się do niewielkiego budynku na roku
głównego placyku, w którym znajdował się bar o dumnej nazwie „Leśna Karczma” –
jak informował drewniany szyld niedbale zawieszony nad drzwiami. Pedantycznemu
z natury demonowi tak nieestetyczny widok nie przypadł do gustu, ale był w
stanie zrozumieć niechlujstwo właściciela – jako posiadacz jedynego baru w
mieście, nie musiał się starać, bo nie miał konkurencji.
Kamerdyner
wszedł do środka, rozejrzał się po spowitym w półmroku wnętrzu, odetchnął
ciężko, czując smród stęchlizny, a potem podszedł do lady i zamówił zimne piwo.
Nieszczególnie miał ochotę na zalewanie żołądka czymś zbędnym organizmowi, ale
z uwagi na kamuflaż nie miał innego wyjścia. Zapłacił garstką przybrudzonych
drobniaków, które powyciągał z kilku kieszeni ubrania, wyrzucając je na stół w
obawie, że nie uda mu się uzbierać odpowiedniej sumy. Kiedy jednak okazało się,
że miał przy sobie akurat tyle, ile kosztował trunek, zakłopotany odetchnął z
ulgą. Chwycił kufel i usiadł na końcu lady, w rogu baru, by móc porozmawiać z
pracownikiem i jednocześnie mieć doskonały widok na wszystkich obecnych.
— Dobrze
mieszkać w takim cichym miejscu — zaczął z nutą utęsknienia w głosie.
Barman zmierzył
go wzrokiem i prychnął zdegustowany, jawnie pokazując intruzowi, że jego
obecność nikogo nie cieszy. Michaelis jednak nie dawał za wygraną.
— Słyszałem, że
ta wieś należy do hrabiego Blacka. Chciałbym go poznać. Nie wie pan, gdzie
mógłbym go znaleźć? — zapytał nie owijając w bawełnę.
— A na co ci
łon? — uniósł się mocno opalony brunet, odstawiając z hukiem szklankę na drewniany
blat tuż obok lewej dłoni Sebastiana. Rozejrzał się uważnie, a potem pochylił
się nad gościem i dodał konspiracyjnym szeptem: — To je burżuj, panie. Tylko
siano i siano, wogle o nas nie dba. A łobiecywał złote jajka, ino krowy z głodu
padajo, tak nas łokradł.
— Sądziłem, że
taki wielki pan dba o swoje włości. Przykro mi — odparł zasmucony demon.
Strzał w
dziesiątkę! Skoro delikatne wypytywanie na niewiele się zdało, postawił na
zwykłą, chłopską bezpośredniość – i jak widać się nie mylił. Wprawdzie sposób
wysławiania się mężczyzny niesamowicie go irytował, lecz estetyka miała tutaj
wartość drugoplanową. Liczyły się informacje.
==============
*Dla ułatwienia pomogę Wam to policzyć, bo sama się długo gubiłam xD. A więc:
Kwarta = 48 minut
Cykl = 4 kwarty = 48x4 = 192 minuty
Dra (doba) Doba = 20 cykli = 20 x 192 = 3840 minut = 4 many
1 mana = 3840/4 = 960 min
Więc Dra trwa 3840 / 60 = 64 ludzkie godziny.
Tak, trochę więcej niż u ludzi. Mam nadzieję, że te obliczenia Wam pomogą. Ja dziś (we wtorek) padam na ryj i najpierw się pomyliłam w jednostkach (nie przeliczyłam minut na godziny xD) i mi wyszło, że demoniczna doba trwa 160 ludzkich dni ahahahaha. No, ale liczę na to, że wyjaśnienie Wam pomoże :*. Pierwszy raz porywam się na własne jednostki czasu, zobaczymy, jak to wyjdzie, bo trochę się obawiam. Jednak dla przyszłości fabuły jest to istotne. Dotąd sami widzieliście, że demony porozumiewały się za pomocą ludzkiego systemu godzin, przyszła więc kolej na to, by wyjaśnić, dlaczego słowo LUDZKA zawsze było przy tego typu określeniach wyraźnie zaznaczane :). No i na koniec graficzka (bądźcie łaskawi, nie miałam siły, znów... TT_TT):
Ja też serio padam na ryj XD Przychodzę sobie zmęczona ze szkoły do domu, a na końcu 2 wfy w tym upale masakra :/ Wchodzę na twojego bloga,a tu nowy rozdział :D Fajnie coś przeczytać po tym męczącym dniu w szkole. Z jednej strony Enepsi chce się zemścić na Sebastianie za to, że ten był jej niewierny, ale z drugiej strony chce go uratować i pozostać z nim na zawsze, jednak wciąż go kocha. Enepsi chcesz zabić Elizabeth ? Niech tylko spróbuje ! Jak ona mnie irytuje XD
OdpowiedzUsuńSebastian w roli wieśniaka już to sobie wyobrażam XD Ale ta scena spodobała mi się, super ją opisałaś, bardzo lubię takie wątki detektywistyczne, jestem też ciekawa kim jest ten hrabia Black .
Demoniczna doba trwa 160 ludzkich dni O.O W życiu bym nie pomyślała.
Tak to życzę weny, żebyś miała jakieś pomysły na kolejne rozdziały i czekam na następny :*
Nie! Demoniczna sobra trwa 64 ludzkie godziny. 160 to pomyłka, bo półprzytomna źle przeliczyłam xD. Jakby miała trwać tyle dni to by dopiero było xDDDD. Początkowo miało być więcej, ale uznałam, że bez przesady, to by się później ciężko w praktyce wykorzystywało :P.
UsuńNo Enepsignos jest typową zdradzoną żoną teraz. I tak trzyma się całkiem dobrze. Chęć zabicia Lizz jest jak najbardziej sensowna, a biorąc pod uwagę, że Enepsignos to demon, to i tak jest zbyt delikatna xDDDD.
Dziękuję i do zobaczenia w kolejnym rozdziale :*.
Super rozdział, czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję :).
UsuńEhehehe wiesz jaki mi się obraz pojawił przed oczmi? Jak Sebcio w lesie tarza się w sciółce leśnej. Fabuła świetna a terazz...
OdpowiedzUsuń,, odkładając, trzumane w dłoni pióru- pióro
,, pragnęła , jak najrzybciej odzywać- odzyskać.
Jeszcze gdzieś widziałam bład ale nie mogę znaleźć. Aha i jeszcze ten ,, łon ,, no nie dobre ten starpolski akcent hehehe. Piękny art. Czekam na nexta!
Ten "łon" jest specjalnie. Bo to wieśniok godo, to nje dba o to jak, byle mówić. To nie jest też żadna gwara (nie znam żadnej, nie będę sie uczuć na potrzeby opka; do książki sie już postaram o kogoś, kto mi to ewentualnie ogarnie, jeśli się zdecyduję, choć chyba wolę tak, jak jest), po prostu niewykształcony wieśniak wyleww z siebie słowa, a że nie dba o poprawność, bo to dla szlachty i elegancików, to tak właśnie mu wyszło.
UsuńW ogóle strasznie przyjemnie mi się pisało tę część o Sebastianie we wsi xD. To prawie jak takie AU XD.
Dziękuję i do zobaczenia :*.
Wyłapałam nieścisłość i chciałabym się upewnić.
OdpowiedzUsuńEnepsi rozmazuje krew na sobie, po czym na jej własnej skórze robią się blizny, a potem piszesz, że na plecach przyznanej demonicy idzie dym od blizny (xd) czyli one okaleczają się obie podczas przyzywania, czy jak?
Towarzysząc się. XDDDDD "Loki został z królową, towarzysząc się podczas robienia makijażu"
Ale ale ale... To to była baśń o miłości. Skąd Anasi wynalazł przepis na cokolwiek? I czemu to podziemne laboratorium tak bardzo kojarzy mi się z Undziem T_T W ogóle, chce więcej Anasiego i już.
Co dalej... Nudne, sielankowe życie w posiadłości Roseblack. I byłabym, kontent, gdyby ten Black był kimś, komu tylko róży brakuje xddfddd no, powiedzmy jakiś kgrewby Lizzy. I czemu on tak po góralsku zaciąga xdddd Nic nie było o górach!
I się upewniam: Many i Dry sama wymyśliłaś? Bo pręty to chyba byla oficjalna jednostka, czy coś pomieszałam?
Tak, pręty należą do jednostek imperialnuch, jak stopy itp itd. Many i Dry są moje. I czemu nikt się tym nie jara -_-? Tyle się człowiek napracuje, żeby wymyślić jakiś oryginalny element świata przedstawionego i nikt nawet się tym bie zachwyci. Żal, ból i rozpacz. Jestem oficjalnie zawiedziona TT_TT.
UsuńI nie ma nieścisłoźci. Tak właśnie jest, że kiedy ona przyzywa innego demona, to lotery wypalają się na skórze jednej i drugiej. Myślałam, że nie muszę tłumaczyć wszystkiego i to dosyć oczywisty wniosek, więc pominęłam kolejne pół strony rozwodzenia się nad tym xD.
A to, że książka jest historią o miłości, nie znaczy, że nie może zawierać jakichś istotnych informacji dla prawdziwego świata. Widocznie coś w niej było. Komuś musiało zależeć na tym, by ten fakt ukryć xD. TO JEST SPISEG.
Świetny tekst!!! Parę błędów jest ale jak czytam/ łykam całe zdania jak głodny pelikan ryby to jakoś nie zwracam za bardzo uwagi hehe.. I ta misja sebcia w wiosce- powiem tak- NARESZCIE!!;) to cale gadanie o uczuciach..bleee nudne się zaczynało robić! Wolę akcję ;) jak zawsze "sowie" zamiast "sobie";) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAhahahahaha, sowie to mój znak rozpoznawczy xD. Nie wiem, czemu akurat zawsze taka literówka, no ale coś w tym musi być :P.
Usuń